15 listopada, 2014

O urządzaniu Niepodległej...II

  Przyjdzie nam się do epizodu w części pierwszej spominanego cofnąć, boć komentarze na obydwu blogach takiej po części dokazały potrzeby, a i że samo zdarzenie jest jednem z pyszniejszych w historyi naszej, to i zasługuje może na pełniejsze przypomnienie. Spominał książę Lubomirski, że mu się 6 listopada przyszło z czterema panami spotkać, co mu swoistego postawili ultimatum, którego znów przez Radę Regencyjną odrzucenie, być miało przyczyną rządu lubelskiego Daszyńskiego uskutecznienia. 
   Jeśli iście tak było, a wcześniej nam Dubiel spotkanie nocne z 2-go na 3-go opisywał, które odebrał jako rzecz już o rządzie lubelskim przesądzoną, to być i może, że akcja u Lubomirskiego ostatnią była próbą uzyskania dla władzy Daszyńskiego jakiejś, choćby i cząstkowej, legitymacyi od władzy urzędującej. Ale mogło być i inaczej, czego poniekąd słowa przez Lubomirskiego przytaczane dowodzą, gdzie się goście jego do zamachu rządu Świeżyńskiego odnoszą. I tego nam pora tu bliżej objaśnić...
   Nie powiadałem dopotąd, że Rada Regencyjna była nie tyle rządem kraju pod okupacyją, co raczej kolegialną głową państwa, zaś rządy - właściwie więcej winne być zwane zarządami - powoływała sama dla administracyjnych już czynności właściwych. Użyłem określenia, że zarząd to był raczej, bo to i sielnie z prerogatyw rządu każdego niezawisłego okrojony, to jeszcze i części ministerstw krajowi każdemu właściwych, w ogóle w niem nie było. Ano i taki właśnie rząd kolejny, z endeków najwięcej złożony, umyślił był przeprowadzić zamach stanu i ręki karmiącej, czyli Rady Regencyjnej obalić. Myśl może i słuszna, wykonanie zaś może nie tak operetkowe jak zamach stanu Januszajtisa ze stycznia dziewiętnastego roku, ale i też od powagi dalekie:) 
   Oto publikuje rząd Świeżyńskiego* (4.11) dekret o obaleniu Rady Regencyjnej, ale że uprzednio tego z żadną inną siłą polityczną nie skonsultował, to i w zaskoczeniu powszechnym znikąd nie otrzymał poparcia, co nawiasem jest niezgorszą miarą zaufania jaką się endecy między politykami cieszyli... Rada Regencyjna z osłupienia ochłonąwszy, a widząc, że ani ów rząd poza dekretem niczego dalej nie czyni, ani też i nikt inny się do czynienia nie kwapi, rząd ów co rychlej dymisjonuje, a ten... pokornie tejże dymisji przyjmuje:)))  I tyle jeśli idzie o rządowe rewolucyje w Warszawie, ale żem tego przypomniał epizodziku, by dokazać, że bynajmniej nie leżała ta władza na ulicy i kto chciał, po nią sięgał, bo okrom chęci potrzebne jeszcze temu były i społeczne poparcie i jednak determinacyi choć trochę więcej...:)
   Jest z rządem Świeżyńskiego jeden jeszcze epizod ciekawy. Oto 24 jeszcze października wysyła Świeżyński (i z punktu tego pisma w urzędowym Monitorze Polskim publikuje) do kanclerza Rzeszy Niemieckiej (z pominięciem zatem Rady Regencyjnej) komunikat, że oto właśnie mianował w swoim rządzie ministrem spraw wojskowych... brygadiera Piłsudskiego. Smaczków tu kilka, w tem najpierwszy oczywiście ten, że brygadier Piłsudski siedzi w twierdzy w Magdeburgu i podług Niemców jest przestępcą dzieło wojenne sabotującym:) Smaczek wtóry to ten, że w ograniczonych kompetencyjnie rządach tamtego czasu ministerium wojskowego...w ogóle nie było!** Mamyż tu zatem zarówno demonstracyję swoistej bezczelności i niezależności zarównie wobec Niemców, jako i wobec regentów z Rady:)) Mamyż tu i swoisty głos za natychmiastowym Piłsudskiego uwolnieniem, ale i ja widzę w niem dowód niejakiej miary Piłsudskiego popularności, skoro nawet endecy, wrogowie onemu zaprzysięgli, znali, że bez niego tego dzieła ani rusz dalej prowadzić...
