29 lipca, 2014

Nota powinnością pisana...

 Przyznaję z niejakiem zawstydzeniem, że w mojem utrudzeniu teraźniejszem wielekroć milej by mi było krzynę pospać, niźli się klawiaturą bawić, przecie jest u mnie jeszcze ta sumienia resztka, co nie dozwala... Przewiniłem ja wobec 7 Pułku Strzelców Konnych ciężko, najzwyczajniej o nich przepominając i za lat osiem ni razu ich święta nie czcząc godnie, ni wersu im nie poświęcając, to by się przecie nie godziło wylegiwać, a o pułku tak zacnym nie wspomnieć.
  Dlatego nie będziem się dziś zajmować ani automobilem feralnym arcyksięcia, co do Sarajewa po swą i połowy świata zgubę pojechał, ni białymi koziołkami jego, choć to rocznica okrągła i dawnom sobie obiecywał, że co więcej za tą sposobnością o tem świecie ku zagładzie zmierzającym popiszę... Dziś powinność nasza miejsce godne 7 Pułkowi Strzelców Konnych Wielkopolskich pomiędzy inszemi przywrócić.
   Pisząc o czasie wojennym bolszewickiej wojny od razu też i wyjaśnić wypadnie, że przyszły 7 Pułk był wówczas pułkiem piątym, a siódemkę dostał już po wojnie, gdy kawalerię bez ustanku reorganizując, umyślili nasi ówcześni sztabowcy dla strzelców konnych roli kawalerii dywizyjnej dywizyj pieszych i każdy pułk, który w jakiem okręgu wojskowem osadzono numer tegoż okręgu dostawał, co być miało praktyczniejszym.
  Pierwsza, nieudana, próba tegoż pułku powołania miała miejsce jeszcze w grudniu 1919, za dekretem złączającym wojska wielkopolskie z Wojskiem Polskim, aliści przewidziany tam na 5 Pułk kandydat, czyli 4 Pułk Ułanów Nadwiślańskich się przed tą odmianą uchował i ostatecznie... przetrwał jako 18 Pułk Ułanów Pomorskich, tak że dopiero kwietniem 1920 roku w Grudziądzu powstał właściwy szwadron zapasowy, w którem zalążki 5 PSK były formowane.
  Szło trudno, bo brakowało wszystkiego, a potrzeby frontu były tak extraordynaryjne, że cokolwiek sformowanego się dało w jakiej takiej kupie na front wysłać, jechało... Pułk tamtej wojny nie miał szczęścia całością wojować, jeden z odrębnie posłanych plutonów wpodle Działdowa wojując  z sowiecką 12 Dywizją Strzelecką dał się pobić na głowę i rozproszyć, a za szlak bojowy pułku przyjmuje się walki dwuszwadronowego dywizjonu (jakie 150 szabel) posłanego piechocie wielkopolskiej w sukurs z początkiem sierpnia pod Ostrołękę*. Dodajmy też od razu, że nie zanadto szczęśliwie, bo już w tych pierwszych bojach się przyszło wycofywać, przyparci do Wkry, przekroczyli ją w bród, tabory odsyłając na Nasielsk, co się nie pofortunniło, bo je ogarnęli sowieci. Dwie niedziele szaserzy wojowali o głodnym pysku, to w niem czasem mając, co rekwizycyjami gdzie zdobyli, czy co kłosów z pól mijanych narwali. Powetowali sobie nareście z początkiem bitwy warszawskiej pochwyciwszy kilku wpodle Raciąża brańców i wymiarkowawszy marszruty sowieckiej kolumny, sami tamecznych taborów zdobyli niemal setkę wozów, w tem jadła niemało, amunicyi, broni i wszelakiego dobra... Dalsze boje pod Mławą, Sulmierzem i przemarsze za pogromionym przeciwnikiem, zasię eszelonami przerzucony dywizjon razem z całą 18 Wielkopolską Dywizją Piechoty na front południowy, poczynał sobie między Dorohuskiem a Kowlem wcale śmiele, nie mając jednak szczęścia do bitew znacznych i głośnych, sławę przynoszących. Ot, zwykły żołnierski trud, który przecie podsumowany za wojny pokończeniem bilansuje stratą własnych pięciu zaledwie żołnierzy, przy tysiącu jeńców wziętych i wielkich zdobyczach materialnych.
  W Międzywojniu pułk, już jako 7 PSK, odesłano pierwotkiem do Leszna, zasię do Inowrocławia, by nareście od października 1921 na stałe do Poznania, gdzie wielce silny stał wtedy garnizon. "Siódmemu" przydzielono koszary przy ul.Grunwaldzkiej, gdzie się pomieścić nie umiał, stąd i jeden szwadron stał stale w Zbąszyniu, a część pododdziałów przy Marcelińskiej.
  Oto macie wartę garnizonową z 7PSK, z odwachu wracającą do koszar**. Pytającym o barwę otoków z punktu mówię, że jasnożółte:), zasię wszytkim bym uwagi chciał zwrócić na ładnie widoczny sposób noszenia zrolowanych płaszczy i charakterystyczny dla ułanów pieszo maszerujących sposób trzymania szabli.
   Tu zaś grupa podoficerów 7 PSK, kopiec Piłsudskiego w Krakowie po śmierci Marszałka sypiąca. Jako, że dysponuję wielce podobnym zdjęciem Dziadka mego (z 25 Pułku Ułanów Wielkopolskich) z taczkami i dla tej samej przyczyny, wiem też, że się o to deputacje żołnierskie i podoficerskie dopraszały, by im na koszt własny dozwalano do Krakowa jechać, jeno rozkaz podróżny dając i dni urlopu parę, by każdy mógł mieć tegoż zaszczytu choć dwóch taczek na Sowińcu na szczyt kopca wepchnąć...
   Trzej dżentelmeni na powyższym zdjęciu to od lewej rachując, rotmistrze: Seweryn Kulesza, Henryk Leliwa-Roycewicz i Zdzisław Kawecki, czyli nasza "srebrna" drużyna jeździecka z Olimpiady w Berlinie w 1936 roku. Rotmistrz Kawecki, z 7 Pułku Strzelców Konnych właśnie, podług mnie największym tegoż występu bohaterem, bo mimo połamanych dwóch żeber, gdy się w próbie terenowej z koniem pospołu obalił, biegu dokończył i z czasem niezgorszym, drużynie medal ratując...
    Pisałem o wojnie dwudziestego roku, że tam pułk nie miał jakoś do sławy szczęścia. W kolejnej wojnie przyszło im tej sławy zdobyć nieskąpo, przecie okrutnej za to płacąc daniny krwi. Pułk, jeszcze nim do bitwy nad Bzurą przyszło, miał strat niemałych, najwięcej od aeroplanów szkodnych, przecie gdy jenerał Kutrzeba z armią ku Bzurze był ruszył, stawali arcydzielnie w składzie Wielkopolskiej Brygady Kawalerii jenerała Romana Abrahama. Godziną ich próby były arcytrudne boje w dniach 14-15 września, gdy uderzenie wojsk jenerała Kutrzeby się już właściwie załamało i szło już nie tyle o losów kampanii odwrócenie (na co szansa przecie była, gdyby nieczynna przez pierwsze dni Armia "Poznań" dozwolone miała od razu uderzać z flanki na omijających ją Niemców), co o tych żołnierzy od zagłady uratowanie. By tego dokazać potrzeba było przepraw przez Bzurę obsadzić i utrzymać przez czas przemarszu piechoty i osłonić kolejne znów nadrzeczne przymoście, pod Wyszogrodem przez Wisłę, by Niemiaszków nie puścić... To tutaj, w mało znanych, przecie przez to nie mniej ważkich bojach pod Brochowem i Witkowicami kawalerzyści jenerała Abrahama, dali popis odwagi, determinacji i wytrwałości, co w połączeniu ze znakomitym dowodzeniem*** dało rezultat upragniony, mimo że przeciwnikiem były jednostki naprawdę doborowe: niemieckiej 4 Dywizji Pancernej i SS-Leibstandarte "Adolf Hitler".
  Zarzucano po latach Abrahamowi, że się ze swoją kawalerią potem pod Kampinos przebiwszy, do Warszawy zdążał i dał się zamknąć w okrążonym mieście, wszelkich atutów kawalerii się dobrowolnie pozbawiając, gdy pozostając poza pierścieniem okrążenia, mógł być wielekroć więcej Niemcom przykrym i szkodnym... Myślę, że odpowiedzią na te zarzuty byłaby lista strat 7 Pułku, co w Kampanii Wrześniowej stracił 174 zabitych**** i 274 rannych żołnierzy, co niemal połowę stanu z 1 września stanowiło... I może jeszcze słowa z wniosku jenerała Abrahama, co w oblężonej Warszawie 24 września przedstawiał do odznaczenia krzyżem Virtuti Militari sztandar pułku i kilkudziesięciu żołnierzy: "Przez cały okres tych walk ofiarnością i męstwem wyróżniał się 7 psk, któremu najtrudniejsze powierzałem zadania bojowe. Pułk nie szczędził krwi, aby je wykonać. Na 48 oficerów, podoficerów i strzelców przedstawionych przeze mnie do odznaczenia krzyżami VM - 34 otrzyma je pośmiertnie."

_______________________________________
*  Dzień święta pułkowego na 29 Iulii naznaczony był właśnie na tegoż na front wymarszu upamiętnienie.
** To i pozostałe zdjęcia za Wielką Księgą Kawalerii Polskiej.
*** Tuż przed wojną z pułku odszedł wieloletni jego dowódca pułkownik Włodzimierz Kownacki, ustępując miejsca pułkownikowi Stanisławowi Królickiemu, byłemu dowódcy 1 PSK, który po przeznaczeniu jego pułku do Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej (pułkownika Roweckiego, późniejszego dowódcy AK) i odebraniu mu koni, poprosił o przeniesienie do innego pułku strzelców konnych. Śmiertelnie ranny w lasach kampinowskich, zmarł 28 września. Wcześniej zginął jego zastępca, major Paweł Budzik, właśnie w czasie walk o Brochów. Kolejny dowódca resztek pułku, rotmistrz Szacherski, został ranny w walkach o Laski i pułk do Warszawy wprowadzał rotmistrz Konstanty Kozłowski.
**** Dodać by jeszcze do tego potrzeba jakich dwudziestu oficyjerów pułku, co ich sowieci w Katyniu i Starobielsku pomordowali, w tem i medalistę z Berlina, rotmistrza Kaweckiego.




