27 czerwca, 2014

O balsamie polskim...

  Jeśli kto z Lectorów Miłych się tu dziś spodziewa receptury na jaki destylat narodowy z żyta luboż z kartofli, to przykro mi rozczarować będzie, aliści assumptem dzisiejszem do pisania naszego notka nieduża w "Anegdotach, facecjach i sensacjach obyczajowych XVII i I-szej poł.XVIII wieku" zebranych pod redakcyją sumienną nieocenionego Zbigniewa Kuchowicza, którą dla krótkości in extenso przytoczę, słów sobie jeno kilku potem zawarowywując na komentarz własny:
  "Poniatowski, kasztelan krakowski będąc w Wenecji, raz idąc przez miasto, słyszał wołającego człowieka, że ma balsam polski do przedania na różne defekta skuteczny. Ciekawością zdjęty, co by to był za balsam, idzie i kupuje małą puszkę za kilka czerwonych złotych, a gdy poznaje, że to dziegieć, którym u nas w Polszcze, a osobliwie na Rusi, wozy smarują. To zaś nieomylna prawda, iż ten dziegieć w Wenecji mają za skuteczny na różne defekta."
   Co tu się dodać godzi, to primo o bohaterze tegoż zdarzenia, cóż on za jeden, bo Polacy dobrze jeno dwóch znają Poniatowskich, z których się jeden najsampierw po nagu kolaskami woził po Warszawie, zasię na koniec się topił z koniem w Elsterze, za cóż mu wdzięczni rodacy pomnik również na pół nago wystawili w stolicy, a niedawnem czasem towarzystwem grozili mało zaszczytnem, wtóry zaś pamiętany tyleż dla królewskiej swej władzy, że w Polszcze ostatnia, jako i dla swych petersburskich przewag miłośnych z Semiramidą Północy, takoż i dla końca nieszczęśnego...
   Owoż prawim o oćcu tegoż ostatniego, co nim kasztelanem się ostał krakowskiem, różnych miał przygód po świecie, najwięcej jednak w służbach obcych, a i kasztelania owa od Wettyna mu dana za onegoż dla Augustów zasługi, poczęte tem, że Leszczyńskiego odstąpił był zdradnie... Tyle, że z noty nie wynika, czy ów tej weneckiej przygody miał za młodu, gdy u Austryjaka służył, czy już kasztelanem będąc, czyli po 1752 roku, a przed skonem w 1762. To jednak mniejsza, dość, że persona światowa, więcej może w typie kondotiera, niźli patryoty, to i może nie dziwota, że się od korzenia narodowego oderwawszy, miał weneckiego przekupnia za oczajduszę i huncwota, najwidniej ani wiedząc, że w Polszcze dziegciu dla antyseptycznych i bakteriobójczych jegoż właściwości, od wieków zażywano do kurowania wszelkich chyba skórnych dolegliwości, a i dziś się go przeciw łuszczycy poleca (o czem żem pisał już)... Koniarzom i dziś tłomaczyć o zaletach dziegciu nie masz potrzeby, bo znają nadto wybornie, że wszelkie kopyt końskich kurowanie bez dziegciu się zgoła nie obejdzie.
  Rzecz wtóra to balsamu tegoż cena... Jeśli Poniatowski płacił "kilka czerwonych złotych" na przełomie XVII i XVIII wieku, gdy przeciw Turkom pod Eugeniuszem Sabaudzkim wojował i mógł w Wenecyi bywać, to zapłacił jak za kosz chleba z najmniej dziesięcioma bochnami, a nawet jeśli po 1752, to i wtedy niemało, a z pewnością grubo wyżej rynkowej tegoż dziegciu ceny.
   Rzecz trzecia, że nie znamy czyjaż to relacyja, bo Kuchowicz jej anonimowej wystawia, ergo najpewniej z jakiego kręgu Poniatowskiego samego, tedy nie znamy któż tak rzecz formułował, że się to zdaje być tęgą ironiją podszyte przeciw Wenecyjanom naiwnym... Mnie zaś się widzi, że owi wielekroć Poniatowskiego roztropniejsi i własności gdziegciu najwidniej już spraktykowane mięli... Z czegoż wnoszę? Ano najpierwsze z tego, com już o samem dziegciu był pisał, po wtóre z ceny, gdzie jak się komu jakiej przedaje kolumny Zygmunta, to luboż za grosz jaki nieduży i tłomaczy, że to jaka okazyja extraordynaryjna, luboż i przeciwnie tęgich starań dokłada, by rzecz arcycenną wystawić, aleć i cena temu towarzyszy podobna... Tu zaś rzecz jak na dziegieć przepłacona sielnie, aliści jako na medykamentum to bym rzekł, że i może nawet akuratna...
   I na koniec: zwykle jako się kogo oszwabić pragnie jakiego cudownego przedając remedium, co to i na porost włosów, ale i na trzewi bolenie, takoż jako i na nagniotki, to rzecz jest aboż wielce egzotycznej proweniencyi, co rozumiem najmniej z Kitaju czy inszej Amazonii, luboż się do jakiego odwołuje autoritatis, a to medyka jakiego sławnego, co tysiąca akademij ma diplomy, luboż jakich przepisów starożytnych zgoła czy zakonów, co od wieków słyną, że się pomocą chorym trudnią... Tu zaś ani Polska Wenecyjanom przecie nie żadna jaka egzotyka zamorska wielce (że jeno Imci Casanovy preregrynacyje przypomnę), ani też i nie jaka uzdrowicielską mocą sławna, by jej mieć za argumentum przy przedawaniu onego balsamu przydatne... Najpewniej tedy rzecz była tem, czem była, czyli zwykłem dziegciem, aleć w Wenecyi przecie nie sporządzanem, tedy jak każdy z daleka sprowadzany specyfik drogim, którego owszem "na różne defekta" polecano, w tem najwięcej skórne... I nie ma się tu co na Wenecyjan naiwnych krzywić, skoro lud we Francyi stuleciami wierzył, że królowie tameczni moc mają leczenia skrofułów, to na to z całą pewnością dziegieć przydatniejszy, niźli bodaj by i nie wiem jak pachnące ręce któregobądź Ludwika...

