Dziś noty nam (ostatniej w tem "Wieniawowym" cyklu) nie, jako zwyczajno o 11:11, mieć... jeno o dziewiątej porannej godzinie, boć to o niej właśnie 70 lat temu Bolesław Długoszowski żywota swego wolą własną się pozbawił:((
Nim jednak o tem, cofnąć się lat parę wypadnie, by Marszałka pomierającego spomnieć. Wieniawa był przy Niem niemal do końca, jeszcze i w przedzień... i to Jemu Marszałek ostatniego uśmiechu swego zawdzięcza. A potem... potem już tylko twarz mokra nie wiedzieć od czego więcej, od łez, czy od deszczu ulewnego... jakby i niebo samo nad Komendantem płakało, gdy nocą platforma kolejowa ze zwłokami Marszałka, Wieniawą i kilku inszymi, najwierniejszemi... ostatnią wartę honorową przy Komendancie swojem pełniącemi, przez kraj jechała ku mieśćcu ostatniego Komendantowego spocznienia...
Po śmierci Piłsudskiego, Wieniawa stracił swego puklerza ochronnego. Wprawdzie i prezydent Mościcki Go lubił i cenił wielce, takoż Beck, co Mu z dawnych lat był kolegą, ale już o Sławoju-Składkowskim, Rydzu-Śmigłym i wielu, wielu inszych się tego by żadną miarą powiedzieć nie dało... Osobliwie, że i Wieniawa nie krył, co o miernotach po Marszałku następujących sądzi... Był jednak nadto popularnem, by Go ot, tak z armii wyrzucić... Wykorzystano i Jego depresje po śmierciach kolejnych (Orlicz-Dreszera druha, siostry wielce miłowanej) i nasilające się z alkoholem problemy... Koniec końców przyszedł i ten dzień, 14 maja 1938, gdy po raz ostatni się ze swemi szwoleżerami spotkał i kolejno, szwadron po szwadronie, pożegnał się ze wszystkimi.
Wysyłając Go w ambasadory do Rzymu, mniemano zapewne, że się Go niejako cichcem w cień usuwa, a i On sam niechybnie tak właśnie mniemał. Niechętni Mu głosili, że się ta nominacyja niechybnie kompromitacyją Polski skończy, a przecie jak potem pisał jeden z zawodowych dyplomatów, Aleksander Zawisza, Wieniawa "zyskał sobie w Rzymie opinię najwybitniejszego akredytowanego tam dyplomaty". O tem, jakże tam sobie poczynał, jużem pisał i nie będę k'temu nawracał. O jednem atoli rzec trzeba koniecznie: jako władze Rzplitej uniosły za granicę swe głowy z klęski wrześniowej, a Rumunia onychże wiarołomnie internowała... dla ciągłości prawnej Rzeczypospolitej zachowania wielce ważkiem było, by władze swych sukcessorów jak najrychlej miały i to takich, co zdolni by byli mandatu swego pełnić.
Skoro więc prezydent Mościcki urzędu swego pełnić nie zdołał, a konstytucyja mu w cyrkumstancyjach takowych zezwalała następcy nominować, tedy nie komu inszemu, a Wieniawie właśnie tegoż urzędu poruczył. Akt stosowny, antydatowany na 17 września (szło o to, by pozór uczynić, że na polskiej jeszcze ziemi, suwerennie, był podpisany) Mościcki podpisał de facto 25 września i z nominacyją ową Wieniawa ruszył nocą, pociągiem przez Szwajcarię, ku Paryżowi, by z sojusznikami, takoż i emigracyją polską, dalszych działań obmyślić. Rychłoż się pokazało, że Sikorski Francuzom bliższy i za jego to namowami Francuzy, a za niemi Angliki, uznania prezydenta Wieniawy odmówiły... Że Ów nigdy o godności i dostojeństwa nie zabiegał, tedy mimo goryczy niewątpliwej uznał, że się dla dobra Polski w cień usunąć musi i w temże duchu co rychlej do Mościckiego depeszował, rezygnacyję czyniąc. Prezydentem został Władysław Raczkiewicz, prezes Światowego Związku Polaków z Zagranicy, persona błaha i nijaka, tedy i Sikorskiemu w planach jego nie wadząca...
Wieniawa powrócił do Rzymu i do końca, tj, do pełnego zaangażowania się Włoch w wojnę, pełnił swych obowiązków, a z jakiemi sukcesami tom już o tem pisał. Gdzieści tam jeszcze zdołał w jakiem towarzystwie opłacić wysyłki paczek żywnościowych dla jeńców naszych po obozach u wroga rozsianych. Grosz to musiał być spory i na długo nastarczył, bo te paczki docierały jeszcze w rok niemal po śmierci Jego... W czerwcu 1940 wydostał się z personelem do Lizbony, aliści Jego jedynego już do Londynu nie ściągnięto. Własnym się kosztem wydostał okazją do Nowego Jorku, skąd na wszelkie sposoby zabiegał o to, by jakibądź przydział do armijej polskiej dostać...
Oto jeden z listów rozlicznych, co ich do Sikorskiego słał:
"Panie Generale,
Pismo Pana Generała z dnia 1 października 1940 (Prezes Rady Ministrow, 1. dz. 407 XXII/40) zostalo doręczone mej żonie przez Konsulat nasz w Nowym Yorku dopiero 9 stycznia 1941. Ubolewam niezmiernie nad tym opóźnieniem.
Jak Pan Generał zapewne przypomina sobie, jeszcze podczas spotkania w październiku 1939 zgłosiłem kilkakrotnie moja chęć powrotu do armii bez względu na rangę i powtarzałem ją kilkakrotnie z Rzymu. I dziś choć zdobylem tu poważny warsztat pracy jako redaktor naczelny "Dziennika Polskiego" w Detroit, oznajmiam, iż przyjmę chętnie "jedno ze skromnych stanowisk dowódczych w wojsku polskim na terenie Wielkiej Brytanii" w myśl propozycji Pana Generała. Zmuszony jestem jedynie prosić Pana Generała, by żona moja i córka, ktorych nie moge zostawić w Ameryce bez środkow do życia, mogły sie udać zemna do Anglii. Mam nadzieję, że przydadzą się jako sanitariuszki lub w pracy świetlicowej.
Przy sposobności muszę zaznaczyć, że zupełnie nie rozumiem, jakie zastrzeżenia może mieć MSZ przeciw memu wyjazdowi z Rzymu, skoro postąpiłem ściśle według instrukcji ministra Zalewskiego, że w razie przystapienia Włoch do wojny mam się zachować identycznie jak przedstawiciele Anglii i Francji. Tak też postapiłem i inaczej przedstawiciel Polski postapić nie mógł..."
A oto jedna z odpowiedzi Generala Sikorskiego:
"NACZELNY WÓDZ
Panie Generale,
Dzisiaj dopiero przedłożono mi list Pański z 12 IV ubiegłego miesiąca. Jako żołnierz rozumiem Pana Generała. I chociaż Jego przyjęcie do wojska natrafia na liczne i zdawałoby się niepokonane trudnosci, rozstrzygam je w duchu pozytywnym. Wierze, ze mogę przy tym liczyć na bezwzgledną lojalność żołnierska z Pańskiej strony.
Oczekuję tu incognito na warunki atmosferyczne umożliwiające mi powrot natychmiastowy do Wielkiej Brytanii. W Londynie załatwie te sprawe formalnie i zgodnie z naszymi ograniczonymi obecnie możliwościami.
Z pozdrowieniem żołnierskim
W. Sikorski "
Ano...byłoby to i piękne wielce, gdyby prawdą było. Wieniawa żadnej wojskowej nominacji nie otrzymał od Sikorskiego, a jedyne co ów miał do zaproponowania ex-szwoleżerowi to... ambasada na Kubie... Nie wiem, czy można było w tamtem czasie znaleźć placówkę bardziej jeszcze i marginalną... nie wiem, czy świadomem zamysłem Sikorskiego było Wieniawę tak upokorzyć... Wiem, że ten, troską o rodzinę kierowany, koniec końców tegoż ochłapu przyjął. W tem czasie bowiem już nie pracował dla detroickiej gazety, a żył z... oprawiania książek...
Goryczy dodatkowej nie oszczędzili Mu byli piłsudczycy, którzy Sikorskiego od czasu zawarcia układu Sikorski-Majski ze Związkiem Sowieckim mieli za zdrajcę sprawy narodowej, a teraz i Wieniawy po przyjęciu nominacyi w poczet zdrajców narodu niemalże policzyli...
Tego wszytkiego już i nadto było na siły Ostatniego Szwoleżera. Najpewniej rozumiał On już i przódzi w swoim honoru poczuciu, że dalsza Jego życiowa droga może już tylko w niesławę Go mniejszą czy większą zaprowadzić... Zapewne już i postanowił o sobie, czekał jeno na tejże upokarzającej nominacyi potwierdzenie, by po śmierci Jego rodzina miała od rządu zapewnionej renty, jako po urzędniku państwowem tej rangi.
Pierwszego lipca 1942 roku, dokładnie o 9.00 na taras mieszkania przy nowojorskiej Riverside Drive 3 wyszedł w piżamie, na chwilę przyklęknął, zapewne się modląc, po czym przeskoczywszy przez poręcz, runął pięć pięter w dół... W kieszeni znaleziono kartkę z pożegnaniem, kończącą się zdaniem "Boże, zbaw Polskę!"
Dwa dni później odbył się pogrzeb Generała na nowojorskiem cmentarzu Calvary. Nad grobem przemawiał ambasador Jan Ciechowski i odśpiewano Mu "Pierwszą Brygadę" oraz "Śpij kolego w ciemnym grobie", ale nie było wymarzonych szwoleżerów, ni lawety, ni konia.... Na konia i lawetę musiał czekać do swego drugiego pogrzebu... w 1990 roku na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie...
Przepięknego wiersza poświęcił Mu nie byle kto, bo Kazimierz Wierzyński:
" NA ŚMIERĆ WIENIAWY
Noc wlecze się niejasna i gubi się droga,
Jakże trudna śród ludzi i jak wobec Boga.
Noc dłuży się i widma się schodzą na jawie:
Spaliły się królewskie komnaty w Warszawie.
Noc jest pełna zamętu, rozpaczy i swarów,
Jeden cień się nie rozwiał, przystał do sztandarów
Jeden cień, co był żywy, na wojnę wiódł sławną,
Na Kielce i na Wilno. Ach, jakże to dawno!
Jak przebić się w tę młodość, jak wrócić po swoje,
Gnać przez błonia, w tornistrze układać naboje!
Pieśni śpiewać i znowu się w bitwie meldować,
Ciemna nocy, jak iść tam? Odpowiedz i prowadź.
Huczy zamęt. To wojna. Zajęczał rykoszet.
Ludzie giną. Spakował tornister i poszedł.
Nie, powiodła go pylna śród wierzb srebrnych droga,
Ciemno było dla ludzi, lecz jasno dla Boga.
Wybrał ziemię nie naszą i brzozę nie swojską,
Obcy cmentarz i obce żegnało go wojsko.
Lecz on jaśniał, szedł w młodość, powracał po swoje,
Ktoś po salwie podnosił z murawy naboje.
Jedno jest w tym wszystkim niezrozumiałe. Generał, bon vivant, żywa legenda - popełnił samobójstwo w piżamie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Takoż mi to spokoju nie daje i zda mi się, że ów już to chciał rzeczy do końca zachować w sekrecie, by się strojeniem w mundur nie zaalarmować, już też wydostał się z Rzymu z jednym jedynym i tego chciał oszczędzić nietkniętego nieuszarganego na sam pochówek właśnie. Przyznam też, że nie znam zdjęcia żadnego w mundurze z placówki w Rzymie, czy z czasu późniejszego, tandem wykluczyć nie sposób, że Wieniawa zwyczajnie wszystkie mundury w Warszawie ostawił, a w Rzymie występował w tradycyjnym uniformie ambasadorów (ze stosowanym kapeluszem:). Choć przyznam, że raczej sam w to nie wierzę...
UsuńKłaniam nisko:)
Postać barwna, nietuzinkowa i chwała Waszmości, że ku pamięci szerszej przywrócona w rozlicznych szczegółach. Tym większa chwała, że współczesnie całkiem inne wzorce lud prosty otrzymuje, a co gorsze wierząc święcie w te wzorce, w coraz większe ogłupienie ów lud popada. To temat odrębny, ale sam fakt, że Waszmość swój blog prowadzi daje w tym wszystkim iskierkę nadziei.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Loch Ness :-)
Wszelki duch Pana Boga chwali:) Radem Waszmości tu niepomiernie, a jeszczeć więcej i za ten głos rozsądku, co towarem od czasu niejakiego okrutnie jest deficytowym:)
UsuńKłaniam nisko:)
U mnie niestety ów rozsądek szwankuje, bo zamiast delete uczynić dwa blogi utrzymuję nie wiedzieć po co :-)
UsuńPozdrowienia z Loch Ness i serdeczności w załączeniu
To jeszcze nie jest najgorzej...:) Niżej podpisany miał zamiaru szczerego, choć mądrzy i dobrzy ludzie mówili, że plecie androny, czterech równolegle prowadzić... Potem się spuściło z tonu do dwóch, a tak po prawdzie to teraz części tekstów nowy staremu zawdzięcza, bo inaczej i z tem jednem byłoby krucho...
UsuńKłaniam nisko:)
Tako i u mnie :-) co z braku czasu ma miejsce, ale i z braku chęci takoż, bo ileż można ów czas mitrężyć na blogowe krotochwile.
UsuńKłaniam Waszmości z Loch Ness :-)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńTo samo, co Vulpiana de Noulancourt, i mnie niezrozumienie ogarnęło.
To nie może być, by tego formatu człowiek w pidżamie po tarasie paradował i samobójstwo w taki stroju popełnił.
Pozdrawiam serdecznie.
Vulpianowi żem już responsował, co mnie myślić o tem, tedy darować upraszam, że powtarzać nie będę. Dodam jedynie, że i mnie to ambarasowało zawżdy srodze i jednem z tłomaczeń możebnych i tego widzę, że ów w ten sposób ostatniej rozgrywał z Sikorskim partii, demonstrując mu skalę swej desperacji i zarazem upokorzenia, które spaść miało na głowę i sumienie Sikorskiego.
UsuńKłaniam nisko:)
To się nazywa polskie piekiełko znane nam skądinąd. Każdego człowieka można zniszczyć, gdy się tylko chce.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
Najbardziej w tem bolesne, że temu zaprzeczyć nie sposób...:(
UsuńKłaniam nisko:)
Jaka to desperacja była wielka, że Wieniawa skoczył w dół a nie strzelił do siebie w oficerski sposób.
OdpowiedzUsuńTen sposób odejścia potęguje w moich oczach dramat Wieniawy.
Pozdrawiam
Zarówno Vulpianowi, jako i JWPani alElli responsując, żem się częścią i do tego był odniósł, tedy pozwól Waszmość, że powtarzał nie będę. Co do Waszmości uwagi, to po primo nie wiemy, czy Wieniawa miał wówczas jakąbądź broń, choć jak sądzę, gdyby nawet nie, to jej zdobycie nie byłoby chyba żadną turbacyją. Próbowałżem tej sceny imaginować i miarkując, że na huk wystrzału przerażone żona i córka wpadałyby do gabinetu, by szoku na widok ciała ukochanego doznać, myszlę, że Ów im chciał tego oszczędzić... Skok pozwalał na to, by pierwsi o tem wiedzieli ludzie najzupełniej przypadkowi i obcy, a i rokowania spore, że zaczym kto do pań Bronisławy i Zuzanny z tem dotrze, to ów już może w karetce będzie do kostnicy w drodze... Choć przyznam, że i mnie to się nie widzi i pięciu nie dam groszy za racyję tu swoją...
UsuńKłaniam nisko:)
Byłam przekonana, że jednak się zastrzelił. Ale to my byśmy tak chcieli, bo bardziej nam do postaci pasuje. A kto wie, co on wtedy myślała i co brał pod uwagę. A wiersz Wierzyńskiego mnie wzruszył okrutnie.
OdpowiedzUsuńnotaria
A dzisiaj na WP też piszą o Wieniawie i jego tragicznej śmierci. Czyli oficjalnie uczczono jego pamięć.
Usuńnotaria
Wiezryński się liczył między przyjaciół najbliższych Wieniawy, to i widać, że sercem pisany, temuż Mu i darować, że się mało co może wyznaje na szczegółach (po salwie honorowej żołnierze mogli co najwyżej łuski z murawy podnosić, nie naboje). I w rzeczy samej za serce chwyta... A że kto o Niem dziś jeszcze, w apogeum futbolowego szaleństwa, ktokolwiek pamięta, to mu się chwali, naprawdę chwali...
UsuńKłaniam nisko:)
Geppert śpiewa "jakie życie taka śmierć, nie dziwi nic", a tu dziwi wszystko, bo do tego życia taka śmierć ...! możemy tylko domysły snuć ... tragiczna postać
OdpowiedzUsuńTo prawda, że jest to niczem zgrzyt żelaza po szkle, owa śmierć tak odarta ze wszystkiego, co Wieniawie musiało być drogie... A i może przez to jeszcze tragiczniejsza...:(
UsuńKłaniam nisko:)
Pies jestem na takie opowieści na dzieje ludzi mądrych, zacnych, walecznych, honorem się pieczętujących ...
OdpowiedzUsuńi wielkość w nich niezwyczajna i często nuta tragiczna.
A że pies jestem to dzieje własnej rodziny opisuję przyszłym na pożytek i ludziom młodym, z rodziny mojej, ku pamięci, skąd korzenie ich, skąd ród, skąd zasady z dziada pradziada przekazywane. Basałyki ksiąg czytać nie mają zamiru ale fortelem do nich trzeba - elektronicznie
---------
Wachmistrzeńku miły dygam pięknie przed Waszecią a jako że Waść 2000 komentarzem raczyłeś blog mój zaszczycić to teraz ja uraczę Acana ...
ale nie następną opowieścią, bo bym zanudziła, tylko owocem cudnem, co oczy raduje i przyjemniości podniebieniu przydaje ...
Nie przyrzeknę, że tu głupstw żadnych nie będzie, bo mi i czasem są brewerie w głowie, chocia na niej już szron, przecie na dawniejszem mem blogu, a i tu w zamiarze, sylwet ludzi przepomnianych przybliżenie, jest część niemała, a wagą bodaj jeszczeć większa... Wielce się WMPani chwali owo korzeni pielęgnowanie, mnie, a więcej tu jeszcze Pani_Wachmistrzowego_Serca, co ma do tej roboty wielekroć więcej zapału, pofortunniło się drzewka familij obu poskładać czasem aż i do pokolenia siódmego, chocia my nie herbowi, to i dokumentów jak na lekarstwo...
UsuńZa poczęstunek Bóg Zapłać, chocia dla przyczyn i przez Waćpanią spomnianych jeno niem oczy napasę...:)
Kłaniam nisko:)
Witaj
OdpowiedzUsuńZa opowieść i przypomnienie daty- dzięki z serca :)
Pozdrawiam :)
To powinność jest moja względem paginy tej patrona:)
UsuńKłaniam nisko:)
Wolę takie wyjście s sytuacji, niż przypadek pewnego współczesnego generała, który w policzek sobie tylko strzelił.
OdpowiedzUsuńTo ja Lotka, inaczej zalogowana, pozdrawiam.
UsuńTakoż mię tamta zniesmaczyła sprawa, jednakowoż wolę ja się od osądu strzymać, pomnąc jak boleśnie był skrzywdził sam Marszałek Sosnkowskiego, kwitując słowem "Komediant" onegoż samobójczą próbą w dniach majowego przewrotu. Sosnkowski, komendantem lwowskiego okręgu wojskowego będąc, a druhem ongi Marszałkowi najszczerszym, był przy tem zbyt prostolinijnem, by dylemat przyjaźni i obowiązku wynikłego z przysięgi rozwikłać... Wybrał drogę honorową, jeno, że experiencyi w tem żadnej nie mając (a któryż samobójca ma?) i mańkutem będąc, strzelał lewą ręką w serce, nie wiedząc, że mimowolnie tego jednak pod zbyt dużym kątem czyni i kula poszła obok...
UsuńKłaniam nisko:)
A może właśnie w tym przypadku słynne powiedzenie jeszcze słynniejsego Anglika ze Stratfordu:"są rzeczy na niebie i ziemi o których nie sniło się filozofom"..... znajduje zastosowanie?
OdpowiedzUsuńDziękuję za piękną lekcję w odcinkach Wachmistrzu.:-)
Do filozofów grona nawet nie zamierzam aspirować, chyba, że tam gdzie kątkiem jest jeszcze na ławie pobok Epikura miejsce, a i to jeno na to, by mędrszych od siebie posłuchać...:) Powiedzenie w tem brzmi jest więcej tłumacza Paszkowskiego stwierdzeniem, boć sam ów Anglik ujął tego tak: "There are more things in heaven and earth, Horatio,
UsuńThan are dreamt of in your philosophy", gdzie ja niejakiego nacisku wyczuwam na owo pomijane "your", zupełnie jakoby mówiacy te słowa się jednak od tych dystansował poglądów... Więc i ja wierzyć w zrozumiałe wolę:)
A dziękować nie ma za co, boć to ani lekcja, a dla mnie przyjemność czysta:)
Kłaniam nisko:)
Przykro czytać, jak prawdziwe Osobowości żyją w cieniu miernot, bo tymi ostatnimi łatwiej rządzić.
OdpowiedzUsuńCzy mi się wydaje, czy ta prawda nadal żywa...
Z ciekawością przeczytałam historię Wieniawy, masz ogromny talent do opisywania tych dziejów, pięknie byś wygłaszał takie opowieści dla młodzieży, chociaż młodzież teraz pewnie prędzej na bloga wejdzie, niż na prelekcję historyczną pójdzie.
Ale ja Cię widzę przed taką salą, która milknie, kiedy tylko wygłaszasz pierwsze zdanie :)))
pozdrowienia serdeczne Wachmistrzu!
Nie znoszę sal, które milkną:) Stokroć więcej wolę te, w których dysputa trwa zażarta:)
UsuńKłaniam nisko:)
Z pewnym opóźnieniem wpisuję ten komentarz, ale dopiero co odzyskałam swój komputer i w miarę swobodny dostęp do internetu. Byłam bardzo ciekawa, jak zakończy się historia życia tej niezwykłej osobowości, jaką był Wieniawa. Zasmuciła mnie ta śmierć samobójcza...z drugiej strony wskazuje to na wielką wrażliwość tej Postaci, która nie chciała dłużej znosić upokorzeń, jakie Mu zadano...Pozdrawiam najmocniej:)))
OdpowiedzUsuńZnam ja turbacyje Waćpani z machineryją swoją, tem więcej mnie ujmuje owa skłonność w zaległościach grzebać:)) A refleksje mamy podobnej natury...:(
UsuńKłaniam nisko:)