30 marca, 2016

Do apelu...

...AlElli się przyłączam, względem Onej supliki o salwerunek w nieszczęściu, które dzieciaczka krewnego dotknęło...:( 
  Po szczegóła względem tego, kto co może i jeszcze może dopomóc dzieląc onegoż podatkowego jednego procentu, jeśli to jeszcze nie po harapie, do AlElli udać się upraszam:
http://grycela.blogspot.com/2016/03/uroczy-nowy-roczek-prosi-o-pomoc.html

28 marca, 2016

O dawnej soli opowieści część trzecia...

    Przy końcu części wtórej (I, II) żem obiecował słów parę o czemś, co dziś się pospolicie socjalem zwie czyli o pracownicze idzie korzyściami przez robotnika odnoszone z samego tegoż faktu, że tu, a nie gdzie indziej pracuje. Między temi, co ustrój z niedawna miniony mieli za wroga byli i tacy, co rozpowiadali, że jako się robotnikom wszytkim nadto wiele świadczeń fondowało, temuż nie mógł ów porządek się ostać, bo nie zarobiłby na to... Owoż co dziś wystawić pragnę, to to, że owe socyjalne dodatki nie nowych czasów wymysłem! Wieliczka je znała ,już i lat temu (skromnie licząc) jakie pół tysiąca!
   Ano...najpierwsze o czem żup właściciele pomyśleli, to dom dla okaleczałych i do roboty niezdolnych, z tem że tu chwała należna już Kaźmirzowi Wielkiemu. Nienajsłuszniej zaś ów dom weterana zwali historycy przytułkiem, boć taki, jeszczeć z mianem szpitala się najwięcej by może z jakiem dzisiejszem hospicjum kojarzył, jeszczeć takiem, gdzie chodzić poradzących by dniem na ulicę dla żebrackiej posługi wypychali...:((  Nic z tych rzeczy: nasz szpital (takoż i ta nazwa zwodnicza, aleć tako w pergaminach stoi) Świętego Ducha uposażono na dwunastu działach stolniczych, takoż żupnikowie kolejni nań grosza nie skąpili, temuż się i pensyonariuszom cależ wiedło niezgorzej... Dość rzec będzie, że jakich żołnierzów zasłużonych, a służbie już cale niezdatnych, jako nadgrodzić chciano, to ich między emeryty gwareckie delegowano!
  Dodać się też i godzi, że to jeno już tych się tyczyło, co cależ już wszelkiej robocie niezdatni, bo jeśli taki niejaki czem tam jeszcze władać poradził, to onego ku robocie jakiej kierowano lżejszej, a choćby przy warzelniach na powierzchni, luboż przy soli wydawaniu, abo u kuchniej... Nad ową kuchnią przyjdzie nam się zatrzymać dłużej, bo to zdaje się, najpierwsza w Polszcze stołówka pracownicza:))... I to nie jaka podła garkuchnia! Mamyż* arcyszczegółowych rachunków i żupy całej i samej kuchni, stąd nam wiedzieć, że Anno Domini 1561 pokupiła mięsiwa:
gęsi 1 289
kogutów 2 049
kur 1 969
kapłonów 498
dalej: saren 43, zajęcy 53, karpi 9 453 sztuki (!)**, szczupaków 380, nawet się i raki trafiły...! Najgłówniej zaś mięsiwa było wołowego, za całych złotych 1 000, co jak kto pomni części poprzedniej, znaczyło jakie 500 wołów... Najmniej myszlę, bo choć czasy dawne się osobliwą kierowały logiką, że ot, choćby dwór królewski, najwięcej na swój stół kupując, zarazem i najdrożej za swe produkta płacił, aliści insza to dworowi się na pokazanie sadzić, a insza żupnikowi zysku z żupy baczyć, temuż nie mniemam, by ów miał się ponad potrzebę wypłacać, ergo pewnie drugim po Wawelu będąc w okolicy odbiorcą, pewnie mógł i cen się domagać, jakobyśmy dziś rzekli: hurtowych...
   Jakem k'temu przysiadł z liczydłem, skromnie obrachował kopaczy na jakie 500-600 chłopa, przydał emerytów i biedaków, gości i woźniców po sól zjeżdżających (bywało i do stu dziennie!); ujął dni postne od mięs spożywania (temuż zapewne nam tej karpiów mieć w tych rachunkach obfitości), dalej mi najmniej na gębę jaki funt mięsiwa dziennie z obrachunków wychodzi... A przecie to mięso dopiroż... gdzie kasze wszelkie? Gdzie chleby? Gdzie groch, gdzie rzepy? Soczewica? Rachunków za piwo nawet i nie spomnę, bom się dorachował, żem może w żywocie z razy kilka, dzień jaki i natchnienie extraordynaryjne k'temu mając, żem tyle wypił, coż onym za normę mi dzienną wychodzi...:(( Jak nie liczyć, wychodzi że kuchnia żupna karmiła dostatnio:)) Wtóre, co mię w kompleksa wpędza, to że w rachunkach onej kuchniej jeno jednego kucharza i dwóch posługaczów płacą!!! Tytani jacy, na Miły Bóg? Wiem ja, co znaczy jadła na tysiąc chłopa rychtować, temuż nie dowierzam, by poradzili... A może to jakie żony gwareckie dopomogały? Jeno że naonczas by trza między odbiorców i familie górnicze liczyć, bo nie wieręć ja, by tegoż darmo czyniły... Stąd też właśnie domniemanie moje, że to właśnie onych niedołężnych od Świętego Ducha do jakich posług przy kuchni zażywano...
   Spomniałżem woźniców, za solą zjeżdżających... Ano i to najpewniej był powód, by tej arcykosztownej imprezy, tak długo trzymać. Żupa bowiem, najpryncypalniejszych miała turbacyj nie z dobyciem soli... a z jej dystrybucją, temuż owo za solą zjeżdżających goszczenie podług dzisiejszych kryteryjów by pewnie w budżet marketingu wpisano:) Jako turbacyjom ze zbytem koncepta insze, do których przyjdziem, zaradziły, kuchnię Anno Domini 1565 unieczynniono, za coż gwarkom nielichej w gotowiźnie doliczono rekompensy! Zapamiętajmyż jednak, jako z kosztami inszemi porównań będziem czynić, że kuchnia owa ekspensowała do 8 tysięcy złotych rocznie!
   Tematów socyalnych kończąc, nie sposób nie spomnieć o "funduszu braterskim", co go Seweryn Boner Anno Domini 1523, wzorem górników niemieckich i czeskich był założył, słynny róg wielicki*** na początek ofiarowując... W szczegóła nie wchodząc, ów fundusz zapomogowy służył wielickim gwarkom lat z górą czterysta, bo aż do ostatniej wojny! Że Niemcom przeszkadzał, to mi nie dziw, że bolszewikom to i to mi nie dziwne... ale przecz po 1989 nie wrócił? Abo to u nas taka moc instytucyj z tradycyjami tak pięknemi?
___________________________

* A raczej mielim do wojny ostatniej, bo spłonęły do szczętu:(( ... Szczęściem, że jeden choć jedyny Roman Rybarski je przepatrzyć zdążył, i co zdolił, opisał...
** Za wigilijną okazyją żem miał o karpiach słów paru gdziem wywodził, że to za czasów dawniejszych wielce rzadka ryba była i jako na stół trafiała, to prędzej na szlachecki, niźli chłopski!
*** Prawdziwe arcydzieło renesansowej sztuki złotniczej.:) Można po dziś dzień oglądać w muzeum...




                                 ................

25 marca, 2016

Resume not moich okołowielkanocnych dawniejszych...

...osobliwie dedykowanych Lectorom Nowym, których się ostatniem czasem przygarść niejaka zebrała:) Nie iżbym Bywalcom onych tekstów odmawiał, aliści czuję co przez skórę, że owi już i niezadługo ich na pamięć umieć będą, chyba że zrejterują zgrabnie...:) Ale cóż czynić? W tem przedświątecznym czasie, każdej jak widzę Wielgiej Nocy i każdych Godów będących przedprożem, czasu wolnego na nową notę szukać, to niczem złota w potoku przed wiekami już wypłukanem... I wklejając co do słowa noty sprzed roku, nieodmiennie zadziwionym jej nieprzemijającą aktualnością:) 
" Przytłoczonym zatrudnieniami ostatnio niczem ten dromader, co go na szlak już ujuczyli, a tu jeszcze go jaki tłusty kupiec arabski był dosiadł... Temuż nowych na rzeczy not pisać nie podołam..." ... takem był pisał jako się te Święta pięć lat temu przybliżyły i co mię już nawet nie zadziwia, że jeszli się co odmienia, to jeno włosów siwych na łbie i brodzie mnogość, nie zaś prawdziwość słów przywołanych, których jako tak dalej pójdzie, pewnie na nagrobku ryć każę... Chocia powiadają niektórzy, że niedoczekanie w tem moje, bo czasu mieć nie będę, by pomrzeć, co jedyną się zdaje być jasną tego stanu rzeczy stroną...:)
   Ano i tak... tym, co świątecznego by jakiego pragnęli klimatu przedkładam not swoich dawniejszych wpodle tego resume, a to mianowicie:
http://wachmistrz.blog.onet.pl/Resume-not-dawniejszych-zapust,2,ID371706962,n

http://wachmistrz.blog.onet.pl/Jeszczec-o-obyczajach-zapustny,2,ID372013069,n

 tu zaś piórem Lucjana Siemieńskiego święconego opisalim:
http://wachmistrz.blog.onet.pl/O-swieconem,2,ID372322236,n
http://wachmistrz.blog.onet.pl/Jeszczec-z-Siemienskiego,2,ID373043558,n
  Wam zaś wszytkim Gościom tu moim czy jeno Przechodniom: Świąt życzę Spokojnych i Zdrowych, w miłej atmosferze familijnych radości przepędzonych i bez nijakich turbacyj, wliczając w to konsekwencje jakie nieumiarkowania przykre...:)
   Kłaniam nisko:)

23 marca, 2016

7 Pułku Ułanów Lubelskich dziś Święto...:)

...którego, by kto chciał ze mną obchodzić, temu rad będę wielce, a kto o pułku tem przypomnieć czego ciekawy, luboż jeno dalszą częścią ułańskiej golizny się ponapawać pragnie, to noty stosownej tu znajdzie:)
                                       
                                          ................

22 marca, 2016

O dawnej soli opowieści część wtóra...

