29 maja, 2012

Święto 18 Pułku Ułanów Pomorskich...

    Dzisiaj nam święto 18 Pułku Ułanów Pomorskich obchodzić, a choć wprawdzie żem już ongi o tem pisał, nigdy za wiele sposobności, by prostować bzdurstw narosłych i legend, jakobyśmy to mięli z szablami kiedy na czołgi szarżować, ku czemu assumpt dała tegoż właśnie pułku szarża pod Krojantami, 
   Pułk sam się narodził lipcem 1919 roku, gdy komendujący Armią Wielkopolską powstańczą, jenerał Dowbór-Muśnicki umyślił z nadwyżek ochotników, co się do trzech dotychczasowych pułków cisnęły, czwartego zalążek utworzyć pod rotmistrzem Ossowskim. Zwał się on wówczas 4 Pułkiem Ułanów Nadwiślańskich i częścią jeno, aleć przecie zdążył udział wziąć w zajmowaniu Pomorza przez Hallera jesienią i zimą 1919/20. Od sierpnia, jako się officialiter Wojska Wielkopolskie z Armią Polską złączyły, miana swego właściwego: Ułanów Pomorskich i numeru 18 otrzymał, zasię na mieśćce stacjonowania mu Grudziądza naznaczono. Święto pułkowe ten dzień upamiętnia, kiedy w niepełnem składzie, dywizjonu prowizorycznie formowanego na front poszedł, by na litewskiej ziemi przeciw bolszewickiem Korpusowi Konnemu Gaj Chana stawać. A stawał tak dzielnie nad Dźwiną, że piechocie Sosnkowskiego czasu dość dał, by się wycofać zdążyła i w późniejszych bitwach warszawskiej i niemeńskiej odwet za to wziąć mogła. Aliści osiemnastemu już się wydostać nie udało... przyparty do granicy z Łotwą i wobec wyboru: zagłada niechybna luboż granicy przejście i internowanie, wybrał to drugie...
   Że z Łotyszami niemal tak twardo negocjacyje wiedli jak z Gaj Chanem wojowali, na tem stanęło, że się pułk jeno rozbroić pozwolił, po czem Łotysze dopuścili, by z Libawy się do Gdyni (wówczas jeszcze wioszczyny nadbrzeznej:) morzem ewakuowali. Że z niemi razem się i garść cywilów-Polaków (i Polek:)zabrała, przyszłe żurawiejki tak o zdarzeniach tych głosiły:
    "Wiać przez morze na Pomorze,
       osiemnasty zawsze może"
     "Osiemnasty spod Libawy
       przywiózł panny dla zabawy"
   Po połączeniu się z inszemi Pułku pododdziałami, wreszcie całością sił swoich z wrześniem 1920 przez Hajnówkę i Narewkę podążył na front nadniemeński, gdzie się znów Pomorzany odznaczyły.
   W Międzywojniu się Pułkowi za garnizon Grudziądz trafił, gdzie ułanom było jak u Pana Boga za piecem. Nie dość, że na koszary byłej cytadeli dostali, gdzież bodaj jedynemu w Polszcze luksusów w postaci ujeżdżalni krytej zażywać dano, to jeszcze stacjonując w mieście, coż polskiego żołnierza pod bronią ostatni raz za Księstwa Warszawskiego widziało*, niebywałej estymy zażywali... Dość rzec, że mało kiedy jako z manewrów wracali, przechodnie na ulicy braw im nie bili:))
  Za inszą okazyją prawić jeszcze będę o edukacyjnej roli wojska w tamtem czasie, tu jeno spomnę, że w pułku regularnej szkoły podoficerskiej uczyniono, co i dla bliskości sąsiedzkiego Centrum Wyszkolenia Kawalerii czasem i nieoczekiwane możności awansu stwarzało...
  Wojnę 1939 roku Pułk zaczął bodaj najszybciej z wszytkich ułanów naszych... Zaczął nieszczęśnie i nadspodziewanie chyżo tragicznie skończył, wszystko skutkiem tej szarży nieszczęśnej, rzekomo na czołgi...  którąż to bzdurę ochotnie powojenne władze podchwyciły, by ukazać jak to sanacyjne rządy do bezbronności Polski przywiedły. Jeszczeć i żal większy, że przy tem takiego Wajdę się dziś za artystę-patryotę uważa, a bodaj on swą "Lotną" nieszczęśną największy tejże durnocie winowajca, coż po pysku winien brać za okazyją każdą, jako się wpodle jakiego ułana znajdzie...
  Cyrkumstancyje dnia wojny pierwszego takie były, że spod Chojnic na polskie jednostki najwięcej na północ w ciasnem "korytarzu" pomorskim wysunięte natarcie wyszło korpusu zmotoryzowanego Guderiana. Przeciw piechocie naszej wielce chyżo następując, k'temu przywiedli nas Niemiaszkowie, że jakoby ich się gdzie chocia na godzin kilka strzymać nie udało, byliżby nad Brdą pierwsi byli, nim by tam nasza cofająca się piechota doszła... Tedy, by tych parę tysięcy luda od zagłady niechybnej salwować, przyszłoż jenerałowi Grzmot-Skotnickiemu nakazać 18 Pułkowi, by przeciw Niemcom wpodle Krojant wypadu uczynił.
  Dowódca pułku, pułkownik Kazimierz Mastalerz, do szarży tej wydzielił pierwszego (rotmistrz Świeściak) i drugiego szwadronu (rotmistrz Ładoś). W szarzyźnie przedzmierzchowej nasi wyszli z lasu i w galopie przeciw Niemcom spoczywającym ruszyli. Tamtym, zaskoczonym srodze,  wrychle pojąć było, że nie strzymają już ułanów i pomykać z pozycji swoich poczęli! Części naszych jeszczeć i onych dopaść pofortunniło i szable na szwabskich karkach poszczerbić... Ech, jak pomyślę coż te gnające przez błonie ćwierć tysiąca jeźdźców wówczas czuć musiało... Pierwszy dzień wojny; nic jeszcze nie przesądzone, i oto w starciu pierwszem Niemce tyły dają, a naszym duma i szczęście piersi rozpiera...
   Cóż, kiedy tej euforyi jeno sekund parę było... drogą od Chojnic cała kolumna niemiecka wozów pancernych jadąc, na ten moment właśnie trafiła i nie mieszkając, ogień okrutny z flanki ku ułanom naszym wszczęła:(( ...
  To już nie walką było zwać, a rzezią okrutną... jeźdźcy z koni spadający, czy nawet i wleczeni za niemi, koni ginących rżenie boleściwe, pola i szosa ciałami ludzi i zwierząt pokryte... Rzuca się ku pomocy sam pułkownik Mastalerz na czele przybocznych kilkunastu, ale cóż przecie poczynić może... sam ginie nieszczęśny, a z niem dwudziestu z górą ułanów i oficyjerów; ranionych na polu trzy razy tylu zostaje... trzecia część tych, co do szarży ruszyli... reszcie się za staraniem rotmistrza Ładosia i majora Maleckiego odskoczyć udało i za Brdę przedostać. 
 
