14 lutego, 2015

Varia karnawałowe, czyli cyklu karnawałowego nieoczekiwana część VIII...:)

  Ano ósma, bo jakem zrachował, tośmy gwarząc o sztuce przeżywania wieczorów tanecznych już się trzykrotnie z tematem spotykali, już to w wersji najwięcej może na miano staropolskiej, zasię XIX-wiecznej mieszczańskiej, jako i c.k.dworskiej, wiedeńskiej... Aleć i przódzi żeśmy themy tej tykali, cytując obficie a to od Xiędza Kitowicza Dobrodzieja opisu redut maskowych w czasach saskich; a to dawniej znanej szeroko lwowskiej gwarowej piosnki, "Bal u wetyranów" opisującej; nareściu po dwakroć fragmenta memuarów Marii z Mohrów Kietlińskiej, o potraconych w tańcowaniu klejnotach, takoż o tem jak balowano, aż się piec nieomal rozleciał kaflowy.
   Dziś za początek nam posłuży fragment XIX-wiecznych memuarów Seweryny Duchińskiej, opisującej udział dworu w wiejskich weselach czasu karnawałowego:
  "O zmierzchu, we czwartek drużby i swaty przychodzili ze zwykłą oracyą godową; zapraszali na te gołębie, co siedzą na dębie, na ćwierć wołu, co wart pańskiego stołu, na tego barana, co z niego pieczeń i sukmana, na czarkę wódki, co rozprasza smutki, na dzbanek piwa, co od niego głowa się kiwa i na mnóstwo innych przysmaków. W niedzielę z rana przyprowadzano do dworu pannę młodą, ja sama trefiłam jej włosy, wpinałam w nie pęki wstążek i gałązki rozmarynu, powyżej czoła przytwierdziłam koronę, którą matka moja wyhaftowała srebrnymi blaszkami na atłasie, i chowała u siebie, dopóki służyć mogła. Nazajutrz po ślubie drużyna weselna ze skrzypkami przychodziła do dworu na oczepiny, otrzymywała z rąk matki mojej suty czepiec z błogosławieństwem, poczem pląsano raźno po śniegu - albo w sali w razie zamieci."
   Parowóz, do którego przejdziemy za chwilę jest już pod parą, zasię póki co Wachmistrz do przedwojennej "Adrii" zaprasza:
   a kto już nogi cokolwiek rozruszał, niechajże się sposobi do drogi, bo oto wyruszamy bodaj jedynym w swoim rodzaju wynalazkiem dawniejszych Polskich Kolei Państwowych, czyli "dancyngiem ze slipingiem", którego to pociągu w latach trzydziestych uruchamiano w karnawale w kilku wersjach na trasach dłuższych, jako to z Warszawy do Lwowa, z Krakowa do Wilna czy Gdyni... Mknął tedy tamten rozrywkowy pociąg przez noc, a w niem, kto spać pragnął, ten spał, kto zjeść, to do restauracyjnego zachodził wagonu, a kto tańcować, temu czasem aż i dwa były uszykowane wagony z podwyższeniem dla orkiestry i pustą dla tańcujących przestrzenią...:)
  Twórczym tegoż konceptu rozwinięciem był niezmiernie popularny pociąg zimowy, który choć służyć miał głównie narciarzom, przecie miał i dla nich atrakcyj niemało, także tanecznych...


