30 listopada, 2014

O teoryjach spiskowych continuum, czyli cyklu o urządzaniu Niepodległej część piąta

  Obiecowałżem własnych dać uwag w kwestyi przywołanej przeciwników Marszałka teoryi o porozumieniu onegoż sekretnem z Niemiaszkami wojnę przegrywającemi, której żem w czwartej tegoż cyklu części wyłożył (IIIIII, IV). Temuż suplika pokorna tym, co być może teraz dopiero lektury poczęli, by luboż jej podarowali sobie, luboż zechcieli się jednak z częścią choć czwartą zapoznać, bo bez niej wątpię, by wiele pomiarkowali z piątej...
   Najpierwszy mój przeciw tymże teoryjom zarzut będzie natury logicznej, bo mi się te inkryminowane Niemcom zamysły kupy zwyczajnie nie trzymają. I dościślijmyż nareście, czego oskarżyciel Marszałka nie zrobił, o jakich to Niemcach mowa, bo przecie nie o rzeźniku Schultzu z Hanoweru czy feldweblu Hoppem spod Monachium... Rozumiem, że oskarżającym idzie o kręgi realną władzę jeszcze mające, tandem o najbliższe otoczenie kajzera i rządu. To ludzi niemało, przecie nie na tyle, by nie wiedziała lewica, co czyni prawica i by uprawiała, jako chcą tych teoryj autorowie, jednej z najbardziej niespójnych polityk na świecie. No bo jeśli temu wszystkiemu wierzyć i rzecz cała jest w imię ocalenia tych zdobyczy na Wschodzie poczynionych, to trudnoż przypuścić by Kessler w niedzielę, 10 listopada z Piłsudskim w imię tejże neue ost-politik negocjujący, nie wiedział, że nazajutrz będzie rozejm w Compiegne podpisanym, gdzie punkt tegoż rozejmu dwunasty jednoznacznie określa konieczne niemieckie z wszystkich ziem na wschodzie wycofanie, a jeno termin i formę tejże ewakuacyi do przyszłych uzgodnień technicznych pozostawia. Miałżeby zatem Kessler występować w imieniu jakichś sił okołorządowych na tyle mocnych, by wydębić Piłsudskiego uwolnienie i tąż do Warszawy salonkę z parowozem, a na tyle nieznaczącym, by nie wiedzieć, że o sprawy dawno przegrane wojuje? Przecie 11 Listopada  armistycjum jeno podpisano, negocjować je poczęto na tygodnie wcześniej! Rozumiem, że w sekrecie, przecie nie takiem, by odnośne ministeria w Berlinie nie wiedziały, co oddają... Czy też i może mam rozumieć, że Kessler ponad miarę i instrukcje się posunął i prywatnego był zawarł z Piłsudskim układu, w nadziei na jakie fortuny dla Niemiec jeszcze odwrócenie? Jeśli tak, to rzecz jest w ogóle bez jakiegokolwiek znaczenia...
   Aliści nawet przyjmując, że było za tem działanie rządowe celowe, właśnie z tą nadzieją czynione, że się co może jeszcze i uratować poradzi, to w ślad za tem iść winny jakie działania insze, rozumnie z tem korespondujące. Pomijam już, że jak się ma widoki na tego wszystkiego ocalenie (skoro się znalazł taki polski renegat i pomagać ochoczy), to się tego broni, a nie rejteruje pośpiesznie jako kajzer do Holandii, czy rządu czerwonym bez walki niemal oddaje... Żeby choć jakich rządów na tych ziemiach sobie powolnych instalowano z autochtonów jakich, na podobieństwo tego w Warszawie przez rzekomo posłusznego Piłsudskiego czynionych... Tem zaś czasem nie masz tam nic po tej myśli ! Małoż na tem: nazajutrz po rozejmie na Zachodzie podpisanem ogłosiły bolszewiki, co zmocniały w międzyczasie tęgo, że traktat brzeski na nich wymuszono i temuż jest nieważnym (tak jakby lwia część traktatów pokojowych na świecie nie była czego na stronie przegranej wymuszeniem). Logicznie rzecz biorąc zatem winno być to odebrane jako deklaracyja wznowienia wojny na Wschodzie i winny jednostki Ober-Ostu* począć przeciw bolszewii następującej jakich działań zbrojnych, tem zaś czasem Niemce z Ober-Ostu** odstępujące nie dość, że niczego nie czynili takiego, to wręcz byli z bolszewikami w zmowie. Nieraz bowiem tamci wręcz czekali, nim na jaki nowy postąpili teren, aż Niemiaszki odejdą, czy odjadą, nawiasem wszędzie moc broni i sprzętu dla Krasnoj Armii zostawiając...