   Pora może co do kwestyj w części pierwszej omówionych dorzucić co krzynę o technicznych wydobycia aspektach, takoż po temu, że bez tego ani rusz o konceptach niektórych żupników względem pracy tej usprawnienia, luboż zysku pomnożenia... Ano, wiedzieć nam już, że w neolitycznych już czasach funkcyonowały wpodle przyszłej Wieliczki małe warzelnie, gdzie najwidniej sól powierzchni bliską wodą wypłukiwano i na korytach jakich odparowywano onejże. Miano, już wspominane, "Magnum Sal" - tyleż nam dowodzi, że gdzie szybu najpierwszego drążono tam sól była Wielka, czyli taka, której się w bryłach dobywać dawało.
   W pościgu za tąż solą, coraz głębiej siedzącą, poczęto w średnich wiekach szybów drążyć, z których dziś najstarszy znany "Goryszowski", aliści dla soli ilości najznamienitsze były najprzód dwa insze: "Regis"(Królewski) i "Seraf" przez żupnika Mikołaja Serafina z Barwałdu dokonany. Cależ osobnym szybem była "Wodna Góra" (przypomnieć pragnę, że góra znaczy kopalnia:), gdzie wody kopalni grożącej na wierzch dobywano przy pomocy tak zwanych "kunsztów" co we Wieliczce najsamprzód oznaczało koła obrotowego na górze z łańcuchem, na którem skórzniowych worków na wodę nanizano. Że całość dziwnie paciorki różańcowe na myśl przywodziła, temuż i machinę paternostrem zwano...:)
   Okrom wody dobywania, takoż i ludzi na dół, a i urobek ku górze na kieratach linowych ciągano, jako na starych sztychach Hondiusa poniżej widać... Z czasem ludzi kieratami kręcących zastąpili dreptacze w kieracie pionowym, luboż i konie przyprzężone...

Na tejże paginie zasię naleźć konterfekta urządzeń starych można, a i całej wirtualnej po żupie odbyć wycieczki:

http://www.kopalnia.pl/zwiedzanie/trasa-gornicza

   Nam zaś pora o samych kopaczach słów rzec parę... Technika ówcześna na toż dozwalała, by oskardami ścianę drążyć wpodle mieśćca upatrzonego, tak iżby ostał się jakoby filar solny, "kłapciem" zwany, któregoż w momencie stosownem podcinano dołem, iżby się sam pod ciężarem swojem urwał i na pawiment upadł... Tamże kopacz dopiero "bałwanów" formował, podług miary naznaczonej i od takichże był płaconym... Kłapeć, że nieraz i ton parę ważył, temuż i nie dziwna, że jako kopacze nie nadto chyżo przed spadającym uskakiwali, temuż i moc była poranionych, a i zabitych nie brakło! Nawet jako już i "bałwana" uformowanego na podszybie przetaczono, niechybnie i przy tem wypadków nie zbrakło, boć ów najmarniej z pięćset funtów ważył, a po kurytarzach kagankami jeno oświecanych, bez machin jakich ku pomocy zdatniejszych (później już i sań swoistych luboż wozów niedużych zażywano) to niechybnie dziełem było arcytrudnem... Ano i tu pierwszej mamy z urządzenia żupy ciekawostki, że owo średniowieczne przedsięwzięcie miało medyka, jakbyśmy dziś rzekli "zakładowego":) Ów chirurgus początkiem był od każdego przypadku płacony, takoż za leki, a od roku 1569 "niczem już miał się inszem nie trudzić, jeno nad robotnikami Jego Królewskiej Mości mieć staranie", inszemi słowy przeszedł na etat:)), nawiasem mówiąc za nie nadto srogie pieniądze, co nam zda się w nawyk narodowy weszło...:)) 52 złote bowiem rocznie nie dają nam nawet po złotemu za tydzień, a murarz w Krakowie brał tygodniowo półtora złotego... Insza, że się i ów medicus nie przepracowywał, bo wypadków acta notują 56 na rok 1553, potem rośnie ta cyfra do 90 Anno Domini 1563, aleć to i największy kopalni rozkwitu czas, temuż i ludzi proporcyją najwięcej, zasię na 1568 było 78 i między temi liczbami nam średniej rocznej szukać... Jak na jakie 500-800 załogi... niemało! Upraszam jednak nie rozumieć, że wypadek skonowi równy, bo pogrzebów na koszt żupy ( a płacono za wszytkich, jakobyśmy dziś rzekli: "w służbie poległych", a z czasem i za zwyczajnie zmarłych) najwięcej było 11 w roku 1553... Pytanie nie od rzeczy; co z temi, co nadto poszkodowanemi byli, by wyzdrowieć i ku robocie nawrócić, ale do tejże kwestyi jeszcze się nam wrócić przyjdzie...



  Pierwotkiem płacono od "bałwanów", co znaczyło że jeden, większym Fortuny będąc ulubieńcem, wyciął z "kłapcia" "bałwanów" kilka, to i grosz miał większy, wtóremu gorsza, więcej iłami przekładana się sól trafiła i ledwo dwa urobił. W najpierwszej bowiem kopalni części, "Starymi Górami" zwanej, jeno taka, gruboziarnista, iłem spaskudzona sól była... Światło kaganka jej osobliwej zielonkawej barwy przydając, dało i nazwy: sól zielona. Aliści jako z komór już i tej najwięcej wybrano, poczęto z komór niektórych szybików nowych ku dołowi drążyć i tam na najczystszą, bielusieńką natrafiono... Zwano ją zatem szybikową, takoż białą, nareście że ją dla klasy swej znamienitej pakowano w beczki orłem królewskim cechowane, temuż zwano ją i solą orłową. Ale też i ta sól więcej zbitą będąc, ciążyła więcej, temuż i więcej niebezpieczną będąc, wrychle k'temu przywiedła, że za robotę na "Nowych Górach" płacono podwójnie! Ile?
   Ano... nieproste to obrachunki, bo za najpierwszej reformy Imci Kościeleckiego (ku któremu jeszcze nam wrócić przyjdzie extraordynaryjnie) rozdzielono płacenie kopaczów od przysadnich. Kościeleckiemu o toż szło, by granic wydajności sięgnąwszy, nie naruszając w niczem królewskich statutów co do liczby "stań" i "stolników", przecie liczby labores zatrudnionych zwiększyć. Dokazał tego tem sposobem, że jeno kopaczy, "kłapcie" zwalających uznał za stolników, aleć już do "bałwanów" wykrawania wydzielono przysadnich, odtąd kruszakami zwanych. Kruszaków z tegoż czasu za "bałwany" płacono, zasię kopacze pracowali na uzgodniony ze sztygarem "labor", czyli jakobyśmy dziś rzekli, podług umowy o dzieło:) Dziełem zaś był wskazany na konkretnej ścianie do zwalenia "kłapeć", co podług szczególnych "miar" przeliczano na 3 grosze za miarę w "robocie podnóżnej" (czyli w poziomie) luboż i po 4 grosze za miarę w "robocie ściennej". W nadto srogie obrachunki nie wchodząc dość rzec będzie, że kopacz średnio jakie półtorej "miary" na dzień wyrabiał w "Starych Górach", a w "Nowych" nawet i dwie, coż by mu tygodniówki czyniło najmniej jeden złoty jeden grosz i dwa denary*... Nie nadto jak widać bohato, a przecie jeśli ów stolnikiem nie był, to jeszczeć się stolnikowi opłacić musiał najmniej trzecią częścią! Skorośmy zatem dokazali, że murarz więcej by zarobił, czemuż do żup nigdy kandydatów nie zbrakło? Jakże się to onym opłacało?...
   Ano... rachowalim to na "Starych Górach", a na "Nowych" stawki miał zdwojonej, przy tem tam i wydajność większa, temuż mógł i do półtorej złotego dojść. Insza, że tu by się może, rodaków naturę znając, człek jakich protekcyj czy kumoterstw doszukiwał, że sztygarzy może jednych nadto chętnie w "Nowe" słali, aleć nam historya milczy o tem, by się kto na to skarżył, luboż by kogo o to obwiniano... Znak zatem niechybny, że sztygarom ani w głowie było pod sądy podkomorskie się pchać, ergo kolejny sprawności zarządzania dowód:)...
    Profit kopaczów kolejny, że mieli jeszcze co na kształt deputatu: z wody paternostrami wyciąganej, na powierzchni już, soli warzono i owi za każdy "labor" dostawali do podziału cztery ćwiertnie tejże soli (szła w handlu po jakie sześć do ośmiu groszy za ćwiertnię:)



I jeszcze jedno: do końca XVI wieku żupa przedawała jeno sól bryłową, za nic mając solny druzgot, "rumem" zwany**. Prawem niepisanem było ową drobnicę gwarkom na górę wynosić, naturaliter miary przy tem jakiej i przyzwoitości zachowawszy... Owych "wynosków" mógł zatem kopacz wynieść na jakie kilkanaście kolejnych groszy tygodniowo, ergo summa summarum byłoż tego zarobku jakie dwa do trzech i pół złotego... A dwa złote to był cały wół! Zdrowy, dorodny, odpasiony do uboju wół... Abo pół wieprza... abo para męskich butów prima sort z cholewami:))



  Że gwarkowie zarabiali niezgorzej mamyż pobocznego świadectwa niejakiego Jakuba Espincharda, Francuza co po Polszcze Anno Domini 1597 peregrynował... Ów w diaryuszu swojem zapisał bowiem: "Widzieliśmy w tym wnętrzu ziemi ponad pięciuset chłopów, którzy całkiem nago pracują*** w kopalniach, każdy z płonącą lampą, a większość z nich bardzo dobrze mówi po łacinie".
   I na toż bym uwagi Lectorów pragnął obrócić szczególnej!!! Ukażcie mi proszę, jakibądź zakład pracy dzisiejszy, którego część załogi większa jakibądź język obcy zna prawdziwie, tak iż się z sensem z cudzoziemcem dogada! A przecie owa łacina była wieliczanom obcą, nabytą we szkole! I najwidniej stać ich na te szkoły było, i rozumieli, że kształcenie rzecz przydatna!!!
   A przy tem, onego siódmego cudu świata opisując, żeśmy jeszcze niemal nic nie rzekli o żupniczym "socjalu": stołówce pracowniczej, zapomogach, emerytach... Wiem: obiecowałżem o tem, aleć i takem tych wszytkich obrachunków czyniąc ponad już miarę i pacjencję Lectorów się wysadził, temuż o tem, jako i o żupnikach niektórych w części trzeciej będzie...:)
____________________________

* przyjąwszy średnio 3,5 grosza za miarę: 3,5 x 1,5 x 6 = 31,5 grosza. Przypominam, że do 1841 roku złotówkę czyniło 30 groszy, nie sto!
** za okazyją zatem i etymologiję słówka "rumowisko" żeśmy wywiedli:)
*** Ano właśnie... po jednej stronie Espinchard i inszych kilkoro, po wtórej Hondiusowe sztychy i świadectwa insze... Prawdziwie zatem nie wiem, zali dowierzać muzealnym exponatom, gwarków w grubych sukiennych przyodziewach ukazujących. Pojmuję, że może to jeno przyzwoitość nakazała tegoż się dzierżyć, aliści na dole nikt by w tem nie wytrwał, przy ówcześnej wentylacyi nikłej i przy robocie ciężkiej... Znowuż kto bądź kiedy po linie zjeżdżał, wie, że tego na golca dokazać bodaj nie sposób...:))



