Siła na to nastawali swego czasu Francuzy, iżbyśmy tu za króla obranego mięli ichniego xiążęcia Kondeusza, jako to już ostatni z Wazów naszych, Jan Kazimierz, obmierziwszy sobie rządy i kraj, którem mu władać przyszło, abdykować umyślił i koronę polską pomieniać na sukienkę duchowną opata w Saint-Germain-des-Prés. Będziem jeszcze prawić o tem, a tu jeno tego spominamy, by cyrkumstancyje wystawić, w których pomiarkować Wam będzie łacniej przecz to w tem akuratnie czasie się taka mnogość francuskich tu pojawiła szpiegantów i, jako byśmy może i dziś rzekli: lobbystów...
Jednem z nich był ksiądz Jean de Courthonne, opat Paulmiers, co to najpierw pomiędzy magnatami naszemi krążył, dla kandydatury Kondeusza onych kaptując, zasię, po elekcyi Michała Korybuta Wiśniowieckiego, frondę i spiski przeciw niemu montując i składając, przy niemałej nawiasem pomocy prymasa Prażmowskiego i marszałka koronnego, hetmana wielkiego, niejakiego Jana Sobieskiego...
Dla nas zaś dziś najpryncypalniejsze to oto, że opat-Francuzik wojażował z sekretarzem, którego do konfidencyi przypuścił niemałej, tak że ów Fryzyjczyk, imieniem Ulryk Werdum, znał onegoż zamiary i sekrety, a przy tem diaryjusz tejże podróży prowadził, który się dla nas fortunnie zachował... Ano i z tegoż to diariusza wyimek dzisiejszy, którego ów Fryzyjczyk, gdzie grudniem Roku Pańskiego 1670 popisał:
"Mława jest starostwem. Warzą tu najlepsze piwo w całej Polsce, jasne i mocne. Wodę do niego biorą ze studni, które w mieście w górę wytryskają. Takiego piwa nie można warzyć z innej wody, choćby była blisko obok. Miejscowość ta należy do województwa płockiego, którego mieszkańców powszechne zowią dzikimi Mazurami, bo są w przecięciu barbarzyńscy i rozhukani, zwłaszcza ci, którzy mieszkają w okolicach Mławy, Ciechanowa i Janowa. Tych uważają za najgorszych, a inni Polacy zwą ich urodzonymi pod ciemną gwiazdą. Mieszkają tu całe szlacheckie rodziny, które z klientami żyły z rozbojów na gościńcach. Niedawno o mało nie zamordowali zmarłego księcia Radziwiłła [...]* wraz z mniej więcej trzydziestu jego ludźmi, a to dlatego, że jako oddany reformowanej religii, w dzień postu kazał jeść mięso i przez to rozsierdził Mazurów, którzy są tak religijni, że za mniejszy grzech uważaliby sobie zamordować go wraz z jego towarzystwem, niż patrzeć na to, że jedzą mięso. Byliby go też w lesie schwytali, gdyby przestrzeżony nie był pojechał inną drogą.
W Łowiczu wyklinali nas straszliwie ludzie domowi, kiedy widzieli, żeśmy w piątek jedli ser, tak że pan mój, abbé de Paulmiers, nie wiedział, jak burzę tę zażegnać. Kazał im przez tłumacza zaręczać uroczyście - i mógł to uczynić nie uchybiając prawdzie - że jako duchowny nie chciałby za nic w świecie łamać postów, tylko że w Niemczech - nie chciał bowiem powiedzieć, że jest Francuzem - potrawy takie nie są wzbronione. To ich znów nieco uspokoiło, bo rzecz taką przebaczają prędzej Niemcom niż swoim Polakom. Z tej samej przyczyny, że w Niemczech w dni postne jedzą ser, masło, jaja i mleko szydzą w swoim przysłowiu, nazywając łataniną i furdą polskie mosty, niemieckie posty, italskie czyli włoskie nabożeństwa: "Polski most, niemiecki post, włoskie nabożeństwo, wszystko to błazeństwo". Mosty w Polsce rzeczywiście nic niewarte, a włoskie nabożeństwo ganią dlatego, że Włosi wyśmiewają się z Polaków, kiedy Polacy przy swych mszach i modlitwach głową biją o mur, uderzają sami siebie w twarz, wyją i strasznie głośno chrapią, sądząc że na tych grymasach polega największe nabożeństwo, którego Włosi nie chcą objawiać ani chwalić, lecz msze swe i modlitwy odprawiają z milczącą dewocją."
