Nie ma cuś szczęścia cykl ten (I, II, III) , by się przed dygressyjami obronić:) Ale to może i dobrze, bo to Wy jesteście tego po największej części przyczyną, ergo dowód to żywy, że primo: czytacie, secundo, że Was to zajmuje, a z kwestyj zgłaszanych już to w komentarzach, już to privatim, e-pocztylionem, że sprawy to dla Was ważkie...
Owoż był mi Lector pewien* nadesłał szeregu wątpień swoich, najwidniej w domu rodzinnym zaszczepionych, a które, że nie od dziś po tem świecie krążą, zasługują podług mnie na to, iżby nad niemi się pochylić pro publico, niechajże będzie, że bono, a nie jeno, by prywatnego odsyłać responsu... Tak więc, prywatność prywatnością, a rzeczą się zajmiemy także i całej temu poświęcając notki. Idzie o zbiór zarzutów Piłsudskiemu od lat dziesiątków przez endecję najwięcej czynionych, że całość jego w listopadzie ośmnastego roku (a i później) czynności, to efekt sekretnego układu, co go był Komendant z Niemiaszkami zawarł i podług oskarżycieli, po żywota kres wypełniał najściślej...
Naleźć tego w sieci bynajmniej nietrudno, bo się to w dziesiątkach miejsc pojawia, zdumiewając żywotnością, jam na użytek Wasz wyszperał summy niejakiej tutaj:
historycy.org_Piłsudskiego rozstrzelać!
Tym, co szczegółów nieciekawi, bo w rzeczy samej wyłożone rozwlekle, po krótkości streszczam zamysł konceptu autora... Owoż mięli Niemiaszkowie się z jesienią ośmnastego roku pogodzić z tem, że na Zachodzie przegrali, przecie wciąż jeszcze summa dokonań na Wschodzie czyniłaby wojnę zwycięską, nawet gdyby na Zachodzie przyszło wszystko oddać co zabrane, łącznie z koloniami zamorskiemi a i nawet z Lotaryngią i Alzacją w wojnie z 1870 zyszczonemi. Przypomnijmyż zatem, jakże się te sprawy miały na tąż chwilę na Wschodzie...
Oto po październikowej bolszewickiej rewolucyi był i Lenin w zamiarze szczerym pokoju jak najrychlejszego zawrzeć, ani się na Ententę oglądając, bo dość miał turbacyj z temi, co we własnym kraju by go najradziej obwieszonego widzieli, a że to wielce po myśli było niemieckiej, to i przyszło do rokowań pokojowych w Brześciu. Dodałbym jeszcze, że Leninowi, co do władzy szedł pod sztandarem natychmiastowego pokoju, zwyczajnie niepodobieństwem było tegoż nie urzeczywistnić.
Niemce dodatkiem, by ich k'temu nakłonić jeszcze snadniej, dozwoliły pod dozorem swojem, by i Ukraińcy podnieśli głowę, urządzili sobie de nomine państewka i z tąż Ukraińską Republiką Ludową, jako od państwa rosyjskiego niezależną, pierwszego, w lutym 1918, zawarli pokoju, za sposobnością nader bogato Ukraińców dopieszczając i ciepłą im ręką oddając ziem, co od wieków my znów za swoje uważamy czyli szmat Podlasia i Chełm z ziemiami okolicznemi. Nic dziwnego, że w Polszcze rzecz się gwoździem do trumny stała wszelkich proniemiecko zorientowanych polityków, a osadzonemu w Magdeburgu Piłsudskiemu przydały aury męża, co tegoż wiarołomstwa niemieckiego dawno był przewidział. Niemce jednak nie zważali na to, bo im więcej się marzyły dostawy zboża dla wygłodzonego kraju, a Ukraińcy się do milijona ton dostarczyć w pół roku zobowiązywali...
Bolszewików mało szlag przy tem nie trafił, nawiasem najwyborniej dowodząc wieleż warte ich deklaracyje były o prawie wszystkich narodów do samostanowienia, aliści nadto słabemi byli, by póki co, ten stan rzeczy zmieniać. Burzył się wprawdzie w Brześciu wielce Trocki, gdy mu jenerał Hoffmann był żądań niemieckich wystawił, a nawet w proteście wyjechał niczego nie podpisawszy, co się tylko w jeden sposób skończyć mogło... Niemcy, logicznie rozumując, że skoro pokoju nie zawarto, to wraca stan wojny i tem samem wygasa zawieszenie broni, które przecie na to zawarto, by pokoju podpisać, ruszyli z ofensywą do przodu, a że po drugiej frontu stronie nijakiej w zasadzie obrony nie było, bo bolszewicka agitacja armię rosyjską zmieniła w stada niekarnych band i grupek dezerterów, to i wleźli niczym nóż w ciasto...
