30 lipca, 2016

O szablach i szaszkach dwudziestego roku...

   Schodziło kaducznie, schodziło... odpokąd mię Kneź Okrutnik instancyjonował bym co pro publico bono popisał o tem, czemże owe szaszki rosyjskie były i czemże się toto ode szabliny ućciwej różniło... No ale, że i nawet na najdłużej się opierającą materyję przychodzi nareście pora, tandem po może jakim zwłoki ledwo roku, czy dwóch, przychodzim do rzeczy...:)
   Nim przecie do szaszek przejdziem, godzi się rzec, co jest szabla, bo to się tylko wydawa każdemu, że szabla jaka jest, każdy widzi...  Nie będziem tu nijakich wywodzić dysertacyj o częściach składowych, ani co jest pióro, czy struzina, wąsy luboż młotek tłomaczyć; my bowiem( najwięcej przez wzgląd na białe głowy blog ten nawiedzające:) skupimy się na najpryncypalniejszem...:)
 
  
   Otoż macie powyżej szabli, której sobie najprościej podzielim na tą część, którą dłoń ujmuje, czyli rękojeść oraz na część walczącą, czyli całą resztę, zwaną głownią. Obie je oddziela poprzeczny jelec, niezwykle dziś dla nas ważki, nie tylko temuż, że ów dłoń naszego husarza, pancernego, dragona, szasera, szwoleżera czy ułana ochrania, ale także i dlatego, że owa tak wyglądana przez Knezia szaszka tego właśnie elementu nie miała i po tem najprościej wszelkie szable od szaszek idzie odróżnić...
   Najprościej zatem jak można szabli charakteryzując nazwiemy ją bronią białą, której głownia jest zakrzywiona i najczęściej (choć są wyjątki) ma ona ostrze tylko po jednej stronie. Tąż definicyją właśnieśmy oddzielili szable od mieczy i wszelkich onych pochodnych w rodzaju okcydentalnych fikumiśności jako szpadki, rapiery i insze takie gówienka paradne, nijak się do prawdziwej broni mające...  Nawet jeżeli stać będzie za niemi prawdziwie wielka imaginacyja pisarzów pokroju Aleksandra Dumasa i milion wywijających tem czemś na niezliczonych filmach muszkieterów...
   Miecz zatem, w odróżnieniu od szabli będzie miał zawsze głownię prostą i krawędzie tnące po obu jej stronach. Czegobyście nie czytali, czy nie oglądali i ktokolwiek by Wam nie wiedzieć jakich głupot do głów wkładać próbował, to tego jednego zapamiętajcie i już nijakich z odróżnieniem turbacyj mieć nie będziecie, choćby Wam tysiąc sułtanów w tureckich serialach plotło bzdury o swoich mieczach, to Wy wiedzieć będziecie, że tam scenarzysta bądź tłumacz lekcji nie odrobił, bo każdy z serialowych bohaterów ma przy boku krzywą szablę!
   Taż sama jest sprawa z nieprawdopodobnie trwałą bzdurą nazywania japońskiego oręża samurajskimi mieczami, w czem tyle jest prawdy, co w tem jako się ślepy żebrak iskał i pcheł ponoć nie miał... :(( Primo, że owe japońskie wynalazki są zwykle trojakiego rodzaju, czyli katana, jako broń pryncypalna, wakizashi jako oręż nibyż pomocniczy, bo znakomicie krótszy, oraz tantō, będące de facto sztyletem, którem owi sobie brzuchy płatali w ceremonialnem seppuku, u nas harakiri zwanym... Sęk w tem, że wakizashi było bronią głównie wieśniaków, a nie samurajów!  Ma się rozumieć, tych kmiotków , których na nie stać było, ale idzie o to, że jak naszemu chłopu broni wzbraniano, to japońskemu przecie tegoż właśnie oręża dozwalano. Katany miał prawo mieć jeno samuraj szlachetnego rodu, aliści jeśli onemu fantazyja i sakiewka sprzyjały, mógł nosić i wakizashi (na tej samej zasadzie, na jakiej się w automobilu piąte koło wozi), nawet jeśli jej przez żywot cały w walce nie użył. Taki zestaw podwójny się zwał daisho i takich też dziś, na wspólnem stojaku, jakie sklepiki i warsztaciki w podróbkach pamiątek się specjalizujące najczęściej oferują turystom i łowcom pamiątek, co przecie nie zmienia tego, że tak katana, jak wakizashi są zakrzywione, z  ostrzem po jednej stronie się znajdującem, czyli szable, nawet jeśli cały świat profanów się uprze onych nazywać mieczami!
   Jednej Wam jeszcze rzeczy wiedzieć potrzeba szczególnie, jeśli o szable idzie... Nie masz w dziejach totus mundi przypadku, by się gdzie miecz dawny, luboż pochodne jego, obroniły przed wyparciem przez szablę, jeśli się z nią prawdziwie w boju zetknęły. Wszędy, jako i u nas w wieku XVI, w który jeszcześmy wkraczali z mieczem powszechnie zażywanem, gdy przyszło panom braciom na polu skonfrontować jednego z drugim, nieuchronnie się poczęto skłaniać ku szablom i ta dziś jest, zdałoby się, nasza broń narodowa, choć przecie z Orientu, przez Turków, Tatarów, a i Madziarów zapożyczona...
  Dodajmyż, że były po temu przeszkody niemałe, w tem i durniów w sutannach wywodzących, że miecz jedynie słuszny, bo ma kształt krzyża, a za szabliny krzywizną diabeł stoi, przecie praktyka lżejszej*, poręczniejszej i umożliwiającej cięcia i sztychy mieczowi nieznane szabli w ciągu dwóch, trzech pokoleń zwyciężyła...
   Różneśmy potem szable mięli, nie pora tu ich wyliczać i omawiać, tandem kurcgalopkiem przelecim przez wieki do tej naszej letniej pory Roku Pańskiego 1920, czasu, jak kto woli, "cudu nad Wisłą", czy jak wolą inszy, czasu, w którem swą wyższość pokazała ofiarność zagrożonego Narodu i żołnierzy Jego, umiejętności (niejednokrotnie więcej może z domu rodzinnego wyniesione, niźli z parodniowego szkolenia), znakomite dowodzenie i wyższość oręża, w tem i szabel naszych nad kozackimi szaszkami.
   Pora pokazać z czem to "poszli w boje chłopcy nasze"... Ano niemałośmy mięli szabel pruskich i to pewna, że miał ich 9 Pułk Ułanów Małopolskich, 14 Pułk Ułanów Jazłowieckich, 17 Pułk Ułanów Wielkopolskich (a podejrzewam, że właściwie wszystkie pułki wielkopolskie) i 9 Pułk Strzelców Konnych. Być i może takoż i insze, ale tu często danych brak... 


