04 sierpnia, 2012

Refleksyje czasu żniwnego...


   Nie pomnę już ni tytułu, ni fabuły onegoż dziełka. W czas nieboszczki Peerelki był ci to produkt jakowy nędzę chłopską odwieczną dokumentujący, dla większej chwały tych, co nam panów przegnawszy, kajdany niby zdjęli.. W filmie onym aktorowie za żniwem idący po rżysku w leda jakich portkach i koszulinach, takoż niewiesty jeno w płótniach leda jakich i boso. Macierz moja, z pracowitych włościan się wywodząca, film ów oglądając, irytacyi ogromnej uległa tłomacząc nam, że nijakiej możebności, by tak rzecz wyglądała, nie było. Owszem: boso się dla botów oszczędności jak najwięcej chodziło...do kościoła idąc buty na ramieniu niosło i przed kościołem samym pod studnią nogi obmywszy, ubierało...
Ale by kto kiedy, dla jakiejbądź przyczyny po rżysku boso chodził, ów wie, że niepodobieństwem bosą stopą po zboża ciętych końcach stąpać... chocia by nie wiem jak kto zrogowaciałą skórę miał... K'temu w domostwie drewniaki służyły, jako już botów skórzniowych dobywać było żal...
   Spomniałżem to niedawno obrazy Chełmońskiego znane przepatrując. I na słynnem "Babim Lecie" i na "Bocianach"         bosość brudną, choć idealizowaną widzim...jeno że to nie żniwiarze...a pastuszkowie i pasterki... Począłżem szukać gdzieżby najść obrazu chłopów czasu żniw dawnych, któren by mi prawdy powiedział... Nie nalazłżem go ni u Van Gogha:
  ni u Renoira:
  chocia tu boty podejrzewam:)))...aleć to przecie nie polscy kmiotkowie...
Ano i Włodzimierza Przerwy-Tetmajera mi było potrzeba:))).....:
  
  
  

49 komentarzy:

  1. Dało się boso, bom sama biegała - lecz nie przy pracy, a po. Wystarczyło stopę stawić ruchem suwistym, by kłaść rżysko, a nie sposobem fakirów celować w ostrza ;)
    Jednak przy pracy czasu na to nie było, jak i trudniej snop trzymając patrzeć za ostami i innym kłującym chwastem, który od samego rżyska stokroć dokuczliwszy bywał.
    Ze względu na te zielska długie rękawy też raczej się ubierało, inaczej całe podrapane, szczypiące od słonego potu przedramiona się miało i długo potem goiło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bóg Zapłać za poglądu mego naprostowanie:) Samemu experiencyi w tem nie mając żadnej, żem tutaj na Macierzy mej zdaniu polegał, przecie zgodzę się z WMPanią, że trudzić się przy żniwie, a jeszczeć na stopy baczyć, jako ich suwać, zapewne zanadto było kłopotliwem. Ano i takoż pomnę, że mię raz Dziadek nazad do dom pogonił po koszulinę z rękawami długiemi, to właśnie, coś WMPani rzekła na względzie mając
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Dało się boso.. Tylko po co? A w filmie - pełna konwencja, Drogi Wachmistrzu. Dzieciak musiał być zabiedzony i...smarkaty, baba - bosa, a chłop zawsze był wyposażony w wąsik a la nieboszczyk Hitler [patrz choćby Antek, Placówka, Chłopi], sterczącym mu tak śmiesznie, że strach brał, iż lada chwila odpadnie. Fryzurę miał taki biedaczyna typu rosyjskiego mużyka, o której złośliwcy mówili, że wkłada się rondel [lub nocnik] na głowę i obcina wszystko, co wystaje spod. Sklepikarz był zawsze gruby, wszyscy palili papierosy marki "sport" lub "extramocne". Kobiety miały na sobie tyle płótna, że arabskie pięności w burkach są przy nich bezwstydnie roznegliżowane. Konwencja... Nawet promy pływały na Wiśle z wydętym żaglem i...pod wiatr.. POZDRAWIAM.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z wąsikiem to przyznam, że najmniejszego ku tradycji nie widzę w tej konwencji odniesienia, gdzie w Polszcze wąsa sumiastość zawżdy była w cenie. Rzecz o której piszę, Międzywojnia się tyczy, tandem o markach cygaretów rzecz jest anachroniczną zgoła, a co się fryzur tyczy, to cięcie "od garnka" w rzeczy samej było popularnem, aliści jeno u dzieci do wieku pewnego.
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. ~ stary bosman

