20 stycznia, 2019

Jeszczeć o Zyndramie, aleć i o pożytkach z dronów, zasadzkach, radach, dyplomatyce i łowach...

  Byłżem był pisał przed laty noty o rycerzu tegoż imienia, który w Historyję się wpisał z przydatkiem "z Maszkowic", co kolejną jest przy niem zagadką, bo śladu nie masz, by tam co kiedy pomieszkiwał, jeśli bajań miejscowych nie liczyć...  W nocie najwięcej szło o to, żem domniemywał nań niełaski królewskiej, brakiem nagród jakich (gdy wszyscy ich wkoło dostawali) objawionej, takoż domniemanem złożeniem z dowództwa chorągwi krakowskiej po grunwaldzkiej batalii. Za przyczynę tego żem naówczas wystawiał zdarzenie z bitwy onej właśnie, gdy wielka chorągiew (sztandar) tejże chorągwi (oddziału) przez chorążego Marcina z Wrocimowic niesiona, obaloną została, zasię przez Krzyżaków przechwycona... 
   Niedawnem jednak czasem pomiarkowałem, że tej niełaski być już co i przódzi mogło, a dorozumiałem tego bacząc produkcyi telewizyjnej sub titulo "Polska z góry", której Planete+ poczyniło już dwóch seryj*, a których z zapartym tchem oglądam, tak dla widoków zgoła niezwyczajnych, bo z nieba czynionych, która to perspektywa jest tam prawdziwie odkrywczą, jak i dla komentarza niebanalnego. W odcinku sub titulo "Pokrzydowo", będącym niejakim dodatkiem specjalnym do seryi pierwszej, w całości poświęconemu Drwęcy i leżącym nad nią miejscowościom, tudzież Brodnickiemu Parkowi Krajobrazowemu, po raz pierwszy żem z lotu ptaka obaczył Kurzętnik z przyległościami, ergo to miejsce, gdzie się najsampierw armia królewska z roku 1410 miała w zamiarze przez Drwęcę przeprawiać, by na Malbork maszerować. Nic z tego naówczas nie przyszło do skutku, bo swego brzegu obsadzili Krzyżacy, sprawiając, że wyjść na niego można by jeno po boju zwycięskim, przecie niechybnie kaducznie krwawym. Aliści i bez krzyżackiej obrony forsowanie Drwęcy w tym miejscu, gdzie nurtu rzeki w ogólnej bagnistości domyślać się jeno idzie po tym, że tam bieg rzeki najczystszym, a wkoła masz taplar na pół mili z każdej strony, zda się być jakiem nieporozumieniem. 
   Znając, że w onych czasach rzecz ta mogła pod tym względem tylko gorzej, bo wód z pewnością było więcej, najpierwsza myśl moja, jakem tego baczył, ta była: "A cóż za cymbał wojsko chciał tamtędy przeprawiać!?" Pozornie respons na to oczywisty, że oboźny królewski, który miał na pieczy takoż obozów rozkładanie i onych ubezpieczenie, jako i nadzór nad marszem wojsk i wyznaczanie onegoż marszu kierunku. I tu by się może i zdało, żeśmy pierwszego Zyndramowego zaniedbania się dopatrzyli, bo to no właśnie, był w tej kampanii oboźnym. Aliści nominacyja Zyndrama dopiroż 9 lipca poczynioną została, gdy wojsko już dobrze w marszu szło, ku Drwęcy się kwapiąc... Małoż na tem! Oto poczynił król i nominacyi wtórej, szczególnej, właśnie nad marszem wojsk pieczy powierzając komu inszemu, czyli marszałkowi koronnemu, Zbigniewowi z Brzezia!  Jawno tu zatem mamy wyjęcia spod Zyndramowych kompetencyj niemałego zakresu władzy i powierzenie jej komu inszemu. Co więcej jeszcze, miał Jagiełło nosa, że mu ten Kurzętnik śmierdział na odległość, bo właśnie na to, by tych wątpień rozstrzygnąć, powołano po raz pierwszy rady wojennej z ośmiu doradców złożonej, iżby o tem marszu dalszem rozstrzygnąć dopomogli. I jest w składzie tej rady właśnie Zbigniew z Brzezia, obok oczywistego Witolda i wojewodów: krakowskiego Jana z Tarnowa, sandomierskiego Piotra Szafrańca, poznańskiego Sędziwoja z Ostroroga, którzy też wydają się być tam nominatami bezdyskusyjnymi. Tytularnie może co więcej, niźli z głosem prawdziwie wojennym widzę tam arcybiskupa Mikołaja Trąbę, przyszłego pierwszego prymasa królestwa i kandydata na papieża podczas soboru w Konstancji, która to kandydatura mało go co do oskarżenia o zdradę nie przywiodła... Dwóch zaś ostatnich tejże rady członków czyli kasztelana krakowskiego Krystyna z Ostrowa i ochmistrza dworu królowej Jadwigi  oraz Mikołaja z Michałowa (także z Kurozwęk, czasem i Kurozwęckim pisanego) widziałbym tam więcej może dla swych osobistych przymiotów jakich, niźli funkcji podobnego uszanowania godnych. Ale Zyndrama tam nie masz... 
  Co się samej onej pułapki tyczy, to wyłabudał się z niej nasz Litwin koronowany arcyzręcznie, szląc najsamprzód Krzyżakowi posła z gałązką oliwną, mającego nibyż obadać zali jest jeszcze traktować o czem, rycerza Piotra Korcborga, którego misja prawdziwa była właśnie rozpoznać przeprawy i to odeń się król wywiedział o umocnieniach, działach i kusznikach brzeg krzyżacki obsadzających. A że jeszcze między nami a von Jungingenem od dni paru posłowie madziarscy króla Luksemburskiego krążyli, to i onych Jagiełlo "do zmylenia npla" użył, z kolejnymi ich posyłając zapytaniami i listem do Korcborga w obozie krzyżackim siedzącego, by ów zwłóczył jak najdłużej. 
  W rzeczy samej Krzyżaki pertraktacyjami zatrudnieni, ani byli w myśli, by armijej królewskiej pilnować i jakich podjazdów na naszą stronę słać, tandem się Jagiełło z wojskiem swym całym wykręcił był przed rzeką zgrabnie i ruszył na wschód, w stronę Działdowa. Po nader forsownym, jak na średniowiecze, marszu,  dnia tego (11 lipca) 42 kilometry aż pokonując, nim się obozem wpodle wsi Wysokiej nie rozłożył. Zmyleni tem wszystkiem Krzyżaki przez dobrze ponad dwa dni nie znali właściwie, gdzie im Polacy z Litwinami uszli i gdzie też im ich znowu czekać wypadnie. Pędził zatem i von Jugingen po swojem brzegu, poprzez Bratian na Lubawę, gdzie 13 lipca był wieści powziął, że zameczek Dąbrówno zdobytym został, tandem pomiarkował, że mu dalej na wschód jeszcze trzeba, by naszym drogi zabiec, co mu się wreszcie pod Grunwaldem, na swoją zgubę, udało...
____________________________
* - rzeczy tej nieznającym mogę jeno na paginie Planete+ polecić skrótowych przekazów, gdzie kilkuminutowe zwiastuny odcinków kolejnych przynajmniej wyobrażenie tej znakomitości dają.