 Ta, tutaj, to tak zwana "mała", czyli cokolwiek skrócona wersja szabli pruskiej wz.1896, takoż i później stosowana, choć głównie w dywizjonach artyleryi konnej, a nie w kawalerii samej.
   Pułki kawaleryjskie, które z Armią Hallera przybyły, miały, ma się rozumieć, oręża francuskiego, czyli mocno już leciwej, ale wciąż znakomitej konstrukcji z 1822 roku:


Tu ciekawostka może dla zainteresowanych taka, że we francuskiej szabli rolę jelca pełni tarczka mała, iście niemal takaż sama, jak tzw. tsuba w japońskich katanach...
  Były, ma się rozumieć, i szable po dawnej armii cesarsko-królewskich Austro-Węgier, które wyglądały tak:

 Ta akurat, której powyżej widzicie, tem jest szczególna, że to szabla samego Komendanta (obecnie w Muzeum Wojska Polskiego), który jej więcej może nosił, niż używał aż do 1917 roku... A czemu akurat tylko do 1917 zapytacie ? A temu, że w 1917 roku dostał w prezencie od współpracowników i podkomendnych najbliższych nowej szabli polskiego wzoru, właśnie co świeżo wyprodukowanej w Warszawie (potem także we Lwowie i Krakowie):

I to ta właśnie szabla wz. 1917 , w zamyśle przeznaczona dla formowanej właśnie przez zaborców Polskiej Siły Zbrojnej (Polnische Wehrmacht), stała się najpowszechniejszą bronią naszych kawalerzystów przeciw następującym bolszewikom. Znakomita konstrukcja, łącząca zalety bojowe z wyrafinowaną nawet, rzekłbym, elegancją i motywami patriotycznymi  ( na tych zdjęciach akurat słabo widoczny orzeł w koronie na tarczy amazonek wieńczący rękojeść, podobnie jak i często drugi, tłoczony na głowni **) stała się swoistym symbolem walk kawaleryjskich 1920 roku, unieśmiertelniona zresztą na obrazach Kossaka...
   Czemuż Wam ich tak ukazuję wszytkich? Ano byście widzieli, że każda ma jelec, a nawet i kabłąk palce chroniący, a w przypadku "siedemnastki" i szabli francuskiej nawet i pełniejsze dłoni fechtującego osłony... A co przeciw niem przynieśli bolszewicy ?
  Znowuż się tu Wikipedyja poratujem dla rzeczy tej zilustrowania:

  Gołym widać okiem, że to bezeceństwo jelca nie ma, zatem i żadnej dłoni walczącego nią osłony. Widać też zrazu jakoweś mocowanie do rapci dziwaczne i tu Was oczy nie kłamią, bo iście szaszkę noszono odwrotnie jak szablę, czyli owym charakterystycznym wygięciem (zatem i ostrzem) ku górze. Trzecią charakterystyczną wizualną szaszki cechą będzie zakończenie rękojeści głowicą zakrzywioną, na którą z boku wejrzawszy, zda się głowę jakiego ptaka widzieć... Czemu zaś szaszki miłośnicy sobie akurat z ptakiem na wierzchu ulubili paradować, nie pytajcie mnie, bo zaiste nie wiem...
   Krzynę światła rzucić nam może nazwa, która z kabardyńskiego narzecza pochodzi ("saszchła") i w języku Kabardyńców tyleż znaczy, co "długi nóż". I to akurat wydaje się być znakomitym i utrafionym opisem, natomiast bez odpowiedzi pozostaje pytanie czem to Moskali, a głównie Kozaków, na Kaukazie w XIX stuleciu wojujących, owe długie noże tak urzekły, że je za swoje przyjęli i upowszechnili we wszystkich, jak Rossyja długa i szeroka, kawaleryjskich pułkach i wojskach kozackich ?
   Ludy kaukaskie, które tą broń wykoncypowały i używały, nim ich Mateczka Rossyja "ucywilizować" pod swoim, ma się rozumieć, władaniem, umyśliła, widziały w niej tegoż waloru, że można nią cięcia niespodziewanego zadać już przy samym z pochwy wyciąganiu, bez dodatkowego (dla nabrania zamachu) wznoszenia jej w górę. No cóż... jak się kto uprze, to i szablą tak można, jeno cięcie szablą iść będzie od dołu ku górze, a szaszką odwrotnie... Pytanie jest jednak poważniejszej natury: na co i komu jest potrzebne cięcie niespodziane, przeciwnika - rozumiem, że jeszcze do sparowania go niegotowego, czyli bezbronnego - zaskakujące?
   Podług mnie to jakiemu zbójcy, bandycie jakiemu, grasantowi szkodnemu, a nie żołnierzowi, tandem jeśli ta być miała przyczyna, dla której jej sobie Kozacy ulubili, to wiele nam mówi o nich właśnie, bo każda w polu batalia, czy choćby i pojedynek podług najmarniejszych reguł honorowych się odbywający przecie by cięcie takie wykluczał...
   Pozwoliłem sobie na żart niejaki z tem pojedynkiem, bo właśnie szaszka jest bronią absolutnie się do żadnego fechtowania nie nadającą. Jakakolwiek dłuższa wymiana ciosów i parowania cięć przeciwnika musi się skończyć choć jednym ześliźnięciem się klingi po klindze, gdzie człeka uzbrojonego w szablę przed obcięciem palców chroni właśnie jelec, zaś uzbrojonego w szaszkę nie chroni nic zgoła! Cóż nam z tego wynika?
Ano to właśnie, że szaszka się do żadnych fechtów i szermierek nie nadawała... Są, po prawdzie, onej obrońcy, co głoszą, że szaszka miała specyficznej szkoły fechtowania, która uczyła tak ciosy parować, by je przyjmować i pozwalać się ześlizgiwać wrogiemu ostrzu w jej drugą stronę, jeno jeśli to by być prawdą miało, to to by znaczyło opuszczenie szaszki w tym momencie ku dołowi, by się po niej to wrogie ostrze ześliznąć miało, a to oznacza odsłonięcie całej górnej części ciała szermierza bez jakiejkolwiek obrony. A co, jeśli przeciwnik, z takowych cyrkumstancyj wychodząc, zwyczajnie szybciej swego zdoła podźwignąć ostrza? Luboż, pomiarkowawszy się chyżo, nie da ześliznąć się ostrzu, a jeszcze i swoim ową opuszczoną ku dołowi szaszkę przytrzyma? Że już nie wspomnę o możności, że miałby i jakiego drugiego ostrza w ręce drugiej...
    W "Cichym Donie" jest scena dowodząca, że się Kozacy fechtować jednak od dziecka uczyli*** i jest też wskazówka, jakich to sztuczek. Oto Grigorij Melechow ma tam w jednem ze starć, przerzucić szabli (w polskim tłumaczeniu jest o szabli mowa, ale kasztany stawiam przeciw orzechom, że to o szaszkę szło) z prawej do lewej ręki i tą lewą zadać przeciwnikowi zaskakujący cios. Scena ta, jak mi się zdaje, zapewne i Jerzego Hoffmana urzekła, bo w swojej "Ogniem i mieczem" wersji każe tak właśnie przerzucać szablę Bohunowi, co przy "długim nożu" zapewne nie nastręczało jakich wielkich turbacyj, za to przy szabli węgierskiej, w którą Hoffman uzbroił Bohuna, z łańcuszkiem od jelca idącym i zabezpieczającym dłoń, bynajmniej już nie jest takie proste, a czego możecie pod pierwszą dzisiejszą (zieloną) kropką sami obaczyć...
   Jak zwał, tak zwał... Uważcież, że nadal poruszamy się w kręgu "zalet" tej broni, umożliwiających walkę zaskakującą, zdradziecką, nieledwie bandycką... U Kozaków można by i tego zrozumieć, ale czemu to spasowało oficyjerom Jewo Impieratorskowo Wieliczestwa? Jeśli nie przyjąć rozumowania, że się to z całym tegoż imperium charakterem zgadzało znakomicie, to ja inszego nie znajduję...
   Choć nie... zełgałem... wybaczcie... Jest jeszcze czynność jednak, do której szaszka się nadaje arcywybornie. Owoż jako przychodzi manifestacyje bezbronnych rozpędzać cywilów i onych płazować (bić płaską stroną ostrza), to szaszka jest rzeczywiście bezkonkurencyjna, bo bicie płazem wymaga przy szabli przekręcenia dłoni w nadgarstku, ergo łacno jej sobie przy silnym uderzeniu i nagłym zatrzymaniu wywichnąć, a szaszki idzie przy takim "wojowaniu" nadal trzymać i mocno, i płazującemu wygodnie... No i przepomniałem jeszcze o tem, że dla tej samej przyczyny się szaszka znakomicie nadaje do wszelkich "tańców z szablami":))