19 marca, 2016

Na święty Józef Pułku Święto...

zatem wyimków z dwóch not ( I , II ), bywalcom już znanych, z lat uprzednich, przypomnieć sobie pozwolę, głównie na użytek licznych Lectorów nowych, choć i wierę, że i dawniejsi, jako Szczur w świętach pułkowych rozmiłowani, a jako Vulpian w poemach, odnajdą w nich nuty sobie bliskie:)
  Słowa tytułowe powziąłem z wiersza, który pułkowi  poświęcił był nie byle kto, bo sam Włodzimierz Tetmajer, malarz i poeta nie dość, że własną pamiętny zasługą, to i unieśmiertelniony przez Wyspiańskiego w "Weselu" jako Gospodarz. Ów tych właśnie rymów  ofiarował pułkowi na święto w 1923 roku:


Na święty Józef Pułku Święto
Stańcie polegli między nami
Wspominać przyjaźń zadzierzgniętą
W śmiertelnym boju z Moskalami.
Na święty Józef dzień patrona
Odżywa wspomnień szereg długi
Gdzie bój? Gdzie szarża ta szalona?
Gdzie krwi ułańskiej krasne strugi?
Na święty Józef za kraj miły
W niebo modlitwa bije stara
I otwierają się mogiły
I brzmi komenda: naprzód wiara.
Na święty Józef ze światłości
Bożej właściciel pułku schodzi
Między swoimi siada w gości
Do nich uśmiecha się najsłodziej.
Wszystkich ułanów przyprowadza
Co z nim u Boga siedzą tronu
Baczność! To pułku święta władza.
Raport z każdego zdać szwadronu!
Czy tu porządek dawny wszędy?
Czy żyje polska cnota stara?
Czy nie zapomniał kto komendy:
Polskie ułany! Naprzód wiara!
Wszyscy polegli przyszli zgrają
Między kolegów, co zostali.
I tak się do nich uśmiechają,
I tak się z nimi przywitali.
I tak się z nimi cieszą szczerze,
Radość im lice rozpromienia,
I mówią zdobni w srebrne krzyże
"na przyszłą wojnę dowidzenia".
Kiedy ruszycie do ataku
Drużyna z Wami rusza stara,
Wszyscy staniemy w Naszym znaku,
Żółte ułany!! naprzód wiara!
Polegli z nami żyją zawsze,
Zawsze w ułańskim stoją rzędzie,
Biegliśmy w boje wręcz najkrwawsze,
Posłuszni męstwu j komendzie.
I mówią: ,,Niech się nikt nie żali,
Żeśmy U Boga! nasze blizny
I młode życie my oddali
Jako rycerze dla ojczyzny!
I w Waszej chcemy żyć pamięci
I niech komenda dzwoni stara:
Z ósmego Pułku w niebo wzięci
Wołamy z Wami -,,Naprzód wiara!!"

Wiersza wtórego, co się z osobistą Tetmajera tragedią wiąże* żem już nie przytaczał, najwięcej przez wzgląd na jego długość, ale i na wielce elegijny charakter. Komu jednak ciekawo, w pierwszej z not na początku linkowanych go znajdzie...
Święto 8-go Pułku Ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego  w dzień imienin szefa pułku, Księcia Józefa Poniatowskiego, nominalnego jeno, oczywista, choć wielce zasadnie przybranego. Otóż bowiem tenże xiążę, o czem mało kto pamięta, nim się w narodowych wsławił był barwach, służył pierwej w austryjackiej armii i tamże ordonansu dostał w 1784 roku, by we Lwowie pułku ułanów cesarzowi uformował.      
   Tenże to pułk, pierwotkiem zupełnie polski w składzie i charakterze, za powrotem xięcia w 1790 roku pod narodowe sztandary (a z niem i oficyjerów wszystkich), począł być stopniowo swej tożsamości pozbawianem, choć rekruci aż po sam kres jego, z Galicyi byli wybierani. Ale na kolejnych polskich oficyjerów przyszło poczekać do lat 60-tych i 70-tych XIX stulecia, pierwotkiem nieznacznych w liczbie i funkcyi, by przed samą wielką wojną, co jeszcze wtedy numeru nie miała, przyszedł pułk na powrót k'temu, że go niemal wyłącznie Polacy składali i Polacy w niem dzierżyli komendy. I ciż oto, gdy c.k. monarchija topniała niczem lodu sopel we wiosennem słońcu, pozbywszy się ostatnich nie-Polaków ze składu swego, gremialnie dawniejszych porzucili sztandarów i narodowe podnieśli barwy, z austryjackiego 1 Pułku Ułanów (obecnie z Krakowa) tworząc 1 Pułk Ułanów Ziemi Krakowskiej, a xiążęcia Poniatowskiego sobie za patrona i szefa tytularnego pułku biorąc. Grzebałem w memoryi, by wynaleźć, czy była w tamtem czasie inicjatywa gdzie jeszcze jaka insza, by się gdzie co drugiego takiego zdarzyło, alem nie nalazł... Owszem, tworzono regimentów wiele, których zalążki czy i pododdziały nawet całe się z zaborczych armij wiodły, ale by cały, w pełni sformowany, uzbrojony i wyposażony pułk kawaleryjski z dnia na dzień, z całem dobrodziejstwem inwentarza, był z armii zaborczej do nowo tworzonej polskiej przeszedł, tego nie pomnę, by się gdzie jeszcze zdarzyło...
   Numer się ostatecznie pułkowi nie uchował, między inszemi za sprawą opisywanych tu ongi przepychanek między Dowborem-Muśnickim a Piłsudskim o pierwszeństwo pułków ułańskich pod ich auspicjami formowanych w Legionach i w Korpusach Polskich w Rosji, takoż i miano Ziemi Krakowskiej, aliści z kwietniem 1919 roku przyjętą ostatecznie została nazwa dlań 8 Pułku Ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego** i święto naturaliter na dzień najstosowniejszy, ergo szefa pułku imienin:).
   Wszystko to w czasie, gdy już pułk wojennej posmakował niedoli, ale i chwały, między inszemi cząstką na cieszyńskim, przeciw Czechom, froncie, aleć najwięcej przeciw Ukraińcom stając pode Lwowem i na Wołyniu. Bojów i szarż by chcieć wymienić następnych, z pół strony by zapisał... tedy jeno zdobycia Beresteczka spomnę, zajęcia Równego i udziału w słynnem zagonie na Koziatyń. Zasię w 1920, gdy pod sowieckim naporem wycofać się przyszło***, chlubnej i zaszczytnej karty pułk zapisał w ostatniej wielkiej (bodaj czy nie największej w XX wieku****) bitwie kawalerii, pod Komarowem, gdzie Konarmii praktycznie zniszczono. 
   Nim pułk i we Wrześniu (zasię i później, na francuskiej ziemi) kolejnej zapisał chlubnej karty, przyszło w roku 1923 do tragicznych wypadków krakowskich, w których i pułk nasz miał swego udziału tragicznie smutnego, którym to zdarzeniom (a i pułku w nich roli) żeśmy tu ongi całego cyklu poświęcili (( ,IIIIIIV , V) a i późniejszej, z francuskiej kampanijej się wstydzić nie ma czego...  

   By nie kończyć tej noty zanadto minorowo, cokolwiek krotochwilny może pomieszczę obrazek. Otoż (za 11 tomem Wielkiej Księgi Kawalerii Polskiej) ułani 8 Pułku na chwilę przed pławieniem koni w Wiśle w 1930 roku. Pikanterii może i niejakiej dodaje fakt, że te mury u góry szacowne... to klasztor benedyktynów w Tyńcu:)





___________________________________
*w lipcu 1920 roku, pod Stanisławczykiem na Wołyniu poległ był jeden z synów Onego, porucznik Jan Kazimierz Tetmajer, 8 Pułku Ułanów właśnie oficyjer.
** - i taka tylko pisownia tej nazwy jest właściwą. Wtrącanie zbyteczne słówka "imienia" jest błędne...
*** -  w bojach tych pułk tak stopniał, że z początkiem lipca 1920 roku do obrony mostu w Łucku stanęło już tylko 55 szabel pod porucznikiem Krzeczunowiczem...:(( Szczęśliwie przed kontrofensywą polską i bitwą komarowską dotarło kilkuset rekrutów z uzupełnień
**** - po sowieckiej stronie cała Konarmia Siemiona Budionnego, a ściślej to, co z niej zostało po nieudanych próbach zdobycia Lwowa i Zamościa. Łącznie 20 pułków, a w nich jakie 7-8 tysięcy szabel. Po naszej: 1 Dywizja Jazdy z sześcioma pułkami (1 Pułk Ułanów Krechowieckich, 8 Pułk Ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego pod rotmistrzem Krzeczunowiczem, 9 Pułk Ułanów Małopolskich, 12 Pułk Ułanów Podolskich pod rotmistrzem Komorowskim, przyszłym dowódcą AK, 14 Pułk Ułanów Jazłowieckich i 2 Pułk Szwoleżerów Rokitniańskich), łącznie jakie 1 500 szabel składających, jeśli nie liczyć batalionu piechoty szturmowej wybornie dowodzonej też przez nie byle kogo, bo przez kapitana Stanisława Maczka, przyszłego dowódcy pancernych naszych na Zachodzie)

                                                 ...........




                                               .

15 marca, 2016

O dawnej soli naszej opowieści część najpierwsza...

   Zarzucone nasze dawniejsze o minach i rudach, dziś kopalniami zwanych, gwarkach i sztolniach refleksyje nasze dziś byśmy podjąć pragnęli de novo, tandem nam dzisiaj mus siedm stoleci nazad postąpić, by się na początku tejże historyi naleźć, co precedensu w Europie, a bodaj i we świecie nie ma. I nie o tem ja prawię, że bodaj poza Iszpaniją i Hungarią nigdzie indziej soli pod ziemią nie szukano, jeno ją z morskiej odwarzano wody, a o tem, jakoż te przedsięwzięcie całe poczęto i przez stulecia , prawdziwie za powód do chluby dla zwierzchność nad niem mających służyć mogło... Słowem: prawić będziem o staropolskich inżynierach i menedżerach, że tych mian nowocześnych zażyję, a jako pokończę, tuszę, że sami Lectorowie moi uznają, że nie jeno nasze orężne, luboż alkowiane dzieje pasjonujące być mogą...:))
   We wstępie do Staszicowego "Ziemiorództwa Karpatów" profesor Goetel cytuje francuskiego uczonego podróżnika Beudanta, któren madziarskie zwiedzając ziemie Anno Domini 1818, zakonkludował, że "było bardzo trudno, znajdując się o trzy dni (drogi- Wachm.) od Wieliczki, nie spróbować urządzić wycieczki dla zwiedzenia tych wspaniałych kopalni soli znanych w całej Europie".
   Ano właśnie! Kwestyja jeno w tem, zaliż sława onych dla konceptu urządzenia, czy jeno dla infernalnych niejako doznań spectatorów? Mniemać mi, że więcej jednak to wtóre... Nie darmo bowiem pisał (1519) Imci Joachim Vadianus, co się tu ku nam aże z Helwecyi zabłąkał: "Dno szybu jest takie głębokie, że stojący na dole nigdy nie mogą zobaczyć światła dziennego, a wszelki głos wołający z góry jest tak nikły, że ani ci, ani tamci nie mogą sobie wcale dawać znaków (...) Przybyszom, którzy nie chcą albo nie mają odwagi zejść na dół, wskazują głębokość szybu zapaloną wiązką słomy, aby w ten sposób poznali choć częściowo jego głębię." Pół wieku później nuncjusz papieski Fulvio Ruggieri przytwierdza Vadianusowi: "strach (...) spojrzeć na dół, tak iż niejeden, który przybył z chęcią zwiedzenia tych miejsc podziemnych, zdjęty bojaźnią na widok ciemnej przepaści zaniechał tego zamiaru." Ano i tu mi boleść prawdziwa, bo nie jednej się to Wieliczki tyczy, że o istocie prawdziwej rzeczy mało nam znać, jeszli tylko rzecz się dawnej techniki i konceptów urządzenia tyczy... Możem i jako Wachmistrz nie powinien temu sarkać, że w mieścinie najnędzniejszej mamyż pomniki jakiego rębajły na koniu, a próżno szukać tego, co kanału tam jakiego przekopał, młyna pierwszego uzdajał luboż jakiej hamerni...:(( Dosyć już na tem, pora nam na tę solną biesiadę postąpić, a co może i krzynę złośliwie Czytaczom części niemałej w ten czas biesiadny Mistrza Jana z dedykacyją przedłożę:
"Milczycie w obiad, mój panie Konracie:
Czy tylko na chleb gębę swą chowacie?":))
    Rzecz najpryncypalniejsza to począć ob ovo... Ba, rzec łacno, dokazać tego nierównie ciężej, gdy nie wiemy kiedyż owe jaje się kluło:(( Co się soli bocheńskiej, po sąsiedzku dobywanej, tyczy, rzecz zda się znana... Anno Domini 1251 kmiotkowie tameczni, studni kopiąc, do soli doszli i dalej już rzeczy górniczą poszły koleją. Jest o Wieliczce legenda arcypiękna o Świętej Kindze, co miała w swojej madziarskiej ziemi pierścień w kopalni cisnąć, a ów się na powrót pokazał w pierwszem szybie, co go kazała w Polszcze kopać i tak się miały wielickie żupy począć... Zacności bajęda, a że każą nam w każdej legendzie źdźbła prawdy szukać, temuż już i Szajnocha wywodził, że to nam księżniczka za Bolka krakowskiego idąc, własnych z Marmaros*, zabrała żupników i to owi podwaliny przyszłej solnej potęgi położyli. Ano cóż tu rzec? Że to bajęda jeno dla pacholątek popod stołem na prosto jeszcze, bez głowisi pochylenia, przechodzącym? Toć przecie Anno Domini 1241 Tatarstwo przeszło i na nas, co głową książę Pobożny pod Legnicą przypłacił, aliści niczem to u nas, jako to równać z szarańczą tatarską ziemie madziarskie pustoszącą! Toż temu kronikarz niemiecki spółcześny zapisał: "W tym roku państwo węgierskie po trzystu pięćdziesięciu latach istnienia zostało zniszczone przez Tatarów". W naszych dziejach nie mamy nijakiej ku temu analogijej... Madziarowie po dziś Belę IV, oćca Kingowego, czczą za "drugiego założyciela państwa", co de novo miast całych erygował i kolonistów ściągał! Gdzież onemu było takiej miary fachowców (o wieleż owi ten najazd przeżyli!) ku krainie obcej puszczać? Przeciwnie: wiemy, że sam gwarków szukał...
    Odbieżawszy póki co ku czasom naszym, by chwały twórcy wielickiego muzeum, Imci Długoszowi oddać, rzec się godzi, że uczeni przezeń kierowani naleźli śródzi komór dawniejszych szyb i to niemały, co ponad wątpienie wszelkie się na I połowę XIII wieku datuje, ergo Kindze najwyżej chwała należna za kopalni odnowienie, a to już i więcej możebne, bo wiedzieć nam, że Tatarowie wszytkich we Wieliczce żywota pozbawili:((... Ano i tu nam do najpierwszego z mężów zacnych przyjść, co się Wieliczce zasłużył... do książęcia, co nim Historia pomiatała, jeno za męża świętej mając, z podtekstem niejednem, że nie dziw, że ona świętą, skoro on Wstydliwy... Może i ów nie nadto był męski, może i nad miarę pobożny, miasto niewieście uroki łoża, choć i po niewoli ukazać, dozwolił onej świętością zasłynąć, przecie co się Wieliczki tyczy, to wszytkie postępki onegoż nam każą w nim męża wielce roztropnego i praktycznego widzieć i cenić... I o to kruszyć zań kopiję będę, bo się nadto wiele tu Kaźmirzowi Wielkiemu przypisuje, a ów przecie Anno Domini 1368 jeno Bolesławowych urządzeń przytwierdził! Ordynacyja Kaźmirzowa rodziła się przecie jako "zwód", czyli zebranie pod przysięgą wieści ode włodarzy napryncypalniejszych po najostatniejszego w kopalni pacholika, którzy na krucyfiks przysiągłszy, referowali jakoż jest urządzenie kopalni zaprowadzone i jako od trzech ćwierci wieku funkcjonuje... A skoro Kaźmierz nic ode siebie nie dodał, znak niechybny, że Bolkowe ordonanse godnemi szacunku uznał!
     Rzeknie kto, a w czemże to urządzenie różne ode inszych, ot choćby olkuskich śrybrzanych różne? Ano...w Olkuszu to tameczni gwarkowie na własny się puszczali azard, od swej intraty królowi jegomości jeno "olbory" płacąc, temuż jako każdy zwyczajnie się na swojem będąc, więcej starał, niźli na posadzie u kogo. Sukces niemały w tem, że Bolko w czas wyniuchawszy widno, gdzie też się konfitury wyjadać będzie, już w latach siedemdziesiątych XIII wieku wszytkich inszych, co na soli nadania jakie mieli, cichcem z nadań onych wyrugował, pełnej książęcej władzy nad żupą zapewniwszy, ergo wielicka sól jeno państwową ( boć na ten czas książęca a państwowa to przecie za jedno było) kiesę tuczyć miała. By zasię na lat setki przed socjalizmem nie poznać maksymy o tem, że czy się stoi, czy się leży, to grosiwo się należy, takiej obmyślił sistemy, by na państwowej przecie posadzie, gwarkowie jako na swojem się starali! Jakże to?
    Ano po primo i co najpryncypalniejsze spamiętać upraszam: że to byli ludzi WOLNI! Nie kmiotkowie, luboż brańcy batem zaganiani a ludzie wolni, płaceni jakobyśmy dziś rzekli: akordem! Owoż najpierwszej kopalni podzielono na mieśćca dobywania urobku, a że w owych rąbiąc stać trza było, temuż i one zwano "staniami", a "stolnikami" tych, co do owych "stań" mieli gwarantowaną wyłączność... Insza, że podług spisania onych stolników najpierwszych nie masz między niemi nijakiego Madziara, a po części największej miana ich przaśne i staropolskie:)) "Swoje" stanie mógł stolnik przedać, puścić w arendę, darować komu luboż i spadkobiercom przekazać, niczem majętność prawdziwą, chocia kopalnia sama cięgiem całością była królewską!:)) Ot, co znaczy: zjeść ciastko i nadal mieć ciastko!:))
     Z latami to różnie bywało, trafiło się że stolnictwo na jaki klasztor zapisano, indziej jaki szpital na niem uposażono. Insze przedawano i to z czasem w takie ręce, że ani "stanie" marzyć nie śmiało, by swego właściciela przy robocie kopackiej ujrzeć:)) Ot, Anno Domini 1564 Zygmunt August okrom tego, że był całości posesyonatem miał na bocheńskiej żupie 23 "stania" własne:))
       Nie znam na dziś urządzenia takiego, gdzie miejsce pracy jest niejako przywilejem nadanym:)) To tak jakoby dzisiejszym górnikom przodkowym ów przodek nadać na wyłączność:)) Może to i jakim spółdzielniom bliższe luboż niecnemu procederowi "wkupywania się" do drogowej policyi, aliści my przecie o rzeczach prawem przepisanych prawim i wielekroć skalą od spółdzielni większych! Pewnie, że to z czasem, jako się żupy rozrosły, nie starczało i stolnicy luboż najmowali do kopania inszych "przysadnich" luboż i jeno się procentem kontentując, puszczali to na czas jaki komu trzeciemu, aliści najgłówniejsze w tem ułożenie pozostało niezmiennem przez lat kilka secin... a jako czego się przez stulecia nie odmienia, najwidniej służy wybornie:)
       Komu się zdaje, że "operatywki" kadry zarządzającej nasze czasy obmyśliły, tego do instrukcyj królewskich odsyłam, co nakazywał zwierzchność tam mającym się co tydzień na "schadzki" udawać, gdzie radzić mieli o wszytkim, co żupom służyć miało. Ową zwierzchność zaś czynili trzej ludzie na to postawieni, by każdy z osobna miał o swojem pieczy i by każdy, niejako ex definitione z inszemi w pewnem konflikcie interesów będąc, jeno za zgodą pospólną czynić mógł dla żupy najlepiej, zasię przeciwnie, by mu owi dwaj insi zła czynić nie dozwalali...:))
       Nibyż najpierwszem był żupnik.... aliści żupnik czy był nominantem królewskim, czy jeno urząd ów od władcy dzierżawił miał pod sobą jeno nad wydobyciem dozór, takoż nad soli zbytem... Na dziś byśmy go może zwali "dyrektorem eksploatacyjnym":)) Skąd wstydliwemu książęciu było wiedzieć, że jako kto od produkcyi jeno ma grosz, ten bodaj i najzacniejszy, i najmędrszy był, przecie z czasem niechybnie na bezpieczeństwo mniej baczyć będzie, a któż wie czy i dla chciwości (czasem nakazem królewskim wymuszonej, nie własnej przecie!) i o insze dbać przestanie? Na toż był człek wtóry, cożbyśmy go dziś może nazwali jakim inspektorem nadzoru... Ów (Podkomorzy) miał, najkrócej rzekłszy na toż wszytko mieć baczenie, co się wpodle żup źle dzieje... Żupnik cosi nadto swego baczy? Podkomorzego w tem głowa, by władcy o tem uwiadomić... Gwarkowie gdzie cichcem sól złodziejskiem sposobem wyniósłszy, przedać chcą? Podkomorzego to rzecz onych złapać i osądzić! Nadto wiele się gdzie rąbie, stempli poskąpiwszy? Mości podkomorzy: do dzieła! Stolnicy nadto wiele od przysadnich żądając, tamtych do pracy ponad siły gdzie na którem "staniu" przymusili? Do podkomorzego z tem!
      Dość będzie jak rzeknę, że stolnik nijaki bez podkomorzego zgody, nie mógł ludzi nająć... inaczej by pewnie jakich żebraków z bruków krakowskich za miskę zupy zgodzonych, do rąbania słali, na zatratę niechybną! Tłomaczyć nie muszę, że się podkomorzowie z żupnikami i stolnikami nie nadto miłowali? Ano i w tem rzecz, że nie miłować się mieli, a spółpracować! By jeden wtórego pilnował, i by w tem urządzeniu nierozumni chciwcy wraz się wydali, zasię rozumni pojąwszy, że jeno w zgodnej i ućciwej pracy siła, dla królewskiego dobra pospólnie działali... Trzecim z onej trójcy był bachmistrz, któren pieczy miał nad tem, by się żupa rozwijała, temuż ów nowych złóż szukał, a ściślej podlegli onemu "piecowi"... Znowuż się ciśnie pytanie, skąd Bolko Wstydliwy wiedział, że ten, co nad bieżącem urobkiem zwykle stoi, w rzyci ma przyszłych pokoleń pomyślność? Na koncept, by inwestycyj od bieżącego zarządu rozdzielić, reszcie świata przyjdzie osiem wieków poczekać... Toż samo się bezpieczeństwa tyczy i jakobyśmy dziś rzekli: stanu technicznego kopalni... takoż owo w bachmistrzowej było, nie żupnikowej pieczy! Zaprawdę żem pod wrażeniem niemałem tej książęcej (luboż jego doradców) sapiencji!
     I jeszcze jedno: co się stricte bachmistrzów samych tyczy... bodaj nie masz we świecie zdarzenia, by urząd tak wybitnej fachowości pożądający, a przy tem profitujący, by się we jednej jedynej familijej przez trzy stulecia uchował! Przy królach tak różnych jak Jagiellończyk od Augusta Mocnego, czy Zygmunt III od Jana III! A przecie tak było!
     Wszytkim, co we szkole nie spali, luboż w karcięta pod stołem nie grali, wiedzieć, że Jan Andrzej Morsztyn rymy składał... mało komu, że ów był synem właśnie wielickiego bachmistrza, kolejnego w długiej galeryi Morsztynów bachmistrzów! I że sam nasz poeta takoż miał do interesów łeb arcytęgi (podobnie zresztą jak i do intryg:), a będąc podskarbim wielkim koronnym, do spółki ze stolnikiem koronnym Janem Wielopolskim żup solnych dzierżawił... Nawiasem w temże samym czasie i za magnata-poety poparciem mielim bodaj jedynej próby swoistego "zamachu stanu"... Kuzyn Morsztynowy, Władysław, bachmistrzem tamtocześnym będąc, wielce wpodle tego zabiegał, by urząd bachmistrzowy dziedzicznym takoż i de iure uczynić... Że nie wyszło? Widno król kpem nie był....:)) A może jeszcze i trzecie... swoisty XVII-wieczny NIK: komisje lustracyjne, które się co dwa lata zbierały i komisarze królewscy osądzali wszytko od pracy wielickiego triumwiratu poczynając, a na kantach przy obmiarze urobku kończąc...:))
     Kończąc na dziś, ku części szykowanej wtórej upraszam, gdzie person kilku z galeryi żupników poznamy, wywiemy się czem się sól zielona od orłowej różni, czemuż gwarkowie ordynaryjni Francuzowi po łacinie responsować mogli; wieleż "bałwan" solny ważył i o instytucyach, których byśmy się najmniej w XVI spodziewali stuleciu: kasie chorych, systemie emerytalnym i kasie zapomogowej....
________________________

