31 sierpnia, 2013

O świętach pułkowych de novo...

Znam ja, że mało to kogo zajmuje z Was, osobliwie, że od lat już dwóch najmniej trudno mi tu co dopisać nowego, tandem jeno do dawniejszych się swoich tu not odwołuję. Okrom tego, że część z Was lwią to nudzi, jest też z tem i turbacyja insza, o zmiany wołająca, ta mianowicie, że skoro tych pułków było czterdzieści (co świąt wprawdzie tylu nie znaczy, bo niemało się dubluje, lub też dzień po dniu będących w zbiorczej żem pomieszczał nocie), to jest to cześć znaczna w roku całem, a że przecie nie piszę co dnia, to i ten czas na święta pułkowe przeznaczony, bywa i czasem mnie samemu na zawadzie. Przecie nie odstąpię ja od tego, bo to powinność moja względem honoru własnego, skorom ich przypominać postanowił i nadto tu wcześnie niektórzy w surmy dmą tryumfalne...
  Rzecz o nową tego idzie formułę i tu arcychętnie ucha nadstawię na sugestyje wszelkie, by jaki wynaleźć nowy temuż modus operandi. Przecie powtarzam, że nie odstąpię, a i nadzieją się żywię, że przyjdzie mi jeszcze czasu wynaleźć, by do dawniejszych, nowych not o tych pułkach pisać, bo materyi po temu mam aż nadto... Takoż by się zdało jakiego odznaczenia tych not nowych obmyślić, by Lector zniechęcony tematem z działu "święta pułkowe" ani zajrzał, mniemając, że to rzecz mu z dawna znana...
  Próbowałem, jako 3 sierpnia, w nocie o afektach hetmana Koniecpolskiego, przemycić akapicik inszą czcionką i barwą znaczony, gdziem o święcie 3 Pułku Szwoleżerów Mazowieckich był wspomniał, z linkiem do mieśćca, gdziem o tem pułku był pisał. Po czasie jednak, rzeczy przemyślawszy, przyszedłżem k'temu, że zła to będzie droga, bo jako kto o tem czego potrzebuje pilno (a pozorowi wbrew jest takich niemało i rzekłbym, że jeśli statystyki słów, po których mię szukano, nie łżą, to właśnie owe o pułkach dawnych wieści, są jednemi z najwięcej tu poszukiwanych), to tąż drogą nie najdzie, bo mu wyszukiwarki na manowce zbłądzą i na Berdyczów wywiodą... 
  Tandem, póki co, niczego mądrzejszego nie wykoncypowawszy, umyśliłem w jednej zbiorczej za miesiąc cały nocie, o tych świętach wspomnieć i owe linki przywołać. Nie wiem też, czy nie roztropniej by tego było czynić w miesiąca początku, niźli za końcem onego, ale tu się już na Lectorów Miłych osąd zdam...
  W sierpniu zatem mięliśmy, okrom wspomnianego święta 3 Pułku Szwoleżerów Mazowieckich, pod datą ośmnastego święta 26 Pułku Ułanów Wielkopolskich im.hetmana Jana Karola Chodkiewicza, w rocznicę boju Ochotniczego 215-go Pułku Jazdy Wielkopolskiej - protoplasty późniejszego 26-go - z bolszewickim korpusem Gaj Chana pod Brodnicą w 1920 r, gdzie Pułk zdobył m.in. trzy krasnoarmiejskie sztandary, zasię dziewiętnastego święto było podwójne, bo raz, że 19-go Pułku Ułanów Wołyńskich im. generała Karola Edmunda Różyckiego w rocznicę bitwy pod Skrzeszowem i Frankopolem w 1920 roku, który to pułk się wywodził ze słynnej konnej partyzantki Feliksa Jaworskiego, która w latach 1917-18 polskiej ludności Wołynia broniła przed bolszewizmem i bandytyzmem wszelkiej maści, a w którem to pułku służyli między inszemi i mąż Zofii Kossak-Szczuckiej i ojciec Jaruzelskiego, a i lotnik przyszły nieustraszony, Bolesław Orliński; dwa, że i zbratanego z Wołyniakami 22 Pułku Ułanów Podkarpackich im. księcia Jeremiego Wiśniowieckiego (z tem, że onym później święta na 22 czerwca przeniesiono), powstałego z 209 i 212 Ochotniczych Pułków Ułanów, takoż w rocznicę boju tegoż samego pod Skrzeszowem, bo przecie kadra tegoż pułku się takoż częścią z "Jaworczyków" wiedła...
  26-go zaś mięliśmy święta 2 Pułku Ułanów Grochowskich, zaś na dzień dzisiejszy wypada  9 Pułku Ułanów Małopolskich święto w rocznicę ostatniej wielkiej kawaleryjskiej batalijej w Europie: boju pod Komarowem w 1920, gdzie Budionnego pogromiono i słynnej "Konarmii" precz ku wschodowi pognano...

29 sierpnia, 2013

O wojnie pludrów długich z krótkiemi...