  

22 czerwca, 2014

Ex libris Wachmistri: "Samiaństwo, czyli Onania..."

  
Sierpniem Anno Domini 2006 żem był tej noty popełnił, co ją in extenso cytuję... Bywalcom, co jej znają i czasu mitrężyć nie chcą, tyle rzeknę, że nie bez kozery to czynię, co się na końcu pokaże...

"Oto broszurka z 1917 roku, wydana w Krakowie przez Drukarnię Związkową i z ceny wytłoczonej mniemając (1 korona), rozprowadzana między zainteresowanemi na zwykłej drodze kupna-sprzedaży. Podkreślam ów fakt dlatego, że treść mogłabyż tzw. privat-druk sugerować, zwłaszcza w czas wojny światowej, gdzie zdałoby się, że ważniejszym sprawom ludzie uwagę zwracać winni...
  „Samieństwo, czyli "Onania" . Określenie-istota -znaczenie-skutki itp do wiadomosci dla osób dojrzałych w krótkosci opracował Dr Stanisław Kurkiewicz lekarz chorób wewnętrznych i lekarz płciownik (seksuolog) w Krakowie”
  Myszlę, że wszelkie moje komentarze zbędne tu będą:)))...garść cytatów za wszytko starczyć winna...dodam jedynie, że autor otwarcie przyznaje sie do zbierania materiałów na sobie:))))))
"Samieństwo jest to błędne używanie swego płciwa i posługiwanie sie niem, jak to bywa u dzieci i młodzieży do zabawy wzgl.uciechy, zamiast do płcenia”:))))))))
"Drażnienie płciwa może się odbywać: bezpośrednio rekoma wzgl.palcami oraz pośrednio przez ruchy ud wzgl.przez przygniot okolicy płciwa o rózne przedmioty...np.ruchy przy jaździe konnej, jaździe na kole (jegomości o welocyped chodziło-przyp.mój-Wachmistrz), szyciu na maszynie nożnej itp.”
„Drażnienie się płciowe drogą myśi tzw.samieństwo myślowe czyli myślina - odbywa sie w ten sposób, że rozbudzenie pochodzi od gry wyobraźni, wola dopomaga do odegrania się biegu błogości, a uczucie łachcące miejscowo, w płciwie, skupia się, tak samo jak przy miejscowem pocieraniu płciwa... Jeżeli osoba dana na sobie i w pojedynkę popełnia czynność płciową mamy do czynienia z płciowiną jednostkową czyli saminą... Jezeli zaś druga osoba będzie, np.palcami lub ręką , drażnić u pierwszej osoby płciwo lub inną płciowo-uczuciową powierzchnię ciała to ten sposób płciowy będzie sposobem dwójkowym, albo cudziną...” :))))
"Najłatwiejszym do usprawiedliwienia jest ten powód że dana mężatka zdawna (z czasów panieńskich) przywykła do popełniania samieństwa i z niem się zżyła. Naówczas drażnienie miejscowe przy płceniu nie jest dla jej uczuciowosci płciowej prawie nic a nic skutecznem, do szczytowania jej nie doprowadza”
„W ogóle z jakichkolwiek powodów (osłabienie siły wzwodowej u męża, jego zbyt rychłe szczytowanie, za małe rozmiary zwisaka, obawa przed świeżem zapłodnieniem itp.) nie daje płcenie kobiecie zadowolenia zupełnego- wtedy ima się ona samieństwa”
Żeby autorowi wyłącznie teoretyzowania nie można było zarzucić, podpiera się On przykładami licznemi:
"Innego zaś żołnierza stojącego na warcie, zdybała na samieństwie jakowaś kobieta i uznała za stosowne uwiadomić o tem władze wojskowe, które skazały nieboraka na dwa lata twierdzy”
"...to znowu przy jaździe na trzęsacym się wozie drabiniastym dały te wstrząsy powód u pewnej dziewczyny do zaznania błogoszczenia..." "Przy jednym z placów targowych w Krakowie sprzedający ogórki na wozie parobek, leżał brzuchem na nich i miał wydobyty zwisak „ (tutaj sobie jednak na komentarz pozwolę przypominając łaskawym Czytelnikom , że wreszcie wiedzy nabyli przecz od maleńkości rodziciele ich napominali, żeby zawsze myć warzywa i owoce :))))
"Na Małym Rynku w Krakowie między straganami owocowemi siedziało skrycie towarzystwo złożone z dwu pijanych przekupek i jednego, także pijanego towarzysza; jedna z nich, starsza, wykonywała mu merdankę (samiarstwo bierne)- a druga znacznie młodsza, słowami "a odstrzyknijcież!" nawoływała go do wystrzyknięcia nasienia."
"Wysłanie młodzieży wiejskiej obu płci razem na pastwiska i w lasy jest dla nich doskonałą sposobnością do użycia na samieństwie gromadnem...”
„...ze sposobów samiennych u dziewcząt pasterek wspominam tu o samieństwie za pomocą patyka, choćby niedokładnie pozbawionego sęków i gałązek...”
„ Pobudki samiactwa biernego tkwią w tzw. tobiectwie (altruizmie płciowem) tj. w tego rodzaju zadowoleniu się własnem: że sie u drugiej osoby spowodowało błogoszczenie. Ten bodziec jest najwiecej rozpowszechionym upodobaniem u kobiet. Gwoli swojego płciowego tobiectwa wykonywa kobieta samiarstwo u chłopców wzgl.u chłopczyków-wybierając sobie takich młodocianych przedstawicieli płci męskiej z tego względu, ze wobec nich nie potrzebuje ona być ową zwykłą(tradycyjną) niewolnicą i obłudnicą płciową jaką MUSI (????- podkr. i wątpliwość moja-Wachmistrz) być wobec mężczyzn wiekiem dojrzałych...”
Myszlę, że starczy onych cytatów:)))) Potrzebującym życzę dobrej saminy, niepotrzebującym zasię miłego płcenia:)))))

Zwisaki wszystkich krajów, trzymajcie się!!!"

