29 lipca, 2015

Zaniedbań dawniejszych retrybucja...

... co się 7 Pułku Strzelców Konnych tyczy, dziś świętującego, a o którym to Pułku przez lat osiem poprzednich żem czeguś notorycznie przepominał, ni jednej im nie poświęciwszy notki, aż do roku przeszłego, gdzie przyszło na siwy łeb opamiętanie... Tandem do notki o owych poznańskich szaserach, równie dzielnych w boju, jako i (czego fotografie zachowane dowodzą:), jak i przy kopców sypaniu, czy w przewagach sportowych, upraszam...
                                                                          .

26 lipca, 2015

O bezżeństwie duchownych...

  Głos Wacława Potockiego (dla porządku dodajmy, że arianina, po "Potopie" zapewne jedynie formalnie deklarującego katolicyzm) w dyspucie o tem, jak poniżej widać, cależ nie dzisiejszych czasów będącej wymysłem...:

"Bronią księżom małżeństwa duchowne kanony,
Żeby miasto kościoła nie stroili żony,
Miasto ołtarzów dzieci. Jakie, rzekę, żarty,
Lepiej żonę niż kurwę, dzieci niż bękarty..."



P.S. Zdało mi się, że jako mego zwykłego letniego nawału zajęć ogarnąć poradzę, bez większego uszczerbku dla tutejszej mojej aktywności... Ano i cóż Wam rzec o tem? Że prawda: zdawało mi się jeno? Z weekendów pozostały mi już jeno same niedziele, a i w te chęć z familiją czasu choć cząstki przepędzenia z blogiem wygrywa... Darować zatem upraszam, ale przez niedziel jeszcze pewnie najbliższych kilka mało mnie będzie i u Was, i tutaj...
       Kłaniam nisko:)
                                                                       
                                                                      .

24 lipca, 2015

Tradycyjny czteropak lipcowy...:)

