Jakem się nad tem
zadumał głębiej, tom przyszedł był do takiego mniemania, że
aura owych dni październikowych Anno Domini 1672 iście musiała być
arcyplugawą, skoro hetman wolał wojsku dnia cząstki na wytchnienie
oddać, a maszerować nocami, najpewniej miarkując, że to nijakie
wytchnienie się na ziemi zmarzłej kłaść... Z drugiej zaś
strony, czy nam pamiętnikarze z owemi deszczami nie nad miarę
czynią ponurego obrazu, skoro sami piszą, że za łunami wiosek
szli przez pohańca z dymem puszczanych?
Tak, czy owak, nocą z szóstego na
siódmy oktobra ruszyli nasi pod Cieszanów, a idący w awangardzie
kozacy porucznika Linkowicza przed świtem na jaką przygarść
pogaństwa się natknęli, której wyciąwszy, kilku jeno brańców
hetmanowi dostarczyli, aliści owi wyznali, że Dżiambat Girej kosza
wpodle Niemirowa postawił i tam czambuły ściągają wszystkie. Tu
bym Lectorów Miłych upraszał przebaczenia, że mapki tej samej
powtórzę, aliści zda mi się sposobniej Wam będzie tu ją mieć
przed oczami, niźli przewijać cięgiem ku nocie wcześniejszej...
Wierę ja, że miał hetman
chwili namysłu głębokiej, bo na zachodzie się łuna nad
Lubaczowem pyszniła, znakiem będąc niechybnym obecności
tatarskiej w tej stronie. Zawierzył jednak Sobieski opowieściom
jeńców i ruszył ku wschodowi, na Lubaczów jeno pół setki szabel
posławszy pod rotmistrzem Łazińskim. Gryzło to widno hetmana, czy
nie nadto szczupło tych sił, bo już z drogi nakazał chorągwi
pana Zbrożka, by w skok za Łazińskim ruszył...
Możem tu i źle rzekł, że z drogi,
bo drogą na Niemirów Tatarów się hetman ciągnących zastać
domyślał, temuż sam ruszył bokiem, bezdrożami i wpodle Bruszni
domysły swoje potwierdził, znajdując cały porzucony obóz
tatarski z mnóstwem jasyru i łupami... Najwidniej niedobitki co
spod szabli umknęły pozostałych takim napełniły strachem, że ci
woleli zdobyczy poniechać i gardła ratować...
Nie na wiele się to zdało, bo pod
Horyńcem nasi straży tatarskiej tylnej na czas spostrzegłszy, dali
hetmanowi sposobność skrycie onych bokiem wymanewrować i pod
Radrużem dopaść. Posłał Sobieski jeszcze Linkowicza lasami, by
ze swą chorągwią i wolentarzami z towarzystwa, których się do
dwustu uzbierało, nastąpić na pohańców drogą ode Niemirowa, by
pozór uczynić, że już drogi odwrotu odcięte i by się tatarstwo
nazad cofnęło... prosto pod hetmanowe siły pryncypalne, któremi
ów bitwy zamyślił rozstrzygnąć...
Cóż tu rozprawiać długo... zamysł
się powiódł, bitwa czyli też raczej utarczek szereg, trwała
niemal do dnia białego, cięgiem to i przygasając, to i rozbuchając
na nowo płomieniem świeżym. Czemuż tak? Ano, bo raz że ścigać
przyszło uciekających najwięcej w Lubaczowa stronę, gdzie znów
nasze przódzi posłane podjazdy Łazińskiego i Zbrożka, swoich
dorżnąwszy Tatarów, ku hetmanowi nawracając nagle się zostali za
tych myśliwych, którym nagonka zwierza na sztych napędziła; wtóra
zaś onych odmian przyczyna, że na plac boju cięgiem czambuły nowe
po okolicy myszkujące ściągały, niczem muchy do miodu, ani
bacząc, że nie muchami im być, a ćmami i że nie do miodu, a do
świecy lecą... Między ubitemi a pochwyconemi nie było jednak
Dżiambat Gireja, bo ów zemknąć zdołał w koni ledwo
parędziesiąt, aliści już i pewnem było, że ów się w grach
dalszych liczyć nie będzie...