  Dwa i pół roku później poczułem się obligowanym poniższego zamieścić suplementu:
"W swojem czasie żem tu i tu publikował wyimków kilka z broszureńki, co się Anno Domini 1917 ukazała pod tytułem:

„Samieństwo, czyli "Onania" . Określenie-istota -znaczenie-skutki itp do wiadomosci dla osób dojrzałych w krótkości opracował Dr Stanisław Kurkiewicz lekarz chorób wewnętrznych i lekarz płciownik (seksuolog) w Krakowie”
Noty owe obie swoistej zrobiły furury już za publikacyi chwilą, przecie na tem się ich żywot nie skończył. Miesiące i lata następne ukazały, że mię sobie wygooglali ludzie, co się tem zawodowo zajmują... Seksuolodzy dzisiejsi, żurnaliści, historyk medycyny, doktoranci i studenci o Kurkiewiczu piszący... Wrychle mi też doniesiono, że tejże książczyny nie masz bodaj w żadnej ze znanych bibliotek naszych, wliczając w to Jagiellońską i Narodową... Przy tem się i pokazało, żem wielce był niesprawiedliwym względem autora, mając Imci Doktora Kurkiewicza za lekką manią tkniętego dziwaka, chociem mu spółczuł prawdziwie imaginując sobie, jakichże mieć musiał trudności, profesyi swej praktykując w grajdołkowatem, ultramontańskiem Krakowie przełomu XIX i XX wieków... Dziś zaś wychodzi, że ów prawdziwym prekursorem seksuologii i bodaj, czy tylko w Polszcze...
  Głowę zatem popiołem sypiąc, a wór pokutny, nim założę, z pcheł póki co iskając, umyśliłem ten nieznośny ciężar samotnego unikatu posiadania lżejszym uczynić i broszureńki żem zeskanował..." 
  Dalszych powtórzeń Lectorom oszczędzę, bom tam wtedy deklarował gotowość posłania komu całości pragnącemu, czego i dziś w najmniejszej mierze nie odmówię, aliści nie ta jest przyczyna, żem tegoż dziełka wspomniał... Oto, na paginie, gdzie darmo idzie xiąg cyfrowych dostać, jestże tegoż samego autora dzieło insze, a mianowicie "Z docieków nad życiem płciowem", którego każdy, jeśli jeno chce, bez nijakiego expensu sam ściągnąć sobie może:
  Kłaniam nisko:)
  

19 czerwca, 2014

Refleksyj przygarstek nieduży...

  Nie mam ja jakiej szczególnej predylekcyi, ni nabożeństwa do świętowania własnych jakich kamyczków, nawet i nie milowych, tak w żywocie własnem, jako i blogowem... Choć zdałoby się może, że nic inszego nie robię, jeno niucham i szukam jakiej do wypitki sposobności, to przecie nie dbam o to czym not popełnił sto, pięćdziesiąt czy dwadzieścia*, a o tem, że mi Lectorów liczba cyfrę stutysięczną przekroczyła czas już dobrze jakiś temu, tom dopiero za sposobnością maila czyjego z gratulacjami pomiarkował... O rocznicach blogowych od lat już paru przepominam notorycznie i poniekąd mnie tu Nitagerus Zacny wspomaga w memoryi pośrednio, boć Ów zawżdy się o pamięć po zmarłej pięć lat temu Bogusi, Petronelą zwanej upomina, a trafunkiem to jest tenże i sam dzień, co mego blogowania rocznica...
  O Petroneli, świeć Panie nad Jej duszą, wspominać nie będę, bo Nitager to stokroć lepiej ode mnie uczynił, osobliwie, żem poznał Ją późno i choć doceniam, a i żalu po Niej nie skąpię, przecie to jedna nasza wspólna przyszła droga, co każdego z nas czeka, choć pewnie nie po każdym żal będzie tak powszechnem, a i nie każdego uhonorowano działaniem blogerów setek, jeśli nie tysięcy, by redakcyję onetową napomnieć, by się nie ważyła czasem tego nieczynnego już bloga, w zgodzie nibyż z regulaminem zamknąć... Nie pomnę czy w ówcześnie powstałym Panteonie onetowych Nieśmiertelnych Bogusia pierwszą była, wtórą czy trzecią, przecie nie o to idzie, a o to coś nibyż ulotne, jak i ta cała nasza wirtualna rzeczywistość, a przecie trwałe i krzepkie, niczem monumenta we spiżu ryte... przynajmniej tak długo, jak i długo memoryi naszej...
   Moje ośmiolecie, którego bym pewnie znów przegapił, gdyby nie owa z rocznicą odejścia Petroneli zbieżność, jakoś mnie do nijakich szczególnie mądrych konstatacyj nie skłania i co rzec mogę na pewno, to tego, żeśmy oba w tem blogowaniu okrzepli, znaczy się On (blog) i ja... Ja już wiem, że to wcale nie musi przesłaniać, a tem więcej zastępować świata, że jest po temu chęć nieustanna, a i może jakie misji poczucie niewielkie... On zaś wie już, że nie ma się co po mnie spodziewać nadto wiele, bo to i lata najlepsze za sobą, czasu kaducznie skąpo, turbacyje przeróżne a blogowaniu przeciwne z każdej niemal wyłażą szpary, to i tak by rzec można żeśmy oto na lata stare może nie jako małżeństwo stare, ale jako ci wspólnicy w nie do końca udałem interesie, co to świadomi, że lepszego nie będzie, to i nie ma co sobie tych lat pozostałych zatruwać jakim wyrzekaniem wzajemnym, a co się może kiedy marzyło i śniło o jakich znamionach wydumanej wielkości, to dawno już to żeśmy sprowadzili na ziemię i jako tam, bo jako, ale pewnie ku utrapieniu tych Lectorów pozostałych nielicznych wieść jeszcze czas jaki będziem, dopokąd palce jeszcze w klawiaturę trafiają, oczy nie ze szczętem spsowane, że już o mózgowiu nie wspomnę, choć o tem ostatniem jak zaszwankuje, to najpewniej się nie dowiem nawet jako ostatni...
___________________
*choć jak kto ciekaw, a zrachować łacno, to na blogu obecnym ta jest trzysta dwudziestą, a na dawnem to mi się nawet i rachować nie chce...