   Ano czteropak, bo czterech nam przyjdzie świąt pułkowych w kupie nieomal obchodzić. Primo: dzisiejszego 1 Pułku Ułanów Krechowieckich im. Pułkownika Bolesława Mościckiego (pierwszego "Krechowiaków" dowódcy, postaci zgoła legendarnej)... O pułku dziejach i tradycjach żem pisał już co więcej, tandem chętnych poczytać tam i też sobie odesłać pozwolę:)
   Secundo: jutrzejszego święta "tatarskiej jazdy", czyli 13 Pułku Ułanów Wileńskich , zasię pojutrze nam 16 Pułku Ułanów Wielkopolskich święto opijać wypadnie...:) Okrom linków podanych jest i o nich też przygarść w tejże pierwszej, "Krechowiakom" poświęconej nocie...
  Ano i quarto,  o 27 Pułku Ułanów imienia Króla Stefana Batorego, świętującego 27 Iunii, pamiętać wypadnie, a i wspomnieć godnie, chociażby dla tej przyczyny, że podług niektórych to temu pułkowi mielibyśmy wiktoryją w bitwie warszawskiej 1920 roku zawdzięczać:
   Przenosim się w czas Niepodległej najgorętszy: lipiec 1920 roku... Na południu wpodle Lwowa nasze 2 i 3 armia w ustawicznych utarczkach z Konarmią Budionnego wielce ambarasowane i choć nareście k'temu przyszło, że jakie widoki by go strzymać choć krzynę się pojawiły, to na północy ode Niemna Tuchaczewski cios wyprowadził, co nam śmiertelnem miał być. W rozważania sztabowe nie wchodząc, tyleć tu rzec nam trza, że plan onegoż wielce był chytrem i wieleż nie zbrakło by się pofortunnił... Rolę takiegoż tarana, jak na południu Budionnemu, na północy przypisano korpusowi konnemu Gaj-Chana, co po prawej granicą Litwy i Prus Wschodnich osłonięty, przeć miał ile konie zniosą do przodu, by pospołu z III, IV i XV bolszewickiemi armiami docisnąć nas ku południowi, skąd zasię kleszczy część wtóra, z Grupą Mozyrskiej i XVI armii złożona, miała nas wepchnąć w Błota Poleskie i wybić do nogi...
  Po części popłochowi i chyżości odwrotu, po części ofiarności ułanów pułków wszytkich odwrót ów osłaniających i wroga spowalniających nam tegoż zawdzięczać, że się ten zamiar nie powiódł i wojska nasze pod Warszawę dotarły niemal cało, choć pożal się Boże w jakiej też kondycyi (takoż i psychicznej...)
   Tuchaczewski umyślił ciosu ostatecznego na Paskiewiczowem manewrze z 1831 roku wzorowanem, czyli obejść Warszawy siłami głównemi od północy i zaatakować onej od zachodu. Temuż i Gaj-Chana konnych i IV armijej na Płock wykierował, by nas od tyłu zaszli.
   W temże czasie zwierzchność nasza, co może, czyni by Armijej Ochotniczej, nowem duchem zapalonej, uformować... przyjdzie nam jeszcze kiedy o tem szerzej pisać, dziś jeno proszę na daty zważać, w jakiem się też to wszytko pośpiechu działo: 203 pułku ułanów, bo to o niego rzecz idzie poczęto 27 lipca formować w Kaliszu z ochotników, co się po największej części z ziemiańskich synów spod Kalisza wiedli... 3 sierpnia nakazano onym na eszelon siadać i na front jechać! Pierwszy bój przyszło im już 6 sierpnia toczyć, ale o tem niech lepiej sam dowódca pułku owcześny (podpułkownik Zygmunt Podhorski, z "Krechowiaków" się wywodzący:) rzeknie:
"...W międzyczasie nadszedł meldunek, że nasze oddziały wycofały się już z pobliskiego Przasnysza, który zajęli kozacy. Nie chcąc dopuścić do zaskoczenia pułku w czasie wyładowywania, skierowałem natychmiast w kierunku na Przasnysz dwa szwadrony pod dowództwem mego zastępcy, rtm. Zakrzewskiego, z zadaniem nawiązania styczności z nieprzyjacielem i opóźnienia jego marszu na Ciechanów. Za Ciechanowem oba szwadrony zostały zaatakowane przez kozaków. Aby nie dopuścić do ich zniszczenia, szarżuję na kozaków, zapominając, że dowodzę niewyszkolonymi ułanami. Pędząc oglądam się za siebie i spostrzegam, że moi ochotnicy dzielnie wyrywają naprzód, nastawiają lance, wymachują szablami i głośno krzyczą "hura"... Szyk, w jakim to wszystko cwałuje, najtrafniej byłoby chyba określić: "Kupą, mości panowie"... Podaję prawie beznadziejny rozkaz do obsługi ckm.: Strzelać z karabinów. Natychmiast niemal pada kilkanaście strzałów. Nie wierzę swym oczom: co strzał, to kozak się wali. Ułani spokojnie i pewnie strzelają dalej. Nie zdążyli chyba wystrzelać po jednym magazynku, gdy 20 kozaków już leżało. Wśród nich spostrzegam zamieszanie, czołowi cofają się, widocznie udziela się to i dalszym, gdyż niebawem cała ława kozacka ucieka. Dzielni ułani w dalszym ciągu strzelają, wydatnie siejąc śmierć. Położenie uratowane. Rozkazuję zdjąć ciężkie karabiny maszynowe ze stanowisk i galopem wycofać się ze szwadronem do Ciechanowa. Zbieg okoliczności chciał, że przy ckm -ach znaleźli się jedni z najlepszych strzelców, znani myśliwi, Andrzej Potworowski, bracia Wyganowscy i inni, którzy z całą zimną krwią i opanowaniem potrafili kilku swymi celnymi strzałami odeprzeć szarżę kozaków, zadając im bardzo poważne straty. Naprawdę, pułk im zawdzięczać musi, że uniknął klęski i został uratowany ..."
  Dni te... dla Ciechanowa wielce gorące, jeszcze opisywać będziem, tu zasię rzec trza, że nas koniec końców z tegoż Ciechanowa dwakroć wyparto i za jednem z tych dni, gdzie w Ciechanowie panoszyli się czerwoni, naszym ułanom przykazano flanki piechocińców* osłaniać, aleć kaliszanów temperament ułański poniósł i obszedłszy nocą z 14 na 15 sierpnia miasto samo i uderzyli tak niespodzianie, że paniki śród bolszewii szarżą tą wywołanej ani sposób opisać... Traf chciał, że w mieście stał akurat sztab IV armii... Dowódca onej, Siergiejew na pierwszem lepszem koniu zbiegł aż do Mławy, a sztab cały nie oparł się, aż w Ostrołęce dopiero! To jednak uśmiechy Fortuny dopiero początek: w ręce ułanów wpada radiostacja IV armii, JEDYNA droga komunikacyi Siergiejewa z Tuchaczewskim w odległem Mińsku siedzącem!
   I tu przychodzim do tego, w czem wielu tajemnicy "cudu nad Wisłą" upatrują... Następne dni cztery rozstrzygnęły o wszytkim: nowo utworzonej naszej 5 armii pod Sikorskim przyszło nad Wkrą na czerwonych natrzeć i w boju śmiertelnem się zewrzeć, dla szczupłości sił swoich niemal bezbronnej flanki swej lewej mając... I na tą że flankę nakazywał Siergiejewowi Tuchaczewski co wrychlej uderzać! Wołał w próżnię... nieświadoma niczego IV armia z towarzyszącym onej korpusem Gaj-Chana szła wciąż na zachód, owo przódzi planowane Warszawy obejście czyniąc, a tem samem ode teatrum najpryncypalniejszego się oddalając... Po latach historyk francuski, rzeczy nieświadomy, rzeknie, że bolszewicy parli ku Toruniowi i zapędzili się w pomorski korytarz, bo z Traktatem Wersalskim chcieli wojować... Na koniec jakoż się nareście spamiętali, insi już pobici byli i IV armii mus było przed naszymi do Prus Wschodnich uciekać i dać tam internować, by się ze szczętem rozgromić nie dać... Ciekawym: wiele by też w ów czas Tuchaczewski był gotów dać za... jeden telefon komórkowy:)) Za możność wysłania jednego esemesa?:)) Maila?:)
   Chwały ułanom kaliskim należnej poskąpił, co przykro powiedzieć, sam Marszałek, ani spominając o nich w swojej książce**, częścią zaś oddał im jej Sikorski***, gdzie wprost stwierdził, że jegoż 5 armia nadto słabą była, by dwóm armiom z przodu sprostać, a jakobyż jeszcze przyszło z trzecią z tyłu walczyć, żywa noga by najpewniej z naszych nie uszła, jakoby nie ciechanowski zagon 203 pułku... Wiele nam jeszcze pisać o dniach tamtych przyjdzie, takoż o wielgiej sztuce wywiadu naszego, co sowieckich depesz rozszyfrowywał przódzi, nim ich Tuchaczewski na swem biorku miał, póki co do ułanów naszych powróćmy...
  Wojowali potem jako kawaleria dywizyjna 13 Dywizji Piechoty, a za pokoju nastaniem, jako jeden z nielicznych pułków ochotniczych, uznany godnym, by go w armijej regularnej zatrzymać, otrzymał za patrona króla Stefana Batorego i numer nowy: 27.
   W Międzywojniu pułk stacyonował w radziwiłłowskiem Nieświeżu, tedy okrom 26 Pułku Ułanów Wielkopolskich imienia hetmana Jana Karola Chodkiewicza w Baranowiczach stojącego był najdalej na wschód wysuniętem garnizonem naszem. Między Nieświeżem a Baranowiczami ledwo kilometrów 40 tedy nie dziwota, że dla braku rozrywek inszych, często odwiedzano się wzajem i to przecie nie z rękami pustemi. Dodać wypadnie, że w 27 Pułku po wojnie przyszło służyć wielu dawnym carskim kawalerzystom. Temuż i marsz pułkowy na marszu 13 Narwskiego Pułku Huzarów wzorowan, temuż i obyczajów dawnych rosyjskich moc, jak choćby w pułkach na wschodzie kultywowana gra w "stukułkę"****, czy też stroju wielce nieregulaminowego w koszarach zażywanego, jako to granatowych spodni z żółtemi lampasami, jakich drzewiej Kozacy astrachańscy nosili... Temuż zresztą i nieświeskich ułanów czasem "Astrachańcami" zwano. Za jedną z wizyt wzajemnych w Baranowiczach, kiedy towarzystwu się już żegnać przyszło, komu z gospodarzy przyszło do łba toast wznieść "Niech żyją nam Astrachańczycy!" co tak rozeźliło wachmistrza Nurkiewicza, co już miał tęgo łeb okowitą zaprószony, że się ku odprowadzającym odwrócił i rzekł: "Pamiętajcie chłopy, że w dawnej Polsce hetman króla nie tylko w rękę, ale i w dupę całował!", niechybny onym wytyk do rangi obu pułkowych patronów czyniąc. Skandalu z tem związanego nawet się i opisać nie podejmuję... Dobre pół roku zeszło, zaczem się jedni ku drugim odzywać poczęli i i możnaż było towarzystwo za jednem stołem posadzić... Ponoć jednak, że i w dwa lata po tem zdarzeniu jeszcze oficyjerom w gości ku drugim się udającym broń w kancelaryi pułkowej deponować kazano...
  Pułk we Wrześnie wojował pode Mińskiem Mazowieckiem i w słynnym pod Krasnobrodem starciach, inszych już i nie licząc... 27 wrześnie wpodle Władypola pod Samborem po bitwie przeciw Sowietom przegranej, kapitulować przyszło:(( Dowódcę, pułkownika Józefa Pająka, zamordowano w Katyniu.
   W nowogródzkiej AK pułku odtworzono. Z początkiem Powstania Warszawskiego znalazł się w Kampinoskiej Puszczy, skąd się na zdobywanie lotniska w Bielanach pokusić probował. Rozwiązany na Kielecczyźnie w połowie 1945 roku.
________________________

