By tego spomnianego w jednej z not poprzednich węgla
kuźnik mógł w swój piec kłaść, musiał go przódzi uszykować
fachowiec inszy, którego w bliższych już nam czasach smolarzem
zwano, dla tej najwięcej przyczyny, że w tem procesie, okrom węgla
drzewnego pozyskiwano i smoły, której jeśli z brzozowego, czy
bukowego pozyskiwano drzewa, powszechnie potem dziegciem zwano. A
bez dziegciu żaden medykus sobie wystawić nie umiał jakże też
można skórnych leczyć przypadłości.* Koniarzom na cóż dziegieć
przydatny tłomaczyć nie muszę, inszym niechaj starczy, że nie
sposób kopyt bez dziegciu należycie pielęgnować. Wszystkich
dziegciu zastosowań wyliczyć nie sposób, bo to i wozu nie
najdziesz w całej Rzeczypospolitej, ni kolaski, co by bez dziegciu
się obeszła... Takoż beczułki doszczelnienia wymagającej, toż
samo ze szkutami wszelkiemi i korabiami, nareście płótnisk
wszelkich od żagli, po pokrycia wozów nie miałżeś czem od wody
impregnować lepiej jak dziegciem właśnie!
W Rzeczypospolitej rzekłem? A po cóż
tak skromnie? W Europie całej! Toż przecie dziegieć naszem był,
okrom zboża, najgłówniejszem artykułem eksportowem przez trzy
stulecia najmarniej! Jeno, że jakośmy już rzekli dziegieć z kory
szczególnej się czyniło, zaś na węgiel już i nie wydziwiano nad
miarę, byle liściaste było... I tuż właśnie różnica
największa pomiędzy smolarzem właściwym, a fachowcem, co węgla
czynił, a którego najczęściej zwano węglarzem, zasię onegoż
warsztatu "mielerzem"...
W
Italijej odległej, gdzie węglarzów carbonarami zwali, częstokroć
się z niemi kamracili rebelizanci rozmaici, a to temuż że węglarze
mieli swego rytu sekretnego, który spiskowcom nader w gusta
utrafił... Aleć i u nas węglarze, głęboko po lasach siedzący, z
dala od władzy wszelakiej, nierzadko w swych szałasach różnych
chowali, co to ich starościńskie ścigały dekreta...
Ale węglarska profesyja nie jedyna
się ludziom zdała sekretami bogata. Kowalstwo od zarania dziejów
miało w sobie cosi magicznego, gdzie niemal na oczach ludzi
zadumionych z jakiej bryły nieforemnej, w ogniu, huku młotów i
miechów westchnieniach rodziło się co przydatnego i człekowi
przyjaznego... Jakże mieli o tem myśleć ludzie prości,
jak nie że to jakie magiczne sprawki? Toć już przemianę ziarna
zasianego w zboże miano za jakowe misterium, a cóż dopiero rzec, o
czem, co tyleż nie wymagało czasu, deszczów i zdało się, że
jeno od mocy i woli człeka wtajemniczonego zależy... I jeszczeć
przy tem owo ustawiczne obcowanie z ogniem, w którem człek od
prawieków wyczuwał jakową magię i czarodziejstwo. Stąd i fach
kowalski w wielgiem był przez stulecia poważaniu i nie przypadkiem
kapłańskiemu był bliski! Na dawnej Rusi kowale mieli prawo
ślubów dawać, toż samo w Szkocyi całkiem jeszczeć i niedawnem
czasem, bo jakie dwa wieki temu!
Aliści kowal nam najpowszechniej
znany jeno końcem był tegoż procesu... Ów mało kiedy sam sobie
topił stali, najczęściej nabywał od kuźników luboż jakich
wędrownych handlarzy całych brył ciastowatego żelaza, jeszczeć z
przydomieszkami jakiego żużla i już w swojej kuźni tegoż
oczyszczał, przetapiał i na sprzęty i utensylia wieśniakom
przydatne formował... Kuźnik zatem był dlań jakoby hurtownikiem,
co surowca dostarczał, w detaliczne subtelności produktu końcowego
mało kiedy wchodząc... Ale bez niego by się nic nie narodziło...