  O pociągu tem pisał w piśmie "Kuźnia Młodych.Dodatek komunikacyjny" Stanisław Lenartowicz* w artykule sub titulo "Ruchome schroniska narciarskie":
" Polska może być dumna ze swego pomysłu w dziedzinie turystyki zimowej. Żaden z krajów, nawet z krajów klasycznego narciarstwa, nie uczynił jeszcze tego eksperymentu, który stanowi najlepsze rozwiązanie zagadnienia górskiej eskapady zimowej, obliczonym na czas dłuższy. Eksperymentem tym są kolejowe rajdy narciarskie, organizowane [...]przez Towarzystwo Krzewienia Narciarstwa przy poparciu Wydziału Turystyki Ministerstwa Komunikacji. W roku bieżącym taki pociąg rajdowy narciarski przebiegł niedawno cały nasz łuk karpacki, od wschodnich rubieży Rzeczypospolitej na Huculszczyźnie, do zachodnich jej granic na Śląsku. Uczestnicy rajdu w ciągu 9 dni przejechali łańcuch polskich Beskidów i zwiedzili wszędzie najciekawsze stacje turystyki narciarskiej w tych górach. 
  Program rajdu ułożony został w sposób bardzo pomysłowy i praktyczny. Nocą pociąg przebiegł przestrzeń dzielącą jedną miejscowość od drugiej. O świcie stawał u celu przeznaczenia. Uczestnicy rajdu - narciarze, dzielili się na 3 grupy według stopnia zaawansowania w technice narciarskiej. Dla każdej grupy urządzano wycieczkę w najciekawsze okolice danej miejscowości, na najlepsze lokalne tereny zjazdowe, odpowiednio do skali trudności[...] Przed zmierzchem poszczególne wycieczki ściągały z gór do pociągu na obiad. Po wypoczynku wieczorem odbywały się kolejno we wszystkich miejscowościach kolejno produkcje wokalne, muzyczne i taneczne miejscowej ludności, pokazy wyrobów sztuki góralskiej-huculskiej, Bojków, Łemków, Podhalan i Ślązaków."
  "Wyobraźmy sobie szereg nowiutkich pulmanów 2-giej klasy** , w przedziałach których każdy uczestnik rajdu przez cały czas podróży posiada do dyspozycji kanapę miękką do spania wraz z pościelą, do tego umywalnia wagonowa z ciepłą i zimną wodą***i inne wygody, o których ani śnić, ani marzyć w żadnem schronisku górskiem w Sławsku czy Łypkowie, czy gdzieindziej."
  Pisząc o tych "innych wygodach" miał młody autor na myśli najpewniej wagon restauracyjny, w którym oprócz śniadań i obiado-kolacji serwowano na żądanie gorace posiłki o każdej porze dnia i nocy, wagon-narciarnię, gdzie przewożono sprzęt, ale też gdzie obsługa za drobną opłatą, czyściła nocą narty, naprawiała jakie drobne uszkodzenia i smarowała, by na ranek były do użycia gotowemi oraz wagon dansingowy, którzy zamiast regenerowania sił w pościeli czuli się jeszcze na siłach slowfoxać i tangować...:)****
________________________________
* - nie mam pewności, czy o znanego reżysera i scenarzystę lat 50-tych i 60-tych tu idzie... Musiałby tekstu tego jako nastolatek popełnić, ale skoro to "kuźnia młodych", to kto wie?:) Dodatkiem był synem kolejarza, zatem mógł mieć tych wieści z pierwszej ręki... 
** - której, obawiam się, że nasza pierwsza do pięt nie za bardzo dorasta...
*** - mowa o łazience znajdującej się w każdym wagonie, bo oprócz tego w skład pociągu wchodził wagon...kąpielowy z przedziałami przerobionymi na kabiny natryskowe, które "cieszyły się codziennie niesłychanym powodzeniem o zmierzchu, po powrocie zmordowanych, spoconych i zabrudzonych smarami turystów ze śnieżnych zboczy i szczytów".
**** - Od 1935 roku kursował dodatkowy, jeszcze bardziej ekskluzywny pociąg na trasie Jaremcze - Krynica - Zakopane (z którą to ekskluzywnością nie przesadzajmy zanadto, skoro wszystko było na kieszeń średnio zamożnego mieszczaństwa, inteligencji czy oficerów wojskowych), w którym oprócz wymienionych dodatkowo był jeszcze wagon kinowy oraz bodaj dwa salonowe, gdzie swojej pasji się oddawali wieczorami brydżyści, a skład ten zwano "pociągiem relacji Narty-Dancing-Brydż":)

                                                .          
   

34 komentarze:

  1. Jestem pod wrażeniem! Taki pociąg, proszę, a dzisiaj likwidują stacje i dworce. W przedziałach nóg rozprostować nie można. Ja bym się w taką podróż przez Polskę mogła wybrać. Tylko jak to jest, że dzisiaj się nie opłaca? Bardzo przyjemne zabawy :-) Ale ostatni z przypomnianych linków, o piecu co się rozlecieć miał, nie otwiera się, nic tam nie ma pod nim :-( Za to od poszukiwaniu broszki z bezwartościowych francuskich klejnotów przeczytałam :-) Pani Maria Kietlińska z Mohrów miała bardzo obrazowy styl :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Link poprawiłem, a za sposobnością znalazłem kolejny fragmencik dawniej opublikowanych spominków pani Marii: O modzie balowej, zatem części cyklu już dotąd ośm była, ta zaś byłaby dziewiątą...:)
      Co się konceptu na taki pociąg tyczy, to mniemam, że i dziś byłby on atrakcją niezwykłą dla samego siebie uroku, a cóż jeszcze dopiero dając możność kilku ośrodków w ciągu dni niewielu zaliczyć... Jeno, że tu by się trzeba odwołać do tego, co było tegoż pociągu siłą i urokiem przed wojną: możność zapewnienia ludziom nawykłym do jakiegoś minimum wygód, utrzymania tego poziomu dzięki wyposażeniu pociągu, mimo, że zwiedzali okolice, gdzie o sławojkach nie słyszano... I myślę, że byłaby to znakomita sposobność zaprezentowania chętnym takich właśnie miejsc, gdzie cywilizacja przemknęła niechętnie, infrastruktury nie masz, podobnie jak renomy jakiej głośnej, za to są nieodkryte szerszej publiczności góry i nie ma tłoku...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Doczytałam resztę :-) Jestem pod wielki wrażeniem celności spostrzeżeń pani Marii. Czyta się jej memuary z przyjemnością.

