30 października, 2014

O bennonitach, czyli o redemptorystów wcieleniu najpierwszym...II

  Kontynuując naszą o redemptorystach-bennonitach wypędzonych opowieść ( I ), powracamy do nich w chwili, gdy insurekcyja kościuszkowska klęski poniósłszy, naród i kraj pod trzeci rozbiór podawszy, w stuletniej niewoli kajdany nas skowała. Warszawy akurat zajęli Prusacy i wielce ciekawa kwestyja z jakimż to skutkiem dla zakonu, co korzeni przecie niemieckich, a i przeznaczonym był najwięcej dla posługi śród cudzoziemców tutecznych, śród których znów niemieckogwarzący przeważali przecie...
   Otóż cale nie tak łacno, jakobyśmy dumali, bo choć, naturaliter, Prusakom ani w głowie było swojaków jako prześladować, czy ciemiężyć, przecie to naród prawo i mores przed wszytkiem na pierwszeństwie mający, przy tem wieści o bennonitów poczynaniach miały władze najpewniej z pierwszej ręki, od swoich podkomendnych katolickich, co tam za religijną zbłądzili posługą. Najwidniej dla jakich w tej mierze przekroczeń, poczęło się od tego, że skrupulatnie nowicjantów badano zali owi prawdziwie z własnej a nieprzymuszonej wolej się w tem zakonie naleźli i czy który nie młodszy od prawem w tej mierze przepisanych lat dwudziestu i czterech. Cios na redemptorystów wtóry, to zakaz warzenia i wyszynku piwa, od którego przecie owi największy mięli dochód, jeśli nie liczyć donacyj i darowizn od dewotów omamionych...
  Aliści tu Prusacy nie docenili benonów... Owi, dość już widać długo w Polszcze siedząc, luboż i dla własnej w tejże materyjej przebiegłości, w mig konceptu na toż naleźli...:)
  "Księża benoni przestawszy robić piwo, pod pozorem nabożeństwa w ogródku swoim postawili kapliczkę Pana Jezusa Nazareńskiego u słupa, do której lud pobożny codziennie uczęszczał dla modlitwy. Ale do ogrodu, w którym była statua, trzeba było przechodzić przez izbę szynkową, zatem każdy odprawiający pielgrzymkę do ogródka, musiał nim tam wszedł, wypić kwartę piwa lub za nią zapłacić, inaczej szynkarz go do ogrodu nie wpuścił. Znaczny to księżom benonom robiło dochód, a piwo brali tańsze ceną od pobożnych piwoszów [piwowarów-Wachm.], unikając zwykłej opłaty czopowego. Doszedł do tego wszakże baczny na wszystko rząd pruski : zmusił księży do wypłacenia kary trzystu talarów."
  Przyszłoż się kontentować jeno ofiarami wiernych, aliści jak mniemam, przemyślność niezwykła w tej mierze i skrzętność dzisiejsza, niczem jest przy pracy pionierów redemptorystowego kwestowania, którzy przecie wielekroć więcej ograniczeni w tej mierze, przecie rzecz do najwyższego doprowadzili kunsztu!
  Pomiędzy donatorami nie zbrakło bowiem ani magnatek z najpierwszych Rzeczypospolitej familij, jako Czapskich, Jabłonowskich, Lubomirskich, Raczyńskich czy Rostworowskich, z wtórej znów strony nie gardzili benoni wdowim groszem pokojówek, kucharek i przekupek... Podobnoś przyszło i k'temu, że panny służące gdzie u możnych, srebra kradły i jako wota do kościoła przynosiły!
   Przyznać przecie trzeba, że tym duszom prostym, którym kościół zastąpić musiał całego towarzyskiego żywota i telewizyi przecie nieznanej, benoni oferowali niemało...:) Od świtu po noc głęboką w tym kościele zawżdy coś się działo: spowiednicy w konfesyjonałach zasiadali od piątej porannej godziny, zasię ojciec Klemens odprawiał wotywy po niemiecku, w czasie której już się w bocznej kaplicy odprawiała msza po mszy, aż do sumy, której ledwie pokończono, wraz ruszano na nieszpory przeplatane kazaniami po polsku i po niemiecku, by codziennego obrządku dopełniać drogą krzyżową, rachunkiem sumienia powszechnym i adoracyją hostyi... Nic przeto dziwnego, że mieszczki pobożne, przesiadywały tam dniami całemi, zaniedbując gospodarstwo i mężów...
  Cóż jednak od mieszczek wymagać, gdy dewocyja ówcześna najznamienitszych sięgnęła rodów, małoż na tem: co sobie benoni pisali za sukces, rodów w pokoleniu poprzednim znanych z nader swawolnych obyczajów. Obie córki księżnej Izabelli Czartoryskiej, zarówno xiężna Maria Wirtemberska jako i ordynatowa Zofija Zamoyska, zasłynęły pobożnością, podobnie jak Monika Grabowska, córka słynnej metresy króla samego... Pani Raczyńska ciepłą rączką obdaruje benonów dwoma tysiącami złotych polskich, xiężna Lubomirska domem przy ulicy Pieszej... Ba! Nawet wdowa po jednej z najzacniejszych postaci czasu konstytucyi trzeciomajowej, prezydencie Dekercie, odda benonom jedynego syna na wychowanie!
   Że się to nie podobało licznym, tak Polakom, jak i Prusakom, cależ mię nie dziwi. Podobnoś, jeśli hagiografowi Klemensa wierzyć, prawą jego rękę, ojca Hübla porwać miano i tęgo obić pałkami za to, iż się nie zgodził odmówić słuchania spowiedzi jakich pań konkretnie onemu z naźwiska podanych. Miałże ów pono nieborak pomrzeć od tego, choć prawią takoż, że od tyfusu przez penitenta zawleczonego. Miary przebrało porwanie panny Fayfer, której familija się ponoć na onej zakonną nie godziła karierę, tandem dzieweczka miała benonów uprosić i ci ją jaką nocą głuchą a ciemną gdzie do klasztoru odległego wywieźli sekretnie. W każdem bądź razie tak się przed sądem tłomaczyli, że to na panny supliki się odbyło gorące i jeno ad majorem Dei gloriam....
  Prusacy uznali, że w śródmieściu już i ponad jest miarę klasztorów i bez benonów kłopotliwych, tandem im szykowano przenosiny już to do karmelitów bosych na Krakowskie Przedmieście, już to do trzewiczkowych na Leszno, osobliwie, że tumult antyżydowski, co wybuchł Anno Domini 1805 roku, ponad wszelkie wątpienie z poduszczenia benonów się wszczął, gdy ci z procesyją idąc w Boże Ciało, na którą się jakie gonty z dachu źle opatrzonego zsunęły, rwetes wraz podnieśli, że są przez starozakonnych kamieniowani...
   Nadto się jednak guzdrały Prusaki z represyjami swojemi i nim rzeczy dopięli, już ich napoleońscy z Warszawy przegnali. Aliści o tem, ostatniem już epizodzie w dziejach redemptorystów polskich pierwszych opowiemy w części następnej.