   Rzekniecie, że postępowanie takowe nie przeciw komu inszemu, a przeciw nam jeno być mogło złośliwie nakierowanym... I ja tak mniemam, a nie tak się przecie postępuje względem nibyż sojusznika skrytego i satelity własnego, by przeciw niemu idącą hordę uzbrajać! Aliści szczytem już wszystkiego, przyjmując te endeckie bajania żeśmy na jednem jechali wózku, że w równem czasie Niemce, bolszewików zbrojąc, gdzie jeno mogli jakiego naszego oddziałku spontanicznie powstającej samoobrony naszej, tam onegoż rozbrajali! Jeśliśmy jeno mięli być jakiem zatem gwarantem i narzędziem niemieckiej dominacyi na Wschodzie, a przyjmując nawet, że owym zadosyć już było wojowania, to logicznem by było, by to nas chcięli przymusić, iżbyśmy własnymi piersiami onej MittelEuropy przed bolszewią bronili. Natenczas jednak cały ten oręż i moderunek nam winien być przekazywanym, i to jak najrychlej, byśmy do odporu bolszewika byli gotowemi... I to nas i nasze komendy, a nie bolszewickie być winne na teren Ober-Ostu wpuszczane, by jak największej strefy "kontrolowanego zgniotu" utworzyć ! A temczasem pierwszy fakt taki, a i to jeno względem terenów wokół Białegostoku miał miejsce 9 lutego 1919 roku i to w cyrkumstancyjach takich, że miesiąc grubo wcześniej dozwoliły Niemce bolszewii zająć odległe o niespełna trzysta kilometrów Wilno!
   Trzyma się to Wam kupy, Mili Moi? Bo mnie nijak nie chce i jawnie mi z tego wychodzi, że Niemce na tem swoim Wschodzie to już musiały grubo przed Piłsudskiego zwolnieniem krzyżyka położyć, przy tem wielce chcięli zadbać o to, byśmy my czasem na tem aby nie zmocnieli. Co najwyżej mogę ja zrozumieć z tego, że nas wmanewrować umyślili w konflikt nie tylko z bolszewikami następującemi, aleć i z Ukrainą, która najpewniej zdobytej traktatem brzeskim Chełmszczyzny i Podlasia krwawo bronić będzie (na razie rozważamy na poziomie początków listopada, gdzie Niemce berlińskie mogły jeszcze nie zakładać zupełnego rozpadu Austro-Węgier, tandem tego, że najkrwawiej będzie akurat we Lwowie i wkoło niego, wiedzieć nie musieli). Przyjmijmyż zatem, że to wymysł endecki i że jeśli jest w tem jakie prawdy jądro, to jeno neutralności wobec Niemiec w wojnie się kończącej, takoż postępowania nowego polskiego rządu względem granic przyszłych z Niemcami. Pytanie, które się winno tu cisnąć na usta najpierwsze jest takie: czyim imieniem tak naprawdę negocjował Kessler i wobec kogo miałby być zatem Piłsudski lojalnym? Sam Kessler najpewniej widział się być reprezentantem rządu Maksymiliana Badeńskiego, ostatniego cesarskiego... Tyle że... w sobotę, 9 Listopada, gdy Kessler po Piłsudskiego do Magdeburga przybył, Scheidemann w samo południe na schodach Reichstagu proklamował Republiki, a cztery godziny później z balkonu cesarskiego pałacu Liebknecht proklamował drugiej, socjalistycznej. Rankiem w niedzielę, gdy Piłsudski do swego pociągu do Warszawy i władzy w Polsce wsiadał, mógł jeszcze nie wiedzieć, że gabinet Maksymiliana Badeńskiego ustąpił, aliści w Warszawie najpewniej mu już co rychlej