29 września, 2014

O konfederacyi aspektach mało znanych - do opowieści patriotyczno-kryminalnej prawdziwej preludium...

   Nim się ku sednu naszej opowieści pokwapim, rzecz będzie Lectorom najpierwsza pomiarkować sprawy zazwyczaj przy wojaczce pomijane. O spyżę mi idzie, o moderunek, o żołdy i strawne...
   Każdy z nas przecie je i pije, tedy chyba nie dziwne, że i partyzanci wszelkiej maści, odmiany i epoki każdej by tegoż samego dla się chcieli z czasu do czasu... Pewno że to miłość sprawy czy ojczyzny może w lesie trzymać, dawać się żreć robactwu wszelkiemu, przymarzać, nie dosypiać, nie dojadać, z rzadka nawet i czasem może ucierać się z wrogiem, aliści by nie zginąć marnie, jaka bądź bo jaka, przecie ta aprowizacyja każdemu konieczna! A skądże onej brać? Wróg swojej pilnuje, napaść nań to hazard, łacniej tedy wybierać kmiotkom okolicznym i dworom, ano i tak od prawieków czynią partyzanci wszyscy, za jedno czy owi od Czarnieckiego, Pułaskiego, Langiewicza, Hubala czy Che Guevary ... Szkopuł cały w tem, czy ten lud okoliczny, choć niechybnie sarka, przecie co tam jeszcze i daje z dobrawoli, czyli też mu potrzeba te leguminy gwałtem brać?
   Rebelizanci, jeśli rozumni, też nad miarę brać nie powinni, by kmieć do rozpaczy przywiedziony przeciw nim się nie obrócił. Znowuż czasem nie poradzi inaczej i tak ludek nieszczęśny między młotem i kowadłem będący, prawdziwie czasem już i nie zna kogoż przeklinać bardziej: tych nibyż "swoich", czy też "wroga" osobliwie jeśli ów jeszczeć onemu sam nie dopiekł zanadto... Dygressyją czyniąc niedużą na tem się najwięcej zasadza różnica w osądzie żydowskiej partyzantki braci Bielskich z czasów wojny, póki co ostatniej...  Partyzantki 
wsławionej obrazem kinematograficznym sub titulo "Opór " z udziałem gwiazd znamienitych, co ich na herosów kreuje i tako też ich na Zachodzie widzą, a u nas cuś pamięć ludowa w okolicach Puszczy Nalibockiej jeno łotrostwa bandy rabusiów bez krzty sumienia i litości przechowała...
  Konfederaci barscy podobnie, mając się wszędzie za władzę narodu prawdziwą, za nic mięli, że podatki jakie już tam kto na rzecz króla pościągał i egzekwowali po swojemu... Ale oddajmyż glos Kitowiczowi:
 " Co zaś do podatków publicznych, jakimi podówczas były pogłówne i hiberna, te odbierali na przemianę konfederaci albo Moskale, jako gdzie kto mógł zachwycić, lubo Moskale, osobliwie Drewicz nie zważał na konfederackie kwity, chyba w dobrach i miastach dysydenckich, i zapłacone konfederatom podatki sobie drugi raz wypłacać przymuszał. Taż sama alternata działa się z pieniędzmi skarbowymi po komorach celnych[...] Sól po żupach królewskich Malczewski sowicie konfederatom i przyjaciołom swoim rozdawał i jeżeli na nią znalazł kupców, przedawał. A zaś Moskale, gdzie się o takiej soli dowiedzieli, nazad ją odbierali, karząc jeszcze do tego karą pieniężną tych, którzy ją przyjmować od konfederatów ważyli się..."
   Zełgalibyśmy przecie, że jeno przez przymus te datki dla obrońców wiary i wolności czynione były, bo i częstokroć, osobliwie u patryjotycznej małej szlachty, ze serca płynęły szczerego, a czasem, o czem jeszcze prawić będziem, i dla przyczyn inszych... Ano i gdy ze schyłkiem 1768 roku wybrano w Wielgiej Polszcze regimentarzem konfederacyi Ignacego Skarbka-Malczewskiego, ów wrychle pospolitego ogłosił ruszenia, a gdy w siłę od tego urósł, ogłosił się tejże konfederacyi marszałkiem, zasię regimentarzem uczynił Józefa Gogolewskiego, któren mu się akuratnie z rozgromionej konfederacyi w Małej Polszcze nawinął. Zdarzyło się w początkach tegoż pospolitego ruszenia, że nakazał Malczewski Gogolewskiemu nawet i poniewoli do konfederacyi przywieść tych posesjonatów, co już to sami wiekowi, luboż na zdrowiu szwankujący, dość, że gdy się Gogolewski w okolicy zawinął, to i wracał nie tyleż z oddziałem jazdy, co z taborem kolasek, taradajek i zaprzęgów, w których owi cokolwiek podstarzali i niezdatni kandydaci na wojowników jechali.
   Zwiedzieli się o tem Moskale, obskoczyli to bractwo pod Wronkami, jazda nasza, jako to u konfederatów zwyczajno, zrejterowała arcyzgrabnie, zasię owi wszyscy kolaskowi wojownicy wpadli w łapy Moskali i zarazem w termina srogie... "bezbronni siedząc w powozach, w strachu wielkim ręce o miłosierdzie wyciągając i jak mogli tłomacząc się Kozakom, że byli gwałtem zabrani, ledwo przecie życie ocalili; pozbawieni tymczasem sukien, pasów, czapek i co lepszych koni, nim komendant moskiewski nadciągnął, i wziąwszy po plecach chłostę od Kozaków podług ich zwyczaju; który komendant, zrozumiawszy rzecz, z samej aparencji [dosł.z wyglądu, w rozumieniu, że oczywistą - Wachm.] niewinną, wszystkim do domów powrócić dozwolił."
   Ano i co by może insi winowali Gogolewskiego, że w nieszczęściu rodaków odstąpił, przecie odium całe za ordonanse wydane na Malczewskiego spadło, zasię wrychłej liberalizacji tychże ordonansów miał vox populi widzieć przyczyny ( w części niemałej zasadnie) w Gogolewskiego właśnie u Malczewskiego perswazjach... I tak odtąd "szlachta posesjonaci byli wolni od wsiadania na koń, a tylko żeby za siebie dawali wyprawy [zastępstwo - Wachm.] w liczbie determinowanej podług majątku każdego, co z chęcią, przepłoszeni, czynili. Zatem wszystkie miasta i wsie, tak duchowne, jako i szlacheckie tudzież królewskie, wydawały pachołków z końmi i moderunkiem*, a miasta królewskie pieszych uzbrojonych karabinem, szablą i berdyszem, która piechota, zazwyczaj w każdej potyczce od jazdy odstąpiona, ginęła, albo się w niewolę dostawała, a z tej, obdarta i rozbrojona, wpółnago do domów powracała."
   Dygresyję tutaj nam przyjdzie uczynić koniecznie, boć to assumpt może do ducha tejże całej konfederacyi pojęcia... Powszechność rejterowania tejże jazdy naszej prawdziwie tu żałość budzi, osobliwie dla człeka w tradycyjach tej jazdy rozmiłowanego...:(( Ale nie jeno w tchórzostwie tu pies pogrzebiony... Więcej może i w poczuciu bezsensowności przedsięwzięcia całego, takoż i w tem, że okrom patryjotów prawdziwie szczerych siła było w tem ludzi przypadkowych, których Kitowicz bez miłosierdzia osądza:
  "Lecz to [klęski kolejne Malczewskiego - Wachm.] bynajmniej konfederacji nie umniejszało, bo płaca dobra, żywność hojna i bezpłatna, rozpusta i debosz [hulanka - Wachm.], rozkazywanie absolutne i panowanie nad obywatelami, uniżoność od panów największych okazywana tym nawet konfederatom, którzy niedawno sługami ich byli - nęciła na potęgę do siebie wszystkich golców, służalców dworskich, mieszczanków i wieśniaków krnąbrnych albo pracy nie lubiących. Oprócz zaś takich i osiadłą szlachtę, którzy woleli rozkazywać, niż być pod rozkazami. Za jedną lub dwie godziny strachu w potyczce i ucieczce wytrzymanego dosyć było nadgrody bujać wygodnie po kraju w ozdobie obrońcy wiary i wolności, i do tego być dobrze płatnym."**
   Jest u Kitowicza i passus, któregom nie umiał pierwszy raz tego przed laty wielu czytając, przyjąć bez osłupienia. Szło o to, że się gdzie w jakiej dziurze zapadłej Moskale w absolutnej będąc mniejszości, tak dobrze przed konfederatami pomiędzy chałupami utaili i obwarowali, że ich nijakim sposobem było bez piechoty wykurzyć. I co mnie alterowało, sam i Kitowicz za oczywistość najwidniej przyjmował, że mając parę setek jazdy nad kilkudziesięciu Moskalami przewagi, nie sposób ich było pognębić... bo piechoty nie masz, by na lekarstwo! Nie wiem doprawdy jak w "Niebieskim szwadronie" tegoż towarzystwa tam przyjmują nasi ułani wrześniowi, którym nie był żaden dyshonor na piechotę wojować, luboż i husarze dawniejsi, o których pisał Szymon Starowolski: "husarz drzewko [kopię-Wachm.] porzuciwszy, służy za rajtara, zbroję zdjąwszy, za kozaka [czyli za piechura właśnie!-Wachm.] stanie". Zaprawdę dalekoście odeszli od przodków, panowie konfederaci...:((
     Cisnęło mi się pod pióro, by noty pokończyć slowami "I po tym krótkim wstępie... etc, etc."***, ale że to przecie Wachmistrzowi nie uchodzi, rzeknę więc inaczej: "I tak tedy, wyłożywszy po krótkości cyrkumstancyje wojny tamtocześnej, możem już ku właściwym przejść dramatis personae, takoż do dramatu właściwego...(w nocie, naturaliter, po gospodarskich powinnościach październikowych następnej:)...

_____________

* o tem moderunku początkowem w inszem pisze miejscu Kitowicz: "...tymczasem na lichych szkapskach, w siodełkach lub na worach słomą wypchanych - szablą w węgorzowej skórce [znaku absolutnego ubóstwa taką szablę noszącego, zamiast godnie w pochwie skórą zacną pokrytej - Wachm.], rusznicą zadrdzewiałą, albo pistoletem uzbrojonego..."
** zasadne tu może pytanie: jak dobrze? I znów nam Kitowicz udziela responsu: "Marszałek brał, co chciał, i oprócz tego, jako pułkownik na miesiąc 30 czerwonych złotych. Rejmentarz toż samo, gdy wybierając podatki przez swoich oficjerów, pierwszym był do nich. Rotmistrz jazdy i kapitan piechoty na miesiąc 18 czerwonych złotych, major, oboźny - toż samo; porucznik 12 czerwonych złotych, chorąży 8 czerwonych złotych, namiesnik 6 czerwonych złotych, wachmistrz na tydzień 12 zł[tu już chyba jednak idzie już o złote polskie, nie czerwone, inaczej dysproporcyja byłaby zbyt rażąca- Wachm.], towarzysz toż samo, kapral 8 zł, giemejn 4 zł; trębacz 24 zł."