_________________
* - znanego Wam znakomicie z sienkiewiczowskiego "Potopu", Bogusława
................
Zastanawiające jest to, jak od lat w tym względzie nic się nie zmieniło. Nadal zauważamy, że religijność Polaków głównie polega na głośnych modłach, postach, stawianiu pomników, krzyżowaniu sal, czyli zewnętrzności. O miłości i miłosierdziu jakoś nie słychać. "Modlitwa" Waligórskiego również aktualna...
OdpowiedzUsuńWłaśnie dla aktualności, tak utworu, jak i dawnego opisu, żem ich obydwu pomieścił, gwoli niejakiej refleksyi może...
UsuńKłaniam nisko:)
Fiat voluntas Tua... sad za oknem płacze
UsuńZa szatą złotych liści, za barwą przepychu...
Do Ciebie serce moje stęsknione kołacze.
Chce się skarżyć przez Tobą...
Chce się żalić cicho...
Fiat voluntas Tua... zabrałeś mi wszystko,
Ojczyznę, ziemię, mienie, radość i pogodę;
Biedniejszy jestem dzisiaj od tych złotych listków,
Które wiatr zimny uniósł w brudną kałuż wodę.
Fiat voluntas Tua... Bądź Twa wola, Panie,
Niech mnie trawy przykryją i liście jesienne,
Tylko niech z Twojej Łaski cud się przedtem stanie,
Niech ujrzę moje Miasto, wolne i promienne...
Zaskoczyłeś mnie Waszmość określeniem: milcząca dewocja. Łacińskie devotio (poświęcenie, ofiarowanie) lub z francuskiego bigoteria to słownikowo gorliwa pobożność. Jednakowoż zawsze rozumiałem to (przywołam za bułgarską wersją Wikipedii) jako rygoryzm moralny i religijny wobec siebie i innych. Czyli jakieś działanie lub działania, ew. cechy zachowań czyli znów działanie, itd. Więc jakoś tak mi niezbyt to pasuje do stania w milczeniu w kościele. Albo słowo to współcześnie odeszło w rozumieniu od pierwotnej: pobożności jako takiej i dryfuje coraz bardziej w kierunku owej bigoterii.
OdpowiedzUsuńSerdeczności z zaścianka
:-)
PS Uprzejmie donoszę, że znalazłem zapalniczkę Pani Twojego Serca, którą Serdecznie Pozdrawiamy, natomiast zapalniczki używamy :-)
Podobnie tego rozumiałem, nawet niejako na granicy ostentacji, dlatego milczące przeżywanie spraw wiary wydaje mi się poniekąd oksymoronem:) Zwłaszcza, jeśli idzie o Italczyków, rzekomo tak mało ekspresyjnych...:)
UsuńZaskoczyłeś mnie też owym pluralis: "używamy"...:)) Zaliżby Twoja Pani takoż dom zadymiać poczęła?:))))
Kłaniam nisko:)
Nie wiedziałam, że posty powinny być wegańskie...:)))
OdpowiedzUsuńNo słowem dzicz u nas była, o nadmiernie rozwiniętej pobożności zewnętrznej.:)))
Pozdrawiam serdecznie:)
Grażyno!
UsuńJaka dzicz ? Toż Wojciech Dembołecki, szlachcic, parający się piórem, franciszkanin, kapelan osławionych lisowczyków, opój i kłotnik niezwykły, głosił, że Polacy, znaczy Scytowie ,są narodem wybranym, zażywającym szczególnej opieki boskiej, mającym do spełnienia ważną misję dziejową, obronę katolickiej Europy przez zalewem pogaństwa. Mało tego, dowodził, że język słowiański, znaczy polski, jest pierowtnym językiem świata, wszak Adam i Ewa w raju gadali po polsku, co po skutkowało prawem do interencji w krajach odszczepieńców. A co do wegańskich postów, to w tenże piątek ( 11 listopada) jeść mięso wolno, i popijać też, bo biskupy odpust dały ludowi. Zresztą, jak się jest w podróży, to też można postu nie przestrzegać. Znaczy się w każdy piątek można odbywać podróż wokół suto zastanionego stołu i spożywać , pod warunkime, że się nie siedzi na krześle, czy innym fotelu.
z wyrazami uszanowania
Dziękuję. Zawsze mówiłam, przy okazji dyskusji ciekawych rzeczy można się dowiedzieć.:)
UsuńPoglądów zacnego Dembołeckiego nie znałam i odniosłam się tylko do powyższego tekstu, przez Wachmistrza cytowanego.
A w podróży wiadomo, posilać się trzeba, żeby całkiem z sił nie opaść i spożywa się to, co podadzą.:)))
Pozdrawiam:)
Posty, z naszego dziś punktu widzenia, pojmowano rzeczywiście szczególnie...:) Z jednej strony, jak słusznie zauważył Dreptak, nie dopuszczano produktów pochodzenia nieroślinnego, ale i w tem były niejako stopnie tegoż poświęcenia:) U Kitowicza nader często spotykane jest określenie, że ktoś tam oto "suszył na maśle", czyli pościł, ale już nie tak rygorystycznie...
UsuńZ drugiej znów strony w poście (no ale chyba jednak nie u Mazurów XVII-wiecznych:)) jedzono ryby, do których zaliczano np. bobry i bodajże wydry, nutrie i inszy wodny drobiazg:), zaś przez długi czas nie zaliczano do mięsa drobiu, stąd i nawet kardynałowie sobie bardzo pobożnie pościli z jakimś kurczaczkiem...:)
Kłaniam nisko:)
Podoba mi się myśl "suszenia na maśle" - takie wyrzeczenie. A skoro tego tłuszczu nie używam od lat, to mogę chyba uważać się za takiego, który bardzo przykładnie pości.
UsuńPozdrawiam
A dlaczego nie używasz? Czyżbyś uległ wpływom niesłusznych z gruntu reklam? Bo masło jest zdrowe, przynajmniej w świetle najnowszych badań! :)
UsuńNie "była" a "jest".... Zaś poszczenie przy bobrzym chluście,półgęsku lub przyrumienionej kaczuszce [wszystko godnie podlewane miodzikiem, a niechby i tylko okowitą] mogłoby ze mnie uczynić poszczącego 365 dni w roku, szczególnie, że mleka i masła nie znoszę..
UsuńVulpianie, skoro nie używasz masła, to preferujesz tę surowszą wersję postu, ściśle wegańską?:) Bo "suszenie na maśle" dopuszcza używanie masła.
UsuńJanie, chlust? Ciekawe określenie, znam tylko plusk.:) A podobno: "Bobrzyna jest krucha, bardzo soczysta, o wysokich walorach smakowych".
Hmmm... No to jeszcze byś musiał dodać do tego, Vulpianie, "suszenie na mięsie" i wyrzeczeń byłby komplet...:) Albo na pączkach z fasoli...:P
UsuńKłaniam nisko:)
Zbiorczo:
Usuń1. Pieczywa (jeśli je jem) niczym nie smaruję, ani zdrowym masłem, ani niezdrowymi ersatzami.
2. Dieta wegańska jakoś do mnie nie przemawia.
3. Suszenie na mięsie to jest chyba to! Żeby się głębiej umartwiać - gotowanym, bo to lubię najmniej.
Pozdrawiam
No masz! Już do czterech nie potrafię zliczyć.
Usuń4. Pączki z fasoli są bardzo smaczne, zdrowe, pożywne i wcale nie tanie.
Pozdawiam
Pączki z fasoli? Ciekawe, nie znam, ale robiłam już ciasto czekoladowe typu brownie, z czerwonej fasoli i bananów, bez mąki. Pyszne.:)
UsuńWziąć: 400 [g] mąki z białej fasoli, 2 posiekane ząbki czosnku, 2 posiekane cebule, 1 „dobrą” łyżkę oleju, sól i pieprz do smaku. Wyrobić dobrze mąkę, czosnek, cebulę, sól i pieprz z olejem aż do uzyskania gęstej masy. Smażyć małe kulki w bardzo gorącym głębokim oleju do uzyskania złotego koloru (chyba, że ktoś lubi przypieczone). Podawać z ostrym sosem na bazie pomidorów.
UsuńJest to popularne danie w Burkina Faso, znane tam jako „samsa” (albo jakoś tak).
Pozdrawiam
Dziękuję.:)
UsuńPozdrawiam:)
Jest i inny sposób: bierze się Vulpiana i Saską Kępę, zderza ze sobą, i tak oto tenże globtroter niezwykły, sobie tylko znaną mocą wynajduje w środku nocy na Francuskiej knajpkę przez jakich Negrów prowadzoną i owe rzeczone pączki, do spożycia których przymusza następnie nawet tych, co Go za przyjaciela mięli...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Vulpianie, a jeśli byłoby gotowane w winie?:))
UsuńKłaniam nisko:)
1. Liczę na to, że nadal mają za takiego.
Usuń2. Tylko coq au vin mi się kojarzy. Pączki trzeba smażyć w oleju.
3. Można przecież te pączki winem popijać, przez co tylko zyskają.
Pozdrawiam
Ad.1 Axiomata non disputandum esse :)
UsuńAd.2 i 3 Uwaga o gotowaniu w winie była ad vocem o tem, że się miałbyś mięsem gotowanem umartwiać:)
Kłaniam nisko:)
Miałem kilka miesięcy temu rozmowę z kucharzem, zawodowcem uznanym i jego kaczce na talerzu i mojej opinii na temat tejże kaczki. Kaczka jak kaczka, jestem w stanie zrobić podobną co najmniej, ale do kaczki był sos i tego oceniłem, jako poza moimi możliwościami wykonania. O ile mina kucharza była taka sobie gdy oceniałem ową kaczkę, bo starał się człowiek, a tu ocena była taka dość pospolita, to rozanielił się wielce na mój głos o sosie, bo okazało się, że ten robiony jest właśnie na winie i przez dni PIĘĆ, z szykanami najróżniejszymi, przerwami i redukcjami, aż zgęstniały i pełen aromatów specyficznych trafiał na talerz!!!
UsuńO ile nie uznaje wina w kuchni (chyba że do popijania), to jednak muszę powiedzieć, że gdy bierze się do tego kucharz z talentem, to efekt jest zaskakująco dobry! :)
Nieśmiało pozwolę sobie jeszcze zauważyć, że oprócz kucharza i jego talentu zdałoby się iżby i winko było nienajpodlejsze, choć akurat kuchnia tu wiele wybaczyć winom potrafi...
UsuńKłaniam nisko:)
Rzecz to jest niebagatelna, bo po odparowaniu wina, w rondlu pozostają fuzle i dobrze by było, żeby nie były najpodlejsze, a raczej z przewagą estrów i alkoholi ciężkich, i to tych bardziej wonnych niż smrodliwych. :D :D :D
UsuńUprzedzam, że nie jestem w stanie ocenić wina, bo się na tym nie znam. :)
UsuńWeźmiesz Vulpiana, który jest człekiem winnym za eksperta i popracujemy i nad tym...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Gdzie będą wino dawać i jeszcze cieszyć się, że znika?
UsuńPozdrawiam
Rzeczywiście problem... Ale chyba byłem niedawno w takim miejscu...:))))))
UsuńKłaniam nisko:)
Jak owo wino zrobić, to rzecz bardziej wiadoma, ale żeby je ocenić to trzeba odrobinę doświadczenia i finezji!
UsuńDreptak z natury swej woli owocowe! :D :D :D
Mości Dreptaku: kryterium podstawowe (smakuje albo nie) posiada każdy, bez względu na finezję lub jej przeciwieństwo, experiencję lub jej brak... Insze turbacyje w rodzaju braku stosownych naczyń, chęci, czasu czy sposobności również idzie rozwiązać...:P:)
UsuńKłaniam nisko:)
Panie Wachmistrzu
OdpowiedzUsuńOt, napisał Fryzyjczyk dyrdymały, jeszcze obrażając zacnych Mazurów, zarzucając im, ni mnie, ni więcej, obskurantyzm. Toż to patrioci w czystej, krystalicznej postaci, obrońcy wiary, doświadczani przez hetmana Radziwiłła Janusza, kalwina, heretyka też. Onże w swoich dobrach krzyże dwa usunął. Biskup wileński, Abraham Wojna mu było, wezwał senatorów do obrony wiary. .Piotr Gembicki, biskup krakowski grzmiał z ambon, by król w te pędy sprowadził zgubę na Radziwiłła, którego miłował wbrew przykazaniom. Jak jeszcze w Zabłudowie ( też w dobrach hetmana) wiatr obalił kolejne krzyże, to się dopiero zaczęło, bo heretyk na odbudowę ich zgodzić sie nie chciał. Tylko fakt, że hetman odniósł zwycięstwo pod Łojowem ( 31.07.1649) , a potem odbił Kijów ( 4.08.1651), jakoś sprawa krzyży zeszła na plan dalszy. Toż w czasach wojen z prawosławnymi Kozakami, luterskimi Szwedami i kalwińskimi Siedmiogrodzianami sacrum było naruszane powszechnie. Po obronie Jasnej Góry, znaczy zamachu na duszę polską, narodził się Polak katolik. Jan Kazimierz oddał był Polskę pod opiekę Rodzicielki i żadna wyprawa wojenna nie mogła być zrealizowana bez ołtarza polowego. Zatem Mazury słusznie chciały nauczyć Bogusia Radziwiłła, też kalwina, przestrzegania zasad. One go nie chciały wcale zamordować, ale oduczyć skutecznie jedzenia mięsa. Co zaś do bicia głową w mur i wycia, to się Fryzyjczykowi we łbie poprzestawiało, bo owe Mazury stygmaty mieć chciały jako dowód wyznawania jedynie słusznej wiary. Na mój rozum to Fryzyjczyk piwa się opił w nadmiarze i to miało wpływ na jego wywody.
z wyrazami uszanowania
Piwa, jak rozumiem, owego wielce wychwalanego mławskiego, po którym dziś nawet ślad nie został...:) Wizja Waszmośći ciekawa, choć o Mazurach, ich pobożności, a i poniekąd o nieprzesadnie szerokich horyzontach pisywało tylu autorów, że nawet zamknąwszy gębę jednemu Werdumowi, fakt raczej pozostanie faktem:)
UsuńKłaniam nisko:)
Z okolic Lublina. Część wsi Pilaszkowice ma nazwę Popowo, z powodu cerkwi tam niegdyś stojącej, która to Jan Sobieski kazał rozebrać. Nawet sobie pomyślałem, że to może dla pobożności nadmiernej, ale nie - doczytałem, że wiernych nie było i się nieomal zawaliła. Natomiast okoliczni mieszkańcy obchodzą do tej pory i katolickie święta i prawosławne.
OdpowiedzUsuńNatomiast kościół w Częstoborowicach w XVII wieku był zamknięty. To też ciekawe, bo to jedna z najstarszych parafii w diecezji. Okazało się, że dziedzic Stryjna przeszedł na Luteranizm (albo coś podobnego) i przestał sponsorować parafię.
Post pojmowany powszechnie, nie zezwalał na jedzenie zwierzęcych produktów, a więc i np. masła. Stąd i przez analogię ser, jaja i mleko były również daniami niepostnymi.
Co kraj, to obyczaj. U nas akurat taki. Krzywdy z tego nikomu nie było. No, może poza takimi co nazbyt ostentacyjnie post łamali.
Zatem zgrzeszył Imć hetman niegospodarnością, bo nader łacno szło cerkiew przecie na katolicki zamienić przybytek:)
UsuńKłaniam nisko:)
Raczej rozsądnie kazał rozebrać, co się do remontu nie nadawało. Zakładam, że co się do użycia nadało, to z pożytkiem wykorzystano. Co do przybytków katolickich, to nie sądzę, żeby ich nadmiar był uważany za właściwy. Ludzie ówcześni wbrew pozorom wykazywali się rozsądkiem i niejakim umiarem, bo gdyby nie, to wszędzie by stały kościoły i kaplice, na zbudowanie których było ponad 1000 lat, a tak się jednakowoż nie stało. Dobrym przykładem jest ów przytoczony powyżej kościół parafialny w Częstoborowicach, do którego upadku przyczynił się drobny fakt konwersji na ewanagelicyzm jednej tylko osoby.
UsuńMożna sobie głupota i zacofaniem naszych przodków gębę wycierać, ale warto też czasami zwrócić uwagę na ich zdrowy rozsądek i realizm.
Skoro spożytkowano, to wytyk mój cofam, natomiast historia tych Częstoborowic rzeczywiście intrygująca, bo przecie mnóstwo było parafii, bynajmniej znów przez szlachtę nie wspieranych, które jednak jakoś tam przędły... Może tu i co inszego jeszcze zaszło?
UsuńKłaniam nisko:)
Witam.
OdpowiedzUsuńCóż... Tylko współczuć Fryzyjczykowi, że z taką dziczą mu się zmagać przyszło...
A poważnie mówiąc - jak ktoś chce łatkę przypiąć, to zawsze pretekst znajdzie.
Ponoć J. H. Flemming powiedział - oglądając drewnianą zabudowę mijanych miejscowości - że tylko w Polsce widział tak pięknie poukładane stosy drewna na rozpałkę.
Pozdrawiam :)
Co, zważywszy ilość dochowanych tego rodzaju zabytków, każe się zastanowić, czy w tem aby niemało racji nie było... Ciekawość też, że sama misja, z którą tutaj Fryzyjczyk ó przybył, jakoś w nim nijakich oporów moralnej natury nie budziła...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Dawniejsze p posty bardzo rygorystyczne były, kto dziś by je wytrzymał, tacy delikatni i wysmakowani się staliśmy, ehhh...
OdpowiedzUsuńNo ja właśnie dla tej przyczyny, żem na się wziął ten krzyż nieposzczenia, żeby inszym łacniej było...:)
UsuńKłaniam nisko:)
A to ciekawe. Bo jak ja wiem, to Fryzowie są uważani aż do dzisiaj przez Niemców za głupkowaty, naiwny, bogobojny ludek, żyjący tak jak 50 lat temu. Dowcip niemiecki: "– Co należy zrobić na wypadek wielkiej powodzi? – Uciekać do Północnej Fryzji, gdyż tam wszystko dzieje się o 50 lat później". I ten człowiek zarzuca jakiemukolwiek ludowi opóźnienie cywilizacyjne? Człowiek pochodzący z ludu, z którego wyśmiewają się Niemcy od 500 lat?
OdpowiedzUsuńNiemiecki dowcip? Podobno każdy zaczyna się od subtelnego "Ich melde gehorsamt" a kończy jednoznacznym "Zum Befehl" lub "Jawohl"... Powszechnie mile widzianym jest w trakcie zrobić filuterne "Furzmachen"...
UsuńA Fryzowie? Bardzo pragmatyczna, spokojna i uczciwa społeczność. W sam raz cel do wyśmiewania - zwłaszcza przez Kulturtraegerów.
Emeryt
"Pragmatyczna, spokojna i uczciwa społeczność" może być głupkowata, naiwna i bogobojna, jedno nie przeczy drugiemu.
UsuńPax, pax, vobiscum... Darujcież, ale materyja sporu zda mi się być arcybłahą, żem aż zadziwiony, że przyczyną być może. Wszelki uogólnienia całych nacyj się tyczące, są zazwyczaj nieprzesadnie sprawiedliwe... Temu Fryzowi, Torlinie, jak widać wystarczyło i ogłady i wykształcenia, by sekretarzem u ważnego zostać posłańca, a i nam nieźle opisane zostawić świadectwo, więc takim zupełnym tępakiem być nie mógł... Emerycie, na wieleż moja słabieńka znajomość narzecza miarkować pozwala, toś miał na myśli pewnie "gehorsamst"(pokornie) luboż "gehorsam"(posłusznie)...
UsuńKłaniam nisko:)
Ich melde gehorsamt un gehorsamst, że to literówka, Wachmistrzu, za którą przepraszam. Znasz-li może jednak nację, z której głupoty Niemcy przez ostatnie 1200 [500 latek to furda!] lat nie szydziliby? Najwyraźniej kulturtraegerostwo wygrywa z pragmatyzmem, uczciwością i spokojem...A jak się jeszcze komuś zarzuci bogobojność - to ten ktoś ma przes...markane. Piszę to jako człowiek niewierzący... Tymczasem wystarczy przez tydzień - dwa powłóczyć się turystycznie po holenderskiej Fryzji...
UsuńŁączę pozdrowienia...