25 lipca, 2014

Czteropak...:)

   Ano czteropak, bo czterech nam przyjdzie świąt pułkowych w kupie nieomal obchodzić. Primo: wczorajszego 1 Pułku Ułanów Krechowieckich im. Pułkownika Bolesława Mościckiego (pierwszego "Krechowiaków" dowódcy, postaci zgoła legendarnej)... O pułku dziejach i tradycjach żem pisał co więcej przed rokiem, tandem chętnych poczytać tam i też sobie odesłać pozwolę:)
   Secundo: dzisiejszego święta "tatarskiej jazdy", czyli 13 Pułku Ułanów Wileńskich , zasię jutro nam 16 Pułku Ułanów Wielkopolskich święto opijać wypadnie...:) Okrom linków podanych jest i o nich też przygarść w tejże pierwszej, "Krechowiakom" poświęconej nocie...
  Ano i quarto, co mego poniekąd znów sumienia wyrzutem, że chociem na dawniejszem blogu o nieświeskich ułanach pamiętał, to na tem noty o 27 Pułku Ułanów imienia Króla Stefana Batorego żem już, nie wiedzieć czemu,  przepomniał był...:((
  Tandem by świętujęcego 27 Iunii pułku wspomnieć godnie słów o nich poniżej parę, a podług niektórych to temu pułkowi mielibyśmy wiktoryją w bitwie warszawskiej 1920 roku zawdzięczać:
   Przenosim się w czas Niepodległej najgorętszy: lipiec 1920 roku... Na południu wpodle Lwowa nasze 2 i 3 armia w ustawicznych utarczkach z Konarmią Budionnego wielce ambarasowane i choć nareście k'temu przyszło, że jakie widoki by go strzymać choć krzynę się pojawiły, to na północy ode Niemna Tuchaczewski cios wyprowadził, co nam śmiertelnem miał być. W rozważania sztabowe nie wchodząc, tyleć tu rzec nam trza, że plan onegoż wielce był chytrem i wieleż nie zbrakło by się pofortunnił... Rolę takiegoż tarana, jak na południu Budionnemu, na północy przypisano korpusowi konnemu Gaj-Chana, co po prawej granicą Litwy i Prus Wschodnich osłonięty, przeć miał ile konie zniosą do przodu, by pospołu z III, IV i XV bolszewickiemi armiami docisnąć nas ku południowi, skąd zasię kleszczy część wtóra, z Grupą Mozyrskiej i XVI armii złożona, miała nas wepchnąć w Błota Poleskie i wybić do nogi...
  Po części popłochowi i chyżości odwrotu, po części ofiarności ułanów pułków wszytkich odwrót ów osłaniających i wroga spowalniających nam tegoż zawdzięczać, że się ten zamiar nie powiódł i wojska nasze pod Warszawę dotarły niemal cało, choć pożal się Boże w jakiej też kondycyi (takoż i psychicznej...)
   Tuchaczewski umyślił ciosu ostatecznego na Paskiewiczowem manewrze z 1831 roku wzorowanem, czyli obejść Warszawy siłami głównemi od północy i zaatakować onej od zachodu. Temuż i Gaj-Chana konnych i IV armijej na Płock wykierował, by nas od tyłu zaszli.
   W temże czasie zwierzchność nasza, co może, czyni by Armijej Ochotniczej, nowem duchem zapalonej, uformować... przyjdzie nam jeszcze kiedy o tem szerzej pisać, dziś jeno proszę na daty zważać, w jakiem się też to wszytko pośpiechu działo: 203 pułku ułanów, bo to o niego rzecz idzie poczęto 27 lipca formować w Kaliszu z ochotników, co się po największej części z ziemiańskich synów spod Kalisza wiedli... 3 sierpnia nakazano onym na eszelon siadać i na front jechać! Pierwszy bój przyszło im już 6 sierpnia toczyć, ale o tem niech lepiej sam dowódca pułku owcześny (podpułkownik Zygmunt Podhorski, z "Krechowiaków" się wywodzący:) rzeknie:
"...W międzyczasie nadszedł meldunek, że nasze oddziały wycofały się już z pobliskiego Przasnysza, który zajęli kozacy. Nie chcąc dopuścić do zaskoczenia pułku w czasie wyładowywania, skierowałem natychmiast w kierunku na Przasnysz dwa szwadrony pod dowództwem mego zastępcy, rtm. Zakrzewskiego, z zadaniem nawiązania styczności z nieprzyjacielem i opóźnienia jego marszu na Ciechanów. Za Ciechanowem oba szwadrony zostały zaatakowane przez kozaków. Aby nie dopuścić do ich zniszczenia, szarżuję na kozaków, zapominając, że dowodzę niewyszkolonymi ułanami. Pędząc oglądam się za siebie i spostrzegam, że moi ochotnicy dzielnie wyrywają naprzód, nastawiają lance, wymachują szablami i głośno krzyczą "hura"... Szyk, w jakim to wszystko cwałuje, najtrafniej byłoby chyba określić: "Kupą, mości panowie"... Podaję prawie beznadziejny rozkaz do obsługi ckm.: Strzelać z karabinów. Natychmiast niemal pada kilkanaście strzałów. Nie wierzę swym oczom: co strzał, to kozak się wali. Ułani spokojnie i pewnie strzelają dalej. Nie zdążyli chyba wystrzelać po jednym magazynku, gdy 20 kozaków już leżało. Wśród nich spostrzegam zamieszanie, czołowi cofają się, widocznie udziela się to i dalszym, gdyż niebawem cała ława kozacka ucieka. Dzielni ułani w dalszym ciągu strzelają, wydatnie siejąc śmierć. Położenie uratowane. Rozkazuję zdjąć ciężkie karabiny maszynowe ze stanowisk i galopem wycofać się ze szwadronem do Ciechanowa. Zbieg okoliczności chciał, że przy ckm -ach znaleźli się jedni z najlepszych strzelców, znani myśliwi, Andrzej Potworowski, bracia Wyganowscy i inni, którzy z całą zimną krwią i opanowaniem potrafili kilku swymi celnymi strzałami odeprzeć szarżę kozaków, zadając im bardzo poważne straty. Naprawdę, pułk im zawdzięczać musi, że uniknął klęski i został uratowany ..."
  Dni te... dla Ciechanowa wielce gorące, jeszcze opisywać będziem, tu zasię rzec trza, że nas koniec końców z tegoż Ciechanowa dwakroć wyparto i za jednem z tych dni, gdzie w Ciechanowie panoszyli się czerwoni, naszym ułanom przykazano flanki piechocińców* osłaniać, aleć kaliszanów temperament ułański poniósł i obszedłszy nocą z 14 na 15 sierpnia miasto samo i uderzyli tak niespodzianie, że paniki śród bolszewii szarżą tą wywołanej ani sposób opisać... Traf chciał, że w mieście stał akurat sztab IV armii... Dowódca onej, Siergiejew na pierwszem lepszem koniu zbiegł aż do Mławy, a sztab cały nie oparł się, aż w Ostrołęce dopiero! To jednak uśmiechy Fortuny dopiero początek: w ręce ułanów wpada radiostacja IV armii, JEDYNA droga komunikacyi Siergiejewa z Tuchaczewskim w odległem Mińsku siedzącem!
   I tu przychodzim do tego, w czem wielu tajemnicy "cudu nad Wisłą" upatrują... Następne dni cztery rozstrzygnęły o wszytkim: nowo utworzonej naszej 5 armii pod Sikorskim przyszło nad Wkrą na czerwonych natrzeć i w boju śmiertelnem się zewrzeć, dla szczupłości sił swoich niemal bezbronnej flanki swej lewej mając... I na tą że flankę nakazywał Siergiejewowi Tuchaczewski co wrychlej uderzać! Wołał w próżnię... nieświadoma niczego IV armia z towarzyszącym onej korpusem Gaj-Chana szła wciąż na zachód, owo przódzi planowane Warszawy obejście czyniąc, a tem samem ode teatrum najpryncypalniejszego się oddalając... Po latach historyk francuski, rzeczy nieświadomy, rzeknie, że bolszewicy parli ku Toruniowi i zapędzili się w pomorski korytarz, bo z Traktatem Wersalskim chcieli wojować... Na koniec jakoż się nareście spamiętali, insi już pobici byli i IV armii mus było przed naszymi do Prus Wschodnich uciekać i dać tam internować, by się ze szczętem rozgromić nie dać... Ciekawym: wiele by też w ów czas Tuchaczewski był gotów dać za... jeden telefon komórkowy:)) Za możność wysłania jednego esemesa?:)) Maila?:)
   Chwały ułanom kaliskim należnej poskąpił, co przykro powiedzieć, sam Marszałek, ani spominając o nich w swojej książce**, częścią zaś oddał im jej Sikorski***, gdzie wprost stwierdził, że jegoż 5 armia nadto słabą była, by dwóm armiom z przodu sprostać, a jakobyż jeszcze przyszło z trzecią z tyłu walczyć, żywa noga by najpewniej z naszych nie uszła, jakoby nie ciechanowski zagon 203 pułku... Wiele nam jeszcze pisać o dniach tamtych przyjdzie, takoż o wielgiej sztuce wywiadu naszego, co sowieckich depesz rozszyfrowywał przódzi, nim ich Tuchaczewski na swem biorku miał, póki co do ułanów naszych powróćmy...
  Wojowali potem jako kawaleria dywizyjna 13 Dywizji Piechoty, a za pokoju nastaniem, jako jeden z nielicznych pułków ochotniczych, uznany godnym, by go w armijej regularnej zatrzymać, otrzymał za patrona króla Stefana Batorego i numer nowy: 27.
   W Międzywojniu pułk stacyonował w radziwiłłowskiem Nieświeżu, tedy okrom 26 Pułku Ułanów Wielkopolskich imienia hetmana Jana Karola Chodkiewicza w Baranowiczach stojącego był najdalej na wschód wysuniętem garnizonem naszem. Między Nieświeżem a Baranowiczami ledwo kilometrów 40 tedy nie dziwota, że dla braku rozrywek inszych, często odwiedzano się wzajem i to przecie nie z rękami pustemi. Dodać wypadnie, że w 27 Pułku po wojnie przyszło służyć wielu dawnym carskim kawalerzystom. Temuż i marsz pułkowy na marszu 13 Narwskiego Pułku Huzarów wzorowan, temuż i obyczajów dawnych rosyjskich moc, jak choćby w pułkach na wschodzie kultywowana gra w "stukułkę"****, czy też stroju wielce nieregulaminowego w koszarach zażywanego, jako to granatowych spodni z żółtemi lampasami, jakich drzewiej Kozacy astrachańscy nosili... Temuż zresztą i nieświeskich ułanów czasem "Astrachańcami" zwano. Za jedną z wizyt wzajemnych w Baranowiczach, kiedy towarzystwu się już żegnać przyszło, komu z gospodarzy przyszło do łba toast wznieść "Niech żyją nam Astrachańczycy!" co tak rozeźliło wachmistrza Nurkiewicza, co już miał tęgo łeb okowitą zaprószony, że się ku odprowadzającym odwrócił i rzekł: "Pamiętajcie chłopy, że w dawnej Polsce hetman króla nie tylko w rękę, ale i w dupę całował!", niechybny onym wytyk do rangi obu pułkowych patronów czyniąc. Skandalu z tem związanego nawet się i opisać nie podejmuję... Dobre pół roku zeszło, zaczem się jedni ku drugim odzywać poczęli i i możnaż było towarzystwo za jednem stołem posadzić... Ponoć jednak, że i w dwa lata po tem zdarzeniu jeszcze oficyjerom w gości ku drugim się udającym broń w kancelaryi pułkowej deponować kazano...
  Pułk we Wrześnie wojował pode Mińskiem Mazowieckiem i w słynnym pod Krasnobrodem starciach, inszych już i nie licząc... 27 wrześnie wpodle Władypola pod Samborem po bitwie przeciw Sowietom przegranej, kapitulować przyszło:(( Dowódcę, pułkownika Józefa Pająka, zamordowano w Katyniu.
   W nowogródzkiej AK pułku odtworzono. Z początkiem Powstania Warszawskiego znalazł się w Kampinoskiej Puszczy, skąd się na zdobywanie lotniska w Bielanach pokusić probował. Rozwiązany na Kielecczyźnie w połowie 1945 roku.
________________________

* 18 Dywizji Piechoty
** "Rok 1920"
***"Nad Wisłą i Wkrą"
**** wielce hazardowna rozrywka, jako żywo na myśl "rosyjską ruletkę" przywodząca... Oficyjerowi jednemu oczu przewiązywano i stawiano na środku kasyna z nabitem rewolwerem. Reszta się przemykała cichcem pod ścianami, aż na sygnał "zabawą" kierującego wszyscy zamierali, a ktoś (wskazany lub losowany) zastukał w ścianę wyciągniętą ręką. Na ten sygnał oficer uzbrojony odwracał się i strzelał w stronę, skąd posłyszał stukot. W Prużanie się tem jeszczeć i ochotniej zabawiano i tam mi o jednej ofierze wiedzieć, co tejże zabawy nie przeżyła:(( Po inszych pułkach rannych było najmniej kilku...

23 lipca, 2014

O odwracaniu znaczeń...