      Ano, u dziadków zawsze się biegało boso, bo okuloki były używane tylko wtedy, gdy dziadek zabierał do pomocy w obrządku. Skąd taka dziwna nazwa? Bo chodziło się w nich jakbyś kulawy był ( inteligencja zwała je drewniakami). Dzieciak zabiedzony? Nie pamiętam takich sytuacji. Owszem, pajda chleba, zmoczona wodą i posypana grubo cukrem. Ewentualnie smalec ze skrzyczkami ( skwarki inaczej), tu wedle wyboru - sól albo cukier. Lepsze to było niż masło o zapachu, który do dziś pamiętam. Chłop z wąsikiem a la Adolf , to mój dziadek. Taki wąsik nosił na zdjęciach jako żołnierz w I wojnie światowej, i takiego go pamiętam. Tak, sporty palił, w drewnianej lufce, własnoręcznie robionej i wypalanej. Dokładnie, to papieros był dzielony na pół i dopiero taki był wkładany do lufki. Włosy strzyżone pod rondel? Nie pamiętam. Owszem, nosiliśmy niemal glace z grzyweczką, ale to był standard w tamtych latach. Kobiety poowijane w ogrom płótna? Przyznam, że nie zanotowałem takowego obrazu.
      Żniwa u dziadka ? Budynki gospodarcze pokryte dachówką, ale dom trzciną kryty, a tę zbierało się, gdy dopływy rzeki skuł mróz. No i 4 lipy przed domem, takie, że dwóch trzeba, by je objąć.I przepiękne lampy naftowe ( jedną mam do dzisiaj ), a także zapach karbidówek, bo elektryczności nie było. Rano zbierali się kosiarze na podwórzu, koło studni i omawiano plan zajęć. Każdy w cajgowych spodniach, gumiakach, koszuli z rękawami zwiniętymi w rulonik, no i czapka obowiązkowo. Przy pasku osełka do kosy oraz kubek emaliowany, ale bywały, choć rzadko, aluminiowe. Przed rozpoczęciem koszenia stawali w kolejce przed dziadkiem, wedle starszeństwa, z kubkiem w dłoni, wypijali a potem szli w kierunku babci, która dolewała zimnej wody z sokiem. Też stanąłem w kolejce, tylko dziadek pognał informując, ze jak żenidło wyrośnie, to on mnie obsłuży. Do dzisiaj nie wiem z jakiego powodu kosiarze pokładali się ze śmiechu, przecież wody z sokiem babcia polała . Po latach dziadek objaśnił, że żniwiarze dostawali po 100-150 gram rozcieńczonego spirytusu, by się nie pocili przy koszeniu. Stawali kosiarze w pewnej odległości od siebie, każdy popluł w dłonie, przeżegnał się, czapkę poprawił, i ruszali a zboże kładło się równiusieńko. Kobiety z chustką na głowie, różnie zawiązywaną, z sierpami, podbierały kłosy i formowały snopek. Nam przypadało w udziale pomagać przy formowaniu powrósła, Zaznaczam - pomagać, co było wielkim wyróżnieniem. Istotnie, każda miała obowiązkowo długie rękawy, mocno związane w okolicach dłoni. Pięknie wyglądały snopy, ustawione równiutko, jak pod sznurek, w odpowiednich odległościach, by łatwiej je potem zwozić. W południe posiłek na polu, bo prawdziwy obiad był po skoszeniu wszystkiego, pod lipami. Jeszcze 40 lat temu dom stał, drzewa też. Dzisiaj tylko zarośla przypominają, że tętniało tam życie. A, godzi się objaśnić młodzieży, że papierosy , biała paczka z czerwonym napisem Sport tłumaczono tak: Stalin prosi o remont trumny, towarzysze radzieccy odpowiadają ( hmmmmmmmmm) Stalina. Sporty w 10-tkach kosztowały 1,50, te w 20-tkach były po 3 złote. Później zmieniono ich nazwę na Popularne. To były czasy!

