29 lutego, 2016

O zbrodni gąsawskiej

    O ubiciu Leszka Białego w Gąsawie wszytcy po szkołach słyszeli, a i sam żem o tem pisał był przecie. Czemum zatem się tem zająć umyślił? Ano bo do dziś jest w tem zawiłość niemała, do dziś nic pewnego o tem, któż tego mordu inspiratorem i sprawcą i jeno poszlakami kierowani historycy wskazują już to na Odonica, już to na Świętopełka pomorskiego, już to na obu razem pospólnie działających. Najpierwszego, czego bym pragnął to tejże popróbować rozwikłać zawiłości, zasię rozważyć warianty możebne dalszego przypadków przebiegu, gdyby do zbrodni tej jednak jakiemsi sposobem nie doszło...
   Pierwsze, co się Wam tutaj należy, to wystawienie dramatis personae, co częścią jużem uczynił w notach trzech uprzednich, częścią przyjdzie tegoż teraz poczynić. Pocznijmyż od tego, który o ten zjazd najwięcej zabiegał i który się na niem koniec końców... nie stawił...

     Władysław Laskonogi, zwany tak dla swych ponoć nieprawdopodobnie cienkich nóg, był trzecim i najmłodszym synem Mieszka III Starego, księcia w różnem czasie nad różnemi władającego ziemiami, najwięcej jednak się go za księcia przyjmuje wielkopolskiego. Z dwóch braci starszych, Bolesława i Odona, nim pomarli, Włodzisława czyniąc nieoczekiwanie dziedzicem najpryncypalniejszem, ten drugi zdrowo zdążył nawarcholić tak, że i ojca na czas jaki wygnał i braci młodszych z ojcowizny wyzuł... Nim pomarł, pojednał się jednak z oćcem i wziął odeń dla się ziem nad Obrą leżących, takoż i później Kalisza. Rzecz to ważka, bo najpierwsze Laskonogiego władztwo to owe ziemie właśnie, któremi miał po śmierci Odona zarządzać imieniem małoletniego Władysława Odonica i to między niemi konflikt, ziem tych zagarnięciem zaczęty, osią jest i sprężyną całej gąsawskiej tragedii. W szczegóła tych walk dalszych nie wchodząc przyjdzie nam uznać Laskonogiego chciwcem, wiarołomcą i człekiem niebywale ambitnym (czyli Piastem pełną gębą:), przy tem wodzem dość marnem choć dyplomatą wielekroć skuteczniejszym. Dla naszych tu celów istotnem, że przed Gąsawą przyszło do swoistego trójporozumienia Laskonogiego ze śląskim xiążęciem, Henrykiem Brodatym i seniorem, czyli księciem krakowskim Leszkiem Białym, w praktyce zatem i z Konradem mazowieckim, Leszkowym bratem młodszym. Nie bez kozery i ta rzecz, że oba z Leszkiem w tem czasie (1217) bezdzietnemi będąc, zawarli ze sobą układu na przeżycie, ergo ten z nich który drugiego przeżyje miał brać ziemię jego dla siebie. Oczywistem dla kogo ten układ się zdawał być korzystnem, skoro Laskonogiemu naówczas najmniej było lat pięćdziesiąt jeden (a pewnie i więcej), zasię Biały był w latach chrystusowych... Poparcie mając tak znaczne pokusił się tedy Laskonogi, by Odonica przegnać ostatecznie, ten jednak mu siurpryzy wywinął, bo nie mogąc już liczyć na dopotąd wspierającego go Brodatego, zbiegł i poprzez Kraków, Śląsk, Niemcy przekradł się był na Pomorze, gdzie się ze Świętopełkiem gdańskiem pobratał, a mając go ninie za alianta, począł stryja od północy kąsać, zaś zdobywszy Ujścia nad Notecią i Nakła, usadowił się Laskonogiemu niczem wrzód na rzyci...

   Obległ go latem 1227 niby Laskonogi w tem Ujściu, aliści Odonic się wojennikiem okazał wielekroć lepszym i wydarłszy się z grodu, stryjowych pognębił, wojewody Dobrogosta przy tem ubijając i Laskonogiego w głąb kraju goniąc. Jest przy tem zapiska znamienna do której nawrócim jeszcze, że post mortem Dobrogosta, jeszczeć Odonic i spichrzów w Miedźwiedziu zeżglił... Ano i tak Laskonogi zewsząd pognębiony*, suplikował aliantów swoich, a szczególnie Leszka Białego o pomoc przeciw bratankowi. Ten zaś, jeszczeć i więcej tem poruszony, że aliant Odonicowy, Świętopełk, dopotąd będący jego imieniem tylko namiestnikiem na Pomorzu, latami de facto niezależnej polityki prowadząc, tem to właśnie czasem definitywnie Leszkowi wypowiedział posłuszeństwa. Zjazd ów zatem do Gąsawy zwołany miał tyleż się sporem Laskonogiego zająć z Odonicem, co uszykować jakiej rozprawy ze Świętopełkiem wiarołomnym. Wziąwszy na to, że miał za sobą Leszek poparcia Brodatego, brata Konrada i najwięcej zainteresowanego, Laskonogiego, zdawać by się mogło, że dla obu (Odonica i Świętopełka) ostatnie wybiły godziny...
   Czemuż zatem się Laskonogi na tem zjeździe nie stawił? Są historycy, co z tego, takoż i z tego, że na dawniejszym układzie o przeżycie on najwięcej na śmierci zyskiwał Leszkowej, nareście z tego, że zjazd się na jego odbył ziemi i jemu najłacniej było skrycie tam gdzie podesłać zbrojnych, wywodzili że to on może za mordem tem stoi... Powrócim jeszcze do tego, póki co mniemam, że możem tych oskarżeń odrzucić zupełnie... Nie sięga się po władztwo nad światem, jeśli się własnego nie poradzi obronić podwórka... Cóżby przyszło Laskonogiemu z tytułu do Krakowa próżnego, skoro by wymordował jedynych możliwych swoich sprzymierzyńców i nim by o Krakowie śmiał zamarzyć, Odonic ze Świętopełkiem by go we własnych zadławili włościach...
   Z pewnością też nie inspirował zamachu na siebie Brodaty, jeno poświęceniu rycerza Peregryna z Wisenborka, który go własnem ciałem zasłonił, zawdzięczający, że się kostusze wykpił jeno poranieniem ciężkiem. Takoż przecie nie umyślił tego Leszek na zgubę swoją, ani brat onegoż, Konrad... osobliwie, że ci dwaj dziwno mi braci Kaczyńskich w jednem przypominają względzie: otoż Konrad był niczem ten Lech w tem związku, w brata zapatrzony i nieledwie bez niego dychać nie umiejący... Pisaliśmy przecie o tem, jako się po śmierci Leszkowej Konradowi świat cały zawalił i wtedy dopiero był się nagiął do podszeptów Jadwigi Śląskiej, by tych z czarnym krzyżem na płaszczach sprowadzić...
   Któż zatem? Powracamy nazad do powszechnego mniemania, iże to Odonic ze Świętopełkiem w zmowie? Jakież na to dowody? 

Owoż roczniki najpierwsze milczą o tem, odnotowując jedynie, że xiążęcia Leszka ubito, kapkę późniejsze stwierdzają rzecz wprost, że Odonic winien... Dopieroż po pół wieku niektóre półgębkiem o Świętopełku prawią, a i te poddaje się w podejrzenie, bo ich we Wielgiej Polszcze spisano pod rządami Odonicowych synów, tedy może szło o to, by oćcowej probować oczyścić pamięci... Jest i przy tem kolejna zawiłość, której historycy dzisiejsi za fortel przyjmują zbrodniarzy zmówionych; owoż miał Świętopełk Odonicowi Nakła odebrać, na co ów się miał skarżąc na ten zjazd jechać, a wojsku co tegoż oblegało Nakła, miał nakazać na dzień oznaczony, przepuścić ku Gąsawie świętopełkowych zbójców...
   Podług mnie jest to niedorzeczność, by sobie na kark dobrowolnie sprowadzić kogoś takiego jak Świętopełk, wiarołomnego i zdradliwego chciwca, którego przecie musiał Odonic lat parę u tamtego pomieszkując, poznać na tyle dobrze, że z dobrawoli by mu za nieroztropne widział kurnika powierzyć, a cóż dopiero grodu całego i to jeno na to, by sobie jakiego tam, dość wątpliwego pozyskać alibi... 
    Intrygującą, choć mało udokumentowaną wersję zdarzeń w Gąsawie zaszłych podaje Wikipedia (niestety: nie bułgarska)i do jednego z twierdzeń tam zawartych przyjdzie nam jeszcze powrócić. Na razie rekapitulując tam podane wywody, miałby o zjazd zabiegać Laskonogi, co jeszcze jest względnie zgodne z tem, co się o tem prawi, zasię słowa nie ma o absencyi jego, za to autor tejże noty nieobecnemi głosi Świętopełka... i Odonica, w czym znów z wieloma jest sprzeczny, bo niemała część źródeł bytność tam Odonica potwierdza. Zjazd miałby być niejako w zastępstwie wyprawy wojennej na Nakło i tem sprawiany, że Leszek miałby nie być jakoby wojowniczym...

   Ano...koleje jego żywota dowodzą, że się nie uchylał, wiele razy byłoż potrzeba po miecz sięgać, a śmiałbym i rzec, że wielokroć i wtedy, gdy tej potrzeby po prawdzie nie było... Podług mnie jednak rzecz się cależ inaczej miała...