28 października, 2014

O bennonitach czyli o redemptorystów wcieleniu najpierwszym...

 Przedwojennego "Słownika rzeczy i spraw polskich" zredagowanego przez Zofiję de Bondy, cytując (w którem to cytacie żem sam jeno podkreśleń sobie dozwolił) rzeczy nie objaśnimy, jako się należy:
"[...]Później bennonitami zwano ZAKONNIKÓW REDEMPTORYSTÓW, którzy osiedlili się w Warszawie w r. 1717, otrzymując w zarząd kościół Św. Bennona. Zakonnicy ci WYWIERALI DUŻY WPŁYW NA LUDNOŚĆ, lecz że MIESZALI SIĘ DO SPRAW ŚWIECKICH, zostali za Księstwa Warszawskiego WYDALENI z Polski."
tandem dziś bym chciał co więcej w szczegółach dzieje owych redemptorystów pierwszych opowiedzieć, osobliwie z uwagi na czasy i uwikłania onych przeróżne, takoż o owych wygnaniu, które znów dla porządku nazwiemy pierwszym, bo przecie niezbadane są wyroki Opatrzności i któż wie, co nas w tej mierze jeszcze czekać może? Choć osobiście uważam, że prędzej by się owi samowygnali, a i to jedynie de iure na jakie Malty, Cypry, Bahamy czy insze podatkowe raje, gdyby im się nareście kto z fiskusowych przyjrzał skrupulatniej...
   By spraw sprzed lat dwustu tu pojąć, przyjdzie się nam jeszcze o pół wieku cofnąć, w czasy cesarza Józefa II, który to po wstąpieniu na wiedeński tron z punktu zniósł osiemset klasztorów a zakonników ledwo trzecią część ostawił. Papieskich bulli jeno natenczas ważnemi nakazał w cesarstwie poważać, jeśliby owe cesarskiej miały kontrasygnaty, co nawiasem dowodzi, jak daleko się sprawy przez stulecia od Canossy minione posunęły... Zapędy cesarskie szły i w tym kierunku, by psalmów po niemiecku śpiewać, a gdy zaczął liczbę świec na ołtarzach rozporządzeniami regulować, pruski Fryderyk Wielki nazwał go "bratem-zakrystianem"...
   W tamtych to czasach, gdy jezuitów skasowano, redemptoryści na toż właśnie powstali, by owych zastąpić, co i w ubiorze zakonnym było widocznem. W Austryjej zaś do owego zgromadzenia przystąpił Morawianin pewien, naźwiskiem Klemens Hoffbauer. Znalazłszy, że się pod Józefowym władaniem niedobrze zakonnikom dzieje, uprosił on przełożonych swoich, by mógł gdzie indziej misyjnej prowadzić posługi i tak rada w radę, posłano go z kilkorgą jeszcze bracią w Inflanty...
   Do Inflant jednak droga przez Warszawę wiodła, a tam ponoć nuncjusz miał na Hofbauera nastawać tak srodze, by w mieście ostał, że ów uległ tym namowom. Po prawdzie to ja nie pojmuję, czemuż by aż nuncjusz miał i to w takiem mieć poważaniu obcego sobie gołowąsa zgromadzenia nieznanego, osobliwie, że w mieście konkurencyja między klasztorami i zakonami i tak już przychodziła, jako Kitowicz podaje, k'temu, że jako się dwie na mieście spotkały procesyje, to jedni drugim wyższość swoją dowodzili kułakami, trepkami z nóg zzutymi luboż i kijami...
   Jak tam było prawdziwie, nie dojdzie już dzisiaj, dość że ów ostał, rzkomo w misji posługi dla cudzoziemców licznie Warszawę nawiedzających, luboż i pomieszkujących w niej. A że im przydano opuszczony po bractwie św. Benona kościół ( ściślej drewnianej kaplicy, którą dopiero właśnie owi na murowany odmienili kościół), to i wrychle ich warszawianie zwać poczęli benonitami, bennonitami luboż i benenitami... Nie od rzeczy, mniemam, będzie wspomnieć o tem, że wraz z kościołem i ciżmami benonitów, w które redemptoryści weszli, odziedziczyli i przywileju, jeszczeć od Władysława IV danego, na wyrób i wyszynk piwa, z czego wielce radzi skorzystali.
   Hoffbauer osobiście, a za nim i bennonici insi posłynęli wrychle jako kaznodzieje okrutnie na grzech zajadli, ergo im to wiele przyniesło uznania u dewotów płci obojga, tandem kościół ich zapełnił się tłumem, osobliwie, że stał nieopodal pałacu wielce przez warszawian poważanego prezydenta grodu, Ignacego Wyssogoty Zakrzewskiego.
   Szczególniejszej jeszczeć im przyniosła sławy misyja szczególna, której się w czas insurekcyi kościuszkowskiej jęli, a tej mianowicie, że rozgłosiwszy przódzi, iż krzyżyków i kartek z modlitwami kładą podczas mszy pod kielichy, ergo owe szczególnej nabierają mocy, tandem świętość takowa niechybnie posiadacza uchroni przed kulami, przedawać onych poczęli za grosz niemały, a jakaż tego skala była niechaj świadczy, że w dzień 28 Augusta takich krzyżyków i kartek jakie trzy tysiące przedali!
   Jeślić jednak owi rachowali, że jak kogo Moskale przy szturmie ubiją, to i tak reklamować nie przyjdzie, to się poszukali, boć przecie ostały familie osierocone, a i nie każdy trafiony przecie pomarł. Bennonici jednak zgrabnie się wykręcili sianem, wdowom i kalekom głosząc, że kto w bój poszedł bez spowiedzi i absolucji, to i sam sobie winien, że moc kartek osłabił...
   O dalszych jednak bractwa tego konceptach i dziejach opowiemy w części tejże opowieści kolejnej...
     

26 października, 2014

O tem, czemu pana po cholewach poznać, takoż o wyższości słomy w butach...

