Blog staropolski. Różności historyczne, facecje i refleksyje, spominki i przypowieści oraz czasem i komentarze rzeczywistości dzisiejszej...
29 września, 2012
O animozyjach piechocińsko-ułańskich...
W Roku Pańskim 1938 wpodle Kamienia Pomorskiego manewry doroczne odprawowano i gdy do mieściny pewnej zawitał 16 Pułk Ułanów Wielkopolskich, ułani ze zgrozą się wywiedzieli, że przed ich nadejściem proboszcz miejscowy napominał z ambony matki tameczne, by cór swych strzegły, bo ułany nadchodzą... a oni, jak rzekł "od piechoty stokroć gorsi".
Domniemywać mi, cóż proboszczunio mógł mieć na myszli...zapewne skuteczność starań wielekroć większą:))), przecie wysłowił się tak niefortunnie, w jeden z najczulszych u ułana każdego punktów trafiając, że nie dziwota, że wrychle u xiędza dobrodzieja deputacyja ułańska stanęła, kategorycznie przeprosin się domagając... Oj, szczęśny ów klecha, że person duchownych wyzywać nie można było, bo niechybnie by miał najmniej kilkunastu adwersarzy gotowych na udeptanej z niem stanąć. I tak trza było bardziej krewkich mitygować, bo nie bacząc na godność stanu duchownego, rwali się przecie by xiężynie chocia gęby obić...
Z dawna wiadomo, że ród kawaleryjski ze szlacheckiego się wiodąc, piechotę co się z włościan zawżdy wywodziła, w pogardzie miał. Zdałoby się, że ów "kastowy" niejako podział, wiekiem dwudziestem już anachronizmem czystej wody, przecie nadal każdy ułan, szaser czy szwoleżer miał się za nierównie lepszego od "zająca", chociaby to ów "zając" był herbowy, a kawalerzysta pierwszego konia w żywocie swojem oporządzał nie pod siodło, a do ojcowego pługa... Mało co tak kawalerzystów wszelkich drażniło, jak to, że oficyjerom piechocińskim takoż konie przysługiwały. Z powagą, godną doprawdy lepszej sprawy, kawalerzyści Międzywojnia zabiegali o odnowienie przepisu, co w carskiej Rossyi od Piotra I funkcyonował, że oficyjerowie piechoty koszary kawaleryjskie mijając, oblig mieli z konia zsiąść i prowadzić onegoż za uzdę, poza granicę "zza której trąbek jazdy nie słychać":))
Bez liku by złośliwostek wyliczać... starczy żurawiejka jedna:
"Kto na konia siada z płota?
Oficyjer? Nie: piechota!":))
Miałoż to niby być dla piechocińców wytykiem, że jeżdżą niczem worek kartofli na siodle przytroczony, podczas gdy "czubek nosa, czubek kolan i czubek buta jeźdźca powinny stanowić linię idealnie prostą i wertykalną".
W mieścinie jednej, w sklepiku jakiego starozakonnego, rotmistrz pewien jakich sprawunków czyniąc, tak sie zeźlił, gdy go Żydowin "kapitanem" tytułował, że onegoż zrugał straszliwie, a na przeprosiny i dopytywania (przy manifestacyjnym przeliczaniu na nowo gwiazdek:), po czym ów kupiec miałby poznać, że trzygwiazdkowy* oficyjer nie jest kapitanem, usłyszał, że po inteligencji z twarzy bijącej...
W nocie poświęconej 7 Pułkowi Ułanów Lubelskich żem pisał o wachmistrzu tegoż pułku, co z berlingowcami był wrócił ze wschodu, lat niemało po wojnie służąc, się i stopnia pułkownika dosłużył w Ludowym już Wojsku Polskim, a przecie na grobie kazał ryć sobie jeno "Wachmistrz 7 Pułku Ułanów Lubelskich" za nic widno mając wszytkie późniejsze honory...
