15 maja, 2020

O koronowskich ablucyjach...

  Roku Pańskiego 1410 wziął był król Władysław skrzyknął rycerstwo koronne jako i brata swego Witołda drużynników, pomniejszych hufców już i nie rachując, zaczem był na Krzyżaka pociągnął. Wszytkim nam dobrze znana grunwaldzka batalija, w której krzyżackiemu gadu zda się ów krzyż przetrącono… wszytkim też i wiada, że chocia my w polu fortunni, tako w oblężniczych dziełach mało zdolni, cierpliwego murów kruszenia, a załóg oblężonych głodem morzenia nienawykli, przez co bestyja krzyżowa uchować się zdołała, długoż jeszcze nas snu i spokojności zbawiając… Mało komu jednako wiadamem, że w onej kampanijej trafiła się i insza batalia, której przebieg chocia czasom rycerskim cale nie dziwny, późniejszym potomnym tako dziwnem się widno zdał, że woleli o tem przemilczeć… Owoż pod Koronowem, wielgiej dziś nadobności grodem w zakolu wdzięcznej Brdy, chocia bardziej znanem dla okazałej tiurmy w pocysterskim klasztorze lokowanej, znowuż szczęsna Fortuna rycerzom naszym sprzyjając, utwierdziła wiktoryję grunwaldzką… Jednako nie o przewagach w boju pisać dziś pragnę, nie o męstwie herosów w żelazo zakutych, nie o szczęku oręża, krzyku ginących i jękach ranionych lubo tratowanych… nie… nie o tem, lecz o osobliwych bitwy onej przypadkach, które dla czasów nam spółczesnych zdają się być jako symbol jakowy, lubo metafora jaka… Chocia był ci to październik, skwaru niebiosa niemiłosierne nie poskąpiły żadnej ze stron. Konie upałem i bojem utrudzone ustawały, ludziom w onej duchocie ruch każdy, czynność najmniejsza nawet zdała się męką bez końca i jeśli co dziwno, to jeno, że w spiekocie niepomiernej, w której zda się uprzykrzonego muszydła człek by siły odpędzić nie znalazł, przecie do obiadu łbów cależ niemało narozwalano… W czas największego jednak skwaru wodzowie przez heroldów niejakiego armistycjum* ugodziwszy, nazad jedne i drugie chorągwie cofnęli, wytchnienia krzynę utrudzonym bojem i upałem udzielając… Ano i przydarzyło się, że w czas onej ciszy bitewnej, niepomału i jedni, i drudzy żelaza swego zbywszy, ku rzeczce się pokwapili ochłodzenia w rześkim nurcie szukając. A że armistycjum rzecz święta, to i w on czas ode mordu i pożogi uwolnieni, takoż jedni jako i drudzy nie przystąpili k’sobie ze złością lubo i nieprzyjaźnią jaką… Cale przeciwnie; ochoczo jedni drugim plecy chłodną wodą zlewali, śmiejąc się a dokazując jako to pacholikowie, co konie pławić przybieżeli… dopokąd wodzowie ich nie wywoławszy, wraz przeciw sobie w bój znów nie posłali… Co mnie nie dziwno w onej istoryjej, jako to że i nieraz później, chocia zda się rycerstwo wyginęło bezpowrotnie jako te gady jakie jurajskie… trefiło się i owszem nawet naszym „legunom” we wojnie światowej, naonczas jeszcze numeru nie mającej, w okopach swoich ugaszczać zabłąkanych za gorzałką cara poddanych, a znowuż imć Wharton cale pięknie opisował, jako w Ardenach z Niemiaszkami pospołu Wiliją świętowali**… 
   To ostatnie zdarzenie rzec by można, że było naśladowaniem zdarzeń z I wojny początków, gdy w wielu miejscach na zachodnim froncie doszło do spontanicznego fenomenu, szerzej znanego jako "bożonarodzeniowe zawieszenie broni".
_________________________

*armistycjum – z łac. zawieszenie broni

**W.Wharton „W księżycową jasną noc”

12 komentarzy:

  1. Zawsze mnie ciekawiło, jak walczyli ciężkozbrojni podczas upałów - nasze pochody Władysława Warneńczyka na Bałkanach, czy zmagania krzyżowców w Palestynie. A już szczególnie, jak bardzo musieli śmierdzieć konkwistadorzy w Ameryce Południowej, jeśli (przynajmniej na początku) w użyciu były pancerze?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to: jak walczyli? Z pełnią poświęcenia i Bogiem na ustach!:) A konkwistadorzy przypuszczam, że mieli wrodzoną odrazę do ablucyj, zaś wszelkie węże, aligatory i piranie zapewne ich odstręczały od tego jeszcze bardziej...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. W moich materiałach o tejże bitwie albo nie ma słowa, albo wzmianka typu -zwycięstwo pod Koronowem pospolitego ruszenia Wielkopolski, Kujaw i ziemi dobrzyńskiej nad posiłkami dla Zakonu ciągnącymi z Rzeszy.
    Na dodatek informuje się o pokoju toruńskim z 1 lutego 1411, zapominając, że 9 grudnia 1410 w Nieszawie ( a nie w Toruniu )  zawarto rozejm między Polską a Zakonem, obowiązujący od 1 lutego roku następnego. 
    Warto zapoznać się z pracą Sławomira Zonenberga  - Znaczenie bitwy pod Koronowem z 10 X 1410 w dziejopisarstwie polskim i pruskim XV-XVI , pokazującą, że określone polskie koła świadomie pomijały istnienie tejże bitwy. 
     Wiele interesujących ciekawostek  przekazuje też Tomasz Dziuba - Bitwa pod Koronowem - analiza taktyki polskiej (  https://www.bractwo.net.pl/koronowo.php  )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomijanie jej. lub zbywanie wzmiankami jest głęboko niesłuszne, bo zdecydowanie ugruntowała ona znaczenie zwycięstw poprzednich i złamała krzyżacką inicjatywę operacyjną. Choć nie zapobiegła utracie licznych zamków, wcześniej zdobytych lub poddanych bez walki, co zresztą słusznie podkreśla Imć Tomasz.
      Kłaniam nisko Waszmości, wielce za dopełnienie obligowany:)

      Usuń
  3. Jednak te ludzie to som dziwne...
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byli, com i bendom...:) Jak to ludzie...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Czyli że kąpiel łagodzi obyczaje?...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najpierw muszą się znaleźć tacy, u których jeszcze jest co łagodzić...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Mnie się widzi, że niesłusznie Wasze postawiłeś znak równości między tym, co działo się w XV wieku i wydarzeniami z początków XX. To jednak nie to samo. Żołnierze w okopach strzelali do siebie, bo ich do tego zmuszano, a żadnego sensu w tym wszystkim nie widzieli. Dlatego tak chętnie bratali się z wrogiem - bo ich wrogiem tak naprawdę była generalicja, która posyłała ich na bezsensowną śmierć, a nie ci po drugiej stronie, którzy cierpieli tak samo jak oni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nacjonalizmy, których obie światowe wojny zwieńczeniem były okrutnym, to do siebie mają, że nader są skutecznemi w kreowaniu wrogów prawdziwych, bądź urojonych. Dodatkiem sami Niemcy, arcybrutalnie w 1914 roku Belgię najeżdżając i pacyfikując, zasłużyli sobie na odium potępienia powszechnego i nawet z zapadłej prowincji jakiej walijskiej żołnierz brytyjski na front idący, znał że idzie "bić Hunów!", co cywilizacji zagrażają. Nawet rosyjscy chłopi, co się w końcu wojny przeciw władzy pobontowali, początkiem tej wojny cależ ochoczo stawali by "bronić matuszki Rossiji". To dopiero kolejne miesiące i lata beznadziejnych okopowych zmagań i szturmów będących de facto rzeziami nacierających poczęły tej optyki zmieniać.
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Znaczy, musiała być woda w rzece albo święto jakie, by rozum wypłynął na wierzch?
    Serdeczności zasyłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daleki byłbym od takiego wejrzenia... :) Było, nie było natenczas żeśmy krzyżackiego odpierali najazdu, tandem gdyby do bitwy w imię umiłowania pokoju nie stawać, znaczyło szmat kraju oddać na wyniszczenie, a ludzi w niewolę. A że w czas bitwy się umięli z honorem znaleźć, to i piękniej o nich świadczy...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)