Tem ci razem po bitwie niedługiego
było popasania, bo uwolnionego jasyru na kilkanaście tysięcy luda
licząc, wraz trza było o tych ludzi zadbać, osobliwie zaś o
dzieci, których z jasyrem szła moc nieprzebrana, często i gęsto
osierocona świeżo...:( Dopieroż wyzbierawszy tych nieszczęśników
i wyprawiwszy ku bezpieczniejszej okolicy, przyszło hetmanowi pod
Kochanówką na dzień cały stanąć dla wytchnienia wojsku. Dziwi
się kto może, że ruszyli ledwo, a tu już na leża się kładą,
aliści weź to na wzgląd, Czytelniku, że w tych dniach opisanych
trzech wojsko z górą 150 przebiegło kilometrów, nieustannych
niemal tocząc utarczek mniejszych i bitew kilku większych.
Nieuchronnie też się pojawić musieli maruderzy, których luboż to
koń okulały, czy ochwacony spowolnił, luboż się zagubili gdzie,
próbując za hetmanem-błyskawicą nadążyć...
Nadto szczupło było sił hetmanowych, by
i tymi, bodaj kilku dziesiątkami żołnierza pogardzić i dogonić
się nie dać. No i ludziom może jeszcze mus takiej wojaczki
przetłomaczysz, ale koniom? A co i jeszcze nie mniej ważkie:
rozbiwszy Dżiambat Gireja nie miał Sobieski o przeciwniku wieści
nowych, temuż gdy siłom głównym wytchnąć krzynę dozwolił,
obyczajem już i z dawna spraktykowanem, rozpuścił po okolicy
podjazdy i wieści niejakich powziąwszy, rankiem 9 Oktobra
wyruszył przez Jaworów na Gródek, dziś Jagiellońskim
zwany...
Dumałżem, zali nie godne to by noty której titulum nie
odmienić, bom już dokazał, że równie od husarzów dzielnie sobie
poczynali dragoni, a dziś nam jeszcze i kozaków, co też w
hetmańskim szli komuniku, docenić przyjdzie. Ale że, co nam i
dzisiaj opisywana pod Komarnem potrzeba dokaże, to nie kozacy
sprawiali, że Tatarczynowie pierzchali na sam widok ludzi
hetmańskich, a husarska to sprawiała renoma, tedym umyślił rzecz
bez odmiany ostawić, a jeno oddać i kozakom, co kozackie...:)
Pytałby kto może, dla jakiej to
przyczyny z kozakiem Tatarzyn boju podejmował, a przed husarzem
nawet i drzewka* pozbawionym, pierzchał... Ano, bo po primo husarza
może i osaczonego w kilkorgą i bojem z dziesięcioma naraz
zatrudnionego może by i szło jako poszkodować pchając onemu
kindżały gdzie w przerwy między pancerzem, podobnie jak i czołgu
zatrzymanego dziś idzie oślepić, peryskopów mu psując,
przytykając powietrza wloty załogi dusić i motoru, ognisko na
silniku paląc jakie unieruchomić probować, luboż belki jakie
wtykać między gąsienice... Wszystko przy tem jednem pryncypalnem
założeniu, że tanku załoga podejść tak pozwoliła blisko i
luboż nie ma ordonansu, luboż i woli przeciw ludziom dookoła
następującym strzelać... Exemplum czegoś na ten kształt żeśmy
niemal ćwierć wieku temu widzieć mogli w Moskwie, gdy Jelcyn
przeciw Janajewowi zbuntowanemu parlamentu bronił i ta chwila
właśnie, gdy czołgów ekipaże na jego stronę przeszły,
bodaj czy nie decydującą była...
