31 marca, 2015

O roztropności trzciny pod wiatrem się uginającej...

 W notach, o których przypomnienie sobie żem Was suplikował przed tegorocznymi Mieszka i chrystianizacji Polski się tyczącemi, pozwoliłem sobie o Mieszku pisać cokolwiek bezczelnie jako o kacyku ludem własnym (luboż podbijanym) kupczącym na podobieństwo afrykańskich takich, sześćset-siedemset lat później wyłapujących w okolicy wszystko, co uciec nie zdołało i dających solidne podstawy pod narodziny pojęcia "afroamerykanin", tudzież rozważania o naturze tychże połapanych w kinematografii polskiej . Pisałem tam wówczas, że jeśli co w tej postaci jest dla mnie ciekawym, to proces uświadomienia sobie przez Mieszka, że mimochodem, w tych za niewolnikiem pogonią, stworzył może i co większego, bardziej wartościowego, czego strzec i chronić się godziło... Słowem: proces dojrzewania w nim władcy i państwowca, który zaczyna rozumieć rzeczy ważniejsze od doraźnej korzyści.
   Ano i jak powiadają ludzie, że się człek całe życie uczy i że tylko krowa zdania nie zmienia, to przyjdzie tu Wachmistrzowi za żywą (póki co) prawdziwości tych słów posłużyć reklamę... Przemyślawszy rzecz bowiem głęboko, doszedłem do konkluzji, że luboż to dojrzewanie Mieszkowi wyjątkowo chyżo szło, luboż też raczej było udziałem przodków jego, on zaś był już i za młodu wielce politycznie uformowanym i zręcznym graczem. Doliczyliśmy się bowiem (com w jednej z not tegoż odświeżonego cyklu - V, VI, - uprzednich wystawiał), że w chwili, gdy doń zjechała Dobrawa, liczyć by musiał lat około trzydziestu pięciu. Zatem na przełomie lat 50-tych i 60-tych X stulecia miałby ledwo trzydziestkę, a właśnie wtedy dał dowód wyjątkowej mądrości politycznej i przezorności, co w tem wieku, przyznacie, częstem nie jest... O co mi idzie?
   O ekspansję tego Mieszkowego państwa poza granice Wielgiej Polski, gdzie przyjmuje się, że za żywota swego przyłączył, czy w takiej lub inszej formie zhołdował Mazowsza, Kujaw, Małej Polski, Pomorza Zachodniego, zasię i Śląska, aliści na ten moment najwięcej nas zajmować będzie ekspansja ku zachodowi: na ziemię Lubuszan, dość powszechnie (choć nie zawsze zgodnie:) przez historyków kojarzonych z zapisem "Licikaviki" u Widukinda z Korbei . Większości z Was zapewne nazwa Lubuszan kojarzyć się będzie, i słusznie, z Ziemią Lubuską, aliści Ziemia ta, to jeno część ich historycznego dziedzictwa... Reszta bowiem, łącznie z historyczną stolicą, Lubuszem, który dziś zwie się Lebus, leżała za Odrą, na ziemiach dziś niemieckich, a ówcześnie aspirujących do tego, przynajmniej w rozumieniu Niemców, a ściślej margrabiego Marchii Wschodniej * Gerona. Tejże Marchii (czasem też i Saską zwanej) bowiem na toż właśnie był cesarz Otton I Wielki stworzył Anno Domini 937, by ziem słowiańskich podbijała i włączała onych w obręb tak Cesarstwa jak i chrześcijaństwa, choć troski o to wtóre poruczono powołanemu w 948 roku arcybiskupstwu magdeburskiemu. 
   Można by rzec, że oto właśnie Otton I uruchomił ten wielki niemiecko-chrześcijański walec do miażdżenia Słowian i że temu oto walcowi gdzieś około roku 963 stanął na drodze Mieszko, gdy owi podbili Łużyce, a on podporządkował sobie Lubuszan. I co? Ano właśnie... w tem sęk, że nic...:) Kto by tu oczekiwał jakiej rozprawy krwawej, bojów sławnych pieśniami tysięcznymi opiewanych, tego mi rozczarować przyjdzie srodze. Ani przeciwko Mieszce nie ruszyła jaka wyprawa zbrojna**, a małoż na tem wrychle będzie on postrzegany na cesarskiem dworze wielce życzliwie ("amicus imperatoris"). Czemu? Ano i tu nam się przyjdzie do Thietmara odwołać, kronikarza wielce nam i Mieszkowi nieżyczliwego, którego i ja zatem nie za bardzo lubię, aliści w przeciwieństwie do bardzo wielu historyków polskich, ja onemu wierzę (przynajmniej w tej sprawie:). Twierdzi bowiem nam Thietmar, że płacił Mieszko cesarzowi trybut z ziem aż po Wartę, ergo był cesarskim wasalem. Ze względów, które bym nazwał ideologicznymi, było to nie do przyjęcia dla władców peerelowskich, zatem odrzucano to całkiem, twierdząc, że się tu Thietmar pomylił.
   Mnie jednak się zdaje, że myłka Thietmara jest możliwa w odniesieniu do obszaru, bo w rzeczy samej nie znajduję przyczyny, dla której to Warta akurat, dzieląca Wielką Polskę nieledwie na pół, miałaby tu być jakąś logiczną i sensowną granicą, natomiast można byłoby względnie logicznie założyć, że szło o ziemie podbite Lubuszan. Co więcej, wydaje mi się, że Mieszko postanowił ów trybut płacić dobrowolnie, nie będąc do tego przymuszonym żadnym podbojem czy klęską... I że takie rozwiązanie zostało przyjęte na obu dworach z niejaką ulgą...
    Nie pamiętam już ani gdziem to widział, czy czytał, ale mam w oczach taką scenę, gdzie jaki stary szaman***, wróż czy doradca pokazuje młodemu kandydatowi na wodza czy księcia, złamane wichurą drzewo i trzcinę na jeziorze przybrzeżną... I radzi mu, by się nauczył, kiedy trzeba stanąć niczem drzewo twardo, a kiedy to jest zbyt ryzykowne i póki co lepiej, trzciny naśladując, się wiatrowi dać ugiąć, a nawet i przygiąć do ziemi, byle wichury przeczekać, a potem się podnieść i czynić swego... I zda mi się, że tak się właśnie wówczas był Mieszko zachował... Z czego to wnoszę? Z uwikłań władców obu, którym każdy nowy front i nowe wojny byłyby ówcześnie nie na rękę... 
   Mieszko właśnie począł z Wolinianami i Wieletami wojny o Pomorze. Dodajmyż: wojny w której właśnie w roku 963 idzie mu nader kiepsko. Dwukrotnie bowiem pokonuje go przewodzący Wieletom Wichman, a w jednym z tych starć ginie nieznany nam z imienia brat Mieszkowy. W dodatku Wieleci są w sojuszu z Czechami, którzy nader łacno mogą od południa wbić nam nóż w plecy w czasie najzaciętszych na północy bojów i zrobić nam o tysiąclecie wcześniejszy "17 Września"... Potrzebny Mieszkowi ten nowy konflikt z cesarzem i jego grafami jak psu piąta noga...
   A cesarz? Ledwo co (955) pokonał nad rzeką Lech Madziarów, usuwając jedno z największych zagrożeń, jakie dla Zachodu wyrosło od czasów Hunów Attyli... W latach 955-957 mamy pierwszą falę powstań Słowian połabskich, przeciw temu niemieckiemu walcowi tęgo wierzgających. W samych Niemczech ma przeciw sobie, przymuszonych mieczem do posłuszeństwa, ale przecie ani odrobinę przez to nie życzliwszych, książąt Saksonii, Bawarii, Frankonii i Lotaryngii, czyli właściwie większości królestwa:) W Roku Pańskim 962 **** ośmielił się w Rzymie koronować na cesarza, czego w Bizancjum z pewnością nie powitano mile, a ów się czuje na tyle słabym, że woli nie używać tytułu "rzymski" by Bizancjum nie drażnić i dopiero Otton II będzie się czuł dość mocnym, by tego tytułu używać.
    A Otton ma plany i ambicje niemałe, także względem dynastyi własnej, jeno że ta ledwie raczkuje (w 963 roku przyszły Otton II ma dopiero osiem lat), tylko, że iżby tego wszystkiego dokazać potrzebuje się z Bizancjum dogadać. Do tego cięgiem ustawiczne z Rzymem i papieżami turbacyje ("pornokracja")
   Niezadługo będzie cesarz zabiegał o koronację syna swego na cesarza *****, jeszcze za swego żywota, która to praktyka, z łacińska zwana "vivente rege", gdziekolwiek była stosowaną, nieodmiennie znaczyła jedno: kłopoty... Nasz Zygmunt Stary koronując tak Zygmunta Augusta wzburzył tem masy szlacheckie, ustępstw potem czynić musiał niechcianych, a i to poruszenie z pewnością się do narodzin ruchu egzekucji praw przyczyniło. Gdy sfrancuziały Jan Kazimierz za poduszczeniem francuskiej swej szwagierko-żony, zaczął wkoło elekcyi vivente rege francuskiego zabiegać Kondeusza, rzecz koniec końców do rokoszu Lubomirskiego przyszła... Tak czy siak, jeśli jest gdzie monarchia de facto elekcyjna, a panujący się o elekcyję vivente rege stara, znaczy to, że albo poddanym nie dowierza na tyle, że mu syna obiorą, albo sam się już jedną nogą widzi w grobie i chciałby pomierać spokojnie... Z pewnością nie są to cyrkumstancyje, których bym komukolwiek zazdrościł...
   Zda mi się zatem, że cesarz, gdy mu doniesiono, że oto straże przednie Gerona się gdzieś tam w borach nad Odrą spotkały z przednimi Mieszkowymi i musiało owemu pierwotkiem nową zapachnieć wojną, to gdy po czasie jakich zapewne wzajemnych sondowań i pertraktacyj się pokazało, że ten nowy (a być może już i przódzi jakoś tam znany) bynajmniej po oręż sięgać nie myśli, cesarskość cesarza uważa i szanuje i jeszcze jest to gotów poprzeć hołdem i tem, co władcy kochają najbardziej: pieniędzmi... to, że Otton mógł być temu tylko rad, że choć na tem jednem froncie ma spokój.
    A co do trzciny, to dokażemy jeszcze, że jak było potrzeba, to umiała być nie tylko twardym drzewem, ale nawet i skałą, o którą się te sztormowe wichry rozbijają... A uległość chwilowa za lat kilka zaprocentowała jak bodaj nigdy w dziejach naszych, ale o tem to już popiszemy w nocie tegoż cyklu kolejnej...:)
 _____________________________________________
* jest pod tem linkiem i mapa, której tu ani załadować, ani przekopiować nie potrafię, a której gorąco Lectorom ciekawym dedykuję. 
** - z kronikarskiego obowiązku odnotować wypadnie, że są i teoryje, że Geron Mieszka jednak najechał i cała ta nasza chrystianizacja jest tego najazdu wymuszonym pokłosiem, dodatkiem dokonanym po niewoli, aliści nijaka niemiecka kronika czegoś takiego nie potwierdza, a dla mnie najpoważniejszem dowodem na bzdurność tejże myśli jest milczenie o tem Thietmara, który niepodobieństwem, żeby o takiem fakcie nie wiedział, a znów wiedząc, iżby tego nie opisał... Ba! Ów jakby takie coś do opisania miał, to tem by pewnie swej kroniki zaczął, na tem pokończył, a całość wokół tego, nie wiedzieć ile razy i na ile pięter, obudował...:)
*** - bo głowy nie dam, czy to nie o Indian jakich szło...
**** - poprzedni cesarz, Berengar z Friulu (słyszał kto o takim?) pomarł (a ściślej został zamordowany) w 924 roku, mamy zatem niemal czterdzieści lat przerwy w ciągłości cesarstwa, jak i samej jego idei... Zaiste wielkim był Otton śmiałkiem, że się znów na to porywał...
***** - co ostatecznie nastąpi w 967 roku