  Rzecz się tyczy Francyjej po roku 1814, aleć przecie nie tylko.  Za panowania napoleońskiego był się wykształcił cależ nowy styl, takoż w meblach i zdobieniach, empire'm zwany, jako i w ubiorach powszechnie zażywanych. Wieleż by o niem rozprawiać przyszło, nam atoli tu jeno garści szczegółów najcelniejszych spomnieć się godzi... Proweniencyją swoją ubiory męskie napoleońskiej doby się z pola bitwy wiodły, czemu i dziwić się trudno, skoroć Napoleon wszytko co miał, armii zawdzięczał i sam się po wojskowemu nosił. Po prawdzie mundury na dworze znamy już i od Ludwika XVI, ale mundur tamtych czasów liberyję bardziej przypominał. Za Ludwików ostatnich dworak bardziej miał salonowca bawidamka wystawiać, tedy oficyjerów na pałace nie proszono. Takoż i dla tej przyczyny, że kondotierzy rozmaici często i gęsto się i o pospolity bandytyzm ocierając, raczej nie temi personami byli, któremi by się na dworze chwalić chciano. Napoleon przeciwnie, antenatów znamienitych nie mając, ni pokrewieństwa z inszemi domami panującemi, czyli też arystokratycznemi, nie miałże kogo na dwór swój wprowadzać, okrom oficyjerów własnych... Aleć przecie i nie tylko za ich sprawą ubiór na dworze się odmienił. W dobrem tonie byłoż nawet i u cywila podkreślać nieustannie (poprzez krój, sukna gatunek, ozdoby poniektóre), że w jaki tam bądź sposób, aleć był ci on luboż i jest z armiją powiązan, temuż niedługo i po urzędach się wykształcił mundur cywilny.
   Za okazyją rzec się godzi, iże mundury te cależ udatnie służyły męskiej sylwety ukazaniu. Byłże swoisty kult męskiej tężyzny i nie bez kozery za empire'u w modę wchodzą wszelkie onejże wystawienia sposoby, jakoż to sporty wszelakie, na wolnem powietrzu zabawy, przechadzki, kąpiele. Wzorów antycznych w klasycyźmie szukając, najwięcej po posągach zachowanych widać zaraz, że munduru krój temuż górą służył, by jako kto popiersia rzeźbić będzie, muskularność podkreślić, ale i fantazyjność, zawadiackość... Temuż podwyższenie w ubiorze stanu, zagubienie nadto ciężkich i szerokich bioder, temuż uwagi zwrócenie na górę ciała całego, na pierś, szyję, głowę wreszcie... Tedy kamizelka krótsza, podwyższona, wąska i obcisła, bez fałdki najmniejszej... na nią strój zasadniczy, u nas czas długi mylnie frakiem zwany, aleć to przecie nie z angielskiego fraka, choćby i mundurowego się wiedzie, jeno z francuskiego mundurowego "habit", takoż obcisły w talijej i na piersi, zasię z ramionami szerokiemi, a jakoż komu natura w tem mieśćcu poskąpiła, epoletami ogromnemi niedostatek cależ udatnie rekompensować przyszło*, takoż szamerunkiem bogatem, czy chocia kierunkiem klap wycięcia... Poły tegoż surduta, co z przodu wycięte, z tyłu w jaskółczy ogon się schodziły, na tamte czasy prawdziwie dowodząc, że ten, cóż munduru tego tworzył, wiedział, że swobodny ruch ciała całego, nóg osobliwie, personie wojskowej najważniejszy. Przygarstek nieduży prospektów uniformów owych najdziesz tutaj, Czytelniku Miły:
 Wieleż późniejszych mundurów zdradzało, że twórcy przy kominku, nie w polu, je wymyślali... A to płaszcz był zbyt długi i ciężki, a to surdut z przodu nie wycięty, cięgiem się o uda obijał, a to spodnie nadto szerokie, luboż też cale przeciwnie nadto wąskie, jako w armijej naszej 1815-1830, gdzież fizylierom naszym przychodziło przed inszymi do dwóch godzin wstawać, bo się w nogawice na mokro wbić i nade ogniem suszyć już na ciele własnem... bo się Konstantemu opięte męskie łydki nad wyraz urodziwemi wydawały...
   Sam cesarz się w redyngocie** szarej najchętniej obnaszał na zielonem mundurze pułkownika szaserów gwardii***, chyba że to niedzielny dzień był, tedy odświętnego dlań munduru grenadyjera (niebieski z wyłogami białemi) zażywał. Buty z cholewami, za Napoleona i oficyjerów sprawą przystępu na salony postąpić stały się godne.
   Wracającej na tron dynastyi burbońskiej w osobie Ludwika Ośmnastego wszytko to przeszkadzało sielnie, na kroku każdem obrzydłego mu przecie Korsykanina przypominając. Król za cel postawił był sobie powrót do tradycyjej swegoż brata i tejże ciągłości przywrócenie, co to się w stylach ludwikowych jeno nomerami odmieniała... Dodajmyż, że i sam król, po dwóch dziesiątkach emigrackiego losu, był człekiem leciwym (hmmm...i kto to mówi?:)) i zgorzkniałem wielce. Wiedział przecie, że nie jeno o ubiory idzie; oficyjerowie napoleońscy dla ubóstwa swego, spensyonowani na połowie żołdu, aliboż i bez niego, jeślić całkiem dymissyą odprawieni, swoje redyngoty i wysokie buty donaszali głównie temuż, że na inszą przydziewę ich nie było stać. Aliści to represyjom reżimu nowego zawdzięczać, że wrychle ubioru swego niczem sztandaru buntowniczego zażywać poczęli.
  Byłże precedens pewien, albowiem jakoż po śmierci Katarzyny II rządy w Rosyjej Pawłowi I przypadły, ówże na mać swą rozsierdzon wielce, nie tylko nowych strojów zakazał, aleć i w ogólności w strojach się do czasów sprzed 1775 kwapił i gdybyż mu pofortunniło dłużej panować, któż wie, zaliby swego nie dopiął...
  Jednako co Rosyja, to nie Francyja, a Ludwikowi tegoż umknęło, że tem czasem, gdy on starych strojów donaszał, całej Europie na praktyczniejsze nowomodne przejść było. Włosów na wzór antyczny czesanych ładniejszemi widziano niźli peruk pudrowanych, czy harcapów. Podobało się i niewiastom widzieć mężczyzn z talią wysoką, torsem zgrabnem w wysokich cylindrach i spodniach długich słuszność postury podkreślających. Liberyje złotem przeszywane, jedwabie i trójrożne kapelusze się nowemu pokoleniu śmiesznemi widziały...       
    Samże i król się na dandysa nie nadawał, opuchniętym i schorowanym będąc, wrogiem się stał wszytkiemu, co sprawność podkreślało. Aleć przecie nie utrzymało się żądanie onegoż, by się stroju dawnego z perukami, porciętami krótkiemi zwanemi culottes, pończochami jedwabnemi, pantoflami i przy szpadzie trzymać... Nawet i otoczenie dworu mody jakiej pośredniej probować poczęło, tedy się wraz stan w ubiorze męskiem obniżył, kołnierzy stojących na rzecz wykładanych z angielska zarzucono z klapami jedwabnemi, by pokazać że wojna sukna nowomodnego z jedwabiem cależ nie rozstrzygniętą... Utarłoż się wreszcie, że stroju Burbonom miłego jeno na dworskich balach i przy okazyjach jakich extraordynaryjnych wymagano, przy czem  godzi się rzec, że nie jedyny dwór francuski się tutaj sztywno wielce dawnego trzymał... Sporów o pludrów długość całego stulecia przyszłoż doświadczać i bodajże kresu temuż dopiero zdarzenia z 1903 roku położyły, jakoż się zbliżenia Angielczyków z Francuzami poczęły... Najsamprzód król Edward VII wizytował Paryż i prezydenta Loubeta, zaczem jakoż do rewizyty przyszło Edward zapragnął gościa Orderem Podwiązki uhonorować, coż stroju ceremonijalnego z pludrami krótkiemi i pończochami wymagało... Loubet, zalęknion wielce, że się na śmieszność względem rodaków swoich wystawia, przedkładał, że jeślić to nawet i u Angielczyków mus, onemu radziej orderu się wyrzec, niźliby miał łydkami w pończochach łyskać i sempiterną w pantalonach przykusych...  Dopiroż tego Angielczykom trza było, by rzeczy przekoncypowawszy, k'temu przyszli by order na poduszce dekorowanemu podawać...
____________________
*  Cesarz sam się tegoż odżegnywał, zapewne tegoż wiedząc, że przy swej posturze nie nazbyt okazałej, epoletami nadto dużemi by się śmiesznym wystawił.
**Redingote (ang.riding coat) - rodzaj wierzchniego płaszcza z pelerynką i wysokim kołnierzem, rozszerzanego od pasa w dół, nader przydatny w podróży, zwłaszcza konnej.