 Krwawa ofiara tyleż dała, że się Niemcom tegoż dnia do przepraw dotrzeć nie udało, niemiecka dywizja o cofnięciu się nawet zamyślała, a w sztabie Guderianowego korpusu takaż panika się wszczęła, że jak sam pisał: "Zastałem ludzi z mego sztabu w hełmach bojowych, w trakcie ustawiania działka przeciwpancernego na stanowisku bojowym. Na moje pytanie, co ich do tego skłoniło, otrzymałem odpowiedź, że każdej chwili pojawić się może polska kawaleria, która rozpoczęła natarcie."
  Dniem następnym w niemieckich oddziałach włoski korespondent wojenny bawił, któremuż Niemiaszkowie bzdur napletli, że ułani nasi prawdziwie przeciw broni pancernej szarżowali. Owa jołopa to podchwyciła ochoczo i popisała relacyi, nibyż świadka temu naocznego, czem z kolei Niemce do końca już wszytkim dym w oczu puszczali, rzekomo "niezależnego" świadka zdarzeń mając... 
   Z częścią Armii "Pomorze" resztki 18 Pułku w Borach Tucholskich okrążone, biły się do 4 września**, zaczem niedobitki skapitulowały... Pojedynczym żołnierzom się jeno ku walczącym nad Bzurą i ku Warszawie wydostać udało.
  Od czasu niejakiego na miejscu szarży słynnej się inscenizacyje onej bitwy czyni, za staraniem Polskiego Klubu Kawaleryjskiego i miejscowych, co pamięć 18 Pułku w sercu mają...



__________
* przemarszu ( a i uwięzienia częsci) rozbrojonych nieszczęśników-tułaczy, co po upadku Listopadowej Insurekcyi tędy na zachód zdążali, nie liczę...:((
** wtedy i zginął major Stanisław Malecki, ostatni pułku dowódca

26 maja, 2012

O szarży kawaleryjskim równej...

