Zamyślałem tej noty, a ściślej ich cyklu całego przypomnieć październikową jesienią, gdy aura może i cokolwiek by Lectorom dopomogła się wczuć w klimat cyrkumstancyj czasu opisywanego, aliści szczęśnie nas Fortuna tegoż roku nader przyjemną i grzeczną jesienią obdarować raczyła, tom i z tem zwlekał, zwlekał... szarug i słoty jesiennie zwyczajnej czekając, aliści że zda się prędzej mi się śniegów już przyjdzie doczekać, tedy nie mieszkając: idźmyż w imię Boże...! Kto by zaś myślił, tytułem zmamiony,
że usarze jakich ku ptactwu szczególnych mieli ansów, tego
uspokoić pragnę, że to jeno z wyimka listu mości hetmana
Żółkiewskiego do Wawrzyńca
Gembickiego myśl wzięta:
"Tatary gromić tak to niemal podobna, jako
kiedy by kto chciał ptaki na powietrzu latające pobić. Trafi się
czasem, że ptaka i kilku w powietrzu zabiją; toż samo jest i z
Tatary."
A prawić nam dziś przyjdzie o
wyprawie Jana Sobieskiego na czambuły tatarskie, co jej odbył Anno
Domini 1672, w cyrkumstancyjach nader szczególnych. Kto zdarzeń
roku tego nie pomni, tego na karty Sienkiewiczowskiego "Pana
Wołodyjowskiego" odsyłam, bo to rok dla Rzeczypospolitej
prawdziwie tragiczny, bodaj czy i nie więcej nawet, jak rok
rebelijej Chmielnickiego, czy rok potopu szwedzkiego...
Oto Turczyn w ośmdziesiąt tysięcy
wojska włąsnego (Tatarów i kozaków posiłkujących nawet już i
nie licząc) w granice Rzeczpospolitej wtargnął, wziął (o czem
"Trylogijej" część ostatnia) przystępu w głąb kraju
broniącego Kamieńca Podolskiego, gdzie się miał mały rycerz
podług legendy z prochownią wysadzić, za czym postąpiwszy w kraj
niebroniony, Lwów obległ i do najostatniejszego przywiódł
Rzeczpospolitą pohańbienia, traktat nikczemny w Buczaczu
narzucając... Nim jednak ku temu przyszło, a rokowania się
wszczęły, spuścił Turczyn Tatarów ze smyczy, by się rozbiegli
po kraju za nagrodą swoją w łupie i jasyrze braną. Niechybnie też
i o to szło, by parlamentarzy i króla jegomości, Michała
Korybuta Wiśniowieckiego, cośmy go sobie chyba za karę za grzechy
nasze na króla obrali, do prędszej przymusić ugody. I to
przeciw tymże właśnie Tatarom powziął zamysł Sobieski, by im
kota popędzić, choć więcej królowi przyszłemu o to szło, by
ludu na pastwę pohańców wydanego osłonić i kraju nie dać
wyniszczyć... nawet i bez rojeń nadmiernych, by w tej
najczarniejszej godzinie biegu Historii zawrócić...
Tatarczynów zliczyć rzecz trudna,
aliści nie uczynim myłki nadmiernej, jako ich na jakie
sześćdziesiąt zrachujem tysiąców. Nawet i na to licząc, że
czambułami po kraju rozproszeni, mało gdzie się w kupie na więcej,
niźli dwakroć po dziesięć znajdą tysięcy, to i tego nad siły
hetmana było nadto, co ich miał początkiem kilka tysięcy, ale to
wojsko raz wojną dotychczasową umęczone i pobite, tedy w
choragwiach pewnie nie więcej jak po pół stanu liczyć można; dwa
że akurat teraz, rychło w czas, się nam miłościwie panujący
umyślił brać za wojaczkę osobą własną, temuż przyszło
hetmanowi dziesięć najlepszych chorągwi puścić królowi ku
eskorcie. Tego, z czem został, nie wiem czy możem na więcej niźli
na jakie trzy tysiące rachować...