   Po primo: był to już listopad, ergo czas w którem się w średniowieczu w tem klimacie raczej nie wojuje i wypraw nie czyni, co jakoś umknąć musiało autorowi wikipedycznej notki. Ale nadchodząca zima nie znaczyć zaraz musiała władcy nieczynności i, jak mniemam, Leszek chciał tegoż czasu wyzyszczeć, by, jakobyśmy dziś może i rzekli: "zewrzeć szeregi", a za okazyją mediacyi spróbować... Nuż bowiem ta co i pomoże, a miał po temu Leszek prawo być o sobie sądu dobrego, bo prawdziwie mało co mu tak w życiu wychodziło jak układy właśnie... Insza, że je zwykle (a już najwięcej za młodu względem Madziarów i Rusinów) potem zaraz sam łamał i mało kiedy na tem dobrze wychodził...

   Secundo: pryncypalna tu kwestyja owego Nakła odbierania, co do którego większa źródeł część zgodna, że się mięli po zjeździe za to zabierać książęta. Komu odbierać rzecz to ustalić konieczna i na rzecz znów kogo? I tu jest zawiłości początek, bo część historyków największa głosi, że odebrać Odonicowi, bo ów go miał przecie i uczynić tego na rzecz i w imię Laskonogiego... Temże samem w kosz te relacyje, jakoby Nakła miał trzymać Świętopełk, w zdradnym z Odonicem przymierzu...

   Mnie zaś rzecz się ta całkiem inszą zdaje i ważkie tu te spopielone latem spichrze wpodle spominanego Miedźwiedzia. Miejscowości tej się z dzisiejszemi Niedźwiadami utożsamia, a kto w mapę wejrzy i pomni, że latem gonił Odonic stryja poczynając od Ujścia ku południowi, ten wrychle pomiarkuje, że owe Niedźwiady są od Gąsawy NA POŁUDNIE! 

    Ergo kęs ziemi, której Odonic Laskonogiemu odebrał, miałby i tejże Gąsawy obejmować, zatem to Odonic, a nie Laskonogi byłby gospodarzem zjazdu! Siła spraw nam to z punktu każe w świetle inszem widzieć i nie tylko o święte prawo gościnności tu idzie... Jeśli przyjąć, że Świętopełk darmo Odonica nie wspierał i chciał jakiej dla się za to zapłaty, zasię na tem tle przyszło między niemi do jakiego zatargu, wielce i być możebnem, że Świętopełk owego Nakła iście, wracając do Gdańska, zajął, by mieć czego w garści już to dla pertraktacyj dalszych, już to tytułem samoprawnie pobranej nagrody... Jeśli tak było, a zda mi się to wielce prawdopodobnem, to mógł Odonic skrzywdzonym się czując, instancyjonować o pomoc u jedynego, co byłby go słuchać gotów i iście może jakiego wyjścia obmyślić: do Leszka Białego, osobliwie, że ów Świętopełka nominalny zwierzchnik, a za bunt Pomorczyka i tak już nań zajadły... Rysowałby się zatem może jaki front przeciw Świętopełkowi pospólny, co przecie między Piastami niczem dziwacznem, że wróg wczorajszy dzisiejszym aliantem, a druh dziś najszczerszy jutro na włości nasze najeżdżać będzie... Jeśli tak na to wejrzym, obecność Odonica staje się oczywistą, podobnie jak i teraz dopiero zrozumieć możem Laskonogiego absencyi, którego owe nagłe aliansów odwrócenie zeźliło i urażony przyjmowaniem bratanka do kompanijej, takiej właśnie manifestacyi uczynił... Toby też i tłomaczyło, przecz się Świętopełk do najostateczniej porwał desperacyi i posłał zbrojnych, by mu wroga usiekli... Normalny to przecie odruch u szczura w kąt zapędzonego...

    Powstaje pytanie po prawdzie zasadne gdzież tedy był Odonic, gdy Brodaty z Białym walczyli o życie, aliści toż samo pytanie by szło zadać Konradowi i paru dziesiątkom wielmożów, w tym wszystkim bez mała polskim biskupom, tam przecie w Gąsawie przytomnym z pocztami przecie niemałemi! Najpewniej rzecz się niemal w minutach rozegrała i byłożby to coś na kształt dzisiejszych komandosów akcji, gdzie szczupłość siły najezdnicy zaskoczeniem, precyzją, perfekcją i wyszkoleniem nadrabiają własnem... I podług mnie szło Pomorzanom stricte o princepsa... o Leszka...

   Z czegoż to wnoszę? Ano właśnie z tego, że się jaka część obozujących wkoło klasztoru nawet i do broni porwać nie zdążyła, gdy już po herbacie było, takoż i z tego, że Brodaty zaskoczony, przeżył... Różne tu są bowiem relacyje, że ich obu kaca leczących, dopadnięto w łaźni, do czego bym się bardziej skłaniał, luboż że Brodatego napadnięto jeszcze śpiącego. Peregrin z Wisenborka xiążęcia swego zasłania, przecie i tak Brodaty swego dostaje. Uważcież, że go nie dobito! Aboż zatem napastnikom nie o niego szło, abo też tak juchą broczył i bez ducha leżąc, ubitym się wydał, a czasu na sprawdzanie zali żyw, nie stało... Czemuż? A bo się cel najpryncypalniejszy, Leszek, z tych sekund dzięki Brodatemu i Peregrinowi zyszczonych korzystając, z łaźniej wydarł i do konia dopadłszy, uchodzić począł!

   Jeśli by tych najeźdźców było sporo, byłoby komu i Brodatemu pulsu pomacać, i na dziedzińcu nadciągających z odsieczą strzymywać i jeszcze mieć komu za uciekającym pogonić. Skoro się tak nie stało, zabijaków nadto musiało być skąpo, tedy najpewniej wszyscy wraz za Leszkiem pognali. Uważcież przy tem, Lectorowie Mili, że się Leszek nie puścił ku swoim, między namioty i zabudowania klasztorne, gdzie przecie najmniej na kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset wiernych mógł był liczyć mieczy! Pognał przed siebie, byle dalej, aliści czy na oślep i bezrozumnie? I jedno jeszcze, co jak mniemam, większość tu mężów przytomnych poświadczy: nie masz cyrkumstancyj, okrom prawdziwie chyba jeno żywota ratowania, w których mąż z kąpieli wyrwany jakichbądź pludrów czy bodaj przepaski na przyrodzenie nie porwie, nim światu całemu czoła stawić będzie gotów! Jeśli ów konia dopadał po nagu** i bieżył na niem w stroju adamowem, w najostateczniejszej doprawdy musiał być trwodze!

  Aliści nawet i wtedy nie uciekał bezrozumnie! Kto na mapę wejrzy, zrozumie, a mnie danem było jeszcze ongi po tych duktach, lasach i jeziorach jeździć, tom i cokolwiek pomiarkował terenu... Dopadli go w Marcinkowie, jakie dwa kilometry na zachód, krzynę ku południowi... Gościniec ten, dalej idąc, kręci na Rogów, zasię daleko dalej jeszcze... na Poznań! Ku Laskonogiego stolicy! Fakt, że ku północy sam rozum odradzał, zasię na wschodzie Jezioro Gąsawskie, aliści ku południowi, a więcej jeszczeć ku południo-wschodowi po dziś dzień bory wielkie okrutnie, z pewnością i wtedy zbiega skryć gotowe... Czemuż zatem nie tam?

   Możem i mniemać, że Leszek gnał byle gdzie, byle dalej, może i mu zwyczajnie ta droga jedyną niezagrodzoną została, przecie mnie się coś widzi, że ów napadniętym będąc we własnem obozie, a miarkować od kogo ani z jakiej przyczyny przecie nie miał ni czasu, ni możności, z punktu uznał, że między namiotami BEZPIECZNIEJSZYM NIE BĘDZIE! Ergo mniemać musiał, że to iście kto z obozowych jest sprawcą, najpewniej i może iście Odonica miał w podejrzeniu, że na niego dybie, a reszty może już i wyrżnął... A skoro tak, skoro Odonic wróg... to Laskonogi druh! I temuż ta na Poznań droga!

   Jest w wikipedycznej tych zdarzeń wersji domniemanie, że Leszka wcale nie ubito. Że ów z gorąca łaźniej rozgrzany, po nagu w listopadowego świtu chłodzie na koniu gnający, zwyczajnie apoplektycznego dostał był udaru, luboż i zawału, emocyjami jeszczeć tęgimi pobudzon... I przyznam, że choć nie ma za tem dowodu ani jednego, to ta teoryja jednem aspektem jednak kusi... a tem mianowicie, że absolutnego w tejże materyjej tłomaczy późniejszego milczenia kościoła naszego! Uważcież Lectorowie Mili, co się działo lat ledwo sto przódzi, gdy Krzywousty brata swego oślepił. A wieleż anatem od tamtego czasu padło i za sprawki mniej ważkie... Sam Laskonogi mógłby co rzec o tem, jako go arcybiskup Kietlicz właśnie za ową z Odonicem wojaczkę (ale i pewnie za to, że arcybiskupowie okoniem stawał, co nam tu już ładnie Stary Bosman w komentarzach wyłożył ) klątwą był obłożył... A tu?