I jeszcze jedna różnica między
kuźnikiem a kowalem... Ten drugi młotami operował najwięcej
ręcznemi, z rzadka największej używając "baby", co na
jakiej konstrukcyi przemyślnej pasów i dźwigni była podnoszoną i
opuszczaną, ale też i mało kiedy inaczej jak ręcznie... Kuźnikowi
więcej potrzebna była moc, niźli precyzja, temuż i chyżo sił
swych wspomożenia szukał... Znalazł go w rzekach i stawach, gdzie
jeno jeśli nurt nie dość wartki i mocny, wód spiętrzyć
starczyło, a stawidło odemknąwszy nurt puścić na koło,
młyńskiemu podobne, by na konstrukcyi mimośrodu przyszłego
poniekąd i będąc jaskółką, młota unosiła i biła z siłą
wielokroć potężniejszą, niźli bodaj i najtęższego osiłka...
Ano i tegoż młotu, co wielekroć
mógł być od "bab" cięższym i większym, a
częstością bicia jeno ilość i gęstość zębów na tem
środkowem elemencie rządziła, powszechnie po Europie zwano
"polakiem"! Taż bowiem konstrukcyja od nas się
właśnie upowszechniła, widomy dowód czyniąc rodzimych tutaj
zdolności i możności!
Trudno rzec, czy to cystersi tegoż
obmyśleli wynalazku, choć niechybnie to im zawdzięczać należy
koncept napędu wodnego. Niechybnie najpierwsze cysterskie kuźnice
wpodle Wąchocka jednak już takiego właśnie miały kształtu. Po
dziś dzień w
Oliwie pod Gdańskiem obaczyć można takiej pocysterskiej kuźni,
co dedykuję tym, co tam jeno organy słynne w katedrze tamecznej
jeżdżą odglądać... A tych, co im się krajobrazy nasze
wiejskie jeno zbożem i wierzbami kraszone być zdają, upewniam, że
kuźnic takich było w Polszcze, choć już i nie cysterskich, setki.
Aleć o tem to już w nocie popiszem następnej...
________________
* I dziś jeszcze to zda się specyfik przy łuszczycy pryncypalny...
* I dziś jeszcze to zda się specyfik przy łuszczycy pryncypalny...
Dzień dobry, Panie Wachmistrzu. Ja całkowicie niemerytorycznie, jak Pan widzi, ale ujrzawszy Pana pośród tej szarości (milszej moim czopkom i pręcikom, nie ukrywam, a jeszcze w zestawieniu z bielą, czernią i czerwienią)tylko się mogę przywitać najuprzejmiej w niedzielne przedpołudnie.
OdpowiedzUsuńI ja witam, choć cokolwiek późniejszą już porą... Względem wystroju nowego zdania są podzielone, przecie znam ja, że wszytkim dogodzić nie sposób, a i mnie pewne barw zestawienia są nader niedogodnemi...
UsuńKłaniam nisko:)
Czytając ową notę, niemalże na własne uszy słyszę huk młotów kowalskich...na własne prawie-że oczy widzę skry sypiące się za każdym uderzeniem... Zaiste, jest w tej profesji cosi magicznego :)
OdpowiedzUsuńZali owy dziegieć, o którym Waszmość prawisz, jest tożsamy z tym, którego łyżkę wszytcy zawżdy w powiedzeniu do beczki miodu dodają? :)
Kłaniam nisko!!
Onże sam...:) We smaku bowiem to bliższe będzie jakiemu umięszaniu smoły z terpentyną, a że beczki tem uszczelniano, tedy trza było tego nader roztropnie czynić i nie szafować dziegciem nad miarę, właśnie na to, by zawartości przyszłej nie spsować...
UsuńKłaniam nisko:)
Pamiętam że dziegciu używali moi rodzice do odkażania beczek. Nie wiem czy dobrze pamiętam. W Bieszczadach widziałam piece do wypalania węgla , podobne do tych z Pańskiej fotografii.pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńZapewne dobrze, bo temuż celowi, jako i uszczelnianiu onych służył dziegieć od wieków. Miło wiedzieć, że się tego jeszcze cależ nie tak dawno praktykowało...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Z odległości wszystko inaczej wygląda... Oliwa już od dawna jest dzielnicą Gdańska, a kuźnię łatwo znaleźć na zoo się kierując, a na rondzie ostatnim jeszcze bardziej w lewo skręcając, zamiast tylko trochę w lewo jechać. Tuż obok działka nasza, gdzie próbujemy topinambury hodować.
OdpowiedzUsuńOkolica malaryczna, pełna stawów, często przez dziki nawiedzana, ostoją jakiegoś bydlątka płazowatego była, aż przyszedł kapitalista, oczerety wyciął, toń uregulował i cywilizacją zapachniało.