      notaria

      Usuń
    3. Tom rad... osobliwie, żem długo dumał, czy ich pomieszczać:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Vulpian de Noulancourt14 lutego 2015 15:20

    Pomysł pełen fantazji. A i dzisiaj można go z powodzeniem stosować na długich trasach - proponowałbym "strzałę wschodu" (nie wiem, czy jeszcze jeździ) ze Szczecina przez Gdynię, Gdańsk, Elbląg, Olsztyn, Białystok do Lublina.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że po to by narciarze w Olsztynie mogli się przesiąść na narty wodne, a do Lublina by wykonać pierwsze w dziejach zimowe wejście od północy na Góry Lubelskie?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Vulpian de Noulancourt14 lutego 2015 19:16

    W zasadzie chodziło mi o długość trasy, bo co do atrakcji... (byłem raz w życiu na lubelszczyźnie i wspomnienia mam - wybacz Kneziu - takie sobie). Ale przecież można by pić w tym pociągu piwo, grać w brydża, kopulować pod prysznicami, więc chętnych powinno się znaleźć wielu. A gdyby jeszcze śpiewała tam jakaś znana z gazet szansonistka , to byłby już komplet.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie przejmuj się Vulpianie, ja jestem prawdziwym Kurpiem i długo Lubelszczyzny nie mogłem polubić! :D

      Usuń
    2. Bo trzeba wiedzieć, co na Lubelszczyźnie zwiedzać i oglądać ;-)

      notaria

      Usuń
    3. Mniemasz Notario, że po 30 latach nie wiem???? :D :D :D

      Usuń
    4. To raczej do Vulpiana było ;-) 30 lat to dużo i mało zarazem, ja się tu urodziłam i nadal nie wszystkie zakątki znam, jeszcze mi sporo pozostało do poznawania, nie wiem, czy zdążę ;-)

      notaria

      Usuń
    5. A chumy widziałaś? :D :D :D

      Usuń
    6. Vulpianie, z pewnością byśmy mogli dla uczestników wymyślić atrakcyj całą moc, ale jak mniemam, urok najgłówniejszy by na tem polegał, że niejako się jedzie śladami uczestników podobnych eskapad sprzed niemal już wieku i w podobnych klimatach... Stąd sobie pozwoliłem na ironię względem miejsc przez Ciebie proponowanych...:) A co do długości trasy, to choć trudno by było dziś poczynać od Worochty, ale za to żeśmy gór niemało zyszczeli na zachodzie, o których przed wojną jeno pomarzyć było można. Zatem poczynając w Bieszczadach (lub tam kończąc), można by przegnać towarzystwo górami aż do Szklarskiej Poręby (lub odwrotnie). I na koniec zapewne z niemi wrócić do jakiej cywilizacji, czyli do Wrocławia lub Przemyśla, bo jakże by się mieli z tych Bieszczad na własną wydostawać rękę...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    7. Hmm, Kneziu, nie znam tego słowa :-( Ale jeśli to mają być owe sławetne szumy, to widziałam, a jak coś innego, to pisałam, że mam jeszcze dużo do nadrobienia :-)

      notaria

      Usuń
    8. To gatunek niezwykle niszczycielskich i agresywnych stworów, mających zwyczaj atakowania okolicznych psów, gumofilców i wciągających kombajny w wykopy! :D :D D:

      Usuń
  4. Tak się zastanawiam czy w tych opisach ruchomego schroniska narciarskiego była chociażby malusieńka wzmianka na temat tych osób które zdrowo popiwszy i zabalowawszy poszły na te kanapy odsypiać i tak odsypiały dni parę i wcale w góry nie poszły a raczej nie wjechały i z nich na nartach nie zjechały.
    Przypomniałam sobie wspomnienia jednego z przewodników tatrzańskich /w tej chwili nie pamiętam tyłułu książki i autora/ który w przecudny sposób wspominał jakąś wycieczkę, którą miał oprowadzać po różnych "morskich okach i kościeliskach". Miał ją właśnie odebrać na dworcu PKP w Zakopanem. Więc przyszedł bladym świtem, chciał wejść do wagonu i nie mógł wejść bo mu wycieczkowicze prawie powypadali na peron. Wszyscy spali zapici na umów. A kierownik wycieczki podetknął przewodnikowi pod nos jakiś papier i błagał aby mu podpisał że wycieczka juz zaliczona. Podpisał, ale pod wieczór zaszedł znowu na dworzec do tego pociągu, bo jednak grupa "była ciągle na wycieczce".i ciągle za nią odpowiadał. Nic się nie zmieniło, nadal wszyscy spali, w przerwach pili, a może jeszcze i coś innego robili. Ale w górach byli. To było już w czasach powojennych a wycieczki to były z zakładów pracy i obowiązkowe - to znaczy nie wypadało nie pojechać :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro w powojennych, to się to naszego pociągu nie tyczy, bo domniemuję jednak pewną różnicę klasy uczestników...:) W "naszej" przedwojennej eskapadzie ideą było krzewienie narciarstwa (stąd i to poparcie instytucji kulturą fizyczną się zajmujących). W opisanym, jak domniemuję, stało za tem zapewne jakie FWP i może ówcześne związki zawodowe...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Z pewnością klasa uczestników była wyższa. Ja jednak między bajki włożę opowiadania o kwysokiej kulturze picia i zabaw wszelakich w tamtych czasach.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    3. miało być - wysokiej kulturze....

      Usuń
    4. Co to jest kultura , to ogólnie wiadomo...:) I nie zgodzę się z tem, że nie ma w piciu różnicy pomiędzy tymi, dla których to jeden z możliwych dodatków w opisywanej wycieczce, a tymi dla których to cel sam w sobie, zaś wycieczka pretekstem... Co do poziomu zabaw (rozumiem, że towarzyskich) okresu Międzywojnia i powojennego, to również się pozwolę nie zgodzić, ale że to thema na szerszą myśli wymianę, to nie wiem, zali nie będzie to assumpt do jakiej noty kolejnej...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    5. To czekam na notę kolejną:)

      Usuń
    6. By nie zostać źle zrozumianym, doprecyzowuję, że to z pewnością nie będzie następna podług kolejności, bo jedna z dawna uszykowana akuratnie na środę, zasię dwóch inszych wykańczam, ani na tą chwilę nie znając, której pierwszej przyjdzie świat ujrzeć...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    7. Czekanie też często jest przyjemnością:)

      Usuń
    8. Prawda...:)) Cokolwiek masochistyczną, ale jest...:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. szczur z loch ness15 lutego 2015 08:33

    Szczęśliwie dla PKP, za przyczyną sił natury, nastąpiło zlikwidowanie zimy w Polsce, więc i wysililać się nie trzeba, czego przejawem zakupienie składów Pendolino, które poniżej 20 stopni mrozu staną i będą tak stały do wiosny, generując oszczędności kolejne, skoro o kolejnictwie :-)
    Kłaniam z zaścianka Loch Ness
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze jeszcze istnieje możliwość odwołania się do sprawdzonych wzorców i wezwania pasażerów, żeby pociąg pchnęli:) Na szczęście jednak w koncepcie tem idzie nie o nowoczesność, a o nawrót do tradycji, zatem jest spora nadzieja, że skład taki jednak dojedzie...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Takim pociągiem to nawet na...Syberię :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Lata świetności kolei już chyba minęły. W Pendolino tańczyć trudno bo korytarze ponoć bardzo wąskie
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest ta rzecz osobliwa we wszelkich komunikacyi środkach, że tam wszędzie, czy to pociąg, autobus czy aeroplan, coraz mniej miejsca na normalnego człowieka pozostawiają... Zawżdy, gdy mi z czego takiego korzystać wypadnie, nóg potem długo prostuję i rozchadzam, a stan ducha mam bliski kurze z klatki wypuszczonej...:((
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. No proszę, wystarczy na chwilę wyjechać i nie zaglądać do internetu, to potem ma człowiek mnóstwo czytania. :) No! I to mi się podoba. :) Biorę się za nadrabianie zaległości. :)
    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie trzeba wyjeżdżać z internetu...:)
      Kłaniam nisko, wielce rad z powrotu:)

      Usuń
    2. To sobie urządziłam maraton czytelniczy. :))) Udowodniłam wszędzie starannie, że nie jestem robotem. :)
      Pociąg mi się podoba, aczkolwiek jestem dziwną istotą, która nie lubi imprez, potańcówek i innych takich. Widocznie mam jakąś wadę. :))) Mogę natomiast o tym czytać. :)
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    3. Hmmm... dziwne, bo wydawało mi się, że na Bloggerze takiego wymogu nie ma i że to onet się takowych deklaracyj domaga... Maratończyków zawsze podziwiałem i podziwiać będę:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)