   Słynna Budionnego Konarmia, podobnie jak druga wielka bolszewicka formacja kawaleryjska,  z atakujących Polskę w dwudziestym roku, Korpus Konny Gaja, zwany przez naszych dla okrucieństw swoich i dzikości Złotą Ordą Gaj-Chana, stały głównie Kozakami, zatem to z niemi i ich szaszkami wojować naszym przyszło. Ano i wrychle pokazało się, że znakomici w mordowaniu jeńców, gwałceniu, rabowaniu oraz paleniu wsi i miasteczek, a także całkiem nieźli w gonieniu uciekających piechurów, których ścinano z konia jednym cięciem, nie bawiąc się w żadne fechty, czerwoni Kozacy, okazali się bezradni wszędzie tam, gdzie przyszło do starć z naszą jazdą, osobliwie jeśli na białą broń... Owszem, były w wojnie bolszewickiej starcia przez naszych przegrane, jeśli za takowe rozumieć przymuszenie do odwrotu, ale ten odwrót zazwyczaj przebiegał w jakim takim ordynku i dyscyplinie, a nie w panicznej ucieczce i zwykle był zarządzany, a nie wymuszany, zaś straty przeważnie wynikały z naprawdę dużej dysproporcji sił. Ale też i każde takie starcie uszczuplało bolszewickiej potencyi i gdy do finalnych przyszło bojów, w tem największej i ostatniej tak wielkiej w dziejach świata, bitwy kawalerii pod Komarowem**** , to wojujący tam Kozacy nie dość, że już przetrzebieni tęgo, to i znakomicie znali, czem się długotrwałe z naszemi starcie kończy...
   Podług mnie, niemała w tem rola szaszki właśnie, a ściślej pewnego mechanizmu psychicznego, którego się domyślam, z licznych rejterad kozackich wnosząc, gdy owi przed zwarciem z naszemi, luboż i z samego zwarcia dość rychle uciekali... Owoż, jak sądzę, człek co ma się zmierzyć z kimś, o kim wie już, że jest w szermierczem boju lepszym, dodatkiem zaś zna, że sam nie ma oręża dostatecznie go w takim starciu chroniącego, podświadomie takiego starcia unika... Nawet jeżeli ów osobiście jest dzielnym i kulom się nie kłania, przecie kule to kule, tej co ciebie zabije i tak już nie usłyszysz, za to imaginacyja dłoń bez palcy podsuwająca jest wyrazista i wielce przerażająca. Jeśli przydać k'temu, że dyscyplina nigdy nie była mocną stroną bolszewickiego wojska, to do panicznej ucieczki wystarczy ledwo kilku takich zbyt przerażonych perspektywą walki na szable z "polskimi panami"*****, by zainicjować odwrót i przyspieszyć klęskę...
________________________________
*- Wiem ja, że Wy wszyscy na Sienkiewiczu chowani, wraz Longinusa Podbipiętę z onegoż Zerwikapturem na myśl przywołacie i z tą sceną: 
"– Ale to sroga machina i ciężka musi być okrutnie – chyba do obu rąk ? – Można do obu, można i do jednej. – Pokaż wasze ! Litwin wydobył i podał, ale panu Skrzetuskiemu ręka zwisła od razu. Ni się złożyć, ni cięcia wymierzyć swobodnie. Na dwie ręce poradził, ale jeszcze było za ciężko …”  Przykro to może przeciw pisarzowi Noblem uhonorowanemu to rzec, ale sam chyba w ręku nie miał, luboż i może po jakiej chorobie, bo przecie cherlawy nie był... Miecz średniowieczny, w zależności od rodzaju i przeznaczenia, zazwyczaj mieścił się wagą gdzie między 1,1 - 1,8 kilograma, a ciężki dwuręczny miecz piechoty, jako rzecz ekstremalna, dochodził do 2,5 kilograma, z czego należałoby wnosić, że podług pana Henryka to pana Skrzetuskiego powaliłaby pierwsza lepsza niewiasta nasza siatką z zakupami, a niektóre (w tem i Pani_Wachmistrzowego_Serca:) to worem z domu połowy zawartością, zwaną przez nie, dla niepoznaki i zmylenia npla, "torebką"... Szable zazwyczaj nie dochodzą kilograma (jedna z uznawanych za najdoskonalsze, nasza szabla kawaleryjska wz.1934, waży 0,95 kg a przynajmniej tyle nominalnie powinna, z czego wynika, że albo mam kiepską wagę, albo mój egzemplarz się już cokolwiek utlenił...)
** - więcej zdjęć, a i bogatszych nawet, znajdzie Czytelnik Łaskawy tam, skąd żem i ja zapożyczył tych: na paginie www.szablapolska.com
*** - ciekawość, że ci, których nam przez lata wystawiano jako antyfeudalnych buntowników i prekursorów walki klas, tego akurat elementu od szlachty polskiej zapożyczyli, gdy już sami, za carów staraniem po połowie Rossyi poprzesiedlani, się za psy łańcuchowe imperium ostali...
**** - 31 sierpnia 1920 roku, gdzie przeciw resztkom (ale te "resztki" to nadal było 6 tysięcy szabel przeciw 1,5 tysiącowi naszych!) Konarmii stanęło (i wygrało!) naszych sześć, takoż tęgo przecie przetrzebionych, pułków: 1 Pułk Ułanów Krechowieckich pod pułkownikiem Sergiuszem Zahorskim, 2 Pułk Szwoleżerów Rokitniańskich rotmistrza Rudolfa Ruppa, 8 Pułk Ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego pod rotmistrzem Krzeczunowiczem (którego to pułku ostatnia szarża definitywnie rozstrzygnęła ową potrzebę), 9 Pułk Ułanów Małopolskich pod majorem Stefanem Dembińskim, 12 Pułk Ułanów Podolskich z rotmistrzem Tadeuszem Komorowskim (przyszłym dowódcą Armii Krajowej) i 14 Pułk Ułanów Jazłowieckich pod rotmistrzem Michałem Beliną-Prażmowskim (bratem Władysława, słynnego dowódcy ułanów legionowych; poległ w niespełna dwa tygodnie po bitwie). Kawalerię w walkach wspierał m.in. pieszy Batalion Szturmowy dowodzony przez kapitana Stanisława Maczka (przyszłego generała i dowódcy naszych jednostek pancernych w kampanii wrześniowej, francuskiej 1940 roku i walczącej na froncie zachodnim 1 Dywizji Pancernej), za to niespecjalnie popisał się, dowodzący osłaniającą 2 Dywizją Piechoty Legionów, pułkownik Michał Żymierski (przyszły "Rola", dowódca Armii Ludowej i Ludowego Wojska Polskiego, marszałek Polski Ludowej).
***** - co nie przeszkodziło im w stworzeniu legendy o niepokonanej Konnej Armii, w której hymnie (druga, żółta kropka:) kłamliwie wyliczają "polskich panów", jako tych, którzy "pamniat krasnoarmiejskije naszy klingi", zupełnie ignorując taki drobiazg, że to właśnie "polskije pany" rozbiły ich w proch i w pył...