   Otoż nam ubijają princepsa, co samo w sobie już bez precedensu, przy tem ranią xiążęcia wtórego, sam zaś napad kwintesencyją jest zbójectwa i cóż? Potępił kto Odonica, luboż Świętopełka? Obłożył anatemą i do siódmego przeklął pokolenia? Bynajmniej... całe tu duchowieństwo nasze od arcybiskupa Wincentego z Niałka***, poprzez wszystkich biskupów i pomniejszych klechów... zgodnie wody w usta nabrało i nie rzekło nic zgoła! Przy tem jeszcze szło o władcę, co jak rzadko w dziejach naszych był w naprawdę znakomitej komitywie ze wszystkimi biskupami naszemi, a już arcybiskup Wincenty jemu najwięcej swego zawdzięczał wyniesienia... Rzecz zatem jest zgoła niesłychana i jeśli tego jakkolwiek pomiarkować probować, to luboż, że zabójca nieznany, lub niepewny...luboż że się nikomu narazić nie śmiąc, uznali duchowni tą właśnie śmierć Leszka w ucieczce za nibyż naturalną, bo nie strzałą czy włócznią zadaną...

   Mogli by się i może, dla dowodów braku, duchowni od tegoż interdyktu na zabójcę strzymać, przecie cóż z bliskimi ubitego? Zaliż nie naturalnem by się nam tu zdało, że choć ów sądu uszedł ludzkiego, przecie owi go w sercu mają morderzem i po kres żywota przeklinają imię jego? Jeśli tak by i nawet było, to ani xiężna Grzymisława, ani ledwo roczny Bolko**** najwidniej nie Odonica za zabójcę mięli, bo po kres żywota nic przeciw niemu złego ani nie rzekli, ani nie czynili... Odwrotnie rzekłbym: w pół roku później Grzymisława przyjmuje od Odonica poselstwa, zaś w niewiele czasu później, gdy wszyscy pozostali xiążęta w zjeździe gąsawskim uczestniczący, rzucili się na Kraków jako głodne psy na kość, jedynym który praw Grzymisławy i małego Bolka bronił, był właśnie...Odonic... I jedno jeszcze, podług mnie najważniejsze: na śmierci Leszkowej Odonic akurat nie skorzystał nic, za to stracił wiele... takoż w osobie protektora gotowego go z Laskonogim rozsądzić, jako i alianta przeciw Świętopełkowi wspierającego... Małoż na tem! Jeśli znał lub się domyślał, że ów Świętopełka już skreślił, miałby prawo mieć nadziei na jakie choć po Świętopełku ochłapy... Doprawdy musiałby być zupełnie z rozumu obranym, by na Leszka Białego nastawać! Natomiast Świętopełk? Zyskiwał bezsprzecznie najwięcej: oddalał zagrożenie bezpośrednie, a jeśli liczył, że po zgonie Leszkowem, reszta, miast winowajcy i pomsty szukać, z punktu się gryźć pocznie o Kraków i władzę, to się w rachubach swych nie zawiódł...:((
  Zatem konkluzyja nasza najpryncypalniejsza, to Świętopełka za morderza uznanie, a w notach kolejnych postaramy się obrachować straty nasze z tą zbrodnią związane, choć nie tyle idzie o to, co się stało, lecz o to, co się stać mogło...

__________________________

* zaangażowany na północnej granicy nie ustrzegł Ziemi Lubuskiej przed zagarnięciem jej przez landgrafa Turyngii, Ludwika.
** najpewniej nie własnego i pewnie jeszcze leda jakiej chabety, bo prawdziwie trudnoż mi pomiarkować, jakże mógł nagi, więc lekki, na koniu świeżym, nie umknąć ciężkozbrojnym, którzy jeszczeć i najpewniej po nocnej ku Gąsawie rejzie, konie mięli pewnie zdrożone...
*** którego obranie jednem było z owoców arcyzgodnej w latach 1217- 1224 współpracy triumwiratu Leszka Białego z Brodatym i Laskonogim
**** późniejszy Bolesław V Wstydliwy


                                       ................






26 lutego, 2016

O tem jak się Krzyżaki z cystersami ścigały, czyli galimatiasu pruskiego continuum...

   Kończąc noty poprzedniej rzekłżem, że to łeż wielga, że krzyżactwa początek w Polszcze na 1226 Rok Pański datujem, przyjdzie teraz zatem się z tego wytłomaczyć szerzej, choć już częścią nam tego Pan Bosman Jegomość w komentarzach uczynił pod notami poprzedniemi… Nim jednak o tem szerzej, przyjdzie nam się do wypraw książątków naszych z lat 1223 i 1225 cofnąć krzynę, takoż do Chrystianowych zabiegów, by dokazać, że się rzeczy cależ nie tak pokończyć musiały i że insze i scenariusze pisano, jakże sprawy pruskie wieść. Najpierwsze tu skrzypce Chrystianowe, boć ani mi wątpić o tem, że i ów o władztwie własnem zamyślał. Byłże i na czasy owe precedens już jeden, bo w cieniu Zakonu Kawalerów Mieczowych, co na północy już w Inflantach siedzieli, wykroił swego państewka (i to niemałego!) biskup ryski:) Niechybnie też i Chrystian o tem zamyślał, a bulle papieskie, co zwalniały arcybiskupa gnieźnieńskiego ze stanowiska legata na Prusy, dowodzą tego nad wyraz wymownie, że i papież był od tejże samej myśli niedaleki… Więcej jeszcze! Bulla z 1225 nakazuje wręcz Chrystianowi, by ów miał staranie względem obrony nawróconych Prusów i Liwów, zasię onych tereny kościelnej poddaje zwierzchności, za nic najwidniej mając Piastowiców naszych tęsknoty, ergo dopuścić możem i mniemanie takie, że jakoby się tam krzyżowi nie zjawili i machinacyj swych nie wszczęli, prędzej czy później mielibyśmy tam państwa biskupiego, a Chrystian by z Zantyru najmniej Pomezanią i Pogezanią władał…

   Ale, że to gdybania jeno, tedy poniechajmyż tego zajęcia bezpłodnego, bo Krzyżacy na władanie własne w Prusach oskomy nabrali tak wielgiej, że niejeden młodzieniec ku dzieweczce tak wielgiej nie był ochoty:) Najpewniej też, dla tejże właśnie przyczyny zjawiliby się tam nawet i bez Konrada Mazowieckiego działań czy Chrystiana, jeno że naówczas zapewne od morza by dzieła swego poczęli, znowuż wzorem poniekąd spraktykowanem Kawalerów Mieczowych, co tak właśnie Inflant dobywać poczęli, czyli też Duńczyków tako właśnie podbijających Estonii… Najpewniej zatem w cyrkumstancyjach takowych mieliby swego państewka wpodle Sambijej (może i Warmijej?) i szli by ku Jaćwieży, tedy cależ bym i tego pewnym nie był, zali by urośli w potencyję tak wielgą, byśmy jej pod tem Grunwaldem kruszyć musieli… A i pytanie zasadnem się zdaje, czy gdybyśmy, biskupstwem zantyrskim oddzieleni, najazdów krzyżackich doświadczać nie mieli, Pomorza gdybyśmy nie stracili, zaliżbyśmy i mieli powód jaki, by się z Litwinami-poganami bratać? Pewnie by i jaka przyczyna się znalazła, by się z Krzyżakami zetrzeć, aliści czy by to nie było z jakie stulecie, czy może i dwa stulecia później? I czy Łokietek, tak od nich doświadczany, miałby bez tego naprawdę dobry (okrom ambicyj swoich) powód i determinacyję swoją, by wpodle restauracyi królestwa polskiego tak upornie zabiegać? A nuż byśmy się i jako Rzesza niemiecka w podzieleniu na księstewka utwierdzili? I po jednemu ode Wielgiej Polski poczynając, pod cesarską podpadać poczęli zwierzchność?



   Ano, snuć by tych roztrząsań bez końca można, com jeno dla tej począł przyczyny, by ukazać jak czasem niewiele potrzeba, by to, co się nam dokonane nieodwracalnemi wyrokami boskiemi za pewne dziś widzi, cależ inszemi się potoczyło torami… Innymi słowy: odsłona to kolejna "odwiecznego" tu na tem blogu sporu z deterministami przekonanemi, że skoro się coś stało, to tak się właśnie stać musiało i basta!:)

   Póki co, mamyż roku 1225 i Konrad Mazowiecki, za Jadwigi Śląskiej podszeptem z Krzyżakami pogwarza, póki co cależ ich za jakich niezbędnych nie widząc. Nikt jeszcze dzieła Braci Dobrzyńskich za skończone nie widział; w Tyrnawie wpodle Gniewa Świętopełk pomorski hiszpańskich posadził kalatrawensów, tedy Krzyżaki by trzecim miały tu być zakonem rycerskim i nic, póki co, tegoż nie wskazywało, że się za jedynych ostaną… A przecie i to droga do Prus nie jedyna była! Papież pchnął tu i Jacka Odrowąża, co go dziś więcej jako Świętego Jacka znamy, a ów ze swemi dominikanami miał spraktykowanej przez Świętego Dominika na albigensach i katarach metody nawracania, nawiasem wielce prostej, roztropnej i humanitarnej…:)) Owoż trza, napotkawszy człeka jakiego, wiary odmiennej, wejrzeć mu w oczy głęboko, słuchać go, gwarzyć z niem, jak z równem i Bogu wybór ostawić, cóż z duszą jego czynić zapragnie… Jakież by miał papież powody, by na czas tamten w sukces sił złączonych cysterskich i dominikańskich nie dowierzać? Osobliwie po opisanych już i wiktoryjach na tem polu Chrystianowych? Zali była jaka potencyja zdolna to dzieło poczęte zniweczyć?