doniesiono o tem... Cóż to zmieniało? Podług mnie wszystko... cokolwiek Piłsudski miałby uzgodnione, dodatkiem na gębę, z przedstawicielem starego i ustroju, i rządu, tem by się nowy rząd mógł podetrzeć, gdyby to jakiekolwiek z jego strony miało cesje oznaczać wobec Polski czy koszta... A skoro tak, to i vice-versa... ergo jeśli nawet Piłsudski coś po myśli Kesslera tam powiedział, to czuć się tym związanym powinien najwyżej godzin kilka, do powzięcia wieści o rządu i cesarstwa niemieckiego upadku. Gdyby był nawet najskrajniej honorowym, to najdalej do postępków jawnie antypolskich niemieckich, jako atak na demonstracje w Poznaniu, początkiem tamtejszego powstania będący, luboż do owych wstrętów nam przez komendy Ober-Ostu czynionych...
  Najpóźniej zaś do grudnia, gdzie w ostatniej jegoż dekadzie w dalekiej Hollandyi abdykuje definitywnie samowygnany z ojczyzny kajzer i wyjeżdża z Warszawy Kessler, przymuszony żądaniem aliantów, wielce zdegustowanych nawiązaniem oficjalnych stosunków dyplomatycznych między Warszawą i Berlinem, czego postrzegają jako próby jakich faktów dokonanych*** ...
   Czynienie Piłsudskiemu zarzutu, że w wojnie się kończącej przyjął roli państwa neutralnego i mniemanie być tego dowodem na ów układ rzekomo zawarty zdaje mi się być kpiną albo w rzeczy samej dowodem koronnym, ale na oderwanie się tych oskarżycieli od rzeczywistości... W wojnie można być wrogiem,sojusznikiem lub być neutralnym, czwartej możności ja nie znam... Zdeklarować się jako sojusznik kraju przegrywającego i właśnie na wyprzódki próbującego się z tej wojny wymotać, jest kretyństwem oczywistym a przy tym byłoby ruiną dla kraju, bo stawiałoby nas w obozie przegranych i rozpętania wojny winnych, a takich się kara... zazwyczaj tem srożej, czem słabsi... kto mniema inaczej, niechaj wejrzy na to, jak z tej wojny wyszły Węgry, a jak Niemcy...
   I dodatkowo byłoby to zrujnowanie wszelkich efektów własnej polityki Piłsudskiego od czasu co najmniej "kryzysu przysięgowego", nawiasem jednego z genialniejszych politycznych zagrań tamtej epoki (zmiana frontu i statusu zalążka przyszłej armii na bliską alianckiej, kosztem "zaledwie" rocznego uwięzienia kilku tysięcy ludzi). To chyba oczywiste, że tą drogą iść nie było można i nie miało to najmniejszego sensu... Droga przeciwna, czyli wypowiedzenie Niemcom wojny i jednoznaczne dołączenie do aliantów? Darujcie, ale mi się z punktu spomniała scena z "Pana Tadeusza", gdzie Jankiel szaraczków zaściankowych przed niewczesnym wystąpieniem usiłuje przestrzec:
"[...] A jeśli czekacie Francuza,
To Francuz jest daleko jeszcze, droga duża.
Ja Żyd, o wojnach nie wiem, a byłem w Bielicy
I widziałem tam żydków od samej granicy;
Słychać, że Francuz stoi nad rzeką Łosośną,
A wojna jeśli będzie, to chyba aż wiosną."
  Dwie bodaj noty temu żem obrachowywał sił rodzącego się wojska polskiego na jakie niespełna dziesięć tysiąców bagnetów i szabel... To jest, Mili Moi, jedna dywizja... Jedna ! Dodatkiem rozproszona po garnizonach kilku... Niemce w samej Warszawie mieli równowartość trzech, a na ziemiach naszych jeszcze dalszych kilku, plus kolejnych kilkunastu na obszarze Ober-Ostu, na wschód od nas... Torlin ich w komentarzu pod poprzednią notą rachował na tysiąców sześćset, w czem przesadził, ale i tak przecie te proporcyje są takie, że wobec tego konceptu Powstanie Warszawskie się zdaje być szczytem rozsądku i trzeźwej oceny sytuacji...