   Pomnę, jakom pacholęciem był jeszcze, i razu pierwszego żem o przewagach jenerała Bema posłyszał, że opowiadający mi o tem, a osobliwie o ostrołęckiej potrzebie, użył był słowa "szarża" na określenie tego, czego tam wówczas nasz bohatyr dokonał... Pomnę tu okrutnego zadziwienia własnego, bo przecie ów tam harmatami komenderował, to jakże to: harmatami szarżował? Przecie szarżuje jeno kawaleria, choć ostatniemi czasy namnożyło się i w cywilnem świecie person, co nie tylko szarżować, ale i przeszarżować potrafią... Musiał mi tego opowiadać kto obcy, kogo dla nieśmiałości widać własnej (a to by już familijantów, z Dziadkiem na czele wykluczało:), żem się o to dopytać nie poważył... Nie wiem też czemu, żem bliskich nie dopytał i później i rzecz mię zajmowała latami, imaginacyję zatrudniając i usiłując pogodzić te sprzeczności ze sobą, że jakże to może harmata konnym zaprzęgiem ciągniona, ergo z lufą ku tyłowi zwróconą, cokolwiek temuż zaszkodzić wrogowi... No bo przecie, skoro koń szarżuje, to pędzi na wroga, natenczas zaś lufa własne linie, z tyłu pozostałe, ogląda. Jeśli lufa zaś we wroga mierzy, a zaprzęg jest w pędzie, to przecie nie szarżuje, a z pola bitewnego jeśli nie tyłów podaje, to co najmniej... delikatnie rzekłszy... się "przegrupowywuje"... 
   Dalej żem nie znał, jakoż to mógł tego  Bem poczynić z harmatami i tak mię to zajmowało srodze, dopokąd żem już samodzielnie do opisów tejże nie dotarł batalii, w tem najwięcej do memuarów porucznika, zasię kapitana Stanisława Jabłonowskiego, ówcześnego Bema podkomendnego... 
  Nim przecie o tem co więcej opowiem, chocia w dwóch słowach godzi się bitwy samej cyrkumstancyje wystawić, jakoż i persony, których czynność (a więcej nieczynność) ku niej przywiodła...
  Owoż po batalii pod Grochowem z jej słynną Olszynką, obie armie się na niejakie zimowe spocznienie udały, bo też i obie pokiereszowane cokolwiek, ran przecie wylizać musiały. Że zaś pod Grochowem raniono Chłopickiego, a książę Radziwiłł, przy całej poczciwości swojej i zasługach dawniejszych, sam wiedział, że się na wodza naczelnego nie nadaje, stąd i turbacyja komuż tego zaszczytu powierzyć. Na nasze nieszczęście stanęło na Janie Skrzyneckim, któremu osobistej dzielności nikt nie kwestionował a i zasług dawniejszych, w tem i tego jak pod Sandomierzem w 1809 roku stawał, czy Napoleonowi pod Arcis-sur-Aube w 1813 ocalił żywota*, przecie ów się na wodza nie nadawał więcej jeszcze niźli Radziwiłł, lecz w przeciwieństwie do księcia, najmniejszego wątpienia nie miał nawet o tem. Los przydał mu dwóch genialnych sztabowców: Chrzanowskiego i Prądzyńskiego, których konceptów by jeno bez oporów wykorzystał, bylibyśmy z pewnością o zupełnie innej wojnie prawili, niźli ta, którą z kart historii znamy...
   Skrzyneckiemu jednak nie o wiktoryję szło, jeno o to, by negocjacyj jakich z carem przyszłych nie utrudnić, nie pojmując, że nawet jeśli nie w orężu pokłada nadziei, a w traktowaniu, to traktuje się jeno z temi, których się druga strona lęka, zatem by cara do negocjacyj jakich dla nas korzystnych przymusić, przódzi trza mu było najmniej razy kilka tęgo przetrzepać portek, na co ówcześnie niemałe były widoki, jednak te sposobności Skrzynecki kaducznie zmitrężył... Naciskany przez księcia Adama Czartoryskiego, co próbował czego u zagranicznych potencyj za naszą instatncyjonować sprawą, że i tam nic nie wskóra, jeśli jakich sukcesów nie ukaże, ruszył koniec końców nareście... Nieszczęściem nie przeciw Dybiczowi w kleszczach między dwiema rzekami siedzącemu, jeno podług dawniejszego Prądzyńskiego konceptu, na cesarskie gwardie, które ponoć nie na bój tu szły, a na to by samej we finale zająć Warszawy i parady tam odbyć niemałej...
   W szczegóła tejże wyprawy tu nie wchodząc, bo będęć ja jeszcze i pisać o tem, przyszła ona z winy Skrzyneckiego najwięcej do fiaska swego i trza było czem prędzej siłom naszym uchodzić przed nieprzyjacielem na pięty następującym. Cofnęło się wojsko właśnie 26 maja w Ostrołęce na prawy brzeg Narwi, gdzie Skrzynecki w przekonaniu, że się dostatecznie od wroga oderwał, nakazał się oddziałom na spoczynek rozłożyć, a co gorzej jeszcze, odesłać kazał furgony ambulansowe i amunicyjne, by wojsku nazajutrz dróg nie tarasowały, ale temże samem sprawiając, że nie było czego żołnierzowi podesłać, gdyby do batalii przyszło i ów wszytkich by ładunków, co ich po ładownicach miał, wystrzelał...
   Dybicz jednak nie wiedział nic o tem, że powinien być daleko i jeszcze, ku wygodzie Skrzyneckiego, zwłóczyć, tandem znalazł się pod Ostrołęką nadspodzianie chyżo i z marszu atak na siły jenerała Łubieńskiego, na lewym brzegu jeszcze dla osłony zostawionego, przypuścił. Różnych tłomaczeń próbowano, by Skrzyneckiego działaniom z dnia tego pozór sensu dać, w tem i to, że nagły odwrotu bez boju rozkaz by i może wojsko zdemoralizował, przecie chyba by to i lepsze było, niż bezsensowna obrona za wszelką cenę miasteczka (które przez o zgorzało do szczętu), przy tem czyniona według najgorszego wzoru, bez ładu i składu, iście jakoby strażak, co nie umiejąc z sikawki skorzystać, miał w ogień miotać, co mu pod rękę wejdzie, tak i Skrzynecki pojedyńczymi pułkami i batalionami, przeciw Moskalom pchanymi, myślił chyba cudu jakiego jeno wyglądać.
   Na koniec nareście wykrwawiona piechota nasza od miasteczka odstąpiła i oboma mostami przeszedłszy na brzeg prawy, próbowała jeszcze tych mostów w popiół za sobą obrócić, aliści artyleryja rossyjska, natenczas już na wysoki lewy brzeg podciągnięta i prospekt przez rzekę, w dół, ku niskiemu prawemu brzegowi arcywyborny mająca, tak tęgiego dawała ognia, że stało się to niepodobieństwem. Przeszli wraz i po tych mostach Moskale, następując za naszymi, aliści znając, że by im się tam pozwolono w szykach rozwinąć, to zgniotą nas oni wrychle, wojsko nasze, mimo strat okrutnych od tejże artyleryi moskiewskiej uszykowanej za rzeką i nad polem górującej, dzień cały odepchnąć Moskwicinów próbowało.
  Pod wieczór przeszedł przez te mosty sam Dybicz ze sztabem i  jaką jazdy siłą znaczną, czego nasi pojęli jako preludium do szarży rossyjskiej, która wygnieść nas miała. Skrzynecki całkiem już przy tem na duchu był upadł i to jest ten moment gdy przypadł doń podpułkownik Bem, co od niedawna 4 baterią lekkokonną dowodził** i wymógł był ordonansu dla siebie, by z temi armatami swemi na Moskala ruszył.
  I tak  Bem  wyruszył do boju, który go miał po wsze unieśmiertelnić czasy... Porucznik Jabłonowski tak nam tego opisał: „Bateria ruszyła z miejsc stępo, ja zaś wiodłem oczyma za podpułkownikiem, bym wiedział, gdzie prowadzić działa. Patrzę, przejeżdża nie tylko linię naszych tyralierów, lecz i łańcuch tyralierów moskiewskich. Staje za nimi, wydobywa perspektywę i zaczyna się przypatrywać kolumnom moskiewskim, które w masie od mostu z wolna naprzód postępowały. Widząc, gdzie stanął podpułkownik, zakomenderowałem: „Kłusem! Galopem! – a potem : Marsz! Marsz!...tyralierzy rosyjscy w nogi, nasi za nimi. Że nasz ruch był nadzwyczaj przyspieszony, od razu wpadliśmy pomiędzy Moskali. My cwałem naprzód lecimy, a oni w tymże kierunku między odstępami dział naszych ku swoim co tchu biegną. Żadnemu Moskalowi nie przyszło  na myśl do nas strzelac lub któregoś z nas pchnąć bagnetem, a i kanonierzy nasi nic im nie mówili tak, że kto patrzał  z daleka, mógł sądzić, że razem atak przypuszczamy. Bem odwróciwszy się do baterii  komenduje:
- Stój! Odprzodkój!
...W tejże chwili wielka cisza panowała. Ogień tyralierski naszym ruchem ugasiliśmy, kolumny zatrzymały się... artyleria ich (by nie razić własnej piechoty) przestała była zupełnie strzelać... Podpułkownik Bem daje rozkaz:
 - Od prawego, ognia!
        Jak tylko wystrzeliliśmy z dział parę razy niebawem odezwała się cała linia artyleryi moskiewskiej.... Gdyśmy się raz rozstrzelali to tak wielki dym powstał i taki kurz od kul nieprzyjacielskich grunt we wszystkich kierunkach ryjących, że się zupełnie wkoło ściemniało. O dwa kroki od siebie nie można było rozpoznać. Naraz huk ustał... dym upadł i śliczne słońce się ukazało w całym blasku.... dział naszych strzelających na placu nie było. Sam podpułkownik Bem z dobytą szablą jeździł po pobojowisku wraz ze swym trębaczem Hańczem".
   Brawura Bema i jego artylerzystów, którzy mając ledwo 12 dział, podjęli boju, w sporej mierze skutecznego, z 60 armatami rosyjskimi, wywarła nieprawdopodobnego wrażenia na Dybiczu. Dodajmy, że w tem czasie  ruszyła się  ku mostom i piechota nasza, czyli 5 Dywizja pod jenerałem Kamieńskim, co osobą własną tenże atak prowadząc, przypłacił go życiem, aliści piechurzy jego tak nastawali upornie, że pomięszani Moskale uchodzić poczęli na mosty, okrutnego tam czyniąc pomięszania z temi, co zza rzeki nadchodzili. Summa summarum Dybicz już nijakiego nowego ataku nie sklecił i dozwolił naszym odstapić, zatem choć ostrołęcka potrzeba niechybnie klęską liczona być winna, przecie dzięki Bemowi, poświęceniu jego artylerzystów i piechurów Kamieńskiego nie stała się zagłądą zupełną. Choć cena była wysoka...:((
        Jabłonowski: „... zawracamy na linii naszego frontu. Tam wszędzie leżały trupy naszych kanonierów i koni. W plutonie drugim dwa działa stały odprzodkowane, a przy nich kanonierzy i konie pozabijane na swych miejscach, podporucznik Sachnowski, komendant plutonu śmiertelnie ranny przez odłam granatu... Z tego tak wystrzelanego plutonu jeden tylko podoficer Estko żyjący pozostał". Aliści per analogiam niejakim do Somosierry i brutalnie jeno rachunek zysków i strat rachując, rzec można, że kosztem życia kilkudziesięciu ocalono tysiące... Bema na polu bitwy jeszcze Skrzynecki pułkownikiem mianował i złotym krzyżem Virtuti obdarzył. Szkoda, że później nie zdobył się na to, by i kanonierów najdzielniejszych odznaczyć. Burknął nastawającemu na to Bemowi, że za przegrane bitwy odznaczeń nie daje, choć przecie stał przed nim żywy dowód, że bywało inaczej. Aliści tu już o co insze szło; o rosnącą sławę Bemową, co nawet wojsko do Warszawy wracające poprzedziła. Spominał Jabłonowski, że „Przechodząc przez stolicę tryumfalny marsz odbyliśmy. Lud przyjmował nas po ulicach okrzykami, mieszkańcy zrzucali na nas z okien wieńce i kwiaty...". Sam zaś Skrzynecki, wrychle od dowodzenia odsunięty, zmierzał ku niesławie i zapomnieniu, uwalniając - zbyt późno - stanowisko swoje dla roztropniejszych i więcej do boju ochoczych...
___________________________________________________
*Co zdaje się jednak, że nie jest prawdą, bo dokonali tego nie piechurzy Skrzyneckiego, a szwoleżerowie Gwardii pod Ambrożym Skarżyńskim, aliści w czasach powstania to Skrzynecki za salwatora cesarskiego uchodził...
** Zdradza Jabłonowski, że nie nazbyt początkiem tam Bema miło witano: „... bardzo zimno przez oficerów i szeregi przyjętym został. Większa część oficerów nie znała go, a zresztą przyzwyczajeni byliśmy, że wszyscy oficerowie z szeregu naszego awansowali... przykro nam było, że Bem, obcy i... nikomu nieznany z boku przyszedł nami dowodzić”. Dodajmyż jeszcze do tego, że owej nominacyi Bem zawdzięczał, o czem też wiedziano, protekcyi krótkotrwałego Naczelnego Wodza, księcia Michała Radziwiłła, pozorowi wbrew wielce przemyślanej. Aliści o tem ci, co z Radziwiłłem i Bemem w 1813 roku Gdańska nie bronili w jednym z najcięższych (choć dziś niemal przepomnianym) oblężeń naszych, wiedzieć nie mogli, że ostrołęcka szarża jeno kontynuacją była tych cudów sprawności i męstwa, których Bem już i w Gdańsku pokazać poradził...