      z wyrazami uszanowania

      Usuń
    3. No tom się już wywiedział o Waszmości, Mości Bosmanie, że się z Wielgiej Polski wiedziesz:) Moje znów experiencyje u Dziadków moich dokładnie z terenu, znacznie poniżej ku południowi, choć pewnie jakobym jakiej łódeczki moją Liswartą był spuścił, to byś jej może na Warcie wyłowił:) Danków, do któregoś się Wasza Miłość w inszym miejscu odwoływał, znany mi jak zły szeląg, bo to o tej parafii mówimy właśnie, choć wioszczyna Dziadków moich od Dankowa za górką, przecie kościół i smętarz pospólny...
      Pięknyś Waść wymalował obraz słowami swemi, a ja jeno dołożyć mogę, że spirytusu przed anim widział, a i pewnie go nie bywało, za to po: a i owszem, bez flaszeczki na koniec żniwa się nie obeszło... Choć pomnę, że bywało, gdy czas naglił i na jutrzejsze koszenie się jeszcze na przedświt zmawiano, by przed deszczami zdążyć, że i tego poniechano, obiecując sobie zgodnie nadgonić tegoż zaniedbania, aleć w sposobniejszej godzinie. Kneź by co i więcej o samem żniwowaniu mógł dorzucić (dorzucał zresztą i na Kneziowisku, przy moich tam o frycowem notach), bo ów się jeszcze i za podrostka na kosiarza załapał, mnie jedynie owe powrósła i snopów stawianie w dzieciństwie jeszcze przypadło.
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. ~stary bosman

      Fakt, nie wspomniałem, ale przy obiedzie, tym oficjalnym, pod lipami, na stole królowała miodówka. Z tego, co wiem, to miała kilka lat " leżakowania". Nie smakowałem jej osobiście, bo dziadek miał swoje zasady, nawet wtedy, gdy już byłem w wojsku. Z opowiadań ojca wiem, że była przednia.

      z wyrazami uszanowania

      Usuń
    5. Obyczaje, których ja znów pamiętam, wspominać każą obiad na polu podany i na miedzy spożywany; najczęściej był to barszcz z ziemniakami, dość nawet skwarkami kraszonemi. Jakeśmy kosili na polu, co się za stodołą poczynało, to nas Babcia zabierała przódzi, byśmy tego dopomogli przynieść z domu. Jakeśmy jechali do drugiego pola, co go miał Dziadek jakie trzy staje od domu, to się ten obiad cały już ze sobą zabierało i czekał swojej pory pod miedzą, czasem przy większym skwarze jeszczeć i pierwszemi snopami przyrzucony. I tego się jadło nibyż nieśpiesznie, a z godnością, czas wypoczynkowy smakując, aliści jakoś to dziwnie chyżo schodziło. Wieczorem zasię żniwujący siadali za stołami na podwórze wyniesionemi i jadali już i niemal jak na uczcie jakiej, gdzie się i gorzałeczka pokazała, choć tu nijakiej nie pomnę specialitas, zwykłą pospolitą "cyrwoną kapslowaną"... Zresztą też mnie i przeważnie wyganiano spać rychło, tom i finału mało kiedy doczekał. Zwykleśmy się w ładnej pogodzie we dwa, trzy dni uwijali z polami naszemi i szło się za koleją dopomóc sąsiadom, czy krewnym dalszym, ale wtedy to mnie już tylko do najbliższych zabierano. Ostatnia wieczerza po robocie u danego gospodarza miała nazwy własnej odrębnej, której dziś już nie pomnę, a były to nieledwie małe dożynki, zazwyczaj z jaką muzyką, a czasem i tańcami, jako kto był jeszcze w ochocie...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. No ja tam na wsi bym nie mogła ,wszystko mnie drażni:) ale co do obrazu LECĄ ŻURAWIE jak stara jestem zawsze mi sie podobał,pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy bocianach się jednak będę upierał:) Choć wiem, że nawet i na paginach malarstwu poświęconych, zwą ów obraz w tenże sposób właśnie:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. "Żurawie" Chełmońskiego, również obraz dość znany, żem nalazł póki co, w kopii jeno... tutaj:
      http://www.galeriaperspektywa.pl/zurawie-jozef-chelmonski-p-457.html
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Znawcą nie jestem ,tak pamiętam ze od szkoły podstawowej jak mieliśmy o nim temat tak mi zawsze jeden wpadał w oko ,a to w jakimś albumie a to jakaś reprodukcja u kogoś na ścianie wiele razy ,a link mi sie nie chce otworzyć,pozdrawiam