                                           .
                 

29 marca, 2015

O swoistych ziemiańskich freblówkach...

    Jeśli jest jaka czynność przez pacholęta najwięcej może znienawidzoną, osobliwie w czas wakacyjny, to jest tem z pewnością konieczność jakich prac przy ogrodzie luboż i na polu czynienia, co nie dosyć, że czas zabawie zabiera, to przy tem znój to i mozół jest niekończący się zgoła, przy tem w skwarze zazwyczaj nieznośnem... I, dodajmyż przy tem, że jest to zajęcie zwyczajnie nudne, przez niekończącą się powtarzalność czynności swoich...:(
     Aliści bywały domy, gdzie wagę tychże zajęć znając, umiano na to wejrzeć inaczej i dzieci ku tej propedeutyce wiedzy koniecznej ziemiaństwu przyszłemu pchnąć niejako i może wbrew nim samym... Starczyło jeno nie przymuszać do niczego, a wydzieliwszy jakiego spłachcia w ogrodzie, dać wolność zupełną w narzędziach, nasionach i czynnościach. Kto chciał, siał, komu pielenie niemiłem było, ten mógł sadzić ogórków jakich, czy dyni... Kto liter już składać poradził, ten u domowych szukał pomocy poradników, komu ta sztuka nadto trudną była, starszych włościan brał na spytki, ci zaś i z dumą niejaką a i rozczuleniem niemałem "paniętom" ukazywali jakoż wpodle swego chodzić.
    Jeśli się to wsparcie posunęło i dalej, "awansując" niejako dzieciarnię do roli nieledwie partnerów i "kolegów-ziemian", effecta najśmielsze przejść mogły oczekiwania. W Tarnawatce u Tyszkiewiczów postawiono dzieciom domku lilipuciego z dwoma izdebkami i na narzędzia schowkiem, zasię przed niem wydzielonych i ogrodzonych pięciu działek, po jednej dla każdego z rodzeństwa.
   "W naszym Domku spędzaliśmy często całe dnie, nie tylko bawiąc się, ale także pracując, pieląc grządki i podlewając rośliny, żeby wyhodować jak najlepsze warzywa[...]- spominał późniejszy kompozytor i dziennikarz muzyczny, Jan Tyszkiewicz - bo nasze zajęcia ogrodowe braliśmy jak najbardziej serio. Była to nasza pierwsza praca zarobkowa."
   Ano właśnie... kuchnia dworska bowiem miała przykazane, by wszystkiego, co dzieci wyhodują skupywać, płacąc za warzywa pieniądzem prawdziwem, nie drożej jednak, niźli szło na jarmarku za toż samo utargować. Tem sposobem dzieciom i pojęcia rynkowej wartości trudu własnego zaszczepiano...
___________________________

* freblówka


                                                  .

23 marca, 2015

7 Pułku Ułanów Lubelskich dziś święto...:)

...którego, by kto chciał ze mną obchodzić, temu rad będę wielce, a kto o pułku tem przypomnieć czego ciekawy, noty stosownej tu znajdzie:)
                                       
                                         .

21 marca, 2015

O nadchodzącej dla Was przyszłości...

   Z dawna natury badacza w sobie odkrywszy, byłże Wachmistrz już i badał szereg rozmaitych zjawisk z dziedzin przeróżnych, czasem daremnie, czasem przechodząc niemal do znajomości rzeczy mistrzowskiej, jako dajmyż na to w dziedzinie wpływu trunków rozmaitych na organizma ludzkie i percepcję wszechświata, gdzie już jeno stosownych honoriskauzów z uniwersytetów nie byle jakich wyglądać przyjdzie, aliści dziś ja nie o tem bym rozprawiać pragnął, a o reklamach jednym przebrzydłych, inszym zasię polem do badań niezwykle zajmujących.
  Imaginujcież, Mili Moi, jako kto nie umie tego aspektu poznawczego dojrzeć, że oto by się cała cywilizacyja nasza gdzie przetracić miała, a jeno by te reklamy po nas pozostały i by kto miał po latach o nas sądzić po tem, coż w tych reklamach dopatrzy... Podoba się Wam ten wizerunek? Ano właśnie... Aleć próżno przeciw ościeniowi wierzgać, tandem dopatrzywszy się niejakich prawideł, pragnę i ja skorzystać na tem, bo któż to przeciw groszowi do kalety się proszącemu, oponował będzie?
   Owoż, biorąc za pewnik, że niezadługim już czasem owych nie będą ciskać w telewizyi masom jako poślad kurom, gdzie niejednej kokoszy akuratnie nie to w głowie, co na ekranie widzi, a to czegóż by owa wyglądać rada wraz znać będą dzięki Waszym własnym wpisom (O Sancta Simplicistas!) na przeróżnych tfuterach, szajsbukach czy mordoksiążkach, luboż przeglądarek zapytają czegóż wyszukujecie najradziej, tandem spersonalizowane Wam przyjdą i się dziwić będziecie, skądże akuratnie znali, że ten dzieci żeni, a ów wywczasów zamorskich wygląda... Że temu lekarz, a owemu grabarz; tamtej czekoladki, zasię onej kwiatki... I nie myślcie o tem, że to jeno starczy ów ekran zamknąć, by od tego wolnym być. Bynajmniej! Dostrzegłszy w onego ścierwa zasadach i tego, że najradziej tego dają w chwilach jakich ważkich, zmysł dramaturgiczny niemały zdradzając, pewnym, że prędzej czy później poznacie formułkę sądową nową: „Wyrok zostanie ogłoszony po przerwie na reklamy!”, gdzie w sądzie familijnym będą się kauzyperdzi na wyprzódki reklamować, a mecenas Łupiskóra będzie się mienił najlepszym, zasię Wydrwigrosz najtańszem, tak w sądzie kryminalnym Praktiker narzędzia do podkopów reklamował będzie, zasię restauracje ośmiogwiazdkowe posiłek wytworny z dowozem do celi.
    Będą reklamy dawane tuż przed podaniem wyników maturalnych czy studenckich egzaminów, poznacie ich niezadługo nierozerwalnie związanych z sakramentalną formułą „Ogłaszam was mężem i żoną!”, a i macierz dziecię rodząca się groszem słonem wykupić będzie musiała, by jej pępowiny odcięli nie czekając, aż się blok reklamowy skończy...
   Myślicie, Mili Moi, że Wachmistrz wieszczy? Nie, Serdeńka, bynajmniej...:) Ja jeno konceptów tych upubliczniam, by jak kto sięgnąć po nie zapragnie, tom mu nie wróg, byle jeno o tantiemach pamiętał na rzecz tego, kto ich wykoncypował i upublicznił...:)
   A konceptów mam wiele, takoż i takich, co ich przeróżnym przedawać mogę, jako tejże sceny za exemplum danej, że oto stoi jaki orszak rycerzów konnych na pagórze jakiem wkoło najznamienitszego i tem znacznego, że w koronie. Ku nim się orszak inszy kwapi, gdzie jeden z heroldów z konia zsiadłszy dwa miecze w ziemię wbija przed tem co na koniu i w koronie, na coż ów zza pazuchy jakiej Nokii wyciąga, numer na klawiaturze wybiera i rzecze:
- A wiesz gdzie sobie możesz wsadzić te dwa nagie miecze?
Zasię plansza z napisem: „Rozmawiaj bez pośredników” i tejże telefonii reklama, która Wachmistrzowi więcej zapłacić będzie gotową...:)


                                                   .


19 marca, 2015

Na Święty Józef pułku Święto...

zatem Marsz 8 Pułku Ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego wydaje się tu dziś być wielce stosowny:
A komu chęć odświeżyć dziejów pułkowych, włącznie z udziałem pułku w tragicznych wypadkach krakowskich 1923 roku*, luboż tylko przypomnieć wierszy  Włodzimierza Przerwy-Tetmajera dedykowanych pułkowi, ale i pamięci syna, co pod tegoż pułku sztandarem padł w bolszewickiej wojnie, luboż może inszych filmów i zdjęć, takoż z ułanami w strojach adamowych konie pod klasztorem w Tyńcu w Wiśle pławiących, tego upraszam do not dawniejszych:
http://pogderankiwachmistrzowe.blogspot.com/2013/03/na-swiety-jozef-puku-swieto.html

http://pogderankiwachmistrzowe.blogspot.com/2013/03/na-swiety-jozef-puku-swietoii.html

___________________________________
* - wypadkom tym zasię, z cąłym onych tłem i otoczką, cały jest cykl poświęcony pięcioczęściowy, sub titulo "O wietrze historii i portkach pętaków", widoczny po prawicy w notach polecanych.