* 18 Dywizji Piechoty
** "Rok 1920"
***"Nad Wisłą i Wkrą"
**** wielce hazardowna rozrywka, jako żywo na myśl "rosyjską ruletkę" przywodząca... Oficyjerowi jednemu oczu przewiązywano i stawiano na środku kasyna z nabitem rewolwerem. Reszta się przemykała cichcem pod ścianami, aż na sygnał "zabawą" kierującego wszyscy zamierali, a ktoś (wskazany lub losowany) zastukał w ścianę wyciągniętą ręką. Na ten sygnał oficer uzbrojony odwracał się i strzelał w stronę, skąd posłyszał stukot. W Prużanie się tem jeszczeć i ochotniej zabawiano i tam mi o jednej ofierze wiedzieć, co tejże zabawy nie przeżyła:(( Po inszych pułkach rannych było najmniej kilku...


                                                                           .

22 lipca, 2015

O xiążęciu Denassów...IV

  Byłoż wątpień niemało o rzeczywistych bohatera cyklu niniejszego (III, III,), księcia de Nassau, motywach, dla których był się on w tą eskapadę zapuścił dniestrową. Nigdy ów nie taił, że mu możności eksportowe szło, tedy i o pomyślność majątków żoninych, ale też to i przecie pro publico było bono... Zawistnicy jednak i jedną jeszcze przedkładali przyczynę, której i ja bym uważał, jeno że dla mnie ona rzeczą samą w sobie arcypiękną:)
  Przedkładano atoli, że ów na gwałt jakich potrzebował zasług dla kraju naszego, bo się o indygenat polski starał. Iście bowiem, jeśli na to wejrzeć, że to mało kiedy się te sprawy chyżo odprawiały, a wyprawa dniestrowa czerwcem 1784 roku odbyta, na jesieni tegoż roku zasię na sejmie de Nassau upragnione zyszczeł szlachectwo, to i możnaż mniemać, że się rzeczy grubo przódzi począć musiały...
  A czemuż mnie to tak słyszeć miło? Ano, bo liczni urwipołcie, których król jegomość szlachcił, za nic tegoż sobie mieli, że okrom jakiego tam hrabiostwa swego z Okcydentu czy też z Peterburka zwiezionego dostali i tegoż herbu polskiego. Tu zaś mamy księcia niemieckiego, prawda że z ojcowizny wyzutego i bez grosza, przecie nadal księcia, co o ten polski indygenat zabiega szczerze! Ba! I głowy dlań się nie lęka narazić, byle go zyszczeć! I przy tem jakiż rys przepiękny, gdy go już dostał był... Owoż rzecz się miała na sejmie grodzieńskim, gdzie de Nassau zjechał, a posłem nie będąc się jeno obradom przysłuchiwał z galeryi i gdy po rzeczach inszych król jegomość tegoż wniosku o indygenat izbie przedłożył, owa zaś go przyjęła... de Nassau wyszedł był z izby i gdy wrócił po chwili, pokazało się, że "wdział na się z wierzchu kontusz papuziego, czyli zielonego koloru z wyłogami czarnemi, a pod spód żupan biały. Do boku szablę polską przywiesił".* Może to i ckliwe, aliści znak widomy, że szlachectwo polskie jeszczeć na ów czas nie było sroce spod ogona...
   Ale wróćmyż do podróży samej... W Żwańcu wpodle Tynnej był książę obstalował galar na ową drogę dniestrową, zaczem do załogi okrom służby własnej umyślił oficyjerów francuskich brać, z których nie wiedzieć skąd się trzech naraz chętnych znalazło...**
   Ano tak i siadłszy majem Anno Domini 1784 roku na ów galar pod Żwańcem, spłynął był xiążę ku Morzu Czarnemu, przy czem nieznane nam, czy ów iście jako chce Askenazy wiódł dwóch szkut jednomasztowych ze zbożem, czyli też jeno galaru bez ładunku własnego. Najpryncypalniejsze przy tem, że ów obadał i porohów słynnych, znajdując je spławnymi na czas wiosennych i jesiennych wód przyboru i arcydokładnej wykonując mapy Dniestru samego, z pomierzeniem płycizn, głębin, nurtów i bystrzy. Wielce tajemnem przy tem zdarzenie pewne, gdzie jeden z owych oficyjerów, niejaki podpułkownik de la Porte, na brzeg był zszedł i wszelki słuch o niem zaginął***
   I w tejże mapie największa de Nassaua zasługa, bo po prawdzie dotarł on jeno do Benderu, skąd już dyliżansem pocztowem udał się do Stambułu, to zaś by znaczyło, że drogi wodnej najmniej jakich czterech dni sobie był oszczędził. Ciekawość też, że za powrotną drogą, wstąpił był na Krym i wielce długo wybrzeży czarnomorskich penetrował... Czemu ciekawość? Ano temu, że jako się za dwa lata nasz xiążę z Potiomkinem był skamracił i ów mu we flocie rosyjskiej angażu wyjednał, to xiążę właśnie na Oczakowskim Limanie, u Dnieprowego ujścia, floty tureckiej pogromił, sławy tym zdobywając niemałej, której i poźniejsza od Szweda pod Wyborgiem klęska nie zatarła... Nad miarę, myślę ja, spekulacyje czynić, że ów już w 1784 rekonesansów tam czynił zamierzonych... Prędzej bym uznał, że ów tego talentu rzadkiego, że wiedzy raz zdobytej umiał na własną później obrócić korzyść, a dla kogo prawdziwie tych wybrzeży przepatrywał dociec trudno będzie...