  Pozostaje jeszcze pytanie natury czysto logicznej: po cóż by tą wojnę było trzeba wypowiadać, skoro właśnie na Zachodzie owa się definitywnie kończyła? 
 Skoro zaś nie mogliśmy lub nie chcieliśmy być w tej wojnie stroną po żadnej stronie wojującą, to jedyne co pozostawało, to neutralność, zatem czynienie z tego zarzutu, jest czystej wody tromtadracją i raczej sprawą dla doktorów od klepek...
   Mają w rzekomem posłuszeństwie Piłsudskiego się jego oskarżyciele tem podpierać, że insurgentów z ziem zaboru pruskiego nie wspierał, co jest oczywistą nieprawdą, bo Polska wspierała, jak mogła. I trzeba tu rozdzielić te powstania koniecznie, bo wielkopolskie wszystkich zaskoczyło, ale te najistotniejsze śląskie miało miejsce już po decyzjach Ententy w sprawie Śląska i nie można było przeciw nim wierzgać zanadto, by się na zarzut (i tak przez Niemców podnoszony) torpedowania ustaleń Ententy nie narazić. A czem się kończyła gra z Ententą przeciwnie usposobioną dostaliśmy lekcji na Orawie i Spiszu****...
   Zapytacie zatem, czemu, skoro przy wielkopolskim tych obostrzeń nie było, przynajmniej na początku, to czemu nasza pomoc tak była mizerną? A z czego, na miły Bóg? Z tych dziesięciu tysiąców? Jak kołdra krótka, to choćbyś nie wiem, jak naciągał, wszystkiego nie nakryjesz... Torlin w komentarzu nazwał naszą pomoc, per analogiam do współczesności, pomocą na zasadzie "zielonych ludzików". I to jest prawda; sam kilka not temu opisywałem turbacyje jenerała Dowbór-Muśnickiego z cywilnym odzieniem, w którym się do Poznania przekradał... A pisząc to anim myślił, że dowód do dzisiejszej dysputy przywołuję... Przecie ów tam na Naczelnego Wodza jechał, mianowany przez Piłsudskiego właśnie! Pewno, że ten własne przy sposobności piekł pieczenie, potencjalnego oponenta się z Warszawy pozbywając, ale wejrzyjmyż na to z Wielkopolan strony: oto dostali najlepszego generała, jakiego Warszawa w tamtym czasie dać im mogła... Nie jestże to pomoc? A ludzi posyłaliśmy sporo, choć nie tyle strzelców-ochotników do wojaczki w polu, co fachowców, by tamtych szkolili. Trochę też powstańców w przerwach w walkach do Warszawy zjeżdżało się szkolić, a co się sprzętu tyczy, to owi nieraz więcej mięli, niźli by Warszawa dać mogła... Zdobyte przez powstańców lotnisko na poznańskiej Ławicy, o czem Torlin ongi przypominał, dało stronie polskiej więcej aeroplanów, niż mięliśmy ich gdziekolwiek indziej. A okrom tych trzystu zdobytych, po większej części rozmontowanych, gigantyczne zapasy części, dzięki którym nie tylko skorzystało wojsko wielkopolskie, ale i cała armia... Śmiem twierdzić, że całe nasze lotnictwo w 1920 roku na tym się głównie opierało, co powstańcy na Ławicy zdobyli!
   Spominałem w słabości akcji agitacyjnej na plebiscytowych terenach domniemywać dowodu kolejnego na bezsens tych zarzutów. Owóż podług Kesslera miał w tej rozmowie Piłsudski się zastrzec, że sam po cal pruskiej ziemi nawet nie sięgnie, ale jeśli Ententa umyśli nam z czegoś (konkretnie mówił jako o przykładzie o Pomorzu Zachodnim) uczynić prezent, to nie będziemy mogli nie przyjąć. Rozumiem to jako nader zręczny ze strony Piłsudskiego wybieg, który najwyraźniej już wtedy myślał o grze wspólnej z paryskim komitetem Dmowskiego, by temi właśnie drogami zyskiwać to, czegobyśmy dostać chcieli. No i skoro na takiej Warmii i Mazurach doczekaliśmy decyzji o plebiscycie i mogliśmy te ziemie mieć decyzją Ententy przyznane, to logicznem by było tej szansy jak najpełniejsze wykorzystanie i rzucenie tam wszelkich dostępnych sił i środków, bo takie działanie nie stało w sprzeczności z tą Komendanta deklaracją. Stało się podług zasady, że "chcieliśmy jak najlepiej, a wyszło, jak zawsze"... ale ja w tem właśnie widzę dowód, żeśmy lepiej, więcej i szczodrzej w tamtem czasie i miejscu po prostu nie mogli... Że słabość działań naszych, nawet i tych w pełni dopuszczalnych i akceptowalnych, jest miarą całości możności naszych w tym względzie.  