      Usuń
    4. Ano właśnie, bieda tu z temi linkami, co zda mi się jednem bodaj w relacyi do Onetu minusem, że tam się choć otwierać chciały, tu zaś ich kopiować trzeba...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. LECĄ ŻURAWIE - bardzo dobry...film. Radziecki jeszcze...z 1957 roku, reżysera Kałatozowa. [Złote Palmy w Cannes]. A wsi także nie lubię- ani tramwajów, ani teatrów, ani metra... Tylko krowy...sady i pola... I te kraczące obrzydliwe pawiany z kolorowymi piórami w ogonach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sir Absurdzie, na obronę JWPani Zagubionej podaję, że Chełmoński iście i "Żurawie" namalował:
      http://www.galeriaperspektywa.pl/zurawie-jozef-chelmonski-p-457.html
      a myłki między temi obrazami i cależ poważni autorowie o malarstwie traktujący, popełniają... Starczy w gugle wpisać "Lecą żurawie obraz Chełmońskiego" i sam Waść obaczysz...

      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Wiem. Mam też reprodukcję i "Żurawi" i "Bocianów" [vel "Lecą bociany"]. Ale pozwól, proszę, ostać mi przy sądzie, że LECĄ ŻURAWIE to tylko [wbrew "guglom"] film.
      A w guglu znalazłem...
      http://s4359.chomikuj.pl/Thumbnail.aspx?k=1312493&t=634797508255954205&id=1841650920&b=86949889062&loc=PL

      Usuń
    3. To z pewnością nie żuraw:))) I, Sir Absurdzie drogi, karbuj w memoryi co tylko za słuszne uważasz; mnie nic do tego...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Malowniczo to wygląda, podczas, gdy żniwiarzom pot oczy zalewa i giez ich ostro tnie, choć pamiętam z Anny Kareniny, że Konstanty Dmitricz Lewin uwielbiał sianokosy i żniwa:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z punktu widzenia zarządzającego wsią to zapewne i przyjemność sama:)Gorzej krzynę żniwiarzom, przy tem Lewin to postać mierzona na alter ego Tołstoja, tandem cokolwiek sztuczna i dla mnie przynajmniej nieprzesadnie przekonywująca...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Vulpian de Noulancourt4 sierpnia 2012 20:59

    Na Pomorzu to nawet koniom buty zakładano - http://pl.wikipedia.org/wiki/Klumpy. A bose Antki kręciły z podziwu głowami.
    Pozdrawiam