15 czerwca, 2014

O pańszczyźnie słowami autora "Parafiańszczyzny"...

Aleksandra (Leszka) Dunin-Borkowskiego, którego część pierwszą jegoż epokowego dzieła mogą Lectorowie Mili czytać in extenso na paginie Polskiej Biblioteki Internetowej, zasię rozdział sub titulo "Pańszczyzna wielkiego świata", z któregośmy poniższych powzięli wyimków, poczyna się paginą 65 (podług nawigacyi PBI - 75):

http://www.pbi.edu.pl/book_reader.php?p=30962

   Co się tyczy przyczyny owych wyimków przypomnienia, tom tegoż na to poczynił, byście sami ocenić mogli, zali u nas prawdziwie już tę pańszczyznę zniesiono i czy się aby stosunki nasze czem różnią istotnem od tych sprzed półtorasta lat...
   " W obszernym słowa znaczeniu, pańszczyzną zowie się wszystko, co poddani winni są swoim panom; w powszechnym jednak używaniu rozumiemy pod pańszczyzną tylko robociznę. Ma świat wielki swoje bożyszcza, swoich panów, którym służymy niewolniczo. Odbywają pańszczyznę jedni drugim
   Odbywają pańszczyznę jedni drugim, a wszyscy razem modzie i etykiecie. Liczny jest szereg powinności i daremszczyzn* poddańczych: podatki, daniny, osypy, rogoszczyzny, dziesięciny, oczkowe, roboty piesze i ciągłe, warty, stójki, zaprzęgi, zażynki, obżynki, zaorki, oborki, zasiewki, obsiewki itd.**. Wszystkie te robocizny i opłaty uiszcza także świat wielki, tylko pod innymi nazwiskami: wizyty i rewizyty, odwiedziny przedstawialne i pożegnawcze, wstępne i odjezdne, recepcyje, herbatki, częstowania, bale, stroje wielkie i połowiczne, ranne i wieczorne, okrągłe i ogoniaste, loterie, teatra, składki, kety*** czyli żebraniny itd. Są nawet i znaczki pańszczyźniane zowiące się biletami (idzie o wizytowe -Wachm. :), zaginane na rogu dla odróżnienia pańszczyzny pieszej i ciągłej. Że to wszystko nie jest życiem przyrodzonym, swobodnym, tylko pańszczyzną, dowodzą srogie przywidzenia, które ją postanowiły i w jednostajne karby ujęły.
  Obszernych potrzeba wiadomości, aby ją umieć w swoim czasie i w przyzwoity sposób odbywać. Ubrać się modnie nietrudno, ale aby się ubrać stosownie do pory roku, do pory dnia, do miejsca i do nazwiska robocizny, na to potrzeba nauki; twarz wprawdzie ma każdy, ale nie każdy wie, jak ją przybierać, kiedy ją uczynić wesołą, kiedy smutną, kiedy nabożną, roztropną, stateczną itd. Wszędzie odwiedzają się znajomi, ale nie wszędzie wiedzą, którego dnia i o której godzinie odwiedzać, jak długo bawić, czy mieć czarne rękawiczki - czy białe, czy stać - czy siedzieć, czy iść pieszo - czy czy jechać koniecznie, czy ukłonić się - czy się nie ukłonić; nie wszędzie umieją..., lecz któż by to wszystko wyliczył?
   I jakże to nie pańszczyzna, kiedy na to są stałe ustawy?
   Nie spisane wprawdzie dotychczas, ale przechowujące się w podaniach jak niegdyś talmud żydowski i sunna muzułmańska. Słychać, iż nad ich zbiorem i spisaniem pracują obecnie Kołnierzykowy Łaskawca wspólnie z Grande Damą, jak nad talmudem i sunną rabinowie i piękna Fatima. Skoro to wielkie dzieło ukończonym zostanie, uwierzytelnią go i zabezpieczą od podrobień podpisy wyborowego wydziału wielkiego świata, jednego mężczyzny i dwunastu dam, którzy wszyscy wycisną swoje pieczęcie i tak podadzą do druku.
   Będą tam opisane dokładnie nie tylko wszystkie powinności, ale nawet kary za ich zaniedbywanie lub pełnienie niedbałe. Chcesz może mieć próbkę tego stockinwentarskiego**** kodeksu? Dostałem ją z rękopisu, posłuchaj!

Paragraf podobno dziesiąty stanowi: przybywający do miasta mężczyzna lub dama mają unikać zgromadzeń, póki nie pooddają wizyt szczegółowych całemu wielkiemu światowi. Są one oznajmieniem przybycia i gotowości w pełnieniu obowiązków, więc nazywają się z a p i s n y m i.

§ 11 powiada: Gdyby kto nie odbywszy wizyt zapisnych wchodził w zgromadzenia, ufając w dawne znajomości, np. przeszłoroczne, wtedy znajomi nawet powinni udawać, że go nie poznają. Co się nazywa k a r ą z a p o m n i e n i a.

§ 12: Kara zapomnienia może być złagodzoną lub obostrzoną według okoliczności, przy czym uważać potrzeba na znaczenie, wiek, nieświadomość lub zuchwalstwo.