* dziś to rumuńskie Maramuresz


                                      ................

12 marca, 2016

Cytat miesiąca...

z  niejakiego Jean-Étienne-Marie Portalisa, jednego z rzeczywistych autorów kodyfikacji znanej powszechnie jako "Kodeks Napoleona"... , który w towarzyszącem edycji kodeksu uzasadnieniu ("Discours préliminaire au premier projet de Code civil") napisał był:
   "Ustawy nie są aktami czystej władzy, ale aktami mądrości, sprawiedliwości i rozumu; ustawodawca musi mieć na uwadze, że ustawy są dla ludzi, a nie ludzie dla ustaw; że muszą być dostosowane do charakteru, przyzwyczajeń i sytuacji społeczeństwa. Trzeba być bardzo oszczędnym we wprowadzaniu nowości do ustawodawstwa. Nie wiemy bowiem, jakie niekorzystne skutki jakiejś nowej instytucji, znanej tylko w teorii, ujawnią się w praktyce. Trzeba zostawić dobre, jeśli są wątpliwości co do lepszego; korygując jakiś błąd, należy widzieć także niebezpieczeństwo płynące z samego jego naprawiania. Zamiast zmieniać ustawy, jest lepiej przedstawić społeczeństwu nowe argumenty za tym, by je pokochali. Należy utrzymywać to wszystko, czego nie potrzeba koniecznie burzyć."

                                     ................

09 marca, 2016

O przetraconych w Gąsawie możnościach...II

    Kończąc rozważań o Gąsawie naszych ( III,), w których częściach dwóch  żeśmy samej zbrodni rozwikłać probowali sprawców, zasię nam zeszło na przemyślenia jakże by losy nasze odmiennie od utartych Historii kolein przebiec mogły, zaliżby Leszek Biały jakiembądź sposobem tej śmierci w Gąsawie szczęśnie jednak był uniknął...
   Ostawiliśmy owego, imaginacyją naszą, ocalałego bohatera z niewybranym namiestnikiem na Pomorzu w miejsce Świętopełka precz pogonionego, luboż i ubitego... Ostawilim go i w cyrkumstancyjach nowych, gdy dzieweczka pewna aż nadto dobitnie xięciu Laskonogiemu pokazała, że sobie z niem cielesnej przyjemności nie życzy, skutkiem czego tron książęcy zawakansował...:(( Ano i przeciwnie do historii realnej, gdzie próbującemu skorzystać z praw nabytych temże spominanym układem na przeżycie, Laskonogiemu, na zawadzie stanął bodaj każdy, kto mógł, tutaj mniemam, że summa pospólnych interesów Białego, Brodatego, Mazowieckiego, xiążąt pomniejszych nareście wielkich rodów mało- i wielkopolskich tutaj by ku jednemu szła, bo mniemam, że sprawa pomorska cięgiem by jeszcze otwartą była, tedy każdy by tam w tem swego baczył interesu... Czego podobnego mieć będziem w Kastylijej jakie trzy wieki później, gdzie w conquiście królewskiej w Nowem Świecie każdy swej wyglądał fortuny.
   Mniemam też, że Biały by tem namiestnikiem swoim roztropniej by uczynił, Kaźka Opolskiego czyniąc, choć tu nam turbacyja nowa z majem 1230 roku, gdy ów prawdziwie pomarł, dzieciaczków nieletnich ostawiwszy... Ano i w tem najwiętszego by miał bólu głowy xiążę śląski, boć owe pacholęta przecie niezdatne, by po oćcu przejąć namiestniczej godności i roboty na Pomorzu, tedy póki co Białemu nieprzydatne, bo tam konieczny jaki namiestnik nowy, zasię Brodatemu turbacyja co z owemi młodziankami uczynić, byle im jeno rodowej Opolszczyzny zwracać znów nie musieć... I tak dumam, że ów by się najpewniej szczerze śmiercią Laskonogiego uradował, na toż się angażując cały, by Białego przekonać, by onym co z Wielkopolszczyzny wykroił, dopokąd by nie mogli do Gdańska może kiedy, w leciech już sprawnych, powrócić. Że znów taż sama turbacyja Leszkowi by snu z powiek spędzała, sądzę, że by wraz jakiego tu targu dobili, już to powiedzmy, że za jaki spłacheć ziemi oświęcimskiej do Małopolski Leszkowej przyłączony, by ten dał dajmyż na to młodziankom a chociażby Kalisza świeżo nabytego... Możności tu tych targów bez mała, przy tem jeszcze i frasunek kolejny z Odonicem, który by niechybnie po stryjowej śmierci miał jakich nadziei na Wielkopolszczyznę całą. Arcy by tu trzeba z niem roztropnie rzecz całą rozgrywać, by buntownika nie wychować nowego i gdybyż mnie tę rzecz poruczono rozwikłać, mniemam, że bym przedkładał posadzić na Gdańsku spominanego Kazimierza, syna Mazowieckiego; Odonicowi zasię dać jego nad Obrą ojcowiznę, przydać granicznych z Pomorzem Nakła i Ujścia, zasię ziemi sławieńskiej (by i na Mazowiecczyka miał oko) i obojgu to wespół przykazać na Pomorze zachodnie swoiste "Drang nach Norden", by owocami się między sobą dzielić mogli.
   Niechybnie by tu mięli sojusznika w Brodatym, co już i przódzi wojował z Turyngijczykami o ziemię lubuską, zasię na czas jaki Barnimowi szczecińskiemu wydarł był Cedyni, zatem widać że i ów na północ zerkał chciwie. Rzecz jeno w tem, czem mu tego wynagrodzić wspierania... Ziemią łęczycką? Sieradzką? Ano, znów by tu miał Leszek Biały zgryzotę, aliści lepsza taka zgryzota i całkiem przecie poważne królestwo (bo wierę, że już tu byśmy o królu Leszku mówili), niźli wojna domowa jaka nowa... Takiż by zatem był i może ten obraz kraju we wariancie wtórem, że Biały nie dosyć, że przeżywa Gąsawy, to i Laskonogiego, czem znów by nam dał tegoż szczęścia, że znanych nam z historii prawdziwej kilkuletnich wojen domowych by nam oszczędził. Wariantowi temu byłbym założył cezury na jaki rok 1240 najpóźniej, a to znów z uwagi na najazd mongolski, którego przebiegu możem przyjąć, jako tego z historyją prawdziwą zgodnego, choć i tu się rodzi pytanie zasadne, czy kraj mniej wojnami wyniszczony domowemi, mniej skłócony i mniej załóg po grodach granicznych wymagający, nie zdolił by jednak większej przeciw Tatarstwu wystawić potencji...
   Ano i tu pora na nasz wariant trzeci, zakładający, że nasz miłościwie nam panujący król Leszek Biały, takoż jeszcze i w ten czas mongolskiej napaści królestwem swym włada... Fizycznie rzecz jak najbardziej możebna, miałby na ten czas leciech dopiero 56, zatem jeśli i zdrowie by dopisywało, nic by na przeszkodzie nie stało, by to ów pokierował obroną. Cóż byśmy zyszczeli na tem? Ano po primo, to nie imaginuję ja, by Leszek o tem zawczasu nie był uwiadomionem. Pohańcy przecie naszli na Ruś już w roku 1240, a pierwsze zagony, niejako rozpoznawcze zapuścili aż i pod Sandomierz już w styczniu i lutym tegoż tragicznego 1241, nim w marcu najgłówniejsza ruszyła wyprawa, której momentem kulminacyjnym była legnicka potrzeba, 9 kwietnia zdarzona, w której Henryk Pobożny położył głowę i zarazem nadzieje na jakie Piastów śląskich poważniejsze władztwo... Leszek zaś, z dawna na sprawy Rusi czuły, nawet by i własnych tam nie miał mieć szpiegów, przecie dość tam miał chyba krewniaków żony, by go o wszytkiem w czas nie przestrzegli.
   Trudnoż zatem przypuścić, by przy rządzie sprawnem centralnem, przeciw Mongołom szli na zatratę za koleją, rycerze dzielnic kolejnych, jako to w rzeczywistości było... By nie miał Leszek dość czasu, by naściągać wszystkich ku sobie i wojskiem skoncentrowanem uderzyć! Przypomnę, że pod Legnicą miał Henryk Pobożny jakie siedm do ośmiu tysiąców ludzi, w tej liczbie jakie półtora zaledwie rycerstwa ciężkozbrojnego, bo reszta to lekkozbrojni, aleć przecie i Tatarzy nie w stal byli zakuci! Powszechnie dziś się Tatarów pod Legnicą rachuje na niewiele więcej od Pobożnego wojska i że zbrakło niewiele... ot, starczyłoby może iżby Wacław Czeski ze swemi nadejść w sukurs szwagrowi* zdążył, a nie o dzień się jeden spóźnił!
    Czy Leszkowi Białemu szedłby Wacław też w sukurs, to jest dopiero pytanie... Aliści znali przecie książęta naszy, że to rzecz o nas wszystkich idzie, Węgrów zasię szczególnie, tedy mógł był i aliant Leszkowy, Henryk Pobożny, i szwagra swego czeskiego o pomoc instancyjonować. Nawet jednak i bez niego, a przy roztropniejszem siłami gospodarowaniu, do najgłówniejszej potrzeby przyszłoby zapewne gdzie w Małej Polszcze luboż na sandomierskiej ziemi, dowodziłby Leszek Biały, a nie Pobożny, a i luda zbrojnego byłoby najmniej dwakroć tyle, co pod Legnicą... Osobne i zasadne pytanie, czy by tam był i w randze jakiej Mieszko II Otyły, któregośmy małoletnim w jakiem Kaliszu zamiast Opola zostawili. Rzecz to ważka, bo choć ów bodaj jedynym z xiążąt naszych, co sam na Tatary nastając, jakiego czambułu znacznego na przeprawie przez Odrę pod Raciborzem w puch rozniósł, to przecie pod Legnicą się nie spisał i to od jego rejterady się poczęła tam klęska powszechna...
    Mniemam, że iżby był nawet, to siły jego w wielekroć liczniejszem obozie Leszkowem może by i mniej do paniki skłonne były, a nawet jeżeli, to ich odwrót nie zaważyłby tak jak pod Legnicą fatalnie... Czybyśmy Tatarów pobili? Marzyłoby się, co? Ale prawdę rzekłszy: nie sądzę... Byłoby cudnie, gdybyśmy się sami rozbić nie dali, a ich bodaj tak poszczerbili, że pierwotnych zapałów się zbywszy, by radziej ku odwrotowi zamyszlali, aliści nawet gdybyśmy mieć mięli owej jakiej Legnicy nowej i Leszka ubitego, to i owi by wyszli z tegoż starcia słabsi wielekroć i zniszczenia w substancyi i narodzie pobitym nie byłyżby tak srogie... Insza, że król niedawnem czasem restytuowany i właśnie ubity mógł przywieść naród do upadku ducha i klęski w tem dziele poczynającego się jednoczenia... Ten jednak wariant, że Tatarów, nawet i z stratami niemałemi, przecie odpieramy i królestwo i ten by kryzys przetrwało, cależ nie taki jest nieprawdopodobny... Pamiętać upraszam, że finis całego tego najazdu i na nas, i na Madziarów nastąpił, gdy z dalekiej Mongolii wieści wodzów doszły, że Ugedej pomarł i wszyscy znaczniejsi, z Batu-Chanem na czele, na wyprzódki wracać chcieli, by bez nich kurułtaju nie odprawiono i nowego wielkiego chana nie wybrano!
    Tak też i doszliśmy do wariantu czwartego, że nam Leszek do jakiej sześćdziesiątki dociąga i pomiera w łożu, tronu oddając i królestwa względnie kwitnącego synowi Bolesławowi, co lat właśnie nabył sprawnych. Poniekąd by to i może dobrze by się tak stać miało, że król stary największej swej by już nie oglądał klęski, a to tej mianowicie, że syn jedyny, co nie dość, że sam Wstydliwy, to jeszcze świętej poślubił (Kingi) i tak modestię i bezdzietność nad królestwo przedkładając, ku temu by doprowadził, że ta zawierucha, której nam oszczędziłoby Leszka Białego pod Gąsawą ocalenie, spadłaby na kraj z rokiem 1279, gdy przeciw adoptowanemu przez Wstydliwego Leszkowi Czarnemu, stanęliby pobuntowani najpewniej juniorzy... Czy z tego znów zamętu by akurat Łokietek był wyszedł zwycięsko... rzec prawdziwie trudno...
    Ktokolwiek by to nie był na progu XIV stulecia, miałby jednak najmniej trzech rzeczy nierównie lepiej urządzonych, niźli to w rzeczywistości było... Kraju zasobniejszego, więcej rządnego i jeśli nawet nie kwitnącego, to z pewnością nie ubogiego (a w porównaniu ze spustoszonymi do gołej trawy Węgrami to i nawet arcybogatego!). Kraju jednoczącego się, gdzie pod jednem władztwem królewskiem by były Wielga i Mała Polska, Pomorza i ziemie pomniejsze, zasię poprzez xiążąt królowi wiernych Mazowsze i Śląsk... I co, bodaj najpryncypalniejsze... Krzyżaków, jeśli by ich nawet Mazowiecki dał się namówić Jadwidze Śląskiej i ściągnął onych w czasie, w którem, by mu insi nie dopomagali xiążęta, zanadto na Pomorzu zaangażowani, mięlibyśmy jeno jako cienie tejże, znanej z Historii potęgi. Gdybyśmy też i na Pomorzu nie dopuścili Brandenburczyków, nie byłoby komu na Gdańsk w 1308 napaść, zasię nie byłoby i komu "ratować" zdradziecko... Pytań się tu nawiasem moc zaraz rodzi taka, że tchu niemal zbraknie: zaliżbyśmy sami Krzyżaka słabego potem zdusili, czyby była w ogóle z Litwą unija? Zaliżby owi nam przez wieki dwa-trzy kolejne, dopokąd by się jeszcze Moskwie opierać poradzili, druhem byli czy wrogiem? Stawalibyśmy przecim Moskalom pospołu, czy dali się zjeść w kaszy za koleją? I z kim też by nas ten Moskwicin rozbierał, skoro Austryjaki nawet i w rzeczywistej historii nie zanadto chciały, zaś bez złączenia Brandenburgii i postkrzyżackiego księstewka, Prus by zwyczajnie nie było...?
___________________________________

* Gdzieś między 1214 a 1218 ożenił był Brodaty syna z Anną Przemyślidką, córą Przemysła Ottokara I, a siostrą przyszłego Wacława I
       
     
                                          ................


06 marca, 2016

O przetraconych w Gąsawie możnościach... I

     Dopotąd żeśmy się zajmowali samej zbrodni w Gąsawie rozwikłaniem i cyrkumstancyjami jej towarzyszącemi. A że teraz pora się przyjrzeć jakież by insze nasze losy być mogły, gdybyż tegoż mordu nie było, temum i titulum nasze odmienił krzynę, choć nadal to cięgiem thema taż sama...
     Wprowadzając tu do naszych rozważań nową zmienną nieznaną, a tą mianowicie wieleż też by lat żył jeszcze Leszek (urodzony w 1184 lub 1185 roku!) dopokąd by się nie był zatchnął śliwką, na polowaniu karku nie skręcił, w jakiem boju nie zginął luboż ze starości nie pomarł, przyjdzie nam tych możności na kilka podzielić wariantów, bo owa nieznana nam długość potencjalnego Leszkowego żywota w każdem czasie by nam nowych mogła przyczynić odmian.
      Możność najpierwsza, czyli ta, że nam Leszek, Gąsawy przeżywszy, zatchnął się jednak był śliwką, na polowaniu karku skręcił etc.etc.... w ciągu jakiego roku, dwóch lub trzech najdalej, nie później jednak niźli przed listopadem Roku Pańskiego 1231. Z pozoru tu się nie zmienia nadto wiele, rzekłby kto, ot... rzeczy się o lat parę odwloką... Z pozoru... Ja zaś rzeknę, że summa otwierających się przed nami możności, jest jak na ironię losu, porażająca zgoła... I jeśli by tu się było modlić o co, to o to, by Leszek z partnerami swemi do tych możności dorósł i czego nie spartaczył...
       Jeśli bowiem ów zjazd w Gąsawie był sił na Świętopełka zbieraniem, tedy gdybyż nie owa śmierć nieszczęśna, cóżby na przeszkodzie stanęło, by Leszek swych zamiarów dopełnił? A mając za sobą wszytkich inszych xiążąt, nie imaginuję ja, by mu się Świętopełk oparł. Jedno co niepewne, zali by ujść zdołał i wegetował gdzie na wygnańczym chlebie. To zaś, jak mniemam, zależne od tego by było, czy w spekulacyjach naszych dopuszczamy, że sam zamach się odbywa, jeno że Leszek zeń cało uchodzi, czyli też jakimbądź sposobem, choćby ścieżki zabójców po nocy splątawszy i przymusiwszy zamiaru poniechać, do rzeczy w ogóle nie dochodzi... W tem wtórem przypadku mógłby był Leszek nie być nadto zajadłym, przecie jeśliby miał w memoryi tę trwogę z listopadowego poranka, gdy padającego widział Brodatego i sam żywota zawdzięcza przypuśćmy, że jednak konia chyżości, to znał, że wyboru nie ma. Że jeśli ostawi Świętopełka żywego, wcześniej czy później ów jakiej sposobności znajdzie, by swego dopiąć... Zatem co przyjąć możem za pewnik w razie Leszkowego Gąsawy przeżycia? Ano tego właśnie, że Świętopełk jest najmniej z Gdańska wygnanem. Zasadna wtedy kwestyja: cóż z tą ziemią dalej? Samemu nią z Krakowa zarządzać rzecz jest nie do pomyślenia, ergo kogoż uczynić zarządcą? Odonica niepewnego, co to nie wiadomo jak się odwdzięczy? Laskonogiego, co cięgi brał od każdego, z kim wojować mu przyszło, przy tem już i przódzi w podejrzane konszachty z Waldemarem duńskim się wdawał, wpływy na Pomorzu dzielić próbując? A wiadomo to, co takiemu do łba strzeli, jako mu się nadto urosnąć pozwoli? A przy tem zrazić onego też rzecz jest nadto azardowna, zatem rzecz tu być musi wiedziona subtelnie...
       Brodatemu zaufać, co równie ma do Pomorza daleko, a przy tem, to on właśnie zdradnie dzieje tego zgodnego triumwiratu xiążąt, o którem żem pisał w poprzedniej części, zerwał, Kraków w 1225 roku na krótko zajmując? W życiu... A i tego znów przecie lepiej mieć po swej stronie, niźli urażonego po przeciwnej... Czy może tegoż Pomorza poruczyć bratu rodzonemu, Konradowi, co sam z jednym jeno Mazowszem i Prusami za miedzą ledwo sobie radził?
       Zaiste nie zazdrościłbym Leszkowi tegoż ambarasu, zwłaszcza że to nie koniec z tem nowem władztwem Pomorza turbacyj i kwestyj, na które względu mieć musiałby princeps. Osoby tegoż namiestnika na chwil parę poniechawszy, przyjrzyjmyż się cyrkumstancyjom na Pomorzu, jeno nie Gdańskiem, a tem któreśmy nawykli w myśleniu naszem już z dawna mieć za przetracone. Uważcież bowiem, Lectorowie Mili, że jako myślim o Polszcze dawniejszej, nieważne z którego nawet wieku, to jej północne i zachodnie granice nam się malują w psychice, jakoby nam tam kto mapy sprzed 1939 wyrył i pieczęci przyłożył, że tak było i być musiało, a co tam się czasem trochę w jedną czy drugą ruszyło, rzeczą jest mało znaczną... Jakże się jednak tam sprawy tamtym czasem miały?
     Ano tak, że wszytcy pomorscy xiążęta, czy siedzieli w Szczecinie, czy w Darłowie, czy w Bardzie... lennikami już byli króla duńskiego... Waldemarowi II, którego Duńczycy zwą Zwycięskim pokłonił się nawet, prawda że na krótko, ociec Świętopełka gdańskiego, Mściwój I. A to przecie nie koniec zapędów był Duńczyka... Flaga Danii dzisiejszej, biały krzyż na czerwonem polu to pamiątka po podboju Estonii, gdzie w czas bitwy niebo się miało zasnuć krwawo i ukazać się miał na niem ów krzyż, jako zwiastun zwycięstwa Duńczyków... I temuż to lwu duńskiemu śmiał rzucić rękawicy Świętopełk, który po tem jako w Sławnie wymarli tameczni książęta, osadził tam, jak się zdaje, jakosi tak po 1223, swego brata Racibora, któremu później białogardzkie władanie było pisanem. Czy tak był Świętopełk zuchwałym, czy przewidywał już przyszłe Duńczyka kłopoty, to już dziś rzecz drugorzędna, dość że przyszło do zatargu, a że nie przyszło do reakcji, to już zasługa uwikłań Waldemara w Szlezwiku, Holsztynie, Schwerinie i inszych północnych ziemiach niemieckich, na których to i probował Duńczyk swej potencyi i zachłanności.
     W szczegóła i zawiłości nie wchodząc, dość rzec będzie, że tem samem czasem letnim Roku Pańskiego 1227, gdy u nas Odonic ze Świętopełkiem stryja po Wielkiej Polszcze ganiał i gnębił, na cztery przed Gąsawą miesiące, w odległem Szlezwiku, pod Bornhöved zjednoczeni książęta i grody kiełkującej właśnie Hanzy popędzili kota ambitnemu Waldemarowi duńskiemu i tu zadziwiająco zgodni historycy tak niemieccy, jak duńscy przyznają, że to był początek końca duńskiego na Bałtyku panowania, które się definitywnie z hukiem i trzaskiem w ciągu lat kilku zawaliło!
     Tandem tedy, do Gąsawy naszej wracając i imaginacyją naszą ocalonego Leszka Białego, rychłoż ku tej przychodzimy konstatacyi, że oto los dawałby mu szansy zgoła niezwykłej, z której, obaliwszy Świętopełka, nolens volens musiałby skorzystać, bo przecie wchodząc w buty Świętopełka, wszedłby i zarazem w ów, odziedziczony po niem, spór o księstwo sławieńskie...
      Siła by tu zawisło od roztropności i dyplomatycznych talentów tego, co by tem Pomorzem naszem miał władać, tuszę jednak, że by go Leszek nie ostawił samopas, co wnoszę z jego czynności uprzednich na Rusi, gdzie się za każdem razem probował angażować, gdy jeno cień szansy na władztwa swego uwiększenie widział. Insza, że na Rusi to było czasem i porywanie się z motyką na słońce, insza, że i własne przy tem układy nieraz łamać przyszło... Nie o to idzie, jeno o ukazanie tejże rysy charakteru Białego. I prawdziwie, nie oczekuję ja po nim tu żadnych miraculów, jeno tego by się zachował z tem charakterem swoim zgodnie i okazyi nie zmarnował! Mając przy tem za sobą poparcia wszystkich przecie w Polszcze xiążąt!
      Trzech lat na Pomorzu ledwo było potrzeba, by ostatni, najbliższy Jutlandii, Barnim I, zwierzchności duńskiej zrzucił! Samojeden, bez niczyjej ku temu pomocy! Zasię przeniósł stolicy swej z Uznamia do Szczecina i podwaliny pod przyszłą tego xięstwa potęgę położył, z czasem jednak przymuszonym będąc uznać się Brandenburczyków lennikiem... Uważcież teraz, Mili Moi, cożby tam się mogło podziać, gdybyśmy to my, z Leszkiem Białym na czele, Pomorzan w tąż chwilę wsparli i nie dopuścili, by się w pustkę tworzącą, Branderburczyki wcisnęły!
     Podług mnie roku, dwóch najwięcej by było potrzeby, by miał Leszek pod władztwem swojem jednego i drugiego Pomorza, ziemi krakowskiej, sandomierskiej, a przez Konrada Mazowsza, przez Laskonogiego i Odonica Wielkopolski, a przez Brodatego Śląska! Łokietek ani połowy tego nie miał, gdy po koronę sięgał!
     Hola, Wachmistrzu, strzymaj konie, nadtoś się tu w marzeniach rozpędził! - rzeknie mi kto z Was może, pomnący, że w cyrkumstancyjach tamtocześnej Europy, by po koronę sięgnąć, byłoż potrzeba mieć ku temu przechylnych już to cesarza, już to papieża, a najlepiej obu... Może by i był jaki śmiałek, co by tego samowolnie śmiał czynić, aliści to pewna, że by był potem pariasem Europy, a wojna z cesarstwem też przecie nie śmiech...
     Prawda, rzeknę, jeno jako żem począł te cyrkumstancyje tak nam tamtem czasem, jak na ironię, przychylne, malować to pokończmyż i aspektu tego... Nie kiedy indziej, jako właśnie w 1227 roku Grzegorz IX  Fryderyka II Hohenstaufa ekskomunikował za zwłokę w krucjaty podjęciu! I cesarz, chcąc nie chcąc, wyruszył na nią nareście w rok później, a do Europy nie wrócił, aż w 1229, po koronacyi na króla jerozolimskiego... I cóż zastał? Wojska papieskie, co mu tymczasem części niemałej Królestwa Sycylii i Neapolu zajęły... Przyszłoż wojować z papieżem, wymusić ekskomuniki odwołania i tak się oba jeszcze mięli brać za łby, aż do Grzegorzowej śmierci w 1241 roku, nota bene zdarzonej, gdy mu już cesarscy do bram Rzymu pukali... I rzeknijcie mi teraz, że w cyrkumstancjach takowych, by się objawił papieżowi sojusznik w siłę rosnący, co by cesarza od północy zajął, a przynajmniej skłonności takie deklarował, iżby od papieża tej korony nie wydębił, osobliwie, co żeśmy tu już i podkreślali, że był Leszek z całem duchowieństwem polskiem w amicycji niemałej!
     I cóż, Lectorowie Mili? Małoż by się w owe lat trzy odmienić mogło? A to przecie dopiero wariant zdarzeń najpierwszy, przejdziemy do inszych, jeno póki co przyjdzie się nad owemi możebnemi w Gdańsku namiestnikami Leszkowemi zadumać, boć to ów by miał za zadanie najwięcej, jak nie dyplomatyką, to mieczem po owe przetracone już niemal ziemie po Szczecin sięgać... Człek by to być musiał zarazem wojenny, aleć i od układów nie stroniący, jeszli to owe by większego profitu, niźli wojaczka przynieść mogły... Z xiążętami by mu tam traktować przyszło, ergo nie mógł być chudopachołek, by go za hetkę-pętelkę nie mięli, aleć niedobrze gdyby był którym z trzech najgłówniejszych statystów piastowskich, bo by może i urósł nad miarę, przy tem z całej trójki (Brodaty, Laskonogi, Mazowiecki), jeno ten pierwszy się na dziele wojennem rozumiał prawdziwie i miał przy tem do tych zabaw rękę więcej szczęśną... Aliści nie mógł był Leszek się też na ową trójcę sempiterną wypiąć, bo nie mógł przecie ryzykować, że obrażeni przeciw niemu staną. I choć naturaliter najwięcej tu o Brodatego idzie, boć Laskonogi słabieńki, przecie i tego zrażać było nie sposób, a Konrad znów, choć brat serdeczny, mógł był pomiarkować, że najpierwszy on straci na tej pomorskiej zabawie, bo impet i potencyje nasze ku północy i zachodowi się zwrócą, nie zaś na Prusów, którzy jego właśnie byli strapieniem największem...
     Ano i przyznam, że nie zazdroszczę ja Białemu tejże konieczności wyjścia znalezienia z zawiłości tak splątanych i uwarunkowań tak licznych... Prawdziwie na to by potrzeba arcytęgiej głowy i lękam się, czy by tu Leszkowa akuratna była. Więcej żem dopotąd rachował na odruchy niejako u Piastowiczów wrodzone, by się na sposobność każdą majętności i władzy uwiększenia rzucać, aliści zdobyć, a nie przetracić, jeszczeć przy tem utrzymać i utrwalić, to dwie są najróżniejsze ode siebie sprawy... Przy wszystkich tych jednak zastrzeżeniach i obawach mniemam, że byłoby tu kandydatów dwóch najmniej dość godnych i obiecujących, by ich w tem Gdańsku osadzić, przy czem kłopot mój tu ten, że ja znam dalsze ich i potomstwa dzieje i lękam się, czy wybór mój tu nie więcej dyktowany by tym był, cóż właśnie owa progenitura in futuram poczyni, tych zaś przecie danych Leszek wybierając mieć by przecie nie mógł...
    Obaj kandydaci moi, zrządzeniem przedziwnem imienia tegoż samego: Kazimierz. Pierwszy z nich był dopotąd księciem opolskim, synem Mieszka Plątonogiego, ergo Brodatego wasalem. Jakież tej kandydatury walory, żem jej za jedną z dwóch uznał najszczęśniejszych? Aniśmy przecie o tem xiążęciu nie słyszeli szerzej, nie wpadły w ucho jakie dokonania szczególne, większa część Lectorów najpewniej o tejże personie dopotąd ani słyszała, w czemże zatem ów taki cenny?
     Ano, po primo tąże właśnie modestią swoją, bo to bodaj jedyny tamtocześny xiążę co się do polityki wielkich nie mięszał, ergo by rzec było można, że znał swego miejsca w szeregu i przeciw ościeniowi nie wierzgał... Stawiając nań zatem mógłby był być pewnym princeps, że mu się wdzięcznością wywdzięczy i wiernie służyć będzie. Małoż na tem... ta kandydatura dwóch by na jednem ogniu dozwalała upiec pieczeni, bo przenosząc Kaźka na Pomorze, oddawał by ów na powrót w ręce Brodatego ziemi opolskiej i wszelkie jego znów z tą ziemią turbacyje rozwiązywał, najmniej za tem by uznać można, że ów Opolczyk w Gdańsku osadzony, to kupiona przychylność dla zamysłów dalszych Brodatego i zarządca lojalny, przy tem gospodarny wielce...
     Dygressyją tu czyniąc, przyjdzie bowiem sprostować pewnego szkodnego a powszechnego poglądu, może i za przyczyną nie dość tu jaśnie wywiedzionej edukacyi szkolnej, że owo średniowiecze nasze, a już czasy rozbicia dzielnicowego szczególnie, to jeden wielki brud, smród i ubóstwo, co by się może i logicznem zdało, skoro stan polityczny idzie skwitować słowami: pożar w burdelu w czasie powodzi... Owoż, Moi Drodzy, przeciwnie! Daleko naturaliter było ówcześnym ziemiom naszym do prosperity "złotego wieku" za Jagiellonów ostatnich, aleśmy cale tu nie sroce spod ogona wypadli... I niemała tu zasługa tych naszych opisywanych warchołów, co to jeden drugiego by w łyżce wody utopił, a brali się za łby za leda sposobnością, a i gęsto bez niej... Tak, tak! Ta grupka Piastowiczów naszych, czasem porażająca swą głupotą, czasem o bezdech przyprawiająca ogromem prywaty i ambicyjami odwrotnie do talentów proporcjonalnemi, ta właśnie familia w pokoleniach kolejnych uparcie i mozolnie odbudowywała ruin, zasiedlała pustki i pogorzeliska, słowem czyniła co mogła, dla przyszłej ziem swych gospodarczej przemyślności... Nie przypadkiem Gdańsk ma za dobroczyńcę praw miejskich mu nadających, tegoż tu naszego wielokroć przywoływanego Świętopełka, któregom obwołał Leszka Białego mordercą; Kraków tegoż samego zawdzięczać będzie Leszkowemu synowi, Bolesławowi, a jakem w cyklu solnym się rozwodził nad przemyślnością urządzeń statutowych i ekonomicznych żup wielickich, które stulecia przetrwały z odmianami nieznacznemi, toć one też przecie spod Bolesławowej ręki! I to czego by może nie dokazał król, z wyżyn swego tronu może i w każdy zakątek nie sięgający wzrokiem, tego dokonali, prawda, że we własnem interesie... owi xiążęta, którym przecie najwięcej szło o uwiętszenie poddanych liczby i substancyi własnej... Wybornym tu exemplum wnuk Mazowieckiego, Leszek Czarny, co z buntu swego przeciw knowaniom macochy zyskał nareście dla się spłachcia jakiego, czyli księstwa sieradzkiego, co to nie dosyć, że mu się kończyło niemal za stodołą, to jeszcze z gęstością zaludnienia mogło rywalizować z Syberią. Pojąwszy, że z pustego to i Salomon nie naleje, jął się xiążę tęgiej osadniczej roboty i te jego tam kilkanaście lat najpierwszego panowania, po dziś dzień tejże ziemi właśnie wszelkich późniejszych zasobności podwaliną...
     Ale nawróćmyż do naszych baranów, w tem przypadku do naszego xiążęcia już nie opolskiego... Rzeknie kto, że gospodarska ręka i protekcyja tęga, to jednak przymało... Że sam żem głosił potrzebę tu wojennej ręki, a i dyplomatyki tęgiej... Prawda: to są tej kandydatury dwie słabości największe, choć po większej części jeno domniemane. W wojaczki się za żywota Kazimierz nie wdawał, takoż i w jakie traktata szczególne, tedyśmy się tu na niem poznać nie mięli sposobności. A nuż by nas jednak zaskoczył tu mile? Takoż tego przecie wykluczyć nie sposób... Aleć nie budujmy na tem... Walor tej kandydatury w tem jeszcze, że owa... krótkotrwała... Kazimierz bowiem pomarł był w maju 1230 roku, zatem jego namiestnictwo wszytkiego trwać by mogło jakie dwa i pół roku, a najpewniej dwa, jeśli liczyć przy tem owe wszytkie z przeniesiem turbacyje... Ergo kwestyja byłaby znów otwartą i kto inny mógłby kartę tu pisać nową, tem więcej, że obaj Kazimierza synowie: Mieszko II Otyły i Władysław byli pacholętami. Tego jednak przecie Leszek Biały w czas nominacyi wiedzieć przecie nie mógł. Dla porządku jeno dodam, że z tegoż rodu przyszły wielce Jagielle szkodny był przeciwnik, Władysław Opolczyk, ten co to najpierw Andegawenom służył, zasię później był się nawet i co do czego na kształt rozbioru ugadywał z Luksemburczykiem i Krzyżactwem... Tyle, że... czy postać z historii alternatywnej zachowałaby się tak samo? Zwłaszcza że któż wie, czybyśmy tego krzyżackiego owocu w ogóle smakować musieli? Dokazalim, że to PO Gąsawie, załamany śmiercią brata, Konrad pomocy szukał po świecie i niebacznie posłuchawszy Jadwigi Śląskiej, Brodatego połowicy, tych łapserdaków przyjął... Gdybyż Gąsawy nie było, czy by ich szukał? Któż wie? Choć z wtórej strony, gdyby na pomoc brata, tęgo na Pomorzu angażowanego liczyć by nie mógł? Aleć i wtedy owi nie dostaliby Gdańska i Wisły ujścia, na czem przecie najwięcej zbogacieli, ergo z cieniem tej znanej nam potęgi byśmy tu do czynienia mięli...
      Któż kandydatem naszem wtórem zatem i jakież jego walory? Kazimierz, to już wiecie, syn Mazowieckiego, w historii rzeczywistej był, a ściślej miałby być od 1233 xiążęciem kujawskim. W przeciwieństwie do Opolczyka, ten się lat niemało niezgorszem cieszył zdrowiem i dożył do 1267, z trzech małżeństw kolejnych płodząc między inszemi spomnianego Leszka Czarnego... ale i Władysława, więcej nam znanego pod Łokietka przydomkiem... W 1228 roku, czyli wtedy gdy by ta namiestnictwa sprawa rozstrzygnięta być musiała, miał Konrad dwóch synów w leciech, które ich sprawnemi z punktu widzenia prawa czyniły: starszego Bolesława, co miałby lat stricte dwadzieścia i Kazimierza właśnie, gołowąsa siedemnastoletniego. I właśnie dla tej przyczyny, mniemam, że chowając Bolesława na następcę i działów pragnąc uniknąć, wolałby Konrad desygnować tam młodszego, osobliwie że może by i liczył na to, że więcej ów podatny będzie, by niem de facto powodować z Mazowsza... Tąż kandydaturą jednałby sobie Leszek Biały brata, ale i... przyszłych między Piastami mazowieckiemi i wielkopolskiemi unikał zatargów o Kujawy. Tyle, że czy oni mogli ich w 1228 roku przewidywać? Najpewniej nie... Za swego na Kujawach panowania Kazimierz szczególnie nie błysnął, ale gospodarzem był niezłym. W talenta jego jednak do dyplomatyki powątpiewam, skoro między progeniturą własną nie umiał uniknąć zatargów, a i ucha przychylał żonie ostatniej, by pierworodnych synów pokrzywdzić... Czyby go jednak Leszek Biały nie wybrał, nie wiem doprawdy... Przewrotnie jednak to właśnie słabości obu tych kandydatur przymuszałyby niejako Leszka, by ich tu wspierać musiał i sprawom pomorskim ręki by musiał trzymać na pulsie. Tyle, że tego po doświadczeniach ze Świętopełkiem, sam by najpewniej sobie przykazał solennie... a ci dwaj znów to na ten czas jedyni, co by tego ścierpieli bez sarkania, a i jeszcze z wdzięcznością niemałą...
    Założylim sobie dla tegoż wariantu pierwszego tych tu rozważań naszych, że nam by się nasz Leszek, Gąsawy przeżywszy, by się może i zatchnął był śliwką, na polowaniu karku skręcił, w boju jakiem dał się ubić luboż i zwyczajnie był pomarł przed listopadem Roku Pańskiego 1231 . Pora nam ten listopad przekroczyć i rozważyć, cóż by dalej być mogło, przecie najpierw żem Wam winien rzec, cóż się to takiego w tem listopadzie stało...
     Ano, najkrócej rzekłszy byłże wówczas wziął od pewnej niemieckiej dzieweczki we Śremie xiążę Laskonogi lekcyi szczególnej, a tej mianowicie, że jako się chce młódkę wychędożyć po niewoli, to roztropniej onej przyodziewy fałdów przódzi przepatrzeć, zali jakiego sztyletu czy bodaj kozika ordynaryjnego nie skrywa, bo to jak się już jest samemu w leciech i sprawność nie ta, co przódzi, a młódka zwinna i przy tem desperatka, to jak nic człeka wywałaszyć może najmarniej, a może i wypatroszyć... Choć po prawdzie to nie wiem, któraż perspektywa mężczyźnie prawdziwemu gorsza...:((    Tak czy siak, nasz Władysław Laskonogi wziął tejże lekcyi z egzaminem razem i trzeba rzec od razu ućciwie, że go nie zdał.* A kto pomni, że ów pisał ongi z Leszkiem Białym układu na przeżycie, ten wraz pomiarkuje, że ta młódka ostrzem zbrojna, z punktu cależ de novo kart w rozgrywce kolejnej rozdała... Aliści o tem to już w nocie kolejnej...:)

______________
* - jest i wersja takowa, że Laskonogiemu owa dzieweczka do jakiej chałupy umykała, a ów za nią pędząc, nie pochylił się w niskich wrótniach i łbem w ościeże przydzwonił, próbując, zali może nie ma łba nad framugę mocniejszego... Niestety dla niego: futryna wygrała...:(