Ale to na palcach ręki jednej, a i
to robotnika jakiego tartacznego, zliczyć idzie zdarzenia
takie. Wielekroć częściej takie starcie między tłumem niemal
gołym a tankiem się tak kończy jak na placu Tiananmen luboż u nas
w Gdańsku w siedmdziesiątym roku...:(( A z husarzami tu i
podobnie... Rzecz najpierwsza już niepodobieństwem będąca, to
zatrzymać onego... Może gdyby tatarstwo jakich czyniło
eksperymentów z siatkami czy wilczymi dołami, szłoby może i
myśleć o tem, ale zazwyczaj i konceptu i czasu nie stało, a konia
husarskiego byle parę szeregów Tatarzątek na mierzynkach swoich
przecie nie strzymie... Ale weźmyż, że by się i to przydarzyć
mogło... To i husarzowi, na koniu rosłem siedzącemu jakie pół
metra najmniej wyżej nad Tatarem na bachmacie i siekącemu wkoło by
trza być samobójcą, by choć podejść próbować, osobliwie, gdy
ów ćwiczony tak ciąć, by łby zdejmować, coż widokiem było tak
wielce deprymującym, że czasem i jak się jedna czy druga potoczyła
głowa, reszta z wrzaskiem pierzchała...
Nie bez kozery strat śród husarstwa
najwięcej było od jakich podleców niestratowanych, co koniowi
zdołali pęcin podciąć, czy brzucha rozerżnąć i tem sposobem
husarza obalić... Ale przecie ów i bez konia, i na ziemi nie
przestawał być strasznym!
Nie darmo pisał Szymon Starowolski o
husarskiej wszechstronności: "husarz drzewko porzuciwszy,
służy za rajtara, zbroję zdjąwszy, za kozaka stanie".
Pomnieć upraszam, żeśmy tej husaryi nigdy nadto wiele nie mieli, a
dokonywać jej czynów przychodziło extraordynaryjnych, temuż ci,
co w niej służyli, naturalnej niejako przechodzili selekcji, raz za
ekspensu okrutnego przyczyną, dwa że by do żołdu nader rzadko
płaconego łupem dorobić, trza się było tęgo na polu zwijać, by
się dobrać do brańców znacznych, łup i okup prospektujących...
Ach, jak narzekał Pasek (nie husarz przecie, a pancerny), że w
jednej z przeciw Moskwie bitew, pacholik z tyłu gdzie ostał ladaco
i nie miał mu kto koni zdobycznych odprowadzać, a sam się tem
trudzić nie chciał dla dyshonoru, a i okazyj inszych
uciekających...
Aleśmy dygresyją począwszy,
takiego pomięszania uczynili, że tu Tatarzyn nawet i nie dotknięty,
pan hetman w polu, a my noty mamyż rozpędzonej,
niczem chorągwi usarskiej w galopie...:)) Ad rem,
tedy! Ad rem!:))
Ostawilim hetmana, jako Dżiambat
Gireja pod Niemirowem pobiwszy, wojsku dał wytchnienie, a podjazdami
wieści zebrać probował, gdzież mu teraz Tatarzyna szukać.
Wywiedziawszy się tego i owego, ruszył 9 Oktobra Anno Domini 1672
na Jaworów, ku Gródkowi, aliści w drodze już wymiarkował, że od
łun gęsto na południowej, ku zachodowi stronie, ergo że mu
Nuradin Sułtana szukać przyjdzie ku Samborowi i Przemyślowi się
więcej kierując. I tu, w niejakiej do słów poprzednich korelacyi
uwaga moja... Nie ze szczętem Sobieski myśli o kierunku na Gródek
porzucił. Znał, że tam jaki czambuł plądruje i najpewniej
będzie, po rozbiciu Dżiambat Gireja do sił pryncypalnych
tureckich, pod Lwów ciągnął... Tedy posyła przeciw niemu
Pukoszewskiego porucznika z... dwudziestoma ludźmi! Może to nie
zadziwia, jako wejrzeć, że nader szczupły komunik Sobieskiego
jeszczeć i topniał niczem śnieg w słońcu, za przyczyną
maruderów koni pozbawionych, czy z końmi nad miarę zmitrężonemi...
Byłoż i przy tem to przykre, czego przemilczeć nie sposób, bo i
sam pan hetman się na to w listach do króla żalił, że w miarę
umitrężenia, ale i łupem zdobycznym obciążenia... część
towarzystwa się gdzie cichcem nocami do domu wykradała!:(
Znamienne, że to o urodzonych piszem, nie masz zaś wieści o tem,
by się to między dragonami zdarzało...
Insza to jednak oszczędnie zasobem
szczupłem gospodarzyć, a insza w żołnierzu pod komendę danym
ufność pokładać i wiarę. Wyrachowawszy, że czambulik bodaj
najmarniejszy, przecie by choć miał z 10-20 Tatarów na jasyru
stróżowanie odkomenderowanych, wraz najskromniej rachując po
jakich 5-10 na straże boczne i po 10-15 na awangardę i ariegardę**,
to sił pryncypalnych (by to w jakiej zdrowej mieć proporcyi) być
musiało najmniej z 70-100 szabel. Razem zatem, znając że przeciw
najmniej 120-150 Tatarom podjazd Pukoszewskiego posyła, najwidniej
hetman najmniejszej nawet nie miał wątpliwości, że to potencyja
grzeczna i dostateczna. I nie, że może i Tatarzyna pobiją, aleć
za cenę strat swoich znacznych. Takie myślenie hetmanowi obcem było
ex definitione... Skoro naznaczył dwudziestu, znać że może by i
starczyło piętnastu, ale kosztem onych strat właśnie. Tedy,
posyłając dwudziestu, znał hetman, że to przeciw potencyi
najpewniej dziesięciokroć przeyższającej, aż nadto starczyć
winno...
I... nie mylił się pan hetman...:))
Pukoszewski czambulik Omar Alego pogromił, jasyru oswobodził, a
choć pod Komarno nie zdążył, to później do sił hetmańskich ze
swemi, wcale i nie poszczerbionemi, dołączył...:))
Tem zaś czasem, Sobieski ku
południowi maszerując, wpodle wsi Hoszany strażą przednią na
Tatarów plądrujących wpada, których pogromiwszy, arcycennej
dostaje wieści od jeńca indagowanego, że Nuradin koszem swojem pod
Komarnem stoi.
Znając okolicę, wraz wymiarkował hetman,
że najpewniej w poczuciu absolutnej bezkarności sam się Nuradin w
pułapkę zapędził, bo z zachodu mu rzeczka Wisznia broniła
ucieczki, od wschodu zaś większa jeszcze Wereszczyca, a co więcej
jeszcze Staw Klitecki z groblą wąską na drodze bodaj jedynej...
Starczyło onego w potrzask chwycić w okolicy pagórkami porosłej,
zatem niemal do ostatka podchodzących kryjącej, by nań po równi
natrzeć z południa i północy... Podług tegoż samego jeńca
miało tam być do dziesiąci tysięcy Tatarów Nuradynowych
własnych, przy tem jakich czterech secin Lipków*** wspomagających
i tyleż samo Doroszeńkowego kozactwa, między którem miała być i
z Polaków złożona onego chorągiew najemnicza... Miałoż być i w
tem obozie więcej rozpasania, niźli wojskowego ordynku, za sprawą
jasyru znacznego i przez to wojska obozującego w sporem od siebie
rozproszeniu. Przeciw temu hetman nie miał więcej jak jakie dwa i
pół tysiąca sił wszystkich, pospołu to i z czeladzią licząc.
Znamienne, że ulubionej swej czyniąc
taktyki, by Tatarom rzucić "w oczy" oddział jeden, samemu
zasię usiąść na nich z boku, czy z tyłu z siłami głównemi,
nie miał przecie Sobieski z durniami do czynienia, co się cięgiem
na jeden i ten sam fortel nabierać dawali... A przecie pchnąwszy od
wsi Buczały tegoż pozornego jeno uderzenia, uczynił go na tyle
licznem, że Tatarzy uwierzyli, że to z siłami mają do czynienia
głównemi. Rachując, że to chorągwie były kozackie Strażnika i
Oboźnego Koronnego, takoż pułk księcia Ostrogskiego, którem
porucznik Łasko komenderował i nieznana liczba towarzystwa,
najpewniej wolentarzy w chorągwię nijaką nie skupionych, byłoż
tego może i do tysiąca... Hetmanowi zatem jakie półtora tysiąca
zostało na uderzenie pryncypalne, którego wywiódł od strony wsi
Chłopy, nie przódzi jednak nim się Pan Strażnik Koronny Bidziński
ze swemi na oczach całego Tatarstwa przez rzeczkę Smotrycz
przeprawił i na nich nie uderzył...