______________________________

*Wacław Słabczyński, "Polscy podróżnicy i odkrywcy", PWN, Warszawa 1988
** nawiasem to intrygująca wielce sprawa, bo odrzuciwszy jakie sekretne może wywiadowcze dworu francuskie interesa, który jako aliant zadawniony turecki więcej by może o to stał, by ta wyprawa do skutku nie przyszła, dwie są podług mnie jeno sensowne rzeczy możliwe objaśnienia. Primo, że owi oficyjerowie to instruktorzy francuscy do konfederatów barskich posłani, którzy się dopotąd z kraju wydostać nie umieli i tejże się jęli możności, ale to uwierzyć trudno, by się im to przez lat dwanaście udać nie umiało, chyba że ich tu dwór francuski w jakiem pogotowiu trzymał, jakiej nowej wyglądając ruchawki... Secundo, że owi za nakazem dworu swego, za... samem de Nassauem się blisko trzymali, by mieć na oku poczynania jego, a czasem może i w nich pomóc, czasem może i przeszkodzić, gdyby przeciw Paryżowi były...
*** wpodle wioski Cekinówki, a co się najpewniejszem zdaje, to że ów rekonesansu czyniąc, natknął się był na milicyje dworskie Szczęsnego Potockiego, co własnowolnie tureckiej tutaj granicy pilnował. Najpewniej też i Francuza za szpiega ujęto i gdzie zamęczono w tortorni, luboż i uchodzącego przed pojmaniem ubito...


 Dodane lipcem 2015 roku: tekstu tegoż żem po raz upublicznił pierwszy w tejże, nieledwie niezmienionej postaci (wersja dzisiejsza skrócona cokolwiek, a ściślej przerwana, by wtręt szykowany "o Wyborgu" chronologijej zdarzeń nie zaburzał) na starem mem blogu grudniem Anno Domini 2009 roku... Dwa niemal lata później do sprawy tej nawrócił komentator podpisujący się "stasiu", który się już później nie odezwał nigdy i sprawę śmierci pułkownika de la Porte wyjaśnił następującemi słowy: "Przypadkiem natknąłem się na sprawę tegoż de la Porte. Jest zapisana relacja i zeznania licznych świadków jego śmierci. W skrócie dużym: doniesiono żołnierzom, że się jakiś obcy („Niemiec”) sam pałęta, dwaj żołnierze z Kawalerii Narodowej zostali wysłani (piechotą), znaleźli go, ale ten zaczął uciekać i koniec końców w Dniestrze utonął. Gdyby kto szukał, dokumenty są tu: Archiwum Państwowe w Krakowie, Oddział I na Wawelu, Archiwum Młynowskie Chodkiewiczów, sygn. AMCh 1139, str. 53-60."

                                                                     .

18 lipca, 2015

O xiążęciu Denassów... III

  Oto i mamyż jutro święta pułkowego Wachmistrzowi najbliższego i najmilszego, a to dla tej przyczyny, że 25 Pułk Ułanów Wielkopolskich to pułk Dziadka mego:) Tandem kto ze mną powspominać ochoczy, a przy tem za Pułk przewagami sławny, jako i za pamięć wachmistrza Wawrzyńca Ślązaka przepić gotów, do dawniejszej o Nich noty upraszam...:)