                                               .

18 marca, 2015

Jeszczeć o Mladzie Bolesławównie...

   Noty uprzedniej żeśmy pokończyli stwierdzeniem, że się nierównie Mlada nam i Czechom przysłużyła, w tem rozumieniu, że nam bardziej, bośmy swego dopięli, a Czesi na swoje biskupstwa lat parę jeszcze musieli poczekać. Nim objaśnię, com miał na myśli i co się za tem kryło a i też, co kryć dodatkowo mogło, kwestyja jedna jeszcze, a właściwie dwie, wielce zasadnie przez Yukę w komentarzach pod notą uprzednią poruszone...
   Prawda to, że przy takiej papieży na urzędzie rotacji, sprawy wszelkie w kurii leżały najpewniej nawet i latami niezałatwiane, osobliwie jeszcze jeśli nieproste i jakich wymagały uzgodnień czy kompromisów z cesarzem, czy inszemi... Prawda i to, że jako się jeden papież z drugim za łby brali, a człek miał tam do załatwienia czego, to i wraz w rozterkę popadał, z którym rzeczy prowadzić i czy aby to, co się może i nawet z jednem jako fortunnie uładzi, to przy zmiennej fortunie, u następcy podobnie łaskawego znajdzie posłuchu, czy przeciwnie: ów rozjuszony, że się go dopotąd nie uważało, przez samą złość czego nie utrąci...
   Ano i najpewniej sama Mlada takowych rozterek przeżywała. Skoroż bowiem pomarł był 1 marca Leon VIII, o czem nad Wełtawą najpewniej do miesiąca najdalej wiedzieli, to i nie mógł Bolesław słać tam córy, dopokąd pewnej wieści o papieżu nowym nie poweźmie. Chciały Rzymiany na powrót wygnanego Benedykta V i za tem cesarza instancjonowały, nim ten jednak co postanowił o tem, wziął Benedykt i pomarł, wielce dla cesarza akuratnie, że ów niczego już w tej niezręcznej kwestyi rozstrzygać nie musiał. Złośliwy kto, by może  jeszcze i jakim kminkiem rzucił, że skoro tak akuratnie, to któż wie, zali i nie z pomocą jaką, ale my ani oskarżać, ani tego rozstrzygać nie będziem...:)
   Nim przecie przyszło ku konklawe nowemu i obraniu Jana XIII, przyszedł i październik, o obiorze znów w Pradze mało możebne, by wiedzieli gdzie przed piętnastym, a znów nie wiedzieć nam zali co Bolesław z decyzją nie zwłóczył, luboż i co sama Mlada, czy aby była tak zrazu dość dysponowaną do podróży tak dalekiej w klimacie już i niemal zimowem, no i jeśli miała co grosza wieźć na wozach ku papieskiej przychylności większej, to znów tego rzadko kiedy jest tak, by od ręki sypnąć... Summa summarum, nie rachuję ja, by się Mlada przed listopadem w drogę wybrać poradziła, a być i może, że później, choć tu znów zima być mogła dopingiem nielichym. Nawet jeśli o ona konnej jeździe zdatna i wyuczona, to i tak orszak wozów jakich musiała prowadzić już nie tyle nawet z tem dla papieża bakszyszem, co z jakiemi zapasami jadła, wina, jakich sprzętów i utensyliów tak w drodze, jak i na popasie koniecznych. A przecie owa tam nie na dni parę z wycieczką jechała, a na miesiące pobytu, a może i lata, czego być musiała boleśnie świadomą...
   Być zatem i może, że owa akuratnie do Rzymu dotarła, gdy tameczni się w grudniu przeciw Janowi XIII pobontowali i go na cztery wiatry przegnali. No i teraz popróbujmyż się wczuć w rolę tej dziewuszki przecie młodziutkiej, co zna rangę poselstwa swego i wie, jakże wiele od tego zależy... I znikąd pomocy, czy rady cóż czynić, jeno może od jakiego bystrzejszego przybocznego, jeśli ociec dość miał roztropności by kogo takiego na tę drogę córce przydać...
   W Rzymie czekać nie wiedzieć na co? Na papieża nowego, o którem nie wiedzieć, zali go cesarz złożyć z tronu nie przyjdzie, no bo przecie wygnany może i ladaco, ale samo wygnanie buntem jest przeciw woli cesarskiej, to i się pokaranie przykładne buntownikom należy. A znów siedzieć ze złotem w mieście, co nie wiadomo, czy oblężenia i rabunku nie zazna? Nad wyraz nieroztropnie... Ruszać za wygnanym do Kampanii, gdzie nie wiadomo, czy ów się w pretensjach do tronu Piotrowego utrzyma i pomocy Ottonowej doczeka? A może jednak Otton inaczej rozporządzi i zbytecznie Janowi kadzić i onego złotem z Pragi wspomagać? A przy tem jeszcze nie znamy wieleż on miał lat w tamtej chwili, wiemy, że pomarł (chyba raczej naturalną śmiercią) w 972 roku, zatem ledwo kilka lat później. A tu dzieweczka sama osądzić musiała kondycyi i zdrowia jego, a i to jeszcze najdyskretniej jak można, zali ów jej siurpryzy nie urządzi i nie pomrze na tem wygnaniu w miesiąc, czy dwa, wniwecz całe obracając staranie...:((
     Przyznam, że jej nie zazdroszczę... Tak naprawdę nie wiemy, jakże dylematów swych rozstrzygnęła, bo to, co teraz piszę, to jeno domysły moje, z tego wnoszone, że jakkolwiek postanowiła, to postanowiła słusznie po effectach sądząc. Domyślam się, że najpewniej się za wygnańcem udała, a nie siedziała w Rzymie, bo inaczej ciężko by jej było z papieżem przejść do konfidencji aż tak dalekiej. Insza, gdy mu w tem wygnianiu towarzyszyła, gdzie z pewnością dwór wygnańca niewiele person liczył, to i przystęp łatwiejszy, a i onego stan ducha wielekroć bardziej wsparcia potrzebujący. I tak to swobie imaginuję właśnie, że to nie bezproduktywnie w Rzymie wyczekując i jeno jakich tam pism szląc do możnych tego świata, a przeciwnie : tam właśnie, na wygnaniu papieskiem w Kampanii, swoją lojalnością a i pewnie oćcowym  też groszem, posłuchu zyskała dla suplik, imieniem oćca, siostry i szwagra składanych... Bo też i zeszło na tem wygnaniu dwa lata niemal, zaczem się co odmieniło w losie Janowem, a mniemam, że przez te dwa lata Janowego wygnania Mlada za uchem siedziała papieskiem i szeptała onemu swoje "ceterum censeo"...:)
   Koniec końców Rzymiany w popłoch wpadły na pierwsze znaki, że się oto Otton wyzbierał był ku Italii nareście. Uprosiły zatem buntowniki Jana na powrót do Rzymu, korząc się przed nim i przebaczenia błagając, zatem ów w listopadzie 967 roku do Wiecznego Miasta powrócił, a już na Boże Narodzenie zjechał tam i cesarz. Co mu przyznać trzeba, że jak się zbierał, to się zbierał, ale jak już dotarł to i posiedział tam aż do 972 roku. A w tem czasie siła się rzeczy działo ważkich, tak na ziemiach naszych, jako i po wszystkich Europy kątach,  a każda z tych spraw miała swego wpływu na nasze o biskupstwo staranie... Ale o tem to już popiszemy w nocie kolejnej...:)
  
                                         .                            

15 marca, 2015

O niewieście najważniejszej dla początków krześcijaństwa naszego...