Emeryt
Zważ Wachmistrzu, że to nie ja się rzucam do gardła Emerytowi, tylko on mnie. I Ulrich Werdum pochodził ze Wschodniej Fryzji leżącej na terenie Niemiec, a nie z Holandii. Dzisiaj, przy całkowitej globalizacji, przy turystyce, autostradach, telewizji, wszechobecnym Internecie, różnice w poziomie kultury zatarły się całkowicie. A przecież jeszcze w XIX wieku można było pojechać i w Polsce np. do górali, i zobaczyć plemię prymitywne aż do bólu.
UsuńDlatego się zdziwiłem, że tak krytykował, bo przecież musiał wiedzieć, że jego społeczność nie jest lepsza niż nasi Mazurowie. A zawsze znajdą się pojedyncze wielki i zdolne jednostki, które potrafią się wybić.
Przypomina mi się jeden z najlepszych filmów francuskich ostatnich lat: "Jeszcze dalej niż północ", gdzie bohater z Prowansji musi przenieść się do Normandii. I życzliwi każą mu kupić w lecie wełnianą czapkę, bo tam nigdy nie topnieje śnieg.
A co do kawałów! Francuzi kpią z Belgów, Szwedzi z Norwegów, a Anglicy z Irlandczyków. I jakoś świat płynie.
"Do gardła"... Tfu! Jak można?
UsuńCo za asocjacje i obyczaje u tych z okolic podwarszawskich... Czysta wampiriada...
Pfe...
Poza tym...
- Jestem wegeterianinem.
- Mazurów nie mylę z Mazowszanami... Szczególnie w kontekscie historyczno-etnograficzno-religijnym...
Uprzejmie wszystkich pozdrawiam...
Emeryt
Emerycie drogi, może i Torlina z tym gardłem poniosło, ale i ja mam wrażenie, że Twoje polemiki są cokolwiek na to wymierzone, by interlokutora nie tyle przekonać do swych racyj, co onemu dokuczyć, czasem wydrwić, czasem i może nawet pognębić... I nie mówię jeno o tej dyspucie, ani też nie tylko o komentarzach na tem blogu pomieszczanych, bom przecie czytał i na inszych i podobnego doświadczał wrażenia... Z Torlinem na dziesiątki tematów się spieramy od lat, gdzie zdarzało się, że to On mnie do swoich przekonał, czy ja Jego do swoich to nie wiem, aliści nigdy nam się nie zdarzyło jakiej personalnej granicy przekroczyć i wciąż pozostajemy w przyjaźni... Tandem, daruj, ale i Ciebie suplikować będę, byś tonu może co i moderował, bo nam tu przecie nie o spory dla sporów idzie, a o docieczenie prawdy, lub przynajmniej onej okolic najbliższych...
UsuńCo się tyczy mylenia Mazurów z Mazowszanami, to zarzut akurat chybiony, bo właśnie mieszkańców Mazowsza przez chyba cały okres istnienia Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a nawet i później nazywano Mazurami, czego Waści potwierdzi i pamiętnik Paska, a i Jan z Kijan, o przybyszach z Mazowsza na Podkarpacie piszący na przełomie XVI i XVII wieku:
"Mazurowie naszy
po jaglanej kaszy
słone wąsy mają,
piwem je zmywają".
To właśnie migracje Mazurów z Mazowsza sprawiły, że poczęto wyodrębniać i innych Mazurów, czyli pruskich, którzy w potocznej świadomości dziś już tylko pozostali Mazurami, ale i litewskich (opisani przez Mickiewicza w "Panu Tadeuszu" Dobrzyńscy to przecie nic innego, tylko z Mazowsza wychodźcy) czy małopolskich... Rozumiem, że Waść przez pryzmat dzisiejszego Mazurów rozumienia na rzecz baczysz, co poniekąd jest ahistoryzmem, bo mieszkańców okolic tych ówcześnie w całej Rzeczypospolitej pospolicie rozumiano "Prusakami", a Mazurami pruskimi pierwotnie nazywano tylko tych, co z Mazowsza przybyli, by się potem w miejscowym żywiole rozpłynąć etnicznie, ale nie nazewniczo...
W "Chłopach" Reymonta znajdziesz Waść tego jeszcze późne echa, w ludowo-wojskowej piosnce "Hej z góry, z góry jadą Mazury...", a i w nazewnictwie ciast czy tańców ludowych, których to mazurków przecie Chopin nie pod Iławą szukał czy Ostródą, a na "swoim" Mazowszu...
