08 października, 2012

O materyi arcydelikatnej, czyli o trudnej sztuce utrzymywania równowagi...


Godzi się od razu objaśnić, że nie o linoskoczkach prawić będziem, a o grodach dawniejszych i o tem, że w nich staranie miano, by nadto wielu się tem samem nie trudniąc, sobie wzajem w szkodę nie wchodziło. Idzie, oczywista, o cechy rękodzielnicze, którem to staranie poruczono. Czego by późniejszymi czasami złego (częstokroć zasadnie) o tejże instytucyi nie popisano, przyjdzie uznać, że na średnie wieki wcześne, gdzie nie nadto wielu jeszcze handlujących po świecie krążyło, tedy i gród każdy niemal samoistną się jawił całością, wielce to było kuszące zapanować nad podażą i popytem w mieście... Dodajmyż, że do jakiego XVI stulecia nader skutecznie... Gorzej, jako i dziś koncepta takie, w formach przeróżnych, co i rusz odżywają...
  Przyjąwszy, że na gród, dajmyż na to dziesięciotysięczny, ku któremu może jeszcze i drugie tyle ludu okolicznego się na jakie poważniejsze sprawunki kwapi, zdałoby się każdemu jaki nowy pas mieć, bodaj raz na pięć lat sprawiony, wypadnie może z jakie tysiąc nowych pasów na rok... I jakoby tych pasów pozwolono dwudziestu pasamonikom i rymarzom czynić, każdy by najwyżej jednego w tydzień mógł przedać, od czego wolnoż mniemać, że wrychlej by z głodu pomarł, niźli siebie, familii i czeladników wyżywił, o taksach i podatkach już i nie spominając... Przyszli tedy po rozum do głowy i wyliczywszy, że ich, nie bez szkody dla się wzajem, może być cyfra jaka, takiej we statutach zapisywali, jako dajmyż ku temu kichlerowie* krakowscy w 1609 roku:
 "Naprzód aby mistrzów rzemiosła kichlarskiego więcej nad 9 nigdy nie bywało, a to dlatego, żeby cech ten przez zagęszczenie się mistrzów nie niszczał i nie ubożał, a żeby robotę lepszą robili"
  Te o dobroci produktu słowa śmiało możem za średniowieczne public relations jeno brać, boć z dawna wiadomo, że na jakość i cenę nie masz jako konkurencyja, a cechom to zawżdy zarzucić szło, że ów numerus clausus był zaniżany, by na produkcie ceny więtszej mieć. Szczęściem, że natura próżni nie znosi, nawet i w tem ułożonem świecie, jako cechowi przemiarkowali i nadto drogo liczyli, wraz się gdzie na podegrodziu partaczy więcej zjawiało, towar ten taniej czyniących... A jakoby majsterkowie nadto zajadli byli, zawszeć jeszcze szło rajcom miejskim, a w ostateczności i suzerenowi, ceł i rogatkowego obniżyć, by kupcy przyjezdni tejże konkurencyi łacniej czynić mogli...
  Żem o partaczach tu już był i pisał, wróćmyż do cechowych... Co najwięcej zawżdy kwasów czyniło, to między czeladnikami, wyzwolin się doczekać nie mogącymi, a mistrzami swary... pewno, że każdemu młodemu się marzyło, by jako najwrychlej na swojem stanąć i swego przedawać, przecie jako na ten antagonizm odwieczny wejrzeć, nie jako już probowano, jako na walkę klas:)), jeno onej równowagi mając na względzie wrychle się pokaże, że był w tem sens głęboki.
  Wejrzawszy nawet i na ówcześnego życia krótkość, cależ już i wojnami, czy zarazami nie skracanego, byłże przecie czas potrzebny, by mistrzowie dawniejsi naturalną rzeczy koleją, zestarzawszy się ponad miarę, luboż i pomarłszy, mieśćca młodszym ustąpili. Owym zasię przez ten czas mus było się fachu wyuczyć, zasię wpisawszy się do cechu, uzdolnienia swe wykazać, przedkładając dowód swej sztuki majsterskiej, czyli majstersztyku (Meisterstück).  