   Kasztany postawię przeciw orzechom, że lwia część z Was dorozumiała z tytułu, że to o Dobrawie będzie, krześcijańskiej czeskiej połowicy Mieszka, czy jak kto woli: o Dąbrówce... 
   Ciepło, ciepło... bo bez niej by się nie obeszło, aliści dla nas dziś tu stokroć ważniejsza persona insza, kompletnie niemal w powszechnej świadomości nieznana, a bez której by najpewniej żadnej chrystianizacji Polski i kościelnej na ziemiach tych organizacji nie było... A przynajmniej nie w tym kształcie, w jakim tego z Historii dziś znamy...
   Idzie o Mladę, Dobrawy siostrę, drugą córkę władcy czeskiego, Bolesława Okrutnego (którego dziś dla politycznej poprawności wolą nazywać Srogim, choć to świętego Wacława zabójca)... Słyszał kto co o niej? Ano właśnie...
  Pewnych rzeczy o niej nie nadto jest wiele, jak zresztą o niemal każdym bohaterze epoki, stądeśmy nader często na domysły skazani... Ale mamy mózgi, to myślmy i z inszemi konfrontując faktami, popróbujmy jakie jądro prawdy możliwie najbliższe z tych orzechów, com wygrał, wyłuskać:)
  Kosmas, czeski kronikarz, z imienia samego jej (Mlada=Młoda) wnosi, że od siostry swej była młodszą i ta rzecz jest już nam rozliczne możności interpretacyjne rodzi, osobliwie przyjąwszy, że to co brał Mieszko nie było bynajmniej, jako to dziś powiadają młodzi: "nówką nieśmiganą". Kosmas pisze o niej mało przyjemnemi słowy: "ponieważ była nad miarę bezwstydna, kiedy poślubiała księcia polskiego będąc już kobietą podeszłego wieku, zdjęła ze swej głowy zawój i nałożyła panieński wianek, co było wielkim głupstwem tej kobiety". Powstaje pytanie wieleż też wiosen sobie mogła liczyć Dobrawa w chwili swego zamążpójścia, skoro sobie na takie u Kosmasa zasłużyła oceny? I dodajmy od razu, że nie z pustej nam to pytanie wynika ciekawości o celebrytkę ówcześną, jeno z chęci doliczenia się lat i Mlady, osobliwie że tej przyszło z papieżem przyjść do niezgorszej konfidencji, a przypuścić trudno iżby papież, nawet taki jak Jan XIII, się ze smarkulami bratał...
   Nie wiemy nawet wieleż lat miał sam Mieszko, a posłuchawszy, co który z historyków spekuluje o tem, możem przyjąć jego narodzin gdzieści pomiędzy 920 a 945 rokiem. Przyznacie, że rozstrzał spory, na niemal pokolenie liczony...:) Wziąwszy jednak na to, że gdyby był z lat dwudziestych rodzonym, to przed skonem w 992 roku byłby nad wyraz żwawym siedemdziesięciolatkiem, czego naturaliter wykluczyć nie sposób, ale na tamte czasy taki wiek to raczej jednak wyjątek, podobnie jak i jakaś większe w tem wieku zdrowie i energia. Zatem możem chyba przyjąć bez jakiego błędu większego, że ów raczej gdzie po trzydziestym roku rodzony, dożył sześćdziesiątki, ergo w roku 965, gdy "Dubravka ad Mesconem venit" miałby jakie 35 lat. I to by się i z tem zgodziło, co już wiemy, że do tegoż momentu siła on już i rzeczy znacznych dokonał, a i w życiu prywatnym był "mężczyzną z przeszłością":) 
  Nie wydaje się jednak, by nad niego Dobrawa być miała starszą. Mogli być bliscy wiekiem, luboż też i owa niewiele młodszą, co w czasach, gdy żeniono dwunastolatki mogło dać Kosmasowi wystarczającego assumptu do słów jego. Pytanie kluczowe to to, czy różnica wieku między Dobrawą i Mladą być musiała na tyle znaczną, że uważano za stosowne fakt ten w imieniu tej ostatniej podkreślić, czy zgoła przeciwnie, dziecię porodzone młodsze było wyjątkowo duże i może lękając się, że rosnąc bujnie będzie od starszej siostry dorodniejszą  i by tu jakich spekulacyj z punktu ukrócić, onej nazwaną Mladą. 
   Wejrzawszy na to, że Mlada właśnie za pontyfikatu Jana XIII (zatem nie wcześniej niż po 1 października 965 roku) do Rzymu przez oćca swego przysłaną została i że rychło do niemałej konfidencji z papieżem przyszła, zatem, jakem już rzekł, smarkulą najostatniejszą być nie mogła, tandem rachuję ja jej na jakie najmniej dwadzieścia wiosen. Między inszemi temuż, że w tem wieku to już dla małżeństwa podług ówcześnych prawideł wprawdzie ostatnie by dzwoniły dzwony, ale by być kandydatką na przeoryszę nie byle jakiego zakonu, to znów jakąś dojrzałość reprezentować sobą by wypadało...
  Jeśli zatem Mlady przyjmiemy w Roku Pańskim 965 na jakie dwadzieścia lat, a chętniej i nawet więcej, to pytanie o wiek Dobrawy, w zależności od jednej lub drugiej przyjętej odpowiedzi na pytanie wcześniej postawione da nam wiek lat ponad dwudziestu pięciu, lub nawet i trzydziestu pięciu.
    Tak czy siak, na tamte czasy byłoby to zamążpójście wyjątkowo późne, czemuż zatem tak z niem zwłóczono? Byłażby istotnie Dobrawa, jak chce Kosmas, "bezwstydną" i się za nią jakie ciągnęły skandale i osława tak wielka, że reflektantów do jej ręki nie było? Bo w szpetotę jaką nadprzyrodzoną uwierzyć ciężko, skoro małżeństwa między władcami dla politycznych zawierano celów, tandem mogła być Dobrawa ślepa, garbata, szczerbata i pryszczata ponad wszelką miarę, byleby była zdolną dzieci jakie urodzić...* 
 Z drugiej znów strony znamy Kosmasa jako najmniej w innej jeszcze kwestii (daty śmierci Bolesława Okrutnego) fałszerza paskudnego, co cokolwiek jego wiarygodności podważa. I co dla mnie najpryncypalniejsze: z biegu zdarzeń i ze skutków siostrzanej współpracy wynika, że owe musiały być ze sobą nader blisko, o co przy dużej różnicy wieku trudno... Sam brata mam lat piętnaście młodszego i choć affecta braterskie między nami nad wyraz serdeczne, przecie znam, żeśmy jakoby dwa różne pokolenia niemal...
  Póki co jednak nawróćmyż do roku... powiedzmy 964... Przyjmuje się powszechnie, że inicjatorem zbliżenia z Czechami i całej tej z małżeństwem oraz chrztem kołomyi był Mieszko. Ja zaś, czem o tem dłużej mi rozmyślać przychodzi, k'temu się przychylam, że najmniej po równo na tem korzystali władcy obaj, a kto wie, czy i nie Bolesław Okrutny bardziej, przy tem z pewnością to Mieszce przypadłoby lwią część z tem związanego ryzyka ponosić. 
   Bolesław, ongi przeciw Ottonowi Wielkiemu buntownik, pognębiony przezeń w dziesięcioletniej wojnie, najpewniej dorozumiał, że z dotychczasowemi aliantami, Lucicami, co ich zwano Wieletami, nadto daleko nie zajedzie, bo to i przeciw cesarstwu by znów trzeba, a i przeciw Mieszkowi, księciu Polan, co Bolesławowi od północy stanęli sąsiadami. Przyjmijmyż, ze to ten moment, o którym żem w notach Mieszkowi (III, III, IV) poświęconych ( o których odświeżenie żem Was się prosić ośmielił) pisał uprzednio, że ów nie dosyć, że ogarnął pod swem władztwem całej Wielgiej Polski, najpewniej też i Kujaw, Mazowsza, Pomorza Wschodniego i o Zachodnie wojował. 
  Musiał się w tejże chwili pokazać Bolesławowi jako władca na tyle znaczny, że warto było rozważyć dlań odwrócenie tradycyjnych sojuszy, czyli pożegnanie się z Wieletami, co dla Czechów akurat niewielkiem było ryzykiem, co najwyżej jakich parę najazdów na Śląsk przyszłoby ścierpieć... No i pojawiała się tu sposobność paru pieczeni na jednem ogniu upieczenia...
  Korzyści dla Mieszka w konceptu zaczątku zdawały się fundamentalnie proste: że oto wartałoby Wolinianom i Wieletom ująć sojusznika, a po swojej go postawić stronie. To by przemawiać mogło za tem, że inicjatorem był książę Polan i nie wiemy, czy już wtedy dostrzegał korzyści na dłuższą metę, czy tych sobie w trakcie negocjacyj uświadamiał...
  Musiał też i z pewnością myśleć o krześcijaństwie, którego widział w praktycznem działaniu u Niemców i u Czechów, i nie mógł nie dostrzegać, że to jest dla organizmu państwowego spoiwo, czego się o wierzeniach pogańskich powiedzieć nie dało, bo tu kapłani kultów przeróżnych w swoją ciągnęli stronę i bywało przeróżnie. Ale rozdzielmy trzy rzeczy: to, co przyjmujemy za państwa ochrzczenie, co tak naprawdę miejsca nigdy nie miało, a z pewnością nie było wydarzeniem, jeno procesem na stulecia liczonym, a my możem co najwyżej prawić o procesu tego zainicjowaniu od budowy kościelnej struktury i organizacji na ziemiach naszych i wreszcie od ochrzczenia się samego księcia. 
  Z punktu widzenia Bolesława dalszy z Wieletami związek, robił się kłopotliwy, bo oto związał się z niemi wygnaniec z cesarstwa, banita Wichman, ergo popieranie go dalej znaczyło mieć konflikt z cesarzem. Być i może, że sam Bolesław by tego sojuszu wolał odstąpić, po prostu dla uniknięcia kłopotów, a tu mu się nadarzała jeszcze sposobność, by co utargować za to.