Dopieroż w Petersburgu w krzyk i lament, dopieroż delegacja, choć już nie pod Trockim, a pod Joffem na wyprzódki do Brześcia najpokorniej wracała podpisać, co tylko by sobie Niemce zażyczyły... A ci zażyczyli sobie wycofania Rosji z wojny, zdemobilizowania wojska (w tem i Armii Czerwonej), zawarcia przez bolszewików pokoju i z Ukrainą i oddania jej ziem ukraińskich, zasię sobie ziem podług linii od Zatoki Ryskiej, podług Dźwiny ku Dyneburgowi, zasię przez Święciany, Oszmianę, Zelwę ku granicy z Ukrainą!
Inszemi słowy pod niemieckim bezpośrednio, bądź pośrednio (Ukraina) władaniem znalazły się ziemie dzisiejszej Finlandii z Wyspami Alandzkimi, Litwy niemal w całości, podobnie Łotwy i Estonii, szmat Białorusi i cała niemal Ukraina. To na mocy traktatu, a okrom tego jeszcze moc ziem na wschód od granicznej linii, których Niemce zamyślały trzymać jako gwarancji, póki Sowieci warunków pozostałych nie dopełnią. Okrom tegoż sukcesu niebywałego szła korzyść i insza: 44 dywizje z frontu wschodniego nareście uwolnione i rzucone w ostatniej wielkiej ofensywie na Zachodzie, gdzie pierwotkiem wielce fortunnie sobie poczynając, podeszły znów, jak w 1914 roku, pod Paryż. Tyle, że we Francyi było już Amerykanów niemal dwa milijony i to oni, plus poświęcenie i determinacja pozostałych aliantów, najpierw tejże ofensywy zatrzymały, zasię ruszyli alianci ze swoją... I tu dochodzimy nareście do tegoż punktu, co endekom służy za punkt wyjścia teoryi przywołanej: owoż mieliby Niemce w strachu o swoje niebagatelne zdobycze na wschodzie, zawrzeć z Piłsudskim ustami hrabiego Harry Kesslera układu, że onego uwolnią i do Warszawy przewiozą, zasię dopomogą onemu władzy całej przejąć, nawet i pozór czyniąc, że to nibyż jest w buncie przeciw Niemcom czynione, że dozwolą z ziem dawnych rosyjskich a i części austryjackiej Galicyi Zachodniej (z Krakowem, Tarnowem i Rzeszowem)** stworzyć państewka polskiego nieco większego ( o tę Galicyję właśnie) , niźli Królestwo Kongresowe z lat 1815-1831. Ceną za to być miało zobowiązanie, że powstała Polska w wojnie jeszcze przecie toczonej pozostanie neutralną (co milcząco oznaczało, że i w kongresie pokojowym brać udziału nie będzie mogła) oraz że się Piłsudski zobowiąże, że ni cala niemieckiej nie będzie chciał ziemi. Endecy jeszcze przypisują temuż zamysłowi taki makiawelizm, że miałoby to jeszcze wszystko, przez nibyż bunt, a w gruncie rzeczy Piłsudskiego uległość, maskować rozmiar sukcesu de facto na Wschodzie odniesionego, by za bardzo ów Ententy w oczy nie kłuł.
Ano i podług tejże teoryi uwolniony Piłsudski do Warszawy zjeżdża, władzy przejmuje, Niemców nibyż rozbraja, ale zaraz część broni oddaje (to akurat rzeczywiście prawda-Wachm.), zasię ewakuacyję czyni wojska niemieckiego bezpieczną i bezkrwawą, kraj wiedzie ku wojnie z bolszewikami, zaś zachodnich granic nie tyka i zostawia je na łasce losu, jak obiecał, nijakiej pomocy żadnym powstańcom nie udzielając, a potem rządzi krajem do końca żywota, tak go urządzając, by jak tylko można był najsłabszym i w kolejnej z Niemcami wojnie padł pod byle pchnięciem.