  Mamyż tu cyklu całego o wyrazach, co drzewiej cależ co inszego znaczyły, niźli dziś nam się zdaje, przecie ja nie o tem dziś bym dwóch słów skreślić pragnął... Idzie mi o pewien przekaz bliźnim wysyłany przez ludzi kompleksyi obfitej, czy jak kto woli cyrkumferencji z Zagłobową czy Wachmistrzową porównywalnej...:)
   Przez wieki całe, a dobrze jeszcze nie więcej jak lat temuż parę dziesiątków rzecz była prosta jako konstrukcyja cepa i sowiecki oficyjer: biedak był chudy jako, nie przymierzając, wypłata...zasię kto był przy tuszy: wiadomo, że to pan jaki bogaty... Ano i mamyż po temu przysłów niemało, z naczelnym, że nim gruby schudnie, to chudy zdechnie...
  Wejrzyjcież teraz, Mili Moi, na czasy nam spółcześne i na to cóż dziś człek cyrkumferencji pokaźnej znaczy, a cóż ów szczupły? Pomijając coraz bardziej nieliczne przypadki tych, co ich takiemi uczyniła natura, geny czy insza losu łaskawość, większość pozostałych (okrom naturaliter Wachmistrza*) dzieli się na tych, co pragną jakiej ogólnoświatowej wizji estetycznej sprostać, tandem o owe kilogramy i funty zbyteczne walczą z zapałem, który sam w sobie niejedną górę by przeniósł i na tych, co już walczyć nie mają sił luboż i chęci. Wejrzawszy jednak na to i od inszej strony, że ta walka, by była skuteczną, coraz i więcej wymaga jakich diet cudacznych, jakich suplementów, jakich medykamentów, jakich specyfików cudacznych, co dwie jeno mają cechy wspólne: wszytkie są diabła warte i kosztują fortunę... Owe fitnessy rosnące wszędy jako grzyby po deszczu, owe siłownie i gabinety w nowy już przemysł cały ukształtowane dla grosza od zapaleńców wyciągnięcia, znaczą jedno - trzeba mieć w kabzie nielicho, by człeka na to stać było... I trzeba czasu mieć nieskąpo, by się temu oddawać, ergo znów trza być majętnym, by za groszem bieganie tegoż czasu nie absorbowało...
   Któż nam zatem niezadługo przy kości zostanie? Biedak, co jada byle co i byle jak i grosza na owe wynalazki, ni czasu na poddawanie się nim, nie mający...:((
________________________
* Wachmistrz wyznaje zasadę, że ludzie się dzielą na szczęśliwych i odchudzających się i generalnie woli być szczęśliwym...:)

19 lipca, 2014

O turbacyjach i święcie najmilszem...

 Oto i mamy święta pułkowego Wachmistrzowi najbliższego i najmilszego, a to dla tej przyczyny, że 25 Pułk Ułanów Wielkopolskich to pułk Dziadka mego:) Tandem kto ze mną powspominać ochoczy, a przy tem za Pułk przewagami sławny,  jako i za pamięć wachmistrza       Wawrzyńca Ślązaka przepić gotów, do dawniejszej o Nich noty   upraszam...:)

  Mnie zaś dzisiaj miast noty nowej przez niektórych z pewnością ciekawie wyglądanej przyjdzie się sumitować i deprekować Lectorów Moich, aliści takie na mnie przyszły termina srogie, że nie wiem, kiedy do dawniejszego rytmu pisania powrócę, że już o nawiedzaniu blogów Waszych nie spomnę...:(( Zwyczajna to w Wachmistrzowej robocie jest rzecz, że latem go zatrudnienia opadają niczem pchły dziada proszalnego, przecie nie pomnę ja bym kiedy tak był niemi przyciśnionym... Przy tem z wiosną przyszło się z rękodajnym jednym pożegnać, tandem całość tej roboty jako na mniejszą nas liczbę spada, to i naturalnem, że każdemu przybyło, przecie mnie się zdaje, że już nie za dwóch, czy trzech, ale za pięciu tyrać przychodzi, co najpewniej się jeno zdaje, bo jako grosz dzielić zarobiony pora, to znów się zdawa, że mnie tam nawet i nie pół robiło...:((  Być też i może, że to dla tej przyczyny to wszytko, że Wachmistrz przecie z roku na rok nie młodnieje, a przeciwnie... przecie jak zwał, tak zwał, na to idzie, że niezadługo czas na sen luksusem będzie...:((

15 lipca, 2014

I znów o grunwaldzkiej wiktoryi słów i myśli przygarstek...

 Batalija, której rocznicę dziś obchodzić przychodzi, roli pełni w Polszcze szczególnej jako symbol a i punkt odniesień wielu, aliści smutna ta o niej prawda, że choć zda się wszytkim, że o niej wszytkiego wiedzą, to w rzeczywistości mało kto, a przy tem mało wiele, a już najmniej pewnego i sprawdzonego...
  Za Długoszem najwięcej rozpowszechnionym idąc należałoby sobie tejże batalijej wystawiać mniej więcej tak: stało bractwo naprzeciw siebie, z tem że nasi w cieniu, owi w skwarze, Jagiełło mszy słuchał, Krzyżacy nagie miecze słali... Koniec końców Jagiełło kazał uderzać, Litwa niecierpliwa i pochopna uderzyła pierwsza, powpadała w doły, dała się pobić i uciekła, zasię herosi polscy wytrzymali, choć chorągiew upadła. Nic to... odbili i "chcąc zmyć z siebie tą zniewagę uderzyło [rycerstwo polskie-Wachm.] z wielkim zapałem na nieprzyjaciela i wszystkie te hufce, które z nim stoczyły bitwę, poraziło na głowę, rozproszyło i zniosło". Potem już niejako siłą rozpędu się jeszcze na proch starło tych Krzyżaków, co za Litwą w pogoni pognali i właśnie wrócili, te szesnaście odwodowych krzyżackich chorągwi z samym wielkim mistrzem, a na deser jeszcze ci nie znający ran, ni zmęczenia widać nasi jacy zgoła chyba półbogowie, zdobyli ufortyfikowanego krzyżackiego obozu, a że i tak nie było co robić do wieczerzy, to i pogonili jeszcze pierzchających Krzyżaków przez "mil kilkanaście", a przypomnę, że mila staropolska to jakie kilometrów niemal osiem...
   Komu się to kupy trzyma i logiki, niechajże tak dalej wierzy, my nie musimy, bo na toż nam dał Bóg rozum, a i źródła insze, byśmy tejże bitwy umięli odtworzyć po swojemu... Pisałem tu * już ongi, o tem, że profesor Kuczyński uczynił rzeczy badaczowi pryncypalnej i po prostu pomierzył grunwaldowe pole i policzył, wieluż tam naraz wojenników stać i wojować mogło i wyszło z tych obrachunków, że ledwo dziesiąta część tej siły, co ją wodzowie obaj na to przywiedli pole... Cóż zatem z resztą?
  Ano i tu jest klucz do wszytkiego! Aleć jest też i tem kluczem samo grunwaldowe pole, które jeno we filmie u Forda, Sienkiewicza ekranizującego, jest równe i gładkie niczem niemowlęca skóra... I jestże tem kluczem i komenda zacna w króla osobie, o którem nawet i niechętny mu Długosz słusznie pisze, że "jego samego ważono za dziesięć tysięcy rycerzy". Czemu? Spokojnie, Mili Moi, dojdziem i do tego...:)
   Pocznijmyż od tej liczby i tych mszy Jagiełłowych. Skoro ich Jagiełło pomieścić na polu bitwy nie mógł, to jakoś ich przecie zagospodarować musiał. Z całą pewnością siła ich poszło na odwody, póki co w lesie trzymane i w czas batalii podmieniane na te choragwie, co w boju najwięcej skrwawiły, luboż i się sfatygowały ponad ludzką miarę... Iście tak, jak tego po dziś dzień po boiskach futbolowych oglądać możecie, z tem, że u futbolistów mają oni reguł napisanych, wieluż mieniać można i w cyrkumstanycjach jakich, zasię w batalijej to wódz sam sobie selekcjonerem i sędzią, a rycerz nie zawodnik: mieczem musiał tego pola i czasu na zmianę wyrąbać.
   I skoro o bitwie wielogodzinnej prawim i nigdzie słowa nie masz o tem, że się jakie choragwie z utrudzenia poddały, luboż i na ziemi pokładły, zobojętniawszy na wszytko, widać, że się w tej selekcjonera roli Jagiełło spisał zacnie, nikomu nie dając tam paść ze zmęczenia i wspierając na czas odwodem świeżym. Że słówka nie mamy u Długosza o tem? Cóż, ten się na wojowaniu nie rozumiał, ale tak być po prostu musiało...
   Najpewniej też i obaczywszy pola, i uszykowania krzyżackiego musiał się Litwin chytry jakich krzyżackich domyślać paści, osobliwie gdy mu owi znagła jeszcze tego pola ustąpili. Arcydurniem byłby król, gdyby w rycerskość krzyżacką tu wierzył, a przecie wiemy, że był za młodu szpakami karmiony** :) Imaginujmyż też sobie tą scenę, gdy król po raz pierwszy wejrzał na pole, na którym go Jungingen czekał. Taż tam pagórków i dolinek zatrzęsienie, przy tem część pewnie więcej jeszczeć niźli dziś jakiemi lasami, czy zaroślami porosła i nawet on, na wzgórzu stojący, całej bitwy ogarnąć z miejsca jednego nie miałby możności, a cóż dopiero mówić o tych, cożby między temi pagórkami wojować mięli... By miał tam który czas nawet i sposobność, by się rozejrzeć wokoło, co najwyżej mógł łby i proporce wojujących w sąsiedniej dojrzeć dolince...
   I zwyczajnie nie wierę ja, by nie zaświtała Jagielle myśl tu jaka, że któż wie, czy mu Krzyżak siurpryzy nie szykuje już, już jakiego lasem maszerującego wojska nie pchnąwszy, by znienacka na flankę natarło... Nawet jeśli i sam tego konceptu nie miał w zamierzeniu, musiał, po prostu musiał się z tem liczyć, że tak postąpił Jungingen, bo okolica aż się o taki manewr prosiła. A jakież na to remedium? Ano co rychlej samemu posłać w obejście sił niemałych by, jeśli Krzyżaka napotkają w boru, przetrzepać mu pludrów! A jeśli nie napotkają? A to tem lepiej, tedy niechaj same mu zza pleców wyjdą i na kark siędą... Jeno, że owym czas obejść skrycie koniecznym, by nie przyszły, gdy już po harapie będzie i xiędza po mszy rozebrać pora!
   I na toż nareście rozumiemy po cóż te dwie msze były, na cóż ta cała mitręga poranna, okrom naturaliter i tegoż waloru, że się frytki krzyżackie w brytfankach przypiekały powoli...:)
  Wszczyna się bitwa nareście, aliści tu znów głupstwo mamy Długoszowe z tą niecierpliwością rzekomą Litwinów. Pisałem w nocie o tych wilczych dołach , że to wielce przemyślna była decyzja mistrza szachowego, by poświęciwszy piona, wywabić na bite pole wrogiego hetmana. Owi lekkozbrojni na swych chmyzach nie tylko owe pułapki ofiarą własną obnażyli, nie tylko sprowokowali krzyżackiej szarży, ale i najwidniej musięli albo oni, albo i Krzyżacy własnych zmasakrować piechurów i armaty, bo po dnia tego kres nic już nie słychać o nich. I to na całej wojsk linii, ergo musiał Jagiełło Litwinom i Tatarom nakazać, by tej swojej wywiadowczej szarży na CAŁYM wojsk uczynili froncie...
  Litwa w te doły wpada i nieważne jakże się tam i w jakiej części wyłabudała z tejże obieży, przecie Polacy to widzieć musięli! Pierwszy to moment, a przecie nie ostatni, na ducha we wojsku upadek jaki... To nam dziś wiedzieć, że pułapek więcej nie było, a prostemu wojakowi tam, wówczas na polu, musiało serce przystanąć ze zgrozy i z lęku, cóż tu jeszcze podłego naszykował Krzyżak podstępny. I na to są właśnie wodzowie, by w chwili zwątpienia wojsko podeprzeć, nową natchnąć nadzieją... Wiemy, że dnia tego Jagiełło był ochrypł okrutnie... Sami sobie imaginujcie od czego...
   Moment wtóry i dla bitwy kluczowy, to owo Litwy załamanie się i rejterada. Dla mniejszych przyczyn, niż panika na jednem wszczęta skrzydle sie tamtem, a i niedawnem jeszcze czasem batalije sromotnie przegrywało! Tu zaś rzecz tak wygląda, jakoby walczący Polacy ani wiedzieli, że Litwa tyły dała... I znów... kto wejrzy na grunwaldowe pole, ten zrozumie... A król z całąż pewnością i zadbał jeszcze o to, by się ta wieść nawet i przypadkiem nie rozniosła! I tu znów warto uwagi obrócić na głupstwo wtóre, tym razem u Sienkiewicza: "Litwa wraca! - huknęły radośnie głosy polskie." A jakże, u diaska, huknąć mogły, skoro jeśli nie widziano rejterady, to i najpewniej powrotu, jeśli takowy był***... Znów to z Długosza jest wzięta kałabanija, że ów o ucieczce Litwy pisze, zasię już o nich ani słóweczka, a znamy, że w finale udział mięli i to tęgi! Sienkiewiczowi, a przed nim i inszym ten był wniosek z tego logiczny, że wróciła... Nam: niekoniecznie.
  Wielekroć więcej roztropnem mi się widzi, że tak jak i Jagiełło wszytkich swoich naraz na polu nie stawiał, tak i Witold w ten pierwszy młyn jeno jakiej części rzucił. I ta część właśnie, jakich parę tysiecy ludzi, częścią pogromiona, częścią przestraszona dała drapaka, może tam i jeszcze jakich parę setek z odwodów najbliżej stojących pociągając za sobą. I to wszystko... Z pola ubyło jakiej może dziesiątej części sił naszych lub niewiele ponad to więcej...
   Geniusz Jagiełły tu kolejny, że ta cyrkumstancyja wtóra, która w jednej chwili prospekta na wiktorię wniwecz obrócić mogła, tem gwoździem do trumny się nie stała. Małoż na tem! Czemum bowiem ten właśnie moment uznał za dla bitwy kluczowym? Ano bo jak Jagiełło nad swemi zapanował tutaj wybornie, tak najwidniej wielki mistrz nad swemi nie poradził... Nie wiemy ilu ich poszło za Litwinami w pogoń, ale z pewnością niemało i z pewnością wielekroć ponad potrzebę więcej. Czemuż tak mniemam? Ano bo wiemy, że owi i litewskiego obozu zdobyli, skoro wracali potem wiodąc, ze sobą nie tylko "liczny gmin brańców", aleć i tabory! Wracali na to, by w osłupieniu ujrzeć, że tu bitwa nie dość, że cależ jeszcze nie wygrana, to przeciwnie: dla walczących Krzyżaków najczarniejsza wybijała właśnie godzina! Tandem tedy owi, zdobyczy wszelkiej niechając, czem rychlej się do boju na powrót kwapili, aliści czynili to tak, jak i wracali: grupkami i gromadami bezładnemi, ergo ich udział rzeź jeno przedłużył, acz na wyniku nie zaważył...
  Podumajcież teraz, Mili Moi, cóżby to było, gdyby zamiast za pierzchającą Litwą gonić, czasu, sił, a i pewnie żywota nieraz**** tracąc, owych parę tysięcy rycerzy po krzyżackiej stronie by na polskie uderzyło skrzydło... Najpewniej byśmy się o całkiem inszym przebiegu dziejów następnych jeszcze najmniej paru dziesięcioleci dziś uczyli... I to był błąd wielkiego mistrza ze wszystkich chyba największy i zgoła śmiertelny, za co nie sposób w dniu dzisiejszym jakiem zacnem trunkiem toastu nie wznieść "Za naszych wrogów oby jak najliczniejsze błędy!":)
_______________________________