  Nie miał, oj, nie miał Dniestr szczęścia w historyi swojej i naszej. Insze rzeki, co u Fortuny widać w większem były poważaniu, zasłużyły sobie u ludzi, że niektórych zwą i niemal matkami narodów nad ich brzegami osiadłych, pieśni o nich śpiewają i składają rymy, a najmarniej już to ujeżdżają do woli i rzeka takowa prawdziwą się staje arterią gospodarczego organizmu danej krainy... Któż nie zna, czem Nil był dla Egipcyjan dawnych; któż po szkołach nie czytał o Wiśle naszej, zbożem do Gdańska płynącym umajonej w czas wieku naszego złotego; któż o Dunaju nie słyszał, luboż i o Wołdze?
   A Dniestr? Ano, cóż... jak to z ubogimi krewnymi bywa, co to nie wiedzieć gdzie, na jakiej jałowiźnie wyrośli, ugorami się karmili, to i odchowało się to może i duże, aleć zaraz przy tem chude jako nędzarska szkapa, a że niczego pożytecznego nie nauczone, to i stoi z boku, ręce opuściwszy, bez pożytku nijakiego, ku utrapieniu jeno wszytkich wkoło...:((
   Pisalim tu już o tem, jako król Jagiełło zbiedniałe poratował zbożem Konstantynopolitany, tegoż właśnie Dniestru za drogę spławną zażywszy, aliści na tem zda się finis przyszedł na międzynarodową tej drogi karierę... W następnych wiekach już to za przyczyną wojen ustawicznych i traktatowych rozstrzygnięć mało kiedy Dniestr w jednem był w ręku całością, aleć jako exemplum pokazuje Dunaju, czy Renu nie jest to conditio sine qua non* żeglugi bezpiecznej. Nam zasię okrom cyrkumstancyj dziejowych, do których bym policzył i ludy tameczne dzikością słynące, bo czy o Kozakach prawić będziem, czy o Tatarach budziackich u ujścia Dniestrowego siedzących, mniemam, że nie będzie między nami o to sporu, że nie z flisactwa i handlu spławnego oni żyli...:) Dodajmyż jeszcze i na to samej rzeki srogość, zda się nieprzystępnej dla chociażby jednej jedynej przyczyny, a to mianowicice osławionych progów skalnych, zwanych szypotami, sulami, szumami, bystrzami, najwięcej zasię porohami, za sprawą których żegluga spławna handlowa zdała się zgoła niepodobieństwem. Insza rzecz bowiem jakie czółno nieduże, w kilku na ramię zarzucić i brzegiem przenieść, za niem zaś wioseł i zapasów; insza galara jakiego zbożem ładownego na porohach przeładowywać... By był może i lud okoliczny mniej rabuśny, więcej osiadły, byłaby może i władza jaka stateczna i handlu dozierająca, a nade wszystko byłżeby może spokój nad wodami temi, by się i może pokusiło kupiectwo, luboż i pan znaczny jaki, by tam jakich może pobudować faktoryj, może i z żurawiami nawet, by jakiej żeglugi do i od porohów urządzić, ale że było jak było, to i marzyło się to ludziom przez wieki, ku nijakiej nie przychodząc pomyszlności...
   Jakoż Jan III Turczyna pod Wiedniem pognębił, zasię i za naszym i za inszych staraniem stanął traktat Anno Domini 1699 w Karłowicach, co nam Kamieńca oddawał z Podolem, a przy tem z wojny tej Turczyn wyszedł osłabły okrutnie, zdało się że się jakie pojawiły po wiekach jaskółki, by tej myśli w dzieło przyoblec. Są i w tem traktacie o tem wyraźne zapisy, ale że nikt Tatarów budziackich nie wyżenął, ani powstrzymać nie umiał, martwą to nadal stało literą. Ale myślano o tem... nawet i do takich się posuwając fantasmagoryj, jako w czas konfederacyi barskiej koncepta biskupa Adama Krasińskiego, by francuskich posiłków morzem przysłać ku Akermanowi, zasię z Turczyna pomocą, w górę Dniestru... Nie wiem doprawdy, jakoż się to zgodziło biskupowi i konfederatowi o jedyną prawdziwą wiarę stojącemu, od pohańca wyglądać salwerunku, aleć to już xiędza biskupa ze zbawieniem problem...:)
   Nam zaś przychodzi rok rozbiorowy 1772 i bieg Dniestru górny i środkowy aż po Chocim w austryjackiej się znajduje dziedzinie, zasię dalej po staremu Dniestr był granicznem pomiędzy Bessarabią turecką, a Ukrainą jeszcze naszą, przy tem ujście znów w tureckiem się znajdowało władaniu. By co tam dokazać trza było, by między wszytkiemi tam stał pokój i wola, by tego handlu i żeglugi wspierać. Aliści czas niejaki potem Moskal zgarnął Krym i tatarstwo pogromił** i dla galicyjskiego ziemiaństwa, którego rozbiory pozbawiły możności zboża słać na Gdańsk, Dniestr się począł jawić jako nieledwie Ziemia Obiecana Hebrajczykom... Nie dziwuję ja im się: jako się gospodarki miało z dziada pradziada na jeden obrócony kierunek, a tego zbrakło, znaleźć z tej kałabanii jakiebądź wyjście, znaczyło dla nich być albo nie być...
   Ano tak i niebezpieczeństw mimo, był się najsamprzód puścił dniestrową drogą Imć Marcin Koziebradzki***, ale że ów najwięcej drewna spławiał, to i rzecz to cależ insza, gdzie porohy nie tak straszne, a i ładunek, choćby i na porohach sturbowany, przecie nie jako zboże, na nic zmarnowane...
  Wtórym śmiałkiem był niejaki Rafał Dzierżek, naówczas świeżo z rotmistrza pancernego mianowany generałem z komendą nad 7 Brygadą Kawalerii Narodowej**** , którą przyjdzie mu jeszcze w wojnie polsko-rosyjskiej 1792 roku dowodzić, gdzie w cyrkumstancyjach niejasnych po zielenieckiej wiktoryi go komendy za niesubordynacyją pozbawią. Póki co jenerał Dzierżek z przygarścią jezdnych zbrojnych się dwoma łódkami wyprawił po Dniestrze żaglowemi, ale i tejże próby uznać było ciężko, boć ów, choć wiózł i towaru na handel, to onego przy jampolskich porohach na podwody przeładował i drogi część niemałą pokonał lądem. Przy tem łódeczki onego nie nadto pojemne, to i effect dalej dla kupiectwa i ziemiaństwa niepewny...
   Ano i na ten czas***** pojawia się nam śmiałek trzeci, a jest niem nasz właśnie bohater not poprzednich (III,), sam xiążę Karol Henryk Mikołaj Otto de Nassau-Siegen, czy jak kto woli Karl Heinrich Nikolaus Otto, Prinz von Nassau-Siegen, świeżo z naszą Karoliną z Gozdzkich, primo voto Sanguszkową pożeniony... Onemu rzecz takoż na sercu leżeć musiała, a to dla tej przyczyny, że samemu w ustawicznych będącemu finansowych tarapatach, od których ożenek z majętną pozornie Karoliną miał przynieść nareście uwolnienie, po ślubie nader rychło przekonał się, że małżonka męża w utracjuszostwie przerosła i w gotowiźnie ma ledwo piętnaście tysięcy dukatów z głoszonych stu i zasobność onej cała stoi na majątkach wpodle Tynnej pod Kamieńcem. Co i pomiarkować teraz łacno, że od prosperity żeglugi dniestrowej tak jak i reszty galicyjskiej szlachty była zawisła, tak i samego xiążęcia naszego... Aliści o rejsie onego opowiemy już w nocie następnej...
__________________________

* (łac.) warunek niezbędny i nieodzowny dla spełnienia się czegoś
** traktat w Küczük Kajnardży w 1774
*** (zm.1787) posesyjonat galicyjski znaczny na Podolu. Majątki jego to Czerniatyń, Okna, Kałuszyn, Kudryńce, Żabokruki, Chocimierz, Łuka i Harasynów, drobniejszych nie licząc. Byłże i Imć Marcin statystą politycznym znanym, posłował nawet i z ziemi halickiej na sejm elekcyjny Anno 1764. Starosta olchowiecki i chreptiowski, łowczy trembowelski i sędzia grodzki halicki, a przed rozbiorem i pułkownik wojsk królewskich. Po rozbierze zasię z sędziostwa halickiego się był przesiadł na fotel sędziego Landgerichtu we Lwowie, a Józef II go w 1781 nagrodził hrabiostwem, i nie wiem ja zali za owe w sędziostwie zasługi, czyli nie może i za to szlaków dniestrowych przecieranie...
**** podług numeracyi Gembarzewskiego: 1 Ukraińskiej, której uczyniono, sejmowych w tej mierze wypełniając ustaw, z dawniejszych chorągwij usarskich i pancernych z Ukrainy i Podola.
***** 1784, a nie, jak mylnie Rydel datuje, na poprzedzający gibraltarskie xiążęcia De Nassau zasługi 1780.


                                                                               .      

14 lipca, 2015

Wywiad z Aloszą Awdiejewem

...przez Tetryka wyszperany, i przeze mnie zda się być nader polecenia godnym... O życiu, o językach, o Polsce i o Rossyi, nie tylko Putinowskiej...
https://www.evernote.com/shard/s9/sh/49fc86f2-baaf-4f6a-b3ee-949b89fcf000/6368add8c5133968
  A gdy już przez lekturę i przemyślenia własne przebrniecie, starczy może jeszcze i czasu, by za pamięć 2 Pułku Strzelców Konnych, który Was rok temu tak zauroczył zarękawkami i tańcami na rżyskach (choć powinien bitwą pod Mokrą i wypadem na Kamieńsk:), co godnego przepić...
  Zasię wyglądającym postów okolicznościowych odesłać wypadnie do noty sprzed roku, gdziem garść nowych o Grunwaldzie przemyśleń spisał i przywołał starych
                                                                        .