    PS Trzymając się tej nomenklatury to ja też jestem bosy Antek (to znaczy, że jestem przywendrowalec, a nie z dziada pradziada swojak).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale też i piszą tam, Dobrodzieju, że to na mszary jakie i torfowiska, by się konie na bagnach nie zapadały... A któż to na mszarach, Mospanie, żytko sieje, hę?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Patrzę i oczy przecieram - Pan Wachmistrz we własnej osobie :) Pozdrawiam serdecznie - kiedyś Maksima z koliberkowa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano Wachmistrz, Wachmistrz... dycha jeszcze:)) Powitać nader miło, z konstatacyją wielce przyjemną, że oto góra z górą się nie zejdzie, a człowiek...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Jak nigdy nie czytam niczyich komentarzy, bo nie mam na to czasu, to teraz poczytałam sobie o tym, jak mieszczuchy wyśmiewają się z chłopów. Moi rodzice mieli kilkadziesiąt arów ziemi, na której siano żyto lub pszenicę, rzadko kiedy mieszankę. Bywało, że czasami jako dziecko biegałam po rżysku (ściernisku) i zgadzam się z babą ze wsi, że można biegać ruchem posuwistym. Tak nauczyła mnie moja mama. Zwrócę uwagę, że na obrazie "Bociany", a nie "Lecą żurawie" czy przylot lub odlot bocianów nie ma pastuszków, tylko oracz z synem, który przyniósł mu w dwojakach żur i ziemniaki (czyli kwaśno i przaśno). Nie wiem, czy mama Waćpana miała rację wyśmiewając się z peerelowskiego filmu, bo nie było z czego. Nie takie bzdury widuję w obecnych filmach, ale przecież wszystko, co było w PRL-u trzeba wyśmiać i wykpić.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarzenie opisane i Pani Matki mojej komentarz do owego kinematograficznego obrazu miejsce miały lat temu ze trzydzieści, a może i czterdzieści, zatem w czasach gdyśmy ani marzyć nie śmieli, że mogą być czasy jakie i filmy postpeerelowskie. Bóg Zapłać za wiedzy mej o Chełmońskim dopełnienie:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Waszmość Panie, przez prawie trzydzieści lat patrzyłam na obydwa obrazy Chełmońskiego, bo na tylnej ścianie mojego gabinetu miałam małą galerię obrazów. Było ich chyba dziesięć. Razem z uczniami opisywałam jeden z obrazów Chełmońskiego i dlatego znam każdy ich fragmencik.
      W niedzielę przeprowadziłam sondę wśród mężczyzn, którzy wychowali się na wsi. Pytanie brzmiało: "Czy biegałeś boso po rżysku?" Wszyscy odpowiedzieli twierdząco i każdy mnie instruował, jak należało biegać, aby się nie pokaleczyć.
      Dodam jeszcze, że potrawą "kwaśną" mogło być zsiadłe mleko lub zalewajka, zaś "przaśną" nawet czarny chleb lub jakieś placuszki czy pierogi. Oczywiście, jak sam Waćpan wiesz, nie były to rarytasy, ale ciężko pracujący ojciec na pewno jadł lepiej niż żona i dzieci.
      Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
    3. Wielcem rad i WMPani głosowi, jako i ogólniejszej konkluzji, że thema tyleż głosów sąd mój pierwotny, a mylny prostujących:) Z serca zatem za to dziękuję, zaś z experiencyi własnej dodam, że się jeszcze na pole Dziadkowi orzącemu luboż koszącemu mleka zsiadłego w osobnem kamiennem donosiłu garnku...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. O tak, po rżysku boso poganiać się nie dało, posuwistym ruchem, jak mówi Baba można, ale przy pracy to ani wygoda ani pożytek.
    W wielu filmowych obrazach bywają uproszczenia, ale drażniące niezwykle osoby, które na danym klimacie się znają z racji wychowania i przeżyć osobistych.
    Mnie tak w westernach drażniły kwestie wypowiadane, a raczej tłumaczone na polski, kiedy to zdarzało się, że kowboj do kowboja przemawiał:
    - rzuć ten pistolet!
    A przecież każdy widział, że ów drugi kowboj miał rewolwer, bo to na pierwszy rzut oka widoczne.
    Ale dla niektórych zapewne są to synonimy! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielekroć więcej by tych myłek wymienić szło, z niechlujstwa czy durnoty wynikłych... Mnie jednak co inszego spomniało się, czegom za sprawą włoskiej telewizyi ongi doświadczył dubingującej wszystko, co żywe. I tak mię to alteracyi przywiedli, jakom Imci Wayne'a obaczył piechotę morską w wietnamskiej dżungli do boju wiodącego i krzyczącego: "Avanti, ragazzi!", co przecie i tak niczem, wobec historyi przez Hłaskę ongi opisanej, jako to młodzi chcąc chwili mieć dla się intymnej w arcytrudnych kondycyjach z lokum własnem w powojennej Warszawie, umyślili ją do kina wyekspediować. Owa zaś, alergicznie na wszystko co sowieckie reagująca, wróciła wzburzona sielnie po niedługiej chwili, boć film był po prawdzie angielski o Nelsonie, ale od Sowietów sprowadzony i polskim jeno lektorem. Cóż przecie po lektorze, gdy na ekranie Nelson tubalnie swej dopytuje lubej: "Lejdi Gamilton, kak pażywajeties'?"
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. A mnie, rzecz cała skojarzyła się z dawnym banknotem o nominale 100 zł, na których górnika z kilofem rabiącego wegiel w kopalni również na bosaka przedstawiono. Nie pamietam, czy był jakiś banknot przedstawiający rolników, bo po jakimś czasie przerzucono się na wizerunki sławnych i niesławnych Polaków :-)
    Ukłony z zaścianka Loch Ness :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, żem przejrzał gwoli przypomnienia banknotów z tejże paginy:
      http://banknotypolskie.pl/banknoty/
      i takiegom górnika nie nalazł. Z pewnością jednak taki bosy stoi jako jedna z dwóch figur na frontonie przed krakowską Akademią Górniczo-Hutniczą, ku wiecznemu uweseleniu co starszych górników i profesorów...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. 18 stycznia 1946 roku - 1000 zł z górnikiem i hutnikiem na awersie.
      8 czerwca 1948 roku - 500 zł z portretem górnika na awersie i trzema górnikami [porządnie obutymi!!]przy pracy - na rewersie.
      Wszystko.