14 stycznia, 2019

Cóż mi dodać...

...do słów Juliana Tuwima, który bez mała sto lat temu takimi emocjonalnymi wersetami żegnał zamordowanego prezydenta Narutowicza... Że tak niewiele się zmieniło?


Krzyż mieliście na piersi, a brauning w kieszeni. 
Z Bogiem byli w sojuszu, a z mordercą w pakcie, 
Wy, w chichocie zastygli, bladzi, przestraszeni, 
Chodźcie, głupcy, do okien – i patrzcie! i patrzcie! 

Z Belwederu na Zamek, tętnicą Warszawy, 
Alejami, Nowym Światem, Krakowskiem Przedmieściem, 
Idzie kondukt żałobny, krepowy i krwawy: 
Drugi raz Pan Prezydent jest dzisiaj na mieście. 

Zimny, sztywny, zakryty chorągwią i kirem, 
Jedzie Prezydent Martwy a wielki stokrotnie. 
Nie odwracając oczu! Stać i patrzeć, zbiry! 
Tak! Za karki was trzeba trzymać przy tym oknie! 

Przez serce swe na wylot pogrzebem przeszyta, 
Jak Jego pierś kulami, niech widzi stolica 
Twarze wasze, zbrodniarze – i niech was przywita 
Strasznym krzykiem milczenia żałobna ulica.