23 maja, 2012

Święto 4 Pułku Strzelców Konnych...

Dziś o 4 Pułku Strzelców Konnych Ziemi Łęczyckiej gwarzyć przyjdzie:) Pierwszy tegoż miana i cyfry Anno Domini 1806 formowan na Pomorzu. Jako i insze na Moskwę pociągnął, z której to wyprawy mało komu wrócić przyszło:((
  Odtworzony w 1816, do Powstania Listopadowego stacjonował w Kutnie. W Powstaniu walczył m.in. pod Wawrem, Dębem Wielkim i Grochowem. Po raz trzeci  sformowany w 1920 roku (święto pułkowe w rocznicę otrzymania sztandaru) z różnych oddziałów (w tem i ochotników lwowskich, którzy brali udział w wyprawie kijowskiej). W Międzywojniu stacjonował w Płocku, gdzie dla ustawicznych z tamtejszemi mariawitami kontaktów takaż żurawiejka:
    "Mariawitów zgrywa w karty,
     strzelców konnych pułk to czwarty"
     "Kocha, pije, grywa w karty,
      strzelców konnych pułk to czwarty"
      "Poskramiacze serc niezłomnych,
       to jest czwarty strzelców konnych"
   We Wrześniu boje pod Sierpcem, Narzymem, Płockiem, Mińskiem Mazowieckim i inszemi, a ku rumuńskiej granicy się cofając, przyszło w słynnej biwie pod Krasnobrodem wojować, zaczem straty pułku tak ogromne były, że go rozwiązano 23 września:((  W konspiracji jako pułk spieszony AK reaktywowan na terenie Grójca, Błonia i Sochaczewa.
  Po 1945 już tylko stowarzyszenie jeździeckie "Bierzewice" pamięć o czwartem pułku strzelców konnych podtrzymuje...

20 maja, 2012

Święto 6 Pułku Strzelców Konnych...

Dziś nam 6 Pułku Strzelców Konnych im. hetmana wielkiego koronnego St. Żółkiewskiego święta opić przychodzi:))
   Kolejny to z pułków o hallerowej proweniencyi, we Francyjej formowany*, temuż i święto pułkowe w rocznicę wyruszenia szwadronu pierwszego na front w Szampanii w 1918 roku, takoż  i dla uczczenia przybycia transportu ostatniego z pułku tegoż do kraju w roku następnym.
   "Z Francji swój początek wiedzie,
      a wśród strzelców jest na przedzie"
   Jakbyśmy to dziś rzekli: materiał ludzki był najrozmaitszy...od jeńców z armii niemieckiej po ...byłych zakonników:)), co kolejna żurawiejka upamiętniła:
      "Potworzony z bractw zakonnych,
        to jest szósty strzelców konnych."
Wojował jak wszytkie insze, dzielnie przeciw bolszewikom stając (między inszemi w bitwach: warszawskiej i niemeńskiej), jednak bez szczęścia większego do szarż sławnych, tedy dziś go z inszem zdarzeniem powiążem, jako to Armia Hallerowa ode Niemców Pomorza przejmowała, a jenerał sam pierwszych zaślubin z morzem dokonywał, pierścień w fale rzucając (oczywiście: z konia!:)  
    Po wojnie skierowano go...do Żółkwi, rodowej patrona swego siedziby! Przy grobie hetmana strzelcy konni w święta i rocznice zaciągali wartę honorową, zasię na co dzień ich życie w Żółkwi dwie insze żurawiejki dokumentują. Pierwsza się tyczy wzgórza Haraj, mieśćca randek rozlicznych, wtóra płynącej przez Żółkiew Świny:

"Na Haraju strzela cnota -
strzelców konnych to robota."

"Strzelcy konni, gdy pijani,
w rzece Świni są kąpani"

W kampanii wrześniowej walczył krótko i niezbyt fortunnie, bo już 11 września został rozbity pod Osuchowem:((
______________

* początkowo jako 1 Pułk Szwoleżerów, po przybyciu do Polski najpierw go nazwano 4 Pułkiem Dragonów, potem 4 Pułkiem Strzelców Konnych, by wreszcie cyfry mu na 6 odmienić i zaszczytnego patrona (nota bene: dzielonego razem z 24 Pułkiem Ułanów) przydać.

19 maja, 2012

O pewnem zapalczywem Francuzie, co polskim jenerałem został i za cara zginął...