Może mogliśmy mądrzej, ale to już na inne zostawmy rozważania...
   Ano i po tem zbijaniu punkt po punkcie argumentów przeciwnych, rzeknę ja coś, co Was zapewne zaskoczy, osobliwie tych, co mię za piłsudczyka mają:)) Otóż... ja... w cząstkę tej endeckiej propagandy wierzę :)
  A mówiąc jak najściślej: jeśli odrzucę ją w całości i w każdym względzie, to pojawia się wielce zasadne pytanie: a to właściwie w takim razie w imię czego tak brygadierowi Piłsudskiemu te Niemce tak pomagały? Z Magdeburga uwolnili, uchronili przed jakiemi przygodami niemiłemi, traktowali z uszanowaniem, przewieźli do Berlina, podejmowali jak głowę państwa i jeszcze dali extraordynaryjnego schnellzugu do Warszawy w samem środku najokropniejszej zawieruchy swojej***** ... I w imię czego, ja się pytam? Bo przecie nie z przyjaźni najczystszej, czy z wrodzonej ludzkości... Ano i tu wkraczamy już w sferę spekulacyj zgoła, ale jakoś przecie trzeba to jedno z drugim pogodzić i spróbować ustalić, cóż zaszło (a ściślej: cóż zajść mogło) w te dni dwa, wspólnej z Magdeburga drogi i rozmów w berlińskim hotelu pomiędzy Piłsudskim a Kesslerem... Tyle, że o tem, to już rozważań snuć będziemy w nocie następnej...:)
_________________________
* - skoro umyśliła Wikipedia różnicować pojęć Ober-Ost na komendę niemiecką nad wschodem zwierzchnią odrębnie i na obszar pod jej zarządem będący osobno, to i ja się k'temu akomoduję...
** - jak wyżej  
*** - nawiasem to po dziś dzień giertychopodobne głoszą, że nastąpiło to na skutek burzliwych manifestacyj ulicznych warszawskich, przez narodowców organizowanych:) Przyznam, że próbowałżem sobie przypomnieć, zali gdzie we świecie jakiego ambasadora odwołali dla tej przyczyny, że przeciw niemu jaki motłoch na ulicach demonstrował, a już z pewnością tego nie uczynił kraj żaden, mający jakich mocarstwowych ambicyj... Ale to giertychowym nie zanadto, jak widzę, przeszkadza: http://opoka.giertych.pl/owk64.htm
**** - Na polecenie Żeromskiego, jako prezydenta Rzeczpospolitej Zakopiańskiej Mariusz Zaruski, jako komendant wojskowy wojskami swemi obsadził Jaworzynę i Zamagurze Spiskie. Tamten spór się dość pokojowo był skończył, bo we Wiliją w Popradzie, a w Sylwestra w Chyżnem się nasze Rady ze słowackiemi dogadały o granicy przebiegu.
   Krótkośmy się tem jednak nacieszyli, bo już 13 stycznia na mocy rzekomego ordonansu marszałka Focha, imieniem Ententy rozsądzającego te spory, rządowi Moraczewskiego nakazano wojsko nasze z tych ziem nazad cofnąć. Po latach dopiero się pokazało, że nijakiego od marszałka w tem względzie rozkazania nie było, zaś jego imieniem się podszył wiarołomnie niejaki pułkownik Vix, szef alianckiej misyi wojskowej w Budapeszcie siedzącej, co wielce był Czechom życzliwy… 
***** - Kessler wspomina, że jako do śniadania w hotelu przyszło, to że się maitre'a pół żartem pytali, czy kuchnia jest jeszcze w rękach rządowych i czy mają liczyć na co...:)





