03 września, 2016

Europejskiego kogla-mogla ciąg dalszy, czyli rozważań continuum o przetraconych możnościach rozbiorów uniknięcia, a zarazem cyklu naszego o "xiążęciu Denassów" część ósma...

   W nocie uprzedniej, siódmej (IIIIIIIVVVI , VII) tych tu rozważań naszych, coraz luźniej z zamierzonym cyklu bohaterem którym  być miał niemały schyłku XVIII wieku awanturnik, najemnik i aspirant do ról wielokrotnie zdolności przewyższających, xiążę Karol de Nassau-Siegen, w Polszcze za Mickiewiczowskiego "Pana Tadeusza" sprawą, gdzie go dwakroć Wojski spomina, lepiej znany jako "książę Denassów", zapowiadałem szerzej się zająć sprawą niedoszłego naszego ze Szwedem przeciw Rossyi aliansu.
  Po namyśle jednak uznałem, że pierwej potrzebne Wam będzie choć z grubsza owej szwedzko-rosyjskiej wojny przebiegu dalszego naszkicowanie, bo to wielce na kolejach tych pertraktacyj ważyło. Osobliwie ważnych jest tu batalij morskich kilka, bo to one o wyniku rozstrzygnęły, a za ich sposobnością do naszego bohatera pryncypalnego wrócimy:) Zaś ukazawszy Wam momentu tejże wojny zwrotnego, nawrócim do dyplomatyki, byście sami osądzić mogli możność jakich inszych działań statystów naszych, na względzie mając przede wszytkiem możliwe rozbiorów uniknięcie...
  Stary Bosman był nam łaskaw w komentarzu pod notą poprzednią przybliżyć części bitew stoczonych w kampanii 1789 i 90 roku, gdzie sprawy się przeważnie brakiem rozstrzygnięcia kończyły (co de facto oznaczało sukces Rosjan), luboż też i nieznacznym Moskali zwycięstwem. Ja zaś bym chciał dziś zwrócić uwagi Waszej na niewymienione przezeń bitwy u ujścia Kymmene (czy jak kto woli: na wodach Svensksundu) oraz bitwę w Zatoce Wyborskiej, nie temuż może nawet, że owe pryncypalne, bo iście nie wszystkie, aliści w tych wszystkich trzech wielce znacznego udziału miał nasz Karol de Nassau-Siegen, a przecie o niego w tem wszytkiem najwięcej szło...
   Pocznijmyż może chronologicznie od owej pierwszej bitwy u ujścia Kymmene, stoczonej 24 Augusta Roku Pańskiego 1789, czyli wtórego roku tej wojny. Rzecz się zdarzyła w czasie, gdy po wspomnianej przez Starego Bosmana nibyż nierozstrzygniętej "leniwej bitwie" u wybrzeży Olandii, szwedzka flota dała się rosyjskiej wymanewrować i zamknąć w zablokowanej Karlskronie, przez co armię szwedzką na fińskim lądzie i wspomagającą ją tam szwedzką flotę szkierową (przybrzeżną, głównie wiosłową) pozostawiono poniekąd własnemu losowi.
 Na mapce poniższej* macie ukazanego tegoż akwenu, a czego na niej nie widać, to tego, że na wschód (na prawo) od tych wód leżą północne zatoczki od Zatoki Fińskiej odchodzące, pierwsza jakie może mil morskich jakie dziesięć od Kotki, ówcześnie zwana ze szwedzka Fredrikshamnską od miasteczka i fortecy tam się znajdujących** , zasię znów ku wschodowi jakich mil czterdzieści, za obecną rosyjską granicą, zatoczka wtóra, Wyborską zwana. I tak prawdziwie to całość tejże wojny na lądzie się miała o te dwie twierdze, Fredrikshamn i Wyborg, rozstrzygać, bo to one były kluczem do panowania nad ziemiami temi i wybrzeżem, oraz znakomitym punktem wyjścia do ataku na Petersburg.
  Wiemy już, że się to Szwedom nie pofortunniło, ale póki co mamy sierpnia roku 1789, flota szwedzka z liniowców i fregat złożona, bezczynnie w Karlskronie dni pędzi, zaś admirał Carl Ehrensvärd, swej floty galer i kanonierek podzielił tak, by obu wejść (północnego i południowego) do Svensksundu zablokować i mieć w szachu każdą rosyjską próbę wpłynięcia na te wody i wysadzenia desantu na flance armii szwedzkiej nad rzeką Kymmene operującej.