Pozdrawiam
Ujęła mnie za serce możliwość pojechania gdzieś bardziej w lewo, niż tylko w lewo...:) Zaraz mi się przywódca "czarnych sotni" rosyjskich przypomniał, Puryszkiewicz, co w Dumie wołał: "Prawieje nas tolko stiena!":)
UsuńKłaniam nisko:)
Ale się pozmieniało!... Mnie się podoba, a raczej moim oczom. Kuźni takiej specjalistycznej to ja nie znam, ale we wsi z dzieciństwa pamiętam, że była normalna wiejska kuźnia, pamiętam jeszcze jak konie podkuwano. Ale od lat już jest nieczynna, zlikwidowana.
OdpowiedzUsuńnotaria
Ano właśnie... Ale że się nam jeździectwo przepięknie odradza i kowali coraz więcej potrzeba, to jest może i jaka tu na renesans nadzieja...?:)
UsuńKłaniam nisko:)
Pokłony niskie i potwierdzam, w Oliwie jest kużnia./Oliwa to dzielnica Gdańska/ Nie lubię Gdańska /wyłączając z tego nielubienia starówę/, oprócz Oliwy właśnie, która to jest uroczą dzielnicą.
OdpowiedzUsuńCiii... bo jak Vulpian usłyszy, że WMpani Gdańska nie lubisz, to się oba będziem mieć z pyszna...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Wszelki duch ... Okazuje się, że na stare lata wzrok mi się polepszył, bo czytam Waszmości blog bez lupy i bez oczopląsu, za co z serca dziękuję :-)
OdpowiedzUsuńKłaniam z zaścianka Loch Ness :-)
Prosił, prosił i wyprosił...:))
UsuńKłaniam nisko:)
Mamy działkę na wsi, nad mała rzeczką. Z rozmów z miejscowymi wynika, że na odcinku między Sobieska Wolą, a Piaskami Szlacheckimi było ok. 10 młynów wodnych zaporami, stawidłami i powiązanymi z nimi zespołami stawów rybnych. Resztki stawów i urządzeń wodnych można jeszcze tu i ówdzie zauważyć. Z tych wszystkich zapór i młynów pozostał JEDEN, a i to nieczynny. Właściciele usiłowali przekształcić go w elektrownię, ale okazuje się, że żeby dostarczyć prąd do młyna to warunki są, ale żeby go odebrać, to nie ma i raczej nie będzie, a turbina na tym spiętrzeniu mogłaby oświetlić całą gminę, przez cała dobę.
OdpowiedzUsuńZa to w trzech miejscach miejscowi wynalazcy skonstruowali koła wodne podsiębierne, z czerpakami, na nurcie i używają ich do przelewania wody do stawków powyżej poziomu rzeczki. Takie coś jak urządzenia do nawadniania w starożytnym Egipcie, napędzane płynąca wodą. Moi sąsiedzi wpadli w zachwyt nad pomysłowością i taniością owych wynalazków - samo działa i nie trzeba płacić za prąd, w dodatku pożyteczne i woda się za darmo leje. Ja ze swej strony wiem, że na zwężeniach nurtu w tych miejscach dno się wypłukuje i woda szybciej natlenia, a przed tymi zwężeniami osadzają się drobne osady i odrobinę poziom wody rośnie, powodując większą bioróżnorodność w środowisku. Świadczą o tym częściej występujące zimorodki i rozmnażające się pstrągi potokowe. I tak patrzyłem na te amatorskie i hobbystyczne zapędy miejscowych nawiedzonych, ciesząc się z postępu, aż porozmawiałem sobie niechcący z Inspektorem do spraw czegoś tam, zajmującym się urządzeniami hydrotechnicznymi w Urzędzie. Otóż to wszystko jest samowola i nielegalne! Po dawnych urządzeniach nie ma dla odmiany nawet śladu w dokumentacji wodnej i żeby je odtworzyć, to marzenie ściętej głowy. Na nowe nie ma co liczyć, to równie mało prawdopodobne jak i rekonstrukcja starych. Pozostała jedna zapora i nieczynny młyn, który zresztą też pewnie z czasem się zawali, bo komu potrzebny budynek który do niczego nie służy?
I tak doszedłem do wniosku, że jeżeli chodzi o poziom urządzeń hydrotechnicznych to cofnęliśmy się do wczesnego średniowiecza i kół podsiębiernych, bo późniejsze to już były dużo nowocześniejsze i nasiębierne. A i tego by nie było, gdyby nie łamanie prawa.