* Z pozostałych o samej bitwie not, tośmy pisali też o Zyndramie z Maszkowic, gdziem niełaski nań królewskiej inwestygował za sprawą tegoż epizodu, gdy nam chorągiew Krzyżacy na krótko wydarli, a też i o  Tatarów w bitwie liczby i roli, zasię też i o przymiotach wodza krzyżackiego i perturbacyjach z jakich się wywikłał, by do tej wojny przywieść, nareście o tem, że nie jeno między jeziorami i lasami w krzyżackiej krainie wojowano w tej wojnie... ale i na południu, pod ...Nowym i Starym Sączem:)), a przed ową wojną o czynnościach dyplomatyki i wywiadu, co się tamtym czasem na toż samo wykładało...
** staropolski synonim człeka nad wyraz rozumnego i przebiegłego. Wierzono bowiem w szpaczą mądrość i w to, że kto ich mózgów pozjadał, tejże i też mądrości nabywał...
*** najmniej jednak Tatarzy choć wrócić musięli, bo sporo i brzydko o nich piszą kronikarze krzyżaccy rzeźbę okrutną wspominając już po bitwie, gdy uciekających dla odmiany Krzyżaków wyrzynano...
****Przezorność tu zapewne kolejną wykażę dowództwa naszego, które przecie niczem nie było przymuszone, by to Litwa stała akurat na tem, a nie na przeciwnym skrzydle... Niczym, okrom tego, że GDYBY owa jednak się ugiąć miała i ucieczką salwować, to miała gdzie: na lesiste moczary wpodle Zybułtowa i Jeziora Łubień, gdzie znów łacniej było lekkozbrojnym przeciw ciężkozbrojnym ścigającym stawać...

14 lipca, 2014

Święto 2 Pułku Strzelców Konnych...

...kolejnego z tych czterech pułków, o których żem kaducznie przez lat ośm minionych przepominał i za co mię słusznie kiedy do raportu szaserzy postawią...:(( 
   Z pułkiem tem od początku ta jest niemała zawiłość, że go... w zasadzie nie było:)... bowiem ten, który w Międzywojniu w Hrubieszowie stacyjonował i którego święto dziś nam opijać przychodzi nic wspólnego ze znanym z wojny bolszewickiej 2 Pułkiem Strzelców Konnych nie miał, aliści tego w dwóch nie wyjaśnię słowach i przyjdzie themy rozwinąć...
  Byłaż pierwotkiem koncepcyja taka, by kawaleryi część jaka jeno pieszym służyła dywizjom za zwiad a i czasem za odwrotu osłonę. Aliści nikt nie szedł tem tropem, by to przy dywizyjach piechoty własnych dywizyjnych formować szwadronów jazdy, jeno w tej roli myślano właśnie strzelców używać konnych i mimo, że owi w czas pokoju, formalnie jaki pułk składali, to w czasie wojennym mięli wojować osobno, szwadronami po dywizjach rozparcelowanemi...
  Poniekąd się to i zbiegało w czasie z kontrowersyjami o pułków kawaleryjskich pierwszeństwie, do którego aspirowały aż trzy kawalerzystów grupy... Pierwsi to dawniejsi ułani legionowi, wtórzy to ułani z formowanych w Rossyi korpusów polskich, o których się tęgo ich dawniejszy wódz, jenerał Dowbór-Muśnicki, upominał, świeżą jeszczeć sławą wodza udanego powstania wielkopolskiego wsławiony... Tegoż konfliktu w zarzewiu rozwiązał Wieniawa-Długoszowski podszeptując Piłsudskiemu, by Dowborowi ustąpił i by owe trzy pierwsze w numeracyi pułki ułańskie, to iście te dawne z dowborczyków formowane. Aliści chytrus Wieniawa dla legionowych swoich komiltonów obmyślił po szwoleżerską znów sięgnąć tradycję i tak wszystkie trzy pułki szwoleżerskie, to właśnie Piłsudskiego dawni podkomendni, znowuż tym wybiegiem do pierwszych liczeni:)
  Pozostał problem jeszcze z Armią Błękitną, czyli jenerała Hallera żołnierzami z Francyi przyprowadzonemi, a i z Hallerem się nie uśmiechała Piłsudskiemu jaka wojna cicha, bo się na wschodzie rozpalała z bolszewikiem nowa głośna i każdy pułk był na wagę złota, a cóż dopiero tak wybornie wyszkolone i wyekwipowane wojsko jak Hallerowe. Po prawdzie to dla przyczyn inszych i tak tegoż konfliktu Marszałek nie uniknął, aliści dla naszych nazewniczych rozważań ta jego spolegliwość tem zaowocowała, że jeźdźców Hallerowych pierwotkiem dragonami zwano, co się nie przyjęło kompletnie, tandem, że ich właśnie najwięcej zażywano jako tych szwadronów przydywizyjnych, co rolą było strzelców konnych, to też miano im koniec końców zostało...
   Jako się wojna pokończyła i pułki do okręgów przydzielano, "wojenny" 2 Pułk Strzelców Konnych wylądował w okręgu IV i, by zamieszania uniknąć jakiego, przemianowano go po prostu na 4 Pułk, a 2-go przez miesięcy kilka nie było wcale... Koniec końców sformowano go w okręgu II, jako się należy z dawniejszych osobno walczących oddziałków, takoż i z nadwyżek pułków szaserskich inszych.
   W Międzywojniu stacyjonował w Hrubieszowie, nie nadto wiele żywotem służbowem i zabawami pozasłużbowemi od inszych pułków odbiegając, choć tą może warto wspomnieć ciekawostkę, że tameczne jesienne biegi hubertusowe się tańcami na rżyskach kończyły:


  Na wojnę pułk pomaszerował w składzie Wołyńskiej Brygady Kawalerii pułkownika Filipowicza i do ułańskiej przeszedł legendy udział biorąc (co prawda początkowo w odwodzie) w słynnym boju pod Mokrą, gdzie takimi oto najwięcej działkami przeciwpancernemi Wołyńska Brygada zatrzymała niemiecką 4 Dywizję Pancerną.
Już jednak samodzielnej pułku tegoż chwały był nocny wypad ochotników na Kamieńsk, którzy się tam na obozujących niemieckich pancerniaków wybrali... Ruszyli pieszo, bez ostróg, ładownic, masek, łopatek i czegobądź zbytecznego, miast tego mając karabinki z okopconymi bagnetami, granaty, butelki z benzyną czy naftą, pakuły i szmaty naoliwione i , Niemiaszków zaskoczywszy, taką im sprawili łaźnię, że z górą ich setkę odesłali do germańskiego raju, zasię spalili koło 30 czołgów, kilkunastu samochodów, a co najważniejsze: cysterny z paliwem. Z naszych zginął ułan jeden, a czterech poraniono...
   W dalszych wrześniowych bojach pułk już takiego szczęścia nie miał, jeden ze szwadronów w boju odłączony, poprzez Garwolin znalazł się aż w oblężonej Warszawie, reszta dołączyła do grupy kawalerii Andersa przebijającej się ku rumuńskiej granicy i z tąż grupą pospołu osaczoną i rozbitą została...:( 

Specyalne dla Vulpiana Jegomości post scriptum, miast responsu słownego...:) I za sposobnością uwaga konieczna, że zdjęcia wszytkie za Wielką Księgą Kawalerii Polskiej...