§ 13: Wielkie jasności krwi lub wiek podeszły, a jasność kruszcowa (w rozumieniu D-B idzie o herby, tytuły i blask bogactwa :))- Wachm.), uwalniają się od wizyt zapisnych, a natomiast świat wielki sam im oddaje pierwsze wizyty, wzywając do wspólnego życia, co się nazywa w c i ą g a c z k ą. Nawet nie należy od nich wymagać rewizyty osobistej, dosyć, jeżeli roześlą bilety.

§ 14: Przypominających się znajomości i razem usprawiedliwiających, że wizyty zapisnej nie oddali, można powitać uprzejmie, dodając jednak zawsze: b y l i b y ś m y n i g d y n i e p o z n a l i.
§ 15: Uczęszczanie w towarzystwa bez oddania wizyt zapisnych jest występkiem zniewagi społecznej. Kto by się go dopuścił, o tego pytać należy każdego z osobna i po kilkakroć: kto to jest taki? Dla pokazania wszystkim, że się go nie zna. Pytania te nie należy czynić zbyt cicho, owszem, dobrze jest, gdy winowajca gdzie z boku posłyszy. Co się nazywa k a r ą  w y j a w i e n i a.

W razie większej jeszcze zatwardziałości przestępcy można o nim rozmawiać głośno, jak gdyby o nieprzytomnym, co go zniewoli do przedstawienia się: wszak to ja jestem. Na co wszyscy uśmiechać się powinni, bo to jest k a r a z a w s t y d z e n i a.
§ 16: Jeżeli upokorzeni takimi karami poczują się wreszcie do wizyt zapisnych, to nie należy im czynić rewizyt dnia trzeciego, jak to postanowiliśmy w § 5, ale dopiero po upływie dwóch tygodni. Co się nazywa k a r ą o p ó ź n i e n i a.

§ 17: Nie zważających na te kary, upartych u lekceważących prawa nasze, które są naszą mądrością, wykluczamy z naszego towarzystwa. Jeżeli jest mężczyzna, panny z nim tańczyć nie będą, wymawiając się zawsze, że już zamówione; jeżeli kobieta, niech inne kobiety nie witają się z nią, niech się wpatrują ciekawie, niech unikają rozmowy, niech jej odpowiadają jakby przez sito. A mężczyzna czy kobieta, nasi wszędzie obmawiać i wyśmiewać ich mają, pomijając w zaprosinach do domów swoich. Co się nazywa k a r ą p o t ę p i e n i a..."
_____________________________________

* daremszczyzna, zwana też niekiedy darmochą to powinność kmieca względem dworu nieujęta przecie w obrachowywane dni robocizny, a rozliczana od wykonania np. uprzędzenie z dworskiej przędzy określonej ilości motków, grabienie siana, donaszanie wody czy drew do dworu, czyszczenie kominów, straże pożarowe etc.

** Autor w swoim ironicznym wyliczeniu nie tyle zapewne myli, bo rzeczy te musiały być mu wybornie znane, co świadomie mięsza dla efektu wydźwięku różne rodzaje danin prawdziwych jak choćby płacony w zbożu osyp, oczkowe (podatek bartniczy od ula) czy rogoszczyznę – opłatę(funkcjonującą tylko na Rusi) za prawo wypasu kmiecego bydła rogatego na dworskiej ziemi, z nazwami obyczajów i obrzędów włościańskich, jak ów zażynek żniwa rozpoczynający, o którym żem tu już ongi pisał (I,II),

*** kety (z fr.quete) - kwesta, zbiórka

**** tu zapewne ze zbitki niem. Stock (zasób główny) i pojęcia inwentarza idzie o podkreślenie rangi tegoż spisu.

12 czerwca, 2014

O czerwcowych świętach pułkowych...

...tych, naturaliter, co to jeszcze przed nam, bo za nami już pierwszego żeśmy mięli  23 Pułku Ułanów Grodzieńskich, zasię dziewiątego  5 Pułku Strzelców Konnych.  
  Przed nami świąt tych zagęszczenie największe, co się z wojną dwudziestego roku wiąże, gdy bolszewicy na polskie rdzenne już wkroczyli ziemie i ku Warszawie postępowali. Natenczas, Armii Ochotniczej formując, siła to nowych pułków powstało, luboż dawniejsze najcięższe swe toczyły boje... A zazwyczaj assumptem dla uznania dnia jakiego za święto pułkowe późniejsze najwięcej właśnie jaki bój był, co to pułkowi nieśmiertelnej przyniósł sławy, a jeśli takiego błyskotliwego zwycięstwa czy obrony nad wszelkie pojęcie heroicznej nie było, jeno bitwy zwyczajne, żmudne i krwawe, ale w sensie sławy to poniekąd "szare", to przyjmowano zwykle za dzień święta luboż bój w ogóle pierwszy, luboż dzień pułku ostatecznego sformowania, a czasem i dzień rozkazu pułk formować dopieroż nakazującego... Dla porządku przypomnę i o jeszcze okoliczności częstej jednej, a to otrzymania sztandaru przez pułk, ale że to w zamęcie dwudziestego roku nader było rzadkim, to i dla przyczyn uprzednio wymienionych mamyż tych świąt w czerwcu, lipcu i sierpniu najwięcej...
  I tak dziś nam przypadnie toast za 8 Pułk Strzelców Konnych z Chełmna, jutro zasię za 2 Pułk Szwoleżerów Rokitniańskich wsławionych właśnie pod Rokitną szarżą nieśmiertelnej zgoła sławy, ale i szaleństwa, podług mnie, wielekroć nad Somosierrę większego...
  Pojutrze zaś, czternastego wypadnie nam święto Pułku 3 Ułanów Śląskich (nie bez kozery tu taka w pisowni kolejność:), a piętnastego 21-go Pułku Ułanów Nadwiślańskich,  zaś dwudziestego drugiego... 22-go Pułku Ułanów Podkarpackich imienia księcia Jeremiego Wieśniowieckiego święto, któregośmy przódzi dawniejszym pułku tego obyczajem świętowali 19 sierpnia i do którego to pułku, jako Bóg da, powrócę, bom poczucia winy niejakiej pełen, żem ich po macoszemu poniekąd dopotąd traktował... może i dla własnej dla onych patrona niechęci:)
  Dwudziestego czwartego 20 Pułk Ułanów imienia Króla Jana III Sobieskiego świętować powinien, zasię miesiąca kończyć nam dwudziestego dziewiątego będzie święto 9 Pułku Strzelców Konnych imienia Generała Kazimierza Pułaskiego, którym, podobnie jak Ułanom Podkarpackim, żem wielekroć poważniejszego spomnienia jest winien... Póki co jednak, za ułańską, szaserską i szwoleżerską pamięć toast wznoszę, a samemu na dni dwa się w peregrynacyje dalekie aże po mazowieckiej ziemi zapuszczam...!  Boże, jakże ja tych równin jak stół się po horyzont ciągnących zniosę...?