Secundo, że mu się nowy sojusznik wydawał na tyle atrakcyjnym, że szło w oparciu o niego zawalczyć o wzmocnienie swojej w świecie Zachodu pozycji, ale pod tem warunkiem, że by się ów ochrzcić zechciał, bo to natenczas Czechy i ich władca mogliby się światu zachodniemu, a osobliwie papieżowi prezentować jako ci, co bez krwie rozlewu i wojen wieloletnich, Kościołowi nowego kraju z wyznawcami przyczynili. Mieszko-poganin nie przedstawiał dla Bolesława zapewne aż takiej wartości, Mieszko-kandydat na chrześcijanina był dla Bolesława nieocenionym skarbem:)
   Najpewniej zatem to właśnie w toku negocjacyj o owego sojuszu odwrócenie, narodziły się, pierwotkiem poboczne, onego warunki: że się Mieszko ochrzci i że poślubi Dobrawę, co byłoby dla Bolesława wisienką na torcie i naszym tertio... że się córki, cokolwiek może osławionej i już na matrymonialnym rynku cokolwiek w leciech, pozbywa, dodatkiem za całkiem niezłą cenę...:)
   Chronologijej bacząc, że "Dubravka ad Mesconem venit" w roku 965, zasię "Mesco dux Poloniae baptizatur" w 966, jak nam skrupulatnie zanotował autor "Roczników Krakowskich", wynikałoby, że się albo Bolesławowi z tem strasznie spieszyło, albo córy posyłał... by na miejscu tego chrztu i reszty ustaleń dopilnowała:) 
  Gall Anonim w swojej o ponad półtora wieku starszej kronice, rozpisuje się nam o tem, że Czeszka sprzeciwiała się ślubowi, jak długo książę Polan się nie przyrzeknie ochrzcić. Podług Thietmara (biskupa!) mieli też razem mięso w posty jadać, co być miało Dobrawy ustępstwem, by rzeczy ważniejszych (chrztu) od Mieszka wyjednać... Wybaczcie, ale to się kupy nie trzyma, chyba że przyjmiemy, że pisał to mnich i że mu przez gardło i pióro przejść nie umiało, że chrześcijańska księżniczka żyła z poganinem niemal rok bez ślubu...:) Bo w to, że przez ten rok siedziała na dworze jako gość, to ja nie uwierzę...:) Primo, że czasu było szkoda, secundo, że krew nie woda (jak nie Mieszkowa, to jej, a jeśli Kosmasowi wierzyć, to przesadnie cnotliwa nie była), tertio, że zwyczajnie Bolesław nie mógł aż tak ryzykować, że się może Mieszko przez ten rok rozmyśli, do furii doprowadzony tym, że wziął żony-nieżony, z której żadnego pożytku, poprzednie odprawić musiał a w ogóle to na cholerę mu ten cały ambaras? Chyba, że Dobrawa tak cudnej była urody i powabu, że to Mieszko skamlał o łaskę na jej sypialni progu, żądz swych nie umiejąc zaspokoić:) Tylko co wtedy z tą wiedzą naszą, że jednak Dobrawę wydać za mąż, było dla Bolesława niemałym kłopotem...:)
   Najprawdopodobniej ślub odbył się zaraz, a przynajmniej jakaś jego forma możliwa do zaakceptowania przez strony obie i od tego momentu mógł już Bolesław odetchnąć swobodniej. Zwłoka zaś we chrzcie księcia mogła być sprawiona przyczynami zupełnie prozaicznemi, osobliwie w kontekście ostatnich odkryć archeologicznych na Ostrowie Lednickim, gdzie w kaplicy pałacowej odkryto dwa spore baseny chrzcielne i dość powszechnie się sądzi, że to być mogło miejsce chrztu Mieszka. Owe zwyczajnie mogły być, jak i kaplica cała, niegotowe w chwili przybycia Dobrawy, bo budownictwo jednak czasu cokolwiek zabiera, a książę mógł czekać na to, by ta ceremonia miała właściwą i godną oprawę...
  Być też i może, że prawdą jest teoria, że się Mieszko w rzeczywistości ochrzcił już wcześniej, w Ratyzbonie, i chrzest ponowny w Polszcze był już tylko jakby poprzedniego potwierdzeniem, zaś przede wszystkim spektaklem na użytek dworu i poddanych... To by wyjaśniać mogło te wszystkie korowody z życiem czeskiej księżniczki w rzekomym grzechu z rzekomym poganinem:)
   Wróćmy jednak do naszej Mlady... Z chwilą, gdy Dobrawa się znalazła przy Mieszku, musiał być Bolesław absolutnie już pewnym, że mu Mieszko nie bryknie. To by potwierdzać mogło, że faktyczny ślub się dokonał, a może i chrzest... W każdym razie dopiero teraz wysyła on Mlady, w kręgach kościelnych znanej pod zakonnym imieniem Maria, do Rzymu... rzekomo z pielgrzymką. W rzeczywistości miała ona tam zabiegać o ustanowienie dla Czech biskupstwa i dla siebie o jakieś godne księżniczki stanowisko, w zasadzie jedyne możliwe: ksieni w jakimś zakonie, najlepiej nowym, na miejscu w Pradze...
    Zwrócić od razu Waszej pragnę uwagi, że wszelkie teoryje o tem, żeśmy przyjmowali chrzest od Czechów, by uniknąć przymuszonego od Niemców, są jedynie dawną jaką, upowszechnioną w peerelowskich podręcznikach propagandą, być i może walor zbliżenia z sąsiadami z socjalistycznego obozu mającą. Skoro bowiem Czesi własnego biskupstwa dopotąd nie mieli, a właściwym dla nich była w tym czasie owa Ratyzbona, w której miał się Mieszko ochrzcić sam i w niejakim sekrecie, to cóż to za chrzest z rąk czeskich, gdy w rzeczywistości i tak z niemieckich? To znów tłumaczyć by mogło ów chrzest ponowny i powszechnie rozgłoszony, już na własnej ziemi, z rąk biskupa misyjnego (zatem tylko papieżowi podległego) Jordana...
  Powstaje pytanie, czemu Bolesław (i Mlada) z tą pielgrzymką zwlekali aż do 965 roku, skoro pierwotkiem jeno o biskupstwo dla Czechów szło? Możność pierwsza, że Mlada wcześniej na tą podróż, a ściślej na pokazanie się papieżowi, była rzeczywiście za "mlada" i to czysty przypadek. Druga, wielekroć prawdopodobniejsza, że czekano, aż sie w Rzymie jako uładzi, bo to co się tam w tym czasie wyprawiało, prawdziwie wołało o pomstę do nieba, a u ludzi zasłużyło na miano "pornokracji". W samych latach 964- 965 roku miał Rzym wzajem się zwalczających, wyganiających i wyganianych ( i ustawicznie się o pomoc do cesarza odwołujących) czterech papieży : Jana XII, Leona VIII, Benedykta V i Jana XIII. Trzecia, podług mnie najprawdopodobniejsza, choć i z drugą wcale nie w sprzeczności, że czekano na ten ślub i chrzest lub jego przyrzeczenie, by miała Mlada jakich argumentów do garści przy rozmowach z papieżem, ale też i dołożono jej zadań nowych...
   Najpewniej miała rzecz tak oto wystawiać: jest szansa kolejne schrystianizować państwo, w dodatku bezkrwawo, za pełną władcy zgodą i wolą, ale to się odbyć musi przez Czechy, językowo tym poganom bliskie i mające już w tej mierze za sprawą Cyryla i Metodego własnych niezgorszych doświadczeń; Niemców do tego dopuścić nie można, bo tylko mogą zaszkodzić, zatem najlepiej by tam było może ustanowić jakieś hierarchii od nich niezależnej.
  Rzecz, o której się nie mówi, to ta jakież jeszcze miała za sobą Mlada argumenta insze... Wychowani na serialach o Borgiach znają wybornie, że papieżowi średniowiecznemu ustawicznie było potrzeba trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy:)
  Ja zaś bym tą kwestyję jeszczeć i odwrócił: czy byłby w ogóle w średniowiecznej Europie ktoś, kto by tych pieniędzy potrzebował jeszcze więcej od papieża? I odpowiem: owszem... Papież wygnany... Wygnany, czyli dochodów swoich pozbawiony, zasię postawiony wobec konieczności ponoszenia niebagatelnych wydatków na swoje "lajki" w "fanpage'u", który w jego przypadku czasem nosił nazwę konklawe, a czasem kolegium kardynalskiego...:) A Jan XIII zaprowadził w Rzymie rządy tak despotyczne, że go rzymiany ścierpiały ledwo dwa miesiące i z grudniem Anno Domini 965 wygnały...:)
   I temu wygnańcowi najpewniej tych argumentów brzęczących Mlada przywiozła nieskąpo, a pytanie zasadne w jakiej proporcyi się na to złożyli zięć i teść...
   Po effectach uzyskanych wnosząc, Mlada się sprawiła wybornie... z naszego punktu widzenia:) Z czeskiego może niekoniecznie, zważywszy, że wprawdzie dla siebie załatwiła posady przeoryszy nowo erygowanego klasztoru benedyktynek w Pradze, ale biskupstwo dla Pragi i dla Ołomuńca drugie, przyznano dopiero w roku 972, podczas gdy nasze przecie niemal od ręki ! :) Czemuż tak? Ano o tem to już w następnej napiszemy nocie...:)
__________________________
* - W nocie "O urodzie królewskiej" pisałem o związku Elżbiety Rakuszanki (Habsburżanki) z królem Kazimierzem Jagiellończykiem, gdzie owo małżeństwo w niemałej żyło zgodzie i przyjaźni, a może i nawet miłości, trzynaściorga dziatek płodząc, mimo że owa słynna "matka królów" urody była żadnej, a po prawdzie to według kanonów urody i piękna, było to jakie monstrum zgoła...