11 lipca, 2014

O kłuszyńskiej batalii II

   Tytuł dziś może i kapkę mylący, bo więcej tu dziś o dyplomatyce będzie, ku której Żółkiewski miał talent niemały, niźli o wojowaniu. O husarzach zaś pewnie najmniej, tedy tu z mocą całą podkreślić wypadnie, że to ona tej bitwy wygrała, i że jeno temu, że formacyja takowa istniała, mógł się Żółkiewski ważyć na starcie z siedmiokroć liczniejszem przeciwnikiem...
  Ale wróćmyż ku tej chwili, gdy po bitwie nibyż wygranej, hetman panem pola się ostał, przecie Moskalów i zaciężników osaczonych i w obozach, i w Pirniewa zgliszczach i wpodle lasu lekceważyć nie sposób, boć ich przecie siła była niemała, choć duch tęgo popsowany...
   Ano i na toż ostatnie się Imć hetman spuścił najwięcej, batalijej dokończenie siłami swemi szczupłemi koncypując. Najsamprzód przy zaciężnikach pod lasem w jaką trzytysięczną formacyję obronną się kupiących, gdzie jak spomina inszy z bitwy uczestników, Mikołaj Marchocki:
 "Niektórzy nasi nic nie czynili, tylko podjeżdżali, a wabili ich: kum! kum! kum! że przedało się ich wszystkich nad sto, na ostatku dali znać, że chcą, traktować".
  Osobliwa to historyja z owemi zaciężnemi, boć ich później Moskwa oskarżała wielce ochotnie, że z Polakami od początku w zmowie byli, że wojować nie chcieli, a więcej jeszcze że dwa pułki francuskie, jeszcze w szyku swojem w bitwie głównej stojąc(!) mieli do ludzi Szujskiego strzelać, naszym dopomagając. Italczyk Luna, co dzieje Moskwy spisywał, obstaje przy tem, że jeno Angielczykowie i Szkoty przeciw nam nie wyszły, a najdłużej się Niemiaszki broniły, sielnie naszych psując...
   Żółkiewski się ku zaciężnym spolegliwie odniósł. Na parol dany, że przeciw Rzplitej nie będą więcej Moskwie służyć, zgodził się onych darować zdrowiem i wolno do dom puścić, przecie części z nich widno się rozstać było z nami przykro, to i na naszą służbę postąpili. Nie wiedzieć nam sumienno wieluż ich było, bo chocia Moskwiciny prawiły o jakich dwu i pół tysiącach, przecie niemożebne, by niemal wszytcy tegoż poczynili... Najpewniej byłoż ich kilka secin, co i tak cyfrą jest niemałą...
   Ano i tu się godzi słów parę o moskiewskiej komendzie rzec. Już i z tego, że się brat carowy zaskoczyć dał, widać że się do wojowania jeszczeć i mniej nadawał niźli nasz miłościwie nam panujący Sigismundus. Takoż i z bitwy przebiegu to widno, gdzie przecie ani swej w liczbie przewagi wyzyszczeć nie probował; przeciwnie zwolił Żółkiewskemu batalijej przebieg narzucić sobie i bodaj jedyną próbą inicjatywy przejęcia, był ów nieszczęśny karakol, co się wjazdem naszych husarzów na karkach pierzchającej rajtaryi był pokończył. Teraz zasię Dymitr w obozie swojem schowany, nijakich konceptów by bitwy, nieskończonej przecie, losów odmienić ani miał, ani probował. Insi wodzowie moskiewscy: kniaziowie Andriej Golicyn i Daniło Mezecki, rozproszeni, się gdzie tam po lesie kryli, by na koniec kilkuset jezdnych uzbierawszy, do obozu się przebić, w sam raz akurat, gdy Szujski kapitulacyę zaciężników spod lasu widząc, całkiem na duchu upadł...
   Sromota jego tem większa, że ani wojować probując, wojsko własne porzucił, co wodzowi każdemu hańbą największą, a przekradłszy się z obozu chyłkiem, gdzieści w lasy zapadł.* Jakoż się o tem wojsko zwiedziało, paniki powszechnej nic już strzymać nie mogło. Ani bacząc szańców, ani oręża, czy komendy czyjej rzuciło się wszystko ku ucieczce panicznej i w pacierzy kilka byłoż po batalijej...
 "Gnaliśmy ich na mil dwie albo trzy.** Więcej ich w pogoni poległo, aniżeli na placu."(Maskiewicz)
  W obozach, osobliwie moskiewskim, zdobyto chorągwi kilkadziesiąt, drogocenności liczne w dziesiątkach naczyń śrybnych i złotych liczone, szat drogich moc, futer sobolich, a i gotowizny oszałamiająco wiele***... Takoż owych dział nieużytych jedenaście...
   Cudzoziemców ubitych zliczywszy, wyjdzie od pięciu do siedmiu set, Moskalów w bitwie samej nie poległo więcej jak do tysiąców dwu, w tym ani jeden z wodzów pryncypalnych, przecie nawet jako zliczym i po dwakroć tyle w pogoni ubitych, przecie to nadal moc, co naszych winna czapkami była nakryć, a w rozsypkę poszła... O naszych ubitych Żółkiewski pisał do króla, że z górą stu towarzyszów usarskich poległo. Nie spominał nic hetman o pocztowych, ani o piechoty stratach, ale znając, że ich zazwyczaj dwa, luboż i trzykroć tylu ginęło, możem zrachować, żeśmy z jakich trzystu do czterystu ludzi utracili... Signum temporis, że Żółkiewski o piechurach nie pisze, za to z koni ubitych czterystu się wylicza skrupulatnie. Nie wiedzieć nam wieluż było rannych, aliści proporcyje zwyczajne cyrkumstancyom takowym znając, możem ich na jakich sześciuset-siedmiuset rachować...
  I jeśli małom jeszcze na chwałę tamtego żołnierza napisał, to tu dojdziem do rzeczy prawdziwie podziwienia godnych. Małoż to armij zwycięstwem sytych, a cennościami narabowanemi odurzona, się rozsprzęgło, do ostatniej przychodząc niekarności? Małoż to takich było, co i po wiktoryjej zasłużonej świętowało dni parę, luboż i rany lizać stawało? A husarzom naszym, majacym za sobą noc uprzednią nieprzespaną, marszem morderczem po ćmie i po błocie okraszoną; bitwę okrutną, co sama by za powód utrudzenia najostatniejszego służyć mogła, że o pościgu paromilowym nie spomnę... przecie starczyło hetmańskiej komendy, by karnie nocą zaraz po bitwie marszu odwrotnego odbyć, by przede świtaniem się pod Carowem Zajmiszczem naleźć, radości okrutnej śród piechoty naszej tem powrotem czyniąc.
   Wałujew z Jeleńskim się widno ani spostrzegli, że naszych dzień cały i dwie noce nie było i dopieroż jeńców z armijej Szujskiego ukazanie, onych do rokowań nakłoniło. Żółkiewski jeszczeć i tego konceptu zażył, by oficyjerów Wałujewowych kilku na pole pod Kłuszynem przywieść i na powrót odstawić, by wodzów o klęsce przekonać mogli.
  Dyplomatyka Żółkiewskiego najśmielsze przeszła oczekiwania: Wałujew uznawał za cara królewicza Władysława, ślubując onemu z ludźmi swemi wierność. Hetman onym za to poprzysiągł, że jeśli i załoga Smoleńska Władysławowi przysięgnie, to od oblężenia odstąpią, a Moskwa cała na terytoryum swojem nijakiego uszczerbku nie dozna. Zaczem ruszyli pospołu na Moskwę, aliści nim u onej bram stanęli (3 sierpnia), części bojarów na tyle klęski i władanie Szujskiego nadojadło, że onego obalili (27 lipca).
  Hetman ani probował Moskwy dobywać, jeno znów jął się układów, których owocem ugoda ostateczna była, co w najpryncypalniejszej części ugodę z Wałujewem zawartą powtarzała i rozszerzała o oblig Władysławowego na prawosławie przejścia i o poprzysiężenie poszanowania dawnych praw Cerkwi i bojarów. 8 września wkroczył hetman do Moskwy, obu Szujskich mu w niewolę wydano i Żółkiewski stał się de facto panem Rossyi, boć i Samozwańca Wtórego odbieżali wszytcy, tak że o życie swe lękając się i ów z Tuszyna do Kaługi uciekł, aliści i tam go dostano.****
   Spominałżem tu pamięć Napoleona, a i nie bez kozery, bo równając ich obu przyjdzie prawdy powiedzieć, że jak Bonapart Rossyi ani nie pobił***** , ani nie podbił. Żółkiewski zasię, gdybyż onego układów effecta król uszanować raczył, unija z Moskwą faktem by się stała. Niestety, król ugody hetmańskie podeptał, bo sam na Monomachową czapkę****** był łasy, a i sława Żółkiewskiego w oczy nadto kłuła. Wieści o kłuszyńskiej batalijej niemal rok w Polszcze tajono, dopokąd Zygmunt nareście Smoleńska nie zdobył i siebie w aureoli fortunnego wodza ukazać nie mógł...
   A Żółkiewski? Na sejmie w 1611 uroczyście wprowadził obu Szujskich, by hołdu Wazie złożyli. Podkanclerzy Feliks Kryski, imieniem przytomnych, co przecie wiedzieli prawdę, jako się sprawy miały, podziękował hetmanowi słowami:
  "Sama sława imię Waszmości in longam rozniesie posteritatem, boś to sprawił, co nad siły i wszelkie było oczekiwanie."
  Odnosił te słowa i do wielgiej hetmańskiej mądrości, i do dyplomatycznych talentów zaprzepaszczonych cudzą ambicyą, durnotą i pazernością i do roli onegoż jako wodza. O pierwszych mi nie pisać, boć rozważanie o tem, "coż by było gdyby..." Sigismundus ugody hetmańskie poszanował, to thema bodajże na notę (zali jedną ?) odrębną. Co się komendowania hetmańskiego tyczy, to rzekłbym że pod Kłuszynem zasługi równe, niczem w orkiestrze wybornej, gdzie dyrygent genialny na muzyków arcyzacnych trafił i się pospołu zestroili wybornie:))
  A przecie, ku husaryi samej na koniec nawracając, pewnym, że mimo onego effectu wyśmienitego... byłożby to i może pod wodzem inszym do dokazania, przeciem gotów o zakład iść, że z ŻADNĄ INNĄ jazdą we świecie, by to możliwe nie było... co, paradoksem okrutnem, przyszłych naszych klęsk i zarzewiem się stało. Wiktoryja bowiem kłuszyńska, w pięć lat po kircholmskiej odbyta, ugruntowała w Polszcze całej przekonanie powszechne (przypominam porzekadło ówcześne: "Ubi hussaria, ibi victoria"), że nie masz jazdy nad husarię, a onych walor tak wielgi, że ich niemal przeciw dowolnie licznemu przeciwnikowi słać można... temuż i po części nasze przyszłe w liczbie wojska słabości, temuż piechoty małe poważanie, nareście i we strzelbie niedostatki...
  A przecie już w tejże bitwie widzieć było rozumnemu, że starczyło spłachcia płotu ordynaryjnego, by sparta oń zaciężna piechota godzin kilka umiała husarzom czoła stawić... że bez piechoty kilku secin i owych dwóch działek, co krok w błocie grzęznących, niczego by przeciw onym Żółkiewski pewnie i nie dokonał... Wnioski? Wyciągnięte nadto dla Rzeczypospolitej późno....

   I co jeszcze bym dodać na sam koniec pragnął? Począłem wczora od słów, że batalije obie, których daty rocznic tak bliskie, gdybym miał porównywać, to kłuszyńskiej bym nierównie widział udatniejszej. Przecz tak? Ano uważcież Lectorowie Mili oneż cyrkumstancyje: pod Grunwaldem siły stanęły niemalże wyrównane, pod Kłuszynem jeden z naszych przeciw siedmiu, ośmiu stawał... Pod Grunwaldem po bitwie trza było beczek z winem krzyżackim rozbijać, by się w wojsku jakie rozprzężenie nie wdało; pod Kłuszynem choć i obóz był do rabowania wielekroć zasobniejszym, przecie wojsko w ordynku wróciło karnie skąd wyszło..
  I w jednej, i w drugiej batalijej potęga przeciwna rozgromioną została, czego konsekwencyją w jednem przypadku nieudatne stolicy krzyżackiej oblężenie, zasię we wtórym Polaków na Kreml wprowadzenie... Insza jest rzecz, że pokłosiem błędy polityczne najwięcej, co tak jednego, jak i drugiego z pognębionych wrogów dozwoliły wyhodować na rozbiorców przyszłych... Aliści ku pokrzepieniu serc co i może dzisiejszemi Moskwy wyczynami nie tyleż może strwożonych, co zdegustowanych, tego bym przedkładał by w responsie na onych niedawne święto narodowe nowe w pamiątkę Polaków na Kremlu się broniących kapitulacyi uczynione, byśmy i my jakiego ogłosili nowego: w dzień kłuszyńskiej wiktoryi, by pamiętali, że były czasy gdy nam nie tylko dotrzymać pola nie umieli, ale i gdyśmy ich pierwszy raz do Europy przywieść chcieli...
__________________________

* Podług późniejszej relacyi Żółkiewskiego, miałże w tej ucieczce nie tylko konia postradać, aleć i obuwie, a do swoich na jakiej "lichej chłopskiej szkapinie" ledwie dobieżał.
** Przypominam, że mila staropolska to jakie ośm i pół kilometra!
*** Wozów kilka z 20 tysiącami florenów i 30 tysiącami rubli, najwidniej na wypłatę zaciężnym przeznaczonych. Że się cudzoziemcy skarżyli, że ich Dymitr nie płacił, najwidniej umyślił chytrus po bitwie to czynić, gdy jaka ich część zginie przecie i żołdu brać nie będzie...
**** Samozwaniec zginął z ręki niejakiego Piotra Urusa, Maryna po onegoż śmierci jeszczeć z Iwanem Zarudzkim, atamanem kozackiem, szczęścia probowała, by roli jakiej odegrać, aleć i onego jej przeżyć przyszło. Niezadługo po prawdzie, bo za rozkazem nowego cara Michała Romanowa (dziada Piotra Wielkiego), poduszono jej w więzieniu, a dziecię jej trzyletnie powieszono...:((
***** Borodińską bataliję po dziś dzień historyków część za nierozstrzygniętą uważa, a zajęcie niebronionej Moskwy niewielkiem kunsztu miltarnego dowodem.
****** koronę carów moskiewskich




10 lipca, 2014

O kłuszyńskiej batalii...