*** fr. chasseurs à cheval lub chasseurs à pied; od chasseur – strzelec, myśliwy, à cheval – konny, à pied – pieszy... w tem przypadku o strzelców konnych idzie

25 sierpnia, 2013

O drugim, a czasem i trzecim żywocie pieśni niektórych...

Vulpian Jegomość był łaskaw w komentarzach pod notą uprzednią przywołać pamięć melodii, która Jego urzekła, a Torlinowi nadto się duszoszczipatielną zdała:). Nie dziwuję się ja Vulpianowi, bo i mnie to urzeka od lat:   


  Inszym żem się posłużył, niźli Vulpian linkiem, choć zda mi się, że wykonanie toż samo... Szło mi jednak o toż tłomaczenie, które się w trakcie ukazuje, bo to wersja jedna z najstarszych. Ile ich w sumie jest, rachować nie myszlę, bo nie o drobne subtelności tu idzie... Nim jednak o nich, to słów się godzi paru o autorze i cyrkumstancyjach tegoż walca narodzin. Lew Aleksjejewicz Szatrow, autor właściwy melodii, w rzeczy samej był kapelmajstrem w orkiestrze pułkowej 58 pułku piechoty, który to pułk skrwawił tęgo w w rosyjsko-japońskiej wojnie 1905 roku, osobliwie zaś w bitwie pod Mukdenem, gdzie jenerał Kuropatkin popisał się talentem właściwym  większości jenerałów tegoż narodu, po równo szafujących żołnierskim życiem bez względu na to, czy idzie o Mandżurię z początków stulecia, Bukowinę w I wojnie, Karelię czy Stalingrad w II-ej, czy o noworoczny szturm Groznego sprzed niemal dwudziestu lat...
  Nie jest jednak prawdą głoszona później plotka, że po mukdeńskiej batalii tylko muzycy grający na tyłach przeżyli i stąd rzekomo u Szatrowa niejaki moralny oblig dania świadectwa i upamiętnienia poległych towarzyszy... Wracając do wersji tekstowych, to znam i takie, które aż dziw, że w przedrewolucyjnej Rossyi śpiewać dozwalano:
Nie zapominajcie o nas
Wspominajcie przerażający obraz,
Myślcie o tym w ten sposób, że silna Rosja może przeżyć Także i taką biedę i godzinę hańby! 

 W tej kitajsko-japońskiej ziemiNa oddalonych równinach wschoduZostało na zawsze tysiące naszych.
Taka była wola tego feralnego lata. 


ref. Płaczący ojcowie, matki, dzieci, wdowy,
Nie jest tak daleko stąd do Mandźurii
Wybierzcie się zobaczyć te bielejące krzyże nagrobne.
Pokój ich duszy, To są nasi bohaterowie!
Dajmy im ostatnie pożegnanie
Od pogrążonej w smutku Rosji!


Dlaczego, dlaczego
Nad nimi los się nie uśmiechnął? 
I tak bez sensu, bez konieczności
Krew żołnierzy została przelana?
 

Ale w moim sercu teraz
Jest nadzieja na tym pogrzebie
Bo tak poznałem co znaczy umrzeć dla Rosji,
Dla Wiary, cara i Ojczyzny!
 

Przeżyliśmy
Lecz teraz nastał wielki smutek,
I łzy mimo woli ciekną z oczu,
Jak fale odległego morza. 