W "Księgach hetmańskich" Sarnickiego zachowała się przypowieść o tem, jak kasztelan chełmski, Zamoyski*, napotkał
był gdzie wpodle Baru na Podolu niespodzianie starca, czem się
zdumiał wielce, bo mało kto w tej okolicy, najazdami tatarskiemi
znękanej, się tam wieku zacnego dochował. Indagował zatem imć
kasztelan staruszka**:
"- A, niebożę stary, jakożeś się tu
zestarzał, że cię poganie nie wzięli?
- Iżem miał wiarę. - odparł stary.
- Jakże to? - dopytywał się kasztelan, snadź
jakiej budującej powiastki się spodziewając.
- Skoro o Tatarach było słychać, że idą, to
ja wierzyłem i uciekałem - i doczekałem się starości..."
Przytoczyłżem tej powiastki,
bo nam dziś zda się może czasem, że Tatarstwo, owszem, cosi
tam u krain*** Rzeczypospolitej szkodowało, coś spaliło, czy
porwało... ot, taka egzotyka stepowa, aliści miary tegoż zjawiska
nie znamy i nie doceniamy... Czasy zaś, o których nam dziś pisać
przychodzi, o wiek są późniejsze, aliści ten wiek tu jeno
odmianę na gorsze jeszcze znaczył. Ziemie też i nie odległe, ale
i z naszej perspektywy dzisiejszej to przecie Korona żywa! Stąd i
może zajadłość pohańców, że na mniej wyniszczonych ziemiach nadzieja na
łup obfitszy, a i może Sobieskiego i żołnierzów jego złość
żołnierzowi na wroga zrozumiała, tu jeszczeć i więcej
natężoną...
Na mapce****, com jej poniżej pomieścił, widać, że najgłówniejsze zagony tatarskie poszły między Wieprzem a Sanem, ku Wiśle idąc. Tam dowodził Dżiambet Girej i do niego też najbliżej było Sobieskiemu, póki co tkwiącemu wpodle Krasnegostawu w oczekiwaniu króla.
Nie
siedział jednak tam hetman bezczynnie, bo com już rzekł, wojsko
miał kampanią letnią wyniszczone, tedy niechybnie sprawiał szyki
swoje, aleć i rozpuścił szeroko podjazdy, by o nieprzyjacielu mieć
wieści. Temuż najwięcej zawdzięczał, że gdy się już z królem
przez listy dorozumieli, że czekać na króla nie masz potrzeby,
znał że okrom Dżiambet Gireja przyjdzie jeszcze sprawę mieć z
Nuradin Sułtanem, co się aż po Podkarpaciu ku Lesku, Krosnu aż po
sam Biecz i Jasło zapuścił! Małoż na tem: wpodle Bełza kilka
czambulików pomniejszych armię pod Lwowem stojącą ubezpieczało,
zasię ku południowi, nad Dniestr idąc, niechybnie spotkać się
przyjdzie z Hadżi Girejem, synem chana samego...