   Nim do rzeczy przejdziemy meritum, godzi się wczorajszego święta,  4 Pułku Ułanów Zaniemeńskich uczcić toastem za pamięć pułku tegoż podobnie jak świętujących jutro Ułanów Jazłowieckich...:)

   Lipiec jest w Polszcze dla przewag dawniejszych bitewnych najwięcej dla grunwaldzkiej pamiętany wiktorii, choć w notach najbliższych dokażem, że jest batalija w dziejach naszych, przy której grunwaldzka blednie i której żeśmy nieledwie tydzień temu świętować powinni, a wielce byłbym obligowanym, gdyby mi kto wskazał, że gdzie jaki tego ślad czy pamiątkę kto choć wspomniał...:(
   O kłuszyńską mi idzie wiktoryję, której najsamprzód przypomnę, zasię rzeknę przecz jej za cenniejszą nad grunwaldzką mniemam, aliści by się k'temu brać, przyjdzie najsamprzód cyrkumstancyj najpryncypalniejszych chocia z czasu tego przypomnieć... Spomnijcie, Lectorowie Mili, pierwszego Łże-Dymitra, synem Iwana Groźnego się mieniącęgo (a podług plotki synem miał być nibyż Stefana Batorego:), który w czasie ślubu już tu przez nas opisywanego w szczycie swej potencji stał. Godunow, konkurent i oponent najpryncypalniejszy onemu szczęśnie odumarł sam z siebie (czego po prawdzie w moskiewskich cyrkumstancyjach nigdyż do końca pewnym być nie można), Moskwa onemu kluczy oddała i gdy Własiewa po Marynę słał, zdało się że przed nim jeno szczęśnego panowania dni.
  Orszak Maryny dotarł do Moskwy 12 maja 1607 roku. Tydzień później była już, pobłogosławioną przez prawosławnego patriarchę Hermogenesa, carycą Rosji. Kolejny tydzień przyniósł kres jej panowania. Gmin moskiewski, przez spiskowców Wasyla Szujskiego wzburzony, insurekcyję przeciw Samozwańcowi podniósł, onego obalił, ubił, a ciało po ulicach włóczył na sznurze do klejnotów męskich przywiązanym... na koniec Samozwańca spalono i prochami harmatę nabiwszy, wystrzelono ku Polsce... W rzezi powszechnej z górą piąci tysięcy dworzan i Samozwańcowych stronników gardła dało, najgłówniej Polaków.
    Maryna ocalała, za sprawą postury nikczemnej i mody ówcześnej, bo mizernego wzrostu będąc, pod spódnicą swej ochmistrzyni, Barbary Kazanowskiej, się skryć zdołała, a gdy pierwszy szał mordowania minął, pospołu z oćcem onej uwięziono, a potem do Jarosławia zesłano. Mniszech niejakiej swobody ruchów odzyskawszy, wrychle nowego szalbierza wyszukał, w którem Maryna "cudownie ocalonego" Dymitra "poznała" i kołomyja się poczęła kręcić na nowo... Szczęściem niejakiem dla onychże na ten czas była w Polszcze klęska rokoszan Zebrzydowskiego, co moc rokoszan byłych, kary się lękających do obozu Samozwańca Wtórego przygnała. Aliści w temże czasie król jegomość dosyć już miał statystowania biernego i imieniem Rzplitej, co dotąd officyalno na uboczu zajść owych stała, wyprawy przeciw Moskwie powziął.
   Nibyż szło o odzyszczenie Litwie Smoleńska utraconego w czasach Iwana Groźnego, przecie przyczyn prawdziwych moc cała była i jakobyśmy się o tem rozwodzić mieli, do jutra byśmy do bitwy nie przyszli. Póki co stanęlim z wrześniem 1609 roku z wojskiem pod onem Smoleńskiem. Komenda de nomine była przy królu Zygmuncie, co rękę miał do wojowania, niczem ja do kurzów ścierania. Co się oba czego w tych materyjach tkniemy... nieszczęście gotowe:((
   Natenczas jednak królowi Żółkiewski, hetman ówcześny polny koronny (spominany tu pozawczora jako sporny patron dwóch aż naszych pułków ułańskich) sekundował i za wodza de facto służył. Ano i takeśmy sobie pod tem Smoleńskiem leżeli obozem, nijakich widoków na sukces rychły nie mając, boć to i grodziszcze potężne, murami zacnemi opasane, a i załogą opatrzone niemałą. Takoż i strzelba* w Smoleńsku wielkiej była potęgi, zapasów prochów i spyży do pozazdroszczenia oblegającym, co ani o ćwierci tego marzyć nie mogli, a przy tem i duch w obrońcach taki, że i żołnierzom moskiewskim mieszczany zajadłe okrutnie dopomagały, co nawiasem winno do myślenia Królowi Jegomości dać, jako to za powrotem pod litewskie władztwo smoleńszczany tęsknią...
  W Tuszynie opodal Moskwy swojem obozem Samozwaniec leżał, Szujskiego w Moskwie gnębić probując, ów zasię mało co sobie z tego robiąc, na Polaków pod Smoleńskiem zaległych się sposobił. No i takeśmy wszytcy w leżach swoich zimy doczekali, co najokrutniej naszym w szczerym polu leżącym dojadło, przecie z początkiem lutego Anno Domini 1610 się sprawy odmieniły kapkę. Do obozu królewskiego poselstwo bojarów dopotąd Samozwańca spierających przybyło, by się o cenę za odstąpienie onego układać. Ano i tak do ugody przyszło, że owi bojarowie za cara królewicza Władysława przyjmą, w zamian za godności liczne i nietykalność, tudzież niejakie terytoryalne na rzecz Rzplitej koncessyje. Nibyż zatem sprawy się co tam i pojaśniły, przecie żołnierz pod Smoleńskiem po dawnemu marzł i głodował, a tu jeszczeć i wieści nadeszły, że się Moskwa z potencyją swoją wyzbierała nareście i ku Smoleńskowi ciągnie...
   Rada w radę wodzostwo nasze umyśliło od oblężenia nie odstępować, a przeciw Moskalowi ruszyć sił jeno częścią. Mimoż jenijuszu hetmana, przyznać wypadnie, że sił tak skąpych miał nieborak, że z dzisiejszej perspektywy bacząc, nijakich prospektów na sukces mieć nie mógł. Przeciw niemu ciągnął z północy Chowański z paroma tysiącami, ode Moskwy samej następował Wałujew z Jeleckim z ośmiu tysiącami, a ode Kaługi siły pryncypalne pode bratem carowym, Dymitrem i najemnem jenerałem szwedzkiem francuskiej proweniencyi, Jakobusem Pontusem de la Gardie, co ich na 35 tysiąców rachowano... 

   Temuż naprzeciw miał Żółkiewski swoich jeno 12 tysiąców... przecie jednak to był sam Żółkiewski! Poharatany okrutnie w dawniejszej byczyńskiej potrzebie, konia dosiąść niezdolen i w kolasce za wojskiem ciągnący, przecie ŻÓŁKIEWSKI! Niedoceniony, przepomniany dziś jeden z wodzów naszych jenijuszem w polu nie wiem zali i Napoleonowi nie równy... a może i większy, bo przecie tego dokonał, na czem tamtem zębów połamał... No i miał Żółkiewski husarię...:))
   Hetman wymaszerował spod Smoleńska 6 czerwca i wrychle na wieść, że się pułk Gosiewskiego już z Chowańskim uciera, onemuż z całą mocą w sukurs pospieszył, wiedząc wybornie, że jeno przeciw rozdzielonym Rossyjanom dostoi. Aleć Chowański się na siłach widać nie nadto czując, by się z Żółkiewskim mierzyć, cofnął się z Białej i to tak daleko, że się w zmaganiach dalszych liczyć przestał... Kolej przyszła się z Wałujewem i Jeleńskim zmierzyć, którzy się w Carowym Zajmiszczu osadzili, mniemając, że Żółkiewskiemu na drodze do Moskwy stanąwszy, przymuszą onego do wykrwawiania się w szturmach na obóz sielnie fortyfikowany. Tem ci czasem hetman zażył Moskwicinów, obchodząc onych częścią i uderzywszy z tyłu, wyparł onych z grobli, co obóz z zapleczem łączyła i osaczył w kleszczach, tracąc przy tem ledwo dwudziestu ludzi ranionych i ubitych!
  Czasu nie mitrężąc, wrychle dwóch fortów niedużych usypano, gdzież strzelba polska niemal cała ustawiona, prospekt mając wyborny na ściśnionych w obozie własnem Moskali, prażyć poczęła gęsto, wielce tem wodzów moskiewskich alterując. Odczekał Żółkiewski dnia jednego, by szturm Moskalów zdesperowanych odeprzeć i onych na powrót ku obozowi zagnać, przecie Szujski z de la Gardiem następował i pora była zagrożeniu najwiętszemu czoła stawić.
  Ostawił tedy hetman wojska niemało, by Carowe Zajmiszcze blokowały i z niespełna siedmi tysiącami przeciw siedmiokroć przeważajacej potencyi ruszył. Przyznać hetmanowi potrzeba, że nie zaniedbał niczego, by tejże przewagi umniejszyć. Znał, że między Rossyjanami a zaciężnemi, co ich jakie pięć tysięcy było, animozyje srogie, tedy posłał ku nim Francuza pewnego z listem, w którem onych do odstąpienia namawiał. Francuzika kondotiery pochwyciły i z rozkazu zwierzchności obwiesiły, przecie treść listu się rozniesła i w swojem czasie zaważyć miała na biegu spraw...
   Szujski (Dymitr), w potencyję swoją ufny wielce, nie uczynił nawet i najpryncypalniejszych rzeczy, których po szkołach oficyjerskich elewów na pierwszych latach uczą! Nie wystawił ubezpieczeń nijakich, zwiadu na spotkanie wroga nie posłał, tedy ani on, ani zamknięci w swojem obozie Wałujew z Jeleńskim się nie spostrzegli, że nocą z 3 na 4 lipca, Żółkiewski cichcem od Carowego Zajmiszcza z sił częścią odszedł i naprzeciw Szujskiego ciemną nocą, po błocie okrutnem podszedł. Zaważyło owo błoto na starciu późniejszem, bo się hetmanowi wojsko nad miarę w drodze rozciągnęło, a końcu samem zasię piechury ostały, ustawicznie walcząc by działek dwóch z tego "piątego żywiołu" wydobywać.
  Niewiele też i nie zbrakło, by chorągwie pierwwsze wroga nie minęły, przecie trąbki na pobudkę w obozie moskiewskiem grające ich na kierunek właściwy naprowadziły. Świtem 4 lipca, nieledwie równe dwieście lat po Grunwaldzie, oba wojska naprzeciw siebie stanęły. Nie przyszło jednak zrazu do bitwy, bo Żółkiewskiemu chorągwie kolejne powoli na plac boju ściągały, tedy czekać musiał, a i te siły co doszły najsamprzód się zatrudnić musiały, by przeszkody nieoczekiwanej usunąć. Środkiem bowiem łąki wielgiej, wojska oddzielającej, płot stał, za którem Szujski z De La Gardiem swoich szykowali, a byłże ów płot przecie najpryncypalniejszą dla szarżowania przeszkodą.
   Na lewo od Moskali stanęli zaciężnicy z osobna, których póki co hetman jeno krzynę ambarasować umyślił, boć owi się za płotem jeszcze niezwalonem skrywszy sielnie palbą muszkietową dokuczyć mogli. Zasię na Moskali bliżej wsi Woskrieseńskiej uszykowanych raz za razem husaria przez wyrwy w płocie uczynione w skok do szarży szła.