*** Objaśniam, że słowa owe cytatem są z pewnego jegomości, który na jakiem (bodaj numizmatycznem) odczycie prelekcyję głosił, a której Vulpian Jegomość niebacznie słuchać zapragnął. Nudził zaś tak niemiłosiernie, że JW Vulpian przez godzin bodaj dwie walczył wprawdzie arcydzielnie z sennością obezwładniającą, aliści będąc niepartyjnym i zaprawy nie mając w spaniu z otwartemi oczami na akademijach, plenach i egzekutywach, walki tej przegrywał... I gdy już już doszedł ku nadziei, że prelegent kończy, ów zakonkludował, że po tym krótkim wstępie przejść może nareście ku rzeczy meritum, doprowadzając tym Vulpiana JMści do stanów apoplektycznych...
   Z czasu gdy się tą ze mną opowieścią podzielił, służy nam tych słów kilka za cosi na kształt samokrytyki, gdy z nas który uznaje, że przynudził ponad wszelką miarę, jako ja tu właśnie...:)

27 września, 2014

O Zarembie słów parę, jako i inwestygacyja nieduża względem cyrkumstancyj śmierci jego...

  Kimże był ów Zaremba, któregośmy skonanie w nocie uprzedniej opisali, a którego sekretarzem przez czas niejaki był xiądz przyszły, Jędrzej Kitowicz, narodowi najwięcej znany dla swego przepysznego "Opisu obyczajów za panowania Augusta III", a mniej już dla przepomnianych cokolwiek "Pamiętników, czyli Historii polskiej"? By rzec najkrócej: jednym z wielkopolskich możniejszych, (choć nie nazywałbym go magnatem) dowódców konfederacyi barskiej, nie nadto jako szczególnie wybitnym, ale że konfederacyja owa w ogólności w pośledniość talentów wojskowych (wyjąwszy, naturaliter, Pułaskiego) obfitowała nad podziwienie, to i na tle owej miernoty powszechnej gwiazda Zaremby błyszczała niezgorzej. Starczyło onemu mieć majorskiej rangi dawniejszej z armii królewskiej, starczyło dać się nie rozbić w potyczkach kilku, w kilku znów inszych być górą*, by w pełni gloryi komendanta generalnego konfederacyi w Wielkopolszcze chadzać i sławy obrońcy ojczyzny zażywać.
  Przyszłoż przecie do komedyi zwanej rzekomem króla porwaniem, co stronnictwo królewskie Pułaskiemu przypisało, a od czego się miały i niesnaski powziąć między Pułaskim i Zarembą, który pono takiegoż miał nie akceptować niegodnego wojowania sposobu. Rzecz się źle obróciła dla Pułaskiego, bo go winowano powszechnie, choć rzecz zda się najpewniej jaką prowokacyją na niego uszytą, a i to nie nazbyt udolną, ale emigracyją Pułaskiego wymusiło, bo mało kto chciał iść pod komendę "królobójcy". Zaremba cokolwiek demonstracyjnie swojej dymissyi złożył, nie wiedzieć na ile szczerej, a na ile na wymuszenie podobnej u Pułaskiego rachowanej, bo czeguś, gdy go w nieledwie miesiąc później szlachta wielkopolska marszałkiem obrała, jakoś nie miał wstrętu godności tej przyjąć, natomiast miał wstręt wojować w tem upadającym dziele dalej.
   Zimy 1771/72 na hibernie przepędził w pograniczu polsko-śląskim, zgrabnie przy tem z Prusakami się układając, by mu majętności w okolicy będących nie niszczyli. Z wiosną nibyż się ruszył, aliści go poszczerbili 22 Martii pod Piotrkowem, co zdało się assumptem wystarczającym by, nie wiedzieć kiedy wszczęte, układy z królem jegomością kończyć, ano i tak 12 Maii Anno Domini 1772 się ta jego z konfederacyją przygoda skończyła. Kitowicz opisywał to tak:
"[...] otrzymawszy generalny pardon z Warszawy, poddał się Drewiczowi**, do zabrania albo raczej do rozpuszczenia konfederatów przysłanemu, którego Zaremba przyjął na czele szyków swoich, w równym uszykowaniu Moskalów do siebie zbliżonego. Tam oddawszy sobie wzajemną grzeczność i pisma do tego aktu służące, złączyli wojska dwa w jedno korpus, nie rozbrajając konfederatów, tylko między glejty moskiewskie mięszając. Którzy konfederaci nie chcieli pójść do Warszawy, dano każdemu paszport, przy którym każdy bezpiecznie ciągnął w swoją stronę, nie mając przy takich paszportach żadnej napaści ani od Moskalów, ani od Prusaków. Niemal się wszyscy konfederaci rozjechali do domów.Sami tylko uzarowie poszli z Zarembą do Warszawy: oficerowie w nadziei dostąpienia służby w regimentach w stopniu posiadanym, gminni jako ludzie nieosiadli, do wojskowego trybu przywykli; z których król wziął w swoją służbę czterdziestu, z majorem Strzeżyńskim i porucznikiem Załuskowskim, Ostrowski, biskup kujawski - trzydziestu, z rotmistrzem Dembskim, reszta porozchodziła się w różne służby wojskowe i obywatelskie.
  Gdy Zaremba wjeżdżał do Warszawy, lud pospolity zbiegał się do niego tłumem, łając i przeklinając go w głos, że się poddał, mieniąc go zdrajcą ojczyzny. Nie ta była myśl o nim rozsądniejszych. Panowie winszowali mu, iż z honorem i ocaleniem partii swojej zakończył dzieło niebezpieczne, wkrótce upaść mające.
   Król Zarembie zrazu obiecywał rozmaite łaski: raz regiment gwardii konnej koronnej, którego szefem był natenczas brat królewski Kazimierz Poniatowski, podkomorzy koronny, a potem wkrótce przedał go Wincentemu Potockiemu; drugi raz obiecywał dla niego zwerbować regiment uzarów; to znowu czynił mu nadzieję regimentarstwa nad kawalerią narodową partii wielkopolskiej. Skończyło się na tym, że go uczynił król generałem majorem w wojsku koronnym z forsztelacją*** i że synowi jego dziesięcioletniemu, Florianowi, dał chorąstwo aktualne w tym regimencie, w którym Zaremba przed konfederacją był majorem, a którą rangę po wniściu Zaremby w konfederację oddał król kapitanowi Taylerowi. Wszystkie obietnice wyżej wspomniane czynione Zarembie czynił nieskuteczne Branicki hetman, od potyczki pod Widawą skryty nieprzyjaciel Zaremby (podkr.moje - Wachm.), pierwsze łaski u króla posiadający i nabyć do nich towarzysza nie chcący."
  Ano i właśnie! Czemum tych słów Kitowicza podkreślił? Ano bo cokolwiek o Branickim, tym przyszłym symbolu Targowicy, wiedząc, możemy z punktu założyć, że drobne torpedowanie awansów Zarembie z pewnością jego urazy o ośmieszenie jakiego mu dokonał Zaremba, pokonując go w polu, nie wyczerpywało. Pisze nam po prawdzie w inszem miejscu o Branickim Kitowicz jako o człowieku szczególnie czułym na punkcie swoiście rozumianego honoru, w czego dowód daje opis pojedynku z Włochem "Kazanowem", czyli mówiąc dla nas więcej zrozumiale, ze słynnym Casanovą, z którym się strzelali o italską tancereczkę Cassaci. Miałoż to być, podług Kitowicza, szczególnej jakiej szaloności poczucie honoru, że Branicki wystrzeliwszy pierwszy, Casanovę poranił w rękę (co właściwie mogło pojedynek zakończyć, rozstrzygniętym go uznając, osobliwie, że się Casanova strzelać lękał, wiedząc, że go otoczenie Branickiego rozszarpie, jeśli hetmana ubije****), zasię przymusił Włocha, by ten jednak strzelał, grożąc mu łba odstrzeleniem. Casanova trafił Branickiego w brzuch i w rzeczy samej nieledwie magnata na tamten świat wyprawiając, aliści Branicki zdążył ponoć jeszcze cisnąć Casanovie mieszek z 400 dukatami i przykazaniem, by czem prędzej przed komiltonami hetmańskiemi uciekał.
   Może to i jest jaki poczucia honoru Branickiego dowód... Ja znam inszy: oto kapitulująca załoga Wawelu (któregom zdobycie tu i tu opisywał) z francuskim dowódcą Choiseulem wypertraktowała sobie tzw.kapitulację honorową, czyli, że oddają zamek, ale odchodzą z bronią i sztandarami do broniącej się jeszcze Częstochowy. W rzeczywistości natychmiast po wyjściu za mury zostali otoczeni, rozbrojeni i oficyjerowie uwięzieni, zasię żołnierze wcieleni do wojska moskiewskiego i pognani w głąb imperium. Trzebaż było missyi dyplomatycznej, w której akuratnie Branicki do Paryża posłował, gdzie go Ludwik XV uwięzić kazał i uwolnił dopiero, gdy w Polszcze z królewskiego wstawiennictwa u Jekatieriny uwolniono pojmanych wiarołomnie francuskich i polskich obrońców Wawelu, poza temi nieszczęśnikami, co już byli pewnie za Uralem.
   Ano i com miał uwag do Zaremby mieć śmierci, to te się do jednego sprowadzają. Tego, że najmniejszych dowodów na podparcie tego nie mając, nie byłbym ja w najmniejszej mierze zdziwionym, gdyby rzecz opisana dość makabrycznie przez Kitowicza, była w rzeczy samej zamachem udanym, a z inspiracyi zawistnego hetmana dokonanym. Cóż to bowiem było onemu kazać jakiego służkę grubą sakiewką przekupić, by choć i miesiącami czekał sposobności, ale koniec końców uskutecznił jakiego niby wypadku, w którem Zaremba zczeźnie... Znam, że prawdy nie poznamy nigdy, aliści owa łatwość z jaką tego dokonano, takoż błyskawiczna sprawcy ucieczka, zdają mi się domysły moje potwierdzać... _____________________
* w czem znów trudno się jakiego extraordynaryjnego doszukiwać wyczynu, jak chociażby pod Kościanem, gdzie pułkownik Karl Gustav von Rönne, Rosjanin jak czytać z dziada pradziada, posłał przeciw nadchodzącemu na Poznań z paroma tysiącami zbrojnych Zarembie, dwustu (!) jegrów, których, naturaliter, konfederaci do nogi wybili. Więcej tu ważki skutek, że mimoż wiktoryi owej i zmasakrowania Moskali, Zaremba i tak Poznania nie wziął...
** Kolejny wybitny Rosjanin z dziada pradziada:), Johann von Drewitz, powszechnie przez nienawidzących go (z wzajemnością) konfederatów, zwany Drewiczem, jeden ze zdolniejszych (ale i niezwykle okrutnych i bezwzględnych) generałów rosyjskich walczących z konfederacją barską (przy kapitulacji Zaremby jeszcze pułkownik). Knezia zaś (i inszych) tu upraszam, by się póki co z dodawaniem grajki wiadomej powstrzymać, bo akuratniejszą będzie przy notach kolejnych:)
*** Przyjdzie Kitowicza Kitowiczem tłomaczyć...:) Forsztelacja oznaczała coś w rodzaju oficjalnego wprowadzenia na stopień, zaś jaką to czyniło różnicę, czytamy w "Opisie obyczajów":
  "Generałowie-majorowie byli dwojacy: jedni z forsztelacją, drudzy bez forsztelacji. Generał forsztelowany odbierał wszystkie honory wojskowe randze generalskiej należące [...] Generałowie nieforsztelowani niczego z tych przywilejów nie korzystali; wszystka ich dostojność na tym zawisła, że się mogli nosić i mianować generałami i że im tego tytułu nie mógł nicht dysputować, skoro patent pokazali."
**** Nie bez słuszności, bo jeden ze stronników Branickiego, Arnold Byszewski, koniuszy królewski, ścigał go zajadle i nieomal inszego Italczyka, Tomatissa, znajdując go na kwaterze Casanovy i za niego go biorąc, nieledwie nie ubił...