  

Generalnie jednak największa różnica pomiędzy wersjami śpiewanemi drzewiej *) a współcześnemi zasadzać się na tem będzie, że w "sowieckich" i do dziś najpopularniejszych zniknęły gdzieś te białe krzyże, o carze wspominać nawet nie warto, przepadło tradycyjne prawosławne "Pokój ich duszy" na rzecz "snu pod ziemią", za to pojawiły się cokolwiek groźnie brzmiące zapowiedzi niekreślonego odwetu i marszu ku "nowemu życiu".
                 Nadeszła noc,
Zmierzch zapadł nad ziemią,
Toną w mgle pustynne wzgórza,
Chmury zakryły wschód.


Tutaj, pod ziemią,
Nasi bohaterowie śpią,
Pieśń śpiewa wiatr nad nimi,
I gwiazdy patrzą na nich.


ref. To nie salwę z pól słychać -
To zagrzmiał grom w oddali.
I znowu wszystko wokół jest spokojne,
Wszystko milczy w nocnej ciszy. Śpijcie żołnierze,
Śpijcie spokojnym snem.
Niech przyśnią się Wam pola rodzinne,
Daleki ojcowski dom.


Polegliście tu w bojach z wrogami,
Wyczyn Wasz do walki wzywa Nas!
Krwią Narodu zbroczony sztandar
My poniesiemy naprzód!


My pójdziemy na spotkanie nowego życia,
Zrzucimy czasy niewolniczych oków!
I nie zapomni Naród i Ojczyzna
Męstwa swych synów!


Śpijcie żołnierze,
Chwała na wieki Wam.
Naszą Ojczyznę, kraj nasz rodzinny
Nie pozwoliliście zdobyć wrogom!


Nadeszła noc,
Ledwie trawy szumią.
Śpijcie bohaterowie, pamięć o Was

                            Matka-Ojczyzna zachowa.                                     

   Kończąc zaś przedkładam Lectorom Miłym inszą z pieśni tamtego czasu: "Pożegnanie Słowianki", czyli pieśń, która narodziwszy się podczas wojny bałkańskiej 1912 roku, prawdziwej popularności zyskała w czasie I wojny światowej, gdy powszechnie żegnano nią odjeżdżające na front eszelony. W lat kilka później, stała się nieformalnym hymnem wszystkich "białych" wojujących z bolszewikami, a i zda się, że niedawnem czasem rozważano jej nobilitowanie do rangi rosyjskiego hymnu... Przywołuję jej pamięć dla dwóch powodów: pierwszy to ten, że i ona tekstowo przeżyła przedziwne transformacje, pozwalające "czerwonym" dawny hymn "białych" zawłaszczyć, a wtóry to ten, że nam zda się ona dziwnie znajomą partyzancką piosnką z lat wojny ostatniej... Tej, w której rozszumiały się wierzby płaczące, które też nim się rozszumiały na dobre, to zapomniały, że wcześniej były brzozami...
                                 
  I to by było na tyle, Gaspada Oficery , jeśli nie liczyć tego, że Torlin poniekąd i praw, bo wielekroć u Rossyjan się takie budzą nastroje, których niniejszy renesans tych "duszoszczipatielnych" pieśni zwiastuje, to wcześniej czy później i nam płakać przychodzi... Nad sobą...

                                                             *     *      *
P.S. Dzięki Kneziowi, który tejże wyszperał publikacyi, może się ona stać Wam wielce zgrabnem tegoż tematu dopełnieniem:
http://studioopinii.pl/jerzy-lukaszewski-ja-juz-to-gdzies-slyszalem/?fb_source=pubv1
___________________________________________
*)Страшно вокруг,
И ветер на сопках рыдает,
Порой из-за туч выплывает луна,
Могилы солдат освещает.

Белеют кресты
Далёких героев прекрасных,
И прошлого тени кружатся вокруг,
Твердят нам о жертвах напрасных.

Средь будничной тьмы
Житейской обыденной прозы
Забыть до сих пор мы не можем войны,
И льются горючие слёзы.

Плачет отец,
Плачет жена молодая,
И плачет вся Русь, как один человек,
Злой рок судьбы проклиная.

А слёзы бегут,
Как волны далёкого моря,
И сердце терзает тоска и печаль,
И бездна великого горя.

Героев тела
Давно уж в могилах истлели,
А мы им последний не отдали долг
И «Вечную память» не пели.

Мир вашей душе,
Вы погибли за Русь, за отчизну,
Но верьте, ещё мы за вас отомстим
И справим кровавую тризну!

20 sierpnia, 2013

O żegnaniu się z mitami: "Pamiątki Soplicy"...