Tego ostatniego to nawet i komentować mi szkoda, ale wróćmyż do zamysłu tego początku... Cóż mają oskarżyciele za dowody na słuszność konceptu tego ? Pamiętniki hrabiego Kesslera post mortem onegoż w 1937 znalezione i później lat jeszcze wiele wydane***. Pomijam oczywiste w takich razach wątpliwości, na ile pamiętniki są autentyczne i niczyją ręką nie uzupełnianie czy przerabiane, skoro ich sam autor zweryfikować nie był i nie jest już w stanie. Dalej: fakt mianowania Kesslera natychmiast ambasadorem w Warszawie, niejako w roli nadzorcy zawartego układu, depesze, co ich Piłsudski zaraz w listopadzie słał do Ententy przywódców ogłaszając się przywódcą nowo powstałego państwa, co nie jest z niemi w wojnie (czyli rzeczywiście neutralnego) i domagając się zarazem pomocy w dostarczeniu do kraju pod swoje rozkazy wszelkich polskich wojsk gdziekolwiek formowanych (co rozumieć należy, ze w pierwszym rzędzie o francuską armię jenerała Hallera tu idzie), postępowanie Piłsudskiego wobec powstania wielkopolskiego i kolejnych śląskich, czyli brak pomocy, jak najbardziej zgodny z rzekomo zawartym układem. Ja bym dorzucił, że toż idzie i rozszerzyć o symboliczną zupełnie aktywność i na innych obszarach plebiscytowych, ale do tego jeszcze wrócimy bo dla mnie to akurat argument na tezę dokładnie przeciwną...
Wróćmyż póki co do osoby hrabiego Kesslera i memuarów jego. Kimże on był, by takie zawierać układy? Oficjalnie niemal nikim: dawnym frontowym oficerem, co się z Piłsudskim znał osobiście jeszcze z z frontu właśnie, z 1915 roku. Aktualnym dyplomatą w randze, pożal się Boże, radcy legacyjnego poselstwa niemieckiego w Bernie (nawiasem to to samo poselstwo, które organizowało sekretne przemycenie Lenina w zaplombowanym wagonie przez Niemcy i Szwecję do granic rosyjskich). Przyznacie sami, że to nie tej rangi persony tego typu porozumienia zawierają i raczej nigdy na gębę, nawet jeśli się słowo honoru drugiej strony ceni nader wysoko... Nieco światła może przyda, gdy wyjaśnię, że Kessler dość powszechnie za nieślubnego syna kajzera uchodził, bo to by i może co więcej w jego możliwościach i wpływach tłomaczyło, a od się dodam, że podług mnie był on najpewniej jeszcze i gdzie jakiego wywiadu blisko. Czemuż tak sądzę? Ano bo taka była zazwyczaj w dyplomacji sekretna przykrywka byłego wojskowego to raz, dwa, że ów po Piłsudskiego i Sosnkowskiego własnem automobilem do Magdeburga pospieszył, by ich czem prędzej do Berlina wywieźć, nim się w Magdeburgu rewolucyja nie pocznie, zatem WIEDZIAŁ o tem, co się w tem mieście szykuje. No i trudnoż imaginować sobie, by na placówkę do stolicy kraju się dopieroż rodzącego za najbliższą granicą i o orientacyi i zamiarach niepewnych nie posłano kogo, co by z wywiadem związany nie był... I dodajmyż od razu, że te dni listopadowe i grudniowe to hrabiego Kesslera najwyższy w karierze punkt. Byłożby wielce dziwnem, gdyby nie chciał sobie w spisywanych po latach memuarach, przydać znaczenia, jako człowiek tak ważkich dla Niemiec układów zawierający i słowa banalne z rozmowy zwyczajnej w traktat nieledwie międzypaństwowy odmieniający?
We wspomnieniach swoich pisze on, że odstąpił od wymogu pisemnego potwierdzenia przez Piłsudskiego zawartego rzekomo porozumienia, bo uważał, że byłoby to dla Piłsudskiego obelżywe. Zadziwiająca doprawdy troska u człowieka, dla którego suprema lex być winno dobro własnej ojczyzny! Jeszcze więcej zdumiewająca, jeśli ów iście był, jak się to dziś mówi: "człowiekiem służb" i to takich, co się nader rade szantażem posługują, tandem wręcz nie do uwierzenia, by z dobrawoli pozbawiły się instrumentu być może bezcennego w przyszłości nacisku na człowieka tak znacznego. Ale nie to jest dla mnie najważniejszym dowodem na niemożność zaistnienia wydumanej przez endeków kombinacyi i onegoż porozumienia w takiej właśnie formie. Tyle, że nota znów mi się ponad wszelką miarę rozrosła, zatem dozwólcie że rzeczy podzielę i responsu właściwego dam, z pomocą Bożą może już jutro...:)
___________________________
* - nomina sunt odiosa :)
** - Galicja Wschodnia (ze Lwowem i Przemyślem) już w pierwszym brzeskim traktacie została przez Wiedeń sekretnie przyobiecana Ukraińcom jako kraj niezawisły, podniesiony do rangi takiej, jaką w monarchii austro-węgierskiej miały Węgry.