    Ano była… Choć na 1225 rok się nader mikrą widziała… By jej zaś może i zmocnić krzynę, a i zachęcić niepomału, wydał był Konrad Mazowiecki onym ziemi chełmińskiej we władanie, co się do dziś historycy spierają, czy w 1228, czy dopieroż w 1230 roku… Nawiasem, jako w tekst onego dokumentu wejrzeć, co nie takie proste, bo oryginału nie masz, jeno go bulla papieska późniejsza przytacza, to Konradowe myślenie wcale jaką durnotą nie grzeszy! „…że ziemia pruska i jakakolwiek inna zdobyta na barbarzyńcach ma być dzielona po równej części 


między księcia Mazowsza i Kujaw Konrada, jego synów i następców, książąt 

polskich a mistrza i zakon krzyżacki, a po zdobyciu Prus ma ulec unieważnieniu 

nadanie ziemi chełmińskiej i lubawskiej i mają one powrócić z pełnym prawem 

posiadania do Konrada i jego następców”. I cóż? Przyznać wypadnie, że jeśli tutaj w czem Konrad zgrzeszył, to nie w tem, że durnoty jakiej podpisał, jeno w tem, że nie wiedzieć czemu zakładał, że Krzyżaki umowy dotrzymają, a onemu zadosyć sił będzie, by jej punktów egzekwować skutecznie! I tu jego dla mnie zbrodnia największa, ale że podobne onemu „chciejstwo” narodową jest, zda się, naszą przywarą, że zawżdy ufność pokładając, że „jakoś to będzie”, wszytko Panu Bogu na głowie ostawiamy… Konradowi jeszcze i temuż się dziwię, że ów, jako wiarołomca znany, co sam mało której ugody dotrzymał, naturalną przecie rzeczy koleją, inszych po sobie winien sądzić, tandem czemu tu akurat mniemał, że strona druga ućciwa?

   Spomnieć się godzi, że jeszcze przed krucjatami Piastowiczów, co to pierwsze na ziemie pruskie niesły śmierć i pożogę wszytkim, co się przeżegnać nie umieli i Trójcy świętej wezwać nie poradzili, byłyż i insze koncepta, co Leszkowi Białemu prawdziwie chluby przynoszą… Owoż rozmyślał ów o tem, by póki co Prusów poniechać, a emporia handlowe na ich ziemiach czynić, by przedawać onym sól i żelazo, zatem produkty, o które w borach nad jeziorami trudno, zasię za tąż okazyją głosić onym i słowo boże…Nawiasem, uwagę tu Czytaczów pragnę zwrócić szczególną na ową sól. W cyklu o wielickiej soli (póki co jeszcze ze starego mego bloga nieprzeniesionem) pisałem, że prapoczątki soli wielickiej naszej z połową XIII wieku i Bolesławem Wstydliwym łączym! Skoro zaś ociec jego na jakie trzydzieści lat przódzi chciał tą solą z Prusami kupczyć, tedy przecie musiał jej mieć już i przódzi! Tylko, czy ów o warzonej morskiej na podległym jeszcze wtedy sobie Pomorzu dumał, czy może już o jakiej prawielickiej:)? 

    Brzytwy mi przyjdzie od Ockhama pożyczyć, bym te dygresyje ucinał, bo nigdyż nie pokończym:)) Ad rem zatem! Najpierwszych Krzyżaków zjechało na Mazowsze dwóch, może trzech, z kilkunaściorgiem służby Anno Domini 1228. Tradycyje wielce romantyczne prawią o gródku najpierwszym*, co go Vogelsang nazwali, przy tem milczą o tem, że pierwociną onego gródka była fortalicja krzyżacka najpierwsza… w koronie dębu dorodnego uczyniona, gdzie inszych belek między konary nazwalawszy, w kilku bronić się szło…:)) Dopiroż w 1230 z oddziałkiem następnem zjechał Hermann von Balk i braci kolejnych jeszcze siedmiu. Pospołu jednak z braćmi służebnymi, półbraćmi i służbą nie było ich ani wtedy, ani i przez lat następnych dziesięć, więcej wszystkiego niźli stu… I to jest ta siła, co poradziła zmóc wszytkich wokoło, od Chrystiana najpierwszego i Prusów poczynając, na nas samych kończąc? Zaliżby to jacy nadludzie byli? Bynajmniej… jeno wielgiej chytrości i skrupułów jakichbądź wyzbyci… najpierwszych przeciw Prusom działań podjęli dopieroż z rokiem następnem, gdzy zajęli trzy gródki do wielmoży pruskiego Pipina należące. Ów Pipin byłże już i krześcijaninem, przecie ducha odmieniwszy był się na pogaństwo nawrócił i za toż go właśnie Krzyżaki pokarać umyśliły. Rozpłatawszy onemu żywot i kiszek do pnia przybiwszy tak go długo wkoło pnia ganiali, aż całych nie wydarł i nie pomarł…:((

    Lata następne to marsz Krzyżaków powolny, acz nieustępliwy wzdłuż Wisły, ku morzu, gdzie znów wzdłuż wybrzeża, ku Sambijej i dopiroż tam na powrót w głąb lądu. Metoda podboju najpierwsza: terenu zająć, tubylców, co się przy pogaństwie zaparli wyrzynając, przy tem niemałej onym tu pomocy dawało rycerstwo i nasze, i pomorskie, czy zachodnie nareście… Sami krzyżowi by ani bez pół tegoż nie osiągnęli, czego dokonali rękami naszemi…:( Wtóre, cóż czyniono to kasztel jaki rękoma podbitych Prusów stawiano, z którego szło i okolicy pilnować, takoż bazy mieć do rejzy następnej. Popod kasztelem, czy zameczkiem zasię czym rychlej osadników z Niemiec ściągnąwszy, osady jakiej uczynić, a za szczęśnem okolicy złożeniem i gródka jakiego czasem. Temże sposobem we trzy lata całej podbili Pomezanii, w czem najwięcej im Świętopełk pomorski dopomagał…

    Największem jednak krzyżackim sukcesem było to, że Prusowie w 1233 roku pojmali biskupa Chrystiana i, najwidniej rozeźleni na krześcijan sielnie, trzymali onegoż w niewoli dobre pięć lat! I toż jest ta okoliczność, gdzie się po jednej stronie onym dziwić trudno, z drugiej zasię, trudnoż o krok więcej samobójczy… Krzyżacy jeno łapy z uciechy zatarli, a nie dałbym i groszy pięciu, czy jako sekretnie nie czynili, by ów w tej niewoli jak najdłużej siedział! Papieżowi i po świecie całem rozgłoszono wrychle, że Chrystian męczennik, bo go Prusy ubiły, temuż nie masz co już wpodle dzieła jego starań czynić, osobliwie, że Pomezania zdobyta… Dał temu wiary papież, tedy na krzyżowych całych swych przelał nadziei i Anno Domini 1234 onym nadał całej ziemi na Prusach zdobytej! Przy tem się już i fałszerstwo najpierwsze pokazało, rzekomy Mazowieckiego przywilej kruszwicki z 1230, gdzie im miał ziemi chełmińskiej na zawsze nadać… Konrad tym to czasem nadto zatrudniony wpodle wojaczki z bratankiem, Wstydliwym i macią jego, jeno język mógł w protestach daremnych po próżnicy strzępić. Choć zapewne i one protestacje Krzyżaków trwożyły, bo Hermann von Salza jął u cesarza zabiegać o pozycji zakonu umocnienie dalsze… Ano i wychodził dokumentu najpryncypalniejszego, co go później Złotą Bullą z Rimini zwano, gdzie Fryderyk II za totus mundi władcę się mając, w tem i Polski, dowolnie się uważając uprawnionym lenna rozdawać, Krzyżakom tejże ziemi chełmińskiej nadał, aleć już od siebie, takoż wszytkiego, co na Prusach zdobędą. Przy tem fałszerstwo największe w tem, że tejże Złotej Bulli na 1226 rok antydatowano, by pretensyj Konradowych za śmieszne wykazać… Stąd, mimo że się ów pergamin w 1235 był narodził, po podręcznikach wszystkich po dziś dzień data 1226 za rok „sprowadzenia Krzyżaków” się wzięła i pokutuje….:((  I raz jeszcze z całą mocą podkreślić pragnę, a do czego szerzej wrócę w notach kolejnych, zbrodni gąsawskiej poświęconym, że jestem przekonanym dogłębnie, że gdyby się Konradowi świat nie zawalił wraz z brata umiłowanego w Gąsawie zabiciem, ów by najpewniej onych krzyżowych łotrów nigdy nie ściągał...

  W temże samem 1235 biskup płocki, czyli Mazowieckiego nibyż sługa, dozwolił się resztkom Braci Dobrzyńskich z Krzyżakami złączyć, co też do dziś w nieprawdzie pokutuje, bo nie zakony się łączyły, a bracia poszczególni płaszcza odmienili, a i to nie wszytcy… Tych, co się łączyć nie chcieli Konrad w Drohiczynie osadził, dla wzmocnienia załogi tamecznej, a gdy i ci powymierali, podług prawa kanonicznego zakonu skasowano w sto lat po śmierci ostatniego…

   W rok później zgody Rzymu pozyskali Krzyżacy na to, by na terenach pruskich trzech biskupstw, sobie poddanych erygować, misyjnego dawnego biskupstwa Chrystianowego przy tym niwecząc, do dwóch lat zasię i z Kawalerami Inflanckiemi krzyżowi się ugodzili, tak że odtąd oba zakony niemal za jedno mieć będziem.