A tu ta rzeczka
Kneziu, jest to temat do dłuższej analizy, aliści ja bym tu trzech widział najwięcej tegoż nieszczęścia składowych: primo - dążności urzędniczej do omnipotencji już dziś do tego absurdu przywiedzionej, że iżbym ja chciał na własnej ziemi, za własne pieniądze, własnym staraniem własnego domu wystawić, muszę ja o pozwoleństwo urzędnika prosić, zamiast takiego kurwego syna w pysk wyciąć, by mi jeno za płot nogi się wstawić ośmielił...:((
UsuńSecundo - to dążność onegoż od energii monopolisty, co mu nie w smak drogi prąd od obcego kupować, tandem woli onemu szkodnym być, byle swego dopiąć...:((
Tertio - tradycyja niejaka rodzima nasza, w tem przykrem braku szacunku dla rzemiosła i przemysłu dawnego się przejawiająca... Ale rzecz jest głębszej natury, bo jako ujedziesz gdzie w Germanii czy we Francyjej na jakie zadupie, tam w jakiem gródku na ryneczku jako pomnik jaki uświadczysz, to najprędzej to będzie jaki tameczny, co kanału przekopał, młyna postawił, pierwszej manufaktury jakiej, a u nas? Jak nie jaki poeta ogólnonarodowy, to bodaj lokalny, co się w szynku miejscowem ze dwa razy uchlał, jeśli nie powstaniec jaki z tego czy inszego powstania...:((
Kłaniam nisko:)
Zacznę nie na temat, czyli o zmianach. Dołączam do osób chwalących zmianę szaty graficznej. ŁAŁ! :))) A jeśli chodzi o temat, to skojarzyło mi się z "kąpielą" Bohuna. :) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńPoruszyłaś moim zdanie ciekawy aspekt sprawy. Tak sobie zdałem sprawę, że my o Kozaczyźnie mówimy tylko w kontekście wojennym, a jak oni mieli dziegieć, to mieli również jakieś zręby przemysłu.
UsuńBóg Zapłać:) Rad jestem, że jest kto jeszcze, komu się to widzi udatnem:)
UsuńKłaniam nisko:)
Torlinie, pozornie rozumowanie prawidłowe...:) Ale zapominasz o kupcach, osobliwie ormiańskich, co niemal wszytkiego kozactwu przydatnego przywozili...
UsuńKłaniam nisko:)
Prawdziwy dziegieć widziałam w osadzie biskupińskiej, zaś o babce wiedziałam od mojego taty, który właśnie przy pomocy babki prostował kosę.
OdpowiedzUsuńW prawdziwej kuźni nigdy nie byłam, widziałam ją jedynie w filmach, np. Chłopach".
Serdecznie pozdrawiam.
Prawdziwego dziegciu po dziś dzień córa moja we stajni używa i proszę mi wierzyć: nie jest on jakiem ewenementem szczególnie do dostania trudnem....:)
UsuńKłaniam nisko:)
Nie mam pojęcia, do czego miałby mi służyć dziegieć i nawet nie mam pojęcia, gdzie można go dostać. Ciekawa jestem, czy w sklepie niedaleko mojego domu, który sprzedaje wszelkie produkty dla jeźdźców, jest dziegieć.
UsuńPozdrawiam serdecznie.
I lepiej żebyś WMPani go pożytkować nie miała potrzeby, bo dziś to najprędzej się go zdrowotnie używa, dla jakich skórnych przypadłości, od łuszczycy poczynając... Co się sklepu jeździeckiego tyczy, tom niemal pewnym, że mieć go będą, luboż sprowadzenie rychło zadeklarują:)
UsuńKłaniam nisko:)
Muszę upomnieć się Wachmistrzu o jeszcze jeden przemysł. Szklarski. Najpierw szli drwale i kurzacy, jedni wycinali drzewa, drudzy w mielerzach wypalali węgiel drzewny, ponieważ miał relatywnie wysoką wartość kaloryczną i nadawał się do wytopu nie tylko rud, ale i szkła. Produkowano wtedy tzw. szkło leśne, silnie zanieczyszczone, o zielonym zabarwieniu.
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedna uwaga, producenci szkła bardziej wytrzebili lasy niż wytapiacze rud, gdyż ci byli silnie związani z terenem występowania minerałów (kopalniami, szybami), tymczasem szklarze piaski szklarskie mieli wszędzie, były one powszechnie występujące.