   I uderzały, rota za rotą, chorągiew za chorągwią, wielgiego śród Moskwicinów pomięszania czyniąc, przecie że onych moc, wraz pułki pobite swoje nowemi mieniano, naszym zasię odwrotu szło czynić, by nowym chorągwiom szarżującym placu dać, a samemu ku tyłowi na pacierzy parę odejść, wytchnąć, kopij potrzaskanych pomieniać na nowe i wraz ku przodowi, za koleją swoją szarżować de novo...
   I było, jako to później jeden z usarskich towarzyszów, Imć Samuel Maskiewicz, spominał:
"To jedno przypomnę do uwierzenia niepodobne, że drugim rotom trafiało się razów ośm albo dziesięć przyjść do sprawy i potykać się z nieprzyjacielem (...) bo już po częstym do sprawy przychodzeniu i potykaniu się z nieprzyjacielem, jak znowu i rynsztunku nam ubywało, i siły ustawały(...) konie też już na poły zemdlone mając, bo od świtania dnia letniego aż po obiad godzin pięć pewną z nimi bez przestanku czyniąc (bitwę), już i siłę z ochotą zegnali, nad naturę ludzką czyniąc."
  By Moskwę jeszczeć i więcej pomięszać, nakazał Żółkiewski wsi obu podpalić, co kmiotkom niechybnie krzywda wielga, przecie wojennem czasem, osobliwie dawnem, mało się kto włościan niedolą zajmował.
  I tak oto uczynił był Imć hetman takowe miraculum, że to onym wielekroć przecie silniejszym, nie było do spokojności dojść i w ordynku stanąć, boć ich wraz za razem siłami ledwo chorągwi kilku mięszano srodze, naszym zasię i wytchnienia niejakiego, bodaj na dwa pacierze, starczało. I tak przyszło ku próbie moskiewskiej zaciężnej rajtaryi, by się naszym rewanżować. A w tych to czasach nowy właśnie modus wojowania, karakolem z francuska zwany, kiełkować poczynał i z czasem do wielgiego miał przyjść znaczenia, osobliwie u szwedzkich rajtarów Gustawa Adolfa (chocia i oni naszym usarzom nigdy pola nie dotrzymali!). Po krótkości największej tłomacząc: jazda owa, okrom szpadek czy rapierów swoich, takoż pistolcami zbrojna zajeżdżała szeregami kolejno pod wroga na strzał z pistoletu ("na białka z oczu dojrzenie":)) , zaczym każdy palił z obu luf i śmigało towarzystwo na boki, luboż i w ordynku pięknie rzędem defilując, by następującym z tyłu pola ustąpić, a samemu ku tyłowi się podać, by krócic nabiwszy, de novo postąpić i strzelać.
   Aliści by takowej sztuki na polu, śród huku, ognia, dymu, koni potrwożonych, ludzi poranionych i ginących, umieć dokazać, trza prawdziwie było wojska wybornie ćwiczonego mieć. Jakoż to u Moskali wypadło, Imć Maskiewicz opisał:
  "Widząc nas już słabnących rozkazał (Szujski-Wachm.) dwom kornetom rajtarskim, które w pogotowiu (...) stały przeciwko nam, aby się z nami potkały i ci sami za łaską Najwyższego zwycięstwo nam uczynili. Bo jak skoczyli do nas nie gotowych i zarazem wypuściwszy strzelbę**, poczęli odwrót czynić zwykłym sposobem do nabijania, a drudzy po nich następowali strzelając, my nie czekając póki wszyscy strzelą, a widząc, że oni odwrót czynią (by pistolców nabić - Wachm.), posunęliśmy się za nimi, jeno pałasze w ręce mając, a ci zapomniawszy (Maskiewiczowi szło, że nie zdążyli - Wachm.) nabijać i drugi raz wystrzelić, tył podali i wpadli na wszystką Moskwę, która w bramie obozowej w sprawie*** stała i pomieszali jej szyki".
  I otóż był batalijej moment przełomowy. Szeregi moskiewskie się zmięszały i załamały, zaczem na podobieństwo zajęcy po polu pierzchających, rozbiegły się po polu, już to wpław przez rzeczkę pobliską (Gżać) się salwując, już to bram obozu swego dopadłszy, za umocnieniami obozu warownego się skryli. Nasi częścią onym na karkach w pogoni siedząc, docinali srodze, przecie Moskwy nadto wiele było, by wszytkich wyżenąć. Takoż i wczesnem popołudniem rzeczy się tak miały, że był Żółkiewski panem pola, przecie cudzoziemscy zaciężnicy wciąż w ordynku stali nieruszeni, moskiewskiej piechoty część śród opłotków Pirniewa na pół spalonego się obwarowała, gotowa do ostatniego wyginąć, a i w obozie moskiewskiem niemało zbrojnych było, dział jedenastu nie licząc, co ich rankiem ani zdążyli na pole wytoczyć...
  Przeciw cudzoziemcom agitacyja się najwięcej skuteczną pokazała, bo Angielczyki i Szkoty się z boju wycofały, przecie dość było Szwedów, Niemczyków wszelakich, Francuzów i Flamandów za płotem ustawionych, a z boku pikinierami ubezpieczonych, co naszych palbą gęstą strzymywali. Przecie wreszcie nadeszły nasze dwa działka, coż je przez te błota pół dnia przepychano. Palnąwszy razy kilka, płotu puszkarze nasi obalili częścią przystęp czyniąc piechocie kozackiej, co najsamprzód z rusznic wypaliwszy, poszła ku zwarciu na białą broń, kolby, noże a i pięści i zęby czasem, gdy oręża nie stało, a na zajadłości nie folgowało...
  Nie zdzierżyli temu cudzoziemce, płotu odstąpili, a na toż jeno przecie husaria czekała, by onych w pustem mieć polu... W dwa pacierze było po obronie zaciężników, ledwo się ich z pół może pod lasem zebrało, nowej jakiej linijej sposobiąc.
  Wróg jednak, nibyż rozbity, przecie nadal w obozach obu, w Pirniewie i pod lasem więcej ich, niźli naszych było. Odwołał Żółkiewski jazdę z pościgu, obozy oba osaczył, przecie bez piechoty ani onych szturmować mu marzyć było, osobliwie, że wojsko już bojem całodziennem utrudzone.
 "Trudno było na nie natrzeć konnym - pisał później hetman do króla. - Piechoty też nie było (...) sta mojej, i p. starosty Chmielnickiego, bośmy drugich przy obozie**** musieli zostawić, i niebyło sposobu tych ludzi zrazić".
  Jakże zatem sobie z tem Żółkiewski poradził? Ano, rzekłbym ochotnie, ale żem już i dziś z notą się był spóźnił, a długą może i komu nad miarę uczynił, jutro rzeczy dopełnim:))...
________________________
* - tak dawnem czasem wszelką broń palną zwano, od hakownic poczynając na armatach najtęższych kończąc.
** wystrzeliwszy
*** w szyku
**** pod Carowym Zajmiszczem, blokujących Wałujewa i Jeleńskiego.



06 lipca, 2014

O ułanach osobliwych nota wstydem pisana...

  Byłaż mię tu kiedy, jak się pokazało wielce niezasłużenie, Notaria chwaliła, że nie imaginuje, bym ja o pułku jakiem ułańskiem przepomniał, co właśnie się w złą godzinę komplimentem pokazało, bo skłoniło, bym sprawdził... Ano i wyszło szydło z wora, żem nie o jednym przepomniał, a aż o czterech!!!:((( Na czterdzieści, co ich wszytkich w Międzywojniu było...:(( Nic mi już, widać, mieć ku młodości dawno zgasłej aspiracyj, skoro jak na dłoni widać, że sclerosis dopadła i trzyma, a przy tem durnota i zadufanie, żem sam nie sprawdził przódzi, każe szaty pokutnej molom wydrzeć, na powrót wytrzepać i przyodziawszy, szukać gdzie jakiej na Canossę drogi...:(( Najgorzej, jako już przyjdzie się z tem łez padołem żegnać, i gdziem miał może nadziei niejakich na choć przy koniach niebieskich w "Błękitnym Szwadronie" służbę, to przecie jak mi przyjdzie akuratnie trafić tam w czas służby którego z ułanów z 24 pułku, luboż z 2, 3 lub 7-go pułku strzelców konnych, to żegnajcie marzenia...:((
  Pora mi kaducznie tejże mej niedbałości niewybaczalnej nadrobić, a że pułk to ze wszech miar niespotykany i może nawet cokolwiek dziwaczny, to i materyi przed nami nieskąpo...
  Pułk powstał jako ochotniczy, zatem w zgodzie z ówcześnemi zasadami nazewniczymi dostał numer powyżej 200-stu, a że wiódł się z różnych małopolskich oddziałków, formowanych już to w Przemyślu, już to we Stanisławowie, a że najwięcej we Lwowie w oparciu o szwadron zapasowy 14 pułku ułanów*, gdzie przysposabiał ich i w kupie zbierał, a szkolił pułkownik Tadeusz Żółkiewski (niewątpliwie jaki wielkiego hetmana potomek, bo się o pamięć o niem dobijał srodze i to on najpewniej stał za próbą przypisania pułkowi patrona w osobie wielkiego hetmana...)**, to pułk wojnę całą przeszedł jako 214 Pułk Ułanów Armii Ochotniczej. Dodajmy: przeszedł wcale dzielnie, niemało się zasługując przeciw Konarmii Budionnego pod Zamościem, zasię onym na pięty następując i gromiąc ustawicznie, zdobył węzła kolejowego w Turzysku, gdzie między inszem i bogatem sprzętem wojennem, zdobyły ułany pociągu pancernego "Krasnyj Kawalerist":)... Bój jednak chyba największy stoczył pułk o miasteczko Stepań i o podpalony już przez bolszewików most na Horyni, z którego wyszedł zwyciesko, choć właściwie bój ten toczył niemal w okrążeniu...
   Przyjętym obyczajem szczególnie zasłużone pułki ochotnicze nie były rozwiązywane, lecz przemianowywane na pułki w służbie stałej i tak nam się 24 Pułk Ułanów narodził. Służby powszedniej tu jego opisywał nie będę, za to za Wielką Księgą Kawalerii Polskiej zdjęć kilku przytoczę, osobliwie, że rzadkie one nad wyraz. Oto nauka walki na bagnety w pułku ćwiczona:
tu zaś nauka pływania przy koniu:
 a tu pułk w wielce znanej imprezie, jaką było Święto Kawalerii w Krakowie***, skąd poniższe zdjęcie 24 Pułku podczas parady na Błoniach:
  I to może jedne z ostatnich zdjęć tegoż pułku jako pułku ułanów na koniach... Wiosną 1937 roku rozwiązano 17 Brygady Kawalerii, w skład której 24 pułk wchodził i poczęto formować jednostki nowej, wielce in futuram sławnej, 10 Brygady Kawalerii, którą zwano raz Zmotoryzowaną, raz Pancerno-Motorową...**** jak zwał, tak zwał, ważne że idzie o najpierwszą naszą nowoczesną jednostkę posiadającą własne czołgi i przemieszczającą się na automobilach przystosowanych do trakcyi terenowej. Nim zdjęcie kolejne pomieszczę, uprzedzić muszę, by Lectorowie szoku nie doznali...:) Owoż w broni pancernej umundurowaniem właściwem były kurtki skórzane w czarnem kolorze i ... hełmy poniemieckie wz.1916, tem się od najwięcej Wam znanych drugowojennych różniące, że głębsze krzynę i mające charakterystyczne "rogi". Jednak rozumiem, że komu nie uprzedzonemu doprawdy ciężko byłoby uwierzyć, że ci na zdjęciach poniżej to ...polscy ułani:)
Zdjęcie powyższe z defilady w Bielsku z października 1938 roku a poniżej oficerowie pułku w Boguminie, gdzie ich zagnało za sprawą naszej na Zaolziu akcji.