      Usuń
    3. Był i miał nominał 500 zł
      http://banknotypolskie.pl/banknoty/151/500zl/
      Serdeczności z Loch Ness :-)

      Usuń
    4. Oczów żem niemal wypatrzył, aliści że te nigdy mocną mą stroną nie były, to i na wielokrotnem uwiększeniu dojrzeć nie umiem, zali ja tam stopy widzę obute, czy nie... tuszę jednak, że nie przejdziemy z tem do historii, jako nowa wersja ballady "golono czy strzyżono":))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    5. Pewnie mnie też wzrok myli albo i bardziej pamięc pamieć, bo oglaądałem owe banknoty w sieci dzisiaj i jakoś dziwnie obce mi się teraz po latach wydają i nie przypominają nijak odczuć i wspomnień z młodości. W każdym razie odłóżmy rzecz ad acta.
      Kłaniam i Pozdrawiam z Loch Ness :-)

      Usuń
    6. Za młodu żem ongi w Czaczu pod Kościanem popasał, gdziem niebiańskich zaznawał kulinarnych rozkoszy za sprawą kurczaków w tamecznej karczmie pieczonych. Jakie dwadzieścia lat temu, żem ze Świnoujścia wracając specyalno po ten smak młodości drogi dobre półtorasta kilometrów był nałożył, delicyje przy tem familijantom obiecując... Ano i cóż rzec... nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki; po dziś dzień w mej familijej hasło "kurczaki z Czacza" synonimem są zawodu w próbie uchwycenia czegoś, co ongi nas zachwycało a dziś "se ne vrati"...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    7. Rzecz sama w sobie ciekawa Imć Wachmistrzu, bo niezliczona liczba i powszechność takich i podobnych doświadczeń pytanie rodzi. Czy problem tkwi w nas i w pamięci zdarzeń oraz smaków, które wraz z upływem lat koloryzujemy, czy też obiektywnie istniejąca rzeczywistość jest obiektywnie gorsza od tego co było kiedyś, bo w 999 przypadkach na 1000 owe porównania rozczarowują. W kulinariach odpowiedź nie budzi niestety wątpliwości, bo tak podłego jadła jak sprzedawane jest obecnie nigdy nie było. Co do innych spraw miałbym wątpliwości, bo nie sposób założyć, że wszystko jest teraz gorsze.
      Kłaniam z zaścianka Loch Ness :-)