  A cóż Chrystian na to? Ano… nieobecni mało kiedy rację mają, temuż nawet jak z niewoli powrócił, mógł jeno pergamina i inkaust na protesty psuć… Tyleż mu to dało, co na wiatr krzyczeć; w 1243 powstaje diecezja czwarta, w dawnym jego Zantyrze Krzyżaki siedziby komturii czynią, a gdy Chrystian nareście, znękany tem wszytkiem, pomiera w 1245 roku, już niemal i pies z kulawą nogą się o Prusów nie upomni… no może Świętopełk pomorski jeden, co najszybciej na oczy przejrzał i w pierwszem powstaniu pruskiem, to właśnie on…Prusów wspierał! Tyleż zyszczeł, że mu zakonni syna Mściwoja porwali i w zamian za onegoż uwolnienie, do pokoju przymusili. Pokoju, w którem się wszelkiej zwierzchności nad Zantyrem wyrzekał, takoż i prawa do cła na Wiśle pobierania, co było cegłą pod fundament przyszłej Zakonu finansowej potęgi
… 
  A Prusowie? Pokonani, podpisali pokoju rok później, ustępując ziemi aż po Pasłękę i odtąd już nie było na Krzyżaka mocnych… aż do Łokietkowego pod Płowcami z niemi starcia, przez nas za wiktoryję mniemanego

____________________

*koło Nieszawy, naprzeciw Torunia


                                       ................








 POST SCRIPTUM: WOBEC TRUDNOŚCI TECHNICZNYCH Z ZAMIESZCZENIEM ZBYT DŁUGIEGO (zdaniem Bloggera) KOMENTARZA PRZEZ STAREGO BOSMANA, WPROWADZAM GO DO NOTY JAKO JEJ CZĘŚĆ INTEGRALNĄ (ma się rozumieć z pełnią praw autorskich STAREGO BOSMANA)


~stary bosman:
   Sprawa Prus wymaga  pewnego wprowadzenia. W okresie rozbicia dzielnicowego klasztory emancypowały się spod władzy biskupiej, zabiegając w Rzymie o opiekę i wyjęcie spod miejscowej jurysdykcji biskupiej. W ten sposób stały się narzędziem wpływów papieskich we wszystkich krajach Europy. Zwłaszcza klasztory cysterskie miały zadanie doprowadzenia Rusi do podporządkowania papiestwu i krzewić chrześcijaństwo wśród pogańskich Prusów. Owszem, było to sprzeczne z regułą narzucającą cystersom kontemplacyjny charakter życia.  W 1206 roku z klasztoru w Łęknie wyszła pierwsza grupa misjonarzy. 
Prawdą jest, iż Chrystian uzyskał zezwolenie papieskie na prowadzenie wypraw krzyżowych, marzyło mu się nawet stworzenie na obszarze Prus osobnego państwa duchownego ( pod zwierzchnictwem papieża), jak to uczynił był Albert, ryski arcybiskup w Inflantach, ale nie przemawia do mnie argument, że miał inne intencje. Sugestie, że właśnie zamierzenia Chrystiana spowodowały odebranie Henrykowi Kietliczowi tytułu legata papieskiego, by podporządkować Prusy bezpośrednio Rzymowi, nie wytrzymują krytyki w zderzeniu z faktami ( do tej myśli wrócę za chwilę).

 Naukowcy są zgodni, że wszelkie napaści na Prusy zapoczątkowali Polacy, zmierzając do narzucenia najpierw zależności danniczej.  Trzeba jednak z naciskiem powiedzieć, że miał w tym swój udział Leszek Biały oraz Węgrzy, a dokładniej ich król Andrzej II. Obaj panowie patrzyli na Ruś halicko-włodzimierską jak przyszłą zdobycz. Nie miejsce i czas rozpisywać o szczegółach, dość powiedzieć, że na mocy traktatu spiskiego ( 1214) uzgodniono, że córka Leszka Białego, Salomea ( miała wtedy trzy lata), poślubi syna węgierskiego króla, Kolomana ( ten miał siedem lat). W 1219 roku osadzono ich w Haliczu, podczas wspólnej wyprawy polsko-węgierskiej, ale dwa lata później Mścisław Udały, książę nowogrodzki i kijowski zdobył Halicz, małolatów wziął w niewolę. Ceną za uwolnienie Kolomanów było zrzeczenie się tytułu króla halickiego i umowa, że po śmierci Mścisława władza w Haliczu przejdzie w ręce węgierskich Arpadów. Gdyby ktoś kiedyś pytał jak to się stało, że tereny Galicji i Lodomerii   weszły w skład późniejszej Austrii, ma wyjaśnienie natury historycznej. Konsekwencją polityki wschodniej Leszka Białego i jego brata Konrada Mazowieckiego było to, że Rusini, Litwini i Prusowie zawarli przymierze i od 1217 roku zaczęli nękać ziemie mazowieckie. Mamy więc drugi przyczynek dowodowy.

I tu dochodzimy do osoby Henryka Kietlicza.  Prawdopodobnie urodził się w 1150 roku. Mieniły mu się takie reformy jakie wprowadził  100 lat wcześniej jego idol, papież Grzegorz VII.Tzw. dyktat papieski, czyli doktryna papalizmu zabraniał udzielania inwestytury, czyli nadawania godności kościelnych przez władze świeckie. Protest Henryka IV Niemieckiego skończył się pokutną wyprawą do Canossy ( 27 stycznia 1077). To, co się działo później, wykracza poza ramy wątku poruszonego przez Pana Wachmistrza.  Kiedy przejrzeć wszystkie  zjazdy książęce, a faktycznie synody biskupie, za lata 1201 - 1218, zawsze natrafimy na informację, że zostały zainspirowane przez Kietlicza i on tam dyrygował całą orkiestrą. To jemu Wincenty Kadłubek zawdzięcza historyczny kanoniczny wybór na biskupa krakowskiego. Od tej pory panowie stanowili zgodną spółkę. To Kietlicz bywając w Rzymie, a często odwiedzał Innocentego III, uzyskał od swego pryncypała bullę, mocą której ( 12 stycznia 1207) przed nim, jako arcybiskupem gnieźnieńskim, nosić obowiązkowo krzyż na długim drzewcu. Ta zasada obowiązuje po dziś dzień.  Nie był jeszcze nuncjuszem papieskim ( tym został dopiero w 1214 roku), ale uzyskał zezwolenie  Innocentego na noszenie przed nim krzyża na wzór legatów papieskich.  Tam, gdzie tylko pojawiła się iskierka waśni między książętami dzielnicowymi, zawsze rolę mediatora obejmował Kietlicz. Co dostawał? A to już jest w dokumentach zjazdów w Borzykowej ( 1210), Mstowie ( 1212) Wolborzu ( 1208, 1212), by wymienić tylko najważniejsze. To było panisko całą gębą. Gedko, biskup płocki, oskarżał go przed Innocentym o niewyobrażalną pychę i wystawność. Podróże w 100 koni, to była norma. Komunię przyjmował na tronie. Wymagał i respektował obowiązek całowania jego buta ( prawo to mieli tylko papieże, jak mnie pamięć nie myli do końca XIX wieku).

 Historia nasza głosi, że na skutek ogromu zajęć służbowych i chęci zbudowania państwa duchowego w Prusach przez Chrystiana, papież odebrał mu tytuł legata. Co więcej, podają, ze miało to miejsce 11 maja 1219 roku, za czasów Honoriusza III, który objął tron papieski z dniem 18 lipca 1216 roku, po śmierci Innocentego. No to powiem dosadnie - guzik prawda, skoro Kietlicz zmarł 22 marca 1219. Dodajmy do tego, że sam biskup Wincenty Kadłubek nagle w 1218 roku zrezygnował ze stanowiska, osiadł w klasztorze w Jędrzejowie, gdzie  pisał swoją kronikę  Zatem prawda jest taka, że papież pozbawił Henryka Kietlicza wszystkich funkcji, a ten wkrótce dokonał żywota. Po śmierci Kadłubka ( 1223) biskupem krakowskim został Iwo Odrowąż, człowiek Leszka Białego. Jedynym człowiekiem, który stawiał się Kietliczowi okoniem, był nie kto inny, ale Władysław Laskonogi i jemu należy zawdzięczać, że Kietlicz doczekał tego, na co zasługiwał.  Nie miejsce i czas opisywać wszystkie zatargi, klątwy i wygnania Kietlicza, ale lektura to wielce pasjonująca. 

I tak, w telegraficznym skrócie, można przedstawić  motywy, które spowodowały, że Prusowie musieli w końcu ulec. To też nader interesująca historia. Wspomnę , że razem z gdańskim Świętopełkiem, w latach 1242 - 1248 powstali przeciw Krzyżakom i Konradowi Mazowieckiemu. Smaczku sprawie dodaje to, że klątwa legata papieskiego Wilhelma z Modeny została zniesiona przez innego legata Opizona z Messano. Co prawda w końcu zawarto pokój, ale to był koniec Świętopełka.