By jednakowoż się do cechu móc wpisać, czasu schodziło kandydatowi niemało, bo tu znów wymagano by ów praw miejskich pierwej zyszczeł (osobne to kondycyje, turbacyje i ekspensa niemałe), obabił się, bo nieżeniatych nie przyjmowano, słuszna czy nie, domniemując, że ów nadto wolnym będąc, za leda jaką okazyją, może i w świat gdzie ruszyć, tedy nic grodowi to włóczykiju takim; na koniec by się dobrą sławą wykazał, co miejscowemu może i fraszka, jeśli nie pijał za często, za dziewkami nadto jawnie nie gonił, a i w kruchcie go z czasu do czasu widzieli... Przecie przyjezdnemu takie świadectwo dobrej sławy czasem i zaporą na lata było, zaczym kto z rodzinnych stron nie podesłał jakiego od plebana pisania. Jeszczeć i jednej bariery pokonać przyszło: wpisowego...dodajmyż że wysokiego okrutnie, temuż właśnie, by go czeladnicy latami składali... I wszytkiego tego, dodajmyż jeszcze, za dobrą wolą stron wszytkich udział w tem przedsięwzięciu przyjmujących...
   A małoż to dramatów było, jako czeladnik grosz swój, podług obyczaju, u mistrza trzymający, na złośliwca trefił, co go oszwabił (tak, tak...celowom tu tegoż słówka użył, bo w najściślejszej ono korelacyi do cyrkumstancyi opisywanych!!!), czasem i oskarżył fałszywie o jaką kradzież, luboż i na nastawanie na cześć pani majstrowej luboż córy onegoż? Bywało, że czeladnik latami się ku wyzwolinom szykujący, z nagła się na miejskim bruku, bez grosza przy duszy nalazł... Bywały i między mistrzami waśnie, jako który takiemu u siebie dał chleb i kąt; bywały i (o zgrozo!) cyrkumstancyje takowe, że czeladnik tegoż brzemienia unieść nie umiejąc, targnął się był na siebie, luboż i na tegoż nieszczęścia sprawcę...:(( Aleć tu już i może nadto daleko dygrysyją odbiegamy, tedy powróćmyż ku myśli pryncypalnej...
  Inszem mechanizmem, co równowagi strzegł, był roboty między rzemiosła podział, czasem i ad absurdum doprowadzony, przecie w tejże trosce czyniony, by jedni drugim chleba nie odbierali... I tak krawcom nie lza było sukni futrem obszyć, boby kuśnierzowi zarobek odbierali, nożownikom zbraniano ostrzyć szabli luboż mieczy, by szlifierzom w drogę nie wchodzili... Czasem to się po dobrawoli ugodziły dwa cechy jako w Krakowie rymarze z pasamonikami Anno Domini 1365, że pierwsi jeno cyną pasy wybijać mogą, drudzy zasię mosiądzem, takoż że pasamonicy nie będą "pasów ruskich**, ni wędzideł" czynić, za co znowuż rymarze jaki swój towar drobny na kramy pasamoników dostarczać będą. Czasem jako się zainteresowani ugodzić nie umieli, rozsądzała ich rada, czasem i burdy temuż towarzyszyły okrutne, że nieledwie ćwierci miasta w perzynę nie obrócono... czasem i trup jaki padł, a i na gardle bardziej krewkich karano...:((
  Bywało, że jako był ode ludu napór nadto wielki i potrzeba prawdziwa, by liczby rękodzielników uwiększyć, zasię opór cechu był nad miarę wielki, że się jakich buntujących w regestra jako cech nowy wpisywało; dajmyż na to z piekarzy się dwa cechy czyniły: piekarzy białych i czarnych. Toż samo było i z garbarzami, co się na garbarzy, garbarzy czerwonych i białoskórników podzielili...
   Kończąc, godzi się jeszcze i o inszych mechanizmach spomnieć, jako to liczba uczniów, prawem mistrzowi dopuszczona (byłoż zwyczajem uświęconem, że starszemu cechu wolnoż było mieć jednego ucznia więcej nad mistrzów inszych)***. Dozwalano takoż przyjąć ucznia nowego, jako jeden ze starych się ku wyzwolinom kwapił i był tegoż bliski. Cechy też i o liczbie produktów dozwolonych na targu cotygodniowem wystawiać rozstrzygały, takoż o godzinach pracy (by jeden mistrz więcej nad drugich nie wyprodukował), nareście o groszu czeladnikom płaconym (by wszytkim mistrzom mniej więcej jednakich kosztów uczynić).
____________________________
* piernikarze
** przy staraniu całem żem, niestety, nie doszedł, czemże te pasy szczególne być miały:((
***statuty dopuszczały możności czasowego zwiększenia tej cyfry, jako się któremu okazjonalnie obstalunek duży trafił, luboż za zdarzeniami extraordynaryjnemi (koronacyja czy pogrzeb królewski) się ciżby niemałej spodziewano...