*** - i zdaniem oskarżycieli Marszałka potwierdzone przez relacje Sosnkowskiego, rotmistrza von Gülpena (oficera łącznikowego Kesslera) i innych. Z tych wszystkich przywołanych relacyj sam autor przyznaje, że niektóre (Głąbińskiego) dotyczą czegoś zupełnie innego, jak rozmowa Dmowskiego z Piłsudskim w Paryżu, a z merytorycznie istotnych, bo świadków samej rozmowy, nie znam relacji rotmistrza von Gülpena (którego nawiasem w Magdeburgu wcale nie było), ale trudno przypuścić, by będąc podwładnym Kesslera, pisał co przeciw niemu. Relacyję Sosnkowskiego znam i twierdzę, że wszytko w niej wyczytać idzie, oprócz potwierdzenia słów Kesslera.
1. Czyli nic nowego pod słońcem. Dlatego nie powinien i dzisiaj dziwić polityk, który uważa, że skoro uważa, to w zasadzie posiadł prawdę. Że gdy inni poznają jego interpretację pogłosek, to przecie rzecz cała stanie się im jasną i nie do podważenia. A spisek zawsze i wszędzie wisi w powietrzu, bo to takie szerokości geograficzne.
OdpowiedzUsuń2. Czekam z niecierpliwością ciągu dalszego.
Pozdrawiam
Ad.1 W zasadzie nic do tej konkluzji do dodania nie mam...:)
UsuńAd.2 Staram się:)
Kłaniam nisko:)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńOde mnie dygressyj nie będzie, bo zbył małą mam wiedzę w temacie. Ale czytaniem zainteresowana jestem jak najbardziej.
Pozdrawiam serdecznie.
Co wielce serce moje uradowało:)
UsuńKłaniam nisko:)
Wachmistrz znów mnie rozstrzela:
OdpowiedzUsuń1. Kessler nie był nikim. Był delegatem rządu niemieckiego do rozmów z Piłsudskim z dość dużymi prerogatywami, oczywiście dotyczącymi tylko Marszałka i Sosnkowskiego.
2. Piłsudski nie mógł pomagać oficjalnie Wielkopolsce i Górnemu Śląskowi, bo to by spowodowało wojnę z Niemcami, a na to nie mógł sobie pozwolić. Dlaczego? Odpowiedź jest w żalach do dawnego swojego kumpla Witolda Jodko - Narkiewicza: "Mam dość tych wszystkich gadań, tych podpowiadań!... Do d... z waszymi radami, do d... Potrzebuję żołnierza". Usiłował pomagać, ale na zasadzie, jak to się współcześnie mówi, "zielonych ludzików".
3. " Ano i podług tejże teoryi uwolniony Piłsudski do Warszawy zjeżdża, władzy przejmuje, Niemców nibyż rozbraja, ale zaraz część broni oddaje (...), zasię ewakuacyję czyni wojska niemieckiego bezpieczną i bezkrwawą", tylko wszyscy piszą (i Ty Wachmistrzu z nimi), że każdy czytający widzi Marszałka rozmawiającego z armią niemiecką w jej dotychczasowych strukturach. Tymczasem Piłsudski po przyjeździe rozmawiał z Centralną Radą Żołnierską w Warszawie, odpowiednikiem takich rad w Rosji, a nie z oficjalnym dowództwem garnizonu warszawskiego. Żołnierze niemieccy chcieli za wszelką cenę wrócić do domów, a Piłsudski jak ognia bał się zatargu wojskowego z Niemcami (patrz punkt drugi). Wolał ich przewieźć bezpiecznie do granicy, oddać broń, bo liczył na to, że identycznie będzie z przelaniem się przez Polskę wycofujących się oddziałów Ober-Ostu, a było ich 600 tys.