11 lipca, 2015

O xiążęciu Denassów... II

Nim do rzeczy przejdziemy meritum, godzi się pozawczorajszego święta,  4 Pułku Ułanów Zaniemeńskich uczcić toastem za pamięć pułku tegoż podobnie jak świętujących dzisiaj Ułanów Jazłowieckich...:)

   Ostawilim bohatera naszego (I,), jako się ów z Karoliną Gozdzką, primo voto Sanguszkową był pożenił, przy czem żem napisał naonczas błędnie, że się od tegoż maryażu polskie poczynają xiążęcia de Nassau dzieje... Tem zaś czasem ów już od lat sześciu kawalerem był najważniejszych ówcześnie orderów naszych, a to Świętego Stanisława, takoż i Orła Białego. Przyznam, że nie pojmuję dziś dla jakiej to przyczyny król tak forytował xiążęcia w Europie zbankrutowanego i, okrom sławy myśliwskiej i romansowej, niczem jeszcze nie wsławionego, a co najpryncypalniejsze, niczem Rzeczypospolitej nieprzydatnego. Insza, że król Staś w ogóle miał osobliwą słabość do person w Europie osławionych i dziwacznych, których na swojem hodował dworze, co mu i nierzadko opinija narodowa wytykała...
   Nie mógł się naówczas de Nassau nawet jeszcze sławą swą wojenną szczycić, bo do onej najpierwsze zebrał laury w czas Wielkiego Oblężenia Gibraltaru(1779-1183) , gdy po fiasku dahomejskiej expedycyi, legion swój królowi francuskiemu oddał, sam zasię na służbę przystał hiszpańską, podług jednych dla sławy, podług wtórych zasię, by się przed wierzycielami jak najdalej wymknąć. A że się w owym czasie z Angliją za łby wzięli takoż dawniejsi onej koloniści z Hameryki, jako i spierająca onych Francyja, to i Hiszpanie co chcieli ugrać na boku, w tem tegoż Gibraltaru, co im był w oku solą...
  Sęk w tem, że to fortalicja niemała, mało sobie z harmatek polowych czyniąca, gdzie by co chcieć ugryźć, trza by kolubryn sprowadzić jako tych, co to ich podług Sienkiewicza Imć Kmicic pod Jasną Górą prochem rozsadzał... Tu znów turbacyja, bo teren przykry i takich pod samą twierdzę podciągnąć nie sposób, a by takich na okręty wsadzać, to by to najprostsza była droga k'temu, by okręt taki, nawet i w czas spokojny i bez fali, zatopić... Aliści umyśliły Hiszpany konceptu, że nie okrętów pobudowały na to, a czegosi na kształ fortów nieomal pływających, ergo barek ciężkich, wielce balami dla osłony zbrojonych i tak owych ze sobą połączywszy wielu, spławili, wielgiej mocy pływającą czyniąc bateryją, a komendę nad nią dając... Ano właśnie de Nassauowi naszemu... choć ów nijakich nie miał zasług ani w oblężniczym dziele, ani w artyleryjskiem rzemiośle...
   Aliści sam koncept owej bateryi nawodnej i zbombardowania Gibraltaru harmatami srogiemi ode morza strony był chytreńki wielce, bo iście była i chwila gdy się zdało, że to ostatnia już na Białą Skałę wybiła godzina i już, już wyłom się jaki uczyni, a regimenty na lądzie jeno ordonansu czekające runą przezeń do twierdzy i Angielczyków wyżeną... Jednakowóż oblężonych wódz wielce roztropnie wynalazł był słabego punktu tejże Nassauowej bateryi... Owoż, dla stabilności więtszej na wodzie przecie żywej, zatem ruchawej, Hiszpany wszytkich tratew ze sobą złączyli, by większem onych podłożem większy i odpór morzu dawać. Jeno, że tegoż czyniąc, niebacznie sprawili, że jednej podpalić starczyło, by czerwony kur i na ościenne przechodził nader łacno, temuż i Angielczyki całej swej artyleryi na jednej skupili tratwie, i ponoć wszytkich jakich mieli, ku niej kul ognistych wypalili... z wielce dla się fortunnem skutkiem, bo wrychle całaż ta fortalicyja pływająca w ogniu stała, a jakoż jeszcze ogień do prochowych przyszedł był magazynów, to już się i poczęło istne piekło na wodzie!
   Ano i nasz xięciunio tutaj nie jakiem tam zabłysnął sukcesem, boć rzecz cała się z punktu przegraną stała, jeno odwagą, o której i po latach legendy opowiadano, że dopokąd ostatnie jeszcze wypalić poradziło działo, to stał śród tego ognia, huku, płaczu i jęku konających, a dowodził, a nie prędzej się w odmęty rzucił, by żywota salwować, niźli mu już iście ogień pod samemi nie buzował piętami...
   Dygresyją czyniąc i wprzód wybiegając, przyjdzie przyznać, że wszytkie jeszcze przyszłe de Nassauowe wojenne przewagi z morzem się będą wiązać i najwięcej z Rossyją, gdzie dla imperatorowej służąc będzie z Turczynem wojował, onego gromiąc na Oczakowskim Limanie, zasię w wojnie inszej, której poniekąd i miał zapobiec z nieudałą misją dyplomatyczną posłany, Szwedy onego pod Wyborgiem pogromią okrutnie i na tem się onegoż żywot wojenny pokończy. My jednakowóż o tem już pisać nie będziem, bo to rzeczy znane, natomiast w nocie następnej się na tem skupim, co też sprawiło, że się de Nassau tak wybornie na okolicach Oczakowa i limanów dniestrowych rozumiał, ergo o onego dniestrowej wyprawie...
                                                                             .       

06 lipca, 2015

Polecam...

...Lectorom Miłych lektury tegoż articulum:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53662,17363513,Wielka_Wanda_bulwersuje.html
  Ma się rozumieć po uprzednim przechyleniu kielicha za pamięć, dziś świętującego, 24 Pułku Ułanów z Kraśnika, co sami sobie za patrona, wbrew zwierzchności, upatrzyli hetmana Żółkiewskiego, zaś Was przed rokiem kształtem swoich hełmów i umundurowaniem zbulwersowali...:)                             .