   Być zatem i może, że ludzie, co się u Śliwińskiego dwa dni przed owym cokolwiek dziwacznym zamachem stanu Świeżyńskiego zebrali i rząd lubelski postanowili, rzecz całą przemyślawszy, uznali, że może po tych doświadczeniach będzie Rada Regencyjna do współpracy więcej skłonną i warto tego posondować. Stąd też ta u Lubomirskiego deputacyja osobliwa, o której dwóch choć personach bym tu chciał na koniec tej części słów paru dopowiedzieć. Śliwiński bowiem, wiadomo: piłsudczyk zagorzały, Stolarski przez księcia nawet z nazwiska nie zapamiętany, najmniej w tem znaczny, jeden z działaczy pomniejszych PSL"Wyzwolenie", choć w rządach nadchodzących minister, ale ciekawość prawdziwą tu budzą dwaj ostatni: Stanisław Patek i Franciszek Sokal. 
   Patek, bodaj najsłynniejszy polski tamtego czasu adwokat, nieczynny w zawodzie od 1911 roku, kiedy to go Moskale - przy głośnych protestach najznamienitszych przedstawicieli palestry w Moskwie i Petersburgu, z listy adwokatów skreślili. Wcześniej posłynął jako jeden z najważniejszych obrońców sądzonych w Cytadeli bojowców PPS, na czele ze Stefanem Okrzeją i prawdziwym asem między bojowcami - Józefem Montwiłł-Mireckim. Uwięzienie Patka w 1908 roku takim było skandalem, że się władze rosyjskie pośpiesznie z tego wycofały i adwokat został uwolniony. Postać niesłychanie charyzmatyczna, pełna szlachetności i swoistego duchowego piękna, ogromny autorytet moralny tamtych czasów***. Pomijając znane do socjalistów skłonności, zatem i z Piłsudskim znajomość i zażyłość, w tem u Lubomirskiego spotkaniu, miał regentowi najpewniej symbolicznie ukazać rozmiar społecznego poparcia dla idei rządu nowego.
   I nareście persona ostatnia: Sokal... Znaczna nie tyle dokonaniami persony czy nazwiska swego, co akuratnie pełnioną posadą, bowiem był to nie kto inszy, jak aktualnie urzędującego prowizorium rządowego członek, kierownik Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej, czyli niejako księcia regenta podkomendny...:)) I to jest pełna miara rozkładu aparatu władz okupacyjnych, bowiem przekładając na stosunki spółcześne, to coś tak jakby się minister Kosiniak-Kamysz z jakimiś kolegami zameldował u prezydenta Komorowskiego i stawiał mu ultimatum, że albo ich nowy rząd poprze, albo też sami go złożą bez niego i aktualne władze obalą...:) W naszych głowach rzecz nie do pojęcia, ale w listopadzie osiemnastego roku w Warszawie jak widać, książę Lubomirski nawet okiem nie mrugnął, a i po żywota kres nawet jeśli w tem, co niestosownego dostrzegał, to tego po sobie nie pokazał...
_____________________________
* nawiasem rząd wcale nie z byle kogo złożony... Mamy w nim i Stanisława Głąbińskiego, przyszłego lidera endecji i faktycznego autora porozumień lanckorońskich, co otwarły drogę do rządów "Chjeno-Piasta", mamy Antoniego Ponikowskiego, dwukrotnie premiera i wielokrotnie ministra w rządach II Rzeczypospolitej, mamy nareście samego Władysława Grabskiego, przyszłego wielkiej reformy autora, który akurat w rządzie Świeżyńskiego miał teki "tylko" ministra rolnictwa.
** - formalnie dopiero 2 listopada Rada Regencyjna takie ministerstwo powołuje, powierzając je Janowi Wroczyńskiemu,który przetrwawszy na tym stanowisku przez prowizorium rządowe Władysława Wróblewskiego, kontynuował prac nad organizacją władz wojskowych, związanych z wojskowością norm prawnych i zaopatrzeniowych, słowem pełnił tegoż ministerium funkcję kierownika, bynajmniej nie zdymisjonowanego wraz z nadejściem w rządzie Moraczewskiego nibyż formalnego nowego ministra w osobie Rydza-Śmigłego. Wroczyński, inżynier wojskowy i oficer z korpusu Dowbór-Muśnickiego, dopiero w marcu 1919 przekazał swe obowiązki nowemu ministrowi, Józefowi Leśniewskiemu, i do Dowbora w Wielkopolsce dołączył.
*** Jeden z organizatorów Czerwonego Krzyża (za to go zresztą uwięziono !), delegat Piłsudskiego do paryskiego Komitetu Narodowego Polskiego, z ramienia którego znów uczestniczył w konferencji pokojowej, w II Rzeczpospolitej współtworzył sądownictwo, ale był i dyplomatą wielce czynnym (minister, poseł w Tokio, ambasador w Moskwie i Waszyngtonie). Partner życiowy Stefanii Sempołowskiej, zginał 22 sierpnia 1944 w powstańczej Warszawie w domu zburzonym bombą lotniczą.