   Obu zaś tych sekretów nam dziś xiądz dobrodziej Jędrzej Kitowicz objawi, wspomagając Wachmistrza na nowej dlań niwie modowej, tak wdzięcznie przez Lectorów przyjętej :P

   "Boty w używaniu były troistego koloru: żółte, czerwone i czarne. Cholewa u bota krótka, z tyłu łydkę całą, z przodu pół kolana dłuższym od tylnej części końcem - wichlarzem zwanym - zajmująca, z dwóch sztuk po bokach bota zszywanych składana, z przyczyny nogawic portkowych szerokich przestrona. Napiętek u bota łubem drewnianym, w środek skór zasadzonym, obwarowany, aby się nie koślawił i nie marszczył, pod napiętkiem podkówka żelazna, na trzy palce wysoka, u panów pobielana albo w cale srebrna, u chudych pachołków tylko pilnikiem cokolwiek pogładzona. W dalszym czasie panowania Augusta III nastały podkówki płaskie na kształt końskich, trzema ćwiekami do podeszwy przybite. Nareszcie podkówki wszelakie zarzucono, na miejsce których nastały abcasy skórzane, tak jak u niemieckich botów, ale niższe; i to była moda ostatnia bota polskiego pod panowaniem III Augusta.
   Poki trwały w modzie podkówki, przy każdych jatkach szewskich po wielkich miastach znajdował się kowal, który wszelkiego rodzaju boty podbijał podkówkami, według mody używanymi, biorąc za proste po groszy sześć, za pogładzone pilnikiem po groszy dwanaście; pobielane i srebrne wychodziły od innych majstrów. Białogłowy także gminne zażywały do trzewików małych podkówek, które do nich przybijał ten sam kowal za zapłatą trzech groszy od pary. I taki kowal nie robił żadnych innych sztuk przy wielkich miastach, mając dosyć zatrudnienia i pożytku z samych podkówek.
   Pospólstwo i szlachta drobna różniła się od uboższych jeszcze od siebie botami, u których były przyszwy nowe czarne, a cholewy żółte lub czerwone podszarzane, z żądzy-zwyczajnej naturze ludzkiej-pokazania się czymsić więcej, niż jest, chcąc każdy takowy zostać w rozumieniu, jakoby miał wprzód nowe żółte lub czerwone boty, a te znosiwszy, kazał przez dobrą ekonomią podszyć czarnymi przyszwami, choć w samej rzeczy takie kupił od szewca jako tańsze od żółtych i czerwonych nowych, acz cokolwiek droższe od w cale czarnych, pospolitych. Skąd urosło szyderskie przysłowie: "Znać pana po cholewach."
   [...] "Boty wyściełano słomą, a stopy nóg obwijali w chusty płócienne latem, do których w zimie przykładano dla ciepła kuczbaje, i zwały się takie płaty bądź płócienne, bądź kuczbajowe onuczkami; słoma zaś w bot używana-wiechciami. Najwięksi panowie, senatorowie, hetmani, w polskim stroju chodzący, używali wiechcia do botów, i była to funkcja chłopców hajduków i pajuków co dzień kłaść panu w boty świeże wiechcie, strzygąc słomę w miarę bota nożyczkami albo też przecierając ją w ręku do tejże miary. Przed końcem panowania Augusta najprzód onuczki, a potem wiechcie skasowane zostały, bo się już coraz większe ochędóstwo w stroju polskim zajmowało, do którego wielką przyczynę, ile względem nóg, dały wprowadzone podłogi woskowane, które się z wiechciami i barłogami z nich zrobionymi nie cierpiały.        Miejsce wiechciów zastąpiły podeszwy pliśniowe, kuczbajowe, burkowe albo kapeluszowe. Onuczki zaś przemienione zostały na szkarpetki i meszty tureckie. Co do ciepła i zdrowia, lepsze były wiechcie słomiane od jakichkolwiek podeszew, ponieważ słoma to ma do siebie, iż wyciąga wilgoć, dla zbytku której niejednemu przeraźliwie nogi śmierdzą. Co do ochędóstwa albo polityki ochędożniej pokazuje się gość w domu uczciwym, kiedy położy na taborecie szkarpetki z nóg zdjęte i podeszwy wyjęte z bota dla przesuszenia, niż kiedy, jak przedtem bywało, porozwiesza onucze, potem z nóg i kwasem z bota przejęte i wyciągającym się przy wszelkiej ostrożności za nogą wiechciem z bota podłogę woskowaną zabarłoży."

23 października, 2014

O katuszach niewymownych...

...jakich personom z jakiem rodzajem przyodziewy nieobytym ona przysporzyć może... Po największej części pojmujemy przez to wszelkie opowieści o tem, jako to kto cywilnego był przymuszony porzucić sznytu i w uniform jaki obleczony, osobliwie gdy niedopasowany, w nowej roli gdzie występować musiał. Bywa jednak i odwrotnie, gdy oto osoba z gruntu wojskowa, z nagła w cywilnym się musi prezentować odzieniu.
   Spotkała przykrość taka jenerała Dowbora-Muśnickiego styczniem 1919 roku, gdy z rozkazu Piłsudskiego i na mocy ustaleń z poznańską Naczelną Radą Ludową miał on zostać dowódcą wielkopolskiej armii powstańczej. Miał przy tem Piłsudski i swoje zamiary skryte, w pierwszem rzędzie na czas niejaki usuwał z Warszawy wielce popularnego jenerała, jedynego okrom Hallera, który by mu może swą i pozycją, czy autorytetem zagrozić mógł. Po wtóre rachował, że się tam ów zblamuje, bo też i jako dowódca nie miał dopotąd jakich nadto wielkich osiągnięć, jeśli nie liczyć osobistej dzielności (opłaconej ciężką raną) w walkach pod Przasnyszem w lutym 1915 roku* oraz względnie zwycięskich walk**  ze zrewoltowanymi, ale słabymi oddziałami bolszewickimi próbującymi rozbroić formowany przezeń w 1918 roku I Korpus Polski w Rosji.
   Ponoć miał też i Piłsudski na to rachować, że się wielkopolscy powstańcy, po większej części żołnierze dawniejsi pod Niemcem służący, nie podporządkują jenerałowi, co carowi służył, aliści to mi się zda naddanym mniemaniem, boć przecie miał na codzień Piłsudski przykłady zgoła przeciwne, gdy to jemu, ex austryjackiemu brygadierowi podporządkowywali się żołnierze i oficerowie wszystkich byłych wojsk zaborczych, w tem i nierzadko wyżsi odeń stopniem. Ale dość o tem, bo dziś to do rzeczy nie należy, starczy nam rzec, że jakiekolwiek by te względy nie były, to na niczem spełzły, bo Dowbór-Muśnicki wracał z tej eskapady w glorii i chwale*** dowódcy jedynego udanego powstania polskiego i na czele wydatnie wesprzeć mającej, chwiejący się front bolszewicki, stutysięcznej Armii Wielkopolskiej.
    Póki co jednak, miał się nasz jenerał do zrewoltowanego Poznania przeprawić, a i to na wyraźne żądanie Piłsudskiego, po cywilnemu, by go gdzie po drodze Niemcy nie wypatrzyli. Ano i tu się począł dramat prawdziwy, bo jenerał, naówczas piąty krzyżyk już na karku noszący, odkąd mundurek radomskiego gimnazjalisty odmienił na mundur petersburskiego kadeta, nijakiej już nigdy cywilnej przyodziewy nie miał i nijakiej też experiencyi w naszaniu jej również...:) Przyszło mu przecie w tempie extraordynaryjnym jej obstalowywać, a że krawiec palta na wyścigi szyć odmówił, w tem jednem się poratował, onego od brata Konstantego pożyczając.
   Mimo to efekt był żałosny i zgoła dla nieboraka przykry: "gdym się w to wszystko ubrał, czułem się bardzo nieszczególnie; zimno mi było w nogi, przez spodnie z dołu wiatr wiał pod szyję, przedstawiałem wręcz komiczny widok".
  Nawiasem Piłsudski przeszedł metamorfozy zgoła odwrotnej, bo przecie dziś go powszechnie kojarzymy z "szarym strzelca strojem" i maciejówką, ale tegoż uniformu ów przybrał dopiero przed I wojną, jako człowiek niemal pięćdziesięcioletni i dopotąd jeno cywilne (czasem aresztanckie czy więzienne) odzienie noszący. I on także nie przywiązywał do tegoż uniformu jakiejś przesadnej uwagi i , jak skrupulatnie policzyła w 1931 roku redaktorka "ABC Mody" , Maria Grudzińska, garderoba Marszałka składała się z trzech mundurów i dwóch kurtek strzeleckich. Grudzińska, pisząca reportaż o tem, jak w pracowni mistrza igły Zygmunta Roguskiego przy Krakowskim Przedmieściu, powstaje nowy, więcej reprezentacyjny mundur Marszałka, mimo wolej dostarczyła i nam dowodu, że Komendant przymiarek nie znosił, wszelkie walory nowego munduru miał gdzieś i jedyne, czego wymagał, to by go kołnierzyk nie uwierał w szyję.
   Przyznam, że redaktorka zaimponowała mi konceptem z jakim wybrnęła z niezręcznej dla propagatorki mody sytuacji, gdzie opisać i obronić miała człeka, od tego wszystkiego jak najdalszego:)
   "[...] stworzył sam dla siebie modę zmiętych spodni, co świadczy tylko o Jego bezustannej pracy przy biurku. Zresztą, jak wszyscy wielcy ludzie oddani nieustannej i odpowiedzialnej pracy, p.Marszałek nie lubi nowych ubrań. Nie lubi być skrępowany, a paradny mundur kładzie li tylko z musu, dla reprezentacji."
  A skorośmy już i przy uniformie Marszałka, to nie odmówię sobie przypomnienia anegdotki z posłem pepeesowskim Drobnerem, co się dość podobnie nosił, z tem że jego uniformy ciemniejszej były barwy i Lectorom starszym z pewnością by przywodziły na myśl kitajskie "mundurki" Mao tse-tunga i komiltonów jego. Sam zaś poseł Drobner miał pod nosem wąsa jeszczeć i więcej imponującego, niźli komendantowy 