Każdy z tych czambułów po
wielekroć siły hetmana przewyższał, nawet i na to wzgląd
mając, że tatarskim obyczajem czambuł każdy, kosz***** założywszy,
jeno częścią sił onego strzegł, zasię reszta okolicę
pustoszyła, szlak swój płonącemi znacząc wioskami i sadybami, do
kosza jeno z jasyrem i łupem ściągając, by znów się po okolicy
rozbiec... Sobieski znając, że periculum in mora******, a
Tatarczynów nie dogoni z wojskiem ciągnącem z taborem, gdzie
trudno przypuścić, by się nad dziesięć do dnia kilometrów
pokonać udało, ruszył przeciw nim komunikiem, czyli jeno z konnem
wojskiem, taborem nie obciążonem. Przy tem żołnierz każdy wiódł
i konia drugiego, by utrudzone móc podług woli swojej mieniać, a
przy tem, by ów wolny mógł cokolwiek choć nieść zapasów, bez
czego przecie ani rusz w kraju, gdzie jak pisał jeden z uczestników tejże wyprawy: "o bochenek chleba trudniej jak o tatarów tysiąc"... Do
turbacyi dołóżże jeszcze, Czytelniku Miły, że to październik,
plucha za dnia, noce przymrozkiem podszyte, drogi jako to w Polszcze
zwyczajnie: najpodlejsze we świecie, a przeprawy spsowane...:((
Ano i tak, wyruszywszy w imię Boże,
piątego października nad ranem z Krasnegostawu ku Zamościowi
stanął Sobieski na wieczór pod Sitańcem, co się łacno pisze,
ale między miejscami temi kilometrów trzydzieści, w
cyrkumstancyach opisanych, a kto w siodle tylu nawet i w pogodny
dzień, rekreacyi tylko czyniąc (bez pancerza, oręża i
moderunku), nie wysiedział, ten nie wie, cóż to znaczy...
Z Sitańca kamieniem do Zamościa
rzucić, gdzie stał pułkownik kozacki Haneńko z dwiema
tysiącami Kozaków regestrowych, których najwidniej rachował mieć
Sobieski za wsparcie w przedsięwzięciu swojem. Posłał tedy hetmen
Haneńce ordonans, że go rad przy boku swoim widzieć będzie,
aliści goniec wrócił próżno, bo Haneńko miał się za dnia
jeszcze wypuścić ku czambulikom wpodle Bełza plądrującym. Wieść
insza, od podjazdów, co dzień cały okolicę przepatrując, kup
kilka luźnych hultajstwa pogańskiego zniosły, że pod Krasnobrodem
większy czambuł stoi, sprawiła, że hetman ani bacząc deszczu,
ani utrudzenia żołnierskiego się był nocą ku temuż czambułowi
nawrócił, nowych trzydziestu i dwóch do przebytych dokładając
kilometrów...
Doszli husarze i dragoni
hetmańscy Tatara przed świtem jeszcze, aliści Sobieski mimo
deszczu siekącego wstrzymał atak i dnia kazał czekać białego, co
niemałej dowodzi roztropności, bo to starcie najpierwszem być
miało, temuż arcypryncypalna była to rzecz, by swoich jak najmniej
wytracić, pohańców wszytkich zaś bezwzględnie wybić i wyłapać,
by inszych nie uwiadomili. A że bój nocą, jeszczeć z żołnierzem
utrudzonym, zawżdy azardowny, temuż nie dziwota, że wolał hetman
godzin paru jeszcze zmitrężyć, niźli przedsięwzięcie całe na
szwank wystawiać. No i pewnie byłoby po myśli hetmańskiej, gdyby
nie Haneńko, co niczego niebaczny, się przy tem samem znalazł
czambule, miast w Bełzkie iść... Ów ze swemi na Tatarczyna
uderza, nie nadto stojąc o to, by go ze szczętem pogromić, samem
się jeno czambułu rozproszeniem kontentując, przy tem, że Tatarów
kozacy wspierali Doroszeńkowi, onych przyparłszy do kaplicy, a
wyżenąć ich nie mogąc, kaplicy z kozakami z ogniem puszcza, łuny
czyniąc na mil wiele wokoło...
Nader mi łacno imaginować sobie
alteracyję hetmana, jak wąs gryzie z wściekłości i słowem miota
plugawem, najpewniej w powątpienie czystość prowadzenia się
macierzy pułkownika podając, tudzież onego przymioty z umysłowemi na czele... Nic jednak już nie pozostało, okrom
szkód by najmniejszemi choć uczynić, temuż hetmańscy do rana się
za Tatarami rozbiegłemi uganiali, by ich możebnie wielu pochwycić
lub ubić, co mniemam na jedno wychodziło za sprawą szczupłości
sił hetmańskich, co przecie nie mógł sobie pozwolić, by kogo do
brańców jeszcze pilnowania wydzielić...