      Usuń
    8. To pewna, że memoryja wspomnienie przechowując lube koloryzuje onego i podbarwia, czego niechybnie doświadczyli wszyscy, co im dłuższej przyszło z najmilejszą (najmilszym) zaznać rozłąki. Z wtórej znów strony Rzymiany dawne wywodziły (cależ przeciwnie do krześcijańskiego światopoglądu raju na końcu drogi wyglądającego), że skoro był już ongi wiek złoty, zasię i srebrny przeminął, temuż niczego dobrego po czasach nadchodzących spodziewać się nie należy, czemu wtórował (o dziwo!) xiądz dobrodziej krześcijański Jędrzej Kitowicz pisząc w preambule do swego "Opisu obyczajów", że "pospolicie rzeczy wszytkie ku gorszemu zawżdy idą"...:( I tyle o filozofijej wielgiej, bo co się kulinariów tyczy, to wnoszę z tego, co Waść piszesz, że to jeno dla tej przyczyny żeś jeszcze nie jadł był ciasta jabłuszkowego spod ręki Pani_Mego_Serca się wywodzącego...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    9. Kitowicz był bystrym obserwatorem, zatem wierzyć można, że odczucie takie zawsze ludziom towarzyszyło. A co do ciasta jabłuszkowego, to na miejscu Waszmości raczej bym owe ciasto i Panią Serca skrył gdzieś, bo po pierwsze Skarb to niepospolity, a po wtóre - jeszcze w tym miesiącu do Grodu Kraka na dni kilka zawitam, co od dawna planuję :-)
      Ukłony z zaścianka Loch Ness :-)

      Usuń
    10. A któż mówi, że byśmy się mięli gdzie skrywać, gościom nieradzi?:) Zajeżdżaj Waść śmiało!
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  11. Wiejski kuzyn uczył mnie kiedyś za Gomułki jeszcze, biegania po rżysku.Czynności tej jednak nie opanowałem.
    teraz to już nie te wsie i nie te żniwa.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością nie te, aliści dla mnie cenną ta informacja, że było można...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  12. No proszę, to ja się tylko na cztery i pół doby od internetu odcięłam, a tu Wachmistrz o chodzeniu boso po rżysku i o żurawiach Chełmońskiego, które z pewnością są bocianami - prawi..... Rozumiem, że u Wachmistrza żniwa w toku i Wachmistrz się zastanawia czy źniwiarzom dać buty do pola czy nie... :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żniwa jeno sentymentalne, w memoryi odprawiane, choć może trawa w ogrodzie, co niezadługo dachu sięgnie, iście by się o kosę prosiła... jeno kiedy? A żniwiarzom skarz mnie Bóg, bym ja miał czego poskąpić:) Jadła, napoju i co tam jeszcze by potrzebnem było - znam ja ten znój z młodych lat, znam...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  13. A, jak u Wachmistrza malarsko dzisiaj! A biegałam po rżysku, biegałam, ale dla zabawy, nie przy żniwach.

    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobliwa to cokolwiek zabawa, chyba że u Waćpani jakich nieodkrytych na fakira przyjdzie znaleźć zadatków:)) Ale odwagi doceniam, doceniam...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  14. Pokłony niskie. Jeden taki obraz przydał by się u mnie na ścianie !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dałbym!:) Z serca dałbym, jeno by mieć, przyszłoby przódzi skraść go pewnie...:(
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)