Kłaniam nisko:)
Kilka ciekawostek o Urlyku Werdumie przedstawia Janusz Tazbir
OdpowiedzUsuńJanusz Tazbir, Ulrich von Werdum i jego diariusz podróży
z wyrazami uszanowania
link do powyższego:
Usuńhttp://rcin.org.pl/Content/28765/WA303_43949_A512-47-2003_OiR-Tazbir.pdf
Bóg Zapłać Wam obojgu:)
UsuńKłaniam nisko:)
Bardzo wciągająca lektura, zarówno tekst jak i rozmowa pod tekstem;-)
OdpowiedzUsuńNiezwykle mi to czytać miło...:) Być i może, że to wtóre nawet i więcej zajmujące:)
UsuńKłaniam nisko:)
1. Drogi Wachmistrzu, nie wyważaj, proszę, otwartych drzwi. Historię Mazurów[z Prus] - odrośl etniczną Mazurów [z Mazowsza]znam - niech to nie zabrzmi zarozumiale - nieźle i to niekoniecznie z literatury... I chyba jest nas takich niemało...
OdpowiedzUsuńCenię więc Twój wykład, jednakże...
2. Fryzowie podzieleni granicą - są Fryzami... Znamy obaj kilka nacji podzielonych przez granicę w przeszłości i obecnie... I co z tego? Publicznie emitować pogardę do jednych z pozycji nieomylnej wyższości, bo inni od lat zarozumiali źle o tych pierwszych - i nie tylko o nich - mówią? Nie mój to obyczaj i głupio by było na starość w lusterko przy goleniu spojrzeć...
3. Co do Imć Torlina personalnie... To zupełnie inna kwestia... Nie będę kruszył kopii. Szkoda drzewca.
Pozdrowienia przesyłam.
Emeryt
Ad.1 Skoro mi ktoś zarzuca myłkę, to trudno mój respons zwać wyważaniem czegokolwiek, a skoro to Waszmości rzeczy znane to tem mniej pojmuję Twoją pierwotną o myleniu uwagę...
UsuńAd.2 Jeśli Wasza miłość raczy dysputę prześledzić uważnie, to nic o dzieleniu kogokolwiek granicami, ani o pogardzie żem nie pisał, to rozumiem, że to chyba nie do mnie ta uwaga...
Kłaniam nisko:)
https://www.youtube.com/watch?v=Z6oGaKqVT1A
OdpowiedzUsuńDzięki:) Nawet nie pomyślałem, że to i u nich śpiewane:) Tyle, że, jeslim pomiarkował dobrze, dopuścili się i zawłaszczenia tak tekstu, jak i melodii, jakiej swojej kapeli ich przypisując...
UsuńKłaniam nisko:)
Ciekawe dlaczego najwięcej słyszy się dzisiaj o piwach z Żywca czy Warki, a nic o tem ze Mławy? Czyżby znakomitość tamtejszego piwowarstwa podupadła z czasem?
OdpowiedzUsuńDruga rzecz, żeśmy z wiekami spoważnieli nieco w nabożeństwach naszych... Czasami może i za bardzo nawet :)
Arcyciekawe są takie wspominki osób postronnych na tle większych wydarzeń :)
Slainte, Drogi Kompanionie!
Każde z piw dawniejszych na swój sposób upadło, bo w tamtym czasie znano jedynie piwa z tzw.górnej fermentacji, o zdecydowanie bardziej wyrazistym smaku, ale niezbyt trwałe. Piwa z dolnej fermentacji pojawiły się na naszych ziemiach w XVIII wieku, a ponieważ wymagały dla cyklu swego parotygodniowego leżakowania, ergo kadzi, kuf i wielkich beczek, czyli najkrócej mówiąc: kapitału no to i stały się domeną tych, co mogli takowy zainwestować, najczęściej kupców niemieckich i żydowskich. Dodatkiem gwoździem do trumny wielu dawnych browarów okazał się nowy układ dróg, a bardziej jeszcze kolei, które nierzadko ominęły dawne centra piwowarskie, sprawiając, że do kosztu wytworzenia dochodził i duży koszt transportu, ergo całą produkcję czynił z punktu nieopłacalną..
UsuńKłaniam nisko:)