  Małoż na tem, że tam przejść poblokował galerami swemi, to jeszczeć na południowych podejściach potopił szereg mniejszych statków, nie nadto widać zdatnych do wojaczki, by Moskalom jeszczeć i więcej żywota uprzykrzyć. Miał Ehrensvärd nibyż jeno 48 jednostek, aliści przez tą chytrość uszykowania, zdradliwość mielizn i wybrzeży, czuł się tam dość mocnym, by czoła stu z górą jednostkom rosyjskim móc stawić i wykurzyć się nie dać.
  Nie wiem zali plan tejże batalii był "Denassowa" autorstwa... Jeśli by tak było, to czoła wypadałoby pochylić, aliści z onego charakteru wnosząc i starć inszych, od podobnej finezji dalekich, wnoszę, że jednak chyba nie... Rosyjskie galery wzmocnił de Nassau leciwymi fregatami i brygami, co w Kronsztadzie stały bezużytecznie dla obaw o to, by się w jakiem sztormie nie rozsypały, aliści na przybrzeżnych wodach Zatoki Fińskiej pokazały się owe starocie wcale użytecznemi. Podzieliwszy floty na dwa zespoły, z których nad silniejszym (78 jednostek, w tym 5 owych fregat) sam objął komendy, ruszył de Nassau do przejścia północnego. Zespół wtóry, pod admirałem von Kruse, z 29 nibyż jedynie jednostek złożony, miał atakować od południa. W tem nibyż słabszym jednak zespole się największe znalazły okręty, w tem 10 fregat i 6 brygów, tak że miał von Kruse nawet i harmat więcej, niźli pozornie silniejszy de Nassau, jednak był on od szwedzkiej południowej bariery (34 jednostki) cokolwiek słabszym.
   Dzieła począł von Kruse, aliści manewrował tak jakoś niemrawo, tak dla wąskości przejścia, gdzie szyku pełnego rozwinąć nie mógł, że koniec końców część tylko jego okrętów brała w bitwie udział, przy czem tegoż starcia specyfiką to było, że obie floty właściwie wciąż na kotwicach stojąc, prażyły jedynie do siebie z harmat, przecie ten ogień był niemiłosierny... Wyczekawszy krzynę, aż się Szwedy tęgo w te zmagania zaangażowały, podszedł de Nassau od północy i począł Szwedów przeganiać, stosując taktyki takiej, że przódzi na łodziach na cypelkach wyspy Kuutsalo i drobniejszych, wysadzał oddziałki nieduże z harmatami, tych zaś ustawiwszy, brał szwedzkich pokotowiczonych galer w dwa ognie i przymuszał do odsunięcia się poza zasięg dział, co w praktyce oznaczało uwolnienie przejścia. Taktyka niebywale żmudna i czasochłonna, przecie skuteczna...
   Ehrensvärd na południu zaś dwóch już Moskalom okrętów zatopił, kilka inszych poszczerbił srodze, tandem jako się owi ku odwrotowi mięli, mniemał się już być zwycięzcą i z pozycji wybornie bronionej ruszył za von Krusem, by go przyszpilić. Powinno mu było dać do myślenia, że się Moskale może co i zanadto z tą rejteradą guzdrzą, ale że owi walki jakby nie podejmowali, jeno manewrami przed ogniem Szwedów się uchylając, to i pewnie mniemał, że pokąsani nadto srodze. Powinno go zdziwić, że fregaty największe do walki nie wchodzą, jeno się tam gdzie pętają w oddali, aliści rozgrzanemu powodzeniem Szwedowi to nawet nie postało w głowie... Zatopił kolejnej galery moskiewskiej, kolejnych poszkodował i zdało mu się, że pędzi przed sobą wroga, siedząc onemu na karku, z czem się spieszył tem więcej, że się ku wieczorowi miało... Tem zaś czasem wpodle siódmej wieczornej godziny to de Nassau właśnie dokonał przełomu, bo już całej swojej do Svenksundu wprowadził był floty i teraz on ku południowi gonił, pędząc przed sobą umykające ostatnie niedobite galery szwedzkie z rozbitej północnej bariery. Po godzinie niecałej sam już siedział maruderom Ehrensvärda na karku i gromił ich bez miłosierdzia. Do tego i von Kruse przestał nareście udawać baranka na rzeź wiedzionego i całą siłą się przeciw Szwedowi obrócił, dokazując, że owa przez dzień cały demonstrowana niemrawość była jedynie fortelem. Ehrensvärdowi było potrzeba godziny kolejnej, by się w cyrkumstancyjach zdarzonych zorientować i, ogarnąwszy paniki, usiłował już tylko ratować swej floty, uchodząc wzdłuż brzegu, ku zachodowi, do Sveaborga... W stratach bezwzględnych nibyż to nie było przytłaczające zwycięstwo, bo trzem zatopionym galerom rosyjskim jeno siedem szwedzkich idzie przeciwstawić, a tysiącowi poległych Moskali, tysiąc trzystu Szwedów, aliści największa tego dzieła doniosłość, że Szwedy znakomicie obronnej nie obronili pozycji i, uchodząc, na pastwę losu i desantów rosyjskich, pozostawili armii lądowej, zaś w dowództwie floty i w otoczeniu carycy gwiazda de Nassau'a musiała rozjarzyć się jeszcze większym blaskiem, do dawniejszej na Oczakowskim Limanie wiktorii, nowy wawrzyn dodając...
   Kampania roku 1789 pokończyła się podobnie jak i ubiegłoroczna, w praktyce na niczem, toteż obie strony w 1790 właściwie nie zmieniły tak celów, jak i sposobu wojowania. Dla Szwedów mocno ambarasujące to było, że się pełnomorska flota rosyjska podzieliła i częścią siedziała w Kronsztadzie, zaś częścią w Rewlu i tej wtórej Karol Sudermański umyślił wywabić na morze, napadając na mały port pod Rewlem (Raagervik), gdzie Rossyjanie moc nagromadzili zapasów, by móc jej przewagą na morzu pokonać, nim się owa z główną rosyjską złączy, luboż i co gorsza: wezmą Szwedów w kleszcze... Zamysł się nie powiódł, podobnie jak i otwarte wzięcie byka za rogi, czyli atak na Rewel (13 maja), który już tu parokrotnie żeśmy przypominali, przez niedoszłą analogię do Abukiru Nelsona. Właśnie pod Rewlem tak Moskwicini, jako i Szwedzi sobie poczynali klasycznie, ani myśląc o niekonwencjonalności Nelsona, szykiem idąc liniowym przeciw sobie i okładając się ogniem przy mijaniu, z czego znacznie więcej poharatanemi wyszli Szwedzi.
  W temże samem mniej więcej czasie król szwedzki osobą własną i korpusikiem jakich dziesięciu tysięcy żołnierza, dwakroć próbował na twierdzę Fredrikshamnską natrzeć i choć przepędził tam eskadry galer rosyjskich, a i desantu pod twierdzą wysadził, to czasu zmitrężył niemało*** i nie wskórał tam nadto wiele...
    Karol Sudermański z końcem maja poniechał eskadry rosyjskiej w Rewlu się chowającej i popłynął przeciw większej sile rosyjskiej, eskadrze z Kronsztadu, nadziei mając, że tej może pokona, nim się z rewelską nie złączy. Bitwy koło Krasnoj Gorki (1-4 czerwca) tu w szczegółach relacjonować nie będziem, starczy rzec, że i tej Szwedy wygrać nie poradziły, a co i gorsza to dowodzący Rosjanami von Kruse znów manewrował i zwłóczył tak długo, aż Cziczagow mu z rewelską w sukurs nie nadpłynął eskadrą i tak oba mięli Szweda nie dość, że na widelcu w kleszczach, to jeszczeć przewagi liczebnej pozbawionego. Brat króla szwedzkiego, choć się w bitwie nie popisał, wcale sprawnie ogarnął zamięszanie i ukrócił paniki na swoich okrętach i uszedł z pola bitwy do Zatoki Wyborskiej, gdzie wrychle przyszło do kolejnego z interesujących nas starć.
    Nim przecie do batalii przyszło, Moskale osaczyli Szwedów niczem ogary odyńca rannego, bo nie dosyć, że w Wyborskiej Zatoce Szwedy nijakiego nie miały oparcia w siłach lądowych, to jeszczeć od Wyborga strony mięli tamecznej flotylli przybrzeżnych galer i kanonierek, która podejść broniła, przecie jeszcze i potrafiła nocami wroga ambarasować i dokuczać sielnie. Byłoż oczywistem, że się tam Szwedy nie osiedzą, bo i jadła przecie nie na jakie oblężenie na morzu brali, aliści pierwotkiem Gustaw III, który tam wrychle na czele odnowionej szwedzkiej floty szkierowej,  wcale zuchowato jeszcze dążył k'temu, by nocami i przy samem brzegu na pokładach tejże właśnie floty posiłków naściągać i mieć dość żołnierza, by i samemu na Wyborg uderzyć. Koniec końców przyszło k'temu, że miał król szwedzki w Wyborskiej Zatoce czterdzieści tysięcy chłopa, 22 okręty liniowe, 13 fregat i drugie tyle mniejszego drobiazgu, zaś floty szkierowej na jakie 280 jednostek (galer, kanonierek i barkasów artyleryjskich) liczonej.
    Cziczagow przeciw temu ściągnął swoich 30 liniowców, 20 fregat i drobiazgu bez mała, zaś południowego wylotu cieśniny zwanej wówczas Björkösundem, oddzielającej wyspy Peisari, Torsari i Björkö**** od lądu stałego, zastawił "nasz" de Nassau ze swoją flotą wiosłowych galer i kanonierek i cąłe to towarzystwo przez cały czerwiec się co i po chwila tyrpało, szarpało i denerwowało wzajem, aliści do boju pryncypalnego nie przychodziło. Król szwedzki był w potrzasku, ale bynajmniej nie zamierzał kapitulować...
  Mapka ta już nie jest tak, jak poprzednia, przejrzystą, ale postaramy się rzeczy pojaśnić. Czarne strzałki to trzy główne ugrupowania szwedzkie: siły główne z liniowcami (1), pomocnicze z fregatami i innymi mniejszymi (2) i flota szkierowa (3), choć ich pozycja oddaje stan jakby z bitwy już zaczętej, gdy w rzeczywistości pierwotkiem były te siły stłoczonemi w północnej części zatoki, zaś blokada rosyjska stała w dwóch liniach nieco poniżej linii przylądek Krosserort-wyspa Peisari.  Mapa tego nie oddaje, aliści układ mielizn i szkierów tamecznych dzielił wyjście z Zatoki Wyborskiej na dwa jakby szlaki, z których pierwszy wiódł na pełne morze, czyli pod lufy czekających głównych sił rosyjskich (5), zaś drugi, niezwykle płytki i niebezpieczny, wzdłuż brzegu ku zachodowi i nadawał się właściwie wyłącznie dla jednostek floty szkierowej, która zresztą tamtędy właśnie przypłynęła do zablokowanej już pełnomorskiej floty żaglowej.
   Cziczagow nie wierzył w możliwość przedarcia się szwedzkich żaglowców tym szlakiem, ale od wszelkiego przypadku zablokował i tę drogę  eskadrą (6) pięciu liniowców i jednej fregaty. Na zachodzie, wpodle wyspy Pitkopas oczekiwała niewielka eskadra rezerwowa (trzy fregaty) bardziej obrachowywana tam na to, by dobić to, co by się może i przez blokadę przedarło. Że się Moskale będą brać wrychle za to by szwedzkie raki wybierać ze saka szło pomiarkować po tem, że z wieczora 29 czerwca się de Nassau ruszył i podszedł Björkösundem ku północy, spędzając szwedzkich czatów i osłon, aliści nie dobrnął dalej, jak na mil parę. Podobnie się awantażował dywizjon galer i kanonierek z twierdzy wyborskiej od północy, który jednak się Szwedom udało zatrzymać.
  Nocą z 2 na 3 lipca część szwedzkiej floty szkierowej ruszyła Björkösundem ku południowi, jakoby z zamiarem uderzenia na de Nassaua, aliści za wyspą Peisari skręciły owe galery na zachód i przechodząc między Björkö i Peisari uderzyły na flankę floty rosyjskiej. Prawda, że atak był nieledwie szaleństwem, prawda że po dwugodzinnej strzelaninie, gdy zaskoczeni pierwotkiem Moskale się już i wcelowywali lepiej, Szwedy przetraciwszy paru galer cofnęły się nazad, ku północy. Osiągnęli jednak coś znacznie ważniejszego niż gdyby coś istotnego Rosjanom zatopili; oto Cziczagow, który już i przódzi mniemał, że właśnie tamtędy będą Szwedy próbowały uchodzić, jeszcze się w tejże myśli utwierdził i nie uczynił nic zgoła, gdy ze świtu nastaniem pomiarkował, że szwedzka flota szkierowa wyszła za plecy własnej żaglowej, a ta podniósłszy kotwic, żegluje ku zachodowi.
   Nie wierząc w możliwość przedarcia się Szwedów przez szlak przybrzeżny, rozumiał on tegoż manewru za pozorowany i nie zmienił pozycji swych okrętów, jeno im kotwic podnieść kazał i dopiero gdy już starcie głównych sił szwedzkich z owemi sześcioma okrętami rosyjskiemi na tem szlaku postawionemi zdało się być nieuchronnem, nakazał trzem liniowcom z tych, co najbliżej Krosserortu stały, iść onym w sukurs. Nic to jednak nie zmieniło, bo raz, że ów ordonans był nadto późnym, dwa, że nim te liniowce podniosły kotwic i dokonały zwrotu na nowy kurs, nowych arcycennych minut przetracono, trzy, że wrychle jeden z nich się na mieliznę wpakował, a dwa pozostałe uznały, że ważniejsze nieszczęśnemu pomóc, niźli za Szwedem gonić...
  Owe pięć rosyjskich liniowców i fregata stały ku nadciągającym Szwedom burtami i prażyło do nadchodzących ze wszystkich luf, na co znów owi odpowiadać mogli jeno z dziobowych dział, tzw. pościgówek, ex definitione lżejszych od pozostałych. Prowadzącego "Dristigheten" zmasakrowano srodze, przecie wdarł się on w środek rosyjskiego szyku, a za niem kolejne szwedzkie liniowce i wtedy się sytuacja odwróciła: to one mogły wreszcie walić salwami z obu burt, a Rosjanie jeno z dziobowych i rufowych odpowiadać. Nolens volens, by móc znów strzelać burtami,  musięli Rossyjanie kotwic podnieść i własnych okrętów obrócić wzdłuż szlaku żeglownego, co w praktyce oznaczało blokady pierwszej przełamanie, bo Szwedy natychmiast w to wolne miejsce się wciśli i walka ogniowa szła na okrutnie bliskich dystansach.
  Druga linia rosyjska to już było tylko sześć fregat, bez liniowców, i choć poczęły one z dala strzelać do nibyż osłabionego przeciwnika, to i dział miały mniej, a i słabszych, przy tem we Szwedów za pierwszej linii przełamaniem nowy duch zgoła wstąpił i odpowiadali ciosem za cios. Trzecia linia, którą nieoczekiwanie dla samej siebie stały się trzy fregaty wpodle wyspy Pitkopas, co to miały dorżnąć watahę, wolały Szwedom zejść z drogi same i tak się te okręty nawet i bez strzału minęły.
   W tem entuzjazmie oswobodzonej floty żaglowej cokolwiek przepomniano o galerach i dopiero widząc, że nadto późno spuszczone ze smyczy przez Cziczagowa siły główne w pierwszej kolejności uderzyły na próbujące iść za liniowcami i fregatami szwedzkie galery, Karol Sudermański posłał im w sukurs dwie (!) fregaty. Do starcia nie doszło, bo ich dowódcy nie byli samobójcami i wrychle zawrócili, aliści i tego wystarczyło, by Rossyjanie niepewni, zali to poważniejsze nie wracają siły, szyków swoich ułożyli do starcia nowego dając galerom chwilę wytchnienia niewielką, aliści wystarczającą, by te umknęły na ów szlak przybrzeżny i trzymając się jak najbliżej brzegu, czego się lękały rosyjskie okręty o większym zanurzeniu, uszły ku zachodowi.
  Szwedzka flota żaglowa straciła liniowiec "Eningheten", na którem wybuchła prochownia, zasię cztery insze osiadły na mieliznach i przechwycili onych Rosjanie. Zatopiono też jednej fregaty, dwóch dalszych podobnie znów przetracono na mieliznach, podobnie jak trzy z galer floty szkierowej, która już i przódzi w starciu z rosyjskimi liniowcami straciła cztery insze galery i ponad czterdzieści inszego drobiazgu. Poległych i wziętych do niewoli na unieruchomionych jednostkach Szwedzi stracili ponad 7000 ludzi, zaś 3000 było rannych. Rosjanie nie stracili żadnego okrętu, ale pięć liniowców i sześć fregat z owych dwóch pierwszych linii blokadowych tak było poharatanych, że się ledwo do nieodległego przecie Kronsztadu na naprawy dowlokło, zaś ubitych i rannych było łącznie z 5000 ludzi.
  Zdałoby się, że Szwedzi ponieśli tam klęskę druzgocącą, bo trzeciej części floty żaglowej sięgającą, tymczasem owi uważali rzecz całą za sukces, bo się przódzi już i całkiem zgubionemi widzieli i tak owo przedarcie się floty żaglowej, mimo ogromnych strat, dodało ducha i animuszu nie tylko flocie, ale i wojskom lądowym, zaś król Gustaw III zyskał niemałego uznania dla swej odważnej decyzji, by się przez Moskali przebijać, jak i dla samego planu, jakże tego skutecznie dokonać.
  Poszczerbiona szwedzka flota szkierowa szans nie miała na to, by w ślad za żaglową, umknąć do Sveaborga, tandem dowodzący nią król Gustaw III umyślił się schronić z nią na owej znakomitej pozycji obronnej na wodach Svensksundu, tak niebacznie przez admirała Ehrensvärda w pierwszej bitwie u ujścia Kymmene opuszczonej.  Rossyjanie zaś uznali, że owa jest tak poszczerbioną, że do jej całkowitego pogromienia wystarczą ich własne galery i kanonierki, bez żaglowców, zwłaszcza, że dowodził niemi nie kto inszy, jak wsławiony wiktorią nad Ehrensvärdem na tychże samych przecie wodach... Karol de Nassau-Siegen!  I tak oto, w dni parę zaledwie później, doszło do drugiej bitwy u ujścia Kymmene, czasem dla odróżnienia zwanej bitwą na wodach Svensksundu, luboż i przez Finów pod Ruotsinalmi od nazwy fortalicji na wyspie Kotka się znajdującej, aliści o niej to już opowiemy w nocie kolejnej, iżby się nie okazało, że ta swą długością jakich rekordów nie pobiła...:)
  
_____________________
- podobnie jak i następne dwie, zapożyczone z książki Edmunda Kosiarza "Wojny na Bałtyku X-XIX w." wydanej przez Wydawnictwo Morskie Gdańsk 1978
** - dziś to fińskie miasteczko Hamina
*** - między innymi na zupełnie zbyteczne pertraktacje z załogą twierdzy o honorową onejże kapitulacyję, gdzie Moskale jeno szwedzkiego władcę zwodzili, by na czasie zyskać i odsieczy doczekać.
**** - nie mylić ze szwedzką wyspą Björkö nad Kattegatem, wpodle Göteborga.
             
                     ................


30 komentarzy:

  1. Wpisuje się Wachmistrz w nurt suspence'u wręcz niemożebnego. Żeby w takim miejscu wątek przerwać?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawka: nawet nie zacząć... Toć przecie dopiero zarys szkicu do wstępu, który się zerwał z łańcucha, nim przybrał ciała i kształtu, czego zresztą z pewnością jesteś świadom, bo nie pierwszy raz mi się to zdarza, niestety...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. szczur z loch ness3 września 2016 20:33

    Najciekawsze w owym szyfrogramie wydają się przypisy
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, bo na tym etapie otwierają zgoła nieskrępowanego dla imaginacyi pola...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Coś się chyba Waćpanu wyrwało spod kontroli.:))) Jakieś nieopierzone takie.:)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W rzeczy samej, niestety... Nie upilnował ja potworka...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Za to teraz jak rozwinął skrzydła!
      Mapka, bitwa, mapka, bitwa. Ojć! Chociaż ta pierwsza mapka ma akurat na wschodzie (na prawo) zdjęcie szanownego Waćpana, co czyni ją znacznie przyjemniejszą do oglądania...:)))
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
    3. Miałżem co turbacyj z tejże mapki skalą, bo mniejsza mi się nieczytelną zdała, tom i poszedł na ten azard, że ją gębą własną kątkiem przyćmiewać będę, szczęśliwie w miejscu nie nadto ważkiem...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Jako zupełnie nieorężny człowiek właściwie na tym bym poprzestał, ale przecież rozumiem, że prawda historyczna żąda dalszych szczegółów. Poza tym to wojny były czynnikiem rozwoju państw poprzez nowe technologie i sposoby zarządzania, więc moje w tym względzie opinie są śmieszne i marginalne.
    Otarłszy pot z czoła czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypomnieć sobie pozwolę, że zagłębiając się w aż takie szczegóła, ja jeno wolę Lectorów, żywo ongi w kwestii Wyborga przedstawioną, wypełniam...:)) Za której wyrażenie żem prawdziwie jest wdzięcznym, bo raz to żywości relacyj Lectorów z Autorem dowodzi, dwa, że ów wątek mię naprowadził na szereg przemyśleń nowych i już stricte naszej się Ojczyzny tyczących, którego to wątku jeszcze rozwijał będę...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Widać tu jak na dłoni, że car Piotr zasłużył sobie na miano Wielkiego, bo bez niego wszystkie te batalie wyglądałyby zupełnie inaczej. Kluczowe tu są szlaki zaopatrzeniowe i możliwość przerzucania wojska w miejsca najbardziej korzystne, a tego bez przewagi na morzu niepodobna było dokonać. Dziwne to, że Rzeczpospolita, tak bardzo przecież uzależniona od eksportu przez Bałtyk i tak bardzo jednocześnie od strony morza zagrożona, nie dość że tak naprawdę własnej floty nigdy nie wytworzyła, to jeszcze i strategiczne Prusy (nie mówiąc o Pomorzu) straciła!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawa utraty Prus wymaga przyjrzenia się sytuacji międzynarodowej w 16 wieku, stąd wolno przyjąć, że traktat, który zakończył się Hołdem Pruskim był wyrazem kompromisu, przecinającego związki Prus z cesarzem i papieżem. Nie można pominąć traktatu z Radnot ( 6.12.1656) uznawanego za rozbiór Rzplitej .Na mocy traktatu welawskiego ( 19.09.1657 ) zrzeczono się zwierzchnictwa lennego nad Prusami, a z kolei traktat bydgoski ( 6.11.1657) dał kolejną podstawę dla przyszłego Królestwa Prus. Wybuch wojny Francji z koalicją Austrii, Hiszpanii, Holandii i Brandenburgii, doprowadził do tego, że Szwecja ( sojusznik Francji ) uderzyła na elektora brandenburskiego, dawał nadzieje na zerwanie traktatu welawsko-bydgoskiego i wejście na tereny dawnego polskiego lenna. Nawet podpisano w Jaworowie ( 11.06.1675 ) tajny traktat z Francją, ale skończyło się na dobrych chęciach. Francja nie przekonała Turcji o potrzebie wycofania się z Podola, Szwedzi potracili siły na Pomorzu Zachodnim, zaś Sobieski nie miał takiej prywatnej armii, by przesądzić wszystko jednym uderzeniem i zdobyć Prusy Książęce ( dla siebie lub syna Jakuba). Owszem, korpus szwedzki wdarł się na tereny Prus, ale bez wsparcia Sobieskiego, doznał klęski z wojskami elektora. I tak plany przyłączenie Prus Książęcych zakończyły się całkowitym fiaskiem. Oczywiście, swoje dołożył Wiedeń, zmierzając do osadzenia na tronie polskim Karola Lotaryńskiego, popierając( skutecznie ) konspirację przeciwko Sobieskiemu.
      z wyrazami uszanowania

      Usuń
    2. Nie odmówię ja, Dreptaku, tejże dla Moskali Piotrowej zasługi, choć wojna ta i pokazała rzecz inszą: że zagonione przezeń Szwedy do...Szwecyi samej, bez możności wybierania żołnierza z Pomorza i inszych ziem pruskich, bądź niemieckich i żywienia wojny z łupów, czegośmy sami w czasie "Potopu" padli ofiarą, sprawiło, że kraj ów przestał być zagrożeniem na skalę europejską, a zredukowany do własnych swych możliwości i środków, z wielkim trudem prowadził jedną wojnę, z punktu widzenia Europy, dość peryferyjną i lokalną... Co nie zmienia faktu, że wielce dla Jekatieriny ambarasującą...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Wszystko coś Waść rzekł, Mości Bosmanie, to prawda niezełgana, aliści Sobieski już jeno cerować próbował płótno z dawna rozdarte. Podług mnie mleko wylało się grubo wcześniej, gdyśmy, przy pozbawionym rozumu Albrechcie Fryderyku Hohenzollernie, synu tegoż Albrechta, co na krakowskim rynku przyklękał, zgody wyrazili na kuratelę nad niem i nad państewkiem pruskim przez onegoż brandenburskich krewniaków, zasię zgodziliśmy się (Zygmunt III) na objęcie przez elektorów brandenburskich władztwa w Prusach, choć najostateczniejszemu idiocie powinno być oczywistem, że tak powstały kraik będzie nam zawsze próbował wydrzeć Pomorza i Gdańska, by swoich dwóch części złączyć...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. Przed wiedzą Was obu skłaniam ja głowę, ale staram się tu uwypuklić aspekt kluczowy w tych wszystkich szwedzkich wojnach - kto panuje nad transportem, ten ma tu przewagę! Nie mógł już Szwed żywić się wojną, gdy szlaki tego żywienia zostały zagrożone i na koniec odcięte!
      Natomiast co do Prus (wcześniej Zakonu), to ma chyba racje Paweł Jasiennica, wskazując na grzech pierworodny naszej unii z Litwą - gdy trzeba było ją ratować, to Korona była potrzebna, gdy Korona była w potrzebie, to Litwa odwracała się wiechciem! Poza wojną w 1409-1411 r. Litwa nigdy więcej z Krzyżakami nie walczyła!!! Mało tego - to dzięki Litwie Korona była zmuszona otworzyć front z Moskwą, wykrwawiając swoje siły w odległych wyprawach!!!
      Prawda, Moskwa i tak by przyszła, ale czy tak by się potoczyło wszystko, gdyby nie zagrożenie z północy, to inna sprawa. Unia unią, ale też nasz partner grał własną, nieobliczalną i ryzykowną grę, powodując że zostawały nam sprawy nierozwiązane i nawarstwiąjące się.

      Usuń
    5. Owszem to prawda z tem transportem, jeno, że to więcej miało dla Szwedów znaczenia, niźli dla Moskali, o których w tej wojnie rzec by można, że na dalekich przedpolach Petersburga operowali. Inaczej zgoła ma się rzecz ze Szwedami, którzy jeśliby nie poradzili morzem sił swych i zaopatrzenia dla nich przerzucać, musieliby tego czynić lądem wielce okrężną drogą wkoło całej Zatoki Botnickiej, z częścią trasy bliską już kołu podbiegunowemu... Nie wiem nawet, czy w XVIII wieku dość by tam dróg było i po temu sposobnych, by tego dokonać; dzisiejszy kalkulator drogowy Google rachuje trasy lądowej Sztokholm-Wyborg na 1738 kilometrów, a z Karlskrony, główną bazą szwedzką będęcej, nawet i 2224... Nawet optymistycznie przyjmując, że byłyby możliwe dzienne przebiegi sań (?) i wojska na 20-30 kilometrów liczące (w kampanii średniowiecznej króla angielskiego Henryka V, co bitwą pod Azincourt zasłynęła, zwano go "królem-błyskawicą" dla chyżości postępów armii jego, która potrafiła się przemieszczać szybciej, niż zwyczajne wtedy dla armii wozami obciążonej... 10-12 kilometrów dziennie) to tego by było ze dwa miesiące potrzeba na jeden prowiantu kurs, czy pułku przemarsz... A jeśli nadtośmy optymistycznie rzecz założyli i jednak jakie 10-15, bo przecie w tej mierze technika się znów aż tak od średniowiecza nie rozwinęła, a szlak mamy w lasy i jeziora aż nadto bogaty, to dwa razy tyle...
      Jasienica i jego do Jagiellonów anse, tylko częścią zasadne, zda mi się, że na jego osądach ważyły sporo... Owszem, miała Litwa za uszami sporo, aliści wejrzyj choć raz na to ich oczami...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    6. Poglądam czasami! :)
      To co dla Szwedów było najbardziej newralgiczne, dla Moskwy kluczowym się stało.
      Co do Jasienicy, to zaznaczyłem wszak, że Moskwa i tak by przyszła, bo to jak z ową Piątą Pancerną Bundeswehry, na którą żeście z desantowcami czekali, albo z najazdem Mongolskim - niechybnie musiało nastąpić!
      Zważ jednak jak sytuacja byłaby inną, gdyby któryś z Wazów ową flotę wystawił i trzymał pod kontrolą przynajmniej część wybrzeża z przyległymi akwenami? Jak bardzo wzrosłaby zależność Prus i chociażby Gdańska?! I czy Szwedzi zdecydowali by się na jakikolwiek najazd wtedy, mając zagrożone tyły i licząc się z odcięciem sił swoich w odległym, a niezwykle rozległym kraju. Czy doszłoby wtedy do Wojny Północnej i jakie widoki miałaby Moskwa przy ewentualnym rozważaniu rozbiorów?
      Gdybanie to jednak tylko. :)