   
                                                  ................



29 lipca, 2016

Świętują Wielkopolscy Strzelcy Konni...:)

Jeden to z dwóch jedynie pułków strzelców konnych (okrom 4 Pułku Strzelców Konnych Ziemi Łęczyckiej), co z ziemią jaką, czy dzielnicą, przez miano swe był związany...,Dla mnie pułk tylęż szczególny, żem przez lat osiem czeguś notorycznie o niem przepominał, ni jednej im nie poświęciwszy notki, aż dwa lata temu nareście przyszło na siwy łeb opamiętanie, a i teraz jeszcze to dla mnie niejaka sromota... Tandem do notki o owych poznańskich szaserach, równie dzielnych w boju, jako i (czego fotografie zachowane dowodzą:) i przy kopców sypaniu, czy w przewagach sportowych, upraszam...
                                                                          .

24 lipca, 2016

Tradycyjny czteropak lipcowy...:)

   Ano czteropak, bo czterech nam przyjdzie świąt pułkowych w kupie nieomal obchodzić. Primo: dzisiejszego 1 Pułku Ułanów Krechowieckich im. Pułkownika Bolesława Mościckiego (pierwszego "Krechowiaków" dowódcy, postaci zgoła legendarnej)... O pułku dziejach i tradycjach żem pisał już co więcej, tandem chętnych poczytać tam i też sobie odesłać pozwolę:)
   Secundo: jutrzejszego święta "tatarskiej jazdy", czyli 13 Pułku Ułanów Wileńskich , zasię pojutrze nam 16 Pułku Ułanów Wielkopolskich święto opijać wypadnie...:) Okrom linków podanych jest i o nich też przygarść w tejże pierwszej, "Krechowiakom" poświęconej nocie...
  Ano i quarto,  o 27 Pułku Ułanów imienia Króla Stefana Batorego, świętującego 27 Iunii, pamiętać wypadnie, a i wspomnieć godnie, chociażby dla tej przyczyny, że podług niektórych to temu pułkowi mielibyśmy wiktoryją w bitwie warszawskiej 1920 roku zawdzięczać:
   Przenosim się w czas Niepodległej najgorętszy: lipiec 1920 roku... Na południu wpodle Lwowa nasze 2 i 3 armia w ustawicznych utarczkach z Konarmią Budionnego wielce ambarasowane i choć nareście k'temu przyszło, że jakie widoki by go strzymać choć krzynę się pojawiły, to na północy ode Niemna Tuchaczewski cios wyprowadził, co nam śmiertelnem miał być. W rozważania sztabowe nie wchodząc, tyleć tu rzec nam trza, że plan onegoż wielce był chytrem i wieleż nie zbrakło by się pofortunnił... Rolę takiegoż tarana, jak na południu Budionnemu, na północy przypisano korpusowi konnemu Gaj-Chana, co po prawej granicą Litwy i Prus Wschodnich osłonięty, przeć miał ile konie zniosą do przodu, by pospołu z III, IV i XV bolszewickiemi armiami docisnąć nas ku południowi, skąd zasię kleszczy część wtóra, z Grupą Mozyrskiej i XVI armii złożona, miała nas wepchnąć w Błota Poleskie i wybić do nogi...
  Po części popłochowi i chyżości odwrotu, po części ofiarności ułanów pułków wszytkich odwrót ów osłaniających i wroga spowalniających nam tegoż zawdzięczać, że się ten zamiar nie powiódł i wojska nasze pod Warszawę dotarły niemal cało, choć pożal się Boże w jakiej też kondycyi (takoż i psychicznej...)
   Tuchaczewski umyślił ciosu ostatecznego na Paskiewiczowem manewrze z 1831 roku wzorowanem, czyli obejść Warszawy siłami głównemi od północy i zaatakować onej od zachodu. Temuż i Gaj-Chana konnych i IV armijej na Płock wykierował, by nas od tyłu zaszli.
   W temże czasie zwierzchność nasza, co może, czyni by Armijej Ochotniczej, nowem duchem zapalonej, uformować... przyjdzie nam jeszcze kiedy o tem szerzej pisać, dziś jeno proszę na daty zważać, w jakiem się też to wszytko pośpiechu działo: 203 pułku ułanów, bo to o niego rzecz idzie poczęto 27 lipca formować w Kaliszu z ochotników, co się po największej części z ziemiańskich synów spod Kalisza wiedli... 3 sierpnia nakazano onym na eszelon siadać i na front jechać! Pierwszy bój przyszło im już 6 sierpnia toczyć, ale o tem niech lepiej sam dowódca pułku owcześny (podpułkownik Zygmunt Podhorski, z "Krechowiaków" się wywodzący:) rzeknie:
"...W międzyczasie nadszedł meldunek, że nasze oddziały wycofały się już z pobliskiego Przasnysza, który zajęli kozacy. Nie chcąc dopuścić do zaskoczenia pułku w czasie wyładowywania, skierowałem natychmiast w kierunku na Przasnysz dwa szwadrony pod dowództwem mego zastępcy, rtm. Zakrzewskiego, z zadaniem nawiązania styczności z nieprzyjacielem i opóźnienia jego marszu na Ciechanów. Za Ciechanowem oba szwadrony zostały zaatakowane przez kozaków. Aby nie dopuścić do ich zniszczenia, szarżuję na kozaków, zapominając, że dowodzę niewyszkolonymi ułanami. Pędząc oglądam się za siebie i spostrzegam, że moi ochotnicy dzielnie wyrywają naprzód, nastawiają lance, wymachują szablami i głośno krzyczą "hura"... Szyk, w jakim to wszystko cwałuje, najtrafniej byłoby chyba określić: "Kupą, mości panowie"... Podaję prawie beznadziejny rozkaz do obsługi ckm.: Strzelać z karabinów. Natychmiast niemal pada kilkanaście strzałów. Nie wierzę swym oczom: co strzał, to kozak się wali. Ułani spokojnie i pewnie strzelają dalej. Nie zdążyli chyba wystrzelać po jednym magazynku, gdy 20 kozaków już leżało. Wśród nich spostrzegam zamieszanie, czołowi cofają się, widocznie udziela się to i dalszym, gdyż niebawem cała ława kozacka ucieka. Dzielni ułani w dalszym ciągu strzelają, wydatnie siejąc śmierć. Położenie uratowane. Rozkazuję zdjąć ciężkie karabiny maszynowe ze stanowisk i galopem wycofać się ze szwadronem do Ciechanowa. Zbieg okoliczności chciał, że przy ckm -ach znaleźli się jedni z najlepszych strzelców, znani myśliwi, Andrzej Potworowski, bracia Wyganowscy i inni, którzy z całą zimną krwią i opanowaniem potrafili kilku swymi celnymi strzałami odeprzeć szarżę kozaków, zadając im bardzo poważne straty. Naprawdę, pułk im zawdzięczać musi, że uniknął klęski i został uratowany ..."