14 komentarzy:

  1. Czołem Wachmistrzu

    Na marginesie Twej opowieści pojawił się wątek Józefa Montwiłła Mireckiego bronionego (nieskutecznie) przez mecenasa Patka. Zaciekawiony zerknąłem do biografii owego bojowca i przy okazji wyszło mi, że władze MOJEGO Gdańska w roku 2006 zmieniły nazwę ulicy Mireckiego na rzecz ks. Zator - Przytockiego. jak widać prawicowym władzom Gdańska nie po drodze z bojowcami PPS, nie zmienia to jednak faktu, że zmiana nazwy ulicy i pozostawienie bez uczczenia człowieka, który był symbolem walki o wolność Polski i którego w II Rzeczpospolitej władze odznaczyły Krzyżem Niepodległości z Mieczami uważam za SKANDAL.
    Gdybyż Marszałek żył, to by inaczej sobie z tą prawicową* ferajną pojechał!

    Kłaniam nisko

    Krzysztof z Gdańska

    *prawica to ona jest wyłącznie z nazwy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pełni się zgodzę, że to scandalum istne...choć rajcowie grodu mego zdaje się Twoich, Mości Krzysztofie, przebili, przemianowywując ulicę Reja na Radziwiłłowską. Po prawdzie to był to powrót do historycznej tam nazwy, a Rej się swojej gdzie indziej doczekał, ale że rzeczy tej nie objaśniono jako się należy, to vox populi sobie długo jeszcze dworował, że widno był ci Mistrz Mikołaj TW i mu na to papiery w ipeenie znaleźli...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. No i masz! A ja nie wiem, kto jest Kosiniak-Kamysz :-( Znam za to kogoś o nazwisku Sokal, ale ani w dziesiątej nie jest to persona tak szlachetna. pewnie żadnego powinowactwa nie ma ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W prostej linii następca Imci Sokala na tem samem urzędzie:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Vulpian de Noulancourt15 listopada 2014 15:01

    Mój historyk mawiał, że o wiele łatwiej się uczyć, kiedy poznajemy szczegóły spraw. Zapewne miał rację, ale widzę, że kiedy po tym krótkim wstępie przejdziesz do meritum, to jeszcze z sześć - siedem odcinków zapewne przed nami. Wbrew pozorom to nie jest przytyk - może nareszcie zrozumiem, co wówczas zaszło i jak się ówczesna władza ulęgła.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałeś niegłupiego historyka:) Może tak źle nie będzie... póki co o dwóch jeszcze najwyżej zamyślam...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Niewiele mam do powiedzenia, poza tym, że czytam z dużym zaciekawieniem i tradycyjnie czekam na kolejne części, z tą jedynie uwagą, że ta część nieco za krótka, jak dla mnie, ale mniemam że to z braku czasu, która to przypadłość i nas ostatnio dopadła zarówno ku radości jak i zafrasowaniu, bo dnia mało i nas mało. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domniemujesz słusznie, ale przyczyn najmniej dwie są jeszcze... Primo, żem tego w ogóle nie planował wątku, tandem jest to jeno wtręt ad vocem niejako uczyniony, secundo, że wiem, iż Lectorowie moi z linków pomieszczonych aktywnie korzystają, a w tem tekście jest ich wyjątkowo sporo, przy tem niemal każdy takoż wiedzie do tekstu sporego...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Witam wieczornie. Z jaką przyjemnością czytać zaczęłam! Zapachniało Sienkiewiczem, a i rozumnie, i ciekawie napisane... coś smakowitego na jesienne długie wieczorne czytania, ten wachmistrzowy blog. I Sempołowską sobie przypomniałam, a w liceum jej imienia się uczyłam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielcem rad być spominków (nadziei pełnym, że miłych:) przyczyną, podobnie jak i radem w progach mych powitać nikczemnie skromnych:) Nadtoś Waćpani (tuszę, żem stanowi nie uchybił, aliści onego z miana samego wymiarkować niełacno:) łaskawą dla pisaniny mojej, przecie z serca za ten dar słowa dziękuję i ostaję z nadzieją, że nań może kiedy zasłużę:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Miłych, miłych:) Tyle, że dawno to było okrutnie, jak Kalina jeszcze podlotkiem nieopierzonym była. Wachmistrz pisze dużo i pięknie, więc czytać przyjdzie długo, ale jak to pan Nowowiejski powiadał: jak sobie co baby wbiją w głowę, obcęgami nie wyciągniesz:)

      Usuń
    3. Kudy tam mnie, chudopachołkowi, z authoritatis Nowowiejskiego Jegomości polemizować:) Skoro tak rzekł, miał widać jakie ważkie po tem racyje...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. I znowu kawal historii, ktorej oczywiscie nie znalam. Dziekuje wiec i klaniam sie nisko:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie, nieodmiennie, radość móc ją przybliżyć:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)