24 września, 2014

O śmierci Zaremby...

   Zapowiadałem po prawdzie w nocie uprzedniej insze themy, przecie akuratnie ta i szykowana następna się najściślej z uprzednią wiąże, poprzez osobę xiędza Kitowicza, dawnego przy Zarembie właśnie sekretarza. Dziś fragmentum zatem z Kitowiczowych "Pamiętników czyli Historii polskiej", zasię na jutro może wyszykować poradzę własnych k'temu komentarzy.
   "Miał [Zaremba -Wachm.] wielkie upodobanie za lada imaginacją słabości używać kąpieli. Jednego razu wybierając się do Warszawy, wezwany od króla, kazał sobie w miasteczku swoim Rozprzy nagotować zwyczajną kąpiel mokrą. Brat jego rodzony Franciszek, łowczy sieradzki, znajdujący się przy nim, ganiąc wannę mokrą, zachwalał suchą i napomknął, iż u stolarza tamtejszego widział wannę nową osobliwą. Zaremba, właśnie jakby go śmierć korciła, kazał wannę ową natychmiast do siebie przynieść. Stolarz jakimsi instynktem wzbraniał się jej wydać, pod pozorem, że jeszcze niezupełnie dokończona. Zaremba, niecierpliwy widzenia owej wanny, posłał kaprala swego z dwoma kozakami nadwornymi, aby ją przynieśli; zatem przyszedł za nią i stolarz, który opowiedział i pokazał, jak ma być używana. Zaremba, chciwy tej nowomodnej wanny, wszedł do niej najprzód w sukniach, a potem widząc, że jest w miarę jego, rozebrał się co prędzej i usiadł nagi. Wieko zamykało się z wierszchu, przy samej szyi, tak iż tylko głowa wychodziła nad wannę, a cały człowiek zamknięty, naparzany spirytusami, pocił się w wannie. Obłożono go około szyi ręcznikami, aby para nie wychodziła; puszczano po trosze rurką przyprawioną do tejże wanny gorzałkę okowitkę na cegłę rozpaloną w naczyniu glinianym na dnie wanny podłożoną, która gorzałka, smażąc się na cegle, ciepłą parą obejmowała siedzącego. Delektował się zrazu Zaremba tym wyciągającym z ciała humory wynalazkiem. Lecz gdy chłopiec Zajączkowski, świecący kamerdynerowi lejącemu przez lij do rury gorzałkę, przytchnął świecę do flaszy półgarcowej, a kamerdyner, sparzony zapaloną od świecy gorzałką, upuścił flaszę w lij, która się stłukła, i gorzałka paląca się, raptem buchnąwszy w wannę, sparzyła Zarembę – krzyknął z całego gardła i chciał wyskoczyć z wanny; lecz wieko tak się zassało, że tłukąc się co siły po wannie i wrzeszcząc, nie mógł go otworzyć. Dodał większej operacji ogniowi brat Zaremby Franciszek, gdy ręcznik okręcony około szyi oderwał. Albowiem płomień tym otworem wybuchnął i okrył całą twarz Zaremby, a zapaliwszy na głowie włosy, zwyczajnie tłuste od pomady, wzbił się w górę aż do połapu niskiego, którym widokiem przestraszeni wszyscy, którzy tam byli, pouciekali na dwór, Zarembę nieszczęśliwego, w owych płomieniach piekącego się, odbiegłszy. Tak tedy kilkanaście minut gorzał, aż przecie Lutosławski, gość wtenczas u Zaremby, wpadł do izby z siekierą, to zrąbał wannę i Zarembę z ognia uwolnił, lecz tak dobrze opieczonego, że kawały ciała przypsnęły do wanny. 
   Obłożono go czym prędzej śmietaną i drożdżami, poobwijano w prześcieradła i ręczniki. Tak obwinięty począł się przechadzać po izbie, jęcząc z wielkiego bólu i utyskując na swoje nieszczęście. Kazał wołać księdza. Lecz brat Franciszek, pierwszy owej wanny sprawca, wcale w takowym razie bez rozumu człowiek, począł mu perswadować, aby sobie aprehensji nie dodawał*; że tyle jest praktyk ludzi wydobytych z pożaru na pół upieczonych – wygojonych; dopieroż on, mając tylko skórę z wierszchu przypaloną, miałby na to umrzeć. Radził mu, aby się napił wódki i położył w łóżku. Zaremba, że lubił wódkę, usłuchał brata. Lecz skoro wypił kieliszek, natychmiast począł się mieć gorzej; bo naturalnie uważając, ogniowi powierzchownemu przydał podniety z wewnątrz. Położonemu w łóżku posłali po księdza, który już z nim nie mógł nic robić, zastawszy go bez zmysłów; więc tylko mu dał absolucją kondycjonalną** . A razem poklęknąwszy z wszystkimi, mówił litanią za konających, podczas której Zaremba skonał. Zajączkowski chłopiec, który z swawoli, jako się potem wydało, tę fatalną zrobił psotę, aby sparzeniem prędzej Zarembę wypłoszył z wanny, czas do spania tym sposobem sobie przyspieszywszy, zaraz w pierwszym zamięszaniu uciekł. Zarembę pochowano w Rozprzy.
   [...] Król, dowiedziawszy się o jego śmierci, żałował go mocno. Rzekł do przytomnych:
"O Boże, jak niedościgły jesteś w wyrokach swoich! Jak wiele masz rodzajów śmierci dla człowieka."
________________________
* - aby się nie niepokoił
** - rozgrzeszenie warunkowe (tzn.pod warunkiem, że umierający jeszcze żyje)




22 września, 2014

O jednem z idoli moich, onegoż pisaniu, a i o zadziwiającej przemianie...

Przypomnieć sobie pozwolę, że nam jutro święta obchodzić wypadnie  5 Pułku Ułanów Zasławskich w rocznicę ich niebywałej zgoła pod Zasławiem szarży, która słusznie do legend jazdy naszej już przeszła...:)), nota zasię sprzed lat dwóch czas długi się w piąci najwięcej wziętych utrzymywała, czego po prawdzie pomiarkować nie umiem, aliści dedykuję największym świąt pułkowych miłośnikom, ze Szczurkiem na czele:) 