  Dni te... dla Ciechanowa wielce gorące, jeszcze opisywać będziem, tu zasię rzec trza, że nas koniec końców z tegoż Ciechanowa dwakroć wyparto i za jednem z tych dni, gdzie w Ciechanowie panoszyli się czerwoni, naszym ułanom przykazano flanki piechocińców* osłaniać, aleć kaliszanów temperament ułański poniósł i obszedłszy nocą z 14 na 15 sierpnia miasto samo i uderzyli tak niespodzianie, że paniki śród bolszewii szarżą tą wywołanej ani sposób opisać... Traf chciał, że w mieście stał akurat sztab IV armii... Dowódca onej, Siergiejew na pierwszem lepszem koniu zbiegł aż do Mławy, a sztab cały nie oparł się, aż w Ostrołęce dopiero! To jednak uśmiechu Fortuny dopiero początek: w ręce ułanów wpada radiostacja IV armii, JEDYNA droga komunikacyi Siergiejewa z Tuchaczewskim w odległem Mińsku siedzącem!
   I tu przychodzim do tego, w czem wielu tajemnicy "cudu nad Wisłą" upatrują... Następne dni cztery rozstrzygnęły o wszytkim: nowo utworzonej naszej 5 armii pod Sikorskim przyszło nad Wkrą na czerwonych natrzeć i w boju śmiertelnem się zewrzeć, dla szczupłości sił swoich niemal bezbronnej flanki swej lewej mając... I na tą że flankę nakazywał Siergiejewowi Tuchaczewski co wrychlej uderzać! Wołał w próżnię... nieświadoma niczego IV armia z towarzyszącym onej korpusem Gaj-Chana szła wciąż na zachód, owo przódzi planowane Warszawy obejście czyniąc, a tem samem ode teatrum najpryncypalniejszego się oddalając... Po latach historyk francuski, rzeczy nieświadomy, rzeknie, że bolszewicy parli ku Toruniowi i zapędzili się w pomorski korytarz, bo z Traktatem Wersalskim chcieli wojować... Na koniec jakoż się nareście spamiętali, insi już pobici byli i IV armii mus było przed naszymi do Prus Wschodnich uchodzić i pozwolić się tam internować, by się ze szczętem rozgromić nie dać... Ciekawym: wiele by też w ów czas Tuchaczewski był gotów dać za... jeden telefon komórkowy:)) Za możność wysłania jednego esemesa?:)) Maila?:)
   Chwały ułanom kaliskim należnej poskąpił, co przykro powiedzieć, sam Marszałek, ani spominając o nich w swojej książce**, częścią zaś oddał im jej Sikorski***, gdzie wprost stwierdził, że jegoż 5 armia nadto słabą była, by dwóm armiom z przodu sprostać, a jakobyż jeszcze przyszło z trzecią z tyłu walczyć, żywa noga by najpewniej z naszych nie uszła, jakoby nie ciechanowski zagon 203 pułku... Wiele nam jeszcze pisać o dniach tamtych przyjdzie, takoż o wielgiej sztuce wywiadu naszego, co sowieckich depesz rozszyfrowywał przódzi, nim ich Tuchaczewski na swem biorku miał, póki co do ułanów naszych powróćmy...
  Wojowali potem jako kawaleria dywizyjna 13 Dywizji Piechoty, a za pokoju nastaniem, jako jeden z nielicznych pułków ochotniczych, uznany godnym, by go w armijej regularnej zatrzymać, otrzymał za patrona króla Stefana Batorego i numer nowy: 27.
   W Międzywojniu pułk stacyonował w radziwiłłowskiem Nieświeżu, tedy okrom 26 Pułku Ułanów Wielkopolskich imienia hetmana Jana Karola Chodkiewicza w Baranowiczach stojącego był najdalej na wschód wysuniętem garnizonem naszem. Między Nieświeżem a Baranowiczami ledwo kilometrów 40 tedy nie dziwota, że dla braku rozrywek inszych, często odwiedzano się wzajem i to przecie nie z rękami pustemi. Dodać wypadnie, że w 27 Pułku po wojnie przyszło służyć wielu dawnym carskim kawalerzystom. Temuż i marsz pułkowy na marszu 13 Narwskiego Pułku Huzarów wzorowan, temuż i obyczajów dawnych rosyjskich moc, jak choćby w pułkach na wschodzie kultywowana gra w "stukułkę"****, czy też stroju wielce nieregulaminowego w koszarach zażywanego, jako to granatowych spodni z żółtemi lampasami, jakich drzewiej Kozacy astrachańscy nosili... Temuż zresztą i nieświeskich ułanów czasem "Astrachańcami" zwano. Za jedną z wizyt wzajemnych w Baranowiczach, kiedy towarzystwu się już żegnać przyszło, komu z gospodarzy przyszło do łba toast wznieść "Niech żyją nam Astrachańczycy!" co tak rozeźliło wachmistrza Nurkiewicza, co już miał tęgo łeb okowitą zaprószony, że się ku odprowadzającym odwrócił i rzekł: "Pamiętajcie chłopy, że w dawnej Polsce hetman króla nie tylko w rękę, ale i w dupę całował!", niechybny onym wytyk do rangi obu pułkowych patronów czyniąc. Skandalu z tem związanego nawet się i opisać nie podejmuję... Dobre pół roku zeszło, zaczem się jedni ku drugim odzywać poczęli i i możnaż było towarzystwo za jednem stołem posadzić... Ponoć jednak, że i w dwa lata po tem zdarzeniu jeszcze oficyjerom w gości ku drugim się udającym broń w kancelaryi pułkowej deponować kazano...
  Pułk we Wrześnie wojował pode Mińskiem Mazowieckiem i w słynnym pod Krasnobrodem starciach, inszych już i nie licząc... 27 wrześnie wpodle Władypola pod Samborem po bitwie przeciw Sowietom przegranej, kapitulować przyszło:(( Dowódcę, pułkownika Józefa Pająka, zamordowano w Katyniu.
   W nowogródzkiej AK pułku odtworzono. Z początkiem Powstania Warszawskiego znalazł się w Kampinoskiej Puszczy, skąd się na zdobywanie lotniska w Bielanach pokusić probował. Rozwiązany na Kielecczyźnie w połowie 1945 roku.
________________________