Podział wojska był na tyle celnie
uczynionym, że faktycznie Tataria biorąc Bidzińskiego za sił
hetmańskich całość jako się już i wyzbierała i do boju
uszykowała przeciw Panu Strażnikowi frontem, tyły swoje i flankę
na sztych hetmanowi wystawiła, który też i uderzył, nie
mieszkając, boć to głębokim już było wieczorem, około ósmej
wieczornej godziny, co październikiem przecie już niemal noc
znaczy...
Nie sposób opisać tegoż popłochu
i przerażenia, z którem tatarstwo husarzów zza pagóra się
wyłaniających przyjęło... Walki całej było może minut kilka, a
i to najwięcej było drogi do ucieczki prób sobie wyrąbania, niźli
boju ućciwego... Godzi się przy tem wytknąć hetmanowi, że
najwidniej nie baczył, że mu Tatarzyn pomiędzy obiema komunika
częściami przemknie i ku zachodowi, na przeprawy na Dniestrze,
pomykać będzie. Aliści prawdziwe jest proverbium, że co się
odwlecze, to nie uciecze... Jak usiadły Tatarom na karki chorągwie
nasze, tak nie spoczęły dopokąd na przeprawach pod Bieńkową
Wisznią ich nie dopadły i nie dorżnęły...
Byłaż Tatarom i droga ratunku, a
przynajmniej onej pozór, jedna jeszcze... Grobla przez Staw
Klitecki, o której żem już tu i spominał, co przez staw sam idąc,
wpodle wyspy na niem niemałej wypadała... Jeno, że jak się
Nuradyn nie popisał obozu samego w mieśćcu tak niebezpiecznem
rozkładając, takoż i przy kosza samego ubezpieczeniach, tak już
ze szczętem się jako wódz w moich przynajmniej oczach pogrążył,
że tej insuli i grobli przódzi nie nakazał jak nie obsadzić, tak
chocia nie przepatrzeć!
Skryłoż się bowiem na tem ostrowie
chłopstwa z okolicy niemało, najmniej na jakie parę setek,
jak mniemam, liczonego. Owi, dopokąd Tatarzyn był siły pełny,
ani myśleli nosa z chaszczy wyspę porastających wyściubiać,
przecie o bezpieczeństwo stojąc własne, pozawalali grobli
konarami, pniakami jakiemi czy wyrębkami, na zgubę jeźdźca
każdego, co by jej chciał przejechać, a już nie daj Boh, chyżo...
Ano i jak część jaka Tatarzątek
się przez tąż groblę puściła, wrychle im wielce przykro
konstatować przyszło, że onej im prędzej na żółwiu przejechać,
jak na koniu! Przy tem co i rusz to jeden z drugim
konik obaliwszy się, luboż Tatara poturbował, luboż spławiał
niczem Marzannę wiosenną... A że owi najwięcej się na tąż
insulę nieprzepatrzoną wyczołgać probowali, to i chłopstwo
rozumiejące, że jak Tatarzynowi wyleźć z wody cało dozwolą, to
przecie na zgubę swoją, tedy ani myśląc wiele, bo i ni o czem tu
dumać było... wyległo chłopstwo na brzeg i czem tam kto miał:
siekierami, cepami, kijakami, a pewnie jak już niczem to bodaj
kułakami... tłukło Tatarzyna odpłacając za krzywdę swoją, a
wierzaj mi, Czytelniku Miły, że nie masz nad zajadłość chłopską
zajadłości większej, no chyba, że niewiasty zdradzonej...:)
Ano i tak jak spod szabli ledwo parę
setek z samym Nuradynem cało uszło, tak i spod cepa nie wiem, czy
parę dziesiątek:( Jeńca mało co było, bo ni chłopi pardonu nie
dawali, ni kozactwo nasze, a to oni najwięcej na tatarskich karkach
siedzieli. Najwięcej przy tem ocalało Doroszeńkowych, bo tych
najwidniej chwytano, na okup nadziei mając. Tak i pułkownik
znaczny, Bermat niejaki, cało z tej rzezi był wyszedł, że go jaki
towarzysz miał za więcej w proficie spodzianym żywego, niźli
ubitego... Chorągwie wszystkie, łupy zgromadzone, a przed wszystkim
więcej jak dwadzieścia tysięcy jasyru uwolnionego... oto plon
komarneńskiej potrzeby!
Sam Nuradyn Sułtan, nawet niedobitki po
drodze zbierajac, a i te czambuły, co do kosza na szczęście swoje
nie nadążyły, jako do Adżi-Gireja dobrnął nie miał więcej jak
półtora tysiąca ludzi. Reszta wszystko gardła dało, jak nie w
samej batalijej, to w pościgu i na przeprawach, a i niemało jeszcze
chłopi przez dni parę następnych nasiekli po lasach, jak za
zwierzem dzikim polując. Hetmańscy zaś, że konie mieli już ponad
wszelką umordowane miarę****, ostali na pobojowisku obozować,
Sobieski zaś nim za ostatnim z wodzów tatarskich ruszył w trop, po
staremu rozpuścił podjazdy... Aliści o tej, ostatniej już w tej
wyprawie, batalijej... opowiemy w nocie następnej.
_________________________
* kopii. Nie nalazłżem nic o tem, aliści
niepodobieństwem mi się zdaje, by przeciw Tatarzynom husarze z
kopiami szli. Owe, nader przydatne przeciw szeregom czy czworobokom
piechoty, przeciw jeździe naprzeciw szarżującej, aleć nie przeciw
onym "ptakom na powietrzu latającym" co się przeciw
szarży rozstąpić migiem na boki umieli, by po flankach harcując,
zewrzeć się gdzie za plecami na nowo, a i inszych jeszcze moc sztuk
czynić umiejąc, które podług mnie kopie husarzom jeno zbędnym by
czyniły balastem...
** awangarda - straż przednia; ariergarda - tylna
*** Tatarów litewskich
**** rachowałem przódzi, za wyczyn to podając
niemały, że w cyrkumstancyjach tak przykrych, drogach tak podłych,
w aurze na poły zimowej, przebiegów dziennych po pięćdziesiąt i
więcej kilometrów. Tego zaś dnia (licząc z pościgami nocnemi)
spod Kochanówki wyruszywszy, ku Gródkowi, zasię na Hoszany, znów
na Komarno i ścigając ku Bieńkowej Wiszni, wyjdzie kilometrów
dobrze sto !!!
Im dalej czytałam, tym bardziej mieszane uczucia we mnie powstawały. Zanim doszłam do końca zostałam pacyfistką. Naprawdę. Dlaczego ci ludzie tak lubią się nawzajem wyrzynać?
OdpowiedzUsuńnotaria
Jest niejaka różnica kto rżnie, a kto jest rżnięty - odczucia się diametralnie zmieniają wraz ze zmianą ról.
UsuńPacyfizm jest bodaj czy nie najszlachetniejszą z dorobku myśli człowieczej. Niestety, dopokąd wszytcy tej myśli hołdować nie będziemy, a to po prawdzie zda mi się niemożebnem, pozostaje tylko utopią...:(
UsuńNie umiem odpowiedzieć na pytanie, czy lubią... Popularność literatury kryminalnej dowodziłaby, że niestety: tak... Ale literatura marynistyczna jest podobnie popularna, a mało kto na morze wyrusza. O przygodach samotnego rozbitka też wszyscy poczytają chętnie, ale chyba nikt rozsądny by się z niem nie chciał zamienić. Więc znów nie wiem, czy tak naprawdę lubią, czy tylko lubią o tem czytać, oglądać, rozprawiać... Widziałbym to może i jeszcze inaczej: gdyby, od pradawnych wieków, wszyscy mieli wszystkiego w bród, to dzieje ludzkości byłyby dziejami wylegiwania się w hamakach i sączenia drinków z palemką...:) A że z jakichś powodów jednym wiecznie czeguś nie dostaje, a insi mają tego sporo, to między temi, co się za pokrzywdzonych mają, co czas jaki narasta chęć, by tego wyrównać siłą i tak przychodzim do genezy konfliktu, gdzie znów owi, bronić swego musząc, w czas niejaki ku temu przychodzą, że lepiej tego dokonają ludzie od młodości w rzemiośle wojennym ćwiczeni. I aboż takich szukano i onym tejże roboty powierzano, abo brano po przymusie wszytkich wierząc, że liczbą się nadgoni niedostatek wyszkolenia, broni czy wodza zdolności... Z czasem nieuchronnie w tej grupie się wykształcić musiała jaka część, co iście tego zajęcia polubiła prawdziwie, ale czy z tego wnosić należy, że wszytcy takich mamy skłonności?
Kłaniam nisko:)
To czemu tyle wojen??? To jakaś przypadłość ogólnoludzka, skoro wciąż te wojny. I zawsze najbardziej cierpią niewinni. jak chcą się bić, wysąłć ich na bezludną wyspę na ubitą ziemię i sami niech się piorą do upadłego, ale czemu wciąż zawsze tarczą w bitwach innych, podżegaczy i decydentów, są ci, którzy nie walczą? To jest paranoja...
Usuńnotaria
Ano, jakem rzekł i przódzi: mniemam, że sęk w tem, że w nas zawiść jednych jest nad drugiemi i nie umie nacyja jedna siedzieć na piaskach i kóz jeno paść, gdy u sąsiadów zboża obrodziły nad podziwienie, sady pełne fruktu, a stada z pastwisk by spędzić, to wielu pastuchów potrzeba...
UsuńKłaniam nisko:)
Oj. Ja to chyba muszę przeczekać... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Tatarów, hetmana, Wachmistrza czy jeszcze co inszego?:)
UsuńKłaniam nisko:)
Tekst o wysokim nasyceniu potyczkami i działaniami wojskowymi. Plus mapki. :))) Gubię się totalnie i nic nie rozumiem. Czyli według diagnozy - mam silne objawy alergii. :)
UsuńAczkolwiek hetmana wielce poważam, a teksty Szanownego Autora czytuję z wielką przyjemnością. Byle nie o bitwach. :))) Rodzaj wojska i czasy, w których się to odbywało nie ma znaczenia - gubię się zawsze. Jedyne, co jeszcze mogę zrozumieć, to jak czytam o pojedynku. Pewnie dlatego, że ilość uczestników ograniczona i nie ganiają po dużym terenie... :)))
Pocieszę zatem, że niezadługo już i mniej o batalijach będzie, a więcej o obyczajach, słówkach dawnych etc.etc... słowem ku jakiej takiej tu równowadze powrócim...
UsuńKłaniam nisko:)
Przypomniała mi się płocha piosenka kabaretu wrocławskiego: „Jedzie Tatar na tarpanie, wiedzie pannę na arkanie. Jak odsapnie, to ją capnie, I pohańbi ją okrutnie”. No i tu ciekawość mnie sparła – co się z jasyrem w pierwszych godzinach i dniach niewoli działo? Mam niby jakieś tam przeświadczenie o okropnościach wojny i wojennych gwałtach, ale tu sytuacja jest szczególna, bo z jeńców zrobiono w tych wojnach swoisty zyskowny proceder. To nie były przypadki rycerzy wziętych do niewoli po to, żeby ich za okupem wypuścić. Nie, tych ludzi od początku zamierzano sprzedać w swoim kraju - na Krymie. Trzeba ich jednak było najpierw na ten Krym doprowadzić, żeby z zyskiem sprzedać. I tu rodzą się pytania. Czy starano się dbać o jeńców, czy wychodzono z założenia, że przy tej liczbie ceny i tak i tak znacznie spadną, że może nawet lepiej, żeby najsłabsi padli po drodze? Czy Tatarzy gwałcili wszystko, co się ruszało w chwili napaści na dwory / chaty / odnalezione leśne kryjówki? Czy też starali się zebrać jak najwięcej ludzi, a do gwałtów zabierali się dopiero na postoju? A może wychodzili z założenia, że (część przynajmniej) młodych kobiet warto dowieźć na Krym w stanie nienaruszonym, żeby uzyskać lepszą zapłatę? Czy też nie miało to większego znaczenia (znowu ta nadwyżka podaży nad popytem)? No i jeszcze te sprawy czysto techniczne – wpadliśmy oddziałem gdzieś tam i, załóżmy roboczo, tym razem schwytałem dwie kobiety i dwójkę dzieci. Ale dowódca uznał, że trzeba działać dalej, więc muszę jechać na kolejne akcje. Mój jasyr muszę chyba wówczas zostawić w obozie? A jak zapobiec nadużyciom? Że ktoś podmieni moje młode kobiety na stare baby? Albo całkiem zagarnie moją własność? Jak to Tatarzy rozwiązywali? Znakowali jakoś ludzi?