10 czerwca, 2014

Stowarzyszenie Zapomnianych Wynalazców VII: O widelcu naszym powszednim...

  Nim do rzeczy przejdziemy meritum, godzi się wczorajszego, a przepomnianego o czasie święta,   5 Pułku Strzelców Konnych uczcić toastem za pamięć pułku tegoż i jego dawniejszych bohaterów, w tem na poczesnem miejscu samego Berka Joselewicza...:)

   Komu by wola była do dawniejszych z tegoż cyklu opowieści powrócić, ten tych not za porządkiem znajdzie wszytkich w kategoryi swojej, osobnem uszykowanej ordynkiem po prawicy od Archiwum niżej...
   Dzieje kulinarne świata wszego za wynalazcę widelca poczytują króla Francyi, Henryka III...tegoż samego, którego my Walezym zwiemy i za wieczną sromotę mu mamy, że tronem naszem wzgardziwszy, jako tchórz, pod nocy osłoną uciekł był... Przódzi obyczaj pożywania dóbr Bożych takowego udziwienia w arcykulturalney Francyi nie przewidywał i mięsiwo szarpano palcami, za pomoc do jedzenia nóż mając, a do sypkich i płynnych łyżkę...
   Sęk jeno w tem, że ów henrykowski jenijusz objawił się światu dopiroż PO jego z Polski ucieczce, co już zwątpienie co do autorstwa czynić winno... I słusznie!!!
   Już bowiem Anno Domini 1535 opat cystersów w Mogile posyłał Erazmowi z Rotterdamu w darze luksusowe nóż i widelec właśnie...Dodajmyż, że była ci to przesyłka kapeńkę z mnicha strony złośliwa, bo jako respons na Erazmową rozprawę "De Civilitate", gdzie mieśćca niemało Erazm zachowaniu przy stole poświęcił, jeno o nożu i łyżce prawiąc...:)))
    Anno Domini 1562, nieszczęśną Katarzynę Jagiellonkę (córę Bony i Zygmunta Starego) za mąż za Jana Wazę ekspediując...jako w regestrach wyprawy panieńskiej popisano: CAŁY KOMPLET srebrnych widelców!!!
   Imć Przypkowski podejrzewał nawet swego czasu Bonę, że ten widelec to jej sprawka, ale jegoż mediolańskie poszukiwania na niczem spełzły, boć nijakie ni konterfekta, ni zapisy tamtych czasów widelca we Italijej nie znają... Małoż na tem!
    Bona ze Sforzów się wiodąc, ród kondotierów przedstawiała. Spółcześni dla tej przyczyny dwór mediolański nader prostym i surowym widzieli. Wyrafinowanie widelca wymagające raczej by zniewieściałym Medyceuszom we Florencyi się godziło... jeno że w on czas ku Francyi nasz widelec byłby pojechał już za sprawą macierzy Walezego, Medici przecie de domo!!!
   Skąd jednak widelec u nas? ...nie wiedzieć mi, ale Orient z jego przepychem i sybarytyzmem bym miał tu w podejrzeniu... Jeno k'czemu o tem wszytkim rozprawiam czas i pióro mitrężąc? Ano...nie pirwszy to w dziejach przypadek, gdzie chytrem dziejopisów manewrem komu tam należny splendor odebrano... Sam Kolumb tego dowodem, że waży nie to kto odkrył, jeno kto to światu pięknie przyprawione podać umiał... a w tem my, szaraczki, marketingu dziejowego nieuczone...na samiuśkim żeśmy końcu...

07 czerwca, 2014

O półstrzelcach, ćwierćmiecznikach i ćwierćkopijnikach...

