01 lipca, 2016

Na rocznicę śmierci Wieniawy...:((

   Dziś noty nam mieć nie, jako zwyczajno o 11:11... jeno o dziewiątej porannej godzinie, boć to o niej właśnie 74 lata temu Bolesław Długoszowski żywota swego wolą własną się pozbawił:((... Treść zaś taż sama, co rok temu, bo nie o nowinki jakie tu, a o pamięć idzie, chyba że Lectorom Nowym spominki z żywota Onegoż byłoby poczytać miło z cyklu, któregom ongi idolowi memu poświęcił  (IIIIIIIVVVI), luboż  wiersza sub titulo "Ułańska jesień", własną Jego ręką spisanego, gdzie  swoistego wypisał credo, aleć i czego na kształt  żywota bilansu... O cyrkumstancyjach wokół tegoż zgonu, o pogrzebie poruszającem żem pisał tutaj... Ninie jeno wiersza przecudnej urody, co Mu go nie byle kto, bo sam Kazimierz Wierzyński poświęcił, powtórzę, jak co roku:
  
                                                 


" NA ŚMIERĆ WIENIAWY
Noc wlecze się niejasna i gubi się droga,
Jakże trudna śród ludzi i jak wobec Boga.
Noc dłuży się i widma się schodzą na jawie:
Spaliły się królewskie komnaty w Warszawie.

Noc jest pełna zamętu, rozpaczy i swarów,
Jeden cień się nie rozwiał, przystał do sztandarów
Jeden cień, co był żywy, na wojnę wiódł sławną,
Na Kielce i na Wilno. Ach, jakże to dawno!

Jak przebić się w tę młodość, jak wrócić po swoje,
Gnać przez błonia, w tornistrze układać naboje!
Pieśni śpiewać i znowu się w bitwie meldować,
Ciemna nocy, jak iść tam? Odpowiedz i prowadź.

Huczy zamęt. To wojna. Zajęczał rykoszet.
Ludzie giną. Spakował tornister i poszedł.
Nie, powiodła go pylna śród wierzb srebrnych droga,
Ciemno było dla ludzi, lecz jasno dla Boga.

Wybrał ziemię nie naszą i brzozę nie swojską,
Obcy cmentarz i obce żegnało go wojsko.
Lecz on jaśniał, szedł w młodość, powracał po swoje,
Ktoś po salwie podnosił z murawy naboje."

                                                                .

12 komentarzy:

  1. Witam,
    W temacie opisanym powiedzieć nie mam co, ale poczytam chętnie.
    Skoro Waszmość zapewniał, że zazwyczaj gryźć nie ma w zwyczaju, to odważam się dzień dobry powiedzieć.
    W sumie to nieładnie chyba tak zupełnie po cichu zaglądać do kogoś... Dzień dobry zatem Waszmości i Czytelnikom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aby dowieść, że nie gryzę naprawdę, to ładnie dzień dobry odpowiem i pokłonię się nisko:)

      Usuń
  2. Wieniawa - poeta, żołnierz, dyplomata, a nade wszystko birbant jakich mało! Dziś Wachmistrz miałby niezłego kompana do wznoszenia licznych toastów.
    Okazuje się jednak, że również (a może zwłaszcza) hulajdusza swój honor i wrażliwość miał. Choć do końca nie wyjaśniono jego desperackiego kroku: czy to urażona duma, czy narastające przygnębienie, podparte alkoholem lub problemy finansowe? Może wszystko razem wzięte? A znów ostatni list sygnowany literą "B", którego to inicjału Wieniawa ponoć nigdy nie używał...?
    W każdym razie pierwszy ułan i szwoleżer II Rzeczypospolitej był postacią barwną, niebanalną i wzorcem "ułańskiej fantazji".

    "Siądź rozparty za stołem, zakasaj rękawy,
    Pij wesół na mą chwałę – i ty, i twój kum."
    (T. Wittlin)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy byłbym godzien z Wieniawą popijać pospołu, choć jeślibym do tego zaszczytu miał zostać dopuszczonym, to pewnie po czymś takim już nic bym do zwojowania nie miał..."Hulajdusza" miał honor przede wszystkiem i to jest ta Jego cecha, którą zgodnie podkreślają wszyscy, którzy Go znali; być i może też to przez ten honor zginął, jak zginął... Ja mam jeszcze podejrzenie insze, oparte na tych frazach o myślach, co się jak zapałki łamią, bo dokładnie takiego właśnie zwrotu użyła droga mi osoba, na Alzheimera cierpiąca, na określenie swego stanu. Myślę, że Wieniawa cierpiał podobnie i nie mógł się z tym właśnie pogodzić, a ściślej ze stanem, w którym nie potrafi kontrolować swego zachowania, myśli czyli też i słów przez się wypowiadanych...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. To tylko łzą i westchnieniem skomentować mogę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. K. Wierzyński tak ze smutkiem pisał, że na obcej ziemi żegnało go obce wojsko. Runął z 5 piętra nowojorskiej dzielnicy, a w kieszeni miał kartkę pożegnalną, która kończyła się słowami: "Boże, zbaw Polskę."
    A przecież marzył o pogrzebie na polskiej ziemi, on na lawecie ciągnionej przez ukochane konie, a obok druhy - szwoleżerowie.
    Ziściło się dopiero w 1990 roku na Cmentarzu Rakowickim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele jest w tej śmierci niejasności i wątpień, takoż i tej kartki się tyczących... Nie wyjaśnimy już chyba tego... Co się pogrzebu tyczy, to tylko dodam, że na Rakowicach zamiast szwoleżerów żegnali Go spadochroniarze, ale myślę, że przyjął by tego z satysfakcją; to też, poniekąd, elita...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. To rocznica takiego wydarzenia, wobec którego nie wiadomo, co powiedzieć.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Panie Wachmistrzu!
    To już tyle lat minęło. Niemal pokolenie. A pamięć o Bolesławie Wieniawie - Długoszowskim nie umiera. I niech tak pozostanie.
    z wyrazami uszanowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W całej tu się z Waszmością zgadzam rozciągłości i, jak Wasze widzisz, maluteńką i swoją do tej memoryi cegiełkę dokładam co roku...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)