Wdzięczniejsze niechybnie za to
jasyru rozproszonego zbieranie i odesłanie ludzi uwolnionych do
Zamościa. I jeśli tak stał hetman za tem starciem pierwszem, by go
pewnem mieć, by ducha w komuniku ukrzepić, to choć mu Haneńko
myśl spsował, przecie owe łzy ludu uwolnionego i wdzięczność
najszczersza najlepszą żołnierzowi była nagrodą! I choć,
co w wyprawach długich zwyczajne, siły hetmańskie nieuchronnie
szczuplały, zapał tych, co przetrwali z tego się brał najwięcej,
że żołnierz niepomierne swych starań wraz widział effecta... I
choć nie grzała naszych jeźdźców ni kaleta pusta, czy suknia
obszarpana a żołądek marsza grający, przecie affect najszczerszy tych ludzi
oswabadzanych za największą wystarczył nagrodę! A jedno tu się
jeszcze rzec godzi, nim opowieści naszej przerwiemy... Piszem
tej noty w o husarzach cyklu i tejże jeździe laur czynimy, aliści
w hetmańskim komuniku byli i dragoni, co pora rzec o nich słów
parę ućciwych, choć to wojsko zawżdy w pogardzie u urodzonych
będące... Jazda to jazda, koń jaki jest każdy widzi, tłomaczyć
nie masz potrzeby; dragonia zasię to nic inszego jak piechota na koń
posadzona, by się przemieszczała chyżej... Aliści tak jak
wodzowie ówcześni wystawić niemal sobie nie umieli, by dragonom
kazać na koniu wojować, tak jazda powszechnie miała dragonii
istnienie samo niemal za obrazę i uzurpacyję, tak nie sposób
odmówić, że ta z włościan się wywodząca jazda, nader czułą
była na tę ludu krzywdę... I choć nam Historya maluje Jana III na
tle husarskich skrzydeł, to by ućciwie rzec, winniśmy Go więcej
może na portretach między dragonami mieć, bo to było onego wojsko prawdziwie ulubione, nader chętnie do wszelkich zażywane działań,
niesarkające, bo i ochocze, i twarde nad podziwienie...
Oddawszy tedy Bogu, co boskie,
husarzom, co husarskie, a dragonom, co dragońskie, łacniej nam może
wymiarkować tę zajadłość żołnierza szczególną, co po dniu i
nocy w siodle, godzin ledwo kilku mając na wytchnienie leda jakie,
wraz się spod Krasnobrodu na Narol i Szarą Wolę nakierował, bo
tam pono czambuł znaczny i jasyru moc. Nowe to trzydzieści kilka
kilometrów i choć czambuł przez niedobitki pod Krasnobrodem
niewyrżnięte ostrzeżony, przecie nie po próżnicy ten marsz...
Sława hetmańska już naówczas
między Tatarami być znaczną musiała, bo ów czambulik ani myślał
przeciw Sobieskiemu stawać. Jasyru porzuciwszy, zemknął co rychlej
do Dżiambat Gireja, choć nie cały, bo części dopadli nasi pod
Narolem i zepchnąwszy nad Tanew, luboż pobili, luboż się owi sami
potopili, w nurcie salwerunku przed szablami naszemi szukając...
Uradowany wiktoryją hetman pozwolił wojsku aż do północy
popasać, by znów nocą iść śladem osad palonych ku Lubaczowowi i
Cieszanowowi, aliści o tem kogo i gdzie tam dostali, snuć razem
następnym tej będziem gawędy...
__________________________________________
* Stanisław, ojciec Jana, słynnego kanclerza i
założyciela Zamościa
** mieć na względzie upraszam, że podług
kryteryów ówcześnych ów "starzec" mógł mieć i ledwo
pięć krzyżyków na karku...