04 lipca, 2015

O xiążęciu Denassów...I

    Wiek ośmnasty jak mało który stał się kreatorem, zasię tłem poczynań awanturników wszelkiej maści, z których jednym bliżej było do oszustów, inszym zasię do błędnych rycerzy. Pomiędzy temi Cagliostrami, Casanovami, Beniowskimi, czy niedawnem tu czasem spominanej "księżnej Tarakanow", jaśnieje gwiazda prawdziwie pierwszej wielkości, a to niejakiego Karola von Nassau-Siegen, któregom umyślił na światło wyciągnąć dla jego przewag w żegludze dniestrowej, co się poniekąd wiąże z narodzinami również niedawno wspominanej Odessy. Aliści żywot to tak barwny, że ściaśniać go dla jednegoż tylko epizodu zda mi się raz, że niepodobieństwem, dwa, że pokrzywdzeniem niejakiem Lectorów Moich...
   Pewno, że i ja się w szczegóła nadto zawiłe zapuszczał nie będę, bo bym nie noty płodził, a xięgi całej! Lucyjanowi Rydlowi, który się na to porwał, stu czterdziestu to pagin zajęło, a jest li kto tegoż ciekawy, to jest ta pozycja szczęśnie w zasobach Śląskiej Biblioteki Cyfrowej, temuż można jej pod tem czytać adresem:
http://www.sbc.org.pl/dlibra/doccontent?id=12143&dirids=1
   Dla naszego tutaj pożytku starczy, że o rodzie von, lubo jako kto woli de Nassau spomnim, że familija w koligacyje i parantele bogata, że i cały dom Orański z nich się wiedzie, nam jednak się z tej familiji przyjdzie zająć Siegenami, których insi za odszczepieńców mieli, a to dla przyczyny powrotu onychże na łono katolickiego kościoła. Wielce to na sprawach naszego Karola zaważyło, boć po tem jako pomarł tatuś onego, Maksymilian, a wdowie po niem powszechnie w Niemczech niepoćciwość zadawano, wrychle też i siostra zmarłego przeciw dziedziczeniu wystąpiła, prawość urodzenia Karola kwestyonując. Byłoż przy tem wielgie po Rzeszy poparcie, bo xiężna de Nassau, de domo księżniczka de Mailly-Nesle, wnuczka po kądzieli ostatniego z Colignych, miała małżonka mieć swego w obrzydliwości okrutnej, podobnie zresztą jak i wszystkiego, co niemieckie. Syna zatem chowała w temże duchu i w nabożeństwie do wszystkiego, co by choć przy francuszczyźnie leżało, a że i onej familija po Francyi niemałemi się wsławiła skandalami*, to i ta osława na reputacyj pani Maksymilianowej zaważyła...
   Wyzuty z ojcowizny cesarskiem dekretem, nasz bohater wiosen mając ledwo piętnaście, postąpił do armijej francuskiej, którą sześć lat później pożegnał, dosłużywszy się kapitaństwa w dragonach królewskich. Abszyt jednak nie temuż był ze służby brany, że się Imci Karolowi służba uprzykrzyła, a za okazyją zyszczenia sławy udziałem w wielgiej wyprawie badawczej podróżnika na owe czasy słynnego, Bougainville'a, z którem pospołu przez lat dwa z okładem liczne na Pacyfiku zwiedzał insule, a wieść gminna niesie o romansie płomiennym herosa naszego z "królową" Tahiti. Sławy jednak mu nie tylko amory przyniosły, bo jest to persona wzmiankowana w naszem narodowem eposie, gdzie pierw w xiędze piątej Wojski próbuje na uczcie w zamku co opowiedzieć o niem:

" Klucznik mówił, że tylko znał jednego człeka,
Co tak celnie jak Robak mógł strzelić z daleka;
Ja zaś znałem drugiego: równie trafnym strzałem
Ocalił on dwóch panów; sam ja to widziałem,
Kiedy do Nalibockich zaciągnęli lasów
Tadeusz Rejtan** poseł i książę Denassów.
Nie zazdrościli sławie szlachcica panowie,
Owszem u stołu pierwsi wnieśli jego zdrowie,
Nadawali mu wielkich prezentów bez liku
I skórę zabitego dzika; o tym dziku
I o strzale, powiem wam jak naoczny świadek;
Bo to był dzisiejszemu podobny przypadek,
A zdarzył się największym strzelcom za mych czasów,
Posłowi Rejtanowi i księciu Denassów".

  Że się tam jednak w zamku wrychle za łby wzięto, to i z opowieści nici, zatym raz jeszcze o niem w xiędze ósmej Wojski rzec probował:

"W świcie Księcia*** był książę niemiecki Denassów,
O którym powiadano, że w libijskiej ziemi
Goszcząc, polował niegdyś z królmi murzyńskiemi
I tam tygrysa śpisą w ręcznym boju zwalił,
Z czego się bardzo książę ów Denassów chwalił."
Nawróćmyż jednak póki co do naszych mutonów, w Polszcze baranami zwanych, a konkretnie do bohatera naszego, który, jako się nawrócił z Bougainville'a wyprawą, wrychle stał się bożyszczem salonów paryskich, ale że i wielce drażliwym o swój honor, co poniekąd nie dziwi u młodziana tak przez los doświadczonego, to i wsławił się pojedynkami licznemi, tak że i nawet w korespondencyi Marii Antoniny jest i ślad o tem. Nie dziw też, że wyzuty z dziedzictwa xiążę cięgiem dla się szukał jakiej pozycji godnej, a że się między inszemi szalonemi fantasmagoriami**** trafił koncept, by w królestwie Dahomeju podbić krainy Widdah.
   Jacyś oczajdusze dawne miano onej krainy przekręciwszy na Judah, wysnuli na tejże podstawie jakieś przedziwaczne z Judei tegoż ludu genezy, zasię uroili sobie, że jako to Żydowinowie bronić się będą więcej lamentem, jak orężem, a zmysłu będąc z natury praktycznego, starczy ich po podboju krzynę cywilizacyją polerować i już będzie xięstwo jak się patrzy... Że w bzdurstwa podobne wierzono, to i nie dziw, bo się nie tylko lud prosty lubi bawić mamidłami w rodzaju kataklizmu 2012 roku, czy inszemi jeszcze... Ale, że tego na radzie ministrów popierano i sam Maurepas Karolowi naszemu rządowej w tem dziele obiecywał pomocy, to już dziś i uwierzyć ciężko, a przecie trzeba, boć to fakt...
   Rydel tu mniema, że to za sprawą wojny z Angliją nadciągającej te zabiegi, by pułków zaciągać nowych, póki co mistyfikując onych jakimi dahomejskiemi bzdurstwami. Co do mnie tom temuż sceptyczny, bo herbatka wyrzucona do morza w Bostonie długo się nad Sekwaną dopraszała wsparcia. I gdybyż to iście być miało przeciw Albionowi fortelem, to nie jednej by na ową "Afrykę" szykowano legii, a dziesiątek cały... a i pewnie choć komendującemu by jako rzeczono sekretnie by się może nadto na owe dahomejskie nie ekspensował miraże...
  Tem zaś czasem jako co do czego przyszło i z Albionem wszczęła się wojna, wniwecz wszelkie zamorskie obracając zamiary, pokazało się wrychle, że de Nassau był tem zaskoczony prawdziwie. A że przódzi lekkomyślnie wielce nabrał był grosza od licznych bretońskich familij, których synom naobiecywał w swej legii posad i oficyjerskich patentów, zasię już i okręty ekwipował, zasię zapasów naczynił, zasię ludzi nawerbowanych ekwipować i darmo czas we Francyi mitrężących płacił... słowem w okrutnie ciężkie finansowe popadł termina, z których go salwować probował nie ktoż inny, jak ... Beaumarchais , który jak widać nie tylko z piórem radził sobie niezgorzej... Prawda, że król wszystkie zaś regimenty na powrót do armijej sekwestrował własnej, prawda, że de Nassau spadku dostał po matce dwumilijonowego, cóż gdy to wszytko kropla w morzu długów Nassauowych...:( Rydel za de Lomenie'm przytacza o autorze "Cyrulika Sewilskiego" :
  "Beaumarchais przejął zarząd nad majątkiem księcia, borykał się z czeredą wierzycieli, z własnej kieszeni pożyczał podobno na wieczne nieoddanie, dostarczał Nassau'owi pieniędzy, niezbędnych na bieżące wydatki. Zato w listach swych surowo nieraz karci lekkomyślne marnotrawstwo księcia. P_ de Lomenie trafnie podnosi smutny jakiś komizm, tkwiący w majątkowych kłopotach przyszłego bohatera tylu bitew. Nieustraszony aż do zuchwalstwa pogromca afrykańskich tygrysów, uchodził przed napaściami wierzycieli, jak jeleń umykający przed gromadą rozjuszonych ogarów - kryć musiał się po kątach i nieraz nie śmiał w dzień na ulicach się pokazywać. "
   Byłże i salewerunek z inszej podsuwany strony, a to od xiążęcia Orańskiego, który schedy de Nassaua przejąwszy, rad by onegoż pretensyje dzisiejsze i możebne przyszłe skwitował jaką gotowizną, osobliwie że w rozpaczliwem położeniu młodzieniec by się może i był ochłapem jakiem kontentował. Aliści i to na niczem spełzło, a to za urodą i wdziękiem poznanej w Spa Polki, xiężnej Karoliny Sanguszkowej, de domo Gozdzkiej, która już i na powrót wolną będąc, miała i przy tem majętności wielkich, co po równi z urodą kochanki cieszyć musiało bohatera naszego...:) Pętał się tam przy niej po prawdzie xiążę Anhalt, aliści nie nadto go widać jejmość Karolina poważała, co i nie dziwne, bo przódzi sam król szwedzki jej w Rzymie jeszcze czynił awanse... Dziwne zatem i może, że przyjęła zaloty jeszcze mniej znacznej persony, a przy tem hołysza... ale przecie nie możem tu wykluczyć przypadku ze wszytkich najpospolitszego, a takiego, że młodzi ku sobie prawdziwie szczerym zapałali affectem, dość, że się ślub odbył wielce znakomity wrześniem Roku Pańskiego 1780, przy którem i sam monarcha polski osobą asystował własną, zaś od czasu tego nam się poczynają polskie "xięcia Dynassowa" dzieje, zawierające takoż i ślad w Warszawie dzisiejszej, boć znane Warszawiakom Dynasy, to nic inszego jak okolica, w której stał dawny pałac Gozdzkich, czyli rodowa polskiej xiążęcia małżonki posiadłość... :)


___________________________

* Ot, choćby onej bratową była xiężna de Nesle, z domu Mazarinowego, macierz pań de Mailly i de Chateauroux, kochanic królewskich Ludwika XV. Samej zresztą też fantazyi nie zbrakło, dość rzec, że się za młodu na pistolety strzelała z panią de Polignac o marszałka francuskiego de Richelieu.
** Mićkiewiczowi się tu już i krzynę pomięszały sprawy, bo jako de Nassau był w Litwie goszczonym, to już Rejtan w obłędzie dni swych dawno dożył i ze sobą skończył...:(
*** Czartoryskiego, Adama Kazimierza, więcej znanego z komendowania Szkołą Rycerską, żeniaczki z Izabelą z Flemingów i spłodzenia syna Adama Jerzego...

****ot takimi choćby jak koncept księcia Prowansji, by przesiedlić do Gujenny sto tysięcy Indian z Luizjany, tam ich cywilizować, w czem najwięcej za pomocą muzyki (! - zaliżby i tu co Beaumarchais co mięszał???:)) i wrychle tejże malarycznej paskudy w kwitnącą Ziemię Obiecaną odmienić...

                                                                       .                  

01 lipca, 2015

Na śmierć Wieniawy...

Dziś noty nam mieć nie, jako zwyczajno o 11:11... jeno o dziewiątej porannej godzinie, boć to o niej właśnie 72 lata temu Bolesław Długoszowski żywota swego wolą własną się pozbawił:((... Treść zaś taż sama, co rok temu, bo nie o nowinki jakie tu, a o pamięć idzie, chyba że Lectorom Nowym spominki z żywota Onegoż byłoby poczytać miło z cyklu, któregom ongi idolowi memu poświęcił  (IIIIIIIVVVI), luboż  wiersza sub titulo "Ułańska jesień", własną Jego ręką spisanego, gdzie  swoistego wypisał credo, aleć i czego na kształt  żywota bilansu... O cyrkumstancyjach wokół tegoż zgonu, o pogrzebie poruszającem żem pisał tutaj... Ninie jeno wiersza przecudnej urody, co Mu go nie byle kto, bo sam Kazimierz Wierzyński poświęcił, powtórzę, jak co roku:
  
                                                 

" NA ŚMIERĆ WIENIAWY
Noc wlecze się niejasna i gubi się droga,
Jakże trudna śród ludzi i jak wobec Boga.
Noc dłuży się i widma się schodzą na jawie:
Spaliły się królewskie komnaty w Warszawie.

Noc jest pełna zamętu, rozpaczy i swarów,
Jeden cień się nie rozwiał, przystał do sztandarów
Jeden cień, co był żywy, na wojnę wiódł sławną,
Na Kielce i na Wilno. Ach, jakże to dawno!

Jak przebić się w tę młodość, jak wrócić po swoje,
Gnać przez błonia, w tornistrze układać naboje!
Pieśni śpiewać i znowu się w bitwie meldować,
Ciemna nocy, jak iść tam? Odpowiedz i prowadź.

Huczy zamęt. To wojna. Zajęczał rykoszet.
Ludzie giną. Spakował tornister i poszedł.
Nie, powiodła go pylna śród wierzb srebrnych droga,
Ciemno było dla ludzi, lecz jasno dla Boga.

Wybrał ziemię nie naszą i brzozę nie swojską,
Obcy cmentarz i obce żegnało go wojsko.
Lecz on jaśniał, szedł w młodość, powracał po swoje,
Ktoś po salwie podnosił z murawy naboje."

                                                                .