4. Marszałek to stary wróbel, do rozmów z Radą dał Ignacego Boernera, dawnego swojego współpracownika, legendarnego "czerwonego prezydenta" z Ostrowca Świętokrzyskiego z czasów rewolucji 1905 roku, i powołania Republiki Ostrowieckiej. Boerner bez trudu odnalazł wspólny język z Radą i to za jego namową Piłsudski zrobił tak, jak zrobił.
Jakie znowu "znów"? "Znów" zakłada, żem to już choć raz był czynił, a upewniam Cię, że choć nie strzelam jak kiedyś, bo oczy nie te, to do tak dużego celu jak człowiek, z pewnością bym nie spudłował:)
UsuńAd.1 Napisałem "oficjalnie niemal nikim"... I pomijając jego plenipotencje, nadal tak twierdzę. Powierzyłbyś prowadzenie negocjacji jakiego ważnego traktatu, dajmy na to naszej akcesji do NATO czy UE drugiemu czy trzeciemu attache nawet nie ambasady, a poselstwa z, dajmy na to Helsinek? Nie, bo obraziłbyś tym drugą stronę, a opinia publiczna by uznała, że lekceważysz te negocjacje...
Ad.2 Do tej lekcji jeszcześmy nie doszli:)) Ale dobrze, że o tym wspominasz:)
Ad.3 i 4 No i kto tu komu teraz i co w usta wkłada? Ja póki co tylko zbiór endeckich zarzutów zrelacjonowałem, własnej nawet jeszcze nie zaczynając wersji:) A teraz to chyba ten wątek już sobie daruję, boś to opisał znakomicie i nie ma co powtarzać:)
Kłaniam nisko:)
Merytorycznie na temat meritum się nie wypowiem, bo za mało wiem, ale niemerytorycznie doszłam do wniosku, że w polityce żadne sojusze, a tym bardziej ukryte plany i zakulisowe dążenia nie są ani trwałe, ani pewne, ani przewidywalne. Nawet jeśli ktoś coś tam zamierzał i chciał, a nawet próbował i werbował, niekoniecznie wyszło mu to, czego się spodziewał, zwłaszcza gdy napotyka się na swojej drodze osobowość silną i nieprzewidywalną. Toteż w zasadzie mniej mnie by interesowało, co kto chciał osiągnąć, a bardziej co rzeczywiście wyszło ;-) No to skoro zamotałam, pozostaje mi tylko czekać na ciąg dalszy :-)
OdpowiedzUsuńnotaria
Co rzeczywiście wyszło, to akurat mniej więcej znamy i po dziś dzień się tem szczęśliwie radować możemy. Mnie w tem wszytkiem jeszcze idzie o dokazanie, jak niewiele brakowało, by tego wszytkiego, a choć części niemałej, jednak nie było...
UsuńKłaniam nisko:)
I cóż mi tu powiedzieć, gdy "zielone pojęcie" o tym mam...
OdpowiedzUsuńJednakże z ochotą przeczytałam i w ten sposób troszku w temacie tym, "zielone" zaczyna kolor zmieniać.
Pozdrawiam serdecznie.
Wielcem WMPani i za tą szczerość i za ochotę deklarowaną obligowany:))
UsuńKłaniam nisko:)
Jakoś mnie ten brak szczęścia, jak to określiłeś nie dziwi, bo starsze pokolenie również szczęścia nie miało aby czegokolwiek o tym okresie w szkole posłuchać, zaś młodsze traktuje ten okres jako prehistorię i słuchać nie bardzo chce. A rzecz sama i czasy arcyciekawe, a na dodatek wielce pouczające, więc i zainteresowanie tymi tekstami duże.
OdpowiedzUsuńKłaniam z zaścianka :-)
No cóż...to wiele tłumaczy:))
UsuńKłaniam nisko:)
wciągnęła mnie ta zakulisowa historia bardzo. Żaden ze mnie strateg, polityk, historyk. Parę lat żyję, a obserwacja podpowiada, że splot różnych okoliczności, nierzadko przypadku, nastroju ulicy, aury, i innych okoliczności na równi z wielkimi osobowościami układa Historię. Pewnie było tak, każdy ją widział ze swego miejsca, a teraz niteczki rozplątać i ułożyć próbują dociekliwi. A układają też według własnych przekonań.
OdpowiedzUsuńNie inaczej...:) Sam się po tysiąckroć zapytuję na wieleż wolnym jestem w tem dociekaniu od sympatii i antypatii własnych...:)
UsuńKłaniam nisko:)