26 komentarzy:

  1. Dzięki Waćpanowemu postowi znalazłam się w powieści "Historia żółtej ciżemki" oraz dowiedziałam się, kim jest kichler, bo pierwszy raz widzę taki wyraz.
    Odniosę się do zdania: " krawcom nie lza było sukni futrem obszyć, boby kuśnierzowi zarobek odbierali". Przypomniało mi się, jak pewien Polak pracujący współcześnie w ogrodnictwie Niemca chciał naprawić mu zepsutą lodówkę, bo przecież większość Polaków to złote rączki. Na to usłyszał: "Zostaw, od tego jest Herr Schulz, który ma warsztat. Jeśli ja chcę, aby on u mnie kupował warzywa, to muszę mu dawać mój sprzęt do naprawy". I coś w tym jest. Często powtarzam to mojemu mężowi, któremu się wydaje, że potrafi wszystko naprawić, a guzik prawda.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Insza, że nasze złote rączki z drożyzny i biedy wyrosłe, bo iżbyśmy podobne temu Niemiaszkowi kalkulacyje czynić, zdałoby się nam i zarabiać po niemiecku, a nie naprawiać czasem i przysłowiowem sznurkiem na aby-aby, bo na części i fachowca nas nie stać...:(
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Prawdą jest, że nasi fachowcy za samą wiedzę, gdzie stuknąć młotkiem, winszują sobie ogromne pieniądze. Ale może sami jesteśmy winni, że nie dajemy zarobić owym fachowcom, tylko sami partaczymy.
      Gorąco pozdrawiam.

      Usuń
    3. Nie byłbym tego zwolennikiem by dawać każdemu, wieleż kto życzy sobie, jeno dla tej przyczyny, że życzy... Tego winien weryfikować rynek i basta... Tyle, że na rynku co groszem nie śmierdzi, każda kwota nadto się dużą płacącemu zdaje...:((
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. Zaintrygowały mnie te ruskie pasy, wpisałam w Google i wynalazłam taką stronę http://student.agh.edu.pl/~agniesz/Ubiory/Pasy/pasy%20ruskie/nowogrod/6526639TNS.jpg
      Niestety, nie chciało mi się tłumaczyć z języka rosyjskiego na polski. Wydaje mi się, że takie pasy miały specyficzne klamry ozdobne i nie tylko. Kawałek takiego pasa jest na rysunku 54.
      Serdecznie pozdrawiam wieczorową porą.

      Usuń
    5. Znam tejże paginy dzięki Vulpianowi Jegomości, niemniej za trud przez Waćpanią podjęty z serca dziękuję:) Mniemam jednak, że ruskie to nie było "rosyjskie" i mówimy nie o Nowogrodzie, Pskowie itd, tylko najpewniej o bliskiej Rusi, w najlepszym razie Kijowskiej, a jeszczeć najpewniej o Rusi rozumianej jako dzisiejsze Podkarpacie i kawałek Ukrainy, czyli dawne Grody Czerwieńskie. Tych pasów nie wolno było robić pasamonikom, zatem nie mogły być tkane czy z materiałów, natomiast musiały być dosyć bogate, co mi wynika z innego już kontekstu, gdzie o to szło, że ktoś coś wyłudził, powołując się na możność zastawu na swych rzekomych dobrach na Ukrainie, a jak zakonkludował zdarzenie opisujący, tych ruskich majętności to było na nim tyle, co ten właśnie "ruski pas". Stąd moje domniemanie, że ów pas musiał być bogaty...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Vulpian de Noulancourt8 października 2012 22:08

