10 grudnia, 2012

Szwoleżerskie dziś święto...:)


   Szczególnej dziś okazyi ku świętowaniu mamy. Nie dosyć, że to święto pułkowe już w tem roku ostatnie, bo dla przyczyn com już ich ongi tłomaczył najwięcej nam ich latem obchodzić, to jeszczeć pułku tak szczególnego. Nie dosyć, że pułku, co historyi swej dwustu już letniej ma tak zacnej, jako prawdziwie mało pułk który, to jeszczeć to mnie tenże pułk tem szczególny, że odtworzony w Międzywojniu dziecięciem był ukochanym mego Wieniawy:) Frasunek jaki mam z niem jeden jedyny, to taki, że pewnie tej noty podzielić przyjdzie, bo rzeczy do spomnienia godnych taka moc... a przecie zanudzać nie chcę, a i czasu na pisanie kaducznie mało...:(( Ano i tak tedy k'temu przyjść może, że święto mamyż 1-go Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego w rocznicę bitwy pod Dołhobyczowem w 1918 roku, a rad będę jako nadążę chocia o ich protoplastach napoleońskiej doby dziś pisania pokończyć...
   Wszytko poczęło się ode starań Towarzystwa Przyjaciół Ojczyzny, wielce osobliwego sprzysiężenia, które pod pruskiem jeszcze panowaniem zawiązali młodzi arystokraci pod protekcyją marszałka Sejmu Czteroletniego Stanisława Małachowskiego. Wszytcy owi Krasińscy, Pacowie, Małachowscy, Łubieńscy et consortes się wielce dla sprawy patryjotycznej zasłużyli poprzez to, że sobie czarnych obstalowali fraków z lakierowanemi guzikami, na których wyobrażono kotwicę i napis "Nadzieja". Koncept polegał na tem, że jako się będzie lakier wycierał, napis wyraźniejszy będzie, a czem będzie wyraźniejszy, to niepodległość bliżej będzie. Nie wiem, doprawdy, czemu przy działaniach tak rozstrzygających potrzebny nam był jeszcze jakiś Napoleon, by Prusaków pogromić... Może dla tej przyczyny, że się Towarzystwo arcymarnie o ten lakier na guzikach starało, póki co bez pamięci się angażując w pijatyki, uczty, burdy i pojedynki z inszą grupą podobnie patryjotycznej młodzi, z tem, że tamci fraków nosili zielonych z napisami "Jabłonna" na kołnierzach. Tamci się kupili wpodle swego przywódcy, co między inszemi tem słynął, że się nago po Warszawie na koniu rozbijał, a towarzystwo całe "Blachą" zwano ode nazwy pałacyku tegoż przywódcy, Xięcia Józefa Poniatowskiego... Złośliwostek dalszych poniechawszy godzi się rzec, że spod "Blachy" się znaczniejsza część przyszłego sztabu Pepiego i wielce dzielnych oficyjerów wywodzi, z naszych zaś czarnofrakowców powstała Gwardia Honorowa Polska, która Napoleonowi towarzysząc w czas kampanijej 1806 roku się dość dzielnie sprawiła pod Pułtuskiem i toż zapewne dało cesarzowi assumpt, by się na pułk polskiej jazdy w swojej gwardii zgodzić...
 Złośliwi prawili, że o to też szło, by własnego wystawić przy Napoleonie wojska, cożby wielce "Przyjaciołom" niemiłemu Xięciu Pepiemu, nie podlegało... Ano powiedło im się kogo trzeba przekabacić i tak kwietniem 1807 roku stanął, jak trzeba wyszykowany 1er Régiment de chevau-légers (polonais) de la Garde Impériale...czyli na mowę zrozumiałą przekładając 1 Pułk Lekkokonny Gwardii Cesarskiej... Aliści owi spolszczeni chevau-légers się tak dobrze w języku naszem (przyznać wypadnie, że w dobie tamtej sielnie sfrancuziałem) zadomowili, że dziś są niemal staropolskiego wojska symbolem niemal z husaryją na równi...
   Wojsko się z początku więcej widziało paradnem, niźli bojowem, a to i za munduru krojem, na kawalerii narodowej sprzed 1794 wzorowanej,   
takoż i dla elitarności swojej, gdzie oficyjerami paniczykowie najbogatsi pozostawali,  
 gdzie szlachcie zwyczajnej jeno żołnierski żołd został, a nieszlachta nawet i co marzyć nie miała, by się w tem ekskluzywnem towarzystwie pokazać. Dla niektórych, cależ i experiencyją wojenną bogatych legionistów dawnych, miejsc oficyjerskich zbrakło, a i weteranów wielu sarkało, że młokosy niemi dowodzić mają... Czas pokazał, że bogactwo dzielności nie przeszkadza, a i dowodzeniu rozumnemu na zawadzie nie stoi... no przynajmniej w tem jednem przypadku... Dowódcą pułku się ostał człowiek charakteru trudnego cośmy mieli poznać wejrzawszy w dzieje syna onegoż przyszłego, Zygmunta,  co się nam na trzeciego naszego wieszcza narodowego był wpisał... Takoż i czynność Wincentego Krasińskiego w czas Powstania Listopadowego niechybnie by go więcej kwalifikowała ku na latarni obwieszeniu, niźli niektórych z tych, co ich iście w Noc Listopadową obwieszono... Aliści nie uprzedzając wypadków przyszłych, póki co nam skonkludować przyjdzie, że pułk de nomine pod Krasińskiem, de facto częścią i może więcej pod francuskiemi gros-majorami (podpułkownikami) Delaitre'm i Dautancourtem sformowano, a że pułk był na żołdzie francuskiem, temuż i tam wojował, gdzie go zwierzchność francuska pchnęła... Spomnieć się jeszcze godzi, że z czterech dowódców szwadronów trzech w przyszłości (Łubieński, Kamieński, Stokowski) jenerałami zostało, zasię czwarty (Kozietulski) choć pomarł pułkownikiem, to nieśmiertelnej dostąpił chwały i w Panteonie bohatyrów naszych zyskał miejsce wielce poczesne, choć może i nie do końca aż tak zasłużone...