i gdy PPS się po wojnie z PPR-em złączyć musiał - czemu zresztą się Drobner przeciwił - ów po przeróżnych zawirowaniach znalazłszy się w Sejmie, objął z racji wieku godność Marszałka -Seniora i w tym charakterze podejmował kraj nasz wizytującą w 1957 roku holenderską królową-matkę, Wilhelminę.
  Ta się czeguś na jego widok rozpromieniła okrutnie, przywitała wielce serdecznie i w słowach nader miłych długo się nad znakomitym zdrowiem gospodarza rozwodziła. Dopieroż przy pożegnaniu, gdy tam jeszcze dorzuciła, że się jej jednak więcej widział męskim przy poprzedniem spotkaniu przed wojną, gdy się jeszcze i przy szabli nosił, nareście Drobner pomiarkował, że go niechybnie z Piłsudskim myli, aliści miał we łbie tyleż oleju, że rzecz całą zmilczał.
______________________
* - tzw. bitwę przasnyską niekiedy nazywa się "Marną frontu wschodniego" dla krwawości tamtejszych walk i podobnie skąpego rezultatu. Przeszła ta batalija do historii takoż i dla inszej przyczyny, bo to wbrew powszechnemu mniemaniu o pierwszem czołgów na zachodnim froncie użyciu, to właśnie pod Przasnyszem Rosjanie pierwszy raz w dziejach przełamali linię obrony nieprzyjaciela z użyciem pojazdów pancernych, choć nie o czołgi szło, a o samochody pancerne "Russo-Bałt".
** - m.in.zajęto wówczas Bobrujsk, na parę miesięcy czyniąc go sercem polskiej obrony na terenach tamecznych.
*** - po prawdzie to nie za bardzo zasłużonej, bo lwia część powstańczych dokonań miała miejsce nim ów do Poznania przybył i dowództwo od, zapomnianego dziś zupełnie, majora Taczaka przejął. Niemało też i działań było samorzutnych i zgoła od dowództwa niezależnych...

19 października, 2014

O hojdawkach i kołobiegach...

   Letniego czasu jednem z utrapień to jest, że dzieciarnia nijaką nie zajęta nauką, przebrzydły ma obyczaj włazić dorosłym na głowę pod leda jakiem pozorem, angażując ich do wszytkiego czem się nudę da zwalczyć narastającą. Przy tem o wieleż jeszcze aura pogodna i słoneczna jest tu dorosłym naturalnym aliantem, osobliwie jeszcze jeśli jest gdzie w bliskości choć ćwierć jakiej sadzawki, stawu, rzeczki czy glinianki, o tyle znów słota i aura plugawa dopustem są zgoła Bożym, bo jako to powszechnie wiadomo, w czasie deszczu dzieci się nudzą...:(
   W czasach, gdy nie znano nie tylko internetów i telewizyj, aleć i kinematograf był co najwyżej objazdowym i rzadkim gościem po wioszczynach naszych, co więcej roztropniejsi dorośli sami zatem dbali o pociech swych zatrudnienie grami, wycieczkami i zabawami rozlicznemi, luboż też i stawiali onym specyjalno czynionych przyrządów, które ich zabawić miały. Naturaliter, prawim tu najwięcej o dzieciach ziemiańskich, boć o zatrudnienie i brak nudy włościańskich dostatecznie zadbała nędza i rodziciele właśni...:(
   Najpowszechniejszą we dworze każdem zabawką była huśtawka, na Kresach powszechnie hojdawką wołana... Aliści, że to znów na dłuższą metę nudą pachnie, przy tem nieraz i kogo trzeba do rozbujania angażować, dorośli przemyślni wykoncypowali kołobiegu i ten karuzeli pierwowzór prawdziwą zrobił furorę po dworach pierwszej połowy ubiegłego stulecia:)
   Ów był czasem i łacniej akceptowalnem przez dorosłych, niźli huśtawka, która luboż się i kojarzyła paskudnie*. luboż ją i może mniemano niebezpieczną, z czem się Wachmistrz zgodzić gotów, pomnąc jako w młodości brata tem sprzętem niechcący palnął młodszego... Kołobieg nadzwyczajnej zyskał popularności, jako się wieści rozniosły, że jacyś bracia Wright, a za niemi i insi, ode ziemi się wzbili na machinie nieznanej, ergo wieleż pacholąt rodzimych, rozbiegnąwszy się solidnie i ucapiwszy przemyślnie, wzlatywało czasem i na sążni kilka, niewątpliwie imaginując sobie, że oto zdobywają przestworza na podobieństwo idoli swoich...
   Teresa z Potworowskich Tatarkiewiczowa spominała ze swej młodości rywalizacyję niejaką z majątkiem sąsiedniem, Jagodnem, gdzie dzieciom Zaleskich postawiono kołobiegu wyższego, to i wyżej półdiablęta wzlatywały... Zdarzyło się, że gdy dobrodziej tameczny przywiózł do dworu przedstawiać młodziutkiego wikarego, ów się najzagorzalszym nowej zabawy okazał fanatykiem:), a przydawszy swych mięśni i konceptów przemyślnych sprawił, że dzieciarnia się już i z ptactwem witać poczęła... Struchlałym matkom i ciotkom prawił gwoli pocieszenia, że dziateczki, nim do ziemi dolecą, rozgrzeszyć jeszcze zdąży...
________________________________

* w Dobrowlanach Pani Güntherowa, matka Gabrieli, przyszłej Puzyniny, nie dozwoliła na postawienie w ogrodzie "tej szubienicy"

16 października, 2014

O welonie Matki Boskiej...

  Rzecze proverbium staropolskie, że "O świętej Brygidzie* babie lato przyjdzie". Nibyż zatem wypatrywać go od dni kilku winniśmy, aliści antecessores naszy nie nadto widać tegoż pewni byli, bo służyło onym i przysłowie insze: "Wrzesień jeszcze w słońcu chodzi, babie lato już się rodzi". Toż samo, zda się, rzec by można o końcu onegoż, bo podług jednych "Na Emila** babie lato się przesila", insi znowuż, że to "Na Świętego Szymona*** babie lato kona"
   Przecudnej urody legenda o genesis zjawiska tego prawiła przodkom naszym, że owe babiego lata niteczki, to welonu strzępki, który wiatr niecnota zwiał był Matce Bożej, gdy do nieba wstępowała. Nie wiedzieć mi zali to ślad jaki powszechniejszego obyczaju, czyli zapożyczenie czyste z inszych kultur kontynentu naszego, dość że i we Francyi znają "nitki Matki Boskiej", Niemiaszkowie zasię wyglądają "przędzy Matki Boskiej", Angielczyki zaś znów "Bożej tkaniny", a za wielką wodą Hamerykany wypatrują "Indian summer" i nawiasem tytuł słynnego obrazu mistrza naszego tako właśnie, bez sensu, się we świecie tłomaczy...
  Tak czy siak, wielekroć mię ta legenda milsza, niźli insza, co z podobnego wychodząc początku, jednak nici babiego lata przypisuje pająkowi, co pozazdrościł Matce Boskiej delikatności materyi i próbuje produktem go prześcignąć własnym, z czegoż wysnuwano i niejakie dla zabijających pająki usprawiedliwienie:
Pająk się Matce Bożej sprzeciwia,
Bo chociaż Ona przędzie tak cienko,
On cieniej snuje swoje krosienko,
I srebrne barwy oszkliwia:
Więc nie grzech zabić pająka
  Wierzono też, że pająk temuż jadowity, że go Pombóczek za tąż zarozumiałość pokarał i ów nawet z roślin arcycudnych niby róża, jeno najgorsze wysysa jady... Kto tam chce, niechaj w co chce wierzy, wszytkich zasię upraszam się raz jeszcze pędzlem niezrównanem Chełmońskiego pozachwycać:

               

__________________________
* 8 Oktobrii
** 11 Oktobrii
** 28 Oktobrii




14 października, 2014

O potrzebie powołania nowej Rady Nieustającej...

  Jest kwestyja jedna, co mię do białej przywodzi gorączki, a jako już przywiedzie, to alteracyja człeka czasem jeszcze i pacierzy parę trzęsie, temuż oczywistą jest oczywistością, że trzeba co rychlej czego na nerwów skołatanych uśmierzenie przepić, a stąd już prosta do nałogu droga...:(( Tandem tedy za wolność moją i Waszą od tychże alteracyj żem umyślił konceptu nowego, którego wierę, że za ususem przyjmiecie powszechnem i kreskami swojemi poprzecie jako o tem gardłował pro publico bono będę...
   Cóż to jest za rzecz tak przebrzydła i jakież na nią remedium? Ano bywalcom tegoż bloga wiedzieć, żem już niejednokrotnie tu upustu dawał irytacyi szczególnie głupiemi reklamami w telewizyi sprawionemi. Jest to bowiem u Wachmistrzów ta włości część, nad którą Wachmistrz nie panuje zupełnie i kiedy by przez stołowy nie przeszedł, tam pudło włączone stoi i w niem wieści ustawicznie odświeżane, jakoby te sprzed pół godziny już nieświeżemi były... I, oczywista, reklam cała moc, których durnoty już iście ścierpieć nie idzie, aleć com gęby o tem otwarł, to mię domowi konfudowali, że cóż ja się o rzeczach wysławiać chcę nowych, gdym człekiem starej będąc daty i zamiłowań nie inszych, tychże nowinek nie pojmuję...
    Aliści żem w nagłem genijuszu olśnieniu pomiarkował nareście, że to, co się słabością tu zdało najpryncypalniejszą, największą właśnie jest siłą! Otoż gdyby uczynić Rady jakiej, co każdej nowej reklamy by zatwierdzać musiała, nim jej widzom pod oczy podadzą, a za jedyne jej kryteryum przyjąć, by owa reklama jaki choć jeszcze pozór gustu miała i inteligencyi spectatorów nie obrażała, toż wraz byśmy odetchnęli wszyscy...
   I przy tem właśnie ja, jako nikt zgoła inszy, się arcywybornie na przewodniczącego tejże rady nadaję, bom przez owe nibyż słabości, przecie jednak IDEALNIE BEZSTRONNY! W równej mając pogardzie wszelkie atomobilów marki, nie grozi, że której faworyzować pocznę; wszelkie machiny piorące, umywające i dziurę w całym czyniące po równi mi obojętne, podobnie jak banki, pachnidła, utensylia i Goździkowe... Mniej niźli zeszłoroczny śnieg mię zajmują i znowuż po równi, wszelkie proszki i płyny czyszczące, towarzystwa asekuracyjne, kompanije telefoniczne, towarzystwa do ziem nieświętych wojaże czyniące i insze, temu podobne pustoty...
   Z rzeczy, które mię zajmują prawdziwie, żem reklamy wina w telewizyjnem pudle u nas jeszcze nie baczył... Xięgi, jeno o tyle, o wieleż jaka gazeta się przed upadkiem broniąc, przyda ich jako do siebie dodatku i tem się wkoło chwali... Koni żem nie widział ni razu, zresztą szczęściem pewnie dla nich, a piw żem akurat umiłował z tych browarów małych, gdzie jeszcze pamiętają, jak się piwo warzy, a nie produkuje, a tych na reklamy po telewizyjach nie stać, znów zatem jestżem tu absolutnie bezstronnym...
   Rzekniecie, że na cóż mi ten despekt, skoro ja reklam nie znoszę? Ano, mniemam, że to mi już poprzez salarium godziwe wynagrodzicie chyba tę krzywdę moję, hę? Po złotemu na rok od obywatela nie będzie chyba nadto wygórowaną ceną, byście nie musieli ściszać niczego i za własne, ciężko zarobione pieniądze musieć we własnem cierpieć salonie fioletowe krowy trykające ludzi, świstaki w sreberka zawijające, kundli srających dowodami jakości karmy, czy bachora ciastka liżącego i oćca do jakich z temi ciastkami przekrętów namawiającego? I...last, but not least, jako czas elekcyj przyjdzie, za programmy komitetów wyborczych na czas jeno nocny wyrzucone?:))

Poslušně hlásím, že jsem opět zde...:)



11 października, 2014

Posłusznie melduję...

żem żyw, jeśli by się o to kto miał akurat troskać, a i nawet mam się, odpukać, niezgorzej, czego o mojem łączu żadną miarą powiedzieć nie można...:((   Że nieszczęścia chodzą parami, to i turbacyja w tem, że druh mój, co się na tem wszytkiem rozumie i sam mi te wszystkie klamoty i wihajstry składał i łączył, sam ma szpital doma i póki co, nie wiedzieć kiedy się wyrwie, by i mojego na świat okna jako tam opatrzył i do żywych przywrócił... Póki co zatem przebaczcie, że nie responsuję uwagom Waszym, ni nawiedzić też i sam nikogo nie mogę, bom jeno z tej chwili wykradzionej, w gościnie u dobrej jednej duszy będąc, tyleż skorzystał, by uwiadomić pro publico, jako się rzeczy mają...
   Kłaniam nisko:)

05 października, 2014

Posłankom niektórym...

...szczególnie gorliwym w tępieniu wszelkich cielesności i chuci objawów, przedkładam wzorce już pewne i sprawdzone, jako ten wiktoriański poradnik z Roku Pańskiego 1894* i tenże wyimek dedykuję:
  "[...] Inteligentna żona pozwoli najwyżej na dwa krótkie stosunki na tydzień, a z upływem czasu powinna dołożyć wszelkich starań, żeby i tę częstotliwość ograniczyć.
  Większość mężczyzn uzyskuje większą część swojej satysfakcji seksualnej, kiedy spokojnie odpoczywa po skończonym stosunku płciowym. Dlatego też żona musi postarać się, żeby mąż nie zaznał w tym czasie spokoju, w przeciwnym razie może poczuć się zachęcony do większej ilości seksu.
  Jednym z głównych celów mądrej żony będzie staranie się, żeby mąż nie widywał jej nago oraz nigdy nie pozwoli, żeby on pokazywał jej swoje nagie ciało.
  Podczas penetracji żona powinna leżeć możliwie jak najbardziej nieruchomo. Ruchy jej ciała bowiem optymistycznie nastawiony mąż mógłby odebrać jako oznakę podniecenia małżonki."

______________________
* - "Porady seksualne dla mężów i żon" pióra niejakiej Ruth Meyers, małżonki pewnego pastora i proboszcza.

03 października, 2014

O tem jak patryjoci szczerzy, patryjotę inszego ubili... ma się rozumieć, z patryjotyzmu najczystszego...

  Skorośmy w części I, II i III wystawili personę sprawozdawcy naszego, xiędza Jędrzeja Kitowicza, jako i Józefa Zarembę, Kitowiczowego zwierzchnika, marszałka konfederacyi barskiej we Wielgiej Polszcze, zasię w IV tegoż cyklu, co się nam samochcąc był uczynił, cyrkumstancyje tejże wojnie zwyczajne, osobliwie te, co się z grosiwem wiążą, pora nam dramatis personae wystawić. Oto cóż o Malczewskim, marszałku ówcześnym konfederacyi wielkopolskiej pisał Kitowicz:
"[...]płochego i porywczego geniuszu człowiek, chudej i szczupłej kompleksji a przy tych talentach, robocie przedsięwziętej przeciwnych, serca zajęczego[...] Do żadnej potyczki obecnie [osobiście - Wachm.] sam nie stanął, chyba niespodzianie napadniony; ale zaraz za pierwszym wystrzałem na pikiecie z konsyliarzami swemi[...] i z wybranymi dla straży swojej kilkudziesiąt końmi najlepszego ludu uciekł i prędzej się, aż chyba trzeciego dnia po rozpłoszeniu do zgromadzonych w jakie miejsce konfederatów nie pokazał. Do tego w jego komendzie nie było żadnej oszczędności, żadnego rygoru na zbytkujących w furażach i żywności, na zabierających gwałtem ze stajen i po drogach wyprzęgających z powozów podróżnym konie i inne zbytki po stacjach czyniących. A gdy się o takie uciążliwości szlachta przed Malczewskim żaliła, odpowiadał im tonem surowym: "Wojsko potrzebuje wygody[...]"
   Ano i wejrzawszy na to oczami obywateli ziemiańskich, co się przecie musięli jeszcze i Moskalom okupywać, nie dziwota, że tego im było arcyprzykro. Osobliwie, że to jest rzecz zwyczajna, że jak kto ma dać po niewoli, to go już i mało kiedy zajmuje, cóż z tem uczynią, jako jednak dał ze serca ochotnego, to już i rad by widział dary swoje nie marnotrawionemi, czego nawiasem rządowi pod rozwagę przedkładam, bo w tem mi się zda przyczyna, że dziś Owsiakowi grosz chętnie dajem, zasię rządowi już niekoniecznie... Rzecz jeszcze i insza, że mięli obywatele wzorzec postępków cależ odmiennych.
   Gogolewski bowiem, od kiedy regimentarzem został, chodził ze swoją partyją od Malczewskiego osobno. Jego zaś mir był już i przódzi niemały, primo że się szlachcie zasłużył srogich ordonansów Malczewskiego złagodzeniem, secundo, że był w ogóle kawaler grzeczny i jako pisze Kitowicz "młody, urodziwy, serca dobrego", co już nam winno wystawić jako był po dworach przyjmowanym, osobliwie tam, gdzie panien i białogłów nie zbrakło...:)
   "A że przy tym był nie tak lękliwego serca jak Malczewski, dostawał w potyczkach [dotrzymywał pola - Wachm.] do ostatniego i gdy przegrał, co mu się z ludem niewyćwiczonym koniecznie często trafiać musiało, przynajmniej się umiał porządnie rejterować; do tego rząd lepszy, oszczędność w wydatkach i karność wojskową w swojej komendzie utrzymywał - opinią dobrego wodza na swoją stronę u obywatelów zjednał, tak iż mu wielu panów, oprócz podatków publicznych i wypraw, pieniężne znaczne posiłki i wojenne sprzęty sekretnie podawali..."
   Jak mniemam, nie dziwne teraz będzie Lectorom Moim, że jako sobie ziemiaństwo we Wielgiej Polszcze Malczewskiego ze szczętem uprzykrzyło, umyślono "przez akt publiczny złożyć Malczewskiego z komendy, zostawiwszy mu próżny tytuł marszałka, a oddać cały rząd i władzę nad konfederacją Gogolewskiemu."
  Naturaliter, jako to zwyczajnie w Polszcze, w której się żaden nie uchowa sekret, wraz się jacy znaleźli, co o tem Malczewskiemu donieśli. Ten zaś i przódzi, ciętym będąc wielce i przez inwidię względem admirowanego podkomendnego zżeranym, pojął że jeśli się Gogolewskiego nie pozbędzie, prędzej czy później oponenci go gdzie osaczą w jakiej liczbie małej i do recesu* przymuszą... Że "hojnie szafował pieniędzmi, nie tak skąpo jak Gogolewski, przy tym nikogo do ażardu życia nie przymuszał, bo sam najpierwszy przed nieprzyjacielem uciekał, przeto miał miłość w wojsku" i tejże właśnie oddanej sobie konfraterni użyć przeciw Gogolewskiemu umyślił.
    Owoż zdarzyło się, że Gogolewski pisał do Warszawy, do "książęcia Wołkońskiego, posła moskiewskiego i najwyższego komendanta wojsk wojujących w Polszcze" przedkładając onemu koncept zimowego armistycjum**. Dosadnie ten koncept ocenia Kitowicz: "Rzecz to była (mówiąc po prostu) wcale głupia, ale nie zdradziecka, mówić do nieprzyjaciela: "Stój, przestań mię na chwilę prześladować, bom słaby, zaczekaj, aż zmocnieję".
   Tak też i rzecz tę postrzegał Wołkoński i Gogolewskiego wyśmiano, przecie nie w tem pies pogrzebiony, jeno w tem, że jeden z tych listów ludzie Malczewskiego przejęli i ów z punktu umyślił tego mieć za pretekst, jako dowód zdrady, że się Gogolewski sekretnie przed niem, nominalnym zwierzchnikiem, z wrogiem znosi...
   "Posłano mu ordynans, aby przybywał niezwłocznie w bardzo pilnym interesie. Mikołaj Hulewicz, rotmistrz przy Malczewskim, dał znać Gogolewskiemu, co o jego głowie uradzono. Gogolewski postanowił uprzedzić ten zamach wydarciem władzy Malczewskiemu i przepłoszeniem jego konsyliarzów; na ten koniec wybrawszy 300 koni, z najpoufalszymi sobie oficjerami (na których się przywiązaniu sparzył) pospieszył do Malczewskiego, w małej kwocie [liczbie-Wachm.] w Popowie[...] stojącego. Otoczył go we dworze, wpadł do izby w kilka osób z dobytą szablą, tą na zetchnięciu się powitalnym ranił Malczewskiego lekko w czoło; krzyk powstał w izbie, a stojący około dworu na koniach gotowi byli dać odpór partii Malczewskiego, jeżeliby ta swego wodza ratować chciała. [...] W owym krzyku składając ręce Malczewski z konsyliarzami swymi, strachem przejętymi, usprawiedliwiał się jak najgoręcej Gogolewskiemu, iż nigdy myśli złej przeciw niemu nie miał, iż gotów jest oddać mu zupełnie całej konfederacji komendę, a ukontentować się samym tytułem marszałka; niech tylko ułagodzi umysł udaniem [doniesieniem -Wachm.] fałszywym rozjątrzony, niech każe odstąpić ludziom otaczającym dwór jakby z przydybanym w nim nieprzyjacielem, a wszystko w dobry sposób ułożone zostanie. Klękali przed nim z przysięgą, iż mu szkodzić nie myśleli. A tymczasem wołali przez okno na oficjerów, aby weszli w środek i pomogli do zgody. Tym frantostwem złamawszy pierwszy impet Gogolewskiego, dokazali na nim, że skinął na rotmistrzów swoich, aby do izby weszli. Co skoro uczynili, zaczęli się jedni z drugimi witać, jako ziomkowie jednych województw i krwią powiązani (oprócz Gogolewskiego, z innych województw przychodnia), ubolewać nad poróżnieniem dobru publicznemu szkodliwym; i wnet przyszło do zgody. Gogolewski, mniemając, iż otrzymał górę nad Malczewskim, oświadczającym, że składa władzę wojskową w ręce jego, kazał komendzie swojej odstąpić od dworu i udać się na kwatery, zostawszy przy Malczewskim i konsyliarzach z rotmistrzami swymi, Skórzewskim, Grabowskim i Sieroszewskim, dla ułożenia aktu rezygnacji.
   Jak tylko zostali sami, zaraz uczynek Gogolewskiego w oczach wszystkich stanął wielkim kryminałem: wnet się wszyscy porozumieli i zgodzili na jedno: że człowieka tak gwałtownego, który się poważył porwać na marszałka i w skryte konszachty wszedł z nieprzyjacielem, trzeba ze świata sprzątnąć. Za czym zabawiając Gogolewskiego układaniem instrumentu owej generalnej władzy, posłali na wieś po żołnierzy, a skoro ci przyciągnęli, porwano Gogolewskiego, w kajdany okuto i nazajutrz rano o godzinie 8 w ogrodzie rozstrzelano.
  Darmo swoich rotmistrzów wzywał ratunku, a gdy tych głuchymi doznał, błagał wszystkich o miłosierdzie; pokorzył się i z zuchwalca stał się [...] życia miłośnikiem; obiecywał odstąpić konfederacji i zostać bernardynem. Nic mu ta skrucha nie pomogła. Po rozstrzelaniu zawieziono go do Warty i tam u bernardynów, do których oświadczał wokacją [powołanie-Wachm.] pochowano.
    We dwie niedzieli po tym Drewicz, pułkownik moskiewski, nadciągnąwszy do Warty, kazał się zaprowadzić do grobu; a stanąwszy nad Gogolewskim, rzekł do przytomnych: "Duraki Palaki, jednego choroszego gawalera mieli i tego zgubili; zaczym mini jego ubić nie dali."

_____________________________

* zrzeczenia się

** zawieszenia broni

01 października, 2014

O październikowych czynnościach gospodarskich...

Do upublicznionych już wyimków  (styczeń,  luty,  marzec,  kwiecień,  majczerwiec , lipiec , sierpień , wrzesień ) z xięgi Imci Teodora Zawackiego sub titulo "Memoriale oeconomicum" z 1616 roku, swoistego poradnika dla ziemian dawnych, przyjdzie nam dzisiaj porad dla października dołożyć, czego czynię, by najrychlej, aby mię nie zarzucił nicht potem, żem nadto późno upublicznił i onemuż się roboty na grudzień przeciągły...:)

"Października sprawiwszy swe wino bez szkody,
Winiarz, kufy dolewa, a tu prawie Gody.

- Kapustę rąbać, jarzyny wybierać, rzepę wykopywać około św.Jadwigi*, w ostatniej kwadrze i pomierzyć; cebulę popleść, czosnek. W wieńce cebula ma być po półtora łokcia pleciona, dwiema abo trzema rzędoma, jeśli drobna, jednym jeśli rosła cebula; a pierwej ją, niż w wieńce wiązać, korcem mierzyć i potym wiele wieńców spisać.
- Stawy łowić około św.Gawła**, a pisać zawżdy kiedy który staw spuszczą i którego roku.
- Rzepę do wędzenia wieszać na tych miejscach gdzieby nie przemarzła.
- Liście i nać od jarzyn na kupy zbierać i na piętrach [prętach -Wachm.] rościełać, aby przesychała dla bydła i świni, które potym zimie dawać warząc to [...]
- Cudzoziemskie drzewka do ciepła wstawić.
- Beczki na kapustę gotować i na wino, komu się rodzi.
- Wino zbierać gdy śron na nie raz abo dwa przypadnie, że skórkę na nnim zmiękczy.
- Laszczki [leszczyny-Wachm.] wybierać, macice winne gnojem okładać gdzie się rodzi.
- Na ogrody gnój rozwozić i przyorywać, także na role, na których przyszłego roku jęczmień ma być.
- Grochowiny i słoma od wyki ma być koniom dawana, zmieszawszy z sianem, przed Bożym Narodzeniem, pomaga na robaki.
- Siemiona lniane, konopne, także nasienia ogrodne wszelakie: rzepę, rozsadę, cebulę, marchew, pasternak, pietruszkę i inne wszelakie nasienia, także ogródkowe etc. to wszystko pomierzyć i drugie poważyć i na piśmie mieć.
- Może jeszcze szczepić wiśnie i insze drzewka owoc z kostkami [pestkami -Wachm.] noszące.
- Jąderka*** siać,
- Kapustę w głowach, także kapustę włoską**** i czarną chować do piwnic.
- Jabłka, także i gruszki, które się jeszcze nie otrzęsły, trząść abo zbierać i pochować, drugie posuszyć, także śliwy na lasach i grzyby przy piecu.
- Zasiewki tak dworskie jako i chłopskie objechać; także też ugory i sprawę około rolej opatrzyć kiedy czas.
- Po św.Jadwidze siać nie ma, kto by jeno chciał mieć pożytek.
- Pasternaki, marchwie, chrzany, pietruszki i insze korzenie do żywności potrzebne, rządnie na zimę pochować na swoje przystojne miejsca, pomierzywszy, a zbytek przedać. Rzepę także do dołów chowając, korcem mierzyć, także chmiel oskubawszy i zmierzywszy rządnie pochować.
- Drzewa też może: jabłoni, gruszkowe, wiśniowe i inne twarde przesadzać.
- Bukiew i żołądź na św.Michał***** zbierać.
- Stare kury i kokoszy w jesieni jeść, a młode chować.
- Po św.Gawle mięso wędzić i w beczki solić.
- Gruszki, które się w jesieni dostawają, trzeba je w Październiku zbierać, gdy piękna pogoda i sucho.
- Wszelakie owoce, gdy przybywa miesiąca, nie psując gałęzi trzeba obrywać [...]
- Sieczkę dla bydła rzezać.
- Kapustę w beczki solić.
- Chróst [pisownia oryginalna -Wachm.] rąbać na palenie w ostatniej kwadrze.
- Na niektórych też miejscach role i ogrodne pola przed zimą bywają odwracane, dla przyszłego letnego i jesiennego siania.
- Liście gdy nierychło opada, znaczy twardą zimę.
- Pod ten czas trawa bydłu nie jest pożyteczna, bo je tylko roztyka i brzuch im napełnia, a nie wiele posila.
- O tym czasie bydło i cielęta poczynają chudnieć, przetoż potrzeba im zgonin, plew czasem przydawać, gdy się młóci.
- Który poddany o tym czasie domu nie poprawi, takiemu o Bożym Narodzeniu w nawiętszy mróz uczynić taką dziurę, coby u sąsiada lata doczekał.
- Około świni i chudzików porządek być ma, aby tego było na potrzebę do karmienia i uprzedzać a karmić je słodzinami, chmielinami i kuchami [dziś byśmy prędzej rzekli: makuchami- Wachm.].
- Kędy sady są, starą drzewinę, wiśninę zbierając palić, z tych najlepszy popiół; a jeśli nie zbutwiała, łoża do ruśnic abo insze statki z niej dać robić.
- Dla kurów poślady chować, coby nie poprzały; kędy się prosa rodzą jagły tłuc i miękiny [łuski i plewy zbożowe oddzielane od ziarna przy młóceniu i wianiu-Wachm.] chować, bardzo dobre są dla świni.
- Który włodarz pośledz [najpewniej o poślad idzie, czyli o ziarno gorsze, ptastwu domowemu przeznaczone -Wachm.] zasieje, abo która [niewiasta - Wachm.] [tę] robotę zrobi, chłostę, także i chłopu [...]
________________________________

* 15 Października
** 16 Października
*** Tu rzecz jest arcyciekawą, bośmy doszli do jednego ze znaczeń pradawnych, gdzie jądro, jąderko znaczyć będzie wszelkie ziarno owocu znajdujące się w pestce, której nawiasem Zawacki sam wiersz jeden wyżej jeszcze kostką zwie. Poprzednik Zawackiego w tem poradniczym dziele, Jędrzej Trzycieski, co Anno Domini 1549 wydał był jako pierwszy poradnika takiego sub titulo "Księgi o gospodarstwie" pisze z kolei, że pestki śliw jeszcze i w listopadzie sadzić można. Tu jednak mam ja tejże wątpliwości, czy Trzycieski aby, któremu zasługi krzynę ujmując, powiedzmy też szczerze, że to z włoskiego tłomaczył, nie zaś oryginalne dzieło praktyka rodzimego stworzył, nie błądzi aby, nie akomodując jako się należy italskiego novembra do klimatu naszego...
**** Uwagi łaskawej Czytelników Miłych ten passus polecam, bo jednym z dowodów on będzie, jakże się chyżo nowinki przez Bonę zaprowadzane krzewiły... Xiążka Zawackiego z 1616 roku, a pisze o tem, jakoby o rzeczach już zadomowionych, nieledwie w wiek po tem, jak Bona do nas przybyła, a w pół po jej skonie...
***** Niemal widzę to, jako sobie Zawacki o tem przypomniał, październikowych porad pisząc, że o tem wrześniem piszęcy przepomniał...:) Boć Święty Michał to przecie 29 Września...