                                             .

13 marca, 2015

Zadanie domowe...:)

Dla Was, Mili Moi, a ściślej tych z Was chętnych, co by sobie tych not odświeżyć zechcieli, bo się ku themie z tem wiążącej zbliżamy niepomału i przyjdzie mi się tam niekiedy do dawniejszych odwołać...

http://pogderankiwachmistrzowe.blogspot.com/2013/02/wadcy-pewnemu-paru-patkow-pomnikowego.html

http://pogderankiwachmistrzowe.blogspot.com/2013/02/do-rozwazan-o-mieszkowem-bogactwie.html

http://torlin.wordpress.com/2007/10/29/powstanie-polski/

http://wachmistrz.blog.onet.pl/2007/11/02/uwag-pare-wzgledem-teoryj-o-normanskosci-naszej/

http://wachmistrz.blog.onet.pl/2007/11/03/uwag-o-normanskosci-naszej-continuum/

przy czem trzy ostatnie niejaką stanowią całość, bo kwestyi tej podniósł u się Torlin, a jam mu na dawnym własnym blogu responsował, własnych w tejże materyjej publikując przemyśleń...


                                                      .  

11 marca, 2015

O hetmanie, co być nim nie chciał i prawdę rzekłszy, wielkim być nie zdążył...III

    Najpierwsze Sanguszki po buławy przyjęciu czynności z dorocznym wiosennym Tatarów najazdem związane były. Batalij tam jakich znacznych nie było, podobnie i łupów, aleć taka to z temi pohańcami była zwyczajność, że tu już za sukces starczało, jako ich popłoszywszy, ordy się rozproszyło, części i usiekło, dość że kraj obroniony i nie spustoszony.
   Letnią porą ruszyła się Moskwa, co nie bacząc dwuletniego rozejmu, wtargnęła w granice korpusikiem dziesięciotysięcznym przez Sierebriannego i Szczerbatego wiedzionym. Zastawił im się kniaź Roman od pamiętnej Czaśnik strony, stąd i zwą tej batalijej wtórą pod Czaśnikami bitwą, aleć i wołają ją też bitwą na Polach Iwańskich. Oddajmyż jednak głosu Marcinowi Bielskiemu, który rzecz tak opisał:
  "Miał z sobą Chotkiewicowych dwieście koni, Konstantego Wiśniowieckiego dwieście, Jurgiego Zienowica dwieście, Janusza Zbaraskiego czterysta, Tyskiewicowych półtorasta, a samego kniazia Romana było dwieście, Risiecki i Dymitrowski rotmistrze pieszy mieli piechoty cztery sta, Kozaków było półtora sta. Przyszedłszy na nie [czyli na Moskali-Wachm.] bez wieści ze czwartku na piątek, w nocy naprzód sto koni straży pogromił, potem nadedniem na wojsko z prędka przypadł, i rozrzuciwszy kobylenia, uderzył w nie: tam na głowę ono wojsko moskiewskie i tatarskie, nie dawszy mu się rozpatrzeć poraził, i więźniów niemało pojmał, także obóz ich pojmał, gdzie niemałą korzyść nasi wzięli. Z tej porażki Piotr Serebrny hetman ledwie uszedł. Amurat hetman tatarski zabity. Kniaź Wasyl Palecki pojman, ale od ran umarł. A z naszych tylko dwunastu zabitych, a rannych było trzydzieści. Moskwa od ośmi tysięcy mało co uszło".
  Ano najpierwsze co tu rzec się godzi, to tak bodaj ze trzykroć straty hetmańskie pomnożyć, bo zaniżył je Bielski okrutnie, aleć i po tem zabiegu to nadal wiktoryja z najświetniejszych... Rzecz wtóra to na owe "kobylenia" bym uwagi Lectorów chciał zwrócić, bo nam to nader często w starciach z Moskwą spotykać przyjdzie. Cóż to było? Ano z bali zbite kozły, nie wiedzieć czemu z czasem hiszpańskiemi zwane, gdy jeszcze im drutu kolczastego przydano, póki co zaś tak sposobione, by ostremi końcami przeciw jeździe naszej ku górze sterczały. Takiemi, złączonemi dragami w kilka, czyli też i kilkanaście zwykła się była Moskwa w obozie, a i do bitwy opasywać. W pamiętnikach Paska jest cenny opis bitwy nad Basią, gdzie też same urządzenia, dla ich przenośnej zdolności imitowania umocnień prawdziwych, zwie ów na moskiewską modłę "hulajgorodami". Jeno, że tam owe miast dopomóc, jeno przeszkodziły Moskwie w ucieczce szybszej i siła moskiewskich gardło dało, jako się nasi husarze już w te hulajgorody wdarli i onych do kobyleni przyparli...
   Najpryncypalniejsze jednak tejże batalijej znaczenie nie w prawdziwości takich czy inszych strat tej czy wtórej strony, jeno chwili, w której się rzecz zdarzyła... Owoż wieści, po prawdzie i srodze przesadzone, że to i nie dość, że na głowę pogromiono, to i wszytkich wodzów moskiewskich: Serebriannego, Szczerbatego, Palickiego, Kołyczowa i Krepotki, wyrżnięto, przyszły do króla w czasie z ważkich najważniejszym, bo akuratnie tam butne poselstwo Groźnego zawitało z żądaniem, jako to u Moskwy zwyczajnie, arcybezczelnym, by im, jeśli nam żywot i pokój miły, ziem postąpić aż do Białej Wody, czyli Wisły!
   Z niemałą musieli wracać posłowie owi konfuzyją, a przecie to nie koniec był przewag Sanguszkowych! Wrychle i podobnie silnego rosyjskiego oddziału na uroczysku Suszy pogromił i rozpędził, choć tam jednemu z wodzów moskiewskich, Tokmakowowi, się części sił zebrać na powrót udało i oszańcowawszy się obozem, próbował w tem miejscu i zamku nawet obronnego postawić, jeno mu tego hetman nie dozwolił, budulca ustawicznie niszcząc i zepchnąwszy pomiędzy jakie dwie strugi, za gardło trzymał, jednak roztropnie nie szturmował onego, znając, że ów tam wielce silnej ma i strzelby, i armaty...
   Zazwyczaj tak to we wojnach bywa, że tak jedna, jak i druga strona mając jakiego tam zamysłu swego, w czas działań już jeno jego baczy, planów tych jeno do zmiennych akomodując doraźnie cyrkumstancyj... Mało kiedy, jako w tem właśnie 1567 roku, to właśnie przebieg zdarzeń już sprawiony, takich planów odmienia, luboż i nowych kryśli... Ano i to po wiktoryjach Sanguszkowych jął się król zamysłu, by Iwana ze szczętem pogromić. Temuż miało służyć sekretne znoszenie się z bojarami w ziemi siewierskiej, którzy w stosownej chwili buntu wszcząć mięli, temuż armija koncentrowana niemała, a na warunki Rzeczypospolitej rzec by można, że wręcz ogromna, bo na pięćdziesiąt rachowana tysiąców zawodowego żołnierza i pospolitego ruszenia, takoż armaty z górą sto!!!
   Nawiasem, to warte tu rzec jest tego, że w całej tej wojnie, co z nazwy litewsko-rosyjska, Rzeczpospolita Litwie jeno aliantem będąc, za lat ledwo kilka na zaciągi rot niemal trzystu wydała z górą dwa milijony ówcześnych złotych!!! Kto pomni jakem o największej inżynierskiej pisał inwestycji czasów Rzeczypospolitej, czyli o sztolniach srebrne kopalnie olkuskie odwadniających, to tam żeśmy "ledwo" na to 242 tysiące złotych wydali, summę przecie i tak niebotyczną, a jak widać nierównie mniejszą, jeszczeć na dwadzieścia lat rozłożoną... I jakże tu nie westchnąć z żalu za tem, że los nie dozwolił nam tych proporcyj między wydatkami wojennemi i temi dla prosperity królestwa czynionemi, odmienić...:((
  Plany królewskie na niczem jednak spełzły, bo szpiedzy Groźnego spisku bojarów zwąchali i większość buntowników gardła dało w męczarniach okrutnych, o czem król wieści powziąwszy, wyprawy strzymał... Pospolitacy, jak to pospolitacy, rozłazić się poczęli do domostw, aż był i król przymuszonym tegoż tałatajstwa coraz i więcej niegodnego rycerstwem się mienić, rozpuścić ze szczętem, a i wrychle wojsko niepłatne w ślady wolentarzy poszło...:((
  W kampanijej roku następnego przyszło hetmanowi jeszcze pod Ułą tryumfować, świetnym szturmem zamku wziąwszy, aliści to już ostatnie jego przeciw Moskwie były tryumfy... Znowuż, za Tatarów sprawą, przyszło południowej bronić granicy, a otworzona zdobyciem Uły droga na Połock zwycięstwa nie dała i Połockowi przyszło czekać, aż Batorego, by do Rzeczypospolitej Obojga Narodów powrócić...
   Sanguszko w międzyczasie, jak mógł, tak królowi doradzał, by pokoju czynił, świetnie tegoż znając, że Litwa sama Moskwie nie dostoi, a za pomoc Korony przyjdzie prędzej czy później jaką nową formą ustrojową, koroniarzom milszą, zapłacić... I miał ów racyją, bo szło ku unijej nowej, której my dziś pod mianem lubelskiej znamy(1569), a której lwia panów litewskich część przeciwną była. Przeciwnie jednak do Radziwiłłów i Chodkiewiczów, Sanguszko tejże unijej krzyw nie był, z experiencyi znając wybornej własnej w polu, że Moskwę czas jeszcze jaki gromić się zapewne uda, aleć na dalsze bacząc prospekta, tam i zajadłość okrutniejsza, narodu mnogo, to i by największe nawet wiktoryje, na kolana Moskwy nie rzucą, gdy przeciwnie Litwie jedna klęska starczy, by bez obrony została...
   Nie był jednak Sanguszko całkiem tejże unijej oddanym i to z pism jego widać, gdzie arcysłusznie największej litewskiej widział słabości, a to w tem, że "zatarłby się naród litewski przez obfitość ludzi mądrych, godnych w narodzie koronnym"...
  Nieszczęściem Sanguszki, a pewnie i naszem, umiłowana przezeń żona Aleksandra, pomarła mu w Roku Pańskim 1570, w tak niespodzianą wtrącając wodza wielkiego prostracyją, że ów przez lat aż kilka, z wszelkiej się wycofał publicznej czynności, z bólem swem w domowych się zamykając pieleszach...:((
   Dopieroż z wiosną 1573, za spodziewanym tatarskim najazdem, znać jegoż ordonansów nowych, ku szykowanej obronie obmyślanych... Cóż po tem, gdy ów znienacka zachorzał i pomarł od gorączki wielkiej 12 Maii Anno Domini 1573, osierocając ojczyznę, która już i od roku władcy nie miała własnego, a obrawszy fircyka Francuzika, i tego miała do miesiąca, za sprawą haniebnej ucieczki jego, stracić...:((
  A przecie miał Sanguszko w chwili zgonu lat ledwo 34!!! I pomyśleć aż żal, czego talent tak znakomity mógł pod Batorego władztwem dokazać...:((



                                                 .