  Jako myśliwiec we kniei na zasiadce źwierza oczekuje i już już ma broń unosić ku oku, gdy mu jeleń dorodny na strzał się wystawił, zasię z boku gdzie podobnie, a z nagła się dzik ukazywa, myśliwemu, mimo wolej, rozterki czyniąc, tako i mnie, gdym się ku nocie o Bema przewagach na rocznicę ostrołęckiej był szykował potrzeby, wychynął był z pomroku dziejów człek, któregoż żywot prawdziwie niebanalnej jest próby, a żeśmy tegoż jegomości dawno już wygnali z memoryi publicznej, nie odmówię ja sobie, by i tego dzika strzelać, a i może nadążę, nim jeleń umknie wystrzałem spłoszony...
   Persona, która mię tak zauroczyła przecudnie, to Piotr Karol Franciszek Bontemps, porodzony we Francyi w Roku Pańskim 1777. Ośmnaście lat później został porucznikiem artyleryi, czyli można by rzec, że się znalazł w dokładnie takim samym punkcie, jak trzy lata wcześniej pewien przybysz z Korsyki, co się natenczas zwał jeszcze Buonaparte. Naturaliter, Bontemps geniuszu wielkiego Napoleona nie posiadał, atoli życiem całym dowiódł, że i on nie wypadł sroce spod ogona... Dla nas najciekawsze tegoż żywota koleje poczynają się, gdy ów, popadłszy w kapitany, adiutantował jenerałowi brygady artyleryjskiej Hanicque i po batalijach pod Jeną, Pułtuskiem, Iławą Pruską i Królewcem, za przewagi tamtejsze swoje , Legiją Honorową odznaczon został a sława jego dotrzeć miała i do naszego xiążęcia Poniatowskiego, co właśnie poczynał armijej Xięstwa Warszawskiego formować. Faktem jest bowiem niezbitem, że to o niego imiennie (podobnie jak o pułkownika Pelletiera i jeszcze kapitana Malleta*) xiążę Napoleona suplikował, by służby artyleryjskie i techniczne armii Xięstwa im powierzyć.
   Rzeknie kto: a na cóż nam ci Francuzikowie byli? Abośmy to własnych nie mięli oficyjerów dość godnych? Ano właśnie w tem sęk, żeśmy nie mięli... Od rozbiorów bowiem nijaka już uczelnia naszych nie kształciła wojskowych, a co mógł i jaki talentem obdarzony, nabyć wiedzy w polu i pod komendą uczeńszych i zasłynąć, jako niejeden z napoleońskim marszałków, szkół nijakich nie mając, to się przydarzyć mogło kawalerzystom, piechurom, aliści nigdy bodaj w tych służbach, gdzie matematyka podstawą wszystkiego i kto jej po szkołach nie liznął, experiencją już i nie nadgonił tego.
   Postawiony nam na czele parku artyleryi Bontemps z punktu się koło tegoż dzieła zakrzątnął był żwawo, byśmy mięli i harmat jak się patrzy, ale i artylerzystów szkolonych wybornie, czemu służyć miała pierwsza polska wojskowa szkoła wyższa techniczna, czyli Szkoła Aplikacyjna Artylerii i Inżynierii**, przy której czynność naszego Francuza niemała. Główne jednak działania Bontempsa to organizowanie artyleryi Xięstwa, kul, prochów, koni artyleryjskich etc.  Jenerał przyszły i Bema kolega, Klemens Kołaczkowski, tak o niem pisał: "Nierównie bardziej wykształcony od Malleta, lecz charakteru tak żywego, że popędliwość jego w wojsku w przysłowie weszła. Odwaga jego nie znała granic; ile żywy w pożyciu i w służbie, tyle przytomny i spokojny przy swoich armatach. Nieraz podkomendnych swoich zbytnią porywczością obraził, lecz wkrótce serce jego dobre przemagało i starał się błąd swój poprawić. Na jego słowie i uczynności święcie było można polegać, dlatego też pomimo tej niesłychanej żywości, zachował przyjaciół w wojsku do końca służby swojej". Bontemps w rzeczy samej cholerykiem być musiał niezgorszym, bo choć pryncypalna część piszących o niem przytwierdza, że to"jemu winniśmy organizację naszych arsenałów, uzbrojenie fortu, prochownie, warsztaty rzemieślnicze, fabryki pocisków i broni, urządzenie szkół artyleryi, race kongrewskie, itd., itd."***, to niemal każdy co tam, choćby i półgębkiem wspomina, że był nasz Francuzik usposobienia nader krewkiego i cosi być na rzeczy być musi z tem sercem przedobrem, bo przecie z popędliwością podobną i gębą niewyparzoną podług wszelkiej logiki padł by wraz w jakiem pojedynku, których by musiał mieć przecie dziesiątki.... Zatem, skoro to nie nastąpiło, luboż się opamiętywał wraz i iście deprekował, gdzie powinien, luboż go osobną rachowano miarą, popędliwość znając i z pobłażaniem przyjmując, luboż... że i jakie ciche xięcia Józefa ordonanse były, by Francuzika dla jego niezwyczajnej przydatności mieć pod ochroną szczególną i do nijakich w tej mierze nie dopuszczać turbacyj...
   Osobna karta Bontempsowych zasług to kampania z Austryjakami 1809 roku, a osobliwie zaś pod Sandomierzem przewagi.
    W szczegóła może, póki co: zbyteczne, nie wchodząc, dość nam dalej rzec będzie, że za tąż kampanię polskim krzyżem odznaczony Virtuti i do majora awansowany, zasię pułkownikiem i w tejże randze pociągnął był w 1812 roku na Moskwę, pod swoją komendą mając wszelkiej artyleryi V Korpusu Poniatowskiego, czyli inaczej rzekłszy całej niemal armii Xięstwa na tąż wyprawę zabranego. Znowuż w szczegóła nie wchodząc, ale znając, że nie jest Lectorom Miłym nieznana niesławna tragedyja zimowego odwrotu i Wielkiej Armii zagłada, tego dodam jednego, że te Bontempsowe, czyli polskie harmaty... to jedyne, co spod Moskwy wróciły... Wszystkie insze korpusy, także i te francuskie, swoich przetraciły...
   Znowuż do memuarów Kołaczkowskiego chcę sięgnąć, by pokazać, że wśród tych scen dantejskich i oceanu paniki i rozpasania znajdowały się wyspy porządku i roztropności. Wyspa pułkownika Bontempsa wyglądała tak: "Co do mnie odbyłem cały pochód od chwili utracenia koni i bagażów, na podjazdku, dla którego musiałem starać się o furaż na każdym noclegu. Żywiłem się jak mogłem, aż do Smoleńska, to gotując wspólnie z kolegami żywność, którą w furgoniku prowadziliśmy za sobą od Moskwy, to udając się w łaski pułkownika Bontemps, komendanta pułku artylerii, który w furgonach swoich miał ciągle dostatek wszystkiego[podkr.moje - Wachm] i często mnie do siebie zapraszał." Poniżej można biureczko polowe Bontempsa podziwiać (w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego)


                                        
  Wiemy, że po 1812 roku zniechęcony Bontemps suplikował o przeniesienie do wojska francuskiego, na coż ostatecznie zgody był dostał w 1814 roku, wobec pewnej już chyba napoleońskiej klęski. Aliści, to on sam na powrót się ku Polakom zwrócił i pomiędzy niemi chciał służyć po 1815 roku i w tejże sprawie się do wielkiego księcia Konstantego zwracał. Akceptowany przez carskiego brata postąpił był ku armii Królestwa Kongresowego i od 1818 roku pełnił obowiązków dyrektora Materiałów Artyleryi i Arsenału, od roku 1822 w randze już generalskiej.

  De novo też organizował Szkoły Aplikacyjnej Inżynierii i Artylerii, co nie nazbyt mu wyszło fortunnie względem planowanego programu, aliści rzecz ocaloną została przez inszych w dzieło to zaangażowanych**** . Od 1822 roku był też i dowódcą Korpusu Rakietników, zupełnie nowej w dziejach naszych i prawdziwie wyprzedzającej epokę formacji. Tam też był i bezpośrednim Bema zwierzchnikiem, wielce mu pomocnym i troskliwym i rzec można, że jeno Bontempsowi Bem łaskę Konstantego zawdzięczał, że nie skończył jak nieszczęsny Walerian Łukasiński, podobnie przecie winnym, pojmanym i osądzonym będąc za udział w temże samym spisku...
   Biogram z Polskiego Słownika Biograficznego tak czynność jego w czas Insurekcyi Listopadowej opisuje:"W chwili wybuchu powstania 29 XI 1830 został wraz z generałem Redlem aresztowany w arsenale, gdy sprzeciwiał się rozbieraniu broni. Następnie jednak oddał sprawie narodowej znakomite usługi. W połowie grudnia zatwierdził go Chłopicki jako „dowódcę dyrekcjów artylerji i materjałów”. Z początkiem lutego 1831 zapewnił B. Rząd Narodowy, że po przebyciu trudnego okresu montowania przemysłu wojennego wzmoże bardzo znacznie produkcję. Jakoż zorganizował ją w trzech ośrodkach: w samej stolicy, w Białogonie, Suchedniowie i Końskich, oraz nad rzeką Kamienną w Ostrowcu, Denkowie, Odrowążu i Ćmielowie. Dostarczał tysięcy karabinów i miljonów ładunków. Odlewał także działa. Powołany do Rady Wojennej, zajmował się przygotowaniem obrony Warszawy. Pozostał w niej do kapitulacji. "
   Nie dawało mi to aresztowanie spokoju, bo generałowie sprzeciwiający się powstańcom tamtej nocy raczej ginęli i począłżem rzeczy drążyć, aż  żem nalazł wyjaśnienia w memuarach Ignacego Humnickiego ("Pamiętniki", Warszawa 1916), gdzie dowiadujemy się, co generał robił w momencie wybuchu powstania:  oto w zaprzyjaźnionym domu przy ul. Królewskiej zebrało sie towarzystwo:"Już znacznie osób przybywało, juz w salonie zaczynały sie tańce, już zasiedliśmy do wiska, kiedy nagle wpada młody człowiek, Paweł Popiel, i wywołuje głośno dwóch młodszych braci, którzy w salonie tańczyli. Gospodarz wstał od stolika, pytając, co to znaczy, gdy tenże jednym głosem odpowiedział; "Rewolucja!" (...) Wnet całe męskie towarzystwo było na ulicy. Generał Bontemps, który ze mną partię rozpoczął, nie mogąc znaleźć stosowanego kapelusza, w okrągłym wyszedł na ulicę. I ja z drugim pobiegłem na Krakowskie Przedmieście i pierwsze ofiary dnia tego, generała Haukego i pułkownika Maciszewskiego, ujrzałem przed pałacem Namiestnika, we krwi broczących...(...)Wracając z Zamku spotkałem generała Bontemps z wielką kokardą, a gdym się go pytał, co porabiał od chwili ostatniego wieczoru: - Byłem w kozie - odpowiedział. - Poszedłem na odwach i sam sie aresztowałem. Stary jestem, osiwiałem w rewolucjach, człowiek na wszystko oglądać się musi. Gdybu cesarzewicz wrócił, usprawiedliwiłbym się, że aresztowany nie mogłem za nim pośpieszyć. Gdy nie wraca i rewolucja górę bierze, zostaje z wami, ile że to było mego serca życzeniem".
   I rzecz poniekąd osobliwa: tenże, tak dla sprawy naszej zasłużony, oficyjer...pozostaje w Warszawie po klęsce powstania, oddaje się Paskiewiczowi do dyspozycji i ponownej przysięgi na wierność carowi złożywszy... wszelkiej unika kary, a car i generalicja go jako "apolitycznego fachowca" traktując, przyjmuje do służby i podobnych zatrudnień w Peterburku dlań znajduje...