      Usuń
    7. Worek z moskiewskimi wojnami rozwiązał Kazimierz Jagiellończyk, samemu najeżdżając ich i wojując o ziemie nad Wiaźmą w przedziwnym okresie naszej historii, gdy tak naprawdę unii nie było (1444-1447). Poprzedni król podobno zginął pod Warną, ale nie umiano tego potwierdzić, Kazimierz był "tylko" wielkim księciem litewskim i jako suwerenny monarcha robił, co uważał za słuszne dla Litwy, a z panami z Korony to pertraktował, czy się zgodzi objąć tron polski po bracie (wcale się do tego nie palił, a przynajmniej nie na dotychczasowych warunkach). I to był ten moment, kiedy jeszcze można się było na nich wypiąć, zanim nas nie ściągnęli na dno... Potem to już tylko dokładanie do bankrutującego interesu..
      Co do Wazów i floty, to pierwsze podejścia do jej posiadania robił już Zygmunt August i ja wolałbym taki scenariusz, niż Wazów na naszym tronie... Ale przyjmując Twoje założenia, to boję się, że z racji prozaicznego braku grosza na naprawdę poważną i liczącą się ba Bałtyku flotę (a takiej się nie buduje z dnia na dzień), to zbudowalibyśmy raz czy drugi parę okrętów, które byśmy potem przetracili w jakichś mniej lub bardziej spektakularnych bitwach. Bez tego rozmachu, co swojej flocie z założenia nadawał Piotr Wielki to nie wiem, czy akurat w przypadku floty zasada "nie od razu Kraków zbudowano" ma sens... Co do Potopu, to rzeczywiście się ciekawe otwierają możliwości, ale gdyby nawet do niego nie doszło, na skutek oporu silnej naszej floty i paru jeszcze innych koniecznych czynników, to zważ na czasy wojny północnej: prawdopodobnie ta flota opowiedziałaby się za Leszczyńskim, zatem służyłaby Szwedom... Być i może, że wzmocniony nią Karol XII by pognębił Rosję na morzu, czy nawet zdobył nowo budowany Petersburg i kazał go zaorać... I gdyby wygrał, czy wygrałaby też Rzeczpospolita? Nie sądzę... A przegrywając, to by tą flotę albo uprowadził, albo zmarnował...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    8. Poniekąd masz rację, ale czy utrata nieograniczonego handlu nie spowodowała naszego ostatecznego upadku i wreszcie rozbiorów?
      Co do Kazimierza Jagiellończyka, to nie miałem pojęcia o jego działalności - w szkole tego nie uczą. W ogóle w szkole nie tyle uczą, co NIE uczą! :D :D :D

      Usuń
    9. Jeżeli przez nieograniczony handel rozumiesz swobodny spław zboża i towarów inszych do Gdańska, to tegośmy przetracili właśnie za pierwszego rozbioru sprawą, zatem skutek tu byłby u Ciebie przed przyczyną...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    10. Rzecz dyskusyjna wielce! :D :D :D
      Tak czy inaczej flota i związana z tym przewaga nasza na wybrzeżu, dawałaby nam taką pozycję, że zależność Prus byłaby większa, a co za tym idzie i wpływ nasz na ich agresywne działania. Oczywista, że bez innych naszych działań w tym względzie cała ta impreza byłaby psu na buty, ale łącznie zmieniałoby to nasza pozycje i co za tym idzie dalsze konsekwencje, czyli właśnie rozbiory.
      Czy Rzeczpospolita stać by było na takie wydatki? A na takie straty i klęski stać było???

      Usuń
    11. Ponieważ nadal nie piszesz, co uważasz za utratę nieograniczonego handlu, zatem ja przyjmuję, że idzie o nakładanie ceł przez Prusy na handel idący Wisłą do Gdańska, co nastąpić mogło dopiero, gdy Prusy odcinek tej rzeki od Torunia do Gdańska swojej poddały kontroli. A to przecie nastąpiło w wyniku I rozbioru, zatem nad czym tu dysputować?
      Dla władców Polski XVI I XVII stulecia problemem największym z morzem związanym była postawa nie Prus, których jeszcze nie było, a przynajmniej nie rozumiano w ich zalążku zagrożenia, tylko Gdańska. Były przecie próby budowania floty niejako przeciw Gdańskowi, stąd i rozwój niejaki Pucka czy Władysławowa, ale to wszystko był wyrób czekoladopodobny, a nie czekolada...:(( Bez naprawdę dużego portu z prawdziwego zdarzenia nie było co marzyć o flocie, a skoro nie mogąc przymusić do współpracy Gdańska, nie poszliśmy inną drogą, by np. inkorporować Prusy tak jak się przódzi inkorporowało Mazowsze i mieć portu chociażby w Królewcu lub Rydze, to cała reszta to już były tego zaniedbania konsekwencje... Flota bez portu nie ma racji bytu i dla mnie takie rozważania, bez rozwiązania najpierw kwestii bazy dla tejże floty, to też jest stawianie wozu przed koniem...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Czy mogę się poddać? Jestem w stanie czytać nawet o wojnie, szarżach, dywersjach, klęskach i zwycięstwach, alternatywnych wersjach historii, ale przy tych nazwach skandynawskich wymiękłam. Mnie się oczy na nich wywracają nawet jeśli nie wiem, jak wymawiać. A filmiki w środku w jakim języku, fińskim? Najbardziej podobała mi się muzyka Vangelisa. Przynajmniej wiem, co to ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie zwolennikami wszelkich kapitulacyj nie jesteśmy, chyba że to już jeno żywota zbytecznym grozi szafowaniem:) Filmiki podług mnie są po fińsku, aliści pomimo żem jest rzekomo autorytetem, na którego się nawet, nie wiedzieć czemu, wikipedyczna notka o tem języku powołuje, to przecie języka nie znam i pewności mieć przecie nie mogę...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Panie Wachmistrzu
    Dane mi było ustalić, że Polski Słownik Biograficzny ( tom 22/3, zeszyt 94, str. 591-596 z 1977 ) zawiera biogramy księcia de Nassau-Singen i jego małżonki ( dla jednych Karoliny, dla innych Katarzyny), pióra Ryszarda W. Wołoszczyńskiego, ale ich treść jest niedostępna ( przynajmniej dla mnie).
    Natomiast Kurier Galicyjski nr 209 z 2014 przedstawia notkę o tej osobie ( str. 29 ). Czy po śmierci małżonki ( w 1804 roku) de Nassau-Singen ubiegał się o względy Zofii Potockiej ( Glavani, potem Witt, wreszcie Potocka), jak chce Autorka, tego nie wiem. Zofia w tym czasie była zaaferowana romansem ze swoim pasierbem, jak i Nowosilcowem oraz walką o majątek, wart ponoć 10 mln rubli.
    z wyrazami uszanowania

    ( kuriergalicyjski.com/images/archiwum/kg/pdf/kg_2014_13_209.pdf )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O amorach z "piękną Bitynką" nic nie wiem i wydają mi się one raczej fantazją. W tych sprawach de Nassau był dość interesowny i nie sądzę, by wiecznie będąc w finansowych tarapatach szukał żony również w takich będącej...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Kanikuła, upały, a Waszmość nie odpuszczasz, więc i ja do pracy. Pozwolę sobie dodać, choć to rzecz znana: "Bitwy i potyczki w Zatoce Wyborskiej były starciami sił lekkich, ale takimi posługiwano się na wodach usianych minami i licznymi wyspami. Olbrzymią rolę w starciach odgrywało lotnictwo. Strona sowiecka miała przewagę w powietrzu, toteż ona nadawała ogólny ton zmaganiom. W porze dziennej sowieckie kutry torpedowe z zasady działały wspólnie z samolotami, broniąc skutecznie dostępu do wysp Björkö i Zatoki Wyborskiej. Nocami kutry występowały samodzielnie, ale w warunkach ograniczonej widoczności, posługując się dodatkowo zasłonami dymnymi, miały szanse dokonywania skutecznych ataków. Szanse te w pełni wykorzystywały i wszystkie starcia rozstrzygnęły na swą korzyść." A Fortess of Finland obejrzałam z przyjemnością.
    Zasyłam serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać wody te w każdym czasie obrońcom sprzyjając, atakującemu są zmorą:) Będzie trzeba o tem pamiętać, gdy się na Petersburg by przyszło wyprawiać...:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Parę razy przemknęło mi przez głowę, dlaczego to Niemcy nie próbowali zdobywać Leningradu od morza? Poza tym dlaczego tej floty bałtyckiej nie zatopili lotnictwem, skoro byli w stanie zneutralizować angielską Royal Navy? Zdaje się, że tu jest kolejny temat do omówienia?! Jak to było naprawdę?

      Usuń
    3. Mniej więcej z tego samego powodu dla którego w którejś tam mieścinie nie bito w dzwony przy powitaniu Napoleona... Nie mieli dzwonów, czyli w tym przypadku płaskodennych okrętów desantowych, które wymyślili dopiero Amerykanie do wojowania na Pacyfiku o wysepki kolejne. Zauważ, że wszelkie niemieckie desanty morskie (czyli w sumie chyba tylko walki w Norwegii) wymagały albo opanowania najpierw portu przez desant powietrzny, albo też uderzenie na port niemal niebroniony i wyładowanie wojsk klasycznie, po trapach, a ciężki sprzęt za pomocą portowych urządzeń wyładunkowych. No i nie bez znaczenia były miny... Niemcy tak się bali Floty Bałtyckiej, że w nocy z 21 na 22 czerwca 1941 postawili u wejścia do Zatoki Fińskiej imponującą zaporę z 1 800 min, którą później jeszcze wzmacniali, przy sposobności i sobie uniemożliwiając w praktyce jakiekolwiek działania na tym akwenie, poza lekkimi jednostkami w rodzaju kutrów torpedowych i artyleryjskich. Nie wiedzieli, że Sowieci sami jeszcze w 1939 roku, przed wojną z Finlandią też naszpikowali zatokę minami, łamiąc przy tym prawo morskie i międzynarodowe konwencje nakazujące ujawnić taki fakt i podać do publicznej wiadomości położenie pól minowych. Żeby było jeszcze śmieszniej, to sami bolszewicy, po wymordowaniu oficerów Bałtijskogo Fłota i częściowym zniszczeniu archiwów (kolejne zniszczenia miały miejsce przy tłumieniu przez Tuchaczewskiego buntu marynarzy kronsztadzkich w 1921 roku, mniej więcej w tych samych dniach, kiedy podpisywano pokój ryski z Polską). W efekcie sami bolszewicy nigdy dokładnie nie wiedzieli, gdzie są pola minowe postawione jeszcze przed i w trakcie I wojny światowej. Trałowania dawały sporo, ale nigdy do końca i z tego co wiem, to statki wylatywały na minach jeszcze w początku lat siedemdziesiątych; nie bez kozery największy sowiecki port na Bałtyku jest marginalnym portem jeśli idzie o ruch międzynarodowy... I nie bez kozery po II wojnie główna baza Floty Bałtyckiej została przeniesiona do Bałtijska. Ostatnie znalezione miny w Zatoce Fińskiej to zdaje się przy pracach nad Gazociągiem Północnym w 2008 roku, ale nie zmienia to faktu, że morska społeczność międzynarodowa do dziś uważa Zatokę Fińską za niebezpieczną nie tylko z uwagi na mielizny i skaliste wysepki, a do Petersburga płynie się ściśle wytyczonym "korytarzem"...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)