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Trudnoż tak w jednem komentarzu tu zawrzeć wszystkiego, osobliwie, że respons cokolwiek może spóźnionym, ale co najważniejszego bym rzekł, reszty do obiecanej ogólniejszej o Tatarach noty odkładając... Raczej nie było przyjętem chuciom folgować swojem, gdy jakiej wioski brano i jasyr wybierano, plądrując za sposobnością za wszelkiem dobrem uniesienia godnem... Selekcja swoista najpewniej już i w czasie tejże następowała napaści, bo z pewnością nie żywiono, ale i nie puszczono żywego, kogoś kto ledwo nogami włóczył i do jakiej cięższej roboty był niezdatnym. Za to z pewnością radowano się co młodszemi i gładszemi na popasach, a i jeśli orda stała koszem w czas, gdy czambuły okolicy penetrowały, to i załoga kosza niechybnie sobie nie żałowała i z pewnością masz rację, że ceny dziewic w Stambule były wielekroć wyższemi, to i część niejaka, póki co chociaż hańbiona nie była... Co się podziałów tyczy, to lwia część (choć to nie było regułą) ord się tu niejaką spółdzielczości ideą kierowała i na pospólne pracowała dobro, stąd i nie miałoż to znaczenia, czy kto komu brańców popodmieniał jego, czy też nie... Choć i od tej zasady wiem, że odstępstwa były, że jaki aga znaczniejszy i przed czasem sobie wziął jakiej dziewki i w namiocie trzymał, ale czy to się odbywało kaduka prawem, czy za to jako wspólnocie rekompensował, to już to sprawdzić będę musiał... W każdem bądź razie wiem, że i sarkano nieraz na to, to i nawet jeśli zadosyć uczynił, to najpewniej nie nadto hojnie...
UsuńKłaniam nisko:)
Spółdzielnia jasyrowa? Tegom się, by prawdę rzec, nie spodziewał, mniemając, że takie działanie (tj. spółdzielczość) jest cechą wieków późniejszych. Skoro jednak tak mówisz, to Ci przecież wierzę. No i czekam na notę Tatarom poświeconą, by jednak coś więcej niż obiegowe domniemania o nich wiedzieć.
UsuńPozdrawiam
Długom tu dumał, zali to nie nadużycie owo określenie... Aliści po prawdzie, za exemplum, piratów biorąc karaibskich, tam przecie też co takiego służyło onym, gdzie łupy do wspólnego szły wora i dopieroż ich podług rangi, zasługi i tradycji dzielono...Z pewnością nie po równi i dyskusyjne, zali sprawiedliwie, ale bezsprzecznie, że wszystkim...
UsuńKłaniam nisko:)
UWAGA, UWAGA! Komunikat specjalny - Wachmistrz ma kłopoty ze sprzętem i jest przez to odcięty od możliwości komentowania i publikacji na własnym blogu. Dlatego przeprasza czytelników i obiecuje, że to się wkrótce zmieni (kiedy serwis odnajdzie powód kłopotów) i będzie mógł nadrobić wszystkie zaległości.
OdpowiedzUsuńWiadomość tę podaję na jego prośbę.
Bóg Zapłać, Vulpianie:)
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńA ja mam małe kłopoty z czytaniem i właśnie przyszłam o tym powiedzieć Wachmistrzowi, aby nie myślał, że minęło moje zainteresowanie Jego blogiem. Pozdrawiam serdecznie.
Nie myślał:)) Może dlatego, że w ogólności rzadko to robi, by głowisi nie psować zbytecznie...:)
UsuńKłaniam nisko:)