08 marca, 2015

O hetmanie, co być nim nie chciał i prawdę rzekłszy, wielkim być nie zdążył...II

   Pokończyliśmy noty o Romanie Sanguszce pierwszej na tem, jako Moskwa pod Iwanem niech mu będzie, że Groźnym, wojny w Inflanciech wszczęła. Początkiem niemrawa, z czasem cależ groźnego przybrała obrotu, osobliwie, gdy w lecie 1563 car Połocka zdobył i począł się chełpić, że już na Kremlu jamy kopać kazał, w której Zygmunta Augusta więzić będzie...
   Litwa ledwo półrocznego wybłagała rozejmu i zimą znów przyszło wziąć się z Moskwicinem za bary. Aliści tu na Iwana siurpryza spadła nieczekana, bo to nie Kozak złapał Tatarzyna, jeno ten tamtego za łeb ucapił...:) A ściślej to hetman wielki litewski, Mikołaj Radziwiłł zwany Rudym*, który dobitnie pokazał, że nie tylko do intryg ma głowę... Owoż z obozu zimowego pod Orszą, gdzie na leżach ośmdziesięciotysięczna armia kniazia Sieriebrannego końca rozejmu czekała, ruszyła na zachód pierwsza, trzydziestotysięczna pod kniaziem Szujskim i tejże to armijej spadł na kark Radziwiłł z hetmanem polnym Hrehorym Chodkiewiczem 26 stycznia Anno Domini 1564, akuratnie gdy owa się obozem pod Czaśnikami rozłożyła...
   Azard był to z tych najwyższych doprawdy, bo całej radziwiłłowej potencji było... cztery tysiące jazdy! Kluczem sukcesu była pora ataku, bo naówczas mało kto boju przed samiuśkim wieczorem wszczynał, osobliwie zimą, gdy ów nader rychło dnia krótkiego kończy... Moskwa, ani się napaści nie spodziewając, ufna w potencyję swoją i wojować w zaskoczeniu po nocy nienawykła, nadspodzianie rychło popadła w paniczność zgoła niepojętą i batalija się odmieniła w rzeź absolutną i zupełną... Litwinom tu i może nawet ta szczupłość sił własnych w tem dopomagała, że nie musięli czasu mitrężyć na rozterkę, czy czasem się ze swojem nie uciera który we ćmie nocnej, boć przecie takiej garstce każdy przeciw bieżący musiał być wrogiem...
   Gdybyż się śród Moskwicinów bodaj jeden jaki znalazł wódz przytomny, co by dociekł szczupłości zuchwalców nań nastawających i jakiej takiej choć sklecił obrony, może by i Radziwiłł na tem azardzie nie tak wyszedł, aliści kudy tam onym było siebie, kniazia i cara bronić! Gnali na wyprzódki przed siebie, byle dalej, oręża nierzadko cisnąwszy, by nie zawadzał w rejteradzie, ani o carze nie myśląc, ani o kniaziu, jeno o żywota salwowaniu...** Litwa zaś zajadle, ani nie dawała pardonu, ani nie odpuszczała, mordując do świtu, aż z utrudzenia nie ustała zupełnie... Klęska moskiewska nad podziwienie ciężką była: wyrżnięto jakie dziewięć tysięcy wojska, kniazia Szujskiego gdzie tam po nocy w lesie kmiotkowie pono zarezali miejscowi, podobnie jak i inszych bojarów znacznych... Niedobitki, co do Połocka dobiegły, taki uczyniły rwetes, popłoch i gewałt, że się Sieriebrannyj z wojskiem nazad ku granicy cofnął, osobliwie, że i jego starosta orszański, Filon Kmita***, tęgo szarpał. Łupem padły i zapasy na pięciu tysiącach wozów wiezione, tandem tedy każdy z tejże batalijej weteran miałby za co po żywota kres w karczmie pijać i kompanionom stawiać... Miałby, gdyby nie to, że pogromców Szujskiego, jak Litwa długa i szeroka, podejmowano jako bohaterów i zbawców, tandem tedy nie mniemam ja, by owi często musieli za trunki swe płacić...:)
  A jeśli się Wam zdaje, Mili Moi, że pogromić siły przeciwne tak liczbą przeważające, to naszym czy litewskim rycerzom ówcześnym był jaki wyczyn nadludzki, to cóż powiecie na całkiem już przepomnianego wojennika, starostę różańskiego, Stanisława Leśniowolskiego, co dwa lata przódzi przed radziwiłłową pod Czaśnikami wiktoryją, pogromił kniazia Kurbskiego z 25 tysiącami pod Newlem, samemu mając jeno 1 300 jazdy i dwie setki piechoty! Nawiasem ów Kurbski, po tych klęskach obu, jako bodaj jedyny bojar znaczny, Groźnego odstąpił i w Rzeczypospolitej zyskał swoistego azylu, do historii przechodząc jako autor jedynej w swojem rodzaju korespondencyi z suzerenem swem byłym, gdzie jeden drugiemu łajdactwo i przeniewierstwo zarzucając, mimo wolej niezwykłe dają świadectwo konfrontacyi ustroju moskiewskiego z Rzecząpospolitą Obojga Narodów...
   Rzekniecie: no ładnie to wszytko, pięknie, aleś miał o Sanguszce wieść gędźby... Odpowiem: toć właśnie wiodę... I ów tam bowiem był, z rycerzami ziemi swojej i sprawił się należycie... A miejsca tego zapamiętać upraszam, bo nam tam raz jeszcze Sanguszce gromić Moskwy wypadnie, jeno tem razem już pod własną komendą... A za wroga mieć będzie spominanego Sieriebrannego...:)
   O poczynaniach Sanguszki w kampanijej późniejszej, niemal nic nie znamy, przecie i tam się odznaczyć musiał, bo za te właśnie zasługi, król go wojewodą uczynił bracławskim w rok później i dóbr grzecznych wypuścił w intratną dzierżawę. Godność wojewodzińska, choć się nibyż wywodziła od tego, co "woje wodził", tamtem czasem już więcej administratora znaczyła, choć nie akurat w Sanguszki przypadku, w czem znów palców maczał Iwan moskiewski, na północy zawarłszy dwuletniego rozejmu, czego powetował sobie skaptowawszy hultajstwa tatarskiego za stronnika, czego znów owocem był najazd pohańców właśnie na bracławskie województwo. Sanguszce właśnie przyszło czem rychlej odbudowywać zrujnowane zamki w Winnicy i Chmielnikach, a  i zadbać o obronę zdewastowanej i wyludnionej ziemi... Dla tegoż to trudu, a i ustawicznej groźby recydywy tatarskich najazdów, król nawet i dał wojewodzie permisyję, by na sejm do Brześcia nie jechał, po potrzebniejszy na miejscu.
  Przyznacie jednak sami, że tych zasług wojennych, choć bynajmniej niemałych, przecie cosi zda się skąpo na hetmańską buławę... A tej właśnie początkiem 1567 roku był łaskaw król jegomość Sanguszce nadać, z niemałą zapewne obdarowanego zgryzotą i niechęcią... Czemuż tak? Ano, aby tego objaśnić, przyjdzie się cofnąć krzynę, do roku 1565, gdy pomarł był Mikołaj Krzysztof Radziwiłł, w odróżnieniu od brata  (stryjecznego) hetmana, takoż Mikołaja, zwany Czarnym, wojewoda wileński i partyi całej litewskiej, Koronie nieprzychylnej, przywódca...
  Brat wziął po niem województwo i polityczne przywództwo, przecie kosztowało go to buławę, bo godności wojewody nie lza było łączyć z inszemi. Buławę ową, litewską wielką, wziął po niem hetman polny, Hrehory Chodkiewicz, z którem, jak się zdaje, mimo odwiecznej rywalizacji tych dwu rodów w Litwie najpotężniejszych, przecie się Radziwiłł jednak zgodzić umiał i niezgorzej oba, ramię przy ramieniu, wojować poradzili.
  Teraz był potrzebny Chodkiewiczowi podobnie zgodny podwładny i najpewniej to oni oba z królem pomyśleli o Sanguszce, więcej może i dla godności rodu i talentów spodziewanych więcej, niźli objawionych. Nie od rzeczy pewnie było i to, że ów, zięcia forytując, Radziwiłłowego stronnictwa osłabiał...
   Czy takie były onych zamysły, czy insze, dość, że owe w poprzek chyba poszły intencyj Sanguszkowych, boć ów się do tej buławy nie kwapił... Czy znał, że mu to relacyj we Księstwie z inszymi utrudni? Czy sam siebie widział nadto młodym i w experiencyję ubogim? Czy się lękał przyszłych może w wojnie z Moskwą niepowodzeń, które imię jego mogły niesławą okryć? Dość, że nie chciał, a choć nie mamy nic o tem, samo tu króla i hetmana postępowanie dowodzi, że tak być musiało...
    Owoż, po raz pierwszy w dziejach, o tejże nominacyi wiemy nie pierwej z aktu samego, jeno z extraordynaryjnego uniwersału królewskiego, dan 27 lutego "do rotmistrzów, poruczników, dziesiętników i towarzystwa wojsk litewskich, tak konnych, jak i pieszych", których to wszytkich o tejże nowinie uwiadamiał. Dni trzy później podobnego ordonansu wydał nowy hetman wielki, Chodkiewicz i zda się, że najwięcej tu o to szło, by Sanguszki przed faktem dokonanem postawić, po którem onemu nie sposób było już przecie tegoż nominowania nie przyjąć... Zdałoby się, że tak niefortunne cyrkumstancyje towarzyszące buławy przyjęciu, źle wróżą i przyszłej, hetmańskiej karierze. Tem zaś czasem, ani między Chodkiewiczem i Sanguszką do kwasów nigdy większych nie przyszło, a i sam hetman polny miał wojować całkiem fortunnie... Aliści o tem to już popiszem w części trzeciej...:)
____________________________

* w odróżnieniu od brata stryjecznego, takoż Mikołaja, którego wołali Czarnym. Oba zasię dopotąd najwięcej znani za sprawą swej siostry Barbary i onej z królem miłośnych zapałów...
**darujcież, aliści jakem słów tych pisał, stanęły mi przed oczami cyrkumstancyje analogiją powalające... z czerwca Roku Pańskiego 1941... I nie pierwszy w dziejach, a i pewnie nie ostatni dowód na to, że armia niewolników to nie armia, tylko uzbrojony tłum... Zbrojny, to i niebezpieczny, ale zawszeć to tylko tłum, ze wszytkimi tłumowi właściwemi odruchami i skłonnościami...
*** i ta postać arcyciekawa, choć niemal nieznana. Mało kiedy jakich wielkich sił dostawał pod komendę, przecie z ledwo tysiącem czy dwoma jazdy latami całemi w tej wojnie osłaniał siły główne, a z czasem przyjął na siebie tegoż samego zadania, co na Podolu spominany Bernard Pretwicz: dalekiego dozorowania wszelkich ruchów wojsk wrażych, które by się jeno gdzie ruszyć śmiały, wraz o tem wywiadowcy filonowi swego uwiadamiali wodza, ów zaś hetmanów i króla... Z Sanguszką ich jedno jeszcze łączyło: szwagrostwo całkiem ścisłe, boć oba córki hetmana Hrehorego Chodkiewicza sobie upodobali; Filon Zofiji, zasię nasz Roman Aleksandry. Nam zaś Filon się z jednem jeszcze kojarzyć może... otóż w uznaniu zasług jego, król mu nader intratnej zaproponował zamiany włości: za spustoszony wojną Lityń nadał mu dzierżawionego i przódzi...Czarnobyla...