   Zawżdy, gdy człek pacholęciem będąc chłonął księgi i filmy, w którym zło z dobrem za bary się brało, czekało się ode dobra, że niem w każdem calu będzie... Nieważne, czy "nasi" to pancerni z psem, czy muszkieterowie byli...ważne że nasi i że byli "dobrem", a dobru przecie nie przystoi jeńca na gardle karać ni rabować, chocia by nie wiem jako się zżymać na szlachetność ckliwą, "dobro" zawsze wrogowi wytrąconą szablę podnieść pozwoli, by za chwilę rozpaczliwie o życie walczyć, gdy własnej zbędzie. 
   Trudnoż czekać , że tak edukowany człek młody naród swój zawsze po "dobrej" stronie postrzegając,czego inszego o niem myśli, jako tego, że to szlachetność wcielona i by się on miał kiedykolwiek czem niegodnem hańbić. Temuż bym przypisywał jęk zgrozy powszechny i niedowierzanie sprawy Jedwabnego się tyczące...temuż i z lekkiem wątpieniem sprawę szmalcownictwa przez mnogich jako wymysł żydowski postrzegane. Jako Moskale nam obozy koncentracyjne dla jeńców swoich po 1920 roku założone imputowali, oburzeniu powszechnemu końca nie było! Jakże oni śmieli, schizmatycy jedni, papieża naszego w dodatku nie szanujący?  I byśmy się, drogi Czytelniku, dobrze wzajem pojęli: nie stoję ja o to, zali te obozy były, lubo też nie! O Twoją najpirwszą sercem dyktowaną reakcję mi idzie, jako kto "Twoim" i ex definitione* "dobrym" zarzuca... zaliż nie takaż ona właśnie?
   Tem boleśniej jako człekowi szczerze w niepokalaność narodu swego wierzącego, co i rusz dowody najdować, żeć to przecie rozmaicie bywało... Jużem tu i na kartach onych, Pana Paska przytaczając, był dokazał, że to z rannym wrogiem różnie bywało... Teraz Pana Rzewuskiego cytując** takiż passus z opowiastki o Panu Dzierżanowskim, co to się nocą z obozu konfederatów*** pod Tyńcem samojeden do Burzymowia między czatami kozackiemi był przekradał, dla wdzięków urodziwej sędziny Sulejowskiej:)), a że w termina srogie za tą przyczyną był popadł, jakoby nie odsiecz Seweryna Soplicy byłozby z niem krucho:
" Jak huknę: "Nacieraj! Bóg z nami!" a kozactwo w nogi, tylko pan Franciszek na koniu...  - "Panie pułkowniku, jak się masz?" - A on na to: - "Niech ci Bóg nadgrodzi, i wam, koledzy! Otoś mi brat: Ale mię djable spisą**** pocałował. Patrz!" -
W istocie ramię miał skłute i krew się sączyła, a na ziemi trzech kozaków leżało, jeden jeszcze się ruszał. - "Dobijcie tego psa, niech więcej nie kąsa!" - Tego gumbińcom***** dwa razy nie trzeba było powiedzieć."(podkr.moje.-W.)
   Wiem ja, że wraz mi kto rzecze, że "Pamiątki Soplicy" nie diaryusz, jeno gawęda jaka sarmacko-szlachecka, powiastka bardziej modnym w onym czasie dziełkom Waltera Scotta bliższa niźli prawdziwym spominkom wojennika. Aliści Rzewuski był pisał z życia, ze spomnień bliskich i obcych;  a obyczajami przecie ode swoich nie odstawał, czegoż przecie dowód, że komendę pułkownika za naturalną uważa, nijakiego komentarza od się nie dokładając... Że za inszemi szczegółami czasów konfederacyi sięgających zgodny ci On z wiedzą naszą, temuż za godnego wiary Go uważam... A że mit Polaka rycerskiego precz poszedł? A cóż nam milsze być winno: mit? Czy prawda?
______________________
* (łac.) - z założenia
** Henryk Rzewuski "Pamiątki Soplicy" wydane po raz pierwszy w Paryżu w 1839 roku, następne z 1844 w Wilnie i w 1852 we Lwowie. Że się jednak był autograf cale udatnie zachował, możnaż łatwo dokazać, że żadna z tych edycyj nie jest wierną. Dla tej głównie przyczyny redaktorowie Bibiljoteki Narodowej wydanie Rzewuskiego w Niepodległej Rzplitej na autografie oparli i takiż ci właśnie egzemplarz wydany w Krakowie w 1928 przez Spółkę Anczyca za szczęsną losu koleją w posiadaniu mojem się był znalazł:)
*** - barskich
**** - rodzaj lancy używanej przez kozaków

***** - żołnierzom z pułku gumbińskiego, którem pułkownik Dzierżanowski komenderował

17 sierpnia, 2013

Z dziejów durnoty...


 Im dłużej mi peregrynować po tem świecie schodzi, tem bardziej skłaniam się k'temu, że najwięcej utrapienia i najbardziej bezsensownego zatrudnienia (o ekspensach niemałych już litościwie zmilczeć mi...) ludzkość sama sobie czyni brakiem imaginacyi grzesząc...  Strach wprost myśleć jakaż mnogość konceptów dziś wybornemi się zdawających, za lat sto lubo więcej pokoleniom przyszłym utrapień przysporzy bez liku!
   Czasem i nawet nie trza tyli szmat czasu czekać: na efekta sowieckich konceptów z rzek zawracaniem, co dziś Morzu Aralskiemu śmierć niesie starczyło ledwo dwa pokolenia poczekać. Ode końca lat sześćdziesiątych kiedyż to wywiad Izraelitów mało znaną grupkę fanatyków umyślił cichcem wspierać, by pozycji Arafata zaszkodzić, by się potem z onej grupki wielekroć groźniejszego od Arafatowych, "Czarnego Września" na własną zgubę dochować, a ze szczątków onegoż pierwocin hezbollahowych nawet już i nie dwóch pokoleń czekać przyszło... Takoż za żywota jednegoż pokolenia od kiedy Amerykanom odjęło rozumu, gdy w ośmdziesiatych leciech przeszłego stulecia, w Afganistanie nieznanego nikomu przybysza z Arabii wspierali, boć przecie ów mudżaheddinom z Sowietem wojującym dopomagał... Pokończone niedawnem czasem polowanie na onegoż bin-Ladena kosztowało grosza i krwie nierównie już więcej, zaś z pozostałościami po dziele onegoż Bóg jeden wie, jak długo jeszcze się borykać przyjdzie...
   Aleć to wszytko drobnostki jednej czy kilku najwyżej nacyi się tyczące... Do pisania słów tych mnie rocznica zdarzenia skłoniła, co prawdziwem utrapieniem dla milijonów po wszem świecie rozsianych... Anno Domini 1897 Felix Hoffmann, chemik jeden z firmy Bayer AG, powszechnie we świecie z aspiryną kojarzonej, substancyję sporządził, którą nazwał był dwuacetylomorfiną. Zaczym zwierzchność onegoż, zaniechawszy nadto, w ich mniemaniu, kosztownych testów klinicznych umyśliła preparat na rynek wprowadzić, wystawiając go wszytkim jako nowy, iście "rewelacyjny środek na kaszel"... A że nazwa długą i mętną producentom się zdała, pomienili ją na taką, co się na rynku przyjać bez trudu winna. I w tem akurat się prawdziwie nie omylili; heroina dziś znana jak świat długi i szeroki...

14 sierpnia, 2013

O imaginowaniu godności przez wzgląd na szaty noszone...

Król Jegomość Jan III miał w obyczaju się na paradne okazyje sadzić suknią zdobną, a bogatą nad podziwienie. Ongi jeden z posłów francuskich był wyszacował szat jego na talarów jakie kilkadziesiąt tysięcy, a przecie król na domowe potrzeby codzienne najchętniej się cależ przeciwnie nosił, we skromnem żupanie ulubionem, niczem jaki szlachetka na zagrodzie.
  Ano i trefiło się razu pewnego, że królowi przywiedli suplikanta, niejakiego Gomuły, co miał jakiej petycyi ważnej dlań wielce, tedy by majestat uszanować, przyodział się w co tam miał najlepszego. Ano i gdy tak już z królem jegomością ugwarzali, zaszedł pokojowiec jeden anonsować posła francuskiego, co go król był z dawna wypatrywał i niecierpliwo czekał. Król, wieści chciwy, Imci Gomuły o pacjencję prosząc, kazał wołać Francuzika co żywo, tedy i czasu na przebieranki nie stało.
  Markiziątko francuskie, pierwszym razem w Polszcze będąc, króla osobą własną ani znał, ani widział, tedy zaszedłszy do komnaty, gdzie go czekał jeden człek strojny, a od atłasów i klejnotów błyszczący, drugi zasię w leda jakiem żupaniku szarem, ku Gomule się skłonił najniżej i oracyją poczyna:
- Sire!
 Gomuła zasię, wraz myłki posłowej pojąwszy, oracyją onemu poczętą przerywa i króla ukazawszy, rzecze:
  - To jest, panie, syr, a jam jest jeno Gomuła.


11 sierpnia, 2013

O warzeniu zupy z gwoździa...

Istoryję, którą opowiedzieć zamyślam, powiedał mi ociec i tyczyć się miała czasów walk Legijonów naszych z Moskalami. Nie wiem, zali powiestka prawdziwa, zali nie, czy się jego ojca tyczyła, czyli też jemu inszy kto był to powiedał. Słowem, nie wchodząc w jej prekambr i jurę, za ilem kupił, za tyle przedaję...i jakom wziął, taką oddaję...
  Owoż trefiło się, że legunów garść, zali to była kompanija, czy pluton, nie wiedzieć mi... utrudzona walkami i odwrotami ustawicznemi trafunkiem przyszła do wsi, gdzie mimo mowy znajomej, jakoby śród obcych się czuli. Takoż bowiem dojadła włościanom naszem ustawiczna konieczność goszczenia już to Moskali, już Austryjaków lubo Madziarów, którzy widzieli się im wszyscy dopustem Bożem, czyhającym jeno na ich kury, gęsi czy córek cnotę. Przyszło k’temu, że wszelakie mundury chłop witał splunięciem i jeno baczył, zali wszytka chudoba dobrze pochowana, a widły pod ręką. I chocia wynędzniali żołnierze nasi z utrudzenia na pysk nieledwie padali, a głodne kiszki grały takiego marsza, że i w Hofburgu, u Najjaśniejszego Pana musiało być słychać, kmiecie głuchymi ostali na wszelakie prośby i błagania o strawę. I trwali przy tem, chocia komenderujący legunami oficyjer płacić chciał za wszytko i to nie kwitami rekwizycyjnemi, które dla chłopa tyle wartały, że można było w nie tytuń uwinąwszy, cygareta skręcić, jeno prawdziwemi reńskiemi złotemi. Aliści, włościaninowi z wioski przyfrontowej, która lubo dziś cesarska, jutro może carska, a pojutrze czort jeden wie, może i sułtańska... wszytkie waluty marność nad marnościami... Cóż się tedy dziwić, że po czasie niejakim, utrudzony i zdesperowany oficyjer wraz przemyśliwać począł, zali nie kazać żołnierzom chałup i sąsieków przepatrzeć, obyczajem najezdników, a nie obywatelskiego wojska, którem leguny zaszczyt mienić się miały. Ode gwałtu i rabunków, godnych pamięci Hunów i jeszcze w onczas nieistniejącej Armii Czerwonej, uchronił oficyjera sierżant, któren wziął na swe barki dalsze pertraktacye. Historia o tem milczy, ale mniemam, że obyczajem wszytkich sierżantów, feldwebli, wachmistrzów i bosmanów świata wpierw wyczytał kmieciom ich genealogiję z nader soczystem, komentarzem tyczącym się prowadzenia macierzy i inszych niewieścich przodków, zapewne takoż i progenitury im nie oszczędzając...
  Na koniec sierżant stwierdził, że wobec takiego skąpstwa i braku uczuć krześcijańskich, wszytkiego się winni miejscowi, okrom zbawienia spodziewać, a żołnierzów swoich on że sam nakarmi, zupę na gwoździu im warząc. Po czem przykazał podkomendnym ogień rozpalić, kociołek nastawić i czekać, sam zasię k'kuźni miejscowej się udał, gdzie z kowala pomocą, hufnala niemal na łokieć wielgiego ukuli. Po czem kowalowi za trud i materiał zapłaciwszy, z hacelem tem był wrócił i z namaszczeniem do wody w kociołku gotowanej włożył. Oczywista, że przy tem mu nieledwie wieś cała towarzyła, a że hyr poszedł i po przysiółkach, że żołnierze zupę z gwoździa warzą, to ciekawskich z chwili na chwilę przybywać poczęło.
  Chwil parę sierżant jeno wodę w kociołku mięszał, za czym pokosztował jej nieco i skrzywił się, że mało słona. K'żołnierzom się zwracając przepytał, zali któren nieco soli nie ma, aleć żaden nie miał. Wraz jednak kmieć jeden babę swą w bok szturchnął, by ta soli z chałupy przyniesła. Sierżant podziękował, za sól chciał płacić, aleć chłop honorny się okazał i wszytcy wraz nadal czekali, jakaż to ta z gwoździa zupa się okaże... Niebawem sierżant znów popróbowawszy wywaru, narzekać począł, że z kminku liściem lepsza by się zdała. I pacierz nie minął, jako mu kminku przyniesiono... Potem toż samo się zdarzyło, gdy sierżant po tornistrach chocia paru krup i ziemniaków gwoli przysmaczenia szukać począł... potem grochu jakiego...dość rzeknąć, że i godzina nie minęła jako w kociołku nader smakowita zupa z kaszą, kapustą, kartoflami...ba...nawet i słoniny co nieco się znalazło...:) Cóż z gwoździem, zapytacie?...Ano nie wiem, pewnie  gdzie go ukradkiem, nieznacznie, z kociołka dobyto i schowiono, czy wyrzucono... ważne to, że pojadłszy do syta, leguny odpoczęli i dalej pomaszerowali, a wieś długo jeszcze zupę na gwoździu spominała...

08 sierpnia, 2013

O tem, jak koniec był przyszedł na Ringmacherów...

   Między dawno poburzonemi fortyfikacyjami starego Krakowa ( z których staraniem wielkiego Ambrożego Grabowskiego jeno szczątek wokół Floryańskiej Bramy ocalono), a ściślej między basztami Siodlarzy i Bednarzy, stała Baszta Ringmacherów (pierścienników, pierścionkarzy). Stary to cech rzemieślników okrom biżuteryi żeleźnej dla ludu uboższego, takoż i inszych drobnych z żelaza przedmiotów czyniących...
 Baszta sama, której za buntem nieoczekiwanem serwera nie ukażę:((  , wybornie wystawiała czas (II połowa XIV wieku), w którem jej pobudowano. Nieliczne otwory strzelnicze dla hufnic, rzadkością będących, dach siodłowaty... ślicznością byłaby, gdyby się zachowała. Walor onej obronny niezbyt wielki ale tam gdzie jej stać przyszło, czyli na osi kościoła Św.Trójcy (dominikańskiego) ataku raczej się nie spodziewać było, dla grząskości bagien za murami się w tem miejscu znajdujących.
  Ringmacherzy z pokazaniem się jubilerów prawdziwych i pewnem zamożności mieszczan podniesieniem, klienteli utraciwszy niemało, jakoś nie umieli się w nowych czasach ułożyć. Może gdyby więcej ku temu szli, by prekursorami ślusarzy się stać, popyt na ich usługi byłby większym... Ale że przyszło onym ustawicznie się o pracy swej zakres swarzyć, już to z kowalami, już to z jubilerami, już to... z szewcami... tedy chmur nad niemi niemało było.
   Około 1700 roku już tylko podkówki do butów czynili i dla tej przyczyny kramiki swe przed jatkami szewskiemi w Rynku Głównym trzymali. Gdy ich o to cech szewski przed sąd grodzki pozwał, przed radą miejską sprawy przegrawszy, iść stamtąd precz musieli.
   Część się niechybnie jeszcze czas jaki po uliczkach bocznych odnaleźć próbowała, część jednak na służbę do wrogów swych największych, szewców, poszła i w lat kilkanaście już potem o nijakiem Ringmacherze w mieście królewskiem i stołecznem Krakowie nie słychać...


03 sierpnia, 2013

O smutnych dla Rzeczy Pospolitej effectach afektów hetmańskich, czyli co by było, gdyby...

droga, rad dziś przepiję... Za pamięć szarży pod Żurominkiem, za  zagonu na Korosteń,
w 1920 roku, największą taką akcję w dziejach kawalerii naszej, jak i za pamięć walk
Wrześniowych, w tem i tych,  co rzadkie, na niemieckiej ziemi toczonych...