Konkludując, wszystko to, co opisał Pan Wachmistrz jest prawdą niepodważalna. Ale jak się przejrzy działania władców węgierskich, książąt polskich, niemieckich, a także biskupów, to można sobie wyrobić obraz tego, że ze sprowadzeniem Krzyżaków do Polski było kapinkę inaczej niż nauczają w szkołach, bo to nie Krzyżacy wsadzili kij w pruskie gniazdo. Obciążanie winą za zaistniały stan rzeczy tylko i wyłącznie Konrada I Mazowieckiego, to już bardzo gruba przesada.

24 lutego, 2016

O książęcych animozjach i aliansach, czyli galimatias polsko-pruski...

    Rozstaliśmy się w poprzedniej opowieści z cystersem Chrystianem, biskupem misyjnym pruskim, jako ów, niepomiernych odnosząc w krzewieniu słowa Bożego wiktoryj, sławy zyszczeł, a i poparcia niemałego, osobliwie u papieża. Nie rzekliśmy, że misja Chrystianowa na równi z krucjatą uznaną została, a onemu samemu papież dał prawa ekskomuniką okładać tych, co by mu się dopomóc w tem przeciwili, w tem i tych z xiążąt, co by na ziemie Prusów ochrzczonych najeżdżać śmieli. Że zaś ci nie próżnowali od kiedy się możność pojawiła zyszczeć odpust zupełny, nie puszczając się na azard wyprawy dalekiej w kraje skwarne, a jeno za pobobrowaniem znajomem w puszczach nieodległych, tedy zdać by się mogło, że kandydatów do interdyktu Chrystianowi nie braknie... Luboż ci jednak prawdziwie się ziem nowochrzczeńców wystrzegali, luboż ów pobłażliwym był, skutek per saldo jednaki, że pospołu Prusom kij i marchewkę ukazywano, gdzie Chrystian w dobrotliwszej roli marchewki wystąpił... Można rzec, że i tak grzeczniej, niźli Krzyżacy, bo ci zda się, marchewki w ogóle nie znali...
   Tak, czy siak Prusowie nieco już w początkowych zapałach ku cysterskiej robocie ostygli, o czem się i sam Chrystian Anno Domini 1213 przekonał, jak mu druha serdecznego Filipa, ubili. Przywyklim Prusów, między inszemi za tąż przyczyną, że państwa i króla nie mieli, pieniędzy nie znali, mniemać za dzikusów jakich nieudolnych, co to krzyżackiej potencyi przeciwić się nie poradzili, a w pogaństwie tkwiących ex definitione niejako podskórnie ich za ciemnych mamy... Tymczasem dowieść poprobujem, że ani Krzyżaki takie silne nie były, jeno wielce sprytnie nasze własne słabości przeciw nam (a pruskie przeciw Prusom) obracać umieli, zaś owi swoich wierzeń i kultury z tem związanej nadto silnej mieli, by się ta miała czem krześcijaństwa gorszym widzieć... A że zanikła tak, że mało co wiemy o niej? Ano kolejny to dowód na to, że Historię piszą zwycięzcy...
   Anno Domini 1428, czyli dwa wieki po zdarzeniach, co o nich pisać będziem, mnich Beringer pisze wielkiemu mistrzowi, że Prusowie po dawnemu "zazwyczaj trzymają się pogańskiego obrządku ze święceniami i wróżbami i nie dbają o naukę księży", jeszczeć dwóch lat później biskup sambijski Michał, będzie surowo poddanym swoim nakazywał, by "chrzczonych dzieci ponownie w wodzie nie chrzcili i innych oprócz chrzestnych imion, dzieciom nie nadawali". Nawiasem rzekłszy, to słowa biskupa dowodnie ukazują, że ów nader mikrego był rozumienia o tem, cóż jego owieczki czyniły, bo nie o krzest wtórny szło, a o obrządek "zmywania chrztu"! Prusowie bowiem, wykoncypowawszy, że skoro krześcijanom takie to ważkie, by nowokrzczeńców wodą maczać, jest więc widno w onej wodzie jaka siła tajemna onego bóstwa obcego, tedy by się zbyć onej, trza się procesowi odwrotnemu poddać i owo "znamię" wodą zmywszy, nazad je temu bogu obcemu odesłać... Nawiasem, gdyśmy już przy tem, to przyszło za czasu wojny trzynastoletniej do arcyciekawego odwrócenia relacyj wewnątrz samego państwa zakonnego... Przeciw Zakonowi obróciły się miasta, przez tenże sam żywioł niemiecki zasiedlone, co go Krzyżaki przódzi sprowadzali i widzieli radzi, aliści uciskając onych nad miarę, do buntu przywiedli. Prusowie zaś, niechybnie pomnąc dwa wieki krzyżackiego okrucieństwa, aleć najwidniej jeszcze lepiej poprzedzające je cztery wieki polskiego... sparli zakonnych! A w każdem razie przeciw nim nie wystąpili, choć trudno było o chwilę ku temu sposobniejszą, niźli w tygodniach po Grunwaldzie pierwszych, luboż na wojny trzynastoletniej początku... Faktem, że Krzyżaki tego czasu nader wstrzemięźliwymi się stali w misyi chrystianizacyjnej, dozwalając Prusom dawnych wierzeń i obrzędów niemal jawnie czynić, za coż ci lojalnością odpłacili... Możebne, że i przy pełnej u Prusów świadomości, że przy polskiej wiktoryi, nie mieli co marzyć o spolegliwości takowej... Tak czy siak, przyszło naówczas i do zdarzeń takich, jak w czas wojny z krzyżactwem ostatniej, w 1520 roku, gdy tenże sam Albrecht Hohenzollern, co się za lat pięć miał na krakowskiem rynku przed królem polskim, nota bene wujem swym własnym:), ukorzyć, permissyi udzielił kapłanowi pruskiemu, niejakiemu Waltinowi Supplitowi, by powszechnego odprawił pogańskiego obrzędu, by gdańskie okręty (sprzymierzone z Polską), co do wybrzeży Sambii płynęły przegnać i rozproszyć!
Tak o tej ceremonijej pisze Bruckner:
"Ofiarę z czarnego byka odbył publicznie jeszcze w 1520 r., za pozwoleniem samej zwierzchności, w Sambii, niejaki Waltin Supplit, aby nadpływające okręty gdańskie od brzegów pruskich odstraszyć. Okręty rzeczywiście odpłynęły (załogi ich widziały jakieś widma przeraźliwe) lecz z nimi odpłynęły i ryby i gdy połowu nie było, przyznał się Supplit, że przy zaklinaniu wszystkiego precz od brzegów pruskich zapomniał zrobić wyjątek dla ryb. Nową zatem, mniejszą ofiarą (czarnej świni) należało bogom o pomyłce donieść i rzecz naprawić."
   Jawne zatem, że Krzyżacy wpodle tej swej powinności najpirwszej najczystszej wody hipokrytami byli... I nie oni cios pogaństwu ostateczny zadali, a protestanccy już kaznodzieje, sparci katechizmem po prusku wydanym dopiero w Roku Pańskim 1561! Pewnie, że naówczas już za krześcijaństwem w ślad germanizacyja tych ziem jawnie następowała... ale to już thema na opowieść inszą, nam zasię do XIII pora nawrócić stulecia, by cyrkumstancyje pokazać, w jakich Konradowi przyszło tych łotrów sprowadzić...
    Nie pora to może, by wszytkich swarów xiążąt dzielnicowych opisywać, bo jakobym się w to nadto daleko zapuścił, noty by mi może za lat kilka kończyć przyszło, a objętością by encyklopedyję niejedną przerosła. Przecie jednak nie sposób nie rzec, że za przełomem wieków załamała się ze szczętem stara, przez Krzywoustego ustanowiona zasada senioratu i po śmierci Kazimierza Sprawiedliwego możni krakowscy miast znanego im aż nadto dobrze* Mieszka Starego woleli syna Sprawiedliwego, Leszka Białego na tronie xiążęcym widzieć... Ów zaś przeciw Mieszkowi powstając, aliantów gdzie mógł szukał, takoż i na Rusi, co go między inszemi na lata całe wplątało w ruskie dynastyczne swary, jak i w spór o tęż Ruś z Madziarami... Pobiwszy Mieszka w polu, w czas niejaki później układami pomieniał Leszek swoje w Krakowie panowanie za zwrot Kujaw przez Mieszka zagarniętych bratankom i sukcesyi w Krakowie po Mieszkowym skonie przyrzeczenie...