Tyle, że zbyt na produkta kowalskie był wielekroć większym, tandem mniemam, że i produkcyja w tonach wyrobu liczona się nawet porównać nie da... Zatem generalnie żeś praw, że się o szklarzów przypomnienie upominasz, aliści nie zdaje mi się, by ta produkcyja w rzeczy samej lasy więcej trzebiła. Obacz zresztą na pismiennictwo ówcześne, gdzie na kuźników i smolarzy wszytcy wyrzekają, a o szklarzach mało kto się zająknie...
UsuńKłaniam nisko:)
Miałam możliwość kuć żelazo póki gorące i choć siły oraz zręczności wymagało, to była to zabawna lekcja :)Z tego co pamiętam ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Z pewnością lekcja niebanalna:) I pełen podziwu jestem dla tego, kto jej WMPani zaordynował:)
UsuńKłaniam nisko:)
Wcale tekstu nie czytałam, bo tak się na Wachmistrza zapatrzyłam.... i wczoraj i dziś i pewnie juz teraz zawsze będę patrzeć. A intrygującemu Wachmistrzowi to się nawet i tekst tak mało "kobiecy" wybacza. Bo nie wyobrażam sobie jednak żeby jakaś kobieta kiedykolwiek w kużni pracowała.
OdpowiedzUsuńChociaż jakaś "baba" się tam zaplątała:-)))
Przypomniało mi się, że kiedyś eksportowałam węgiel drzewny... to taki tylko wtręcik...
Tło bloga też bardziej przyjazne...
Pozdrawiam bladym świtem majowym :-)
O wiele dawne familijne spominki pamiętam, to w hucie Zawadzkie na kuźni w latach czterdziestych jaka pracowała niewiasta na kuźni jako młota operator, co posłynęła niebywałą precyzją i delikatnością w obkuwaniu jakich detali drobnych... Ponoć popisywała się zamykając dwutonowym młotem koperty zegarkom kieszonkowym na kowadle kładzionym...:) A ten węgiel to choć opłacalnym był?:)
UsuńKłaniam nisko:)
To faktycznie była niesamowita ta niewiasta. Ale pewnie mimo wszystko wszystkie chłopy się jej bały.:-)))
UsuńA jeśli chodzi o ten eksport to był to taki dodatkowy/uboczny towar przy eksporcie węgla aktywowanego, produkowanego w Zakładach w Hajnówce. Eksport był opłacalny /musiały być najpierw porządne kalkulacje przeprowadzane/, ale potem zakład ten w związku ze zmianami własnościowymi i zmianami w profilu produkcyjnym - upadł całkowicie. To znaczy lody tam pewnie teraz robią. Albo biustonosze. :-)))
P.S. Jak to dobrze, że nic Wachmistrzowi nie dzwoni i nie budzi jak ja tak raniutko piszę.
Pozdrawiam
Jak to nie dzwoni? A Zygmunt to co? I co ja niby w związku z tym robię o tej porze?:)
UsuńKłaniam nisko:)
Różne rzeczy ludzie robią o tej porze :-)))
UsuńPrzeróżne...:) Ale my akuratnie na przyzbie siedzimy i wypatrujemy, czy nie nadlatuje komentarz ze stolycy:))
UsuńKłaniam nisko:)
W mieście moim na szczęście, lub nieszczęście, znajduje się spora kuźnia. Szczęście, bo pracę daje. Nieszczęście, bo gdy trzecią zmianę wprowadza, noc całą regularne, jako w chronometrze, hałasowanie urządza, w całem mieście słyszalne.
OdpowiedzUsuńZ dziegciem tylem jeno miał do czynienia, co dach altanki papą przyszło mi kryć, stąd i na rękach i nogach poparzenia mi się pojawiły.
To w rzeczy samej dyskomfort niemały, przecie jeśli trzecia zmiana konieczną, widno zapotrzebowanie na kowalskie wyroby jest ponad zwykłą miarę... Przyznam teraz, że nie pomiarkowałem zali żeś, WMość, owego dziegciu do oparzeń leczenia pożytkował, czyli też przeciwnie: za jego to sprawą do nich przyszło?
UsuńKłaniam nisko:)
Za czasów mojej młodości jeszcze kuźni był dostatek. Pamiętam parę wizyt w takiej kuźni. Rzeczywiście było w tym coś z magii. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOkrom Dymarek Świętokrzyskich każdy mniejszy czy większy skansen kuźni własnej mieć się stara... I bywa, jak w Muzeum Wsi Kieleckiej, że tam pokazy na żywo czynią, tejże aury poniekąd odtwarzając...
UsuńKłaniam nisko:)