Różnie nam dziś na to baczyć... niektórym to przykre, niektórym za dowód jakiej wody sodowej do łba idącej... mnie zasię po dziś dzień wiedzieć, że "nie masz pana nad ułana!":))
A co się naszego proboszcza z Pomorza tyczy, to pułk się przeprosin nie doczekawszy, wzgardził gościną w tejże mieścinie, uznając, że w polu spać lepiej i w lesie, niźli w tak niemiłej być gościnie. Próżno ziemianie miejscowi, wójt a i później wicestarosta do ułanów z mediacyją jeździli; zaparły się ułany i już! Plebanowi zasię, do wojny samej, społeczność miejscowa wytyków czyniła, że ich odezwaniem niebacznem w ułańskich oczach tak spostponował...
_______________
* przedwojenny kapitan i rotmistrz, dziś gdy chorążowie z jedną gwiazdką są liczeni do oficerów, kapitan nosi cztery gwiazdki
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A powinni być swemu proboszczowi wdzięczni: córek nie trzeba było aż tak bardzo pilnować.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zapewne, Vulpianie, zazdrość też grała u proboszcza jakąś rolę i chęć zatrzymania stadka dla siebie... Jak tam cykady? Pozdrawiam.
UsuńAboż to nie wiadomo, że frukt zakazany najsmaczniejszy? I pytał kto te panny, czy tak pilnowane być chciały?:)
UsuńKłaniam nisko:)
Do: Sir Absurd
UsuńLe Polonais passe par tout - nawet cykady nam nie przeszkodziły, choć darły się zaiste koncertowo.
Pozdrawiam
A z Wachmistrza to ułan najprawdziwszy czy taki in spe raczej.....?
OdpowiedzUsuń:-)
Stokrotko, przepraszam Cię za niepodjęcie dyskusji przy poprzednim wpisie, ale po prostu Twój wpis uszedł mojej uwadze, a nie było to bynajmniej jakiekolwiek lekce sobie ważenie. Nie lubię wpisów pod konkretnym komentarzem, jak u Wachmistrza czy Logosa, bo ja nie mogę śledzić rozmowy, ciągle muszę przeglądać całą dyskusję. Wolę taki układ jak u mnie, kolejne wpisy są ułożone w kolejności wlepiania. Wybacz.
UsuńDziś prawdziwych ułanów już nie ma, jeno amatorzy co się przebierają w mundury z epoki i ćwiczą pospołou z inszymi zapaleńcami, stąd i pułk niemal każdy doczekał się kontynuatorów-grup rekonstrukcyjnych, co w jego mundurach jeżdżą... Gdybym był młodszy, może i ja bym się bawił, a tak daremne marzenia:) Ale konika utrzymujemy, choć dziś to już Wachmistrzówna raczej tradycyj podtrzymuje familijnych, mnie by trza z szacunku dla konia najprzód najmniej jakie trzydzieści kilo zrzucić...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Za dużo tych kilogramów Wachmistrzu nie zrzucaj, bo będziesz potem musiał jakiegoś.... Rosynanta szukać...
Usuń:-)
A któż mówi, że zamierzam?:) Ludzie dzielą się na szczęśliwych i odchudzających się...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Jednakowoż o ułanach różne różniste wieści krążyły od zawdy... Przeto klecha może nie bez kozery białogłowy przestrzegał! Wszak ,,niejedna panienka, i niejedna wdowa za wami, ułani, polecieć gotowa''...
OdpowiedzUsuńGorzej, że i mężatki:) ("nie ma takiej wioski, ani takiej chatki, gdzie by nie kochały ułanów mężatki"). Tyle, że ta piosnka rodziła się jako cokolwiek reklamowo-werbunkowa, to i dowierzać jej zanadto nie potrzeba...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Bardzo ciekawy kawałek hitoryi...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Przyjemność cała po mojej jest stronie:)
UsuńKłaniam nisko:)
No proszę... Głupota jest konną formacją, a przecie koń musiał być mądry, skoro tyle znamienitych na polach bitew odniósł wiktoryj ! Exemplum - koń dragona Kowalskiego Rocha...Wszelako..."Dziwny jest ten świat"... POZDRAWIAM z siodła.... roweru.