  Bojów swych poczęli w Iszpanijej, gdzie łaską cesarską mieli możność nam podobnych o niezawisłości marzących ciąć tubylców, najsamprzód pod Medina de Rio Seco, zasię wrychle przyszło do boju o przełęcz Somosierra, co ich (i nas jako nacyję) miał na świat cały rozsławić, a w Polszcze dać assumpt ku już niemal dwuwiekowej dyspucie o "kozietulszczyźnie"... Jakom bloga poczynał, rzeczy wpodle Somosierry narosłe mi się godne najmniej noty odrębnej widziały, jeśli nie dyskursu powszechnego... Dziś, gdy przyszło ku temu, żeby się o tem godziło popisać, dla chronicznego już czasu niedostatku nic mi inszego nie ostaje, okrom obesłania ku Wikipedyi, gdzie o dziwo nota wyżej linkowana wielce kompetentna, wszytkich bodaj wątpień i polemik wpodle szarży tej narosłych nie pomija...
   Z początkiem roku następnego Napoleon Gwardyi swej de novo czyniąc, i na Starą i Młodą jej dzieląc, szwoleżerów naszych do Starej policzyć kazał z pierwszeństwem nawet i przed mamelukami słynnemi.
  Batalija następna, w której się szwoleżerom znów chwałą okryć przyszło, był bój pod Wagram w kampanii austryjackiej Anno Domini 1809. Tamże szwoleżery nasze ze szczętem niemal rozblili pułku ułanów księcia Schwarzenberga, czem i zapobiegli, by armijej po jednej stronie Dunaju walczącej ode mostów na rzece nie odcięto. Ułanom Schwarzenbergowym najsamprzód szwoleżery lanc w boju poodbierali, zasię temi lancami tak gracko się sprawiali, że ich cesarz na lansjerów przemianować kazał i onych lanc im ostawić. Jedno co w tem przykre, że Schwarzenbergowe ułany po części najpryncypalniejszej z Galicyi się wiedły...:((
   Lata dwa następne to czas śmietanki spijania i eskortowania cesarza w peregrynacyjach jego. Część jeno lansjerów obecnych pod Delaitre'm nadal w Iszpanijej wojowała. Kozietulski dostał Legię Honorową i tytuł barona, na co sobie jeśli nawet i nie pod Somosierrą, to pod Wagram zasłużył niechybnie... Krasiński w jenerały postąpił i w hrabiów... inszym się i też niezgorzej wiedło, przecie za wojny z carem nastaniem poszli ku Moskwie... W czas tegoż pochodu może się i nie odznaczyli zbyt wiele, za to za odwrotem z Moskwy wielce. Bodaj jedni z nielicznych do końca mieli się prawo wojskiem w pełni sprawnem i nie zdemoralizowanem mienić... Walczyli najwięcej z Kozakami, co resztek Wielkiej Armii szarpali jako ogary niedźwiedzia. 25 octobra samego cesarza przed pochwyceniem pod Horodnią salwowali! Na grudzień jako we Wilnie ze skarbcem cesarskiem stanęli, było ich jeno 374 (z tysiąca!), po większej części bez koni, a przecie i tak było ich więcej, niźli całej pozostałej konnej gwardyi cesarskiej...:((
  Pułk, wielgiem sił i trudu nakładem odtworzony, bił się w kampanijej 1813 roku pod Lutzen, Budziszynem i Reichenbach, by na koniec w smutnem pod Lipskiem epilogu, niejakiego symbolicznego mieć dawnych swarów zakończenia, pospołu z Pepim wojując...i po części niemałej i ginąc... Pierwszy to raz był po tejże bitwie, że się szwoleżery złamały i więcej jak pięć dziesiątków szeregi porzuciło... Przecie to w ogólnem zamęcie i bezhołowiu końca napoleońskiej epopei i tak ich śród najwięcej zdyscyplinowanych stawiało...
  Bitew i potyczek ostatnich wyliczał już nie będę, tyle rzeknę na koniec, że po abdykacyi cesarskiej szwoleżerów Krasiński do kraju przyprowadził, zaś szwadron jeden pod Jerzmanowskim poszedł za cesarzem na Elbę. Ci wrócili wraz z nim i walczyli do końca, pod Waterloo...
   Oto hymn szwoleżerski, który wdzięcznej bym pragnął pamięci Lectorów moich powierzyć, zwany także "Marszem trębaczy":
Witamy was, witamy was,
Jeżeliście nasi kochajcie nas, kochajcie nas.
Witamy was, witamy was,
Jeżeliście wrogi szanujcie nas, szanujcie nas.
Do zwycięstw przywykli wkraczamy do was,
Obejścia względnego żądamy po was,
A wy się nic złego, a wy się nic złego
Nie bójcie od nas!
Do zwycięstw przywykli wkraczamy do was,
Polacy po świecie wojujemy was!
My za Polskę naszą i za sławę naszą
Wojujemy was!

7 komentarzy:

  1. Vulpian de Noulancourt10 grudnia 2012 20:43

    A gdyby tak ci wszyscy żołnierze mogli spokojnie dożyć starości, mnożąc dostatek własnego kraju, wnuków doczekawszy? Mniej byłoby podniośle, zupełnie nie bohatersko, ale i mniej krwawo. Może trzeba by wdowy i osamotnione narzeczone o to spytać?
    W końcu Napoleon niewiele z tego, na co Polacy liczyli, w czyn wprowadził.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to jeszcze pytanie, czy własnego... W 1806 i 1807 Napoleon by sobie z pewnością bez nas poradził, choć trudniej. Gdybyśmy jednak w 1809 sami nie dość, że sił niemało austryjackich nie związali, to jeszczeć doma siedząc, przymusili Napolona, by tu jakich swoich trzymał, któż wie jak by się ta potoczyła kampanija. Pomnić upraszam, że wiktoryją pod Wagram poprzedziła klęska pod Aspern, czy jak niektórzy prawią pod Essling. I gdyby tam pod Wagram i naszych nie stało i jakiego korpusu, co by musiał nad Wisłą stróżować, zasię Austryjaki by swego na Warszawę nie pchnęli, jeno go pod tem Wiedniem z wielekroć większym pożytkiem użyli, to któż wie, czybyśmy się jeszcze o jakiem Borodino i Waterloo uczyli?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. To się z tym świętowanie spóźnię jeden dzień, a za zdrowie wypiję przy najbliższej okazji. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mniemam, że opóźnienie szwoleżerowie przebaczą, szczerość intencyj przede wszystkiem na względzie mając:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Gdyby Waszmości opisy świąt pułkowych zebrać razem i stosowną okładkę dać, toż to byłaby księga znamienita, co uwadze Autora polecam, bo aż szkoda takie teksty po Internecie rozrzucać.
    Kłaniam z zaścianka Loch Ness :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dyć ja, Mosterdzieju, nie rozrzucam!:) W kupie je trzymam: jeno na blogu swojem, bacząc przy tem, zali się gdzie nie rozłażą...:) A czy jest jaki takiej publikacyi sens, skoro się w tomikach pułkom poszczególnym poświęconych ukazuje właśnie "Wielka księga kawalerii polskiej 1918-1939", to już nie mnie sądzić...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. To całkiem nowa okoliczność, o której nie wiedziałem, co w niczym nie ujmuje wartości Waszmości tekstów, tym bardziej że święta pułkowe to ledwie jeden z wielu wątków tu poruszanych. W każdym razie i moim skromnym zdaniem blog daleko przerasta standardy pisania w sieci i chwała Waszmości za to.
      Pozdrawiamy z zaścianka Loch Ness :-)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)