  In memoriale Imci Jana Ostroroga, Jaśnie Wojewody Poznańskiego, sub titulo "Monumentum pro rei-publicae ordinatione"*, którego wyimkami Ów na sejmie Anno Domini 1477 upublicznił, jest i pars niemała, ordynkowi wojennemu poświęcona, w której Autor o pospolitem ruszeniu pisze tak, dzieląc przy tem onych pospolitaków na kategoryje przez się obmyślone "kopijników, półkopijników, strzelców** i mieczników. Z tych pierwsi mają mieć całą zbroję i konie najlepsze, a nadto nie wychodzą na wojnę pojedynczo, ale samotrzeć - z półkopijnikiem i strzelcem. Do takiej służby więc nadają się najmajętniejsi. Półkopijnik ma tylko niektóre części zbroi (bez naramienników i nagolenników) i konia, jako lżejszy, nie potrzebuje tak drogiego. Strzelec (który może być łucznikiem) ma tylko pancerz i hełm, miecznik - tylko miecz i tarczę."
   Ano i by się tu dziś może zanadto w zawiłości nie wpuszczać... mamyż tu poniekąd opisania pocztu rycerskiego, a i do tych kategoryj nawrócimy kiedy jeszcze, jako o organizacyi jazdy naszej dawniejszej pisać będziem, boć te odmiany szczególne sielnie na sakiewce przez skarb zaciężnym płaconej ważyły...
   Póki co jednak, lżejszej uległszy muzie, za Wóycickim krotochwila z roku "wojny kokoszej " , czyli 1537, gdzie sobie z tych podziałów samo wojsko dworowało setnie:
   "Na popis przed wojewodę bełskiego stawa trzech oberwańców. Jeden z dzidą, w katance, w czapce, że rzucić ją psu, w jednym nagolenniku; drugi boso, ale przedsię w hełmie, trzeci nawet portków na zadzie ma małowiele, w ręku kij, a wszyscy trzej wiodą na kantarze jedną chabetę ochwaconą. Zapytani od pana bełskiego co są zacz, odrzekli: pierwszy, że jest "półstrzelcem", drugi, że chodzi jako ćwierćkopijnik, a trzeci jako półmiecznik. Gdy się wojewoda dziwował, odrzecze z nich najstarszy:" Wej-no, dyć jaśnie miłościwy pan nie znasz konstytucyów, a my wojsko wedle pana Ostroroga. Ino, że on co od kopijnika odjął, to zaraz onego inaczej nazywał, a my poczęli odejmować od miecznika i w górę jachali, takim sposobem aż do ćwierćkopijnego doszlim, a dla niego konia mamy w sam raz!"
____________________________________
* "Memoriał w sprawie uporządkowania Rzeczypospolitej"
** przez których to naonczas najwięcej rozumiano kuszy operatora

06 czerwca, 2014

Z refleksyj Wachmistrzowych...

 Nie po raz pierwszy się przyszło zadumać Wachmistrzowi nad zajadłością niewieścią przeciw rodzajowi męskiemu... Tem razem za pożaleniem się rękodajnego mojego, co tęgich był zebrał przymówek i wyrzekań, jeno za to, że chciał być oćcem troskliwym... A czyż nie jest powinnością oćca takiego, gdy mleko malcom się do lodówki nie mieści, wypić piwa trochę, by się owo pomieścić mogło i nie skwaśniało, hę? 

03 czerwca, 2014

O obyczajach rodaków w Paryżu...

...jednakowoż nie o spółcześnych mi idzie, jeno o tych, co w orszaku Władysława IV się znajdywali, gdy ów się z Maryją Ludwiką z Gonzagów był żenił, a która tem najwięcej u nas zasłynęła, że po śmierci onegoż za brata jego poszła, Jana Kazimierza, będąc tem samym w dziejach naszych jedyną królową, co dwóch królów miała, nawiasem tak za jednego jak i wtórego miłości poddanych nie zyskując...
  Owoż tak o tych panach pisze Tallemant w swoich "Historyjkach":
"Oddano im pałac Vendome, do którego ciągnęły nieprzejrzane tłumy, gdyż wszyscy pragnęli na własne oczy zobaczyć ucztujących gości. Jedli bardzo niechlujnie, tamtejszym obyczajem racząc się prostym mięsiwem; sami zresztą zażądali, by im wydano strawne*. Najbardziej barbarzyńskie wydały mi się następujące praktyki Polaków: po obiedzie zwykli zamykać drzwi, żeby nikt nie mógł wyjść, następnie sprawdzali, czy niczego nie brak ze srebrnej zastawy, Bogiem a prawdą, wcale skromnej. Słyszałem, że pewnego razu, gdy im się rachunek nie zgadzał, prawie wszyscy sięgnęli do kordów i przerazili ogromnie asystę, która z drżeniem w sercu czekała, aż odnaleziono zgubę.
  W mieście pachołkowie ich byli dość bezczelni, często zabierali przekupkom owoce, nie płacąc ani grosza..."

  Ano i tak się nad tem tekstem od lat zastanawiam, bo pomijając przyrodzoną Tallemantowi wobec wszystkich bliźnich złośliwość, opis ten mi w małej jeno cząstce do znanych mi obyczajów naszych przystaje, ergo możności są podług mnie dwie... Alboż król w tę drogę pobrał grono wyjątkowo mało obyczajne... abo też paryżanie się u nas musięli dorobić paskudnej opinii o swej konduicie i towarzystwo po prostu się na nich mściło za owe grzechy prawdziwe czy imaginowane...:)
_______________

*tzn. zamiast zapewnić wikt, wypłacić do ręki kwoty nań przeznaczone, iżby sami mogli dysponować, co i jak jedzą...

01 czerwca, 2014

O czerwcowych czynnościach gospodarskich...

  Nim do jakiej noty święta pułkowe zbiorczo w tem miesiącu wypadające przejdę, nie godzi się dziś przypadającego święta,   23 Pułku Ułanów Grodzieńskich 
ostawić bez toastu za pamięć pułku godnego...:))

  Ano... zatem tedy, w imię Boże, za kilkakroć tu już przytaczanym Teodorem Zawackim (styczeń, luty, marzec, kwiecień, maj), poczynajmyż z tem, co się do pory Czerwcowej przynależy, toż najpierwsze mając na względzie przykazanie oracze:
"Czerwca oracz obchodząc łąki albo zboże,
pokłada w myśli jakie gumno nawieść może."

   Ku pocieszeniu własną jaką nieczynnością strapionych, napomnienienie Authora samego, że to nie stracone zachody, bo "wdzięczne lato, gdy nastąpi, samo robotę pokazuje, gospodarze dobrzy po polu się snują, jedno chcieć, nauczy każdego leniwego pilny, co rano wstawa i roboty swe zaczyna".
orać na ugór i gnój wozić, a gdy kmiecie gnój na pole wożą, lepiej żeby z pola darmo nie przyjeżdżali, niech każdy przywiezie za każdem razem kamieni kilka, bo się to przyda i do murowania i do burku, tam gdzie murują, abo burku potrzeba.