  Po prawdzie, jako ów już i pomarł, syn onegoż, Władysław Laskonogi ani myślał Leszkowi ustąpić, temuż jeno czyhał na potknięcie jakie, by ojcowych pretensyj do Krakowa ponowić... A przecz ja o Leszku Białym i jego turbacyjach piszę, miast o Konradusie? Ano bo Konrad bratem był Leszkowym, i co między Piastowicami arcyrzadkie, we wielgiej z niem żył amicycji, we wszytkiem spierając. Bitwę najwięcej pryncypalną z Romanem halicko-włodzimierskim, co przeciw Leszkowi wystąpił, wygrali pod Zawichostem bracia, a ściślej wygrał ją dla nich wojewoda mazowiecki Krystyn. Ówże Krystyn musiał być wielgiego przemyślunku człekiem bo okrom tego, że wielce udatnie wojsko wodził (stąd i "woje woda") to i przeciw Prusom umiał na Mazowszu obmyślić zapory... Nie wiedzieć nam, na czem ona polegać miała, domyślić się jeno możem, że pewnie to jaka sistemma czat była i warowni wojskiem obsadzonych, dość że skuteczna, co lud na Mazowszu wielce rad ją widział...
  Ale że jak co dobrze działa, to przecie diabeł usiedzieć nie umie, by tego nie spsować, temuż i wrychle podszepnął bies książęciu, że skoro Krystyn taki miłowany, to pewnie na stolec Konradowy sam dybie... A że się wpodle tej psoty nadto długo trudzić nie musiał, to pewna, bo Konrad sam był okrutnikiem, przeniewiercą i hultajem co się zowie, temuż po sobie zapewne sądząc, widział się już przez Krystyna zdradzonym... Nie dziwne zatem, że onego pojmać kazał i oczów wyłupić, zasię pomordować na koniec... Rzeknie kto, że czasy takie dzikie, to i nie dziwota... luboż, że xiążę to i prawo jego poddanych, jako chce, osądzić... Ano, nawet jakobym to prawo miał przyznać, to przecie nie za prawo do durnoty, co sama gałęzi, na której siedzi, piłuje... Bo przecie oczywista, że po Krystynowej śmierci, całaż jego od Prusów obrona, zawaliła się z hukiem i trzaskiem!
   Jako się Prusowie na Mazowsze na powrót wyprawiać poczęli, Konrad ani mogąc przeciw onym samemu pola dotrzymać, salwerunku od brata i xiążąt inszych suplikował. Najpierwszem sojuszem takim był alians z Leszkiem i z Leszkowym na Gdańsku nominatem, Mściwojem, ale że mało z tegoż wynikło, bracia wielce wdzięcznie powitali w niem antagonistów uprzednich, czyli śląskiego Henryka Brodatego** i Laskonogiego. Przy tem między tem ostatniem, a Leszkiem Białym stanął układ na przeżycie, inszemi słowy ten, co by pierwszym pomarł, sukcesorem swojem drugiego czynił. Na cyrkumstancyje ówcześne, sukces to Leszkowy niemały, bo przecie przypuścić było trudno, by starszy o lat dwadzieścia Laskonogi Leszka przeżyć miał... tedy po spodziewanem Laskonogiego skonie, prospekta na zjednoczenie bodaj Małej i Wielgiej Polski nader by były obiecującemi, osobliwie że układ ten wydziedziczał bratanka Laskonogiego, Odonica... Działo się to Anno Domini 1217, czyli tegoż samego czasu, co Chrystian, cysters nasz, największych swoich odnosił wiktoryj...
  Znana powszechnie bodaj anegdota, jakoby Leszek, ślubów pono jakich niebacznie złożywszy, że przyjmie krzyż krucjatowy i do Ziemi Świętej wojować się uda, wielce papieża za tym instancyjonował, by ów mu tegoż ślubu odpuścił i zgodził się na zamianę krucjaty lewantyńskiej na pruską... Miałże przy tem argumentować, że w Palestynie piwa nie masz, bez którego on, Leszek, żyć nie umie...:)) Że sie papież z tem zgodził to pewna, bo za jego błogosławieństwem ruszały na Prusów najazdy kolejne w latach 1222, 1223 i 1224. Czy to jednak przez wzgląd na Leszkowy czynił żołądek, to już wątpić śmiem... Nader sposobna była bowiem papiestwu, cystersom i Chrystianowi owa Leszka od piwa zależność:), tyle że z onych wypraw niewiele wynikło dobrego, a ućciwiej rzec by było, że nic, zasię złego owszem, bo najazdów odwetowych moc, między inszemi taki, gdzie klasztoru w Oliwie splądrowano, braciszków z opatem Ethelerem uprowadziwszy i pomordowawszy okrutnie :(...
   Na nic się zdały krucjaty pod wodzami skłóconemi, co to jeden wtóremu na ręce baczył i najochotniej by go pruską włócznią przebitego widział; na nic się zdały najpierwsze nasze "siły pokojowe", czyli "stróża rycerska", którą mieli za koleją pełnić z ziem różnych rycerze, po warowniach po Krystynie pozostałych... Jako bowiem na Małopolan kolej przyszła, ci przez Prusów zostali pobici sromotnie, częścią za sprawą tchórzostwa rodu Gryfitów, co się z wojskiem licznem z boju wycofali... Nie dziw, że się Leszek za wiarołomstwo owo pomścił wyrokami banicji na Gryfitach, jeno że to onych do jawnego już pchnęło buntu. Brodatego, co go Gryfici na tron krakowski zawezwali, jeno najazd landgrafa Turyngijej na ziemię lubuską przed wojną srogą póki co strzymał... temże czasem na Pomorzu, gdzie już nie Mściwój, a syn jego Świętopełk władał, nie działo się dla Leszka najlepiej... Świętopełk, coż niby jeno był namiestnikiem z Leszkowego nadania, cależ już jawnie o własnem zamyślał władztwie. Przyjął do siebie wydziedziczonego Odonica i w buncie przeciw stryjowi (Laskonogiemu) go wspierał. Leszek zatem, jeśli utracić obiecanej przez Laskonogiego post mortem Wielkopolski nie chciał, musiał Laskonogiego przeciw Odonicowi spierać... Takież były sprawy, gdy się Leszek ze wszytkimi zainteresowanemi zamyślił pospołu w Gąsawie zjechać i jakiej ugody obmyślić... jeno, że czego by nie uradzono, niechybnie by to w Świętopełka pomorskiego biło, tedy ów to najpewniej za Odonica pomocą umyślił Leszka i inszych ze świata zgładzić, temuż zbrodnia znana, gdy na xiążąt we łaźniej bawiących zbrojni napadli i Brodaty jeno poświęceniu rycerzy własnych żywot zawdzięcza... Leszek Biały już tyle szczęścia nie miał; nago na koniu leda jakim dopadniętym ujść przed pościgiem probując, w pobliskiem Marcinkowie doścignięty i włócznią przebity, ducha oddał...
   Moc się naonczas spraw różnych zawaliło, w ów dzień listopadowy Anno Domini 1227, w tem i nadzieje niejakie na Królestwa Polskiego rychłe wskrzeszenie, o czem nam obszerniej w następnych notach pisać przyjdzie... Konrad zaś odczuć to musiał niemal niczem ziemi spod nóg rozstapienie... oto stracił nie dość, że brata najbliższego, to i sojusznika wieloletniego, a z niem i prospekta na jaką ogólnopiastowską pomoc przeciw Prusom... Przy tem sam i tejże był myśli, by się o schedę po zmarłym bracie upomnieć, słowem nie dziw mi, że się w tym wszytkim czuł zagubionym. A że od czasu niejakiego mu Brodaty, a więcej jeszczeć żona onego, Jadwiga Śląska... (tak, tak! Taż sama, co ją dziś za świętą mamy!) doradzała, by rycerzy z czarnemi krzyżami przyjął, tedy jak dopotąd z niemi dosyć niemrawie traktował, tak też zapewne śmierć bratowa najwięcej go do układu z niemi nakłoniła, osobliwie że i próba ostatnia insza, zakonu Braci Dobrzyńskich przez Chrystiana powołanie takoż ku niczemu przyszła, co i nie dziw, boć tych braci najwięcej było wszytkiego trzydziestu i pięciu...:((
   "Jakże to?"zakrzyknie mi tu wraz jaki Lector czujny, co dopotąd przy tej nocie nie posnął***. "Przecieśmy się wszytcy po szkołach uczyli, że nam Krzyżaków Konrad Anno Domini 1226 sprowadził, a sam żeś, Wachmistrzu, przecie przed chwilą był rzekł, że Leszka Białego pod Gąsawą ubito w dzień listopadowy 1227. Jakże to zatem?"
   Ano prawda, odpowiem... Prawda znaczy, że Was (jako i mnie) tak uczono... A że źle uczono, to już nie wina przecie moja, że ta data, za którą niejednej i niejednemu zapewne nocy mieć było bezsennych, czy cenzurek nie nadto radosnych... ano, że data ta takąż prawdą jakoby się ślepy iskał i wszów nie miał, aliści o tem, to już w opowieści następnej...:)) Tu, jeślim czego chciał dokazać najwięcej, to byście na Konrada inszemi wejrzeli oczami... Nie bronię ja onego... Dla inszych on przyczyn tego niewarty... przecie jeśli o Krzyżaków idzie, to cależ ów tak nie winien, jak go sądzić nawyklim...
___________________________________