* 18 Dywizji Piechoty
** "Rok 1920"
***"Nad Wisłą i Wkrą"
**** wielce hazardowna rozrywka, jako żywo na myśl "rosyjską ruletkę" przywodząca... Oficyjerowi jednemu oczu przewiązywano i stawiano na środku kasyna z nabitem rewolwerem. Reszta się przemykała cichcem pod ścianami, aż na sygnał "zabawą" kierującego wszyscy zamierali, a ktoś (wskazany lub losowany) zastukał w ścianę wyciągniętą ręką. Na ten sygnał oficer uzbrojony odwracał się i strzelał w stronę, skąd posłyszał stukot. W Prużanie się tem jeszczeć i ochotniej zabawiano i tam mi o jednej ofierze wiedzieć, co tejże zabawy nie przeżyła:(( Po inszych pułkach rannych było najmniej kilku...


                                                                           .

23 lipca, 2016

Świat na opak, czyli o prawodawstwie sowiźrzalskiem...

...czyli w gruncie rzeczy perła nad perłami poezyj sowiźrzalskich naszych, rymowany przez Jana Dzwonowskiego "Statut, to jest Artykuły prawne, jako sądzić łotry i kuglarze jawne", zasię wydany razu pierwszego w Roku Pańskim 1611:

"Konstytucyje nowe, generałowe,
Krótko zebrane, prędko wydane


ARTYKUŁ I.
Ktoby piernął u stołu, kędy wiele gości,
Mają wszyscy czapki zdjąć dla tej uczciwości;
Że się nowy gość ozwał, jeszcze niebywały,
Bo jak wszyscy zamilkną, będzie wstyd niemały.

ARTYKUŁ II.

Ktoby komu nie spełnił, szkoda go niewolić,
Znać, iże jadł niesłono, trzeba mu przysolić.
A gdy drudzy pójdą spać, niechże on dopija,
Szkoda go w tym ukrzywdzić, jego to porcyja.
Kto śpiewa, a nie umie, abo nie do rzeczy,
Raz jak koza, drugi raz jako cielę beczy,
Powinno go obiesić, żeby lepiej śpiewał,
Jeszcze miasto stypuły będzie nogą kiwał.

ARTYKUŁ III.

Gdybyć też kto nie ziścił jakiej obietnice,
A ujrzysz go, wywróćże swe szaty na nice.
Kłaniaj się, nic nie mówiąc, niechaj się domyśli,
Iże jako do łgarza opakeśmy przyśli.

ARTYKUŁ IV.

Komu by co zginęło abo ukradziono,
Powinna mu kijem dać, przypomnieć mu ono:
„Chowaj dobrze, a pilnuj, miej swoje na pieczy,
Niechaj się nikt nie gorszy z źle chowanej rzeczy”.

ARTYKUŁ V.

Komuś czego pożyczył, a iżeć nie wrócił,
Zgańże mu to kosturem, ażby się wywrócił.
Choć mu za to kope dasz, jeszczeć oto mało,
Więcej by cie daleko prawo kosztowało.

ARTYKUŁ VI.

Kto by sie zwał szlachcicem, a nie byłby takiem,
Powinna go opatrzyć jakimkolwiek znakiem.
Pół wąsa mu ogolić, iżeby wiedziano,
Iże go tu niedawno nobilitowano.

ARTYKUŁ VII.

Kto by co świeżo zełgał, by się nie udawił,
Jeśliże sie taką łżą wiele będzie bawił.
Powinna mu dać trunek dla takiej przyczyny;
Niechaj kufel wypije, abo kubek wody.

ARTYKUŁ VIII.

Ktoby sie chciał zalecać, a nie miał urody,
Kazać mu sie umywać kilka raz u wody.
Bo co sie to zaleca, a oń nic nie dbają,
Może go onym nazwać, co niewiasty mają.

ARTYKUŁ IX.

Gdyby kto zwadę zaczął, a chciał kogo ranić,
Porwawszy go miedzy sie, trzeba mu to zganić
Gontem w zadek po razu, potym go PrzeProsića
A broniej mu nie dawać do tegodnia nosić.

ARTYKUŁ X.

Grubego pijanicę, co owo łakomy
Kufle chwyta, nie godzien do posłania słomy,
Gdy sie dobrze upije, położyć go w błocie,
Ciernia, kijów nań nakłaść ku tej jego cnocie.

ARTYKUŁ XI.

Gdyby kogo zastano na jakim nierządzie,
W kłodkę mu jądra zamknąć, ba i ono glądzie.
Niechaj tak za pokutę chodzi tydzień z kłodką,
Żeby więcej nie igrał z nadobną Dorotką.

ARTYKUŁ XII.

Każdy w swej powinności niechaj sie poczuje,
Tak powinien dobrze pić, aże sie ubluje.
Kto tego nie uczyni, taki w naszym cechu
Niegodzien być, nasza rzecz połykać do zdechu.

ARTYKUŁ XIII.

Każdy ma sie poczuwać także w swojej sile
Pierdzieć dobrze, co by aż słyszeć na drugiej stronie.
Tego nie pozwalamy, tylko swym cechowym,
Kto tego nie uczyni, nie może być zdrowym.