*** nawiasem: jak kto dopotąd nie wiedział, skąd
miano sąsiada naszego dzisiejszego, to ma go tu właśnie
wywiedzionego najprościej:)
**** - mapka niniejsza, jak i wszystkie następne w cyklu częściach kolejnych, z paginy dziejom husarii naszej poświęconej wzięta (http://www.husaria.jest.pl/index.html)
***** obóz
****** łac. dosł: niebezpieczęństwo w
zwłoce, czyli każdej chwili szkoda...
Nie pamiętam, czym Cię kiedykolwiek pytał o charakter państwa tatarskiego na Krymie. Jeśli tak, to, respons otrzymawszy, ani o nim pamiętam, co mogę tylko na własną sklerozę zrzucać. Było to państwo, czy kupa swawolna, tyle szczęścia mająca, że wkoło nikogo nie było, bo step, jak okiem sięgnąć? W czas pokoju zajmowali się Tatarzy rolą? Handlem? Rzemiosłem? Czymkolwiek wreszcie? Czy tylko od łupieżczego napadu do napadu żyli?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zdaje się, że nie było dopotąd takiej sposobności, alem i sam już zamierzył po cyklu tego ukończeniu, niejako przewrotnie, swoistą "obronę Tatarów" napisać, to i będzie przy tem możność wielekroć napisać więcej. Tu jeno rzeknę, że napady służyły głównie do zdobycia niewolnika i ten handel niemi to była jedna z ważniejszych, jako dziś byśmy rzekli "pozycji w budżecie", ale równie ważką były cła od kupców wszelkich, jako i wielkie korzyści z krymskich kopalń solnych. Zełgałbym, mówiąc, że rolnictwa nie było, choć w rzeczy samej marginalne.. Wielekroć ważniejsza była hodowla... A państwo było jak się patrzy i wielce się zadziwisz, jak bardzo ono nasze własne przypominało.. :)
UsuńKłaniam nisko:)
Co do tych niezwykle usilnych i uporczywych starań pana Hetmana, to warto by dodać, że bronił on przede wszystkim dóbr własnych, które akurat w okolicy pomieszczone były. Był pan Hetman bowiem człowiekiem gospodarnym i zapobiegliwym, nawet wojska swoje na popas i zimowe leża umieszczając w dobrach Zamojskich, a nie swoich. Dlatego owe w dobrym stanie, byłyby stratą wielką gdyby były przez Tatarów ogarnięte. Stąd też i doskonała orientacja zarówno samego Hetmana w okolicy, jak i jego armii, która na popas tamże nie raz bywała, przy okazji interesów swego dowódcy zabezpieczając. W niczym to nie umniejsza talentów żołnierskich pana Hetmana, ani też jego wojska, ale najlepszy żołnierz jest gdy broni własnej ziemi. :)
OdpowiedzUsuńPewnie, że dodać warto:))... Choć ja tu niejakiej sprzeczności widzę, bo albo lokujemy wojsko na hibernę czy leża dłuższe u siebie i "interesa zabezpieczamy", albo u Zamojskich, co ma zapobliegliwości i gospodarności dowodzić...:) Podług mnie wojsko, póki karne i płacone godziwie, na hibernie będące jeno korzyścią być może... Gorzej, gdy niepłatne...
UsuńKłaniam nisko:)
Mam niejakie podejrzenia, że były one w dobrach Zamojskich, opłacane tylko o tyle, ile było w najmniejszym minimum potrzebne, a będąc pod ręka i rujnując nie lubianego konkurenta bardzo gospodarności panahetmanowej dowodziły. :D
UsuńNie sposób wojska płacić podług widzimisię, bo owe się służyć za określony pieniądz godziło... Co najwyżej możem prawić o zaliczkach a'conto zaległego żołdu, które może co i nadto skąpemi były...
UsuńKłaniam nisko:)
A czy to nie był przypadkiem okres płacenia boratynkami? Bo zdaje się, że wtedy już zaprzestano ich bicia, ale były w powszechnym obiegu i żołnierze niezbyt chętnie żołd w nich odbierali?