* Czyli też raczej może: bardzo dobrze źle znanego:)
** Naówczas najstarszego z Piastowiców, temuż i wielce przychylnemu wskrzeszeniu senioratu, ale że się to by miało z wyżenieniem z ojcowizny Leszka wiązać, w zrozumiały sposób obu ich pogodzić było nie sposób...chyba że pospólną na Prusów wyprawą:)
*** wiem, wiem:))...ale cóż mi pomarzyć broni?:))

                                        ................


Noty cokolwiek pokrewne:
O wieku niemowlęcym Zakonu 

21 lutego, 2016

O wieku niemowlęcym Zakonu i cyrkumstancjach inszych...

  O początkach i idei pryncypalnej Zakonu Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie powszechne jest mniemanie, że narodził się on Roku Pańskiego 1190 za czasu oblężenia Akkonu (Akki), a i za przyczyną tąż samą, że między oblegającemi siła Niemców było, a zakony opiekę nad rannemi dopotąd sprawujące, jako to joannici i templariusze, najwięcej o Franków mieli starania, co i nie dziwne, bo bliższa przecie ciału koszula... Temuż mieszczany z Lubeki i Bremy, krucjacie towarzyszący, na swych korabiach szpitala dla Niemców uczyniły, a po Akkonu zdobyciu poruczono onym opieki takoż i nad chorymi i żebrzącymi w grodzie samym.
    Nie nadto bym się tu w zawiłości III krucjaty wdawać pragnął, przyjmijmyż jednak, że jako się wódz onej i spiritus movens prawdziwy, cesarz Fryderyk, co go dla brody rudej Włoszy zwali Barbarossa, się w rzeczce Salef był potopił*, to komendę przejął syn jego, Fryderyk Szwabski. Tenże bractwu po akkońskiej wiktoryi siła ziem okolicznych nadał, a że lubeczanom pora była wracać, szpitalika ludziom Fryderykowym przekazali, szczególniejszej zaś pieczy kanonika Konrada i komornika Burcharda. Niechybnie to za ich staraniem, a i może jako nadziei wyraz na Jerozolimy odzyszczenie, której naonczas Saladyn już od lat trzech miał w garści, Fryderyk był przeniósł na toż bractwo praw i obrządku Szpitala Najświętszej Maryi Panny z Jerozolimy. Jeno, że to wszytko zarazem i prawda, i jednak niecała... Primo, że bractwo szpitalne, to nie zakon rycerski, a tem się Krzyżaki dopieroż Anno Domini 1198 stały, jako pomarł cesarz Henryk VI i siła krzyżowców zniechęconych do domostw się kwapić poczęło, tedy wodze krucjatowi umyślili pozostających wzmocnić, nowego zakonu czyniąc. Papież temu sprzyjał i bullą rzecz zatwierdził, od pomarłego cesarza moc już Krzyżaki ziem mieli i po italskiej, i po niemieckiej ziemi nadanej, co przy majętnościach wpodle Akki już mianych niezgorzej prognostykowało... A przecie w lat niewiele później, jako czwarty za koleją wielki mistrz nastał, Hermann von Salza, zakonu musiał na powrót z upadku podnosić, bo nie stać ich było, by dziesięciu jezdnych w pełnej zbroi wystawić! Są i podania, że jak do nas przybywali, to we dwóch na jednem koniu! Cóż to się zatem przydarzyło takiego, że choć nijakiej większej w Ziemi Świętej nie było wojny, a krucjata IV pobłądziła więcej może i moralnie, niźli w geograficznem sensie, dość, że się dobywaniem Konstantynopola zatrudniła, miast wpodle spraw w Ziemi Świętej wojować, to Krzyżaki nam czeguś spsiały...
   Ano i właśnie... jako nam nastał na papieskiem tronie Innocentus III, a gibeliny z gwelfami się na dobre wzięły za łby, mało komu w Niemczech szło o dalekie wpodle Jeruzalemu sprawy... mało komu się uśmiechała wyprawa arcydaleka, wielce sakiewki pustosząca, za profit niepewny i sprawę coraz i powszechniej za przegraną mniemanej, a jakoby i wygraną być miała, to śmietana cała papieżowi, temuż i nie dziw, że Niemcom o to nie było ochoty ni krwawić, ni trzosów rozsupływać. Pojął tego von Salza, bodaj czy nie najtęższa między wszytkiemi mistrzami głowa. Pojął i wyrozumiał, że niemieckiemu sercu milszy jaki podbój nowy, aleć nie na piaskach pustynnych, ale gdzieści w Europie, gdzie ziemie żyźniejsze, a lud od Saracenów mniej bitny i gorzej zbrojny... Zdać by się mogło, że jako cesarz niemiecki własnej do Ziemi Świętej powiedzie krucjaty, to w najpierwszem onej szeregu Krzyżacy właśnie iść winni i wsławić się tam czynami rycerskiemi... Ano... i poszedł był po długich a ciężkich zwłokach Fryderyk II na Saracenów, aleć tam więcej z sułtanem egipskiem traktował, niż wojował, co może i niegłupio, bo więcej tem traktowaniem zyszczeł**, niźli insi mieczem... Ale że to historykom krucjat dawniejszym, nie w smak było, to i dopotąd powszechnie tej krucjaty nie liczą, temuż owa nawet i numeru nie ma własnego:) Nam przy tym ważne, że już na czas owy tych Krzyżaków we krucjacie nie najdziem, bo owi ważniejsze mieli na głowie, niźli misyją czynić, ku której ich powołano... jeden von Salza tam się starał wielce, ale więcej dyplomatyką i cesarza obłaskawianiem, niźli wojaczką, co zakonnym niezgorzej szło, bo odtąd już zawżdy cesarza mieli za sobą... 
  Mieliż niby najprzód na siedmiogrodzkich stepach Kumanów ganiać, jeno że król madziarski Andrzej II, choć przódzi zapraszał, wyrozumiał rychło, że to nie na jego stół Krzyżaki strawę warzą, tedy przepędził tałatajstwo zakonne, w rzyci mając papieskie i cesarskie o to gniewy i sarkania... Przyszłoż niebożętom nowych szukać siedzib, co by się może i kto złośliwy dopytywał dla jakiej przyczyny, skoroć w Ziemi Świętej dawno nie widziano takiej potencyi w królestwie jerozolimskim, a jak już kto chciał mieć państewka własnego, czemuż nie w italskiej ziemi, gdzie już z dawna grontów mieli moc...
   Ano i tu do Konrada Mazowieckiego przychodzim, a by go wyrozumieć lepiej, przyjdzie się cofnąć w czasie krzynę... Wszytkim ze szkół pomnić, że się tych Prusów-pogan co to i rusz nawracać próbowało, wszytkim znana świętego Wojciecha sprawa, ale rzec się godzi, to po początek XIII stulecia wszytkie te zabiegi od przypadku do przypadku szły, a że siła tam ludzi naginęło, to i jakby wolentarzy k'temu niełacno naleźć było... Aliści gdzieści wpodle 1200 roku mnichów cysterskich kilku ruszyło by wpodle dzisiejszego Elbląga miejsca męczeńskiej śmierci św. Wojciecha szukać. Prusowie onych uwięzili, co i nie dziwne, ale że się onych zwierzchnik, opat łekneński Boguchwał, prawdziwym pasterzem okazał, co za owieczkami swemi i nocą do lasu między wilki iść będzie umiał, to już między kościelnemi dostojnikami rzadkość prawdziwa:) Boguchwał nie dość, że swoich odnalazł, to i onych uwolnienie wypertraktował, a do Łekna powróciwszy, tak żywe miał w pamięci przyjazne swe z Prusami spotkania, że bez zwłoki wszytko co rychlej papieżowi opisał, sygestyją przy tym czyniąc, że może by tych Prusów po dobroci ze Słowem Bożym nawiedzać, nie zaś z mieczem, co niby też kształt krzyża ma, przecie czeguś Prusom niemiły...
     Innocenta nie darmo za jednego z mędrszych na Piotrowym liczą tronie. Wrychle opat łeknieński bulli dostał, która i onemu, a i duchownym wszytkim przykazywała tegoż nawracania tak czynić, jako Boguchwał zamyślił. No i choć opat łeknieński pomarł wrychle, to jeszcze jakich dwóch wielmożów pruskich znacznych nad jeziorem Drużno pochrzcić zdołał, a dzieła jego insi mnisi podjęli, szczególniej zaś mnich z oliwskiego klasztoru, Chrystian, co go papież w 1212 biskupem misyjnym pruskim nominował. Pół Europy w podziwieniu ręce składało, gdy ów do Rzymu przywiózł dwóch nobilów pruskich, Surwabuna i Warpoda, by się tam przed papieżem ochrzcili! Toż samo, gdy na ziemi pruskiej, dopotąd za niedostępnej mianą, klasztoru pierwszego cysterskiego założył! By tego pojąć wystawże sobie, Czytelniku Miły, że w czas największej jakiej saraceńskiej ku nam zajadłości, jedzie ku nim mnich jaki i pod Damaszkiem klasztoru stawia!



  A insza, że ów Zantyr, na poły dziś legendarny, którego niektórzy z Malborgiem wcześnem utożsamiali, po dziś dzień niemało badaczów fantazji pobudza:) I jednemu z pasjonatów takich pozwolę ja o Zantyrze dalej snuć gędźby:






sam zaś póki co przerwę, by nie znudzić, a do tematu niezadługo powrócić...:)

_____________



zaiste niemało punktów w Historii, przy których za jakiego wehikułu czasu wynalezieniem, bym być pragnął, by rzeczy oczami własnemi obaczyć. I ta śmierć Barbarossy niechybnie by się do nich liczyła... Pojmuję ja bowiem, że zbroja ciężka, że nurt bystry, ale przecie ów durniem nie był, by tego nie wiedzieć... I jakże to się stać mogło, że cesarz, ćwierci ówcześnej Europy pan, a w chwili strasznej widać nie było przy niem nikogo na tyle blisko, by salwerunku jakiego udzielić... A może i byli, jeno pomóc nie chcieli? A jak jużeśmy przy władcach potopionych, to jeszczeć i więcej bym chciał być przy śmierci Ludwika Jagiellończyka, spod Mohacza po klęsce uciekającego... Ów się miałby potopić ze zbroją w rzeczułce, co się ją przebradza, kolan nie mocząc...
** Do posiadanych przez królów Jerozolimskich Akki doszły Jerozolima, Betlejem i Nazaret z ziemiami przyległemi.


                                        .........................



Noty cokolwiek pokrewne: