15 maja, 2014

O wytokach, nadzwyczajnych effectach drążenia wnętrza, zastosowaniu fizyki w historii i o nędznych wschodnich podróbkach...I

  O husarii żeśmy niemało prawili tak na tem, jako i na uprzedniem, onetowem jeszcze, blogu. Tutaj najdziecie opowieści o Sobieskiego pogromie, jaki czambułom tatarskim urządził Anno Domini 1671 (I, II, III), zaś na dawnym wielekroć więcej bośmy się tam i o kłuszyńskiej niebywałej zgoła nagadali victorii (I, II), ujęli za husarzami okrutnie przez Imci Hoffmana spotwarzonemi w obrazie kinematograficznem "Ogniem i mieczem" (I, II,) i w korelacyi niejakiej do tego tu jeszcze samej tej jazdy przesławnej cokolwiek opisali, osobliwie względem onej proweniencyi i zażywanej taktyki.   
   Dziś przyjdzie nam do themy nawrócić, osobliwie do tej taktyki, aleć i do oręża usarzów najpryncypalniejszego, czyli kopii. Czemże ona była szczęśliwie tłomaczyć nie trzeba, bo tego dziecko w każdem przedszkolu polskiem już wie:) Insza się z tem jednak rodzi zawiłość, bo oto po średniowiecznej jeszcze kopii, gdy na arenę wojen europejskich szerszą ławą piechota wkraczać poczyna, zaczęła się i ta między piechotą a jazdą wojenna przepychanka, jakże jednej przed drugą się najłacniej obronić, zasię może i pogromić, a ci znów przeciwnie, wpodle tego koncypowali, jakże pieszych rozpraszać i rozproszonych bijać, pomimo tamtych coraz skuteczniejszej obrony.
   Powiedzmyż ućciwie, że najpierwsze oddziały piesze względem ciężkozbrojnego rycerstwa były jako niemowlę gołe i bezbronne wobec wilka... Strzały z łuków niewiele w żelazo zakutym szkodowały, a długa kopia zawszeć skuteczniejszą była niźli pieszego gizarma, halabarda, partyzana, berdysz czy co tam kto jeszcze ostrego na drągu wymyślił. Sęk w tem, że pieszemu, co tego na sobie dźwigał, ciężko było dłuższego oręża przydawać, bo i ciężar rósł dźwigany, ale i oręż się wielce nieporęcznym stawał, choć ci co pomną Mela Gibsona z filmu "Braveheart" o szkockim narodowem herosie Williamie Wallesie traktującym, znają że ów takiej właśnie długodrągiej uczynił Angielczykom siurpryzy w filmowej* bitwie pod Stirling... I toż była jedna droga, po której piechota europejska ewoluowała, wtóra, za łucznikami angielskimi o niebywałej biegłości i celności, szła k'temu by jazdę szarżującą ostrzeliwać jak najskuteczniej, co się nareście za broni palnej upowszechnieniem przyjęło za model lat kilkaset kolejnych obowiązujący, aż po kres napoleońskiej epoki. 
   Tak czy siak, jazda zachodnioeuropejska, przegrywając starcia z muszkieterami wspieranymi armatą i z hiszpańskimi (lub wzorowanymi na hiszpańskich) "tercios", co metodę Wallace'a podnieśli do rangi niemal sztuki tak skutecznie, że w XVII wieku prawie zdominowali swymi pikami zachodnie pola bitew, w zasadzie przestała mieć jakiekolwiek w okcydentalnych wojnach znaczenie. Owszem, były próby jakich taktyk nowych, jako chociażby przez szwedzkich, zasię niemieckich rajtarów obmyślony karakol, czyli osobliwa parada onych pędzących jeden za drugim w rzędzie na piechotę stojącą z pikami w czworoboku aż na odległość pistoletowego strzału, gdzie każdy jeździec z dwóch, w rękach trzymanych krócic, palił do wroga i zawracał, by miejsca poczynić następnemu, aż komendujący nareście uznał, że piechotę tem na tyle zmiękczyli, że można i szarży próbować... Trzebaż nam jednak z punktu rzec, że te wszytkie wymysły, funta kłaków warte, niewiele znaczyły i aż do pojawienia się maschinengewehrów**, to piechota w zachodniej sztuce wojennej królowała i prym miała niepodzielny...
   U nas tymczasem obmyślono konceptu jedynego w swoim rodzaju i niespotykanego nigdzie indziej we świecie, a dzięki swej genialności przez wiek z okładem zapewniający husarii naszej absolutną nad wrogiem przewagę. Anonimowi i zapomniani autorzy tegoż pomysłu, poszedłszy po rozum do głowy, stwierdzili, że skoro piechur ma lancy czy piki trzy, czy nawet i czterometrowej, by ją przeciw jeźdźcowi nastawiwszy, schować się za nią i być tam bezpiecznym, to trzeba jeźdźcowi dać kopii dłuższej, by ten nią mógł piechura przez jego pikę sięgnąć wcześniej i ubić, nim tamten co jeźdźcowi zaszkodzić poradzi. Jako tamtego się kopią przebije***, to i ta pika na ziemię upadnie, nim koń się w jej znajdzie zasięgu, choć nie zawadzi jeźdźcowi pancerzyk, a i koniowi podpierśnik stalowy, przód ciała kryjący, po którym ostrze zjedzie, jako śnieg po lemieszu na pługu drogowym...
  No dobrze, zakrzyknęli zapewne jacy XVI-wieczni oponenci, ale przecie taka kopia i ciężką będzie i usarzowi nieporęczną! Jakże nią zatem wojować? Ano właśnie... I o tym, Moi Mili, będzie tegoż nie nadto długiego cyklu, część nasza następna...:))

____________________________
* filmowej, powiadam, bo prawdziwa miała się do niej tak jak ta trzecia góralska prawda, przez ś.p. xiędza Tischnera nieraz przywoływana...
** karabinów maszynowych... czyli do czasu w zasadzie I wojny światowej
*** Jacek Komuda, beletrysta wspaniały, w swoim "Samozwańcu" upewnia, że spotkał się z zapisami mówiącemi, że zdarzało się husarzom i po dwóch, czy trzech piechurów, jeden za drugim stojących w szeregach kolejnych, na kopię nadziewać... Ja się po prawdzie z takiemi nie spotkałem a i powątpiewam, czy by kopia jednak nie rozpękła się przódzi, aliści, że dowodów przeciw temu nie mam, póki co na wiarę przyjmuję jako głos w dyspucie o tem być i może możliwy...

16 komentarzy:

  1. Vulpian de Noulancourt15 maja 2014 11:43

    O! Gdy krew się leje wiadrami, tam musi być mowa o technice wojskowej. A ponieważ ta zawsze była i do dzisiaj pozostała awangardą rozwoju technicznego w ogóle, więc tym samym jest to przyczynek do rozwoju cywilizacji. Co bez żadnego skrywanego sarkazmu mówię.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie, bo aspekt moralny pomijając, to od potopu do choćby chrztu Polski rzecz by można, że takie choćby rolnicze narzędzia się nieomal nie odmieniły, zaś technika ludzi mordowania kilkanaście w tem czasie przeszła rewolucyj dużych i kilkadziesiąt mniejszych...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Prawie... nie czytając jeszcze części następnej, o co wielce łacno, skoro ona niegotowa...:P
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. A o nadzwyczajnych effectach drążenia wnętrza będzie w następnych częściach? :)))
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drążenie to jakby było - tymi pikami. Może będzie o ropie naftowej? (krąg życia) ;D

      Usuń
    2. Tylko że przy tych pikach to efekty jakieś takie... nienadzwyczajne :)))

      Usuń
    3. Zbytkują, widzę, Miłe Panie, zbytkują:) I dobrze, bo przy fizyce może i płacz będzie...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Zawsze mnie ta dziura wydrążona w drzewie intrygowała, bo to rzecz wielce interesująca. Dlatego też poczekam na mój "ulubiony ciąg dalszy", bo coś czuję że to o tym będzie? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domysł jak najbardziej prawidłowy, z tym, że dziura będzie w zasadzie niewidoczna...:),acz skuteczna...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. szczur z loch ness16 maja 2014 10:13

    Nie wnikając w złożone aspekty różnorakich pomysłów na zadławienie się dzidą, czytelnik bez trudności odnotuje, że postęp technologiczny w obrębie określonego pomysłu, czy też jakiejś koncepcji wojennej, zasadza się głównie na maksymalizacji. Stąd jeśli włócznia to możliwie najdłuższa, jeśli samolot to najwiekszy i najszybszy, a jeśli broń palna to o ekstremalnym zasięgu i szybkostrzelności. Rzecz dotyczy militariów ale obawiam się, że zależność ta obowiązuje nie tylko w tej dziedzinie.
    Kłaniam Waszmości z zaścianka Loch Ness :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różnie to bywa. Jeśli chodzi o różności elektroniczne, to tu wyraźnie w stronę minimalizacji idzie. Wystarczy porównać dawne i dzisiejsze komputery czy telefony. :)
      A w militariach to maksymalizacja w każdej dziedzinie. Efektów zwłaszcza. Człowiek, który nadepnie na minę... większą przestrzeń zajmuje niż przebity piką. :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Z czego znów, Szczurku, wniosek, że tego obmyślają mężczyźni... Bo jakoby to niewiasty czyniły, to by szło k'temu któraż szabla najwięcej twarzową i do kontusza pasuje i miałby ich szlachcic najmniej tylu, ilu par butów...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. A ja bym tego, WMPani Grażyno, widział właśnie jako dążności do minimalizmu dowód... Takiego, co od piki zginął, nawet jak bez trumny chować, to i tak przyjdzie dół na dwa metry długi i metr szeroki kopać... A tego, co na minę wlazł, czasem poradzi do pudełka po butach wyzbierać...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Jak to sie mowi, potrzeba matka wynalazku ??:)) Poklony, uklony, pozdrowienia i usciski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano matką, matką... Ciekawość któż ojcem...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)