UsuńChyba raczej już nie... Żądanie zaprzestania wypłacania żołdu w boratynkach było jednym z postulatów rokoszan Lubomirskiego, a to przecie ładne parę lat wcześniej i skoro tamta rzecz się ugodą skończyła, to nie sądzę, by ktoś stare błędy powtarzał... A insza, że jurgielt rozmaicie płacono i nader często w towarze, czy to w soli, co też towarzystwa zachwytem nie napełniało, bo o tą trzeba było dbać nim się jej przedało, luboż tkaninami, osobliwie zdobycznemi, co znów jeśli szło przedać godziwie, to jeno w jakiem grodzie, a i to niemałem, gdzie nagłe zjawienie się stu czy dwustu chętnych sprzedać swoje parę łokci adamaszku nie wywoła rewolucji cenowej na rynku... A najczęściej i tak tego kupował za pół ceny jaki markietan za wojskiem krążący, gdy żołnierstwu zbrakło napitków, luboż chuć zanadto przycisnęła, a dziewki się drożyły...:((
UsuńKłaniam nisko:)
I ja się nad własną wiarą zacząłem zastanawiać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nadziei pełnym, że nie za Tatarczynów jakich sprawą?
UsuńKłaniam nisko:)
No i znowu ujawniła się moja tępota. Jak tylko w tekście pojawia się coś o działaniach zbrojnych, ustawieniu wojsk itp., to przestaję rozumieć co czytam. Mapki obejrzałam. Ładne. Kolorowe. I dalej nic nie rozumiem. :) A nawet jakby mniej. :) Próbowałam, ale się nie udaje. Cóż, chyba to już jakaś taka moja wada. :) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNie desperuj, Magdaleno!
UsuńTen stan można znieść i zaakceptować, byleś tylko jakimiś chorągwiami dowodzić nie próbowała w potrzebie! ;)
Dowodzić? Ależ w żadnym wypadku! Ale chętnie bym popatrzyła... :)
UsuńNie nazywałbym tego tępotą, bo to najpewniej alergia...:)) I, być może, zdrowa...:)
UsuńKłaniam nisko:)
To się nieco uspokoiłam. :)
Usuń:)
UsuńDobrze, że ów "starzec" miał gdzie uciekać. A jeśli ktoś uwierzy w nadchodzący za sto dni - jak głoszą kolejni portalowi wróżbici - koniec świata? Gdzie uciekać??...
OdpowiedzUsuńMapki cudne, zwłaszcza, że znam kilka z tych miejscowości :-) Na wojskowości się nie znam, choć przeczytalam kilka powieści i szarżach róznego autoramentu, wierzę na słowo, że Sobieski wielkim hetmanem był!
notaria
Myślę, że prawdopodobieństwo pojawienia się Tatarów było jednak trochę większe, to i uwierzyć łacniej...:) Ale jeśli komu z końcem świata koniecznie po drodze, to i Bóg z niem, niechaj bieży, gdzie uważa... Mapki zapożyczone z paginy wspomnianej, to i żadna w tem moja zasługa...:)
UsuńKłaniam nisko:)
A choćby i prywaty najpierwej bronić Imć Pan Hetman chciał? Alboć to grzech wielki, skoro przy okazyi można czambulików w pień nawycinać? Wszak od dawien wiadomo, iż najbliższa ciału koszula! Aliści, gdy już ona bezpieczna, to i sukmany bronić możebnie... I kontusza... Kłaniam!
OdpowiedzUsuńI z tą, jak mniemam, myślą, hetmana, koniec końców, królem obrano, by całości za swoje uważał...:)
UsuńKłaniam nisko:)
A co na to NATO?
OdpowiedzUsuńKłaniam z zaścianka Loch Ness :-)
Nasze czy ich?:)
UsuńKłaniam nisko:)