26 lutego, 2016

O tem jak się Krzyżaki z cystersami ścigały, czyli galimatiasu pruskiego continuum...

   Kończąc noty poprzedniej rzekłżem, że to łeż wielga, że krzyżactwa początek w Polszcze na 1226 Rok Pański datujem, przyjdzie teraz zatem się z tego wytłomaczyć szerzej, choć już częścią nam tego Pan Bosman Jegomość w komentarzach uczynił pod notami poprzedniemi… Nim jednak o tem szerzej, przyjdzie nam się do wypraw książątków naszych z lat 1223 i 1225 cofnąć krzynę, takoż do Chrystianowych zabiegów, by dokazać, że się rzeczy cależ nie tak pokończyć musiały i że insze i scenariusze pisano, jakże sprawy pruskie wieść. Najpierwsze tu skrzypce Chrystianowe, boć ani mi wątpić o tem, że i ów o władztwie własnem zamyślał. Byłże i na czasy owe precedens już jeden, bo w cieniu Zakonu Kawalerów Mieczowych, co na północy już w Inflantach siedzieli, wykroił swego państewka (i to niemałego!) biskup ryski:) Niechybnie też i Chrystian o tem zamyślał, a bulle papieskie, co zwalniały arcybiskupa gnieźnieńskiego ze stanowiska legata na Prusy, dowodzą tego nad wyraz wymownie, że i papież był od tejże samej myśli niedaleki… Więcej jeszcze! Bulla z 1225 nakazuje wręcz Chrystianowi, by ów miał staranie względem obrony nawróconych Prusów i Liwów, zasię onych tereny kościelnej poddaje zwierzchności, za nic najwidniej mając Piastowiców naszych tęsknoty, ergo dopuścić możem i mniemanie takie, że jakoby się tam krzyżowi nie zjawili i machinacyj swych nie wszczęli, prędzej czy później mielibyśmy tam państwa biskupiego, a Chrystian by z Zantyru najmniej Pomezanią i Pogezanią władał…

   Ale, że to gdybania jeno, tedy poniechajmyż tego zajęcia bezpłodnego, bo Krzyżacy na władanie własne w Prusach oskomy nabrali tak wielgiej, że niejeden młodzieniec ku dzieweczce tak wielgiej nie był ochoty:) Najpewniej też, dla tejże właśnie przyczyny zjawiliby się tam nawet i bez Konrada Mazowieckiego działań czy Chrystiana, jeno że naówczas zapewne od morza by dzieła swego poczęli, znowuż wzorem poniekąd spraktykowanem Kawalerów Mieczowych, co tak właśnie Inflant dobywać poczęli, czyli też Duńczyków tako właśnie podbijających Estonii… Najpewniej zatem w cyrkumstancyjach takowych mieliby swego państewka wpodle Sambijej (może i Warmijej?) i szli by ku Jaćwieży, tedy cależ bym i tego pewnym nie był, zali by urośli w potencyję tak wielgą, byśmy jej pod tem Grunwaldem kruszyć musieli… A i pytanie zasadnem się zdaje, czy gdybyśmy, biskupstwem zantyrskim oddzieleni, najazdów krzyżackich doświadczać nie mieli, Pomorza gdybyśmy nie stracili, zaliżbyśmy i mieli powód jaki, by się z Litwinami-poganami bratać? Pewnie by i jaka przyczyna się znalazła, by się z Krzyżakami zetrzeć, aliści czy by to nie było z jakie stulecie, czy może i dwa stulecia później? I czy Łokietek, tak od nich doświadczany, miałby bez tego naprawdę dobry (okrom ambicyj swoich) powód i determinacyję swoją, by wpodle restauracyi królestwa polskiego tak upornie zabiegać? A nuż byśmy się i jako Rzesza niemiecka w podzieleniu na księstewka utwierdzili? I po jednemu ode Wielgiej Polski poczynając, pod cesarską podpadać poczęli zwierzchność?



   Ano, snuć by tych roztrząsań bez końca można, com jeno dla tej począł przyczyny, by ukazać jak czasem niewiele potrzeba, by to, co się nam dokonane nieodwracalnemi wyrokami boskiemi za pewne dziś widzi, cależ inszemi się potoczyło torami… Innymi słowy: odsłona to kolejna "odwiecznego" tu na tem blogu sporu z deterministami przekonanemi, że skoro się coś stało, to tak się właśnie stać musiało i basta!:)

   Póki co, mamyż roku 1225 i Konrad Mazowiecki, za Jadwigi Śląskiej podszeptem z Krzyżakami pogwarza, póki co cależ ich za jakich niezbędnych nie widząc. Nikt jeszcze dzieła Braci Dobrzyńskich za skończone nie widział; w Tyrnawie wpodle Gniewa Świętopełk pomorski hiszpańskich posadził kalatrawensów, tedy Krzyżaki by trzecim miały tu być zakonem rycerskim i nic, póki co, tegoż nie wskazywało, że się za jedynych ostaną… A przecie i to droga do Prus nie jedyna była! Papież pchnął tu i Jacka Odrowąża, co go dziś więcej jako Świętego Jacka znamy, a ów ze swemi dominikanami miał spraktykowanej przez Świętego Dominika na albigensach i katarach metody nawracania, nawiasem wielce prostej, roztropnej i humanitarnej…:)) Owoż trza, napotkawszy człeka jakiego, wiary odmiennej, wejrzeć mu w oczy głęboko, słuchać go, gwarzyć z niem, jak z równem i Bogu wybór ostawić, cóż z duszą jego czynić zapragnie… Jakież by miał papież powody, by na czas tamten w sukces sił złączonych cysterskich i dominikańskich nie dowierzać? Osobliwie po opisanych już i wiktoryjach na tem polu Chrystianowych? Zali była jaka potencyja zdolna to dzieło poczęte zniweczyć?