ARTYKUŁ XIV.

Ktobykolwiek dał fukać na się swojej żenie,
Powinien z duszą, z ciałem iść na potępienie.
Powinna go wymieniać i we wsi i w mieście,
Że nad sobą przewodzić da marnej niewieście.

ARTYKUŁ XV.

Która żona wybije dobrze męża swego,
Zaden jej nie powinien urząd karać z tego.
Gdyż mąż, jak wyższy urząd, nie czuje o sobie,
Bogdajże mu kat wyciął zaraz ręce obie.

ARTYKUŁ XVI.

Kto wierzchnią suknią trzyma na jednym ramieniu,
Powinna go upomnieć: miej sie na baczeniu
Niedobregoś krawca miał, szpetnie cię przystroił,
Jeden rękaw przed sobą, drugi w zadek wkroił.

ARTYKUŁ XVII.

Gdy kto czapkę W pół głowy na ucho przekrzywi,
Powinniście z niego kpić wszyscy, coście żywi.
Mówiąc: Ki to był diabał za czapnik takowy,
Co takie czapki robi tylko na pół głowy?

ARTYKUŁ XVIII.

Gdy kto żupan krótki ma, a zagina przodki,
A to czyni dla Kaśki, abo dla Dorotki,
Żeby kwiat widać było, który dziatki rodzi,
Przeto ziela takiego zakryć sie nie godzi.

ARTYKUŁ XIX.

Kto prędko zełgać umie pięknie, po frantowsku,
Abo sztukę pokazać, lub skoczyć po włosku:
Powinna go posadzić miedzy nami w rzędzie;
Kto u nas nic nie umie, diabał po nim będzie.

ARTYKUŁ XX.

Kto by z naszych karty grał, a o nie sie swarzył,
Niechajże takie pije, jakiego nawarzył.
Kiedy go za łeb porwą, nie wzdymać sie za niem,
Będzie co raz skromniejszym, pewnie moim zdaniem.
Na koniec macie wiedzieć panowie cechowie,
Nie wdawać sie drugi w rzecz, gdy jeden co powie.
Jeden nie kpić z drugiego, swemu dobrze życzyć,
Nie pytaj sie, coś przepił, ani rzędu liczyć.
Pić to twoja powinność, zliczy to kto iny,
Nie gniewać sie, choćby też dla słusznej przyczyny.
Ubogiemu nic nie dać, ukazać mu figę,
Weselić sie, tańcować, obłapiać Jadwigę.
Karczmy żadnej ni wiechy przy drodze nie mijać,
Piwo choćby nagorsze i gorzałkę pijać.
Bez pościeli sie ukłaść, ba, i bez wieczerzy,
Tak sie miernie sprawować, jak tego bieg bieży.
Pożyczać na gorzałkę, na piwo, na karty,
Bosso chodzić, bez pasa, żupan mieć podarty.
Częściej święcić, niż pościć, muzyką sie bawić,
Gdyć kto czego pożyczy, cnotę mu zastawić.
Wszak dłużników nie wieszą, tylko to złodzieje,
A nic sie nie przeciwie, niech sie kto chce śmieje.
W domu nie mieć naczynia dla niewieściej zwady,
Bo więc o to niewiasty powadzą sie rady.
Ujźrzy jedna u drugiej, a gdy nie pożyczy,
Czego onej potrzeba, sto diabłów naliczy.
Nawet i głupia świnia mądrych ludzi zwadzi,
Leda o co bogacze gniewają sie radzi.
Przeto lepiej nic nie mieć, jako mówię w domu,
Tobie sie nikt nie przyda, a ty też nikomu.
Roboty sie ciężkiej chroń, folguj swemu zdrowiu,
Dla dłużników miej nogi zawsze pogotowiu.
Na noc drzwi nie zawieraj, niech otworem stoi,
Jak zamkniesz, to pukają, tak się każdy boi;
Mniema, byś stał za drzwiami [z] żelaznym kosturem,
Tak możesz bezpieczen być, jak zbrojny za murem."

19 lipca, 2016

Ze świąt pułkowych najmilsze...:)

 Oto i mamyż  święta pułkowego Wachmistrzowi najbliższego i najmilszego, a to dla tej przyczyny, że 25 Pułk Ułanów Wielkopolskich to pułk Dziadka mego:) Tandem kto ze mną powspominać ochoczy, a przy tem za Pułk przewagami sławny, jako i za pamięć wachmistrza Wawrzyńca Ślązaka przepić gotów, do dawniejszej  o pułku tem noty upraszam...:)

16 lipca, 2016

Okruchy niedawnej codzienności III czyli z znów coś z kolekcyj Wachmistrzowych...:)

  Tegoż zbiorku, którego część Watrowiczan obejrzeć już miała sposobność, po prawdzie dostałem w całości przed laty od nieodżałowanej świętej pamięci Maćka Zwanego Siwym, jednego z pierwszych moich komentatorów jeszcze na onetowskim mym blogu, z którym poznać się osobiście już nam czasu zbrakło, chociaśmy się oba na zamierzone spotkanie radowali okrutnie... Los chciał inaczej; paru niedziel zabrakło i zostało mi już tylko wdowę pocieszać, miast się z druhem jakim pucharkiem nacieszyć.
Pozostały po Maćku Jego wspaniałe komentarze, które już chyba tylko Vulpian jeszcze i może pamięta, oraz ten zbiorek, który ku Waszej uciesze przedkładam, a Jego pamięci dedykuję... Oto etykiety ze znanych starszym z czasów nieboszczki Peerelki win owocowych, pospolicie (choć nie zawsze słusznie) zwanych "jabolami", także "kwasami", "kwachami", czy więcej poetycko "uśmiechem sołtysa" lub "czarem pegieeru"... Innymi słowy dawniejsze "mamroty" kłaniają się Państwu:































































































































































































                                     ................