   Familijna tradycja przekazu kultywuje, że śmierć jenerała miała mieć miejsce w 1840 w czasie jakiegoś dla cara pokazu broni nowej, która eksplodować miała. Bontemps miał cara własną piersią zasłonić, za cóż ów się wywdzięczyć miał, biorąc synów jego w opiekę, kształcąc i kariery dopilnowywując wojskowej. Żadne jednak źródła tegoż nie potwierdzają okrom experymentatorskiego zapału generała i zamiłowania do osobistych prac w tej mierze (w wojsku polskim nazywano go "Kowalem") ; wybuch miał nastąpić w petersburskiej ( a nie w moskiewskiej jak twierdzi PSB) Ochtińskiej Fabryce Prochu i miał to być zwykły wybuch nagromadzonego prochu (podobny w 1858, gdy eksplodowało tam półtorej tony prochów i niemal zniszczyło fabryki), zaś rzeczywiście dziwnie szybkie awanse syna Konstantego można wieloma różnymi tłomaczyć przyczynami...
__________________________________
* Pelletier po dekrecie Napoleona z 4 marca 1809 r. został generałem brygady i inspektorem generalnym artylerii i inżynierii Księstwa, zaś Mallet (podobnie jak Bontemps traktowany jako szef batalionu) stanął na czele inżynierów, jak ówcześnie saperów zwano...
** Nie ujmując Szkole Rycerskiej z czasów jeszcze króla Stasia, którą poziomem więcej równać winniśmy do czegoś na kształt Korpusu Kadetów (czego najlepszym dowodem, że sam Kościuszko po resztę swej artyleryjskiej i inżynierskiej wiedzy musiał do Paryża jeździć), to ta właśnie szkoła była pierwszą wyższą uczelnią wojskową na ziemiach polskich. Komendantem był ppłk Rouget; organizacją zaś szkoły zajmowali się głównie Pelletier i Bontemps. Siedzibę szkoła miała w Collegium Nobilium. Rocznie przyjmowano tam 12 osób,a za cały czas jej trwania ukończyło jej 48 absolwentów (w tem Bem, Prądzyński i Chrzanowski).

*** Co prawda nie wszyscy... Niemcewicz sarkał "Pan Bontemps, naczelnik warsztatów zbrojowni, kradnie i bogaci się: wytępione lasy narodowe, kraj cały można było zbudować z tego, co Modlin [wtedy właśnie od podstaw rozpoczęto tej twierdzy budowę-Wachm] i Zamość [tam twierdzy starej de facto niemal de novo przebudowywano-Wachm] pożarły"  
**** Generał Maurycy Hauke, ówczesny dowódca artylerii w armii Królestwa Kongresowego i przyszła niefortunna ofiara popędliwych podchorążych w Noc Listopadową 1831, komendant tejże szkoły, ówcześny pułkownik Sowiński, przyszły bohater Woli i cytowany tu już Kołaczkowski.



16 maja, 2012

Dykcyonarzyka Imci Bartoszewicza, mieniącego się być głosem prawdy i zdrowego rozsądku*, część XV i zapewne nieostatnia...

Części tegoż dykcyonarzyka uprzednie, na dawniejszem mem pomieszczone blogu, Czytelnik Łaskawy tutaj najdzie: (  I, II, IIIIV , V , VI , VII , VIII  , IX, X, XI, XII, XIII, XIV)... Purystów ortograficznych uwiadomić pragnę, żem pisowni oryginału zachował...

"Omnia vincit amor - wszystko zwycięża miłość. Frazes ten , całkiem jasny po łacinie, jest po polsku rodzajem wyroczni delfickiej, bo można go tłumaczyć, jak się komu podoba, a mianowicie: albo miłość jest zwycięzcą wszystkiego, albo też wszystko jest zwycięzcą miłości. To drugie tłumaczenie więcej zgadza się z rzeczywistością. Zwyciężąją miłość wśród dziewic przesądy, "urodzenie", krewni, formy światowe, walka o chleb, intrygi przyjaciół i przyjaciółek, interesa familijne, "dobre partie" i t.d. Młodzieży męskiej do pójścia za "głosem serca" stoi na przeszkodzie głównie... brak posagu.
Opinja publiczna, była to bardzo porządna niewiasta, która się jednak "puściła". Talleyrand mówił: "znam kogoś, co ma więcej rozumu, niż Napoleon, Wolter i wszyscy ministrowie, jacy byli, są i będą - jest to opinja publiczna." Ale Talleyrand dawno umarł, a rozumna i uczciwa niewiasta zeszła na ladacznicę, korzącą się przed każdym powodzeniem. Kiedy pewnemu magnatowi, ubiegającemu się o wysokie stanowisko, zwrócono uwagę, że ma "popsutą opinję", - uśmiechnął się i zapytał: "a ile będzie kosztowała jej reperacja?"
Ostatni wtorek, kryzys warjacji karnawałowej. Chorzy i chore dobywają ostatka sił; z objawami szału rzucają się sobie w objęcia i kręcą się, jak owce dotknięte kołowacizną. Uderzają się kolanami, włażą sobie na odciski, popychają się; czasem tracą równowagę i padają na ziemię, rozbijając głowę i łamiąc patyki, zwane nogami. Twarze ich blade, niewyspane, oczy podsiniałe, całe ciało spocone, gorące. Olbrzymie pragnienie chorzy zaspokajają falsyfikatami win (zob.cienkusz); chore poprzestają na wodzie ocukrzonej i zafarbowanej. Większa część chorych około północy odzyskuje pomału władze umysłowe, - mniejszość powraca do przytomności dopiero nad ranem. Rekonwalescencja trwa dni 46, od środy popielcowej do świąt wielkanocnych. Chorych w tym czasie trzyma się na djecie, z ograniczeniem potraw mięsnych. Rekonwalescentki wymawiają przez sen męzkie imiona.
Ożenek - podanie o przyjęcie do szpitala warjatów. Lud krakowski śpiewa:
                              "Ożeń się i nie bój się! Dobrze tobie będzie,
                                Będziesz miał co kochać, ale jeść nie będzie."
Pamiętnik, z małym wyjątkiem panegiryk napisany przez autora...samemu sobie. Prawie wszyscy, z którymi żył i działał, byli źli lub głupi, on tylko jeden był zacnym człowiekiem i jasno patrzał na rzeczy.
Papa, najczęściej mąż "mamy", indywiduum przeznaczone do karmienia i ubierania rezultatów pożycia małżeńskiego. Inny gatunek służy do pokrywania dachów.
Paragraf, przyrząd do kręcenia, używany przez sędziów, prokuratorów i adwokatów.