  Zamierzałżem w cyklu tem się takiemi sprawami zajmować, gdzie jakie błahe z pozoru działanie czyje, czy przeciwnie: nieczynność czyja...wielkich odmian w znanej nam historii poczynić mogła... I dziś takież właśnie zdarzenie opisać nam przyjdzie, aliści najsamprzód godzi się bohatyra pryncypalnego tejże opowieści bliżej przypomnieć.
  Stanisław Koniecpolski rodził się koło 1593 roku i wiekiem wielce młodym Akademii krakowskiej kończył, zasię po dworach (Zygmunta III i francuskim) języki i obyczaje szlifował. Z dziecięctwa miał kłopot zdrowotny coż go na śmieszność wystawić mógł w życiu publicznem: jąkał się nieborak srodze, tedy ociec mu karyery wojskowej sugerował, mniemając że tam łacniej mu o laury będzie. No i nie pomylił się pan senator Aleksander. Siedemnastolatkiem będąc juz się pod murami Smoleńska dzielnością popisał, chocia brat tam jegoż, Przedbor, żywota postradał...
  Pod Chodkiewiczem na Moskwę w 1611 roku chodził, zaczem pod Żółkiewskim służyć począł i to tegoż starego hetmana wrychle stał się ulubieńcem. Poznał się Żółkiewski na niem i forował jak mógł... dość rzec, że córki własnej, Katarzyny, mu oddał, coż nieboga po roku połtorej przy połogu pomarła. Żółkiewskiemu też buławy koronnej hetmana polnego zawdzięczał (mając wiosen ledwo 25 pokończonych!) i też godzi się rzec, że się do końca staremu wywdzięczał za to, aż do Cecory nieszczęśnej, gdzie Żółkiewski honor już jeno ratując, zginął. Koniecpolski zasię w jasyr wzięty, trzech lat w słynnej Czarnej Wieży w Zamku Siedmiu Wież pode Stambułem przepędził, nim posłaństwa kolejne swego dopięły i Janusz Zbarski wodza naszego kosztem 30 tysiąców złotych wykupił... Nie na darmo jednak ten grosz poszedł: wrychle pod Martynowem Kantemira (sprawcę śmierci Żółkiewskiego) pogromił i ubił, jasyrowi znacznemu wolność od tatarskiego arkana niosąc. Przeciw Kozakom cięgiem się bontującym stając, przymusił ich koniec końców do wielce Rzeczpospolitej korzystnego układu nad Jeziorem Kurkowskim zawartego. 
  O wojnie jego przeciw Szwedom w latach 1626-29 z osobna przyjdzie pisać, bo i Trzciana i osobliwie niemal ze szczętem przepomniana pod Czarnem batalija osobnych analiz godne... Tu nam starczy rzec, że się przeciw Szwedom sprawił jako mało kto, by po ich pognębieniu ( a przecie nie byle kogo, jeno samego Gustawa Adolfa!), znów z Kozakami przyszło walczyć, zasię przeciw Turkom i Tatarom, co ich Anno Domini 1633 pod Sasowym Rogiem popsował srodze, a pod Kamieńcem pognębił.  Późniejsza pod Ochmatowem potrzeba w pierszem półwieczu niechybnie największą nad Tatary wiktoryją była... Ano...by nie zanudzać wyliczaniem tego jeno rzeknę, że wódz ci to był, jakich mało, a i gospodarz akuratny*, a Szwedy, Turki, Tatary i kozactwo imię jego z szacunkiem i grozą wymawiali...
  I otoż ów mąż tak zacny i sławny z początkiem 1646 roku się żenić znów dał namówić.  Krzysztof i Łukasz Opalińscy, siostry swej, Zofiji mu stręczyli, jak mogli, na skoligacenie się z personą tak sławną i wpływową licząc. Zofija hetmana młodością swoją i temperamentem ujęła i wkrótce zamek w Rytwianach był świadkiem ślubu nad ślubami. Ano i nic mi do szczęścia hetmańskiego, jeno że się to przedsięwzięcie ponad siły pięćdziesięcioletniego wojennika pokazało...
  Cóż hetman zażywał ani nam wiedzieć... Niechybnie nie lubczyk jeno wątły, czy ambrę, imbir lub cynamon, bo tożby go przecie nie zmogło. Podejrzeń mi ku yohimbinie** osławionej kierować, którąż już w tamtem czasie za grosz niemały szło i w Polszcze nabyć. Temuż mi o niej myszleć, że nawet nieznaczne przedawkowanie, osobliwie w korelacyi z alkoholem, wielce groźnych konsekwencyj przynieść mogło... Jeślić Radziwiłłom*** wierzyć, hetman miał w dniach swych ostatnich żony wręcz znienawidzieć, cożby i nikłość zapisu testamentowego potwierdzała... Ano... jak było, tak było i czy to się nam Imci hetman na śmierć zamiłował, czyli też  go dryakwie sekretnie zażywane, by młodej żonie mógł wygodzić ubiły... rzec trudno... niechaj starczy tego, że effektem afektów swoich pomrzeć mu przyszło...
   Co się jednak na myśl ciśnie, to pytanie: cóżby było, gdyby Koniecpolskiemu nie żenić się było i z lat jeszcze kilku bodaj po tem padole w zdrowiu niezgorszem pochodzić? Ano... po primo wystawić sobie nie umiem, by wódz tak doświadczony i mądry Chmielnickiemu tak w siłę urosnąć z bitwy na bitwę pozwolił, jakeśmy to już na tych kartach opisywali tutaj i tutaj... Najpewniej nie nadto szarżuję w nadziejach swoich, aleć widzi mi się, że Koniecpolski by Chmielnickiego w jednej, dwóch bitwach najdalej pognębił... A jeszczeć i tego mieć na względzie trzeba, że samo imię hetmanowe by sprawiło, że Chmiel sił miałby wielekroć mniej, a i assekuracyja tatarska w cyrkumstancyjach takowych niepewna... Wszak pod Ochmatowem, to Tuhaj-bejowi właśnie Koniecpolski tęgo pludrów przetrzepał!
   Skoro zatem by Ukraina nie spłynęła tak krwią, jak spłynęła, a Rzeczpospolita tak wielgiego na potencyi swojej uszczerbku by nie doznała... naddane to mniemanie, że i z "potopem" szwedzkiem inaczej by się sprawy miały? Marzyć nie śmiem, by hetman wówczas sześć lat dziesiątek na karku mający osobą własną równie sprawnie komendy trzymał, aleć czy by tego i było trzeba? Jeśli zdrajcy w rodzaju Opalińskiego i Radziwiłła, słabością jeno przecie Rzplitej ośmieleni, by się wystąpić może i nawet nie ważyli? Pewnie mi kto rzeknie, że upadku ojczyzny nie reformowanej by to i tak nie zapobiegło, a jeno w czasie odwlekło... Zapewne... aliści równie uprawnione mniemanie, że z tych dwu obieży wychodząc wielekroć silniejsi, niźli to się nam rzeczywiście przydarzyło, w wielekroć lepszej kondycyi byśmy rządów Sobieskiego doczekali, a ów król, z całkiem inszej pozycji monarchy wystepując, może by i potrafił reform najpryncypalniejszych dokonać...
_________________
* wielce majętny, dóbr swych umiał doglądać, miasteczko Brody, rezydencyję swoją, takoż wtórą Podhorce, do najpryncypalniejszych twierdz na Ukrainie podniósł, a między dokonaniami inszemi i o manufakturze jedwabnej, przezeń założonej spomnieć się godzi...
**wywar z kory corynanthe yohimbine z dżungli afrykańskiej, którego już tamtem czasem do Europy sprowadzano.
*** Albrychtowi Stanisławowi i Krzysztofowi