  Nie tajne to Bywalcom tutecznym, że Pasek i Kitowicz, to dwaj językowi tu idole moi, co podkreślam koniecznie, bo nie o charaktera onych tu idzie... Dziwnem jednak jakiem zrządzeniem żem dopotąd o żadnem więcej nie napisał, chociem z nich czerpał garściami całemi... Ano to i weźmyż się za to, by czasu już z tem nie mitrężyć więcej!
   Nie znamy pewnej daty Kitowicza porodzenia, ni też i familijej jego. Nie wdając się w te zawiłości, na których już się person parę doktoryzować i habilitować zdążyło, przyjmijmyż, że ów porodzony z końcem 1728 roku i że się z gminu wiódł, nie ze szlachty... Rzecz to arcyważka w przyszłych czynnościach i poglądach, że ów jeśli na co miał w swem liczyć żywocie, to jeno na się oraz na tych protektorów, których ku sobie przychylnie usposobił. I, upraszam, ustawicznie pamiętajmy o tem, xiędza Jędrzeja sądząc...
  Szkół najpewniej kończył marnych, może i jezuickich, może pijarowskich, sam wzmiankuje jeno "o retoryce trzy lata słuchanej", co na nasze tłomacząc by znaczyło piąci klas jeno z siedmiu pokończenie... I z pewnością w czasach sprzed edukacyjnej Konarskiego reformy...
   Gdzie i jak poznał opata benedyktynów lubińskich, Michała Lipskiego*, najpewniej się już nie wywiemy, dość że ślady są korespondencyi już na rok 1751 datowane. I tenże najpierwszy młodego Kitowicza protektor wziął go na sekretarza, młodzieńcowi jakiego pewniejszego zapewniając utrzymania. Pomiędzy 1759 a 1771 miał i od niego nadane wójtostwo wioszczyny Wieszkowo, aliści z dalszych żywota bohatera naszego kolei jawnie wynika, że miał je jeno za prebendę, bo trudnoż wypełniać obowiązki wójtowskie, skoro się od 1768 z konfederatami skamraciło barskiemi i z niemi się w wojnę bawiło...
   Konopczyński nader wyrachował skrupulatnie dziejów tej konfederackiej Kitowicza kariery. Miałby ów zatem zacząć służby "zimą 1768-1769 przy Malczewskim, był pod Częstochową w lutym 1769 , przeżył rozproszenie Wielkopolan na wiosnę, pracował nad odbudową ich konfederacji w lecie, walczył pod Radominem 14 września; ocierał się z bliska o Morawskiego, widział nowy pogrom Wielkopolan na wiosnę 1770 r; kiedy Generalność oddała komendę nad siłami wielkopolskimi Zarembie, Kitowicz też przeszedł pod jego rozkazy, był pod Kościanem (sierpień 1770), Poznaniem (styczeń 1771), Widawą (czerwiec 1771)."
   To zestawienie nie oddaje przecie Kitowicza pozycji u konfederatów, a była ona niemała... W redakcyi "Pamiętników" późniejszych, aliści w brulionowej wersji jest mowa o "rotmistrzu Kitowiczu", któremu z marcem 1770 roku Morawski poruczył komendy nad załogą w zajętem Poznaniu zostawioną. W redakcyi ostatecznej "rotmistrza" już nie masz, jest jeno "komenda zostawiona w Poznaniu". I to by się z ogólniejszem zamysłem Kitowicza-autora zgadzało, gdzie ów się wszelkich niemal osobistych wystrzegał odniesień... Czy ze skromności, czy z bojaźni może, czy ze wstydu nareście**, któż wie?
  Ale i nie ten epizodzik dowódczy tu najpryncypalniejszy, jeno stała Kitowicza przy Zarembie (od marca 1770 do sierpnia 1771) czynność "registratora, sekretarza i kwatermistrza"! Z listów zachowanych znać, że między niemi była zażyłość, a i jaka amicycja może, dość, że okrom bycia prawą ręką na codzień poczuwał się Kitowicz po tragicznej Zaremby śmierci do nad wdową opieki, czego by przecie czynić nie musiał, jeno podkomendnym będąc zwyczajnym... O tej śmierci, a i o Zarembie pisać jeszcze będziem, tu dość będzie powiedzieć, że marszałek konfederacyi wielkopolskiej nie był człekiem jako szczególnie na króla zajadłem, a i konfederatem w poglądach nader umiarkowanem, co jedni zdradą zwali, insi z czasem może i realizmem... Dość, że się wrychle Zaremba konfederacyi odstrychnął i z dworem królewskim pojednał, a skoro był nazwijmyż, że orientacyi nie nadto zajadłej, naddanem nam będzie mniemanie, że jego rękodajny takoż? Podług mnie, gdyby byli tu w myślach rozbieżni dalece, nie byłożby między niemi ni tej konfidencji, ni tej amicycji...
   Nie bez kozery jam te daty wystawiał Wam wszytkie, bo oto w tychże wystawionych cyrkumstancyjach i czasie przychodzim do zdarzenia niemal niepojętego, którego sens najlepiej oddaje piszący sierpniem 1771 roku do pani Zarembiny kustosz katedralny kaliski (tejże samej in futuram godności sam Kitowicz dostąpi) xiądz Stanisław Kłossowski: "Dnia 9 Augusta jmp.Kitowicza na księdza już obróciłem".
   I o toż mi właśnie dziś idzie... Jakże to: dnia jednego? Wczoraj żołnierz, by i nawet od papierów, przecie wiedział co szabla i że nie od much ona odganiania, dziś już zasię duchowna sukienka? Mogęż ja przyjąć, bo znam i przypadki, gdzie kto samojednem z oddziału ocalonem, na temże krwawem polu tego za znak uznaje luboż i przódzi jakie śluby składa w tejże intencyi, że jak przeżyje, to odtąd już jeno brewiarz i pacierze... Tu jednak, jeśli kanonikowi wierzyć, rzecz zda się być effectem jednej jedynej namowy... Cóż tu sądzić o tegoż powołania głębi, co o życiu uprzedniem?
  Ano znów nam w tej historii zawiłość niemała... A możem ja nadto trzeźwio (przy całej mej do trunków skłonności:) po ziemi stąpający, by rzeczy tak przyjąć, jako jej piszą? Że w szczerość tegoż powątpiewam nawrócenia nagłego? Przyznam, żem nad tem dumał od lat już wielu i skazówką mię w tem niejedną, same Kitowicza "Pamiętniki" tu będą, jeno że co nieczytającemu ich by się może to oczywistością zdało, to z Kitowiczem rzecz nie jest tak prosta...
  "Pamiętniki czyli Historia Polska" tyleż mają bowiem wspólnego z memuarami w naszem rozumieniu, co ja z baletem. Od lat też literaturoznawcy, historycy i insza swołocz z zapałem dysputuje o tem, cóż to jest właściwie, bo z pewnością nie pamiętniki osobiste, bo nic w nich niemal o autorze nie masz okrom wstępu, wielce zresztą ogólnego... Historia w naszem rozumieniu jakich syntez dziejowych takoż z pewnością nie... Cóż więc? Zbiór anegdot? Biogramów, czy ściślej spominków o ludziach niektórych? To już prędzej...
   Ale są i sądy własne o tych ludziach Autora, czasem nas dziś wielce szokujące, jak choćby te, gdzie Kitowicz płacze po śmierci Augusta III, że umarł "najlepszy z królów". Jego ocena kościuszkowskiej insurekcyi wbrew idzie całemu naszemu dorobkowi historycznemu, a rozpoczynającego rzecz całą jenerała Madalińskiego Kitowicz ma za warchoła rzecz dla prywaty wszczynającego... Wrócim jeszcze do tych wątków, bo interesujący to i znamienny jest głos z epoki, atoli jak te xiędza osądy wyzbierać, to pokusić się idzie o pewien ryt wspólny... Że lubił xiądz dobrodziej, jako się spokojnie rzeczy działy, a nie ruchawkami jakiemi... Przy tem mający się za patryjotę szczerego, a przecie wiemy, że nie gardził posadkami u jawnych już sprzedawczyków, jakim był choćby prymas przyszły Ostrowski. Tylko cóż on w takiem razie u konfederatów robił, na miły Bóg?
   Ano i tu mniemam, że responsu by trza w częściach szukać... Częścią w duszy prawdziwie szlachetnej, która w młodości poszła podług bismarckowskiej tezy, że kto za młodu nie był socjalistą, na stare lata będzie skurwysynem... Częścią w tem plebejuszu, który nader skrzętnie dbał o źródło utrzymania, a częścią w tem kunktatorstwie Zaremby, z którym najpewniej podzielał przekonania, że konfederacja, to do nikąd droga...
   Dobra Zaremby sąsiadowały z rezydencją biskupa kujawskiego, ówcześnie właśnie Ostrowskiego. Trudno przypuścić, by ów, będąc na moskiewskim żołdzie, nie probował samego zneutralizować Zaremby, bezsens dalszej walki przedkładając, zwłaszcza że ucho nie było na te podszepty głuche... Można i domniemywać, że snuł jakie intrygi w sztabie konfederackiego marszałka, których mógł tu być właśnie ofiarą Kitowicz. Trudnoż bowiem, by nie znał Ostrowski, że Kitowicz u opata Lipskiego sekretarzował, że miał może i przódzi jakie do duchownego stanu nadzieje. Nie przepominajmyż, że mało co byt ówcześnie mogło zapewnić równie spokojny i względnie dostatni, jak jakie probostwo, że już o kanonii nie spomnę... Mógł też i Ostrowski, luboż jaki inszy biskupa zausznik przedkładać konfederackiemu kwatermistrzowi trudności przyszłe, czy i może jakich kar prospekty za ten udział w buncie; mógł i mamić jakiemi obietnicami jakich subsydiów, czy stypendiów na czas nauk w seminarium pobieranych...
   Mniemam, że trafił tu na grunt podatny, bo i Kitowicz nadto był inteligentnym, by na rzeczywistość nie patrzyć trzeźwo, tedy owo poniekąd chełpliwe xiędza Kłossowskiego Jejmość Zarembinie doniesienie najpewniej jeno już o finale tych raportowało rozterek. Zwłaszcza, że i chyba sam Zaremba temu nie stał na zawadzie, nic w każdem razie nam nie wiedzieć o tem, by się co poswarzyć mięli, gdy Kitowicz Zaremby był odstąpił i do seminarium poszedł. Potwierdzałoby tej dywersyi Ostrowskiego też i to, że tegoż biskupiego stypendium na nauki u misjonarzy warszawskich jeno na rok starczyło; potem go wolał mieć biskup w administracji dóbr swoich, co nawiasem dowodzi, że mieć musiał przyszły pleban rzeczycki ręki do gospodarowania niezgorszej, skoro wszyscy jego kolejni protektorzy go najradziej przy gospodarczych sprawach widzieli...
   Musiały być jeszcze jakie insze zawiłości zdarzone, bo biskup poznański Młodziejowski dwakroć pisał do Rzymu o dyspensę dla xiędza przyszłego, by ten mógł nauk kończyć i święceń odebrać. Zeszło razem lat niemało, bo kapłanem w pełni został Kitowicz chyba dopiero Anno Domini 1778, zatem droga od chełpliwego listu Kłossowskiego do tonsury prawdziwej nader była długa i kręta...
   Tak czy siak, dzieje Kitowicza późniejsze to już iście kapłańskich posług lata i prebend kolejnych zbierania. W Rzeczycy, w której osiadł z łaski Ostrowskiego jesienią 1787 roku siedział już i do śmierci w 1804 roku, spisując w "Pamiętnikach..." zdarzenia dawniejsze i ludzi ze schyłku czasów saskich, zasię panowania Stanisława Augusta nie darzonego przezeń najmniejszym nawet chyba sentymentem. Rozbiory kolejne, reform próby, nareście żywy obraz Rzeczypospolitej zagłady... Język nienawykłemu może i przyciężki, przecie chcącemu polecam serdecznie... Pewno, że xiądz Jędrzej daleko więcej znany z wybornego "Opisu obyczajów za panowania Augusta III", atoli dla tej właśnie przyczyny, że "Pamiętniki" są w cieniu "Opisu obyczajów..." długim i głębokim, będziem probowali tejże dysproporcyi odmienić... Na początek w nocie następnej historyja o tem, jako to prawdziwi patryjoci ubili, naturaliter z patryjotyzmu najszczerszego, inszego patryjoty...
_________________________________

* - Lipski miał wkrótce okrom duchownych godności zostać pisarzem, a wrychle i referendarzem wielkim koronnym.
**- pamiętajmy, że memuarów spisywać kończył już pod rozbiorami i miał powody przypuszczać, że się nie ma co patriotyzmem chwalić. Jeszli o wstyd idzie, to być z Poznania wypartym, mając dwie jazdy chorągwie i dwustu pieszych, przez przeciwnika jeszczeć słabszego, to prawdziwie nie do chwalenia się powód. Tyle, że konfederaci wszędzie niemal sobie radzili równie kiepsko i z równym do wstydu powodem, o czem jeszcze pisać będziem, przyczyn tegoż probując znaleźć zjawiska...

20 września, 2014

Resumee not zdarzonych z Wrześniem Anno Domini 1939 powiązanych...

  Po prawdzie winna się może owa nota zwać regestrem niespełnionych tegorocznych wrześniowych zamierzeń moich, gdziem pierwotkiem tuszył, iże cyklu wiktoryi wiedeńskiej poświęconemu pokończę, aleć przeszła mi rocznica owa wpodle nosa, a pióro nawet kleksa nie uczyniło...:(  Podobniem pamięć bohaterów 11 Września zginionych, czyli Żwirki i Wigury brakiem przypomnienia spostponował, jako i Wojny sprzed lat siedmiu dziesiątków, co dziś dziwnie aktualna, żem nie uświetnił pamięci niczem nowem, tandem jeno owe odgrzewane Wam dziś zaserwuję kotlety, nadziei pełnym, że z jednej może strony się niekoniecznie Fortuna odwróci czyniąc Wachmistrzowi czasu dostatek, za to w sakiewce pustkę, przecie, że co może wygospodarzę czasu jaki zbytek, by po dawnemu fałdów przysiąść... Bo jeśliby tak być dalej miało, to z jednej strony radość niemała, że człek się może nareście z jakich finansowych obieży wyłabuda, z wtórej znów pewnie by trzeba bloga tego, co mi druhem był wiernym przez lat niemało, na jakiem kołku zawiesić...:((
   Reasumując tego, com dopotąd w niejakiem z kampaniją wrześniową powiązaniu spisał, to aż dziw, jak wiele tego przed rokiem, gdzieśmy nieledwie śledztwa prawdziwego pospołu prowadzili nad śmiercią jenerała von Fritscha (I, II i III), zasię noty wielce ważkiej dla mnie żem był nareście spisał, przemyślenia swoje względem coraz modniejszych teoryj o większej rzkomo opłacalności sojuszu z Hitlerem, niźli z aliantami zachodniemi. Insze dawniejsze to wielce mi ważka, a będąca cytatem jednym wielkim z Profesora Wieczorkiewicza pod znamiennem tytułem "Blamaż legionowych generałów?" , insza o narodzinach nie tylko Hubalowej partyzantki, nareście trzecia o polskiej Guernice, czyli Wieluniu, na który bomby spadły, gdy na Westerplatte jeszcze spali, zasię kolejnych kilka  o pewnem cieniu na sławnej pamięci naszej łodzi podwodnej "Orzeł" i o możliwych (podług mnie) inszych kampanijej wrześniowej sposobów rzeczy poprowadzenia, pod zbiorczem tytułem "Czy można było inaczej? (I, II, III, IV,), któregom to cyklu najwięcej w tem roku pokończyć był pragnął...:((






13 września, 2014

Przestroga o klimatach...

...za kalendarzem gospodarskim Zawadzkiego* z 1792 roku powtórzona:
"Klima jest to dział Ziemi od ekwatora ku polom, czyli od południa na północ takiej szerokości, która pół godziny odmiany albo w nocy sprawuje.
   Odmiana w ludziach, zwierzętach, drzewach i powietrzu wiele winna klimatom, ale nie wszystko im przypisywać należy. Wielki filozof Montesquieu wielką odkrył prawdę, wiele na tym zawisło, kto w jakiem zostaje klima, lecz się nadto w swym zapędził mniemaniu, gdy religią i rząd, jedne do jednych, drugie do drugich klimatów stosowniejsze być sądził[...]
   Skąd to pochodzi, że w Rzymie zamiast Fabiuszów, Cyceronów, Katonów, Krasów i Pompejuszów najwięcej sami ciceroni, co starożytne ciekawości ukazują, festaroli, co przez cały rok kościoły obijają, vetturini, czyli furmani, i tym podobni kraj zajmują?
    Wszystko z czasem odmienia się, a nawet i ludzie. Klima wiele może, rząd polityczny więcej, religia z rządem złączona jeszcze więcej. Bywa to, że klima wiele czyni, lecz obyczaje, rząd i edukacja więcej włada.
   Na górach mieszkańcy pospolicie są weseli, mniej do psujących zdrowie pasyj skłonni, do religii bardziej przywiązani bywają.
     Których powietrze, jako Anglików, częstą okryte jest mgłą i grubszych waporów zbiorem, powolni, zamyśleni, głęboko myślący, a czasem hipokondykami bywają.
    Japończycy, którzy mają prawie zawsze niebo chmurami zakryte, często burzliwą nad głowami atmosferę, wijące się grzmoty, błyskawice i pioruny, sami też w pasjach bywają nieukróceni, popędliwi i okrutni. W pojedynku brzuch sobie nożem rozpruć, aby toż samo nieprzyjaciel uczynił, jeśli za tchórza poczytanym być nie chce, to męstwem nazywają.
    Polsko! Twoje klima od wieku za najszczęsliwsze bywało poczytane. Rządu teraźniejszego kształt nowy, gdy się wzmocni, wydoskonali i we wszystkich szczegółach do zamierzonego kresu dojdzie, podówczas najprawdziwszą wolność i pomyślne wieki dla obywatelów Korony Polskiej i W.Ks.Litewskiego ugruntuje.**"

* * *
Post scriptum znów czyniąc niejakiego, przypomnieć pozwolę żeśmy w blogu mem uprzednim już ongi mięli textu extraordynaryjnie o klimacie ważkiego, dzięki Niezrównanemu Cypryanowi Vaxo, a to mianowicie z "Ekologii" Hermanna Remmerta wstępu, który gdybym miał ja mu dać tytułu nowego, pewnie bym go zwał "Historyją Europy z punktu widzenia drzewa opowiedzianą"...

Ciekawych upraszam tutaj;
http://wachmistrz.blog.onet.pl/Z-Hermanna-Remmerta,2,ID269113817,n
zasię uwagi do onegoż tekstu najdziecie i tutaj:
http://wachmistrz.blog.onet.pl/Do-tekstu-Imci-Remmerta-uwag-k,2,ID270857337,n
___________________________
* - nie mylić z Zawackim - autorem gęsto tu u nas cytowanego poradnika ziemiańskiego "Memoriale Oeconomicum" z 1616 roku.:)
** że nam akapit ostatni brzmi dziś jak zamierzona ironia, pomnić upraszam, że kalendarz był NA rok 1792, zatem tłoczono go niechybnie z końcem jesieni, luboż i zimy początkiem roku poprzedniego, czyli roku nowych nadziei i Konstycji 3 Maja, zaś przed Targowicą i wszytkiem , co przyszło potem...:(

06 września, 2014

O hetmanie, co to ani z soli, ani z roli...IV

   Kończąc tych naszych o Czarnieckim opowieści (IIIIII) przyszliśmy ku temu, co najwięcej o niem przemilczane, luboż zapomniane, a co najwiętszych kontrowersyj wzbudza... Ano, nie dziwota to, że by się chciało, by heros narodowy na cokołach stawiany, w hymnach opiewany, patron szkół, ulic, jednostek wojskowych i Bóg jeden raczy wiedzieć czego jeszcze, bez skazy był i zmazy... Cóż jednak czynić, gdy nam nasz hetman zaledwie człowiekiem będąc ułomnym, w rozliczne się angażował był rzeczy naganne, ani myszląc o tem, że kto kiedy z niego brał będzie formy na platynowo-irydowy wzorzec narodowego bohatera...
    O rzeczach niektórych żem tu już i półgębkiem spominał. Za Szweda nadejściem (po klęskach pod Ujściem, Piątkiem, Żarnowem i po utracie Warszawy) Czarnieckiemu poruczono Krakowa bronić*, przydawszy z górą czterech na to tysięcy żołnierza. Odsieczy pod Lanckorońskim rozbito, przódzi jeszcze i król się na Śląsk udać raczył cokolwiek pospiesznie (25 września). Osamotniony Czarniecki walczył do 19 października, kiedy to wypertraktował kapitulacyi honorowej, czyli takiej gdzie wojsko pod bronią i ze sztandarami twierdzy opuszcza i idzie gdzie chce, a raczej gdzie zwierzchność onemu rozkaże. Kapitulacyja Krakowa zawierała ten punkt, że podkomendni Czarnieckiego przez miesiąc w toczącej się wojnie zachowają neutralność i nad tem punktem pora się tu nam zatrzymać dłużej.
   Zdawać by się mogło, że to cena jest niewielka za zachowanie wojska w całości, pod bronią i komendą, jeno że ten miesiąc przełomu października i listopada wielce był w tej wojnie ważkim. 20 października Radziwiłł na Litwie Unii wypowiedział i paktów swoich zawarł z królem szwedzkim, 28-go pognębiony pod Gródkiem Jagiellońskim Rewera Potocki kapitulacyją czyni, przódzi jeszcze poddało się Mazowsze, a grody nawet i tęgo obwarowane tegoż samego czynią jeden po drugim, podobnie jak i szlachta, czy wielmoże na wyprzódki do obozu Karola Gustawa pędzący hołdy składać... Wolnoż nam przypuścić, że Szwedzi tak łatwo Czarnieckiego wypuszczający z Krakowa, wielce na to rachowali, że i ów na tej fali podąży, a ów miesiąc mu jeno dla pozoru i dla namysłu koniecznym. Wobec Jana Kazimierza z kolei ów traktat arcywygodną był Czarnieckiemu z bezczynności wymówką... Mniemam bowiem, że tej ciężkiej 1655 roku jesieni nasz bohater cależ nie tak pewnie myślał po jasnej stać stronie Mocy, osobliwie, że i o tem wątpić szło, któraż strona jasną... I, co może tu niektórych zgorszy, nie mam ja o to akurat ku Czarnieckiemu nijakich żalów, czy ansów, a Was upraszam byście na ten moment dziejowy z tamtocześnej zechcieli wejrzeć perspektywy i oczami naszego ówcześnie oboźnego koronnego**...
    Kraj cały podbity (Miller pod Częstochowę się dopiero 18 listopada podsunął), a przecie i przódzi sobie z Kozaczyzną i Moskwą poradzić nie umiał. Jan Kazimierz zawiódł na całej linii, tedy może i zasadne zwątpić było o niem... Pomnijmyż, że po kres elekcyj naszych każdego właściwie elekta kolejnego szło w teoryi z tronu złożyć i posłuszeństwo wypowiedzieć, bo żaden przecie swoich artykułów, od imienia najpierwszego-Walezego, henrykowskimi zwanych, nie dopełnił... Insza to jednak jest sprawa możności i powodu po temu, a insza by tego uczynić prawdziwie... Królowi przysięgano, ba! prawda, takoż jak i przykazań przestrzegać dziesięciu, z których łamania się każdy przecie co niedziela spowiadał! Czyż dla dobra Rzeczypospolitej nie zdało się naówczas rozumnem tego niedowarzeńca, co na Śląsk uszedł, odstąpić i sprzymierzywszy się z jego krewnym przecie, z tejże samej dynastyi, wojennikim znanem, armią tęgą władającym, pospołu Moskwicina nie zdusić, Kozaczyzny nie pognębić i przywrócić dawnej świetności krajowi? Nie kusząca to myśl?
  I czyż nie jest ona prawdziwie myślą patriotyczną? Na każdy rozum wspieranie dalsze króla-wychodźcy było jeno dla kraju ciągiem dalszem wojennej pożogi... Nim potępimy Radziwiłła, pomnijmy, że ów miał świeżo Wilna przez Moskwę zdobytego (w wydawanej pod rosyjską cenzurą Trylogii Sienkiewicz się nad tem tylko ogólnikowo zająknie, jakich fantasmagorycznych Septentrionów w to miejsce wpisując) i że najpryncypalniejszy z jego z Karolusem paktów to ten, w myśl którego Szwed się zobowiązywał do wojny z Moskwą o ziemie litewskie. Cóż mu mógł w tem czasie dopomóc król i przódzi z niedołęstwa wojennego znany, a ninie z z przygarstkiem jeno wojska i dworem na Śląsku siedzący? My o tem dziś myślimy Sienkiewiczem i dzisiejszemi kategoriami narodu i zdrady, a to przecie było spółcześnym najzupełnie myślenie obce. Uważcież, że nawet stu lat nie minęło od podobnej ucieczki Walezego, a szlachta w kraju pozostawiona najmniejszej nie miała gwarancji, że król jeszcze wróci, a tradycje rządów na wychodźstwie całkiem nam wtedy obcemi były. Rzeczpospolita więcej była czymś na kształt Stanów Zjednoczonych dobrowolnie przecie zawiązanych, zatem i dobrowolnie rozwiązać się mogących. Insza rzecz, że to nie Radziwiłł miałby tam stanowić o tem, a więcej może powinien tu szlachty litewskiej ogół, ale ów się miał za jej wodza i reprezentanta. Tymczasem po dziś dzień pokutują słowa Sienkiewicza o rozszarpywanym postawie sukna i domyślny znak równości pomiędzy folksdojczami okupacji ostatniej i temi, co bodaj najgorszego w dziejach naszych króla, po jego ucieczce odstąpili... A pamiętać proszę, że podług tamtocześnego prawa onegoż poddani mogli, poprzez tą ucieczkę za granice Rzeczypospolitej, czuć się z obowiązku wierności najzupełniej zwolnionemi...
   Ano, podług mnie, gdybyż Szwedy same sobie rabuśnictwem i gwałtami nie zaszkodziły, któż wie, jako by się Historyja potoczyć tu mogła... Nie sposób się tu analogij z 1941 rokiem nie doszukać, gdzie armia wielekroć liczniejsza za stalinowski porządek wojować nie chciała i w rozsypkę poszła, gdzie w niejednej wiosce i mieścinie Niemiaszków kwiatami witali i by jeno Hitler swoich konceptów o podludziach nie traktował nazbyt serio, miałby i pewnie kraju całego u stóp...
   A że się Czarniecki wahał to i dowody mamy, że Karolusem korespondował, jest i dowód pośredni, już przykrzejszej natury. Oto w czas obrony Krakowa szykowania, przyszło do tumultu tej mieszczan części, co się poddać chciała. Czarniecki buntu zdusił, ale wiadomo, że przy tem żołnierze jego niezgorszego łupu wzięli. I cóż z tem bogactwem się stało, po dziś to rzecz niepewna, okrom tej, że tego dobra Czarniecki zdołał jeszcze i z miasta wywieść. Zostawił mu król i grosza na wojsko nieskąpo, bo sześćdziesiąt tysiąców złotych, które podobnie przepadły... Do pełni tegoż rysu bohatera naszego trza to złożyć z tem, com już o chciwości wojewody pisał przódzi i z tem, że w przyszłej wojnie z Moskwą, po wygranej nad Połonką bitwie całego zagarniętego niewolnika żołnierzom swoim odebrał i we własnych więził dobrach, o wykupno onych przy tem samojednemu traktując. Miał wziąć za nich potem równy milion złotych, sumę na czasy owe niebotyczną zgoła!***
    Powtarzam: nie czynię ja tu Czarnieckiemu z jego wahań zarzutów, choć już z rabuśnictwa owszem! Sam bym się pewnie tęgo na jego będąc miejscu zastanawiał nad tem, coż mi czynić przystoi... Mniemam jednak, że na jegoż ostatecznej decyzji zaważyło nie to, że Częstochowa, nie to że termin rozejmu, ani też i to, że go wojsko jedynym sprawiedliwym mające, do wodzostwa wzywało... Mniemam, że kalkulował nader chytrze, że skoro oba hetmany już i króla odstąpiły, to Karolus tamtych forytował będzie, zasię przy Janie Kazimierzu w pustce powstałej prospekta na hetmaństwo pewnie i większe... Nie docenił tu ni hetmanów obrotności, ni janakazimierzowego kunktatorstwa...
   Przebiegu dalszej ze Szwedem tu pominę wojny, bo to sprawy więcej znane. Co ciekawe znane są i więcej może dzieje wyprawy dywizji Czarnieckiego z pomocą sprzymierzeńcom do Danii, nawiasem wielce co do swych skutków przereklamowanej, za to niemal zupełnie się nie docenia tego, jako pospołu z Lubomirskim i Tatarami pognębił Rakoczego, co się ze Szwedem sprzymierzył.
   I na koniec ostatnia z tych rzeczy, które postaci tej miary nie przystają zgoła... Okrom okrucieństwa, które może by i wojny tłomaczyć mogły, okrom chciwości, których może by i można usprawiedliwiać pochodzeniem lichem i ambicyjami niemałemi, jest przecie i onegoż w polityce dworu udział niemały. I tę politykę prawdziwie trudno z polską racją stanu identyfikować...
   O czem prawię? Ano choćby o tem, że umyśliła był królowa Ludwika Maria, by po bezpotomnem Janie Kazimierzu władcą naszem był Kondeusz Wielki. Xięcia de Conde rad by się wielce pewnie pozbyć z Francyi był król Ludwik XIV , wojennika sławnego rada by i może jaka część szlachty przyjąć, przecie nic to nie było pewnego. Ano to i umyślił dwór elekcyją vivente rege, czyli obioru następcy za żywota poprzednika, przepomniawszy najwidniej jak praktyki takie znienawidzone szlachcie i jak wiele kosztowało Zygmunta Starego przeforsowanie takiejż elekcyi syna swego, ku któremu ani przecie i ćwierci takich by oporów, jak przed Kondeuszem nie było... A Czarniecki, arcyskutecznie wodzony za nos mirażami tegoż hetmaństwa wymarzonego, za bezwolne się tu dał urobić narzędzie, co jeno do zjednania wojska i szlachty służyć tu miało...
   Reasumując: żadnej bodaj ze swych wojen nie przywiódł ku takim cyrkumstancyjom, by na dłużej się tu można było spodziewać pokoju, co rzec można tyleż jego talentu tu sprawa, co i możności Rzeczypospolitej. Nijakich też reform nie był ni konceptuariuszem, ni wdrożycielem... Okrutnik, co pacyfikacjami swemi pogłębił jeno przepaści właśnie wykopywanej między Rzeczpospolitą i Kozaczyzną; polityk mizerny, nadmiernemi ambicyjami zżerany, no i te wszytkie z majętnościami przeniewierstwa...:(( Może gdyby był z tego jeszcze i powstał jaki ród znaczny, co pokoleniami przyszłemi by więcej i może chluby był przydał, przygasły by może jako to rabuśnicze obrazy. Angielczyki powiadają, że bruki londyńskiego City, gdzie najwięcej tamecznych fortun ma siedziby, brukowano czaszkami niewolników, bo to na tem handlu te fortuny wyrosły...
   A fortuna Czarnieckiego? Za córkami poszła, rody Leszczyńskich i Branickich zasilając wydatnie... Z tak licznych braci hetmana jeno jeden Marcin, pod Batohem ubity, się męskiego doczekał potomka, nawiasem in futuram wielce Sobieskiemu szkodnego, na którem się Czarnieccy w męskiej pokończyli linii...
   Do legendy hetmana bym jeszcze jego godziny zgonu przypomniał, gdzie wiezionemu do Lwowa, przyszło w chłopskiej pomrzeć chacie, do której na prośbę konającego przywiedziono konia umiłowanego, któren czując co się święci, łba hetmanowi podawszy, niczem z przyjacielem się żegnał:
                    _____________________________________
*gwoli ordynku przypomnieć się godzi, że przódzi już i z niezgorszem skutkiem, dla szczupłości sił własnych mogąc jedynie "nieprzyjaciela czatami i urywczą zatrzymywać wojną", niemało oddziałków szwedzkich zniósł, w tem i pod Inowłodzem całej niemal ariergardy marszałka Wittenberga.
** taka bowiem na tą chwilę była Czarnieckiego godność (okrom tytułów wojewody ruskiego i kijowskiego), której jeszcze w 1653, gdy się ten urząd zwolnił skutkiem śmierci Samuela Kalinowskiego pod Batohem. Nawiasem dostał wówczas Czarniecki i dóbr niemałych po podobnie ubitym... Marku Sobieskim, bracie króla przyszłego.
*** Pasek, będący tu jednym z tych żołnierzy spod Połonki, a przy tem daleki od podejrzeń o stronniczość, bo to jeden z Czarnieckiemu najwięcej oddanych, pisze nawet o milijonach dwóch... w co jednak, przyznam, że uwierzyć ciężko...

04 września, 2014

O hetmanie, co to ani z soli, ani z roli ...III

  August II miał ponoć rzec ongi z goryczą, że gdyby wiedział przódzi, jakaż władza się z godnością wiąże hetmańską w Polszcze, a jakież słabości królewskiej towarzyszą, to by się nigdy o tron polski nie ubiegał, jeno o buławę hetmańską... Już nie o facecjach mówiąc, dwóch królów inszych postępkami swemi dowiodło, że co było w tem na rzeczy. Sobieski, nawet już królem obrany (19.05.1674), zwłóczył jak mógł, pod częściowo tylko prawdziwym pozorem ustawicznego wojennego zatrudnienia, by własne hetmaństwo złożyć. Przeciągnął rzecz niemal do koronacyi samej, rządząc primo jako król-elekt, secundo jako cięgiem jeszcze urzędujący hetman (do 2.02.1676)... O przypadku wtórym: bezhetmania za sprawą Jana Kazimierza uczynionego dziś właśnie prawić będziem. Teoryją winniśmy mieć zawżdy w Rzeczypospolitej czterech hetmanów: dwóch na Litwie, dwóch w Koronie, przy tem naturaliter hetman polny będąc od hetmana wielkiego niższem, winien tamtemu posłuszeństwo. W praktyce bywało rozmaicie, bo się o te godności rody biły magnackie i częstokroć nominacyje były luboż kompromisu dowodem, luboż chwilowej jednej fakcji nad wtórą przewagi. Bywało, że nie mogąc ku konkordii z tem jakiej przejść powszechniejszej, nominowano jakiego starca nad grobem, by póki co swarów uciszyć, a rachując, że rychle i on ten ziemski padół opuści, natenczas być gotowem z kandydatem inszem, co jako żywo niektóre papieskie mi przypomina konklave... :) 
  Krytycznej dla Polski godziny w połowie XVII wieku pomarł nam z nadmiaru miłości* jeden z hetmanów najwybitniejszych, wielki koronny Stanisław Koniecpolski... Nastał po niem Mikołaj Potocki, cależ nie taki znów hetman żałosny, jak go częstokroć malują, zasię buławy polnej po Potockim wziął Mikołaj Kalinowski, a to najwięcej za spowinowaceniem się z kanclerzem Ossolińskim (to ten, co ongi do Rzymu wjeżdżając w poselstwie, złote tam gubił podkowy), którego córa za syna Kalinowskiego była poszła. Oba się z Potockim swarzyli tęgo, Kalinowskiego nie poważało przy tem wojsko, coż może i aż do Batohu nie ważyło wiele, bo sam Kalinowski mało kiedy wojował... Obu pod Korsuniem zagarnął w niewolę Chmielnicki i tyleż było z hetmanów obu pożytku, ale że żyli oba, nie było możności mianować nikogo w ich miejsce, co najwyżej zastępców, regimentarzami zwanych. Na Litwie tytularnym był hetmanem wielkim schorowany starzec Janusz Kiszka (słyszał kto o takiem?), co się we wszytkim wyręczał młodszym polnym Januszem Radziwiłłem, któren go w 1654 w pełni był zastąpił, zasię polnej wziął natenczas buławy Wincenty Gosiewski, ongi wojownik niezgorszy, Czarnieckiemu w późniejszych z Moskwą przewagach sekundant nienajpodlejszy, bodaj jedyny hetman od żołnierzów własnych zbuntowanych ubity, dziś tem najwięcej słynny, że się do przodka swego nader chętnie polityk pod Smoleńskiem zginiony przyznawał... W Koronie natomiast się z hetmanami prawdziwa uczyniła zawiłość, bo nawet jak oba z niewoli wrócili, to Potocki nie pociągnął długo, a Kalinowski, takoż i za własnej nieudolności sprawą, dał pod Batohem głowę. Po Kalinowskim na hetmaństwo polne król powołał Stanisława Potockiego, który że miał obyczaju cięgiem łacińskiego używać zwrotu "w rzeczy samej" ("re vera"), to i go wołali powszechnie Stanisławem Rewerą Potockim. Natomiast na hetmaństwie najwyższym, wielkim, trwał vacat, wielce królowi poręczny, bo to co i rusz mógł go komu inszemu obiecywać w zamian za takie, czy też insze wsparcie... Ano i tak lawirując, między magnackiemi rodami a konceptami własnemi był nam król jegomość na koniec tak rozsierdził wszytkich, że się sejm począł gwałtem dopominać tegoż bezhetmania zakończenia, osobliwie, że czas był wojenny, na wschodzie cięgiem przecie wojny z Moskwą, Kozactwo pobuntowane i niepokonane, a przecieśmy jeszcze ani znali, że zaraz Szwed na kark wsiędzie... Ano i umyślił był król, jako to czasem jaki lowelas użycia chętny, że się z leciwą może i schorowaną jaką, przecie zasobną zwiąże niewiastą, ta mu, daj Boże, wrychle pomrze, tedy ów będzie mógł wreście za jej grosz użyć sobie żywota... Ano i jak to czasem bywa, gdy taki trzydziestolatek dziarski bierze dwakroć starszej niewiasty, że mu owa siurpryzę wywinie i po latach dalszych trzydziestu nadal się miewa dobrze i oba mogą na noc swoje szczęki w jednej moczyć szklance... Rewera Potocki miał natenczas lat już 75, tedy zdałoby się, że wszelkie w tej mierze królewskie spełniał rachuby, że się wrychle przeniesie do przodków i ów znów będzie mógł wpodle tej buławy snuć rozgrywki swoje. Aliści hetman się królowi tu wywdzięczył podle, bo żył jeszcze lat trzynaście i to po nim buławy tej wziął już Sobieski, tedy Czarniecki mógł o niej jeno całego żywota marzyć, Rewerze i królowi złorzeczyć, aliści dostąpić jej nie było sposobu... Natomiast gdy Rewera był zwalniał w 1654 roku hetmaństwo polne, Czarnieckiego zasługi ani się z obrońcą Kamieńca i Zbaraża, Stanisławem Lanckorońskim równać nie mogły, to i marzyć nawet nie było o czem... Ale gdy Lanckoroński pomarł we dwa lata później, w środku nieledwie zamętu ze Szwedem, insza już i była Czarnieckiego pozycja i wierę, że mu się ta buława śniła po nocach zasadnie... Był jednak jeszcze Lubomirski, na którego król koniec końców postawił, tegoż pewnie rachując, że rekuzowany groźnym będzie przeciwnikiem, zaś Czarniecki... Ten nie miał za sobą w rzeczy samej nikogo, z kim król by się liczyć musiał, stąd i te słowa gorzkie o soli (dziad Lubomirskiego, Sebastian był żupnikiem krakowskim i tak naprawdę to on dał podwaliny pod przyszłą rodu potęgę) i roli (co najpewniej do Potockich było pite, bo mało który ród się mógł z temi latyfundystami mierzyć). Trzebaż było, by się z Lubomirskiego był prawdziwy wykluł rokoszanin, trzebaż było sądu sejmowego nad zdrajcą, który go urzędu i godności pozbawił (jedyny to wypadek taki w dziejach naszych, bo nawet zdrajca Radziwiłł pomrzeć zdążył w oblężonem Tykocinie, nim go kto mógł przed sąd jaki zawlec), by nareście może i król k'temu przyszedł, że rachuby jego kiepskie i może lepiej było dać jednak tej buławy Czarnieckiemu. Przynajmniej by się nią może co dłużej nacieszył, bo tak się nią ledwo półtora nakontentował miesiąca, nim pomarł, a że już i tak chorzał, to zasadnem tu mówić o musztardzie po obiedzie... Kalkulacyja zatem polityczna króla tutaj zwiodła, bo Lubomirski zawiódł... Kalkulacyja wojskowa pewnie takoż, bo Czarniecki tęższej był wojennej głowy... Aliści jeśli tego baczyć, czy się ta buława należała w kategoriach moralnych, jako swoista nagroda za cnotliwe życie starego i wiernego żołnierza, to tum już wątpliwości pełen... Ale o tem już w nocie następnej, cykl ten (I,II) kończącej... ________________________________________ 
* pisałżem o tem tutaj, w rozważaniach z cyklu "Co by było gdyby..."

02 września, 2014

O wrześniowych czynnościach gospodarczych...

   Komu dziś czasu na lekturę przymało, niechajże poniecha, spraw swych uładzi, a czytuje luboż partiami, luboż niechaj za czasem sposobniejszym nawróci, bo dziś siła nam tu roboty, oj, siła... podobnie jako i w gospodarstwie czasu jesiennego... Od czasu już tu bowiem dłuższego przedstawiam ja tutaj wyimków (styczeńlutymarzeckwiecieńmajczerwiec , lipiec , sierpień) z xięgi Imci Teodora Zawackiego sub titulo "Memoriale oeconomicum" z 1616 roku, swoistego poradnika dla ziemian dawnych, aby tą drogą wyłożyć Lectorom Miłym primo, że tego ogromu roboty, co się z tem, rozumianem za sielskie i spokojne, żywotem wiejskiem kryje, takoż by wykazać, jakże wielgiej być musiał wiedzy i experiencyi ten, któren tem wszytkiem zawiadywał... Inszemi słowy: folwark ówcześny ziemiański to przedsiębiorstwo, któremu niejedna z firm dzisiejszych naszych się ani równać nie może pod względem zróżnicowania produkcji... Spraw polowych pewno, że i włościanin każdy się wyuczy z latami i experiencyi nabędzie, przecie sprawy folwarku to nie jeno kiedy siać, a żniwo czynić kiedy... To i o pszczołach wiedza, a i o stawach, to i o rynku, kiedy i jak przedawać, a kupować czego... Może nam się i zdawać, że Mistrz z Czarnolasu jeno pod lipą siedział, rymy składał i węgrzynem zapijał, aliści ów się niechybnie nieraz i do nocy za sprawami gospodarskiemi natrudził! Taki folwark to przecie nic inszego jeno właśnie firma niemała, gdzie fachowców jest wielu i gdzie się może oracz na swojej jeno wyznawać robocie, a smolarz na swojej, aleć ów jegomość nad niemi wszystkiemi i znać się winien na wszystkiem i wszystkiego umieć ogarnąć! I o tem za każdem razem pamiętać upraszam, jako się komu zachce szlachtę naszą od próżniaków wyzywać czy bogactwo na krzywdzie chłopskiej budowane wytykać...

"September:

W Wrześniu znowu gotuje oracz w pole pługi,
Gruszek, jabłek używa i też wina drugi.

- W dzień Św.Egidego [Idziego- Wachm.] to jest 1 Septembris wstępuje jeleń w wodę.
- Chmiel zbierać około Sw.Egidego i chować porządnie dla zwietrzenia.
- Kmiotkom sprzężajem*, w jesieni a zimie ma pan abo urzędnik najwięcej kazać robić, bo się lecie wypasł, a zimie się lepiej i kosztowniej karmi.
-Jeśliby który poddany nie zasiał, swoim zbożem zasiać i zaś zebrać z pola.
- Na pszenicę i żyto orać.
- Pszenicę w Piątek przed Św.Krzyżem [14 Września-Wachm.] abo po Św. Krzyżu w ostatniej kwadrze siać.
- Niektórzy sieją żyto i pszenicę na Narodzenie Panny Maryi [8 Września-Wachm.]
- Rolą folwarkową pomierzać, aby wiedział gospodarz wszędy wiele mu na dzień ma chłop zorać, także zaś przeorać i uradlić i na niwie wiele ma użąć; to wszytko uważywszy, żeby dobrego robotnika nie obciążył, a złego żeby nauczył i przyciągnął.
- Role, na których groch i wyka była, trzy niedziele przed świętym Michałem [29 Września-Wachm.] pod pełnią prostym gnojem nawieźć. A dwie niedzieli dobre ciepłe pola, abo tydzień przed św.Michałem abo po św.Michale.
- W piękną pogodę pszczoły podbierać i nieco im miodu odejmować, jednak tak wiele im trzeba zostawiać, aby się nim przez zimę mogły wyżywić[...]
- Sól kupować około świętego Michała na zimę.
- Głowatki konopie mają być moczone na wiosnę; płoskonne** jako i len w jesieni z słońca.
- Len i konopie starszy miądlić, czosać i na przędziwo gotować i potym zważyć na kamień***.
- Ogrodów dojrzeć aby je w jesieni sprawiono, podorano etc.
- Kasz wszelkich naprzyczyniać, także krochmalu.
-Ściernie na rżysku i przeniczysku w ostatniej kwadrze dla jarzyny**** na lato podorać, aby przez Zimę dobrze ugniło i odleżało się.
- Barany przypuszczać do owiec około św.Mateusza [21 Września-Wachm]; będą rodzić około Gromnic [Matki Bożej Gromnicznej, czyli 2 Lutego - Wachm.]. A gdy przypuszczają do nich około św.Michała, miewają jagnięta na święty Piotr*****, bo owca nosi dwadzieścia i jedną niedzielę.
- Z pola zwiozszy i zasiawszy na zimę, poprawić czego potrzeba i przybudować.
- Inwentarz z nowego spisać wszytkiego, co się rodzi w gumnie, w ogrodzie, w sadzie, na polu i wszędy; a te inwentarze mają być zgotowane dwie niedzieli przed św. Michałem.
- Dojźrzeć tego, aby dworka i urzędnik ukazał panu pożytek ze wszelkiego bydła przypłodku, także co wyda na żywność, jako też do przedania, a gdzie pan nie mieszka za to wszytko pieniądze aby się zbierały.
- Bydła wiele rogatego, krów, wołów, stada, wiele także owiec, kóz, świni, gęsi, kaczek, kurów, gołębi na rejestr spisać; wiele cieląt, wiele jagniąt, wiele prosiąt, co też zdechnie w regestr wpisać.
- Pasterzowi oddać karb wszelakiego bydła. a gospodyni, abo jej pani stara, także pan abo urzędnik ma mieć regestr.
-Skoro z nowego od chłopków sep***** wybierać, bo na wiosnę trudniej mu to wypłacać.
- Niepożyteczne bydło i niepotrzebne przedawać.
- Stare łąki podorywać i z nich nowe łąki czynić.
- Kto chce rządnie żyć, a nie utracać, w jesieni obrachuj wszytek dochód, tak panie jako i chudy, bo czegoć niedostanie, z nowego łacniej opatrzysz, niż na wiosnę.
- Glinę w tym miesiącu kopać do pieców piekarnianych i do inszych, w ostatniej kwadrze, bo w takowej się świerczkowie nie lęgną.
- Kto chce jajca przez zimę przechować, ma je w Sierpniu na schodzie miesiąca zbierać, a chować je w plewach*******. Niektórzy je kładą w sól, ale się rady psują i nie pełne bywają[...]
-Gdy świnie na ścierniu się wypasą, może je zamknąć na karmienie, bo pod ten czas ciało na się biorą, a potym łacniej utyć mogą, gdy otrębami, albo ziarnami mełtymi karmione będą.
- Dwie niedzieli przed św.Michałem, a dwie niedzieli po św.Michale najlepiej się ptacy łowią.
- Niepotrzebne gałęzie na drzewach obrzynać aby w zwysz róść mogły.
-Skoro zasiawszy, proso tłuc na jagły.
-Jabłka, gruszki, śliwy suszyć, także i powidła czynić.
-Z leśnych jabłek i gruszek jabłecznik czynić. A czynią go tak: utłuką lub gniotą jabłka i układają je w jaką faskę i leją na nie świeżą wodę studzienną i dają im tak pokój przez kilka dni aż wykisieją, potym to piją. Ubóstwo ma to sobie za wino.
- W tym miesiącu sadzą młodą brzezinę i inne drzewa leśne.
- Długi wszytkie od kmieci na św.Michała wybrać, coby im się jedno dawało przed tym.
- Liście dla owiec zbierać [...] może i w tym miesiącu, gdy sucho.
- Na św.Michał kryją się znowu ryby w kąty i z szerokiej wody na głąb się puszczają.
- Grzędy w ogrodach ryć i gnoić, w których na przyszłą wiosnę ma kto wolą siać i sadzić zioła.
- Najlepszy czas jest do siania dwie niedzieli abo trzy przed św.Michałem i dwie niedzieli, abo trzy po św.Michale. Zwyczaj jest górzyste i piaszczyste role pierwej, na nizinach albo dolinach później zasiewać, jednak pierwej na iłowatych ziemiach i które piasku wiele w sobie mają niż na inszych sieją.
- W dworze mieć klacze, woły, co nimi niech robią. A może tym bydłem chłopkowi zasiać, który sprzężaju nie ma, a jeśli się nie wspomoże, już trudno o nim radzić. A tego bydła dwornik, pasterz, włodarz ma dojźrzeć.
- Siej trzy dni przed nowym miesiącem albo trzy dni po nowym pszenicę, tedyć się zielsko w nie nie rzuci.
- Kędy żołądź abo bukiew jest, puszczają świnie na żołądź o św.Michale abo je nią w karmnikach karmią.
-Świni według dostatku w folwarku każdym chować, a lepiej ich mało chować a tłusto, a niż wiele a chudo, bo dziesięć abo dwanaście świni, które rodzą, gdy się dobrze chowają, więcej pożytku dadzą, niż czterdzieści nędznych a chudych. Bo między chudemi świniami i gdy ich wiele rado się powietrze [mór-Wachm.] rzuca. Niemieckie świnie z polskiemi pomieszane najlepsze są do chowania; niemieckie rozumieć trzeba: żuławskie, pomorskie i westwalskie, acz i bawarskie rosłe; a te wieprze roztykać najpierwej chwastem, którego z lata po górach nachować, kiedy już kapustę z ogrodów zbiorą, aby ziarna i tłuczy było sporzej i mniejszym nakładem mogło się to ukarmić.
- Na ten czas spiżarnie rozmaitemi potrzebami napełniać: suchemi rybami, jarzynami, krupami etc. Bo zima jest zły gość, pustoszy spiżarnie a kto się na zimę nie przygotuje, musi często posty odprawować poniewoli.
- Tego miesiąca kasze wszelakie, co się doma rodzą, drobne, ochędożnie do tej spiżarni dobra gospodyni ma czynić: tatarczaną, jęczmienną, pszenną, owsianą, żytną etc. Gruszki, jabłka, śliwy porządnie suszyć, także powidła czynić, pestki odbierać na nasienie, ale nie warzone.
- Kapłony tłusto karmić i mieć ich dostatek według kondycyjej. A im nacieśniej siedzi tym rychlej utyje, i przeto drudzy wsadzają je w garniec dnem wybitym mu głowę do jedzenia wytchnąwszy...[...]
- Może też tym miesiącu znowu sałatę, czosnek i czarną kapustę******* siać.
- Na niektórych miejscach około św.Michała rolą, na której na wiosnę siać mają, pokładają abo odwracają.
- Rozmaitemi sposoby ryby łowić pod ten czas może i karpie przesadzać do stawów, a gdy się pod ten czas trą, łowić drobiazg i do inszych stawów przesadzać, aby im było przestrono rość.
- Na niektórych miejscach sieją na zimę marchew i rzodkiew, która potym prędzej na wiosnę urośnie, bo marchwiane i rzodkwiane nasienie nie zmarznie w ziemi.
- Skopy wędzić.
- Owoce późne zbierać z drzewa i insze dostałe; marchew i insze jarzyny kopać w piękny dzień, gdy słońce świeci.
___________________________
* czyli stając do odrabiania pańszczyzny z inwentarzem: z koniem luboż wołów parą...
*** w szczegóła nie wchodząc, do których wielce by się tu nam dziś Cypryan de Vaxo przydał, nasz dawniejszy rzeczoznawca przyrodniczy, dość rzec będzie, że z temi głowatkami i płoskonnemi to idzie o podział konopij na męskie i żeńskie...
*** tu najprawdopodobniej idzie o to, jak onegoż pakować, czyli podług jakich jednostek miary: kamień to staropolska jednostka masy. Nazwa się wiedzie od kamieni żarna tworzących i ów kamień to tyleż, co 32 funty nowopolskie ergo 64 grzywny, co znów czyni 1024 łutów, co na nasze spółcześne kilogramy daje 12,96.
**** - idzie nie o jarzynę w rozumieniu marchwi czy kapusty, jeno o zboże jare
***** - idzie nie tyle o samego świętego Piotra, bo to święto czerwcowe, ile o dzień katedry świętego Piotra, co 22 Lutego wypada.
****** - sep - dawniej znaczył daninę w zbożu płaconą
******* - insze z cytowanych tu porad, zalecały w szufladach extraordynaryjnie na to przeznaczonej jakiej starej komody, układać w popiele, który natenczas przecie znano jeno jako drzewnego.
******** - i tu dziś rozsądzić ciężko będzie, cóż miał Zawacki na myśli, bo z pewnością nie najpopularniejszą dziś kapustę głowiastą, której odmiana zwana czerwoną, a prawdziwie barwy będąc czasem ciemnofioletowej by mogła i za jaką ciemną uchodzić... Głowiastej bowiem kapusty niderlandzcy ogrodnicy dopieroż z początkiem XVI wieku wyhodowali i ciężko przypuścić, by dla Zawackiego-tradycjonalisty mogła ona być już w niespełna wiek później w Polszcze powszechną. A jeśli szło mu o kapustę liściastą, to znów mogłoż mu iść o czarną gorczycę, którą właśnie zwano kapustą czarną (Brassica Nigra), luboż, co może i więcej prawdopodobnem o... jarmuż, wczesnego kapusty przodka, co różnych miał odmian, w tem i ciemnokolorowych...