_________________________________
* "Słownik prawdy i zdrowego rozsądku" Kazimierza Bartoszewicza, wydany w Warszawie w 1905 roku

12 maja, 2012

Jeszczeć o pojedynkach...

  Do not już wielu, któreśmy tej themie na blogu mym dawniejszym poświęcili, dorzucić bym dziś pragnął tej, której nie moje pióro spisało, a autora nieocenionego "Czasu Gentlemanów"...
http://czasgentlemanow.pl/2012/05/piec-najpopularniejszych-mitow-pojedynkowych/
   Za sposobnością nie mogę się i pewnej refleksyi oprzeć, że oto jak kodeksy honorowe dawniejsze, z najwięcej znanym Boziewiczem na czele, demokratyzując niejako samą instytucyję żądania i udzielania satysfakcji honorowej, liczyły w poczet ludzi honorowych* już nie tylko ludzi wykształconych (nawet i choćby z maturą jeno), ale i ...chłopów, o ile owi na skutek swych zasług, czcigodności i poważania ze strony innych doszli do jakich godności poważnych, pomiędzy któremi najchętniej wymieniano przykład posła na Sejm. Inszemi słowy mógł być Witos kmiotkiem podtarnowskim, któremu dziedzic ręki może by i ręki nie podał, aliści z chwilą, gdy posłem już został, mógł tejże satysfakcyi na drodze honorowej dochodzić i jej udzielać...
  Dziś, gdyby chcieć tegoż kodeksu spisywać de novo, nie wiem, zali posłowie i politycy pierwszymi wykluczonemi od niego by nie byli być winni...:(( A szkoda może, bo jakaż by to nam była ulga, jakoby tak jeden z drugiem się popłatali na sztuki, luboż odstrzelił by który któremu łepetyny... Choć znów potem ekspens nowy za wyborów uzupełniających koniecznością...

____________________
* - co bynajmniej nie o przymiotach charakteru rozstrzygało, a jedynie o zdolności prawnej i obyczajowo przyjętej do żądania satysfakcji i do jej udzielania.

08 maja, 2012

Deja vu, czyli o bankowcach sprzed wieku...

Post ten na dawniejszem mojem blogu publikowałżem lat już temu niemal sześć, a wówczas dla przyczyny świeżej sprawy pewnego singapurskiego maklera. Gdym go jednak przed dniami kilkorgą kopiował na dysk własny w przewidywaniu krachu onetowego, tak mię uderzyła jego dla inszej już przyczyny niezwyczajna wręcz aktualność, żem go umyślił przypomnieć de novo, nieznacznie jeno moderując i aktualizując, osobliwie, że pryncypalnej Lectorów dzisiejszych części on z pewnością nieznanym...

                                                               *             *              *

Jakoby rzec Czytelnikowi dwa jeno słowa: "Argentyna" i "kryzys", wraz rękami zamacha, że wie, że pamięta...wszak całemi tygodniami telewizyja nam tłumy ludzi banki szturmujących ukazywała, zamieszki na ulicach, prostych ludzi wyrzekania... Ano i to wszytko prawda, chocia ja nie o zdarzeniach z lat 2001-2002 (Hospody Pomyłuj, jakoż ten czas chyżo bieży!!!) chcę prawić, jeno na temże argentyńskim przykładzie (a takoż i Banku braci Barings, o którem żem niedawno za sprawą Luizjaną kupczenia był pisał) dokazać, że historia cięgiem się kręcąc, powtarzać się lubi, a jeno my ślepi tego nie baczym i nijakich nam konkluzyj wyciągać się nie chce...
   Rzecz prawdziwie takoż Argentyny głównie się tyczy, jeno tej sprzed lat stu, a nawet i więcej. Aleć by rzeczy niebacznie nie zamięszać, jako piwa starym sposobem warzonego, i podobnież piwu takiemu nie do łyknięcia jej nie uczynić... godzi się w czasy jeszcze dawniejsze postąpić, genesis zdarzeń szukając...
   Ano jakoż "Libertador" Bolivar kolonije dawniejsze hiszpańskie pobontował i po wojnach srogich k'wolności przywiódł,  już w tem czasie moc angielskich romantycznych paniczów przy niem była, a to dla idei wzniosłej (spomnę że tem samem czasem Lord Byron jednakich podniet, w nieodległej Grecyi wojując, szukał), a to dla przygody chwalebnej, wreszcie dla nosa utarcia odwiecznemuż Brytanijej wrogowi... Jakież powody były o to mniejsza, dość że wzrok baczny na ów do młodego życia budzący się kontynent w Londinium obracano.
  Nie jedyni romantycy tam pozierali... Wszytkim in memoriam tkwiły skarby których ode Drake'a czasów marzono by wyrwać galeonom hiszpańskim...a tu proszę...same one, wraz z kopalniami w ręce się pchały... Nie dziwota, że City londyńskie młode republiki wspierało jak mogło, obligacyje ich wykupując, na zyski przyszłe z eksploatacyi onych kopalń śrybra rachując. W latach 1823-1825 uzbierało się tych inwestycyi całe 17 milijonów funtów szterlingów!
  Takież były i pierwociny onej mody na południowoamerykańskie papiery wartościowe. Nawet krach 1825 roku nie zniszczył tej nadziei na krociowe zyski z onych "cudownych okazyi", jakich wszytcy odtąd w Ameryce wypatrywali...
  Jednąż z następnych była Argentyna po roku 1852, kiedy to krwawego Rosasa obaliwszy, włodarze owej republiki umyślili na napływ ludności postawić, by z kraju swego nowe Stany Zjednoczone uczynić... Imć Juan Bustamante Alberdi, znakomitość prawnicza ówczesna nawet i doktrynę takową sformułował: "Gobernares poblar!" ("Rządzić, by zaludniać!")
  Wizyja jednak to ciut przymało, jeślić się onej dla ziszczenia niewiele czyni i przez lat trzydzieści ledwo milijon ludzi ku Argentynie przybyło, z czego ze ćwierć, gdzie ta znów w insze kraje ościenne uszło. Dopiroż jenerał Roca, władzy w 1880 roku sięgnąwszy, wykoncypował, że to dla braku grontów wolnych się tak sprawy mają i gronta państwowe poprzedawał, rychłoż się efektów doczekawszy. Argentyna co dotąd sama zboże przywozić musiała, w 1884 roku wyeksportowała pszenicy na ponad sto tysięcy ton! Z kukurydzą podobnież szło, tedy optymiści we wszem finansowem świecie ręce z uciechy zacierali, nowe kredyty wciąż pompując a to na koleje nowe, by niemi z głębi lądu owe płody rolne do portów zwozić, na elewatory, na nabrzeża portowe, na fabryki i maszyny...
  Jeno że owego pędu baczyć nie było komu, wraz onych zakupów pod inwestycye, owych maszyn nowych, lokomotyw, a i zwykłych podkładów kolejowych i gwoździ nazwożono tyle, że się bilans handlowy Argentyny ujemnym okazał. Że zaś cykle rozliczeń za płody rolne zwyczajowo długie są, boć przecie większość kontraktów po zbiorach płatna, na rynku ustwawicznie grosiwa brakowało, co rząd metodą Witosa naszego naprawiał, nowych pieniędzy, jeno papierowych wciąż dodrukowując. Mechanizmów inflacji tłomaczył nie będę, rzeknę jeno że jako Anno Domini 1886 w obiegu byłoż 80 milijonów papierowych piastrów, tak w 1890 już 197! Jenerała Rocę obalono, aleć nowa władza pieniędzy przecie nie mając, tąż samą drogą poszła i i po roku byłoż już ich 347!
  Jako zwykle w takich razach, póki banki one papierki wydolą na złoto wymieniać nic się nie dzieje przecie złego, gorzej jak zasobów zbraknie i chocia jednemu się odmówi: paniki potem już nijaką tamą nie zatrzymasz!!! A jak wypłaty zawieszają dwa najgłówniejsze banki: Banco Nacionale Argentina i bank prowincji Buenos Aires, nic już nie pomoże...ni to, że Anno Domini 1891 przyszłaż wreszcie tyle lat czekana pierwsza nadwyżka eksportu nad importem, że dla przewagi machin parowych nad żaglem frachty przez ocean trzykrotnie na cenie w dół spadły, koniunkturę poprawiając...
   Jakoż i rząd się niewypłacalnym okazał, krachu odwrócić już nic nie mogło...wszytkie argentyńskie banki zbankrutowały nieledwie w miesiąc! Za Argentyną w kryzys popadł powiązan z nią gospodarczo Urugwaj.
  Cóż to ma z Baringami i z nami dziś wspólnego, zapytasz Czytelniku miły? Ano to, że ów bank się niemal wyspecjalizował w argentyńskich i urugwajskich obligacyach; takoż więc i ich w Europie dotknął run na kasy spanikowanych tychże papierów posiadaczy. Zawiesili Baringowie wypłaty w połowie listopada 1890 roku...aleć przecie nie zbankrutowali! I nie wiem, zaliż to nie pirwsza w historii interwencya państwa bank jaki ratująca... Rząd bowiem Jej Królewskiej Mości Wiktorii nie mógł dopuścić, by upadł największy z angielskich banków. Bank Anglii dopomógł Baringom, nadwyrężając własne złota zapasy na niemal 4 milijony funtów i sam się poczuł mocno niepewnie... Jednak kawalerya finansowa już była w drodze!:))
Bank Francji przekazał do Londyny złota za 3 milijony; Rosyja za półtora... Co wiecej rosyjski minister finansów, któren u Baringów trzymał na depozytach depozyty państwowe na sumy dech zapierające wszem rozgłosił, że ma do Baringów pełne zaufanie i ani myśli ich nazad cofać! Że jeszcze k'temu Bank Anglii, działając z chyżością cale flegmie Angielczyków przeczącą, konsorcyum banków powołał, co się na spólne dla Baringów gwarancje zdecydowały, panikę opanować się udało...rynek się uspokoił...
   Co się pospólnie trzem rządom, bankom licznym i sumom krociowym ocalić udało...lat nieco ponad sto później jeden makler w Singapurze zdołał sam jeden zniszczyć...a upadłego Baringa za symbolicznego jednego funta znaneż nam i w Polszcze ING Nationale Nederlanden kupiło... 

