29 lipca, 2020

O konsekwencjach Kolumbowych myłek dla ptactwa domowego w Polszcze...

   Nim do sedna rzeczy przejdę, wyznać muszę, że jakom już tytułu onegoż ćwierćbarokowego poczynił, spominki mię naszły z lat przedmaturalnych, gdzie przyznać idzie, że się już kapkę Wachmistrzowego talentu do gadulstwa ujawniać poczęło. Trzebaż trafu, że w klasie tejże samej się i drugi frant taki pokazał (Andrzejku, gdzieśkolwiek jest, jeśliś żyw, pozdrawiam i zdrowie Twe piję!!!:)), coż Go wyciszyć szło jeno groźbą przymusu bezpośredniego. Po czasie niejakiem, gdzie naturaliter, zrazu do jakiej rywalizacyi przyszło, zaprzyjaźniwszy się z czasem szczerze, obrócilim talenta nasze pro publico bono… W tem przypadku szłoż nam o dobro klassy naszej, kompanionów miłych a i podwiki przecie niczego sobie, za któremi….eeech, będzie tego!… dość, żeśmy się zgrawszy pospołu wybornie wrychle tak wprawili, że tematu jeno podrzuconego mając i ani co więcej wiedząc o tem, ponad to, coż się z palica wyssać dało, umieliśmy może i nie godzinami (na klassowe potrzeby czterdzieści pięć minut starczało wybornie:))), ale przecie dysputować o tem zajadle…
  Pewnie, żeć to nie wszytkim dziedzinom możebne było; trudnoż dysputować nad koniunkcją między przyprostokątnemi zachodzącą luboż nad momentem pędu jakiego, aleć już możebne efekta bliskich związków kwasu jakiego z czemniebądź pole do popisu otwierały przestronne… Czem zaś humanistycznych stricte dziedzin bliżej, tem nam i Eden był bliższy. Biedni praeceptorzy nasi, ustawicznie nas przecie do aktywności nakłaniający, nader długo pojąć nie mogli, że w pułapkę własną wpadłszy, na pastwę języków młodzianków swawolnych wydani zostali. Pewnie, że tam jeden z drugim połapawszy się z czasem, dyskursów ukrócać probował, aleć zawżdy która tam z naszych długorzęsych się w on czas o co następnego zapytywała, bakałarz biedny serca odmówić responsu nie mając objaśniać poczynał, niebacznie nam tematu nowego do sporu kolejnego dostarczając. Co mędrsi spośród grona wrychle k’temu przyszli, iżby z nami jakiego swoistego paktu o nieagresji zawrzeć, czem nas zawżdy uciszyć szło; jako się który czy która na ten azard wojny z nami był puścił, wrychleż mu/onej skonstatować przyszło, że marzec na karku, a tu ani ocen nie masz, a z materyjałem do głów wtłaczanem toż w lesie tak głębokiem, że słońca nie widać… Jedna jedyna polonistka nasza, przejrzawszy nas, jakośmy nadto swawolili, wyłączała nas z lekcyi i kazała uwagi swe w formie rozprawek spisywać, co nam animuszu kapkę przycinało, aleć po czasie pokazało się, że na długo przed Monty Pythonami żeśmy do absurdu najostateczniejszego przyszli, jakim się nasz dwugłos sub titulo „Plamy na słońcu a problem pielenia ogórków w bratnim Wietnamie” okazał…
  Przebaczywszy, mam nadzieję, oną dygressyję a'propos titulum poczynioną (kapkę i może przydługą), Czytelnik łaskawy zechce się ku Kolumbowym podróżom zwrócić, gdzie jako pomnim wszytcy, nieboraka takoż przed peregrynacyją spito, że drogi pobłądziwszy się ku Ameryce puścił, niemalże po kres żywota pewnym będąc, że do Indyj dopłynął. Do dziś w mianach Indian, czy archipelagów Indyj Zachodnich konsekwencyj tych myłek mamy, aleć i nie tylko…
  Ptaka bowiem jednego coż go z krain tych przywieziono, w Europie nazwano kurą i kogutem indyjskiemi, co różnym nacyjom assumpt dało pokazać, któraż płeć u nich najpirwszą:))) U Francuzików bowiem najsampierw ochrzczono samiczkę: la poule d’Inde, coż się później na „la dinde” skróciło, a z tegoż małżonek onejże, czyli „dindon” się wziął… W Polszcze cależ przeciwnie, najpierw żeśmy kogutka mieli z łacińska gallus indicus ochrzczonego, co też wrychle się do samego indicus skróciło, a jakośmy już mieli indyka, tedy od niego poszła i indyczka…
   Za tąż okazyją spomnieć się godzi, żeśmy w latach sześćdziesiątych mięli epizodzik taki, gdzież się nasi językoznawce, pospołu do kupy z geografami naradziwszy, uchwalili, że nie Indie nam krajem przyjacielskiem, a India niejaka, a z mian inszych z tem związanych Ocean Indyjski, cależ poprawnie by było Indykiem zwać, jako Atlantyckiego Atlantykiem:))

6 komentarzy:

  1. Indyk dla naukowca to Meleagris gallopavo. A ponieważ perliczka to Numida meleagris, więc wychodzi, jak dwa razy dwa, że indyk to dla systematyków gatunków „Perliczka kurzopawia”.
    Cokolwiek zdziwiony pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cosi mi się widzi, że brniemy jak ten Marks, co wartość tłumaczył... wartością...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Sensowniej przecie zwać ptaka kurą indyjską, niż Turkiem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorzej jeszcze Turka jeść! A naród, zdałoby się cywilizowany...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Teraz, gdyś mie Wasze uświadomił, zda sie to oczywistem, skąd nazwa "indyk". Ale w życiu sam bym na to nie wpadł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się to prze jakie cztery lat dziesiątki mojego żywota zdało oczywistem, że indyk to indyk i co tu mądrować?:) Koń jaki jest, każdy widzi... A tu, ot, siurpryza!
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)