    Ano była… Choć na 1225 rok się nader mikrą widziała… By jej zaś może i zmocnić krzynę, a i zachęcić niepomału, wydał był Konrad Mazowiecki onym ziemi chełmińskiej we władanie, co się do dziś historycy spierają, czy w 1228, czy dopieroż w 1230 roku… Nawiasem, jako w tekst onego dokumentu wejrzeć, co nie takie proste, bo oryginału nie masz, jeno go bulla papieska późniejsza przytacza, to Konradowe myślenie wcale jaką durnotą nie grzeszy! „…że ziemia pruska i jakakolwiek inna zdobyta na barbarzyńcach ma być dzielona po równej części 


między księcia Mazowsza i Kujaw Konrada, jego synów i następców, książąt 

polskich a mistrza i zakon krzyżacki, a po zdobyciu Prus ma ulec unieważnieniu 

nadanie ziemi chełmińskiej i lubawskiej i mają one powrócić z pełnym prawem 

posiadania do Konrada i jego następców”. I cóż? Przyznać wypadnie, że jeśli tutaj w czem Konrad zgrzeszył, to nie w tem, że durnoty jakiej podpisał, jeno w tem, że nie wiedzieć czemu zakładał, że Krzyżaki umowy dotrzymają, a onemu zadosyć sił będzie, by jej punktów egzekwować skutecznie! I tu jego dla mnie zbrodnia największa, ale że podobne onemu „chciejstwo” narodową jest, zda się, naszą przywarą, że zawżdy ufność pokładając, że „jakoś to będzie”, wszytko Panu Bogu na głowie ostawiamy… Konradowi jeszcze i temuż się dziwię, że ów, jako wiarołomca znany, co sam mało której ugody dotrzymał, naturalną przecie rzeczy koleją, inszych po sobie winien sądzić, tandem czemu tu akurat mniemał, że strona druga ućciwa?

   Spomnieć się godzi, że jeszcze przed krucjatami Piastowiczów, co to pierwsze na ziemie pruskie niesły śmierć i pożogę wszytkim, co się przeżegnać nie umieli i Trójcy świętej wezwać nie poradzili, byłyż i insze koncepta, co Leszkowi Białemu prawdziwie chluby przynoszą… Owoż rozmyślał ów o tem, by póki co Prusów poniechać, a emporia handlowe na ich ziemiach czynić, by przedawać onym sól i żelazo, zatem produkty, o które w borach nad jeziorami trudno, zasię za tąż okazyją głosić onym i słowo boże…Nawiasem, uwagę tu Czytaczów pragnę zwrócić szczególną na ową sól. W cyklu o wielickiej soli (póki co jeszcze ze starego mego bloga nieprzeniesionem) pisałem, że prapoczątki soli wielickiej naszej z połową XIII wieku i Bolesławem Wstydliwym łączym! Skoro zaś ociec jego na jakie trzydzieści lat przódzi chciał tą solą z Prusami kupczyć, tedy przecie musiał jej mieć już i przódzi! Tylko, czy ów o warzonej morskiej na podległym jeszcze wtedy sobie Pomorzu dumał, czy może już o jakiej prawielickiej:)? 

    Brzytwy mi przyjdzie od Ockhama pożyczyć, bym te dygresyje ucinał, bo nigdyż nie pokończym:)) Ad rem zatem! Najpierwszych Krzyżaków zjechało na Mazowsze dwóch, może trzech, z kilkunaściorgiem służby Anno Domini 1228. Tradycyje wielce romantyczne prawią o gródku najpierwszym*, co go Vogelsang nazwali, przy tem milczą o tem, że pierwociną onego gródka była fortalicja krzyżacka najpierwsza… w koronie dębu dorodnego uczyniona, gdzie inszych belek między konary nazwalawszy, w kilku bronić się szło…:)) Dopiroż w 1230 z oddziałkiem następnem zjechał Hermann von Balk i braci kolejnych jeszcze siedmiu. Pospołu jednak z braćmi służebnymi, półbraćmi i służbą nie było ich ani wtedy, ani i przez lat następnych dziesięć, więcej wszystkiego niźli stu… I to jest ta siła, co poradziła zmóc wszytkich wokoło, od Chrystiana najpierwszego i Prusów poczynając, na nas samych kończąc? Zaliżby to jacy nadludzie byli? Bynajmniej… jeno wielgiej chytrości i skrupułów jakichbądź wyzbyci… najpierwszych przeciw Prusom działań podjęli dopieroż z rokiem następnem, gdzy zajęli trzy gródki do wielmoży pruskiego Pipina należące. Ów Pipin byłże już i krześcijaninem, przecie ducha odmieniwszy był się na pogaństwo nawrócił i za toż go właśnie Krzyżaki pokarać umyśliły. Rozpłatawszy onemu żywot i kiszek do pnia przybiwszy tak go długo wkoło pnia ganiali, aż całych nie wydarł i nie pomarł…:((

    Lata następne to marsz Krzyżaków powolny, acz nieustępliwy wzdłuż Wisły, ku morzu, gdzie znów wzdłuż wybrzeża, ku Sambijej i dopiroż tam na powrót w głąb lądu. Metoda podboju najpierwsza: terenu zająć, tubylców, co się przy pogaństwie zaparli wyrzynając, przy tem niemałej onym tu pomocy dawało rycerstwo i nasze, i pomorskie, czy zachodnie nareście… Sami krzyżowi by ani bez pół tegoż nie osiągnęli, czego dokonali rękami naszemi…:( Wtóre, cóż czyniono to kasztel jaki rękoma podbitych Prusów stawiano, z którego szło i okolicy pilnować, takoż bazy mieć do rejzy następnej. Popod kasztelem, czy zameczkiem zasię czym rychlej osadników z Niemiec ściągnąwszy, osady jakiej uczynić, a za szczęśnem okolicy złożeniem i gródka jakiego czasem. Temże sposobem we trzy lata całej podbili Pomezanii, w czem najwięcej im Świętopełk pomorski dopomagał…

    Największem jednak krzyżackim sukcesem było to, że Prusowie w 1233 roku pojmali biskupa Chrystiana i, najwidniej rozeźleni na krześcijan sielnie, trzymali onegoż w niewoli dobre pięć lat! I toż jest ta okoliczność, gdzie się po jednej stronie onym dziwić trudno, z drugiej zasię, trudnoż o krok więcej samobójczy… Krzyżacy jeno łapy z uciechy zatarli, a nie dałbym i groszy pięciu, czy jako sekretnie nie czynili, by ów w tej niewoli jak najdłużej siedział! Papieżowi i po świecie całem rozgłoszono wrychle, że Chrystian męczennik, bo go Prusy ubiły, temuż nie masz co już wpodle dzieła jego starań czynić, osobliwie, że Pomezania zdobyta… Dał temu wiary papież, tedy na krzyżowych całych swych przelał nadziei i Anno Domini 1234 onym nadał całej ziemi na Prusach zdobytej! Przy tem się już i fałszerstwo najpierwsze pokazało, rzekomy Mazowieckiego przywilej kruszwicki z 1230, gdzie im miał ziemi chełmińskiej na zawsze nadać… Konrad tym to czasem nadto zatrudniony wpodle wojaczki z bratankiem, Wstydliwym i macią jego, jeno język mógł w protestach daremnych po próżnicy strzępić. Choć zapewne i one protestacje Krzyżaków trwożyły, bo Hermann von Salza jął u cesarza zabiegać o pozycji zakonu umocnienie dalsze… Ano i wychodził dokumentu najpryncypalniejszego, co go później Złotą Bullą z Rimini zwano, gdzie Fryderyk II za totus mundi władcę się mając, w tem i Polski, dowolnie się uważając uprawnionym lenna rozdawać, Krzyżakom tejże ziemi chełmińskiej nadał, aleć już od siebie, takoż wszytkiego, co na Prusach zdobędą. Przy tem fałszerstwo największe w tem, że tejże Złotej Bulli na 1226 rok antydatowano, by pretensyj Konradowych za śmieszne wykazać… Stąd, mimo że się ów pergamin w 1235 był narodził, po podręcznikach wszystkich po dziś dzień data 1226 za rok „sprowadzenia Krzyżaków” się wzięła i pokutuje….:((  I raz jeszcze z całą mocą podkreślić pragnę, a do czego szerzej wrócę w notach kolejnych, zbrodni gąsawskiej poświęconym, że jestem przekonanym dogłębnie, że gdyby się Konradowi świat nie zawalił wraz z brata umiłowanego w Gąsawie zabiciem, ów by najpewniej onych krzyżowych łotrów nigdy nie ściągał...

  W temże samem 1235 biskup płocki, czyli Mazowieckiego nibyż sługa, dozwolił się resztkom Braci Dobrzyńskich z Krzyżakami złączyć, co też do dziś w nieprawdzie pokutuje, bo nie zakony się łączyły, a bracia poszczególni płaszcza odmienili, a i to nie wszytcy… Tych, co się łączyć nie chcieli Konrad w Drohiczynie osadził, dla wzmocnienia załogi tamecznej, a gdy i ci powymierali, podług prawa kanonicznego zakonu skasowano w sto lat po śmierci ostatniego…

   W rok później zgody Rzymu pozyskali Krzyżacy na to, by na terenach pruskich trzech biskupstw, sobie poddanych erygować, misyjnego dawnego biskupstwa Chrystianowego przy tym niwecząc, do dwóch lat zasię i z Kawalerami Inflanckiemi krzyżowi się ugodzili, tak że odtąd oba zakony niemal za jedno mieć będziem.

  A cóż Chrystian na to? Ano… nieobecni mało kiedy rację mają, temuż nawet jak z niewoli powrócił, mógł jeno pergamina i inkaust na protesty psuć… Tyleż mu to dało, co na wiatr krzyczeć; w 1243 powstaje diecezja czwarta, w dawnym jego Zantyrze Krzyżaki siedziby komturii czynią, a gdy Chrystian nareście, znękany tem wszytkiem, pomiera w 1245 roku, już niemal i pies z kulawą nogą się o Prusów nie upomni… no może Świętopełk pomorski jeden, co najszybciej na oczy przejrzał i w pierwszem powstaniu pruskiem, to właśnie on…Prusów wspierał! Tyleż zyszczeł, że mu zakonni syna Mściwoja porwali i w zamian za onegoż uwolnienie, do pokoju przymusili. Pokoju, w którem się wszelkiej zwierzchności nad Zantyrem wyrzekał, takoż i prawa do cła na Wiśle pobierania, co było cegłą pod fundament przyszłej Zakonu finansowej potęgi
… 
  A Prusowie? Pokonani, podpisali pokoju rok później, ustępując ziemi aż po Pasłękę i odtąd już nie było na Krzyżaka mocnych… aż do Łokietkowego pod Płowcami z niemi starcia, przez nas za wiktoryję mniemanego

____________________

*koło Nieszawy, naprzeciw Torunia


                                       ................








 POST SCRIPTUM: WOBEC TRUDNOŚCI TECHNICZNYCH Z ZAMIESZCZENIEM ZBYT DŁUGIEGO (zdaniem Bloggera) KOMENTARZA PRZEZ STAREGO BOSMANA, WPROWADZAM GO DO NOTY JAKO JEJ CZĘŚĆ INTEGRALNĄ (ma się rozumieć z pełnią praw autorskich STAREGO BOSMANA)


~stary bosman:
   Sprawa Prus wymaga  pewnego wprowadzenia. W okresie rozbicia dzielnicowego klasztory emancypowały się spod władzy biskupiej, zabiegając w Rzymie o opiekę i wyjęcie spod miejscowej jurysdykcji biskupiej. W ten sposób stały się narzędziem wpływów papieskich we wszystkich krajach Europy. Zwłaszcza klasztory cysterskie miały zadanie doprowadzenia Rusi do podporządkowania papiestwu i krzewić chrześcijaństwo wśród pogańskich Prusów. Owszem, było to sprzeczne z regułą narzucającą cystersom kontemplacyjny charakter życia.  W 1206 roku z klasztoru w Łęknie wyszła pierwsza grupa misjonarzy. 
Prawdą jest, iż Chrystian uzyskał zezwolenie papieskie na prowadzenie wypraw krzyżowych, marzyło mu się nawet stworzenie na obszarze Prus osobnego państwa duchownego ( pod zwierzchnictwem papieża), jak to uczynił był Albert, ryski arcybiskup w Inflantach, ale nie przemawia do mnie argument, że miał inne intencje. Sugestie, że właśnie zamierzenia Chrystiana spowodowały odebranie Henrykowi Kietliczowi tytułu legata papieskiego, by podporządkować Prusy bezpośrednio Rzymowi, nie wytrzymują krytyki w zderzeniu z faktami ( do tej myśli wrócę za chwilę).

 Naukowcy są zgodni, że wszelkie napaści na Prusy zapoczątkowali Polacy, zmierzając do narzucenia najpierw zależności danniczej.  Trzeba jednak z naciskiem powiedzieć, że miał w tym swój udział Leszek Biały oraz Węgrzy, a dokładniej ich król Andrzej II. Obaj panowie patrzyli na Ruś halicko-włodzimierską jak przyszłą zdobycz. Nie miejsce i czas rozpisywać o szczegółach, dość powiedzieć, że na mocy traktatu spiskiego ( 1214) uzgodniono, że córka Leszka Białego, Salomea ( miała wtedy trzy lata), poślubi syna węgierskiego króla, Kolomana ( ten miał siedem lat). W 1219 roku osadzono ich w Haliczu, podczas wspólnej wyprawy polsko-węgierskiej, ale dwa lata później Mścisław Udały, książę nowogrodzki i kijowski zdobył Halicz, małolatów wziął w niewolę. Ceną za uwolnienie Kolomanów było zrzeczenie się tytułu króla halickiego i umowa, że po śmierci Mścisława władza w Haliczu przejdzie w ręce węgierskich Arpadów. Gdyby ktoś kiedyś pytał jak to się stało, że tereny Galicji i Lodomerii   weszły w skład późniejszej Austrii, ma wyjaśnienie natury historycznej. Konsekwencją polityki wschodniej Leszka Białego i jego brata Konrada Mazowieckiego było to, że Rusini, Litwini i Prusowie zawarli przymierze i od 1217 roku zaczęli nękać ziemie mazowieckie. Mamy więc drugi przyczynek dowodowy.

I tu dochodzimy do osoby Henryka Kietlicza.  Prawdopodobnie urodził się w 1150 roku. Mieniły mu się takie reformy jakie wprowadził  100 lat wcześniej jego idol, papież Grzegorz VII.Tzw. dyktat papieski, czyli doktryna papalizmu zabraniał udzielania inwestytury, czyli nadawania godności kościelnych przez władze świeckie. Protest Henryka IV Niemieckiego skończył się pokutną wyprawą do Canossy ( 27 stycznia 1077). To, co się działo później, wykracza poza ramy wątku poruszonego przez Pana Wachmistrza.  Kiedy przejrzeć wszystkie  zjazdy książęce, a faktycznie synody biskupie, za lata 1201 - 1218, zawsze natrafimy na informację, że zostały zainspirowane przez Kietlicza i on tam dyrygował całą orkiestrą. To jemu Wincenty Kadłubek zawdzięcza historyczny kanoniczny wybór na biskupa krakowskiego. Od tej pory panowie stanowili zgodną spółkę. To Kietlicz bywając w Rzymie, a często odwiedzał Innocentego III, uzyskał od swego pryncypała bullę, mocą której ( 12 stycznia 1207) przed nim, jako arcybiskupem gnieźnieńskim, nosić obowiązkowo krzyż na długim drzewcu. Ta zasada obowiązuje po dziś dzień.  Nie był jeszcze nuncjuszem papieskim ( tym został dopiero w 1214 roku), ale uzyskał zezwolenie  Innocentego na noszenie przed nim krzyża na wzór legatów papieskich.  Tam, gdzie tylko pojawiła się iskierka waśni między książętami dzielnicowymi, zawsze rolę mediatora obejmował Kietlicz. Co dostawał? A to już jest w dokumentach zjazdów w Borzykowej ( 1210), Mstowie ( 1212) Wolborzu ( 1208, 1212), by wymienić tylko najważniejsze. To było panisko całą gębą. Gedko, biskup płocki, oskarżał go przed Innocentym o niewyobrażalną pychę i wystawność. Podróże w 100 koni, to była norma. Komunię przyjmował na tronie. Wymagał i respektował obowiązek całowania jego buta ( prawo to mieli tylko papieże, jak mnie pamięć nie myli do końca XIX wieku).

 Historia nasza głosi, że na skutek ogromu zajęć służbowych i chęci zbudowania państwa duchowego w Prusach przez Chrystiana, papież odebrał mu tytuł legata. Co więcej, podają, ze miało to miejsce 11 maja 1219 roku, za czasów Honoriusza III, który objął tron papieski z dniem 18 lipca 1216 roku, po śmierci Innocentego. No to powiem dosadnie - guzik prawda, skoro Kietlicz zmarł 22 marca 1219. Dodajmy do tego, że sam biskup Wincenty Kadłubek nagle w 1218 roku zrezygnował ze stanowiska, osiadł w klasztorze w Jędrzejowie, gdzie  pisał swoją kronikę  Zatem prawda jest taka, że papież pozbawił Henryka Kietlicza wszystkich funkcji, a ten wkrótce dokonał żywota. Po śmierci Kadłubka ( 1223) biskupem krakowskim został Iwo Odrowąż, człowiek Leszka Białego. Jedynym człowiekiem, który stawiał się Kietliczowi okoniem, był nie kto inny, ale Władysław Laskonogi i jemu należy zawdzięczać, że Kietlicz doczekał tego, na co zasługiwał.  Nie miejsce i czas opisywać wszystkie zatargi, klątwy i wygnania Kietlicza, ale lektura to wielce pasjonująca. 

I tak, w telegraficznym skrócie, można przedstawić  motywy, które spowodowały, że Prusowie musieli w końcu ulec. To też nader interesująca historia. Wspomnę , że razem z gdańskim Świętopełkiem, w latach 1242 - 1248 powstali przeciw Krzyżakom i Konradowi Mazowieckiemu. Smaczku sprawie dodaje to, że klątwa legata papieskiego Wilhelma z Modeny została zniesiona przez innego legata Opizona z Messano. Co prawda w końcu zawarto pokój, ale to był koniec Świętopełka.

Konkludując, wszystko to, co opisał Pan Wachmistrz jest prawdą niepodważalna. Ale jak się przejrzy działania władców węgierskich, książąt polskich, niemieckich, a także biskupów, to można sobie wyrobić obraz tego, że ze sprowadzeniem Krzyżaków do Polski było kapinkę inaczej niż nauczają w szkołach, bo to nie Krzyżacy wsadzili kij w pruskie gniazdo. Obciążanie winą za zaistniały stan rzeczy tylko i wyłącznie Konrada I Mazowieckiego, to już bardzo gruba przesada.

51 komentarzy:

  1. Drogi Wachmistrzu, nie mogę czytać ze względu na chorobę oczów. Pozdrawiam najserdeczniej, słońca życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuć mi jak najserdeczniej, a zarazem i co jakiej poprawy życzyć ze serca szczerego...:(( Czekać będę znaku jakiego, zali się co odmieniło w tej mierze, daj Boże, by na lepsze...:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~ stary bosman

    Panie Wachmistrzu,
    Nauka radziecka tego nie przewidziała. Mam tekst gruuuubo przekraczający 4.096 znaków. Jak go umieścić? Próba podzielenia na części od 1 do 6 nie powiodła się, bo wyświetla się tekst pierwotny ( czyli w całości). Pomijam, że nie wiem w jakiej kolejności pokazałby się na blogu. Poproszę o instrukcje w tym zakresie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam się bać?:)) Przyznam, że jakoś bardzo biegły w tych zabawach nie jestem, ale wierę, że w razie potrzeby Kneź Okrutnik(chwilowo ukrywający się przed fanami pod postacią Zenona Dreptaka:) lub Tetryk pomogą...
      Podług mnie problem z wklejaniem podzielonego na części tekstu tkwi w tym, że chyba Waszmość używasz opcji "wklej" mając cały czas w buforze pamięci operacyjnej cały tekst pierwotny. Na moją marną wiedzę widzę dwie możliwe drogi. Wkleić do pierwszego komentarza ten cały tekst, a potem wymazywać od tyłu, aż edytor przyjmie komentarz, następnie do komentarza numer dwa to samo, tylko tam najpierw trzeba będzie usunąć od przodu to, co już jest w poprzednim i tak aż do ostatniego. Opcja wtóra to całość, rozumiem, że póki co, znajdująca się w jakimś edytorze tekstu typu Word lub Open Office, podzielić w tymże edytorze na kilka części, które powinny się już mieścić w wymaganiach Bloggera i do każdej z nich z osobna użyć myszy, by tekst "zaciągnąć" myszą na niebiesko, czarno, czy jak tam w Waścinym edytorze to zaznaczają i tylko w stosunku do tej części zaznaczonej użyć kombinacji klawiszy Ctrl i C (Kopiuj), aby następnie tą część tekstu "upuścić" kombinacją Ctrl i V (Wklej) w polu komentarza i dodać ten komentarz na blogu. Gdyby z jakichś powodów się to nie pofortunniło, proszę ten tekst przesłać mi na adres: wachmistrz@poczta.onet.pl i wtedy ja się go postaram zamieścić, tak żeby był dla wszystkich widocznym...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Kneź by był za opcją najostatniejszą, czyli wstawienie owego komentarza jako notkę dodatkową.
      Muszę przyznać, że mnie to ograniczenie nie raz nieźle wkurzyło - kompletnie bez sensu jest!!!

      Usuń
  4. ~ stary bosman
    Dzięki piękne. Skorzystam z podpowiedzi i prześlę pod adresem Pana Wachmistrza,co niniejszym uczyniłem.
    moje szczere podziękowania za pomoc

    OdpowiedzUsuń
  5. Pozwoliłem sobie dodać do noty jako swoiste PS. Sam się wstrzymam do rana z responsem merytorycznym, by dać Lectorom czas i możliwość wyrobienia sobie zdania własnego...:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Matko Jedyno! Teraz chyba pójdę spać z bolącym łbem, a jutro jeszcze raz przeczytam!? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że chyba nadal boli?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Jest coś niepokojącego, gdy komentarze stają się dłuższe od tekstu zasadniczego. Choć druga skrajność (masz fajnego blogaska) wydaje się być rozwiązaniem jeszcze gorszym.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako ten, który akurat zawsze miał głęboko w nosie przestrzeganie owych blogowych "zasad" wcale się nie zaniepokoiłem. Jak widać salomonowe wyjście się znalazło i to wcale niezłe. :)
      Dla mnie temat jest nowy i frapujący, bo pochodzę z terenów, które musiały być w tamtym okresie nieźle spustoszone, czyli z pogranicza Mazowsza i Podlasia. Charakter i struktura późniejszego osadnictwa wynikały tam właśnie z tych historycznych zaszłości, a głównie z konsekwencji najazdów - to były w ich efekcie tereny bezludne. Przypuszczam, ze po drugiej stronie granicy musiało być podobnie, przynajmniej na niektórych obszarach. Co prawda dotyczy to więcej najazdów Jaćwingów, czyli rzecz jest chyba nieco późniejsza, ale przecież realia życia na takim pograniczu musiały być bardzo podobne i wtedy. Jak na mój gust, trafili Krzyżacy w czasie i terenny, kiedy wszyscy byli mocno zmęczeni i osłabienia kolejnymi najazdami, a tereny pograniczne zostały spustoszone - mieli tam dzięki temu swój "lebensraum" i miejsce na osadnictwo - a dzięki doświadczeniu i obyciu w świecie, pole do popisu. Czy z innych pozycji byłoby im równie "sposobnie"? Raczej nie. Trafili na sprzyjający splot okoliczności i przeciwnika (przeciwników), który nie bardzo już był zainteresowany kolejnym konfliktem, chociażby i mikroskopijnym w swych początkach. A że było to zarzewie konfliktu największego, to kto mógł przypuszczać?

      Usuń
    2. Vulpianie, jako ten, co kiedyś spłodził notkę, w której najdłuższy był tytuł, może nie powinienem się nawet w tej materii wypowiadać:), ale zacznę od zgodzenia się z Tobą, że wersja o fajnym blogasku i unowocześniony wariant tego samego, lansowany przez Knezia (jak ty to pięknie, Wachmistrzu, napisałeś!) są rzeczywiście czymś tragicznym i w pewnym sensie martwym. Każda inna forma przynajmniej ma jakiś pozór życia w sobie. Natomiast sam wiesz doskonale jak wiele razy w ciągu minionego dziesięciolecia zdarzało nam się nawzajem komentować sprawy tak obszernie i bogato, a czasem jeszcze i odkrywając poziomy, o których piszącemu notkę się nawet nie śniło... Ostatnią rzeczą jakiej bym chciał komukolwiek narzucać to jakiegoś wędzidła w jego prawie do wypowiedzenia się, nawet jeśli to już są skojarzenia dość odległe. Choć znów w przeciwieństwie do Knezia jestem za tym, by jednak istniał jakiś związek między notą a komentarzem:)) I ujmę to tak: jako autor nie lękam się przytłoczenia notki żadnym komentarzem, natomiast zastanawiam się, czy zdominowanie dysputy inszych komentatorów nie zniechęci, czego bym najwięcej uniknąć pragnął...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Myślę, Kneziu, że Twoja diagnoza dotycząca Krzyżaków i mechanizmów zaludniania pustek pogranicznych, jest generalnie słuszna, ale ja bym dorzucił jeden jeszcze element: to jest czas, kiedy wszyscy nasi książęta propagują osadnictwo, jak mogą (a jeszcze bardziej po pustoszącym najeździe mongolskim z 1241) i Krzyżacy tutaj występują trochę w roli nie za bardzo uczciwej konkurencji dla tych starań naszych, a w każdym razie w roli konkurencji wysoko podnoszącej naszym książętom poprzeczkę. Primo, że mieli poparcie cesarskie, secundo, że gwarantowali potencjalnemu osadnikowi z terenów Rzeszy pewną swojskość, bliskość kulturową i językową i gwarancję bezpieczeństwa w tym nowym nieznanym świecie. Książęta nasi nie mieli za bardzo czym tego przebić, poza względami natury czysto ekonomicznej, stąd te zapisy o naprawdę imponującej ilości lat "wolnizny" od danin i podatków, czy też coś, co uważam za formę swoistej łapówki dla przyszłego wójta, czyli jego osobiste przywileje i zwiększone nadania.
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. Nie jest prawdą, jakobym propagował brak związku komentarzy z notą blogową, natomiast jest prawdą, że dopuszczam taką sytuację, o ile nie narusza ona w rażący sposób dobrego obyczaju. Internet z natury swej jest wielowątkowy i trudno definiowalny. Lepiej więc jak najmniej narzucać, a więcej dopuszczać swobodnej wypowiedzi.

      Usuń
    5. Propagować nie musisz, wystarczy, że dopuszczasz... To jak z narkotykami: skoro nie zabraniasz, znaczy, że pozwalasz. A jeśli pozwalasz, gdy wszyscy wkoło wzbraniają, to znaczy, że jednak propagujesz :))Quot erat demonstrandum:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    6. Bo to nie jest tak Panie Wachmistrzu, że my tu na blogach tworzymy jakieś prawa i zasady - one się tworzą zupełnie poza nami i zaledwie z naszym niewielkim udziałem - tak możemy działać, jak nam programista to udostępni w skrypcie swoim. I tak, gdy nie mam nic przeciwko, żeby tytuł był dłuższy niż tekst zasadniczy, to można dać takowy, bo dlaczego by nie? Jeżeli nie ma ograniczeń, żeby ludzkim słowem drugiego komentatora potraktować, to dlaczego jeden z drugim bloger bresze, że tak nie wolno? A gdzie twórca skryptu zapisał że ma być tylko na temat? Hę? Albo że nie emocjonalnie???
      Ten tu ograniczył długość komentarza, co było główną przyczyną, że go zignorowałem przy wyborze na Kneziowisko. Albo osioł był, albo wyrachowany szubrawiec,że ograniczył. Wiele taki drobiazgów życie paskudzi, dlaczego jeszcze sami sobie mamy je utrudniać?
      No i znowu się musiałem wypowiedzieć na temat, którego obiecałem sobie nie tykać więcej. :(

      Usuń
    7. Nie obiecuj, nie będziesz obietnic łamał...:) Pewno, Miły Mój Kneziu, że można "bo skrypt nie zabrania" i za klubami obstawać futbolowemi, i na wódeczkę się umówić z jednem, a na pochędóżkę z drugą, ani bacząc, że nota akuratnie dajmyż na to: o sposobie chat dawnem malowania w Patagonii prekolumbijskiej... Jeno, że mnie się to widzi niejakim, może nawet nie afrontem, co nieuszanowaniem autora i trudu jego... Pewno, że dysputa może być i zażarta i na tysiączne skręcająca meandry, w trakcie których to skrętów i manewrów się gdzie mimochodem pomieści i ta wódeczka, i ta pochędóżka, o wieleż to jedno z drugiego gdzie tam naturalnie wynika i ku powszechnej uciesze, aliści jeśli choć jednej z person przytomnych jaki absmak zostaje, podług mnie nie tak się tego wieść winno...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    8. Oj, chyba w tym temacie do porozumienia nigdy nie dojdziemy?! :D :D :D

      Usuń
    9. A musimy? :) Jeśli w ogóle cośkolwiek musimy, to napić się wreszcie... Ile jeszcze do tego Watrowiska?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    10. Niecałe 3 miesiące - 88 dni! :D :D :D

      Usuń
    11. Mater Dei...:( Tak długo...:((

      Usuń
  8. niewinny czarodziej na wsi27 lutego 2016 13:08

    Dziękuję za ciekawe lekcje i szacun pełen dla pracy i zgromadzonej wiedzy.
    Trochę mnie Waści język męczy, alem wytrwały :-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielce się ta wytrwałość chwali Waszej Miłości:)
      Kłaniam nisko, wielce obligowany:)

      Usuń
  9. Przyszło nareście i Staremu Bosmanowi responsować, pięknie dziękując przede wszytkiem za trud i ochotę w komentowaniu, zasię za wstrzemięźliwość, bo gdyby iście przepomniał o narzucanym samemu sobie "telegraficznym skrócie", czy "nie porach i miejscach" to moglibyśmy dostać wykładu niektórym pasjonującego, ale zapewne przerastającego oczekiwania i chęć zaangażowania się w odbiór u niemałej czytelników części. Wiem po sobie, jak trudna to sztuka, by wyważyć, tego co notka, w założeniu nieobfita i z konieczności skrótowa, zawierać powinna, by nie znużyć, a zachęcić, zasię znów piszącemu wszystko zdaje się ważkiem, a najważniejsze to właśnie, co przed chwilą, z bólem serca, wykreślił:) O sobie rzec mogę, że się tego wyważenia proporcji dziesięć lat już uczę i wciąż się czuję na tej drodze nieledwie na początku...:)
    Tem niemniej do paru kwestyj się nie sposób szczegółowiej nie odnieść, zatem bym Pana Bosmana Jegomości upraszał serdecznie, by rozwinął, co rozumiał przez słowa o cystersach na Rusi, chyba że to myłka jaka, bo dla mnie, przyznaję, byłaby to rzecz nowa...
    Dziękując najpiękniej za wywód o wspólnych, ale i przeciwnych interesach Leszka Białego i Madziarów na Rusi Halickiej z nawiązaniem do czasów rozbiorowych, pozwolę sobie uwagi zwrócić, że nawet uznając zasadność pretensyj XIII-wiecznych królów madziarskich do Halicza i Włodzimierza (co już samo w sobie dość jest dyskusyjnem), to przejęcie tych pretensyj przez cesarzy austryjackich, będących równocześnie następcami królów madziarskich, mogłoby dać, liche bo liche, ale uzasadnienie jedynie do tych ziem, a zagarnięte przez Austrię w I i III rozbiorze ziemie, a poprawione księstwem krakowskim, bardzo daleko wykraczają poza dawne księstwo halicko-włodzimierskie...
    Za opisanie spraw kościelnych i relacyj pomiędzy książętami a duchowieństwem wyższym wdzięczny jestem szczególnie właśnie ze względu na już gotowe i kolei swojej czekające noty o zbrodni gąsawskiej, onej implikacjach i reperkusjach...:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ stary bosman

      Literatura przedmiotu jest skąpa, W oparciu o pismo Grzegorza IX z 18 lipca 1231, skierowane do Daniło Romanowicza, nawołujące do zjednoczenia z Rzymem możemy wnosić, że taka misja miała miejsce. Nadto nominacja cysterskiego opata Gerarda biskupem misyjnym na Rusi zdaje się wywód potwierdzać. Jest wreszcie, fragmentaryczna wzmianka w uchwale kapituły generalnej z 1279 o powołaniu komisji, która miała zbadać na miejscu warunki ufundowania klasztoru cysterskiego na Rusi. Nie ma jednak danych jak ta komisja się wywiązała z zadania. No i wreszcie argument pośredni to topografia klasztorów małopolskich oraz ich uzależnienie od filii ( domu cysterskiego) w Morymoudu.
      Istotnie, wielką sztuką jest przekazywanie wiadomości w formie mini/max, czyli minimum słów, maksimum treści. Sztuki tej nie posiadłem i jak pamiętam zawsze podnoszono zarzut "kwiecistego" stylu. Na stare lata zapewne się tego już nie nauczę, ale dołożę starań, by w potoku słów nie utopić najważniejszych elementów.
      W przedmiocie Galicji i Lodomerii poszedłem nie tylko na skróty, ale i po bandzie.

      z wyrazami uszanowania

      Usuń
    2. Breve papieskie byłoby dla mnie argumentem słabym, bo ich pisano na kopy, więcej może jako dokumentowanie pragnień i chęci, niźli realnych tu planów. Coś jak powtarzanie na każdym sejmie ustaw przeciw zbiegostwu chłopów, co dowodziło, że to szlachtę żywo bolało, ale zarazem, jak dalece te ustawy musiały być nieskuteczne...
      Co się uzależnień tyczy filialnych u cystersów to jeszcze tamtym czasem funkcjonowała zasada, że każdy nowotworzony klasztor być musiał filią istniejącego (nawet jeśli po jakimś czasie sam się stawał matką dla kolejnych pięciu), a opat filii miał nawet obowiązek raz do roku klasztor-matkę wizytować. Co miało i swoistego przełożenia na szybsze rozchodzenie się nowych technik uprawy ziemi, kuźnictwa i czego tam się jeszcze cystersy imały... Jeśli gdzie obmyślono klasztoru nowego, to jego lokalizację zatwierdzić musieli opaci klasztorów najbliższych i to jest pewnie ta komisja, o której kapituła generalna zamyślała. Logicznem byłoby zatem tu iżby to byli opaci z Małej Polski czy świętokrzyskiego, zatem rzecz ta wygląda jednak na spójną i planowo wiedzioną...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. Przebrnęłam jakoś. Mimo drastycznych szczegółów, brrr... Ale cóż, takie czasy były...
    Czy oni musieli to wszystko tak skomplikować?
    Może i dobrze, że kiedyś nie radziłam sobie z historią, skoro i tak okazuje się, że wielu rzeczy uczyłam się niepotrzebnie, bo teraz wiadomo, że było inaczej.
    A może powinnam tylko napisać: "Pięknie to Waszmościowie napisali"?:)))
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przybij Grażyno piątkę!!!
      Ja co prawda nawet wykazywałem zainteresowanie historią, ale bez przesady - rozbicie dzielnicowe mnie także przerosło.
      Trzeba jednakowoż przyznać, że rzeczywiście pięknie to napisali!!!:D :D :D

      Usuń
    2. Bo na początku było łatwiej, a potem to wszystko pomieszali...
      A ponieważ uwielbiam Mieszka I, to sobie teraz spokojnie czytam książki o nim i o epoce, posiłkując się tzw. archeologią eksperymentalną itp.:)
      Ale mam jakieś dziwne wrażenie, że krzynkę zacnym Autorom podpadliśmy... :)))
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
    3. A tam zaraz podpadliśmy!? A kto by im tu aqua turbat, jak nie my??? :D :D :D

      Usuń
    4. No tak... ktoś musi... :)))

      Usuń
    5. Koncepcja, że Piastowicze z Prusami pospołu nakomplikowali, co mogli, przez złośliwość wobec uczniów szkół za osiem wieków się tego uczących ujęła mnie za serce...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  11. Szanowny Wachmistrzu,tak i śmak wciągam ten historii smak, co wcale nie jest łatwą nauką. Od czasów Konrada niewiele zmieniło się w temacie ufności i owego sławetnego "jakoś to będzie". Dziękuję również za wzbogacające wykłady o wyprawach krzyżowych, o ołtarzach pogańskich, a i test czterech broni totalnie rozgrzewający. Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten test czterech broni niedługo będzie miał niezwykłą wagę dokumentu, bo trzeba będzie tłumaczyć co to jest to białe dookoła wojownika...:)

      Usuń
    2. Sądzisz, Grażyno, że bałwanów zabraknie? Nic na to nie wskazuje... ;-)

      Usuń
    3. Ja bym powiedział, że zmieniło się tak niewiele, że nadal przerabiamy dwóch braci u steru, w tem jednego zza grobu...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. Bałwanów to u nas zawsze było, jest i będzie pod dostatkiem, niestety... Ale ze śniegiem zaczyna być krucho.:)

      Usuń
    5. Zawsze twoje życzenia się tak szybko spełniają?
      Czy mógłbym coś podpowiedzieć???

      Usuń
    6. ~ stary bosman

      Grażyna zamartwia się, że śniegu brak, to i bałwanów nie będzie. Ktoś wielce spostrzegawczy, mitologię znający, a i baczny obserwator sceny politycznej, wyraził był pogląd, jakże celny, o tym, że Wenus stworzono z morskiej piany, a rząd miłościwie panujący - z bałwanów.

      Usuń
    7. Bałwanom tez cześć oddawano w czasach biblijnych, a nic o śniegu tam nie mówią! :D :D :D

      Usuń
    8. ~ stary bosman

      I całe szczęście moje, że w czasach biblijnych pokłony bałwanom składano. Pouczały mnie co światlejsze umysły , bym nie oddawał czci tym, którzy mi ją zabierają, nawet jeśli wszem wobec i każdemu z osobna powiadają, że są tak potężni, iż mogliby odebrać Panu Bogu prawo do Świąt Bożego Narodzenia.

      z wyrazami uszanowania

      Usuń
    9. Spróbuję odpowiedzieć w jednym komentarzu.
      Z tym śniegiem to faktycznie jakoś mi dziwnie wyszło. Dzisiaj u nas cały dzień padał...:)))
      Skoro Bosman, to rozumiem odniesienia do morza, piany i tych innych...:)
      No ale Wenus przecież piękna była.:)
      Z rządem to też problem: wybieramy, wybieramy, a i tak nam jakoś bałwanów nalezie...:)
      Bałwanom oddawano cześć nie tylko w czasach biblijnych, ale i trochę później. To już wtedy śnieg znali.:) Toć zanim miłościwy książę nasz Mieszko chrzest przyjął, też się bałwanom kłaniał. A tu zimy przecież bywały.:)
      No i jeszcze sobie pofantazjuję: skoro stał sobie taki słup czczony, z wizerunkiem bóstwa, bałwanem zwany, na jakiejś polanie i śnieg padał, to go zasypał. I stąd przeszło to określenie na figury ze śniegu czynione.:)))
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
    10. ~ stary bosman

      Oczywiście, że Wenus jest piękna, szczególnie gdy się z piany wyłania. Ale obiektywnie, Grażynie też nic nie brakuje, nawet i bez piany, wszak w litewskim języku oznacza ni mniej ni więcej tylko - piękna . Czasem się zdarza, że wnuki, gdy zaczynają mówić, swoje uwielbienie dla babci wyrażają też cudownie - babcia gadzinka.

      z wyrazami uszanowania

      Usuń
    11. Imię, przez wieszcza utworzone, samo w sobie jest piękne, aczkolwiek, hmmm... jeśli o mnie chodzi, to akurat jakby niezbyt dopasowane...:)))
      Bardzo lubię słuchać dzieciaków. Ich pomysły na słowa i odmianę są rewelacyjne.:)))
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  12. szczur z loch ness28 lutego 2016 12:34

    Za prawdą pójdą nieliczni, jak twierdzi Talka i to akurat jest prawda. Przy okazji ukłony dla Imć Bosmana. Całą resztę, mojej niegodnej osoby nie pominąwszy, rozważania nieco, całkiem lub w ogóle przerosły (niepotrzebne skreślić). Szczęśliwie Szanowny Autor to przewidział, zamieszczając koło ratunkowe w formie odrębnego akapitu, w którym stwierdził: odsłona to kolejna "odwiecznego" tu na tem blogu sporu z deterministami przekonanemi, że skoro się coś stało, to tak się właśnie stać musiało i basta! Nieśmiało zauważę, że cała nauka zbudowana jest na powtarzalności przyczynowo skutkowej, w tym (a zwłaszca) powtarzalności wyników doświadczeń. Oczywiście, w naukach historycznych trudno ćiczyć laboratoryjnie warianty rozpoczęcia II wojny światowej, z zastosowaniem takich lub innych warunków początkowych. Owszem, jednakowoż to co się zdarzyło to się zdarzyło (i basta), na dodatek w określonych uwarunkowaniach, a teza że zdarzyć się mogło inaczej jest o tyle uzasadniona, jeśli założyć odmienność owych warunków początkowych (ułożenia kamieni na Saturnie nie pominąwszy). Wtedy tak, a i owszem tylko nie jest już to historia tylko fantasmagoria, sciece fiction, czy też fantasy.
    Kłaniam z zaścianka :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaje się, że tu kluczowym może się okazać kwestia ułożenia belek w koronie owego dębu obronnego, co to go Krzyżaki tak obwarowały. :)

      Usuń
    2. Po prawdzie jak powiadasz, że ja powiadam, za prawdą iść nie jest prosta sprawa, bo zaraz się przychodzi zapytać: za czyją? Jak bowiem wiadomo od czasów jak Daukszewicza Jegomości jeden policjant pouczał: prawda jest jak dupa-każdy ma swoją...
      Nie nawrócę ja na stare lata ani Ciebie, ani tem więcej Torlina, deterministów zajadłych, tysiącznemi nawet dowodami, czego pojąć nie zdołam, jakim w takim razie cudem dla samych siebie dopuszczacie rolę przypadku, czy przyczyn błahych w zdarzeniach mało istotnych w rodzaju "jakbym się nie gapił za tą w mini panienką, bym w tego drugiego nie wjechał"...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. To ironia była Wachmistrzu, ironia! :D :D :D
      Równie daleko mi do tego determinizmu jako i Tobie. :)

      Usuń
    4. Aha.... A ja myślałem, że sarkazm... I generalnie to moja odpowiedź była do Szczura :P
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)