30 czerwca, 2012

O inszych twarzach Wieniawy VI...


Kończyć nam tych "wienieremiad":) powoli przyjdzie (I, II, III, IV, V), pora zatem może o ocen tejże persony parę... Tych Onemu spółcześnych, późniejszych a i moich własnych na koniec kilka.
  Z Jego trzech "K" ulubionych niechybnie najszczersza i najpełniejsza była miłość do koni. Zasłynął jako inicjator rajdów konnych do Zakopanego, a chcieć mieć u siebie w pułku Wieniawy gościem, najlepiej było Onemu napomknąć, że się jaki bieg Hubertusowy czy inszy szykuje...:))
                         Ze służby własnej wyniósł szczególnego etosu, kawaleryjskiego esprit de corps na honorze, lojalności, brawurze i fantazji spartego. Wspominający Go Marian Romeyko nazwie go "zakonserwowanym Kozietulskim spod Somosierry" i w pełni żem z tem zgodny... Niechybnie by się Wieniawa pod Somosierrą sprawił nie gorzej Kozietulskiego, a może i lepiej:))... Słonimski Go nazwał "piewcą romantyzmu wojennego" i tu, podług mnie i racyja, aleć i grzech Wieniawowy ciężki, bo ogółowi za Jego to sprawą się wojna romantyczną przygodą w rycerskiem stylu widziała... Hemar wspominał "pole magnetyczne" Wieniawowego uroku, swady, polotu, humoru i niebywałej energii; Cat-Mackiewicz (niechętny Mu) zaliczy Go do„owej napuszonej wojskowości, do tych, którzy ciągle jak gdyby pozowali do fotografii z koniem, szablą i armatą, to (...) wśród rządzących ekslegionistów był największym liberałem. Wprowadzał do życia wesołość, dowcip, jak jakąś francuskość.”
  Ale i nie brakło głosów, co Go od czci i wiary odsądzały, przy czem pomnieć trza, że przedstawiać Wieniawę jeno jako hulakę i awanturnika było ówcześnej opozycji wielce na rękę, a sam Wieniawa celem tyleż łatwym, co bolesnym piłsudczykom, bo każdy cios w Niego mierzony, rykoszetem miał trafiać...i najczęściej trafiał Marszałka. Jednem z tych, co się na Niego uwzięli szczególnie był Jędrzej Giertych, dziad niedawnego ministra... Ale i we własnem obozie miał dość przeciwników, co wyżej dziurek w nosie mieli ustawicznych z Wieniawą frasunków, a i częstokroć za tem szły jakie osobiste animozje... a to o dawniejszą z Komendantem zażyłość, a to o przepchnięcie w awansach swoich faworytów, co inszych kariery opóźniało... a to o jakie niewiasty, Wieniawie przychylne...
   Ironią Historii będzie, że ten bon-vivant, nicpoń uroczy i bawidamek dla tych, co Go jeno z podręczników historii znać będą, kojarzonym będzie z dwoma najbrutalniejszemi epizodami życia politycznego II Rzeczypospolitej, przez wielu postrzeganemi jako dowód na to, że rządy Piłsudskiego to niemal faszystowska dyktatura była. Mowa oczywista o przewrocie majowem, gdzie rola Wieniawy niemała i o tzw. najściu oficyjerów piłsudczykowskich na Sejm Rzeczypospolitej w dniu 31 pażdziernika 1929 roku, co marszałkowi Daszyńskiemu sposobność dało w roli Rejtana debiutować, a w gruncie rzeczy działaniem pozbawionem sensu było i bez effektu większego (poza skandalem) się zakończyło. Na obronę Wieniawy, organizatora tejże manifestacyi bym tu tyle jeno rzec chciał, że jak mniemam, tam gdzie insi widzieli chęć terroryzowania Sejmu, Onemu to zapewne jeden "huczek" więcej jeno był...
   Uważcież, Lectorowie Mili, że choć o niem prawią, że pijus niebywały, przecie niemal nie sposób jego kompanionów od kieliszka wskazać, zupełnie jakoby przyznawać się, że się pijało z niem dyshonor był, luboż jakoby tego w jakiej próżni czynił... A przecie, osobliwie w społeczeństwie naszem gdzie się moczymordów z pobłażaniem traktuje, a Wieniawa nie byle był kto, byłżeby to przecie niemal do chwały powód... Czegóż to dowodzi? Ano, podług mnie, dwóch rzeczy. Pierwszej, że niemało z tego, co się Mu przypisuje w tej mierze, wymysłem jest jeno, wtórej, że on sam nie rozpowiadał nigdy o tem z kim pija, znając że to nie jest godne człowieka honoru... I to jest Jegoż skarb najcenniejszy, to poczucie honoru, którego prawdziwie winno się odlać z platyny i irydu, i w Sevres za wzorzec postawić, koło wzorców kilograma i metra...
  Zapytam: czy komukolwiek z Was jest znana z nazwiska i imienia jakakolwiek niewiasta, której zbałamucił, okrom tych z którymi się żenił, bądź w narzeczeństwie bywał, luboż które same o tem rozpowiadały? No właśnie... mnie też nie... A ponoć były ich, jeśli nie setki, to przynajmniej dziesiątki... Nie mówię, że ich nie było, bynajmniej... jeno, że nikt o tem nigdy nic nie usłyszał od Wieniawy i żadna niewiasta z tejże przyczyny osławioną nie została...
   Pora, na koniec, rzec za cóż mnie mieć do Wieniawy żal największy? Ano za trzy rzeczy...
Primo: że swą miłością szczerą, gorącą a zaraźliwą wielce do kawaleryi ukochanej ugruntowywał w społeczeństwie naszem, a co gorsza w kręgach wojskowych tejże wiary, że to wojsko najpryncypalniejsze na czasy, w których inszym nacyjom konie na czołgi mieniać przychodziło... Pewnie, że to nie Wieniawy wina, żeśmy Wrzesień 1939 nieprzygotowani przywitali, alem przekonany, że jakoby Wieniawy nie było, może i szybciej by się do głosu oficyjerowie nie kawalerię preferujący dociśli...
Secundo: za swój styl życia, co Onemu widno i nie szkodował, a skoroć i pani Bronisława to znosić umiała, Bóg z niemi... Jeno, że co inszego było tak żyć (i pić!) na koszt fundatorów rozlicznych, a chociaby i ze swojej pułkownikowskiej, zasię generalskiej pensyi (zapewne i jakiemi dochodami z Bobowej spomaganemi), a co inszego dla armii naśladowców, których mimowolnie wyhodował, co ślepo w idola zapatrzeni, wzór ów powielać usiłując, w długach ustawicznych tonęli... Jest to i zresztą ogólniejszej natury kwestyja, owi "Wieniawowie" prowincyonalni, których każdy garnizon miał najmniej kilku... Takoż zakorzenienie pewnej pobłażliwości dla wybryków onychże, co i czasy Międzywojnia przeżyły i po dziś dzień się wielce dobrze mają... Po dziś dzień w armijej pokutuje stereotyp "ułańskiej fantazji", co się i tak objawia jakem ongi na oczy własne widział: oficyjerów ciosy karate na pisuarach w Klubie Garnizonowem ćwiczących...
Ano i żalu trzeciego, największego bodaj... żeśmy się w pokoleniach minęli... i że dopiero za postąpieniem w szeregi "Błękitnego Szwadronu" może mi zaszczyt przypadnie, by z Niem przepić, przebalować do ranka, zasię koni niebiańskich okulbaczyć i pognać, pogalopować samowtór na spotkanie świtu...:))

29 czerwca, 2012

Święto 9 Pułku Strzelców Konnych im. gen. K. Pułaskiego

9. Pułk Strzelców Konnych im. gen. K. Pułaskiego świętuje w rocznicę akcji bojowej szwadronów kawalerii dywizyjnej w 1920 r., które później w skład pułku weszły  jako szwadron pierwszy i drugi...
   Że mi pilno o Wieniawie kończyć, a i szczęśnem Fortuny zrządzeniem, godniejsi i mędrsi ode mnie o pamięć tegoż Pułku zadbali, tedy jeno do Towarzystwa Przyjaciół 9 Pułku zapraszam...:)

28 czerwca, 2012

O białym koziołku...

    Trafia się z czasu do czasu, jako i między ludźmi albinos, że między jeleniami jeden maści białej się narodzi. Rzadkość to niebywała, najczęściej tam się przydarza, gdzie rewiru myśliwskiego jakiego wydzieliwszy, jakiem płotem czy siatką przymusza się poniekąd ową populacyję zamkniętą, by się we własnem obrębie jeno parzyła i mnożyła, nieuchronnie potomstwu jakich skaz genetycznych fundując...
   Rzec by można, że jak u ludzi historyja Habsburgów dowodzi, ród ów takoż się obficie średniowieczem i następnemi wiekami koligacił ze wszytkimi możliwemi dworami Europy, że w czasach ośmnastego i dziewiętnastego stolecia nader trudno by było znaleźć jakiego pomazańca i familiję jego, coby w żyłach krwi habsburskiej nie mięli. A że dzieciom koronowanym niemal wyłącznie między swemi się swatać przychodziło, tedy rody karlały, karane nad miarę ilością chorób kolejne pokolenia trapiących...
  Osobliwe te analogie między genetykami białych jelonków i Habsburgów latem Anno Domini 1913 roku jeszcze i raz się skrzyżować miały. Otóż, jest ci między myśliwemi przesąd, że kto jelonka białego ubije, roku nie pożyje. Dla tejże głównie przyczyny źwierzęta owe nadzwyczajnej długowieczności zażywały, bo w zamkniętych rewirach myśliwskich mało kiedy się naturalnych drapieżników inszych od człowieka toleruje, a człowiek koźląt-albinosów strzelać nie chciał...
  Latem 1913 jelonka takiegoż wypatrzono w rewirze myśliwskiem Blüchnbach, należącym do jednegoż z najzagorzalszych myśliwców tamtych czasów (o ileż rzeźnika tego jeszcze się godzi myśliwym zwać) Franciszka Ferdynanda d'Este, za okazyją i zarazem oficyalnego następcy tronu c.k. Austro-Węgier.
   Sensacyja była tak wielgą, a może i sezon ogórkowy tak znaczny, że o białem koźlęciu nawet prasa wiedeńska pisała. Franciszek Ferdynand umyślił sobie durnotę onego przesądu osobą własną przełamać i postanowił koziołka ustrzelić. Że zamysł tajnym nie był, powszechnie k'niemu supliki szły, by zamiaru swego poniechał i koziołka odstąpił. Prosili myśliwi, błagała blüchnbachowska służba leśna, nawet pono jacy arystokraci z Galicyi telegramy do następcy tronu za tąż instancyją słali. No ale przecie arcyksiążęce słowo nie dym, tedy którego sierpniowego dnia nagonka arcyksięciu źwierza pod lufę podgoniła i słowo stało się ciałem, a w tem przypadku raczej trupem...:(
  Co się przesądu tyczy, to trza przyznać, że się Franciszkowi Ferdynandowi niemal udało... jakby jeszcze ze dwa miesiące dłużej do Sarajewa nie jechał i serbskich patryjotów nie prowokował*, może by i przesądu iście przełamał...



____________________
* Franciszek Ferdynand zginął w Sarajewie wraz z małżonką od strzałów Gawriły Prinčipa stricte 98 lat temu, 28 czerwca 1914, podczas bodaj czy nie najsłynniejszego zamachu w dziejach, a w każdem razie z pewnością o największych konsekwencjach. Mało kto wie zresztą, że arcyksiążę miał wdzianej kuloodpornej kamizelki pod mundurem, tyle że Prinčip trafił między inszemi w szyję i to z szyjnej rozerwanej aorty się następca tronu wykrwawił...

26 czerwca, 2012

Ułańska jesień


   Otoż wiersza, pod temże tytułem, pióra patrona paginy naszej, Wieniawy-Długoszowskiego, rad bym Czytelnikowi Miłemu, przedstawić... z tąż supliką pokorną, by słów Onego spamiętać, a chocia klimatu wiersza tego...jako za dni parę przyjdzie nam rocznicy śmierci Autora obchodzić...:((
  O żywocie Onegoż szczery mam zamiar przez dni najbliższe jeszcze krzynę pisać, tu się godzi jeno ze dwa słowa rzec o tem, kiedyż wiersz ten powstał... Ano, gdzieści latem Anno Domini 1938, w każdem razie po tem, jako Wieniawa czuł się przymuszonym z wojska odejść i z ukochanym 1 Pułkiem Szwoleżerów się pożegnał 14 maja tegoż właśnie roku, a przed tem zaczem w ambasadory był postąpił... O nastroju autora rozmyślając, pomnić proszę, że Onemu od maja 1935 niemal bez ustanku było ze śmiercią po sąsiedzku. Najpierw Komendant przezeń tak ukochany, któremuż właśnie Wieniawa całego pogrzebu nadzorował i osobą własną w czas pogrzebu dowodził wszytkiemi reprezentacyjami pułków jazdy naszej; w lipcu rok później w katastrofie lotniczej ginie jeden z najbliższych Mu druhów - generał Orlicz-Dreszer, z którym razem poczynali ułańskiej karyery u Beliny... A i tego nie dosyć: wkrótce pomiera mu siostra, coż ją miłował wielce... Tedy i nie dziw, że w końcu strofy pierwszej rzecze, że tego już dość...

"Przeżyłem moją wiosnę szumnie i bogato
Dla własnej przyjemności, a durniom na złość,
W skwarze pocałunków ubiegło mi lato
I szczerze powiedziawszy - mam wszystkiego dość...

Ustrojona w purpurę, bogata od złota
Nie uwiedzie mnie jesień czarem zwiędłych kras,
Jak pod szminką i pudrem starsza już kokota,
Na którą młodym chłopcem nabrałem się raz.

A przeto jestem gotów, kiedy chłodną nocą
Zapuka do mych okien zwiędły klonu liść,
Nie zapytam o nic, dlaczego i po co,
Lecz zrozumiem, że mówi: "no, czas bracie iść".

Nie żałuję niczego, odejdę spokojnie,
Bom z drogi mych przeznaczeń nie schodząc na cal
Żył z wojną jak z kochanką, z kochankami - w wojnie
A przeto i miłości nie będzie mi żal...

Bo miłość jest jak karczma w niedostępnym borze,
Do której dawno nie zachodził nikt,
Gdzie wędrowiec wygodne znajdzie czasem łoże,
Ale - własny ze sobą musi przynieść wikt.

A śmierci się nie boję - bo mi śmierć nie dziwna
Nie siałem na nią Bogu nigdy nudnych skarg
Więc kiedy z śmieszną kosą stanie przy mnie sztywna
W dwu słowach zakończymy nasz ostatni targ.

W takt skocznej kul muzyki, jak w tańcu pod rękę
Włóczyłem się ze śmiercią całkiem, "za pan brat"
Zdrową głowę wsadzałem jej czasem w paszczękę,
Jak pogromca tygrysom, którym wolę skradł.

A potem mnie wysoko złożą na lawecie
Za trumną stanie biedny sierota mój koń
I wy mnie szwoleżerzy do grobu zniesiecie
A piechota w paradzie sprezentuje broń.

Do karnego raportu przed niebieskie sądy
Duch mój galopem z lewej, duchem będzie rwał,
Jak w steeplu przez eteru przeźroczyste prądy
Biorąc w tempie przeszkody z planetarnych ciał.

Ja wiem, że mi tam w niebie z karku łba nie zedrą,
Trochę się na mój widok skrzywi Święty Duch,
Lecz się tam za mną wstawią Olbromski i Cedro,
Bom był jak prawy ułan: lampart, ale zuch.

Może mnie wreszcie wsadzą w czyścu na odwachu
By aresztem... o wodzie spłacić grzechów kwit,
Ale myślę, że wszystko skończy się na strachu
A stchórzyć raz - przed Bogiem - to przecie nie wstyd.

Lecz gdyby mi kazały wyroki ponure
Na ziemi się meldować, by drugi raz żyć
Chciałbym starą wraz z mundurem wdziać na siebie skórę,
Po dawnemu... wojować... kochać się... i pić

25 czerwca, 2012

O inszych twarzach Wieniawy V


  Pisałżem tu pozawczora kapkę o tych wyczynach Wieniawy, co Mu sławy największej przydały. Przyznam się, że (przy admiracyi całej:) podejrzewam Onego, że od czasu niejakiego sam o sobie już tej legedny z rozmysłem kreował... Że się poniekąd stał zakładnikiem własnego image'u... Owszem, niechybnie miał w sobie ciągoty ku breweryjom takowym. Nie bez kozery idolem Onego był napoleoński generał Lasalle, nie mniejszy paliwoda i hulaka:)) Tekstu, któregom tu  już ongi użył, owej płomiennej ody niemal do kawalerii...Wieniawa popisał w przedmowie do przetłumaczonej przez siebie biografii Lasalle'a, pióra Marcelego Duponta...*
   Nie jedyne to tłumaczenie, piórem Długoszowskiego dokonane... Spotkał żem się z opinią, że Jegoż tłomaczenie baudelaire'owskich "Kwiatów zła" do najcelniejszych należy! Sam do twórczości swej, z wyjątkami kilkoma, podchodził lekko i żartobliwie, cięgiem głosząc, że „znacznie łatwiej jest spłodzić sonet niż zjeść poprawnie rosół z kluskami.” Ale przecie całe niemal życie obcował z największymi z wielkich w tej mierze, którzy przecie nie jeno dlatego, że był duszą towarzystwa z niem przestawali! Lechoń, Słonimski, Tuwim, Wierzyński... że o wcześniejszych lwowskich czy paryskich znajomych młodopolskich nie spomnę...
Słonimski, skądinąd przyjaciel bohatera naszego szczery, po wojnie wiódł i pewnej kampanijej "odełgania" "zakłamanego obrazu Wieniawy" na celu mającej... cóż kiedy i sam się do tego poniekąd przyczynił przódzi... To on przecie napisał:
     "Dzwoniąc szablą od progu, idzie piękny Bolek,
       Ulubieniec Cezara i bożyszcze Polek."
   To on przecie na skargi czyje, że mu Wieniawa upatrzoną piękność, "zdmuchnął" sprzed nosa, odparł filozoficznie, że "Wieniawa to siła wyższa"...
Ale to Wieniawę właśnie prosił na sekundanta w słynnem pojedynku ze Szczuką... I to tegoż właśnie szaławiłę, jako jedynego**, dopuścili Skamandryci do słynnej "loży szyderców", czyli do "stolika na półpięterku" w niemniej słynnej "Małej Ziemiańskiej"(na Mazowieckiej 12)... Czemu? Dla jakiej przyczyny? Flirt to jeno z ulubieńcem władcy? Znajomość wielce przydatna, jak to w słynnem wierszu "Męki z powodu Wieniawy" pisał Tuwim?:
 Co kilka dni się do mnie
Ktoś nowy z prośbą zgłasza,
Zaczyna arcyskromnie
I bardzo mnie przeprasza:
„Pan mnie wysłuchać raczy,
O drobną chodzi sprawę,
Co to dla pana znaczy?
Pan przecież zna Wieniawę!

” W tych dniach się brunet zjawił,
Interes ma gotowy:
„Czy rząd by wydzierżawił
Monopol tytoniowy?
Nie chodzi o przekupstwo,
Dość zmienić jest ustawę!
Dla pana to jest głupstwo!
Pan przecież zna Wieniawę!”

Dentysta pewien z Brześcia,
Brat szwagra mej kuzynki,
Chce dla hurtowni teścia
Sprowadzić z Włoch rodzynki.
Godzinę mi tłumaczy,
Uderza w tony łzawe:
„Co to dla pana znaczy?
Pan przecież zna Wieniawę!”

Ignacy Pupcikowski
(Brat mleczny naszej praczki,
Pochodzą z jednej wioski)
Wyrabia wykałaczki.
 „Szanowny pan wybaczy,
Do armii chcę dostawę…
Pan słówko szepnąć raczy,
Pan przecież zna Wieniawę!”

Mimosenblum Maurycy
Artylerzystę syna
Chce przenieść do stolicy
Z Radomia czy z Lublina.
„On płacze i on płacze,
On kocha tak Warszawę!
Co to dla pana znaczy?
Pan przecież zna Wieniawę!”

A wczoraj (nie wierzycie
Pod chajrem! Bez przechwałek!)
Przychodzi do mnie skrycie
Po prostu – sam Marszałek.
I prosi o dyskrecję,
Bo ma intymną sprawę,
A wierzy w mą protekcję:
„Pan przecież zna Wieniawę!”
 …Choć prosił – nie uległem,
Choć groził - wytrzymałem.
Gdy skończył mówić, rzekłem:
„Nie mogę! Próbowałem!
Do wróbla się nie chodzi
Na mleczko ani kawę,
A zresztą – co to szkodzi?
Pan przecież zna Wieniawę!”

  Dygressyją czyniąc niedużą, bym tegoż wróbla tu chciał objaśnić:)) Idzie oczywista o knajpkę "U Wróbla"***, gdzie Wieniawa często gościł, podobnie jak w "Adrii","Oazie", "Astorii" a nawet w szynku Grubego Joska na Gnojnej, z czem się anegdota wiąże, jako to trzema dorożkami wracał, samemu powożąc pierwszą (w dorożkarskiej czapce - dorożkarz siedział z tyłu w generalskiej) w drugiej jechała Jego szabla, a w trzeciej rękawiczki... 
   Jest w legendzie Wieniawy sporo spraw dokumentnie załganych, luboż zamilczanych. Ot, choćby jego z Broniewskim amicycja... Po wojnie, gdy legendy rewolucyjnego barda kreowano, nie sposób było w niej przyznać, że i on tęgo z Wieniawą popijał, było nie było nietuzinkowym przedstawicielem zwalczanego rewolucyjnym piórem reżimu...:) Ani przyznać, że to Wieniawa słał do więzienia druhowi osadzonemu paczki z jadłem wielekroć od więziennego strawniejszym:)
    Godzi się też do owego "załatwiania" spraw przez protekcyję rzkomą Wieniawy odnieść. Ano, przyznać przyjdzie, że Wieniawa, jako tzw. "dusza-chłop", jak tylko mógł komu pomóc, pomagał ochotnie... Bieda z prostodusznością Jego, że równie dobrze to druh mógł być szczery, z którem z jednej menażki w okopach jedli, jak i jaki "przyjaciel" , pozawczora przy kielichu zapoznany i frasunek Mu swój w tej czy inszej materyjej objawiający... Skrzywdzilibyśmy jednak Wieniawę posądzając Go o protekcyję w dzisiejszem tegoż słowa rozumieniu. Na ile mi się tej postaci poznać udało, nie wierzę, by kiedy jaki grosz, lubo też inszy profit z tego miał... Ot, raczej nadzieję, że inszym razem, jako komu inszemu pomóc przyjdzie, ów jaki taki, teraz wspomożony, inszemu pomóc nie odmówi... Tym, co serialu o Nikodemie Dyźmie z niezapomnianem Wilhelmim pomną, znana i postać pułkownika Waredy (Leonard Pietraszak). Otóż ów pułkownik (nawet i nazwisko formą blisko brzmiące) miał być w zamyśle Dołęgi-Mostowicza karykaturą Wieniawy, ale też i kilku inszych piłsudczyków. W wielce stonowanem ujęciu Jana Rybkowskiego, który sporo z antypiłsudczykowego ostrza Mostowicza przytępił, postać owa w zasadzie sympatyczna...ot, brat-łata... Pomijając klimatu wyborne uchwycenie, Rybkowskiemu pofortunniło tu sens tegoż zjawiska oddać: przecie Wareda niemal nic Dyźmie nie daje... nawet i nie załatwia niemal niczego...ów go "tylko" poznaje z innymi, wiele mogącymi ludźmi... I tak właśnie z Wieniawą było... Poza jedną dziedziną: awansów oficyjerów młodszych stopniem, gdzie się udzielał chętnie i angażował wielce, trudno mówić, by gdzie co komu osobiście "załatwiał".  Awanse zasię to insza rzecz i temat skomplikowany sielnie...przyjdzie mi o tem pisać jeszcze, tu jeno rzekę, że system awansów w czasach tamtych nie do końca był sprawiedliwem i wierę, że Wieniawa tegoż świadom, zapewne swoistej krucyaty prowadził, by go mniej krzywdzącym uczynić... Ale fama szła, że Wieniawa "może wszystko", co czyniło Go postacią jeszczeć i bardziej popularną... Popularną była ongi anegdota, że na widok Marszałka jadącego bryczką ze swem adiutantem, jakie dwie damulki przystanęły, pomachały wielce przyjaźnie, zaczem jedną drugą wypytywać poczęła, któż to był, ten starszy pan, co siedział koło Wieniawy...:))
   Cosi na kształt credo zawarł we fraszce:
   „Przez całe życie ta miłość mnie goni:
    Do pięknych kobiet, koniaku i koni.”
   Herezyję może i tutaj wygłoszę, ale zda mi się, że (przynajmniej od pewnego momentu) to więcej kobiety k' Niemu lgnęły, niźli On na nie polował. Podobnie i z osławionemi pijatykami Jego... Niechybnie alkohol lubił, przecie umiał żyć bez niego... Nigdy nie pił, gdy do Bobowej jeździł, a dwa lata komendowania garnizonem warszawskim, to naprawdę dwa lata bez alkoholu w Jego życiu... Mam przy tem wrażenie, że Piłsudski Wieniawy do tejże komendantury przymusił kapkę i na tejże zasadzie, co dawniejsi bakałarze rozrabiakę najokrutniejszego z premedytacyją starostą klasy czynili, by ów ładu i porządku zaprowadził. W Wieniawy przypadku to zadziałało znakomicie, co przyznawali i niechętni Mu, że się stan dyscypliny śród żołnierzy i oficyjerów wielce w tem czasie poprawił... Trafnie kto kiedy rzekł, że jakoby Wieniawa był alkoholikiem prawdziwym, przecie by mu Marszałek tylu misyj sekretnych i arcydelikatnych nie powierzał...
  Przyznać przyjdzie, że wcześniej (a i później też) sam Wieniawa raczej za wzór dyscypliny nie uchodził. Pisalim tu o breweryjach Jego, czyli też jak ich Komendant zwał: "huczkach Wieniawy"... Tyle, że z czasem śród tych "huczków" się i cale mało sympatyczne pokazały... Raz Niemca jakiego w "Oazie" przymusił na czworakach między stolikami chodzić, zaczem go z lokalu wyrzucił. Loda Halama spominała, że co i rusz wpadał z kolegami jakiemi na rauszu do tejże "Oazy" i popłoch siał śród gości, wyrzucając każdego, co się im nie widział dla jakiejbądź przyczyny... Takoż Irena Krzywicka pisze, że był Wieniawa postrachem nocnych lokali, gdzie wpadał, tłukł lustra, obcych niewiast przymuszał ze sobą tańcować, a mężów onych przeciwiających się temu, policzkował...:((
   Długom o tem dumał i okrom jakich przyczyn może i głębszej, psychiatrycznej natury, najwięcej możebnem tego tłumaczeniem mi się widzi, że stał się Wieniawa niewolnikiem własnej legendy... Image'u swego, w którem ustawicznie odeń czekano, że zabłyśnie czem znowu, że jaki arcyzabawny figiel wykrzesa... A ileż lat można być komikiem nawet i najzręczniejszym? Zawodowcy w tej mierze się przecie spalają niczem świece... Zda mi się, że Wieniawa po prostu już i miary zatracił, co zabawne i lekkie a jeszczeć i z tą klasą, z której ongi słynął...a co już "żartem" grubiańskiem, złośliwem i bynajmniej nieśmiesznem...
   Na koniec zatem kilka z tych zdarzeń, mniejsza czy imaginowanych, czy prawdziwych, gdzie ducha Wieniawy znać pełną gębą:))
   Razu pewnego pani Bronisława umyśliła suczce państwa Długoszowskich (rasy mi niestety nieznanej) partnera naleźć, a gdy już drogą anonsów i telefonicznych uzgodnień psie rendez-vous uzgodnione zostało, męża z psiną wyprawiła pod adres wskazany. Tam ich wielce przyjemna bruneteczka czekała i piesek do figli ochotny, jeno nim co do czego przyszło, pani domu oświadczyła zdumionemu Wieniawie, że to sto złotych kosztować Go będzie... Ów osłupiał najprzód, zaczem się dopytywać jął, za jaką to przyczyną ekspens tak znaczny?**** Pani Mu na to przedkłada, że piesek w formie wyśmienitej, że czempion, że medali moc nazdobywał...
  Wieniawa pono na to dłonią po swoich medalach przeciągnął, od Legii Honorowej, poprzez Krzyże Walecznych cztery aż do Virtuti Militari, uśmiechnął się i rzekł:
- Grosza bym od Pani nie wziął!...
  Inszym razem dama z Wieniawą tańcująca dostrzegła na przegubie dłoni srebrnej bransolety. Zapięcia nie mogąc dojrzeć, zapytała wreszcie:
- Zakuta?
- Nie, za konną jazdę ...- odparł Wieniawa.
  I do kolegi pewnego, co Mu breweryj wypominał, z irytacyją niejaką:
- Słuchaj, ty (...). Był kiedyś taki kawalerzysta, który zrobił dwie rzeczy. Raz o zakład po pijanemu przejechał nago czwórką koni z Zamku do Mokotowa i z powrotem. A drugi raz w mundurze marszałka Francji skoczył do Elstery i utonął. A że mu pomnik na Saskim Placu postawili w koszuli, to nie wiadomo, czy za pierwsze, czy za drugie.
c.d.n.
_______________________
* Jego samego po latach historyk Andrzej Kunert nazwie polskim Lasalle'm...
** Z prawem zapraszania własnych gości!
*** też na Mazowieckiej; w zasadzie po sąsiedzku z "Ziemiańską", tyle że w "Ziemiańskiej" nie bardzo uchodziło zbyt wcześnie po wódkę sięgać...:))
**** miesięczna pensja dobrze kwalifikowanego robotnika

24 czerwca, 2012

Święto 20 Pułku Ułanów

imienia Króla Jana III Sobieskiego...za tą okazyją wszytkim jeszcze żyjącym ułanom, a za koleją śmiertelnikom poślednim, jednak starą broń i barwę miłującym... miodunki!!! A żywo!!!!
    Pułku formowano czasem wielce gorącem, bo latem 1920 roku, gdy bolszewicy na Warszawę już nastawali. Naturaliter, odbiło się to i na formowaniu pospiesznem i tak rychłym w bój posłaniem, że nawet i stanów pełnych pułk osiągnąć nie zdążył:
"Liczba duża, lecz pułk mały,
   Dwudziesty ułański cały."
  "Więcej panów, trochę chamów,
    To dwudziesty pułk ułanów."
  "Trochę chamów, trochę panów,
    To dwudziesty pułk ułanów"
    Dwóch ostatnich żurawiejek objaśnić się godzi, bo nie w tem jednem pułku podobnych śpiewano. Otóż pułk formowano w Ostrołęce (pierwotnie nosił numer 108 Pułku Ułanów) z żołnierzy szwadronów zapasowych (a i częścią już i w boju będących) 6 i 8 Pułku Ułanów takoż 3 Pułku Strzelców Konnych. Do 1924 roku strzelcy konni najczęściej za zwiad piechocie służyli, tedy w towarzysko-ambicyonalnej hierarchijej kawaleryjskiej strzelcy konni za co gorszego uważani byli (oficer przenoszony ze strzelców do ułanów miał to za nobilitacyję, przeciwna operacyja, nawet jak z awansem wiązana, mało kiedy się towarzyską "degradacyją" nie widziała) i to dla tej przyczyny w pieśniczce mamy tych niby lepszych "panów"(ułanów) i "chamów" (strzelców konnych).
   Spomnieć się godzi, że część tych ochotników, co do pułku przypisana została najsampierw dywizyon krakusów w Krakowie utworzyła. Żem już tłomaczył, czem był dywizyon, nawracać nie będę, ale żem o krakusach dopotąd słówka nie rzekł, tedy pora zaniedbanie naprawić...
   Rzecz się tyczy czasów, gdy po moskiewskiej Napoleona wyprawie kwiat jazdy naszej przepadł bezpowrotnie na pustaciach rosyjskich i ziemie nasze niemal się bezbronnemi widziały... Ostatnim wysiłkiem wielce już przecie doświadczonego Księstwa Warszawskiego była taż właśnie próba armijej zatraconej odtworzenia. Branki nadzwyczajnej ogłosiwszy, zwierzchność nakazała po jednem jeźdźcu na każde 50 dymów ekwipować... W tenże to właśnie sposób powstał ewenement swoisty, bo kawaleria czysto chłopska, na konikach niedużych, w sukmanach występująca i w długie piki bez proporców zbrojna... W bojach późniejszych na terenie Niemiec i Francyi tak się wsławili, że ich po równi ze szwoleżerami gwardyi poważano, często i "polskiemi kozakami" zwąc i do najpryncypalniejszych jazdy rodzajów onych licząc... Krakusów pułki znów się w Powstaniu Listopadowem pojawiły, takoż we styczniowem probowano ich reaktywować, aleć bez sukcesu, tedy ów dywizyon z dwudziestego roku bodaj jedyną znaną mi próbą krakusów odtworzenia.
   Do naszych ułanów jednak wracając:  Święta pułkowego na dzień imienin Patrona obchodzili, rokrocznie wielgiej przy tem parady urządzając, takoż i częścią w strojach husarzów spod Wiednia, niemałej przy tem sensacyi budząc...
"Wśród ułanów nie masz pana,
Nad ułana króla Jana."
"Noszą szable po kolana,
To ułani króla Jana."
"Mają coś tam po kolana,
To ułani króla Jana."
   Wrześniem pułk nie miał szczęścia nadto dużego, by powojować długo... Pospołu z całą Kresową Brygadą w lesie pod Psarami otoczony i rozgromiony, poszedł w niewolę, nielicznym niedobitkom (pierwszy szwadron pod porucznikiem Janem Burtowym) się wielce śmiała szarża pod Osuchowem powiodła, co się onym pozwoliło do inszych wojsk polskich przedostać.
   Na koniec bym chciał jeszcze o obyczaju pewnem, temuż pułkowi (aleć najmniej jeszcze i kilku inszym) właściwym... jako oficyjera nowego do pułku przyjmowano, dawano onemu w usta trąbkę sygnałową, do której flaszy wina wlewano*. Próba przybyszowi zadawana na tem się zasadzała, by ów trąbki opróżniwszy był jeszczeć i w stanie "wsiadanego" odtrąbić...:))...
___________________________
* musiały być mniejsze niźli 0,7 litra, bo obadawszy rzecz empirycznie, stwierdzić mogę, że się zawartość flaszy spółcześnej nie mieści...

22 czerwca, 2012

O inszych twarzach Wieniawy IV


  Za powrotem z Paryża Wieniawa znów u boku Piłsudskiego najwięcej służył i choć formalnie był oficerem 1 pułku szwoleżerów, to w walkach z bolszewikami osobistego już udziału nie brał, okrom jednej incydentalnej zgoła przygody w sztabie dywizyi jazdy. W pewnem jednak sensie... był w każdem starciu ułanów naszych, a przynajmniej wtedy, gdy śpiewali bodaj najpopularniejszy jego twór, przecudnej urody żurawiejkę "Lance do boju, szable w dłoń! Bolszewika goń, goń, goń!", której potem za refren przyjęto śpiewany w każdem pułku po żurawiejce danemu pułkowi właściwej.
   Styczniem 1920 mianowany majorem, z wrześniem się podpułkownika doczekał z równoczesną nominacyą na adiutanta generalnego, co w praktyce oznaczało, że to On od tej pory Marszałkowi inszych adiutantów dobierał.
   W styczniu 1921 znów ku Paryżowi posłany, wizyty Piłsudskiego tam przygotowywał (znów dyplomacya!:), podczas której układów politycznego, gospodarczego i wojskowego podpisywano. W podobnem charakterze do Rumunii ekspedyowany z początkiem 1922 roku, tam jednak niemal dwóch lat jako attache wojskowy (nie dyplomacya to aby?:) spędził, nad sojuszem i układem wojskowym pracując. A że wracając, cależ inszych cyrkumstancyj zastał - z Marszałkiem ode spraw publicznych odsuniętym, to i sam się na prośbę własną w tzw. stan nieczynny przeniósł. Zapewne do tego się Piłsudski odniósł w dedykacji swojej, której Długoszowskiemu na egzemplarzu swego "Roku 1920" napisał: „Szaleńcze, co uzdę starasz się nakładać sam sobie nie dla starej przyjaźni, lecz dla honoru służby ze mną ...” Przy innej okazji miał stwierdzić:  "To jest człowiek, któremu ja wierzę bezwzględnie, człowiek najbardziej honorowy w armii".
  Wieniawa powrócił ku armijej w 1924 roku, jeno nie do służby liniowej, a na kurs w Wyższej Szkole Wojennej*. Kursu tegoż z wysoką, siódmą lokatą pokończył, co w chwili, gdy piłsudczycy wyraźnie w odstawkę szli, tyle znaczyło, że forów przy tem nie miał nijakich i sobie jeno wszytkiego zawdzięczał.
  Przydzielony później do Inspektoratu Armii, zajmował się w niem sprawami organizacji jednostek wojskowych i dyslokacyi onych, co się niezwykle przydatne pokazało, jako z wiosną 1926 piłsudczycy poczęli puczu szykować. Nie kto inny, a Wieniawa właśnie, wiedząc wybornie z kontaktów swoich, którzy z dowódców Marszałka poprą, zadbał o to, by w dniach kluczowych właściwe jednostki wokół Warszawy były, zasię Piłsudskiemu przeciwne jak najdalej... W dniu zamachu został nawet rano aresztowany, ale na polecenie Becka zwolniono Go. Po słynnym spotkaniu na moście z prezydentem Wojciechowskim, Piłsudski nakazał mu na nim zostać, jak mniemam spodziewając się może jakiego sygnału do spotkań ponownych, że jednak status Wieniawy jako jakiego łącznika między głównemi adwersarzami określony nie został, wrychle Go znów aresztowano i godzin kilka** przesiedział w zamknięciu.
   Po przewrocie majowym, gdzie piłsudczyków wielu w górę szło i awanse dla zaufanych były powszechnością, Wieniawa ze swem brakiem ambicji był kimś wręcz nierzeczywistym. Beck wspomina, że  odmowy Długoszowskiego doprowadzały do wybuchów u Marszałka: "ciskając czapką krzyczał: Nieszczęście z tym Wieniawą, mógłby być ambasadorem, mężem stanu, a on nic tylko mnie nudzi, że chce szwoleżerami dowodzić". Oprócz posad w dyplomacji proponowano Wieniawie dowództwo brygady kawalerii, potem dywizji, On jednak się tak zaparł przy żądaniu, by Go do szwoleżerów ukochanych posłano, że koniec końców dopiął swego. Dostał ten pułk z końcem września 1926 roku i pozostał jego dowódcą do końca 1931 (formalnie 1 stycznia 1932), nawet gdy równocześnie przyszło mu funkcyj innych pełnić***
   Niechybnie był to w Jego żywocie okres najszczęśniejszy i najbujniejszy. To, coż o Niem rozpowiadano i rozpowiada się do dziś, Jego legendy zarówna ta ciemna, jak i jasna z tegoż właśnie okresu się najwięcej wiodą. Pułku swego kochał niczem istotę żywą, choć jeśli inspekcyonującym wierzyć, dopuścił do zaniedbań stajni, jenerał Juliusz Rómmel wielce przykrych rzeczy o wyszkoleniu pułku pisał, w co nawet żem wierzyć skłonny, mimo iż Rómmel akurat nijakiem dla mnie autorytetem nie jest, ale to już insze sprawy...
   Wydaje się, że Wieniawa istotnie więcej się skupiał na tem, jako się pułk w paradzie prezentował, niźli na wartości bojowej jego. Godzinami roztrząsał kwestyje w rodzaju jakie proporce u trąbek trębacze mieć winni, ale  przecie pułku nie zmarnował, jak to Mu czasem zarzucano. We Wrześniu, pod inszem co prawda dowództwem, przecie się jednak szwoleżery sprawiły nie gorzej (jeśli nie lepiej) niźli pułki insze!... Prawda, że to pod dowództwem inszem, a i lat parę minęło od Wieniawowej komendy, przecie to ludzie Wieniawy i duch Jego ten pułk do boju prowadzili... Na obronę Wieniawy przypomnieć się godzi, że wojsko ówcześne Kompanii Honorowej nie miało, a choć istniał przy Prezydencie szwadron przyboczny, przecie jednak najczęściej szwoleżery tej roli pełniły...
 Wieniawie też pułk szczególnej z miastem więzi zawdzięczał. Bodaj nie było uroczystości jakiej ważniejszej, bez szwoleżerów udziału, wliczając w to i powitania dostojników wszelkich. Kiedy do Warszawy przybył król Afganistanu, Amanullah-Khan, imieniem rządu witał go właśnie dowódca szwoleżerów, a ów egzotyczny władca tak był tem powitaniem zachwycony, że nadał Wieniawie tytuł książęcy, obdarowując Go przy tem  przysługującym do tytułu książęcym płaszczem. Z inszych towarzysko-wojskowych innowacyj spomnieć wypadnie tradycyi przezeń zaprowadzonej, że raz w miesiącu się oficerowie pułku (z żonami!) na uroczystej kolacyi spotykali.
   Zdjęcie, co je poniżej zamieszczam, podług mnie, mówi wszystko o relacyjach wzajemnych 


 tych panów... Pisałżem ongi że Piłsudski, syna rodzonego nie mając... podług mnie, na Wieniawy części tych afektów niespełnionych przelał, a i ten Marszałkowi, niczym Oćcu ukochanemu odwzajemniał... Prawda, że były chwile różne. Wielce znamienny list, co go Wieniawa najpewniej z końcem lat dwudziestych (może z początkiem trzydziestych) popełnił...
 " Komendancie!
   Zabieram się do tego listu od miesięcy, może nawet od lat. Zdaje mi się, że łatwiej mi będzie pisać do Komendanta niż mówić z sensem, kiedy stoję przed Komendantem i widzę w oczach Komendanta niechęć, zniecierpliwienie, odrazę. Wtedy dlawi mnie za gardło i nieśmiałość, z jaką zawsze, od poczatku, stawałem i staję przed Komendantem, i złość na siebie za zabieranie drogiego Komendantowi czasu pracy czy tak samo drogiego czasu odpoczynku, w ogóle złość na siebie, a trochę i żal do Komendanta za to, że Komendant zamknął przede mną swoje serce. [...] A teraz, Komendancie, moje winy, moje ciężkie winy. Niech się choć w części usprawiedliwię, niech choć wytlumaczę gdzie ich źródło. [...] Za czasów, kiedy byłem adiutantem Komendanta w Belwederze, powiedział mi Gienek Piestrzyński, że jedna z osób bliskich Komendantowi powiedziała o mnie, że robię przy Komendancie karierę. Został mi od tego czasu pewnego rodzaju uraz psychiczny, niezwykle silny i bolesny, w formie lęku przed tego rodzaju opinią, i ambicja dochodząca do przekory, do manii, by nikt nie mógł mnie zaliczyć do liczby tych, co robią karierę przez przypadkowe zetknięcie się z Komendantem. Dlatego, Komendancie, nie przez lenistwo ni przez sobkostwo, lecz przez pokorę, ale i przez przekorę uchylałem się od przyjęcia różnych, niejednokrotnie zaszczytnych obowiazków. A potem przychodził żal i rozpacz, że Komendantowi, właśnie Komendantowi robię zawód, stąd lekceważące gesty w stosunku do samego siebie, stąd głupstwa i szaleństwa.
 Czy ludzie informujący o mnie Komendanta czasem nie przesadzają, nie wiem. Nie wiem, czy zazdrość i zawiść, a mozże jeszcze inne rzeczy, nie odgrywają tu roli, nie wiem, ale boję się czasem, że tak jest, mimo że nikomu, poza wrogami Komendanta, nie stawałem na drodze do Was Komendancie. Ludzie są już tacy. 
 To wszystko, choć właściwie miałbym dużo do powiedzenia. To wszystko. Niczego od Komendanta nie chcę, nie domagam się. Chciałbym jedynie, żeby Komendant, mając kiedyś wolną chwilę, zechciał spojrzeć na mnie dobrym spojrzeniem i żeby Komendant zechciał mi wierzyć, że na tym dobrym spojrzeniu najbardziej ze wszystkich rzeczy mi zależy. "
   Winy, o których Wieniawa pisze, to najczęściej wszelkiego rodzaju skandaliki, nieustannie Długoszowskiemu towarzyszące, a które Ów mógł podejrzewać, że niechętni Mu wykorzystują, by Go przed Marszałkiem oczernić... Podług mnie, naddane były te obawy, skoro uszedł Mu nawet i skandal największy z pogrzebem króla Jugosławii Aleksandra (1934), gdzie Wieniawa rzeczywiście przewinił ciężko, upiwszy się w pociągu do tego stopnia, że na pogrzebie delegacya polska w Jego osobie absencyjonowała. Insza to rzecz, że za powrotem Wieniawa rozbroił Marszałka arcyzręcznie, dowodząc że przejrzał Wodza na wylot, a i tego, od czego się odżegnywał cięgiem, że dyplomatą był wybornem.
   Stawił się bowiem u Marszałka we fraku, co wściekłego Komendanta, jeszcze i bardziej rozjuszyło i Ów niemal warknął do Wieniawy, wytłumaczenia żądając, cóż to za maskarada. Na co Wieniawa wyjaśnił, że wie że przewinił ciężko... jak nigdy jeszcze, tedy spodziewa się po mordzie wziąć, a że honor munduru Mu droższy nad wszystko, tedy by munduru generała polskiego nie deprecyonować, wolał na owo bicie po pysku po cywilnemu przyjść... Że Marszałek człek nietuzinkowy, to i pono udało Mu się powagę utrzymać (przynajmniej póki Wieniawy za drzwi nie wyrzucił), przecie jednak machnął ręką, ze szczętem tem dictum rozbrojony i Wieniawie odpuścił, jak odpuszczał już i przódzi dziesiątki, jeśli nie setki razy... Nawet jako Pani Marszałkowa za bal w Resursie Kupieckiej pod Jej patronatem organizowany, głowy nieledwie Wieniawy żądała za to, że Ów pannom na temże balu debiutującym ukradkiem koniaku do wazy z ponczem dolał... Pono chciał, by się dziewczęta mniej skrępowane czuły...:))
  Podobnych historyj jest o Wieniawie multum. Co gorsza, wiedzieć nam o tem, że niektórych sam o sobie tworzył i w obieg puszczał, a dziś już wielce ciężko oddzielić jedne od drugich. Mniemam, że jedna ze słynniejszych, o wjeździe na koniu do Adrii, właśnie z tych drugich się wiedzie...w każdem razie ktoś, kto wielce dobrze znał Adrię i wejście do niej, upewniał mię, że nawet karzeł na kucyku by się nie przecisnął, a cóż dopiero Wieniawa...
   Rozrasta się owa thema, zda mi się że już ponad miarę Czytelniczej cierpliwości... a tyleż jeszcze spraw, o których by pisać wypadło:((... Cóż...może przebaczą :)) (przyjdę we fraku...:))
 c.d.n.
_______________________________________
* odpowiednik dzisiejszej Akademii Sztabu Generalnego. Absolwentom dawało to prawo pisania się oficerem dyplomowanym np. płk.dypl. i zazwyczaj bywało odskocznią do większej kariery.
** do uwolnienia przez żołnierzy 21 Pułku Piechoty
*** 31 X 1927 r. Długoszowski został mianowany I oficerem sztabu w Głównym Inspektoracie Sił Zbrojnych. Pod koniec lutego 1929 r. na rozkaz Piłsudskiego Wieniawa został komendantem Garnizonu i Placu Miasta Stołecznego Warszawy. Następnie, po półtora roku, objął dowództwo 1. Brygady Kawalerii (5 XI 1930 r.) i jednocześnie stał się zastępcą dowódcy 2. Dywizji Kawalerii (5 XI 1930 r.), którą to de facto dowodził

20 czerwca, 2012

O inszych twarzach Wieniawy...III


  Piłsudski wielekroć powtarzał, że Wieniawy miejsce jest w dyplomacji. Tłumaczył mu, że choć jest dobrym żołnierzem, to twarzy żołnierskiej nie ma, że taka twarz jak jego „używana jest przez dyplomatów, wysoki kler i aktorów kinematograficznych.” :)) Na to Wieniawa kiedyś wreszcie odpalił:  "Komendancie, na dyplomatę się nie nadaję zupełnie. W kawalerii można czasem robić głupstwa, ale nigdy świństw. W dyplomacji odwrotnie – często świństwa, ale nigdy głupstw. Wolę pozostać w kawalerii."
  Ale przyznać przyjdzie, że w tym sporze, to Piłsudski miał racyę. Nie chciałbym generalizować, że miał Marszałek dar jaki dostrzegania w ludziach ich cech najlepszych, bo na wielu inszych bym dowieść mógł czegoś wręcz przeciwnego... Przecie, co się Wieniawy tyczy, to jak by się Ów na to nie zżymał, miał w sobie ten dar... Wyprzedzając wypadki, przenieśmy się do Włoch roku 1939 i 1940, gdzie Wieniawa od niedawna pełni obowiązki ambasadora... Odbierał tę nominację z goryczą, traktując jej jako dowód ostatecznego odsunięcia go na boczny tor, a przecie w chwili próby, mało kto się tak spisał jak on. Mówię o kilku miesiącach po klęsce wrześniowej, gdy internowani na Węgrzech i w Rumunii żołnierze za wszelką cenę się ku Francyi i tworzonej tam armii polskiej przekraść chcieli... Zali to nie najwyższej próby dyplomatą trza było być, by uzyskać zgody włoskiego ministerium zagranicznego w osobie hr.Ciano (zięcia Mussoliniego!) i italskiego Sztabu Generalnego na to, by nie dość, że się ów tranzyt przez Włochy (jakby nie patrzeć sojusznika Hitlera przecie!) za zgodą rządu włoskiego odbywał... aleć nawet i na jego koszt!!!???  Dopieroż kilkukrotne ostre niemieckie protesty temuż kresu położyły!
   Wcześniej krzynę; jako Marszałek pomarł i do pogrzebu przyszło, cależ nie było tak prosto, by Piłsudskiego na Wawelu chować. Mieli hierarchowie przeciw temu wiele: że nawet jak nie socyał, to liberał i mason niechybnie, że krew polską w bratobójczem boju przelał, nareście że te śluby Jegoż i z katolicyzmem rozbraty i powroty wątpić każą o szczerości wyznania komendantowego... Długich trza było rozmów Wieniawy z metropolitą krakowskim Adamem Sapiehą, nim  doprowadziły w końcu do podjęcia przez arcybiskupa decyzji. 18 maja 1935 roku odbył się gigantyczny i wspaniały pogrzeb Marszałka... Przyznać się godzi, że miał Sapieha i za sobą poniekąd głos samego Komendanta, co za okazyją sprowadzenia do Polski prochów Słowackiego*, miał od Piłsudskiego przyrzeczone, że to ostatni w podziemiach katedry na Wawelu pogrzeb...  A że Piłsudskiego klechy nie wielbiły, niechaj starczy tego, że biskup kielecki zakazał bić w dzwony, jako pociąg z trumną Marszałka przez miasto przejeżdżał! 
   I wreszcie historyja, której dziś opowiedzieć pragnę, a na której kanwie niebłahego filmu by szło nakręcić, a podług woli akcentów kłaść bądź to na sensacyjność, bądź na romansowy onej charakter... Mnie jednak więcej o tem dumać jako o możnościach, złośliwością Fortuny zniweczonych, o czem żem ongi nawet i dumał, zali w cyklu "Co by było, gdyby..?" o tem nie pisać... Ale idźmyż ad rem...
   W marcu 1918 roku Wieniawa zdezerterowawszy z austryjackiego wojska posłany został przez POW na tereny Rossyi, za przyczyną obadania nowych możności tworzenia tam oddziałów polskich. Dziś nam się fantasmagoryją zda  rojenie o możności wspólnego z Hallerem języka znalezienia, aleć Rydzowi-Śmigłemu Wieniawę delegującemu marzyło się spróbować kontaktu poszukać z Hallerem się na Ukrainie znajdującem i swój II Korpus tam formującem. Do dziejów durnoty zaś zdałoby się w misyi tak sekretnej posyłać Wieniawy, co po rosyjsku ledwo co wydukać zdolił, a fizys miał taką, że prędzej by się Chińczyk w jakiem tłumie skrył  niźli On... A przecie, podawszy się za włościanina ukraińskiego, do Kijowa dotarł. Tameczny Komendant POW, Bogusław Miedziński przyjął Go z otwartemi ramionami i poruczył szukać sojuszników przeciw Austryjakom i Niemcom. Wieniawie nie dość, że się pofortunniło z misyją wojskową francuską skomunikować, to i za onych staraniem z ludźmi Hallera, nareście z samem jenerałem!
  Jako się obadwa spotkali, Wieniawa musiał na Hallerze niemałego wrażenia uczynić, bo ów Długoszowskiemu z punktu u siebiu dowództwo pułku ułanów chciał powierzyć. Wieniawa jednak wyżej mierzył: zamyślał skłóconego z piłsudczykami Hallera na powrót do jedności działań namówić!  I przyznać trzeba, że był tegoż wielce nieodległy... Tamtego to właśnie czasu przyszło do bitwy pod Kaniowem, o czem sposobność pisać będzie przy święcie 6 Pułku Ułanów Kaniowskich, a po klęsce w tem starciu Haller wielekroć bardziej był do kompromisu skory... Wieniawa zresztą arcypięknie się Hallerowi zasłużył całego aparatu piłsudczykowskiej POW na Kijowszczyźnie uruchamiając, by ucieczki podkomendym Hallera z niewoli niemieckiej ułatwić... dodajmyż ze skutkiem wielce pomyślnem:)**
   Istotne w tej historyi to, że Haller się zgodził z POW spółpracować, uznając koncepcję wspólnej przeciw Niemcom i Austryjakom walki za nadrzędną wobec różnic ich dzielących. Nie bez znaczenia pewnie i to było, że Wieniawa imieniem piłsudczyków ( do czego z pewnością nie miał pełnomocnictw) uznał Hallera dowódcą wszystkich sił polskich poza terenami zajętymi przez Niemców i Austryjaków. Uzgodnili, że się Haller będzie ku Francyi kwapił, bo w Rossyi możności działania coraz i więcej ograniczone być poczynały, nim to jednak nastąpi na spotkanie wtóre się umówili, jeno w... Moskwie, gdzie władze misyi francuskiej rezydowały.
  Aliści nim Wieniawa do Moskwy był dotarł, Hallera endecy na powrót przekabacili i ku Francyi przez Murmańsk ekspediowali. Wieniawa zamiast Hallera zastał jeno Stanisława Grabskiego, z którem próżna nawet była i o spółdziałaniu rozmowa, ale już z francuskim jenerałem Lavergene'm udało się nawet i dostawy broni i pieniędzy dla POW uzgodnić! Wieniawa jednak uparł się za Hallerem gonić i w ślad za jenerałem do Murmańska podążył... Ano i tu oto pytanie owo: cóżby było, gdyby swego dopiął? Zali by znów i Hallera nie przekabacił? Nadto wielce sobie roję, że "Błękitna Armia" z Francyi by w zgodzie najpełniejszej z byłymi "legunami" działała? Że marzy mi się, że o konflikt jeden chocia w Międzywojniu by było mniej? Może i endecy, nie tak silni Hallerowym poparciem, by z tonu co spuścili? Narutowicza może by i nie ubito? Pokój w Rydze inaczej by wyglądał? Ano...nie dowiemy się tego nigdy... Wieniawa bowiem Hallera nie dogonił, bo pociągu bolszewicka Czerezwyczajka zatrzymała, a że Długoszowskiego z miejsca nie rozstrzelano, to jeno dzięki temu, że się za francuskiego oficyjera podał. Osadzono Go na moskiewskiej Łubiance, później na Tagance, i choć "trzymał fason" bawiąc spółwięźniów skeczami i kupletami, przecie za tych kilka tygodni posiwiał potężnie, ustawicznie się egzekucyi swej spodziewając... Nie zginął jednak... Ocaliła Go spotkana przypadkiem na moskiewskiej ulicy kilka dni wcześniej... mecenasowa Berensonowa, owa niechętna znajoma z czasów paryskich:)))
  Jak sam później wspominał, osłupieli na swój widok oboje, a że "od zdziwienia do podziwu jest bardzo blisko, a od podziwu do zakochania już tylko krok",:)) dawna antypatia poszła precz, miejsca afektowi wielgiemu ustępując:))... Nie wiedzieć nam w szczegółach, kogóż pani Bronisława do wstawiennictwa za Bolesławem zażyła. Chodziły słuchy o Julianie Leszczyńskim-Leńskim, przywódcy komunistów polskich...ba! nawet i o samem Dzierżyńskim!
  Dość, że Go uwolniono, najpierw warunkowo z zakazem Moskwy opuszczania, zasię później, gdy się jako przedstawiciel POW odsłonił, pertraktacyj z Nim wszczęto usiłując wybadać odnoszenie się owej nowej, nieznanej polskiej siły do Rossyi, takoż do bolszewików samych... Wieniawa się brakiem pełnomocnictw wymawiając, uzyskał koniec końców zgodę na wyjazd po owe plenipotencyje. Pierwsza próba, przez Finlandyję się nie powiodła, gdzie znów ledwo uszedł z życiem, zasię wtóra przez linie niemiecko-bolszewickie, gdzie powracającego z niewoli oficyjera austryjackiego udawał... owszem.
  Do Warszawy dotarł niemal zaraz po powracającym z Magdeburga Piłsudskim, u którego wraz się zameldowawszy, powitany został jak duch nieomal... W Polszcze bowiem hyr dawno poszedł, że Wieniawy bolszewicy ubili, a familija nawet i na mszę za spokój Jego duszy dawała.
   Piłsudski Go 17 listopada mianował ponownie swem adiutantem osobistym (w randze rotmistrza) i z punktu wysłał z misyją do Paryża, gdzie miał listów jednego Marszałka (Piłsudskiego)*** drugiemu (Fochowi) przekazać, zasię i owo stracone z Hallerem spotkanie nareście odbyć i na rzecz jak najrychlejszego przyjazdu "Błękitnej Armii" do kraju działać. Wszytkich tych zamierzeń Wieniawa dopełnił i choć o komitywie z Hallerem ani już co marzyć było, przecie swego dopięli... hallerczycy z wiosną 1919 poczęli zjeżdżać do Polski. Sam Wieniawa powrócił z końcem marca, wcześniej spraw swych osobistych dopilnowawszy: swego rozwodu ze Stefanią i Bronisławy Berensonowej z mężem-mecenasem.
  Wkrótce i ona zjedzie do Warszawy, pewnego i skandalu swemi krótkiemi paryskiemi sukniami czyniąc:)) Ku zawodowi wciąż kochającej Marii Sulimy, Wieniawa się z Bronisławą ożeni, a w sierpniu 1920 nie tylko "cud nad Wisłą" będzie miał miejsce:)) Także narodziny małej Zuzanny Długoszowskiej, której ojcem chrzestnym będzie Piłsudski:))
 c.d.n.
___________________
* w 1927. Prochy Słowackiego do Gdyni dotarły na pokładzie statku "Wilia" natomiast do Krakowa wiózł je... stateczek wiślany "Mickiewicz"!:)
** podobnie zresztą jak po późniejszym rozbrojeniu i rozbiciu I Korpusu Dowbór-Muśnickiego
*** wiem, że to anachronizm, bo Piłsudski marszałkiem został dopiero 19 III 1920 roku, alem się tej konstrukcyi oprzeć nie umiał:)))

18 czerwca, 2012

O inszych twarzach Wieniawy...II


  Rozstalim się pozawczora z bohaterem naszem, jako do Piłsuskiego przystał, a czas pożogi światowej nad horyzont nadciągnął. W Paryżu niemal nic Go nie zatrzymywało, bo małżeństwo ze Stefanią od dawna już czystą fikcyją było. A że lipcem 1914 w możność zapobieżenia wojnie bodaj już nikt nie wierzył, "Strzelcy" ściągali z połowy Europy do Galicji, by być gotowemi wystawić jak najrychlej możebnie największy polski oddział.
  Długoszowski zameldował się w Oleandrach  pod koniec lipca, a do wybuchu wojny (1 sierpnia) zdążył jeszcze zbałamucić aktoreczkę warszawską Marię Sulimę, bawiącą na gościnnych występach w Teatrze Słowackiego:)) Zbierający się w Oleandrach strzelcy przybierali sobie rozmaite pseudonimy, Długoszowski przyjął za swój własnego rodowego herbu. W wyruszającej do boju Pierwszej Kadrowej Długoszowski miał przydział do czwartego plutonu Jana Kruszewskiego "Kurka" (sekcja Mirosława Kowalskiego "Huka").
   Całej Jego piechocińskiej karyery trzy dni raptem było:). 10 sierpnia, jako jeno w Wodzisławiu pod Jędrzejowem konia pozyskał,  przystał do Beliny i jego ułanów, zarazem swój pierwszy awans na kaprala uzyskując. Chrzest bojowy przeszedł w Kielcach, których najpierw piłsudczycy zajęli bez walki, zasię wkrótce rosyjska kawaleria wyprzeć ich probowała. Potyczek dalszych wyliczał nie będę, jeno spomnę, że już 20 sierpnia Wienianiawa był wachmistrzem i w tymże stopniu swego pierwszego dowództwa objął; 3 sekcji w plutonie pirwszem w 1 Szwadronie Ułanów Legionów Polskich, bo do tego się w międzyczasie "patrol" Beliny rozrósł. Śród zdarzeń schyłek pirwszego wojennego lata znaczących bym chciał wyliczyć wizytę beliniaków w Oblęgorku u Sienkiewicza... różne o tem późniejsze relacyje i po dziś dzień nie wiedzieć nam, z kim najwięcej wielki pisarz rozmawiał: z Beliną, czy z wymowniejszym Wieniawą...
  Z listopada początkiem, gdy Moskale naciskać ostro poczęli, a Austryjacy cofając się ani nie zadbali, by legionowym oddziałom wieści stosownych posłać, jeno działaniom kawaleryjskich patroli zawdzięczać, że się Piłsudskiemu udało po mistrzowsku zgoła Rossyjan wymanewrować i zguby uniknąwszy, z brygadą całą do Krakowa dotrzeć. Za toż Wieniawy awansem kolejnem nagrodzono i 12 listopada był już podporucznikiem i dowódcą 1 plutonu w 1 szwadronie  Gustawa Orlicz-Dreszera. 6 grudnia po raz pierwszy się szerzej wsławił odwagą niezłomną, której później Mu w Legionach niemal za bilet wizytowy mieli... Pod Marcinkowicami, ułany przeszły mostu na Dunajcu i na tak srogi opór Rossyjan natrafili, że o natarciu dalszem ani mowy być nie mogło. Przeciwnie, jako tamci z armat prać gęsto poczęli, jeno już o salwerunku możebnie chyżym myśleć przyszło. Mało komu się po moście wrócić udało, Wieniawa reszcie poruczył  przez rzekę po lodzie łamiącym się wracać, do ostatka broniąc odwrotu inszych, zaczym sam się nie cofnął „defilując ponad kilometr pod skoncentrowanym ogniem ręcznych i maszynowych karabinów.”  Za ten czyn już po wojnie, w 1921 roku, otrzymał Krzyż Virtuti Militari.
    Koniec grudnia i niemal pół stycznia 1915 roku ułany doczekały w Rajbrocie, odpoczywając. Sylwestra spędził z niemi Piłsudski, którego w toaście obszernem Wieniawa tak uhonorował:
„zacząłem moją mowę od tłumaczenia, dlaczego to twórcę Legionów, wskrzesiciela wojska polskiego nazywamy obywatelem Komendantem, nazwą tą podkreślając niezmiernie rzadkie w jednym człowieku połączenie cnót, zalet i wartości wodza z jednej, obywatela zaś z drugiej strony. Wspomniałem później, jak to w historii naszych walk o niepodległość, przed stu laty z górą, mieliśmy już męża jednoczącego w sobie te cnoty. Był nim Tadeusz Kościuszko, ongiś również jak nasz Komendant przez najciemniejsze elementy ówczesnej Polski namiętnie zwalczany, którego żywa część narodu i wojska pod jego rozkazami walczące nazwały swoim Naczelnikiem. W imieniu tedy Kawalerii życzyłem Komendantowi, by Nowy Rok, przynosząc spełnienie naszych nadziei, cały naród pod jego, jako Naczelnika, rozkazami zespolił i dał naszej ojczyźnie nad wszystkimi wrogami ostateczne zwycięstwo. Ten mój toast sprawił, że znacznie później, bo w 1919 roku, kiedy Komendant został Naczelnikiem Państwa, dawni moi koledzy z I pułku ułanów legionowych oraz nowi z Adiutantury Generalnej nazwali mnie „Wernyhorą z Rajbrotu”.  
   Nie dziw, że to Wieniawie koledzy tegoż toastu poruczyli. W Legionach, okrom niebywałej odwagi, zasłynął też jako autor niezliczonych kupletów, prostych, dosadnych, nieraz i ze szczętem niecenzuralnych, co wojennej niedoli cokolwiek rozjaśniały... Poniekąd i temu talentowi swemu, ćwierć wieku później, swoich kłopotów zawdzięczać będzie. Legiony bowiem nadzorowane były przez Departament Wojskowy Naczelnego Komitetu Narodowego, na czele którego stał zorientowany proaustriacko Władysław Sikorski. Piłsudskiemu i ludziom jego, ustawicznie przez Austryjaków lekceważonym i umniejszanym w swem statusie, Departament się musiał ostoją serwilizmu widzieć... Jakoż jeszcze Austryjakom się zachciało Sikorskiego na pułkownika awansować i medalu za odwagę przyznać, choć ów się na krok zza biurka w tamtem czasie nie ruszył, w Legionach zawrzało. Wieniawa na poczekaniu wielce ucieszny "marszyk" wysmażył pod tytułem "Pan pułkownik idzie na front"... w najśmielszych snach nie śniąc pewnie o tem, że u człeka tegoż za lat dwadzieścia pięć przyjdzie Mu o jakibądź przydział do wojska polskiego żebrać...
   W marcu 1915 roku został porucznikiem, a w czerwcu bodaj po raz pierwszy przyszło Mu na zlecenie Piłsudskiego sekretnej i arcydelikatnej misji wypełnić. Nie dowierzając intencyjom austryjackim Piłsudski nakazał Wieniawie sekretnie sąsiądującej brygady piechoty szpiegować, zali nie probuje ona jakich działań ku rozbrojeniu Legionów czynić. W przyszłości miał Wieniawa misyj najosobliwszych pełnić nader wiele dla zaufania absolutnego, którem Go Komendant obdarzał. W sierpniu Piłsudski zabrał Wieniawę do Warszawy, gdzie się sekretnie przedstawiciele obozu niepodległościowego spotkali, by radzić nad strategią dalszą. Wtedy to uchwalono, wobec austriackiego przeciw Legionom oporu, by onych nie rozbudowywać więcej, pobór ochotnika strzymać, zasię kadry tajnej Polskiej Organizacji Wojskowej rozszerzać. Musiał się Wieniawa Komendantowi w tych misyjach udać szczególnie, bo obietnicy wcześniej danej wbrew, do szwadronu swego już nie wrócił. 20 września został oficyalnym adiutantem Piłsudskiego, a i wrychle do największej konfidencyi dopuszczon, był i zaszczytu trudnej i ciężkiej, przecie jednak przyjaźni dostąpił... Jako po chorobie ciężkiej Komendant zapragnął na łono Kościoła katolickiego powrócić* , świadkami byli właśnie Długoszowski i Sosnkowski. Z pewnością też spędzili razem Święta Bożego Narodzenia 1915 roku, a na Wielkanoc 1916 Piłsudski dał się Wieniawie do Bobowej zaprosić, gdzie matka Bolesława rzekła doń:" Nie znam się na polityce, wojnie i wojsku i na tym, co pan robi, ale musi być Pan czarodziejem, bo nauczył Pan mojego Bolka posłuszeństwa."
 W lipcu 1916 Rossyjanie podjęli wielkiej ofensywy, a dla Legionów wszczęła się wielce dramatyczna, trzydniowa bitwa pod Kostiuchnówką na Wołyniu, gdzie Wieniawie znów się odznaczyć przyszło, gdy na reducie wysuniętej 5 pułku piechoty niemal okrążono, a grad pocisków zerwał z niemi wszelką łączność. Żadem z łączników się pójść nie ważył, ale Wieniawa poszedł! Ba, dwakroć tegoż dokonał: raz, by cyrkumstancyj na reducie rozeznać, dwa, gdy onym rozkazu odwrotu zanosił... Niechybnie uwziął się tam nań jaki strzelec rossyjski, szczęściem nie nadto wyborowy. Po latach Wieniawa tak to opisze: „Doszedłem do wniosku, że ten byk musi mnie w końcu upolować, ale zdawałem sobie sprawę, że jeśli przyspieszę kroku, albo, broń Boże, zacznę biec ,,lub jeśli tylko pokłonię się dokuczliwym kulom, piechocińcy wezmą mnie na języki i do końca wojny będą się nade mną znęcali.(...) Takiej frajdy, ja ułan, nie mogłem sprawić obywatelom piechoty.”
   Przyznam, że choć mi pewnie i tak bezkrytyczne uwielbienie zarzucać kto będzie... żem się cały onej fanfaronadzie był wzburzył. Owszem: jest rzeczą oficyjera liniowego strach swój pokonać, ludziom podłegłym przewodzić, aleć na azard życie swoje po próżnicy wystawiać, to...całkiem już i durnota, i niesubordynacyja w szerszem tegoż słowa sensie, bo i przykład podkomendnym zły i strata niemała wojsku własnemu, co nie po to ekspensem znacznem oficyjera kształciło, by ów się ubić dał niczem zając jaki...
  Wrychle potem relacyje Piłsudskiego ze zwierzchnością austryjacką do takich przyszły wrogości, że się Piłsudski do dymisyi był podał. Wieniawa pozostał w wojsku, w kwietniu 1917  obejmując dowództwo 4 szwadronu w 1 Pułku Ułanów. W czasie kryzysu przysięgowego nawet cosi na kształt buntu przeprowadzić probował i na dzień jeden samowładnie się dowódcą pułku nominując, działaniami buntujących się kierował. By do rozlewu krwi nie przyszło, Wieniawa ustąpił koniec końców, co się skończyło tem, że po uwięzieniu Piłsudskiego i Wieniawę dotknęły represyje... Wcielono Go do austryjackiej armijej i zdegradowano do szeregowca. Dwie niedziele nawet na odwachu przesiedział, zaczem przez znajomości familijne nie załatwiono Mu przydziału do lazaretu w Nowem Saczu (miał przecie medyczne papiery!) ... Obawy Wieniawy, że po z górą latach dziesięciu, jako praktykować przestał, niewiele z tego dobrego będzie, sprawiły że się ściśle najpierwszej Hippokratesowej zasady dzierżył** ordynując: „od pępka w górę – aspirynę, od pępka w dół – rycynę.”
   Najpewniej w tem czasie ścisłego kontaktu z POW mając, do Komendy Głównej onej organizacyi Go powołano i to na jej rozkaz, kwietniem 1918 roku zdezerterować Mu z austriackiej armii przyszło, by na terenie Rossyi nowych możebności działania probować...aleć o tem już następnem razem prawić nam przyjdzie....
___________________________________
* pierwsza żona Piłsudskiego, Maria z Koplewskich Juszkiewiczowa była ewangeliczką, tedy by ślub zawrzeć, Piłsudski był przeszedł na protestantyzm 24 maja 1899 roku.
** Primum non nocere - Po pierwsze: nie szkodzić.

16 czerwca, 2012

O inszych twarzach Wieniawy...


  Miałżem rzec, że o wszytkich Wieniawy obliczach pisać będę, alem pomiarkował, że wszytkich to nie wiada zali i Onemu znać było... tak czy siak o to idzie, by wszytkim co Onegoż  jeno jako birbanta, szaławiłę, bałamuta niewieściego (ponoć niezrównanego w tem względzie:)) i galanta salonowego pomną, w całości podług i zasług, i przewin wystawić...
  Dziecię, któremu trojga imion (Bolesław Ignacy Florentyn) nadano, porodziło się w Maksymówce pode Lwowem 26 lipca 1881 roku we familii o wielce starych szlacheckich tradycyach. Między przodkami swemi miał ów młodzian powstańców i z Listopadowego, i ze Styczniowego Powstania, tedy nie dziwno nam, że całeż Onego wychowanie wybitny rys patryjotyczny mieć musiało.
  Pokończywszy gimnazyum we Lwowie, przyszło się do nowo nabytego majątku familijnego w Bobowej przenieść, tedy i matura w Nowem Sączu pisana, dodajmyż z opóźnieniem trocha, bo nasz młodzian klas jednak repetował:)) I tutaj pierwsza z tych Wieniawy twarzy, o której mało komu wiedzieć, że studyów pokończył (z wyróżnieniem dodajmyż!!!) na Lwowskiem Uniwersytecie, pełnoprawnego tytułu doktora nauk medycznych otrzymawszy Anno Domini 1906. Nawet i praktyki podjął u wielce cenionego okulisty, professora Burzyńskiego! A przecie jeszcze studentem będąc, w kręgi lwowskiej cyganerii postąpił, co się najochotniej w podziemiu kawiarenki Sznajdra zbierała. Udziwisz sie zapewne, Czytelniku Miły, całej przyszłej sławy alkoholowej Wieniawy znając, aleć pomimo person znamienitych, za kołnierz nie wylewających, których młodzian nasz był tam zapoznał (Przybyszewski, Staff, Kasprowicz, Żuławaki(Jerzy), Makuszyński), Bolkowi jeno wody sodowej z sokiem malinowem u Sznajdra pić było...:))
   Za Przybyszewskiego podszeptem pierwocin pióra, pono nader mrocznych, popełnił i tam też, we Lwowie najpierwszych jegoż frasunków miłośnych Mu rozstrzygać przyszło. Burszem wciąż będąc, zaręczył się z poznaną na potańcówce studenckiej, Marią Balatsis, było nie było... córką rektora! Jednakowoż na inszem balu, za sprawą "białego walca", przy którem Marysię ubiegła blondyneczka pewna, co na Wieniawę parol zagięła, narzeczeństwo zerwano i świeżo upieczony doktorek poślubił ową blond piękność, Stefanię Calvas, adeptkę konserwatorium lwowskiego. Za jej to sprawą i zapewne...własnej duszy artystycznej pociągnął w świat daleki, a blejtramami świeżem olejem pokrytym pachnący... Studia poczęte na berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych porzucił dla Paryża, ówcześnej Mekki wszytkich mistrzów i wyrobników pędzla i dla  Montrparnasowych wędrówek...
  Stefania, ku karyerze operowej mierząc,  na nauki do słynnego ówcześnie Jana Reszke się wpisała, Wieniawa zasię w malarskiej Akademii Colarossi począł brać nauk swoich. Imaginacyję mam sporą, tedy zdoliłem sobie tego fanatyka munduru wystawić w stroju, w jakiem się w on czas pono nosił: w wąskich spodniach sztruksowych, koszulinie bufiastej, kapeluszu z kresami szerokiemi i w pelerynie, owym znaku rozpoznawczym malarzów paryskich:))) Zali się to i inszym uda, nie wiem:))
  Wielce Onemu na plus zapisać, że wrychle pojąwszy mierność talentu własnego w tej mierze, nie zamęczał świata płodami pędzla swego. Rzuciwszy się w wir działań inszych, więcej piórem wojować Mu przyszło. Twarze kolejne to: współzałożyciel Towarzystwa Artystów Polskich w Paryżu (1911), a w ramach tegoż twórca Koła Nauk Wojskowych. Pisywał satyryczne szopki a' la krakowski "Zielony Balonik", korespondencyje do warszawskiego "Świata" (ach, te honoraria w złotych rublach!:))... nawet wystąpił jako Czepiec w wystawionym na scenie "Weselu" Wyspiańskiego! A przy tem, przy coraz i więcej luźnem małżeństwie ze Stefanią, amorował się i brylował po kawiarniach, śród bohemy emigracyjnej naszej, podbijając wszytkich polotem i dowcipem... No...może nie wszytkich: brunetka pewna imieniem Bronisława, małżonka wielce znanego mecenasa Leona Berensona, nie skrywała, że Go ma za "zmanierowanego kabotyna" i "tandetnego kawiarnianego casanovę". Dodać wypadnie, że Onej niechętne afekta Wieniawa odwzajemniał w pełni... ani dumając pewnie, że Fortuna nie takiemi afektami się już bawiła:))
   Nie wiem, zali owo młodopolskie rozchwianie i życie doraźne, bez celu jakiego głębszego tak bohaterowi naszemu dojadło, czyli też wiew wojny nadchodzącej czując, ku wojennym rzeczom się obrócił... Koło Nauk Wojskowych wrychle do Związku Strzeleckiego niejakiego Józefa Piłsudskiego przystąpiło (1913) a insza z fantasmagorii, co bohatera naszego ujęła była koncepcyja Turcji przyciągnięcia dla sprawy polskiej. Temuż i założono Towarzystwa Polsko-Tureckiego Badań Nauki i Literatury, któremu Wieniawa sekretarzował ochotnie...
  Paryski oddział Strzelca szkolił się na broszureńkach jakich i po parkach paryskich ćwiczył (z kijami na sznurkach) musztrę i taktykę... Bolesław, kursu podoficerskiego pokończywszy, patent sekcyjnego uzyskał i w temże charakterze wykładu, przybyłego na inspekcyję, Piłsudskiego wysłuchał (21 luty 1914)...
  Mało kiedy się tak zdarza, by jakiej wielkiej  czyjej życia odmiany się tak dało, niemal co do godziny oznaczyć... Pewnie, że u Wieniawy już i grunt był po temu uszykowany, aleć charyzma Komendanta przyszłego być musiała niepomierna, skoro po tymże wykładzie (i długiej po niem rozmowie), Bolek tak do brata swego pisał: "Od dziś uważam się za żołnierza, nareszcie mam wodza.” A przecie nie gimnazistę jakiego Piłsudski swym urokiem uwodził, jeno męża statecznego! Hmmm....no z tą statecznością tom się może i zagalopował krzynę:)) Szłoż mi o to, że dojrzałego, w latach przecie chrystusowych...i to człeka, co na uwodzeniu i porywaniu za sobą znał się jak nikt:)) A przecie od tejże chwili, Wieniawa po żywota kres będzie najwierniejszym z wiernych; Lechoń napisze, że Wieniawa żył dla Komendanta, czując, że w ten sposób najpiękniej żyje dla Polski; Cat-Mackiewicz Go nazwie wachmistrzem Soroką Piłsudskiego...
c.d.n. 

15 czerwca, 2012

O skutkach wychowania na rymach Broniewskiego, medycynie krajowej i procedurach oszczędnościowych...

  Trafiło się niedziel temu dwie nazad, że Wachmistrzówna nocą na alarm bić poczęła, że nam tam kto nibyż pod oknami buszuje... Wachmistrz, na rymach Broniewskiego chowany*, porwał się ze snu głębokiego i myśląc nie nadto wiele (co się powoli staje nader przykrem stanem chronicznem:((...), pognał czem prędzej boso schodami w dół z pięterka, co się skończyło tak, że może nie tyle "runął żelaznym wojskiem", co runął w ogóle, a by upadku jako hamować, nóg rozłożył, jako nie przymierzając... tfu, a cóż ja będę przymierzał!!!
  Dosyć rzec będzie, że wyhamował, jeno stopa bosa i niczem niezbrojna w starciu z podpórką poręcz podtrzymującą okazała się cokolwiek od żelaza słabszą... W amoku jeszcze dokonana inspekcyja podwórza ujawniła jakich kotów zajętych sobą tak bardzo, że złorzeczenia Wachmistrzowe za nic miały... Powlókł się zatem Wachmistrz ku łożu nazad, co się stać miało do rana łożem boleści, zasię salwowany jakiemi maściami i okładami, już w dni parę nogę do jakiego takiego stanu prawie przywrócił... Że prawie ponoś jednak różnicy czyni niemałej, uległ był Wachmistrz namowom wszytkich, co go byli radzi u medyków widzieć i koniec końców nawiedził był te przybytki szatańskie... Jegomość Roentgen, po niemiecku mrukliwy, przecie chyży i skwapliwy, wyjawił niebawem, że "stwierdzono odłamanie kłykcia przyśrodkowego głowy paliczka środkowego V palca stopy lewej", z czegom pomiarkował tylko pierwszego i ostatniego słowa, tusząc że te w środku to nie są wulgaryzmy jakie...
  Jejmość, co się mną nibyż w tej medycynie zajmuje od kontaktu pierwszego, rąk załamała, zaczym wyprawiła mię czem rychlej z glejtem do chirurga, prognostykując mi niedziel parę w gipsie i nawet jakich porad udzielając względem odleżyn niechybnych etc. etc.   Że tegoż niemal samego prognostykowała mi Pani_Wachmistrzowego_Serca, familii z pół jeszcze tudzież wszyscy krewni i znajomi Królika, tom się rad nierad z tąż ekspektatywą pogodził....:((
  Zwiedziwszy jeszcze kilka tych medycznych przybytków, gdzie chirurg luboż absencyjonował, luboż mię za nic miał, jako i wypisane na tem glejcie "cito", trafiłżem do niewiasty nareście, co się mię przyjąć zgodziła łaskawie, tandem przez godzin następnych parę żem co do najdrobniusieńkiej kropki na ścianie był poznał tegoż kurytarza przed onej gabinetem, tudzież przypadłości z najmniej dwóch rot połamańców, co się sprzysięgli w temże samem ją dniu molestować o krzywdy jakie swoje, że już nie wspomnę o żenujących swarach względem kolejności swojej, w których i mię nie oszczędzono...
  Nareście jakem ku onej dopuszczony został, nie bez utarczki z koślawcem inszym w gębie za to biegłym (oby ci tak wszystkie zęby wypadły oprócz jednego, a ten jeden oby cię bolał po żywota kres, pohańcu!) i onej wyłożył był o cóż się rozchodzi, tom na leże powędrował niewysokie, gdzie mi ów palic najmniejszy ćwiartką gazy od sąsiada oddzielono, zasię całość wcale zgrabnie okręcono plastrem, że to nibyż ów zdrowy będzie tego połamańca usztywniał... Do tego garść zaleceń, bym się nie przemęczał nadto, lek na obrzęk zażywał i "następny, proszę!"
  Nie powiem, iżbym się nie zdziwił (nie iżbym się tego gipsu napraszał, bo cależ przeciwnie:), choć to i tak nic względem osłupienia Pani_Wachmistrzowego_Serca, połowy familii, tudzież wszystkich krewnych i znajomych Królika... Dopierom doma, jadłem co nieco pokrzepiony po dniu o suchym pysku spędzonym, tudzież dwoma flaszami "Brackiego", których żem wypił w czasie, w którym Wehrmacht, na charkowskiej murawie, holenderskie pospolite ruszenie na proch i pył miażdżył, iluminacyi żem był doznał względem przyczyn tak nieortodoksyjnego leczenia... Najwidniej żem był trafił do przychodni, co przetargu w Enefzecie wygrała, bo była najtańszą!

_________________
*...i pod drzwiami staną, i nocą
     kolbami w drzwi załomocą -
     ty, ze snu podnosząc skroń,
     stań u drzwi.
     Bagnet na broń!
     Trzeba krwi!

14 czerwca, 2012

Święta Pułku 3 Ułanów Śląskich jako i 21 Pułku Ułanów Nadwiślańskich...

  Znów mi świąt dwóch w nocie jednej złączyć przyjdzie, o coż dumam, że mię ani ci z Pułku 3 Ułanów Śląskich, ani ci z 21 Pułku Ułanów Nadwiślańskich nie usieczą, jako już pomiędzy nich, w szeregi "Błękitnego Szwadronu" postąpię...:)
   Tradycyj 3 Pułkowi szukać w czasach Księstwa Warszawskiego, zasię Królestwa Kongresowego i walk powstańczych Anno Domini 1831. W nowszych czasach 3 Pułk Ułanów się rodził wraz z I Korpusem Polskiem  na rosyjskiej (a ściślej: białoruskiej) ziemi, w Bobrujsku. Za rozbrojeniem onegoż przez Niemców (maj 1918), żołnierzów lwia część się ku Warszawie przedostawszy, w nowem polskiem wojsku od jesieni formowanem mieśćce swe nowe znalazła. Takoż i z 3 Pułkiem było: odtworzono go W Warszawie (szwadron jeden w Dąbrowie Górniczej) i pierwszemi zadaniami onegoż były...asysty pogrzebowe... dla których przyczyny kilka zaprawionych rozgoryczeniem niejakiem żurawiejek powstało:
"Za pogrzebem szarżą leci,
  To ułanów jest pułk trzeci."
 "Alejami z lancą leci,
   To jest pułk ułanów trzeci."
  " Po Alejach szarżą leci,
   To jest pułk "Warszawskie Dzieci" *
   "Z adiutantów i malarzy,
    Trzeci pułk karawaniarzy."
    "Z aptekarzy i malarzy,
     Ma Warszawa pułk gówniarzy."
    W wojnie z bolszewikami karta wielce chlubna, z której najpryncypalniejszych jeno bojów wyliczę:  zagon na Baranowicze (13 marca 1919), akcyja na Łuniniec i  walki o Mińsk (od 19 kwietnia do 19 sierpnia), wypad na Łokiszyn (13-14 czerwca- i dla tejże to batalijej uczczenia święto pułkowe właśnie na 14 czerwca naznaczone) i akcya na Słuck (10 sierpnia). Dowodził w tem czasie pułkownik Cyprian Bystram, a jak dowodził, żurawiejka poniższa dowodzi:)
"Śpi spokojnie każda mama,
   Gdy ma syna u Bystrama."
   Walk następnych w wyprawie kijowskiej (Nowa Hebla, Kniahiń) już jeno spominam, by bitwy wielce ważkiej pod Cycowem w czasie "cudu nad Wisłą" podkreślić. Tamże właśnie Bystramowi chłopcy, pospołu z 7 Pułkiem Ułanów (Lubelskich) Rossyjan zatrzymali, zasię odrzucili precz... Bitwa ta, na tablicy Pomnika Nieznanego Żołnierza między najpryncypalniejszemi tamtej kampanijej policzona została.
   Epizodem jedynie pod Kraków pułku przenosiny, zasię na stałe od 1922 roku, już jako Pułk 3 Ułanów Śląskich, w Tarnowskich Górach rezydował, coż niejako nagrodą było za udział w Śląska po plebiscytach i powstaniach przejmowaniu.
 "Jedzie ułan - dupa w chmurach,
  To jest pułk w Tarnowskich Górach."
   Wrześniem 1939 roku, w obronie Śląsku ciężkich walk pod Tarnowskimi Górami stoczywszy, z całą Armią "Kraków" do odwrotu przymuszony, cofał się, boje osłonowe nieustanne tocząc, na Pińczów, Busko, pod Baranowem przepraw na Wiśle bronił. 16 września skrwawił wielce w walkach o Tarnogród, by na koniec do nieszczęśnego "trójkąta bermudzkiego"(Hrubieszów-Tomaszów Lub.- Krasnystaw) wpodle Tomaszowa Lubelskiego dotrzeć, gdzie z górą sto tysięcy wojska rozmaitego z robitych dywizyj najmniej kilkunastu, walki rozpaczliwe toczyło, by się ku Rumunijej przebić... Niestety, od wschodu przez wiarołomców sowieckich naciskani, zasię od zachodu i południa przez Niemców osaczani, najczęściej w tą drugą niewolę iść woleli... jakże słusznie, jak później Historia ukazała... Czytaczom uważniejszym tych pułkowych spominek może i już uwagi zwróciło jak wielu pułkom tam właśnie; pod Krasnobrodem, Tomaszowem, Józefowem... szlaku bojowego kończyć przyszło...
   Ano i nie inaczej ze śląskiemi ułanami było... a jakby się komu mapy zachciało przepatrzyć właśnie onej prawidłowości dostrzeże, że od Tarnogrodu ku Tarnawatce niemal ku północnemu wschodowi szli, zasię znów ku wsi Rogóźno, gdzie pułku rozbito, toż niemal prosto ku południowi, a znów ku lasom wpodle Ulowa, gdzie kapitulować przyszło... toć już na zachód droga... prosta droga ostatnich nadziei i nadziei tychże umierania...
  W tejże wojnie trzykrotnie jeszcze 3 Pułk Ułanów się objawiał światu, raz w konspiracyi głębokiej gdzie go w ramach AK w miechowskiem obwodzie jako części 106 Dywizji Piechoty AK odtworzono; dwa na italskiej ziemi, gdzie przy Drugiem Korpusie Andersa z jeńców polskich z armijej niemieckiej wziętych nowych jednostek czyniono. Tameczny 3 Pułk Ułanów Śląskich był już pułkiem na wskroś pancernym, aleć w walkach już udziału wziąć nie zdążył...
   Trzeci, co miana tegoż zażywał (choć już bez Śląskich, mimo że ich barwy nosił), to 3 Pułk Ułanów Wojska polskiego, co się Ludowem zwało... Frontowe ich dzieje to przyczółek warecko-magnuszewski, Wał Pomorski i szarża pod Borujskiem sławna, bodaj w wojnie tej ostatnia kawaleryjską taka... Chwały im jednak odjąć przyjdzie za walki po lasach później bratobójcze, toczone przeciw niedobitkom akowskim...
                                               *   *   *
    21 Pułk Ułanów Nadwiślańskich tradycyjami się wiązał do 1 i 2 Pułku słynnych Ułanów Nadwiślańskich, coż ich jeszcze z Legionami Dąbrowskiego nam pospołu spominać... Pisać mi jeszcze i szerzej o Legii Nadwiślańskiej przyjdzie, tu jeno o tejże wielce smutnej Napoleonowej komendzie, co ich w 1807 roku, gdy po latach tułaczki wreszcie ku Polsce szczęśna gwiazda przywiedła, ze śląskiej już ziemi pod komendę króla westfalskiego Hieronima (brata Napoleonowego) posłano... Najpewniej cesarzowi o to szło, że między legionistami dawnemi moc republikanów było, co koncepcyi cesarskiej by Xięstwa Warszawskiego urządzanie na arystokracyi i szlachcie zeprzeć zagrozić mogło... Tak czy siak żurawiejka po latach przez następców śpiewana:
"Chociaż Wisły nie widzieli,
Nadwiślańskich miano wzięli." 
może to i żartobliwie traktuje, ale podług mnie Nadwiślańcom pierwszym większej krzywdy uczynić nie można było:((
  Nowożytni następcy najpierw się 11 Pułkiem Strzelców Granicznych zwali i jako takich ich w Starej Wsi pod Warszawą w lipcu 1920 formowano. Rychło jednak miano im pomieniono i już pod tem dziś nam znanem na Wołyniu w 1921 roku granicy pilnowali, nawiasem wielce to sobie chwaląc:))
"Kto chce żołdu oprócz gaży,
  Niech służy w granicznej straży."
   Interesujące wielce, że za święto pułkowe Święto Matki Boskiej Nieustającej Pomocy uznano (27 czerwca), a jeno dla tejże przyczyny, że to z terminami letnich obozów kolidowało, przeniesiono go na 15 czerwca, czyli dzień sztandaru wręczenia. Osobliwością pułkową było też obchodzenie poszczególnych świąt szwadronowych...
   W Międzywojniu pułk stacyonował w Równem. Na wojnę 1939 roku wyruszył w składzie Wołyńskiej Brygady Kawalerii, z którą juz 1 września pokazał światu, że mądrze dowodzona kawaleria i z czołgami umie sobie poradzić:) W słynnym boju pod Mokrą to Niemcy blisko setki czołgów i wozów pancernych na polu stracili, a natarcie niemieckich dwóch pancernych dywizyj na dni dwa wstrzymane zostało... Insza to rzecz, że powodzenia nam najwięcej armatkom przeciwpancernym zawdzięczać i pociągowi pancernemu, co ułanów wspierał, ale to wagi tegoż sukcesu nie umniejsza przecie... Przykrzejsze cyrkumstancye za odwrotem się zdarzyły, gdzie pułki wszytkie srogich strat poniesły, takoż wrychle w bojach pod Ostrowami i Cyrusową Wolą (pn-wsch od Łodzi) się pułk tak wykrwawił, że niemal istnieć przestał... Części się pofortunniło do Andersa na południe się przebijajacego dołączyć, część się 19 września do Warszawy okrążonej przebiła...
  Za Wrzesień 1939 Pułk Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari odznaczon został. Tradycyj tak szczytnych Małopolski Klub Rekreacji i Turystyki Konnej imienia 21 Pułku Ułanów Nadwiślańskich kultywuje rokrocznie wystawiając (częstokroć pospołu ze Szwadronem "Niepołomice" w barwach 8 Pułku) Kawalerię Małopolską...
____________________
* miano "Dzieci Warszawy" używane było do 1924 roku