OdpowiedzUsuńDlaczegóżby głupota jeno przy konnych być miała? Nie pojmuję tego... Jest proverbium iszpańskie: "Strzeż się byka z przodu, konia z tyłu, a głupoty ludzkiej ze wszystkich stron!"
UsuńKłaniam nisko:)
Witaj
OdpowiedzUsuńDziękuję za mądrą opowieść :)
Chłopaczku- wszystkiego naj...dziś i zawsze :)
Pięknie pozdrawiam :)
Hmmm... chłopaczku? Nie wiem, czem żem sobie na tąż konfidencję zasłużył, choć wierę, że owa życzliwością dyktowana... A czasów, gdym chłopięciem był, to już i nie bardzo pamiętam, tak to dawno było...
UsuńKłaniam nisko:)
A Rosjanie w carskim wojsku mieli sztabskapitana
OdpowiedzUsuńTo nie takie jest proste, Torlinie... W armiach świata bywały (i bywają) stopnie "sztabowe", w rodzaju sierżanta czy chorążego sztabowego i zazwyczaj się to wiodło z chęci utrzymania przy armii żołnierzy wysłużonych, których wiedzy, experiencyi, a czasem i autorytetu armii żal było tracić, tandem wynajdywano im jakich przy sztabie synekur, czyliż to w ochronie, czyli też jako kurierów luboż w jeszcze inszej formie. Z czasem to już ze sztabem nic pospólnego nie miało, ale zawsze służyć to miało nagrodzeniu szczególnie doświadczonych i zasłużonych, czasem był to wręcz obyczaj, że odchodzącego tak honorowano, by emerytury miał wyższej. Zawsze jednak był to stopień od zwykłego sierżanta czy chorążego WYŻSZY i w tem rozumieniu nawet i u nas go nieboszczka Peerelka wprowadziła (lata 1967-2004, przetrwały te stopnie jeno w policji i Straży Granicznej), pragnąc kadry zawodowej, z reżimem powiązanej uwiększyć. Tym ci czasem rosyjski sztabskapitan był stopniem od kapitana NIŻSZYM i czymś pośrednim pomiędzy porucznikiem a kapitanem. Że owi znów majora nie znali, niemałego znaczenia w wojsku rosyjskim nabierało tzw. starszeństwo, czyli data tegoż stopnia otrzymania. I tak sztabskapitana, co się tej rangi dosłużył, powiedzmy w 1917 roku, zwykle się za porucznika wciąż uważało, choć sztabskapitana z nominacji np.1912, Wojsko Polskie weryfikowało na ogół jako kapitana pełnego, a podobnie starego kapitana - jako majora... Owe carskie stopnie niejednych naszym weryfkującym przyczyniały zresztą turbacyj. Pisał o tem Romeyko w "Przed i po maju":"(...) w armii rosyjskiej nie było stopnia majora (zlikwidowano go w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia [XIX wieku]), a w gwardii nie było stopnia podpułkownika (kapitan od razu awansował do stopnia pełnego pułkownika – dowódcy batalionu, pułkiem gwardii bowiem dowodził generał). Jak więc należało potraktować sztabskapitanów? „Degradować” ich do stopnia porucznika czy też przyznać im wyższy stopień, kapitana? Jak należało ustosunkować się do stopnia kapitana gwardii? Uznać stopień kapitana czy majora?"
UsuńKłaniam nisko:)
Ech te carskie prawa, co przepis to wesołość
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Fakt, ten Piotrowy ukaz o tem jak ma wyglądać podwładny przed obliczem przełożonego również do mych faworytnych należy...:)
UsuńKłaniam nisko:)