    Dzisiaj to spece od HR-u uważają, że skoro ktoś jest przybijaczem tyłków lewych, to nie sprawdzi się w żaden sposób jako przybijacz tyłków prawych. I tak razem z kapitalizmem zaimportowalismy sobie specyficzny rodzaj głupoty, hulający bezkarnie w głowach specjalistów od pozyskiwania kadr.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiam się nad tem, azaliż to jeszcze fordyzm, czy też już fordyzm na głowie postawiony... Onemu przecie szło o to, by tak taśmy dzielić, by swego wycinka największa nawet jołopa obsłużyć umiała. Tem zaś czasem taśmy dzisiejsze tak mechaniką i elektroniką naszpikowane, że owi nawet i nie jacy szczególni idioci, jeno ludzie, którym wszelka nauka ciężką, tego już nie ogarniają i uwiększają grono odrzuconych. Niedawnem czasem żem pewnego amerykańskiego filmu baczył, gdziem pomiarkował, że jeszczeć w sześćdziesiątych latach był takim azyl jako pompiarzy na benzynowych stancyjach. Mechanizacyja i automatyzacyja powszechna, nibyż koszta zniżając, wyrugowała ich i z tego, podobnie jak i z ulic zamiatania i pewnie jeszcze z dziesiątków profesyj inszych... I cóż nam to dało? Stanowiska pracy sztucznie dla nich dziś czynione, z państwowego funduszu płacone i jeszcze kroplą w morzu będące... A benzyna i tak droga...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Zda się, że nawet kolejarze biorą z nich dziś przykład, bo jednym pociągiem spółek zarządza ze dwadzieścia. Jedna od przewozów regionalnych, inna od trakcji, jeszcze inna od szyn, jeszcze inna od dalekobieżnych, inna ma pod pieczą szlabany, jeszcze inna zwiaduje dworcem...
    Niemal jakoż u "Elity": jedna spółka od szyny lewej, a insza od prawej i to jeno w jedną stronę, bo z powrotem to już dwie inne spółki.
    Kłaniam WMści :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co się czas jaki sprawdzało w strukturach niemal endemicznych, jako grody średniowieczne, nie znaczy, że się ma sprawdzać w społecznościach otwartych i świata ciekawych, gdzie chcącemu jednem nieledwie kliknięciem możność kupić czegobądź zachcianego, co dziś na drugim krańcu świata leży i kupca czeka... A absurda wszelkie, zda się, jeno u nas i u Moskali wtórych arcydługiego mają żywota...:((
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Ujrzawszy thema, pomyśłżem zrazu o ludziach Kiepskiego pokroju, tudzież o grzechu głównem nieumiarkowania w piciu tyczącym ;)))

    Z tego, co Waszeć pisze wynika, iże rozbuchany kapitalizm już i w czasach dawniejszych cależ nieźle się miał, jeno samej nazwy na owe zjawisko nie znano :)

    Kłaniam niziutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakiż on tam zaraz rozbuchany?:) Ciżem par ze dwie do dnia wyrobić? I cóż to tego kapitału? Tyle co w skrzyni u majstra? Prawdziwie dopokąd banki nie nastały, trudnoż o kapitaliźmie prawić...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Mam wrażenie, że obecnie sztukę mnożenia specjalności przed dzielenie włosa na czworo do perfekcji opanowali lekarze: specjalista od trzeciego kręgu szyjnego nie jest w stanie ogarnąć, a tym bardziej pomóc w kwestii bólu kręgu siódmego, z którym powiązane jest cierpnięcie obojczyka i ręki :-(

    notaria

    OdpowiedzUsuń
  6. ... mięśni obojczykowych i ramienia oraz ręki ... skrót myślowy

    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przydawszy k'temu, że owi i do perfekcyi wtórą opanowali zasadę, iże ręka rękę myje i nie uczynisz nic jednemu, dopokąd go insi wspierać będą, chociaby go za durnia i ladaco mięli, jestże to sekta ercyniebezpieczna, bo zdrowie nas wszytkich w ręku mająca...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Wspomniałeś Wachmistrzu o pasamonikach.... no i przypomniała mi się krakowska Baszta Pasamoników.
    I oczywiście zatęskniłam za Krakowem.
    Ślę pozdrowienia serdeczne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tęsknocie zaradzić łacno: starczy przyjechać:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Żeby jeszcze Wachmistrz na mnie pod tą Basztą Pasamoników czekał... to jeszcze dziś bym przyjechała...:-))

      Usuń
    3. Dziś to Wachmistrzowi wyjechać pora, ale za dzień czy dwa? Czemuż nie?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. I tak mnie Wachmistrz wystawi do wiatru pod tą basztą...:-))
      Już kiedyś mnie jeden asystent przy Collegium Maius tak wystawił/ ze 100 lat temu/.

      Usuń
    5. A czemżem to ja sobie na reputacyję tak zacną zasłużył, hę?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    6. Na zasadzie analogii to działa...
      :-)

      Usuń
    7. Obawiam się, że raczej nie działa... Analogie są może i dobre w logice, ale nie jeśli o żywych ludzi rzecz idzie...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Inne prawa, inne obyczaje, no cóż, czasy się zmieniają, szkoda, że o naszych nie będzie się tak miło wspominać, bo zasady mniej uczciwe dzisiaj panują.Paczucha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Szwejk powiadał: nigdy nie ma tak źle, żeby nie mogło być jeszcze gorzej... Oby tych naszych czasów kto z rozczuleniem kiedy nie wspominał, jako wzoru praworządności, przyzwoitości i uczciwości...:((
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)