04 maja, 2012

O dodatkach sprawunki uprzyjemniających...

  Cofnąwszy memoryją krzynę, bo ku Świętom Wielgiej Nocy, a ściślej jeszcze : ku owej gorączce wypieków, pisanek etc. etc, spomnieć żem chciał, jakem produktu jednego nabywał. Owoż jeden z mazurków, tradycyjnie już u Wachmistrzostwa wypiekanych, wymaga nie byle jakiego dodatku, którego żadnem nie opędzisz ersatzem, a mianowicie konfitury z płatków róży. Kaducznie rzecz ekspensowna, przecie raz do roku ścierpieć idzie, gorzej, że niemal nie do dostania, czegom spraktykował poprzedniemi laty...
  Na nic tu powszechna konfitura z owoców tejże róży, którą Wam gęsto tkać będą w ręce przekupnie wszelkiej maści i autoramentu, udając, że nie pojęli o cóż się rozpytujecie. Na nic i arcypaskudna francuska namiastka, której był ongi Wachmistrz już w desperacyi nabył, a pokosztowawszy, nieomal niezbitej tej pewności nabrał, że oto Francuziki tam trocin usypały, dla niepoznaki barwiąc onych na ciemno i z wierszchu umięszając jakiej marmelady słodkiej, czego przecie w róży cierpkawej żadną być miarą nie może...:((
  Aliści nie pierwsze to exemplum, że okcydentalne nacyje wszelkie dary Boże splugawić umieją i z jakiego zacnego fruktu, jarzyny, ryby czy mięsiwa, uczynić czegoś absolutnie niejadalnego, przecie ja nie o tem żem tu chciał rozprawiać... Owoż z lat już kilku spraktykowanem konceptem tam żem pobieżał, gdzie produkta przedają Krakowskiego Kredensu, pomiędzy któremi owa konfitura zasłużenie pyszni się i mieni. Tego roku jednak, okrom zawartości pożądanej, żem przy słoiczkach (bom i miodu nie odmówił sobie:) przywieszek obaczył z historyjkami dawnemi, uciesznemi a pouczającemi o produkcie owym lub jemu podobnym...
  Cóż ja tu Wam zresztą rozprawiał o tem będę, jako ślepym o kolorach... Obaczcież sami:



P.S. Cokolwiek może i poniewczasie, aliści żem nalazł był paginy owego Krakowskiego Kredensu właściwej... na której owych opowiastek wielekroć jest więcej, co też i Lectorów Moich Miłych uwadze przedkładam: http://www.krakowskikredens.pl/opowiastki.php?page=opowiastki

02 maja, 2012

Rocznic a'propos...

...przypomnieć sobie pozwolę, żem o tem pisał niemało trzy lata już temu nazad, polemiki czyniąc z tezami wywiadu Imci Professora Chwalby konstytucyi 3-majowej się tyczącego:
http://wachmistrz.blog.onet.pl/Wpodle-konstytucyi-trzeciomajo,2,ID377029861,n
   Za sposobnością też i przypomnieć sobie pozwolę, do czegośmy też tu i doszli, że wbrew temu, co Wam pleść będą bakałarzowie po szkołach, a po uroczystościach rozmaitych prezydenci, premierowie i insza w onej materyjej kiepsko edukowana gawiedź, nie byłaż nasza konstytucyja po amerykańskiej we świecie wtórą, a w Europie najpierwszą, jeno odpowiednio trzecią i drugą... Wszytkim bowiem umyka, choć sami się obruszamy tęgo, gdy o naszem nie nadto dużem kraiku po świecie przepominają, że są nacyje mniejsze i swych dokonań też mają:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Konstytucja_Korsyki
   I powtórzę też i to, com rok temu w komentarzu responsował Vulpianowi... Że nieustająca mnie zżera ciekawość, jakoż by się historyja totus mundi potoczyła dalej, gdyby korsykański przywódca, Pasquale Paoli, przyjął był do służby młodego wolentarza, nazwiskiem Bonaparte a nie przegnał go na cztery wiatry na zgubę własną...