Miłośnikom motoryzacyi dawniejszej dorzucimy jeszcze nasz przedwojenny motocykl "Sokół" z ułanami:)

i poczet sztandarowy***** Pułku podczas defilady w Rzeszowie w 1938 roku:

  Wrześniem 1939 roku pułk się wielce zasłużył chwalebnie pod pułkownikiem Dworakiem stając między oddziałami inszemi 10 Brygadę jenerała (wówczas jeszcze pułkownika) Maczka składającemi... Boje pod Jordanowem, Łętownią a szczególnie pod Kasiną Wielką, gdzie do legendy nie tylko pułku przeszedł i nieśmiertelną okrył się sławą zastępca dowódcy pułku, pułkownik Deskur******, pokazały czym moglibyśmy się stać Niemcom, gdyby przeciw ich dywizjom pancernym i lekkim (de facto też pancernym - Wachm.) stawały takie jednostki jak 10 Brygada! Boju tego przecie nie przegraliśmy, ale wobec odstąpienia jednostek sąsiednich byłoż się i tak wycofać potrzeba, by w okrążenie nie popaść... Boje kolejne pod Łańcutem, Rzeszowem i pod Zboiskami pod Lwowem nieodmiennie potwierdzały, że to żołnierz był nad żołnierzami, dowodzony wybornie i zawzięty nad podziwienie... Tracąc jedną trzecią swych wyjściowych stanów każde z postawionych zadań pułk wykonał, mimo że za każdym razem walczył z przeważającym (jak pod Kasiną - niemal sześciokrotnie) przeciwnikiem. 
   19 września przyszło ułanom granicy madziarskiej przekroczyć i złożyć broń, gdzie pierwotkiem Madziarowie myśleli ostawić w Komarom żołnierzy, oficyjerów zasię przewieźć do Gyor, aliści owi się za pułkownikiem Maczkiem pobontowali i orzekli, że żołnierzy nie odstąpią. I dziwić się potem, że żołnierz za takiemi dowódcami szedł w każdy ogień... :) Niezadługo potem towarzystwo tak pojedyńczo, jak grupkami poczęło dawać z madziarskiej gościny drapaka i mało który się w odtwarzanej we Francyi 10 Brygadzie Kawalerii Pancernej nie odnalazł, a ułani naszy w swoim 24 Pułku Ułanów, z którym przeszli od Szampanii do portów ewakuacyjnych ku Anglijej, choć po prawdzie mimo zwycięskich bojów pod Montbard, czy potyczek inszych, od lasu pod Moloy już na piechotę wszędy, bo Francuzy benzyn nie dostarczając, przymusili naszych czołgi i automobile porzucać...
  Kolejny raz pułk odtworzony we Szkocji, już się nigdy ni pogromić ni rozproszyć nie dał i za lat cztery miał znów na czołgach Sherman na francuską powróciwszy ziemię, zasłynąć jako ów "korek od butelki" marszałka Montgomery'ego cytując, gdy pospołu z 10 Pułkiem Dragonów, newralgicznego skrzyżowania dróg w Chamboise zdobywszy, już go nie oddali Niemcom, przyczyniając się walnie do zwycięstwa pod Falaise i zagłady niemieckich siedmiu dywizyi pieszych i pozbawieniu większości czołgów tych dywizyi pancernych, co się jednak przedarły... A potem to już pospołu z całą 1 Dywizją Pancerną jenerała Maczka wielki szlach walk zawsze zwycięskich, nieśmiertelnej sławy i wdzięczności wyzwalanych Francuzów, Belgów i Holendrów i na koniec może mniej wdzięcznych Niemców, których pułkowi po zajęciu Wilhelmshaven, okupywać jeszcze przez dwa lata przyszło...
__________________________________________
* - późniejszych Jazłowieckich :)
** - jakem rzekł, że pułk osobliwy, tom i to miał na myszli, że to JEDYNY z przedwojennych naszych, co nie miał ani nazwy jakiej upamiętniającej miejsce pochodzenia czy zasług, jak Krechowieccy, Jazłowieccy, Wileńscy czy Wielkopolscy, luboż nie był imienia kogo wielkiego, kogo by miał przyjętego za patrona a i tytularnego szefa pułku, jako z żyjących jenerałów kogo, czy z chwalebnie historię tworzących, jako xięcia Poniatowskiego, jenerała Dwernickiego, czy hetmana Chodkiewicza... Oficjalnie przez czas cały Międzywojnia był tylko... 24 Pułkiem Ułanów, natomiast nieoficjalnie owi sami siebie zwali 24 Pułkiem Ułanów hetmana wielkiego koronnego Stanisława Żółkiewskiego, w czem niewątpliwie palce maczał pułkownik Żółkiewski:) Był czas, że i po wojnie bolszewickiej czas niejaki ( kilka miesięcy zimowych 1920/21) w Żółkwi stacyjonowali, aliści koniec końców pola ustapić musieli 6 Pułkowi Strzelców Konnych, co wcześniej sobie tegoż patrona upodobał i przyjął, i który to pułk ostatecznie w tejże Żółkwi garnizonem stanął... Niejakiej doczekali ułani, ostatecznie w Kraśniku osadzeni, sprawiedliwości dopieroż po wojnie, gdy tegoż miana im uznała (pośrednio - przyznając Krzyż Srebrny Virtuti Militari i tak właśnie opisując pułk w akcie nadania) emigracyjna Rada Trzech. Przecie dla dyskusyjności prawa samej tej Rady, pomimo niewątpliwych zasług person ją składających, a przeciw prezydentowi Zalewskiemu zbuntowanych, trudnoż to oceniać inaczej, jak próbę jakiego poklasku zdobycia u części emigracyi naszej, osobliwie, że natenczas, gdy 6 Pułku Strzelców Konnych już nie stało, nie miał kto przeciw temu oponować może...
*** - sama data tegoż święta może i zdziwienie budzić, skoro się odbyło 6 października 1933 roku w 250-lecie bitwy wiedeńskiej, tyle że... bitwa miała miejsce 12 września...:) Oficjalnie to tłomaczono koniecznością spokojnego dokończenia letnich ćwiczeń i powrotów pułków z obozów letnich, aliści wiadomo, że jakoby się chciało, toby i tego można było uszykować przódzi. W rzeczywistości rzecz się wiązała arcyściśle z zamiarami Marszałka wojny prewencyjnej, której Ów myślał Niemcom wydać, póki czas jeszcze nie na ich korzyść pracować począł... Te pułki z krakowskich błoń niemal prosto miały już na ową wojnę ruszać...
**** - drugim zmotoryzowanym pułkiem Brygadę tworzącym (oprócz dwóch kompanii czołgów, dwóch dywizjonów rozpoznawczego i przeciwpancernego i pododdziałów pomniejszych) był 10 Pułk Strzelców Konnych, nawiasem podobnie jak i 24 Ułanów, podobne mający z patronem problemy, gdzie zwierzchność wojskowa do końca nie uznawała nieoficjalnie w pułku uważanego za patrona i szefa...cesarza Napoleona Pierwszego...:)
***** sztandar pułku rozpoczynająca się wojna zastała w ośrodku zapasowym 10 Brygady, ale kilku oficerów go stamtąd ewakuowało i, przedostawszy się później na Węgry w ślad za Brygadą, nim się internować dali, zdeponowali sztandar w Poselstwie Polskim w Budapeszcie, skąd go w lutym 1940 pocztą dyplomatyczną przemycono do Francji i przekazano pułkownikowi Deskurowi, zatem na kolejne swe boje 24 Pułk ruszał już odtąd zawsze jak się należy: ze sztandarem... choć owego z czasem przyszło do wieżyczki czołgowej mocować, a nie do końskiej kulbaki. 
****** - ze spominków ówcześnego dowódcy plutonu w 3 szwadronie porucznika Radziwiłłowicza: "Ogień ciężkiej artylerii, moździerzy i ckm przywitał [...] (oddziały-Wachm) pułku z taką gwałtownością, że po przebyciu kilkudziesięciu metrów utknęły one w miejscu, ponosząc dotkliwe straty. Próbując poderwać swych ułanów do dalszego natarcia, ginie tu śmiertelnie ranny por. Hempel [...]. pada ciężko ranny por. Bukraba [...], zabici i ranni mnożą się z każdą chwilą. Natarcie w tym lekko pofałdowanym, odkrytym terenie, łagodnie opadającym w kierunku wsi - przedmiotu natarcia - byłoby  trudne nawet w obliczu słabego ognia, a cóż mówić w wytworzonej sytuacji, gdy na struchlałe, zamarłe bez ruchu, mało ostrzelane szwadrony wali się ta przerażająca lawina żelaza i stali, łamiąca drzewa, rwąca w strzępy murawę i ludzi, obrzucająca nas złomami skał, drzew i ziemi, druzgocąc w nas wolę walki i obowiązku.
  Jeszcze minuta, jeszcze dwie tej nawały ognia, jeszcze parę przenikliwych w swej grozie, bólem przepojonych okrzyków "Sanitariusz!" - "Sanitariusz!", coraz częściej odzywających się w zaległej, gorączkowo okopującej się tyralierze i czuję nagle, że ułani zaczną bez rozkazu wycofywać się, a gdy to się zacznie, to żadna siła nie zatrzyma żołnierza w szyku.
  Nagle głowy moich ułanów jak na komendę odwracają się w lewo, gdzie na styku szwadronów 2-go i 3-go ukazała się dobrze nam znana, lekko przygarbiona postać Deskura, zastępcy dowódcy pułku. Major wolnym, spacerowym krokiem, z "Virtuti" srebrzącym się na jego piersi, spokojnie przechodził przez linie zelektryzowanych jego pojawieniem się szeregowych i oficerów.
   Wyglądał zamyślony i jakby nie zwracający uwagi na nic, co się wokół niego działo. W przepisowej odległości 2 kroków z tyłu, z trąbką sygnałową na plecach, blady jak papier, posuwał się za nim trębacz pułkowy, plut.Widomski. Z ruchów i wyrazu jego twarzy widać było, że z ciężkim sercem towarzyszy majorowi. Wysunąwszy się na wzgórze, kilkanaście kroków przed naszą tyralierą, w obliczu zdumionych i wpatrzonych weń ułanów, mjr Deskur zatrzymał się i sięgnąwszy do kieszeni, wyjął stamtąd papierośnicę.[...] W następnym momencie przerażenie, wstyd, duma i wściekłość, kolejne uczucia przeleciały przez nas wszystkich [...] Gdy po schowaniu papierośnicy i zapaleniu papierosa zwrócił się do nas twarzą a tyłem do nieprzyjaciela i zawołał: "No dość tego, chłopcy!...Naprzód!...Hura!..." efekt tych słów był piorunujący.
Jakby pchnięte niewidzialnym bodźcem, zdrętwiałe, zaryte w ziemi szwadrony ocknęły się z bezwładu. Poderwane jakąś nadzwyczajną energią, z furią, jednym skokiem zerwały się naprzód. Zamigotały w biegu nakładane bagnety, grzmiące "Hura!" [...] Ani gorączkowy, wzmocniony ogień Niemców, ani zagrożenie czołgów z prawego skrzydła, ani własne straty nie mogły zatrzymać impetu tego natarcia."