  Plewidła pilnować pilno, nie tylko w ogrodziech ale i w zbożu, a kiedy pielą w ogrodzie abo w polach, opiołki w oborę nosić abo kędy daleko wozić, bo z tego jesienny gnój być może. Niektórzy je płóczą (pisownia oryg.-Wachm) i dają bydłu; niektórzy przechowywają je przez zimę, któremi potym bydło karmią i powiadają, że rado to bydło je. Toż czynią z nacią marchwianą i z rzepną.

Gnój roztrząsać i podorywać w ostatniej kwadrze.

Poźny len siać około św. Wita*

Stodoły, brogi , spiżarnie** uprzątać, śmieci i mierzwę z nich wyrzucać i, czego w nich niedostaje, sporządzać, brogi poszywać, bojowisko*** polepiać i ubijać, aby wyschło.

Marcowe owieczki i baranki słabe w tym miesiącu przedawać i na zjedzenie bić i strzedz, aby na łąkach nie bywały, bo zdychają od trawy z łąk.

Lecie w przypołudnie trawy siec w ogrodziech, w sadziech, a bydłu podawać; pokrzywy też młode bydłu najlepsze i prożne się kąty chędożą, póki nie parzą; rano je siec, bo na ten czas nie parzą.

Pastewników dojźrzeć, aby dobre ogrodzenie w nich było.

Lecie ryby suszyć najlepiej, kto chce dobre mieć.

Płótna białe strzedz, aby na dżdżu nie legały, kiedy się zadżdży, bo mu będzie szkodzić.

U stawów, kiedy się ryby trą, zawsze straż mieć jako i na wiosnę.

Owcom w tym miesiącu soli dawać, zmieszawszy z trawą, gdy sucho.

Barany odłączać od owiec i tak je przypuszczać do owiec, aby się jagnięta na czas dobry lęgły.

Czerwcowy deżdż (pisownia oryg.-Wachm.) jarzynom pomaga.

Gdy gnój na rzepę wywożą, tedy mierzwę z gumna kłaść w oborę.

A iż na ten czas muchy się przykrzą ludziom, dobry gospodarz nie ma ich cierpieć w domu, ale je gubić; jako je gubić [...] pierwszy sposób: rostą w lesie czerwone bedłki muchowądzie nazwane, te wziąwszy usiekać i na glinianej misce mlekiem zalać i włożyć, gdzie muchy są, która tego skosztuje zaraz zdechnie. Niektórzy je też tak łowią: wziąwszy garniec czynią pod spodkiem dziurę wywracają ją na wierzch, worek uczyniwszy przy garncu na dole, a ten worek w garniec kładą zaciągnąwszy go sznurkiem, który u worka bywa, a tę dziurę na wierzchu (która ma być tak wielka, żeby palec w nią wleźć mógł) smarują trochę miodem, także i wewnątrz garniec. A gdy muchy na miód wlecą, zatykają chustą wzgórę dziurę i trzęsą garncem i tak wypadają w worek uczyniony przy garncu, potym rozciągają worek i podeptują je z worka wyrzuciwszy, albo też na ogień, abo w wodę wyrzucają.

Mieć pilne baczenie na rojenie pszczół, po Świątkach zaraz i około Bożego Ciała aż do św. Małgorzaty, bo pod ten czas poczynają się roić i trwa to rojenie aż do piąci niedziel zupełnych, czasem i dłużej; a pospolicie cztery godziny przed południem, a trzy po południu roją się [...]

Pszczoły ulewnicze przy każdym rządnym folwarku miałyby być, chmielnik także i gołębieniec, bo to bez kosztu i nakładu pożytek czyni; barci też przyczyniać, bo z barci taki pożytek przychodzi jako z inszych dochodów, a na Podolu pasieka.

Na niektórych miejscach sieją tego miesiąca proso.

Drzewa jeśli bardzo obrodziły, podpierać i obłamywać czerwiwy**** owoc

Łąki kosić, siano zbierać. [...]

Kmieć, który ugoru przed żniwy nie poorze i sprawować nie pocznie, takiemu urobek hamować.

Tego i przyszłego miesiąca mleko najsłodsze i najtłuściejsze bywa i dla tegoż najlepsze i nazdrowsze. Gospodarz, któryby chciał mieć dobre masło i sery w domu dla siebie przez cały rok, tego miesiąca i przyszłego masło robione i sery ma pilno chować.

W tymże też miesiącu owce strzygą i byka do krów przypuszczają.*****

Można też siać wykę i sześciorakie zboże dla bydła.

Przed żniwy powrosł nagotować dla wiązania snopów. Nagotować też nim się poczną żniwa, co należy do zwożenia zboża i siana, koniom dać odpocząć i karmić je dobrze, aby, gdy przyjdzie zboże z pól wozić, niepoustwały.

Ziół wonnych dla wanny [kąpieli-Wachm.] i ługu nasuszyć.

Lecie, kiedy chmury przychodzą, wątpliwie z wieczora może robotę nakazać; jeśli się wypogodzi tedy to, a jeśli niepogoda tedy owo, bo lecie nie tylko dzień ale i godzina szkodliwa jest zmudzić.
__________________________________________
* - 15 Czerwca
** - w edycyj wtórej Author uściślił, najwidniej za Lectorów jakiemi uwagami, że o szpiklerze (pisownia oryg.) idzie
*** - i tu podobnie, że o boisko, czyli klepisko nasze, idzie Authorowi. Po prawdzie, mnie znać z Podkarpacia, że boiskiem zwano i przestrzeń nie tylko do młócenia w stodole samej, aleć i ugniecioną do twarda podwórza część, gdzie czasem nadto mokrego, by do stodół wnosić, zwalano do przeschnięcia...
**** - robaczywy
***** - Prawdaż, MosPanowie, że człeku jednak radziej na świecie?:)