                                              .                                         

06 marca, 2015

O hetmanie, co być nim nie chciał i prawdę rzekłszy, wielkim być nie zdążył...I

   Titulum tak pogmatwane z punktu by objaśnienia wymagało, cóż kiedy by tego poczynić, trzeba by począć od puenty... Tandem tedy pocznijmyż opowieść o Romanie Sanguszce jako się należy, ab ovo, a ściślej od tego, co o niem najpierwsze znamy...
    Porodzony z oćca Fiodora i Anny z Dospotów, wiódł się szlachetnością rodu daleko i głęboko, bo to onegoż przodek, Lubrat niejaki, xiążę na Łucku i Włodzimierzu, bratem był rodzonym samego Kiejstuta, ergo samemu królowi Jagielle stryjował:) Sanguszkowie, ówcześnie jeszcze Sieńkuszkami wołani, ergo po jakiem Sieńce (Semenie=Szymonie) potomkami, na trzy się podzielili linie, z których koszyrska pokończyła żywota na długo, nim tego samego doczekała Rzeczpospolita ówcześna, kowelska więcej szczęśnie naszych czasów dotrwała, zasię nas dziś najwięcej zajmująca linia niesuchojska pogasła połową XVII wieku, zasię Niesuchojeże z inszemi Sanguszków włościami przeszły posagami na Krasickich i Ordów.
   O bracie Romana, Dymitrze, żeśmy niedawnym czasem pisali w notach smutne dzieje Halszki z Ostroga spominającej (I,II), za której to sprawą i Dymitr sławy zyszczeł cokolwiek szczególnej, aleć i żywota postradał... :(( O Romanie, osobliwie z czasów młodości, wiemy niewiele, temuż jedni go na dworach lokują, insi przeciwnie z dala od gwaru wielkiego świata, w którymś z ojcowych majątków. Jedno, co pewne, że się w latach późniejszych przyszły hetman z taką zdradzał wiedzą i erudycyją, że możem domniemywać, iże nawet jeśli nie po akademijach, to wielce gruntownej był odebrał nauki...
   Młodzieńcem będąc dwudziestoletnim został starostą żytomierskim coż by jeszcze można wpływom oćcowym przypisać, aliści na to jak ów w polu stawał, ociec już przecie wpływu mieć nijakiego nie mógł. A rzecz się poczęła niejako w tle szykowanej przez Zygmunta Augusta wielgiej przeciw Moskwie wyprawie, na którą niemal wszytkim inszym starostom poruczono się stawić z rycerstwem ziem swoich. Że Sanguszki ostawiono doma, to nie dla jego wieku młodego, jeno dla tej przyczyny, iżby kresów ukrain naszych bezpieczności strzegł, te bowiem na azard niemały wystawione zostały przez eskapady warchoła niebywałego, Dymitra Wiśniowieckiego.
  Znany nam późniejszy krzynę krewniak Dymitrowy, kniaź Jeremi, Jaremą zwany, ociec Michała Korybuta, mniemam, że sobie może gdzie i na ambit wziął, by sławą swoją tegoż krewniaka zakasać, bo to Dymitra i paru inszych zagończyków sprawą było, że granica nasza od tatarskiej strony bezpieczną była. Przykrem effectem ubocznem tejże sławy hajdamackiej i poczucia własnej wartości owych przywódców czy to obrony potocznej, czyli też wojska własnego, to było, że mało komu się tu udało karność jaką, subordynację i wierność zupełną Rzeczypospolitej zachować... Ciężko doprawdy to rzec, czy to wiatry stepowe tak tam na człeka działają, traw bezkresna zieloność czyli też kozackie obyczaje, dość, że dotknęło to i Łaszcza, o którymżeśmy też już pisali, dotknąć miało Samuela Zborowskiego, ninie zaś uderzyło do głowy Dymitrowi właśnie...
  Insza, że onegoż metoda uspokajania granicy nader była prostą: uderzyć pierwszemu luboż takiego zapuścić Tatarom odwetu, by bolał jak najdłużej. Ano i jako Dewlet Girej puścił z dymem Bracławia Anno Domini 1552, tak Dymitr Wiśniowiecki skrzyknął ku pomocy Bernarda Pretwicza*, Bogusza Koreckiego i Mikołaja Sieniawskiego i z odwetem poszli aż za Oczaków. Był czas, że nim matki tatarskie pacholęta nieposłuszne straszyły...
   Nim go podstępem ku Wołoszy nie zwabiono i tam nie pochwycono, nie było nań mocnych, a podług legendy, nim go w Stambule przed Sulejmanem stracono, miał go sam sułtan agitować, by wiary odmienił, córy sułtańskiej przyjął za żonę i islamowi służył. Na co miał Wiśniowiecki sułtanowi pod nogi plunąć i rzec "Twoja doczka choroszaja, twoja wiara praklataja". Gdyby dumkom kozackim wierzyć, gdy go na haku za poślednie ziobro wieszali, miał jeszcze strażnikowi łuk wyrwać i przez trzy dni, dopokąd nie skonał, razić pohańców, czego przytaczam, nie iżbym w te bajędy wierzył, jeno by Wam wystawić, jakże owa persona śród kozactwa umiłowaną była...
   Aliści, żeśmy nadto dygresyją w przód wybieżeli, nawróćmyż ku latom pięćdziesiątym, gdzie Wiśniowiecki u szczytu swej potęgi** roił o wygnieceniu tatarstwa zupełnem. Nie dziwota, że Tatarowie zamyślali o odwecie i sączyli jad w sułtańskie ucho, by wspomógł ich i z całą potencyją na Rzeczypospolitą runął...
   Sułtana się udało jeszcze dyplomatyką ugłaskać, co jeszcze jakie lat parędziesiąt miało się powtarzać, przecie już Tatary powstrzymać było niepodobieństwem zgoła. I tak wyszły początkiem roku 1558 na Podole i Bracławszczyzną złączone siły ord Krymskiej i Białogrodzkiej w jakich piąci tysiącach licznej, przecie to jeno dywersyja była, bo pryncypalnego umyślili ataku ku Winnicy i to siłami dwakroć liczniejszemi...
  Ano i tymże drapichrustom drogę zabiegł hetman polny koronny Mikołaj Sieniawski z wojewodą kijowskim Hrehorym Chodkiewiczem. Zasię pogromiwszy onych częścią, ku granicy gonili na podobieństwo młota w zamachu się rozpędzającego, by niepokorne żelazo na kowadle zgnieść... A tym kowadłem był właśnie młodzieńczy starosta żytomierski, Roman Sanguszko...
   Tegoż samego roku jednak ukazał się on i z niezbyt pięknej strony, za zagrożeniem kolejnem, tem razem od Wołoszy idącym. I tego najazdu odparto, przecie na czas, gdy Sanguszko się z pohańcami uganiał między Wołyniem i Polesiem, w Żytomierzu naznaczył swego zastępcy, niejakiego Piotra Czaplica, który miał obroną dowodzić tej twierdzy. Prawem obyczaju w tem czasie powszechnego, takowy namiestnik miał prawo do połowy podatków od szlachty miejscowej wybieranych, przecie tego właśnie prawa Sanguszko Czaplicowi odmówił i wszczął się z tego spór tak głośny, że aż królewskiej interwencyi wymagający...
    W temże i czasie wszczęła się na północy jednak kałabanija nowa, a ta mianowicie, że car moskiewski Iwan, przez swoich nazwany Groźnym, a przez Polaków ówcześnych Tchórzliwym w pamiątkę tego, że się nigdy przeciw nam nie ośmielił w polu stanąć, umyślił był ziem zająć Kawalerom Mieczowym*** i wyjść nareście na Bałtyk. O sporach w łonie samego zakonu, o uwięzieniu biskupa Wilhelma i o objęciu onegoż Wilhelma protekcyją króla polskiego rozprawiać nie będziem, dość rzec będzie, że gdy król w obronie sprzyjającego nam biskupa ryskiego wojsko był zgromadził, ulękły się Krzyżaki i wielki mistrz Johann Wilhelm von Fürstenberg złożył Zygmuntowi Augustowi w obozie w Pozwolu hołdu podobnego temu, którego pokolenie wcześniej był składał z Prus oćcu Zygmunta Albrecht Hohenzollern. Różnica ta była, że Inflantczyki póki co jeszcze się na świeckich nie pisali i grabarzem zakonu miał zostać za lat trzy dopiero Gotthard Kettler , ale i tego starczyło, by tego miał Iwan wziąć za casus belli i rozpocząć zmagań, których tak po prawdzie to dopiero Batory pokończył, a w których to zmaganiach nasz Roman Sanguszko nieśmiertelnej miał zyszczeć sławy... Aleć o tem, to już opowiemy w notach następnych...
_____________________________________

* Wielkich i nieprzeszacowanych zasług dowódca, w swoim czasie legenda pogranicza, która aż do przysłowia przeszła ("Za pana Pretfica wolna od Tatar granica")... Bodaj jedyny z wodzów poważniejszych obrony potocznej, którego ta skłonność ku anarchizacji nie dotknęła... może dlatego, że Niemiec...:)
** Między inszemi ufortyfikował pewnej insuli na Dniestrze, Małą Chortycą, zwanej, czyniąc jej tak nieprzystępną, że jako już i Wiśniowieckiego nie stało, potomkowie jego Kozaków tam właśnie osiedli, pierwszej czyniąc Siczy...
*** A ściślej inflanckiej gałęzi Zakonu Krzyżackiego, bo Zakon Kawalerów Mieczowych, przez Krzyżaków wchłonięty, istnieć przestał Anno Domini 1237, jeno że potocznie tak się i nadal Krzyżaków inflanckich nadal zwało...


                                               .

02 marca, 2015

Rekomenduję...

  Wszystkim wychowanym na serialach o przewagach naszego wywiadu nad inszemi, dedykuję tegoż tekstu:
alehistoria.blox.pl/2015/03/bdquoKrol-jest-nagirdquo-czyli-polski-wywiad.html



                                                 .