9 komentarzy:

  1. Vulpian de Noulancourt30 listopada 2014 11:37

    Zbyt mało o tych czasach wiedząc wolę czekać na dalsze części cyklu. Może na koniec będę w stanie jakieś własne przemyślenia dodać? A choćby i nie, to przecież wiele się tu dowiedziałem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tem akurat aspekcie to już jeno jedna nam została notka, bo też i nie ma na co tegoż rozwlekać...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. A wiadomo, co oni tam na to śniadanie jedli? ;-) Niestety, w poważniejszej materyi to ja nie mam nic do powiedzenia, poza wyrażeniem swojego iście subiektywnego zdania, że Piłsudski był zbyt silną osobowością, by się komukolwiek dał powolnie na pasku prowadzić ;-) I również poczekam z głębszymi przemyśleniami na część następną.

    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego, niestety, nie wiem:) Tyle wiem, że musiało być wykwintnem, bo jeden z uczestników ubolewał nad tem, że takie frykasy, a porzucone zostać musiały...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Czytam kolejną część z otwarta gębą, nic nie mówię, bo i co mam powiedzieć, gdy wreszcie kolejne zasłony opadają sprzed oczu? Cieszę się, że udało się autora namówić na ten cykl, bo i ciekawy i potrzebny. Teraz czekam na kolejny, ulubiony "ciąg dalszy"! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... Jak to było? "Czekajcie, a będzie Wam dane..."?:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Witaj mości Wachmistrzu.
    To, że Giertychopodobni snują teorie spiskowe nie mające wiele z rzeczywistością wspólnego, za to poniżające przeciwników politycznych to nic nowego. Tak było wówczas gdy NDcja toczyła spory z PPS o władzę, tak jest i teraz z tym, że obecnie panuje, z racji upływu czasu i lenistwa piszących zupełne pomieszanie z poplątaniem.Nieraz zdarzało mi się czytać różne enuncjacje współczesnych NDków wychwalające marszałka (jako wielkiego patriotę) i odsądzające od czci PPS jako "komunę". Po prostu kompletny bełkot.

    Kłaniam nisko

    Krzysztof z Gdańska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale czegóż oczekiwać po obecnej postNDcji skoro nawet (wydawało by się rozsądne) władze Gdańska. "Usunęły" patrona ulicy Mireckiego aby zmienić jej nazwę na ks. Zator - Przytockiego, który wprawdzie był zasłużonym księdzem, jednak większość swego czasu spędził w zupełnie innych stronach niż ulica nazwana jego nazwiskiem. Widocznie jakimś "przygłupom" (nie bójmy się tego słowa) z Rady Miasta Gdańska nazwa PPS się źle kojarzyła i "wyrzucili" bohatera rewolucji 1905 z grona patronów ulic "dumnego" miasta Gdańska :(
      O tempora, o mores!

      Kłaniam nisko

      Krzysztof z Gdańska

      Usuń
    2. Z tem pomięszaniem z poplątaniem to masz Waszmość słuszność głęboką, bo czasem zda mi się, że dowolnych idei sprzed lat idzie zmięszać, byle przedwojenne były...:) Dzisiejszym patriotom, z tych Prawdziwych ma się rozumieć, zdaje się być za jedno, że potrafią kultywować tradycje przeciwników zażartych sprzed lat... Jeszcze trochę i doczekamy się szkoły imienia Legionów i ONR-u...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)