17 grudnia, 2016

O wyższości jazdy naszej...

  Pisał był mi niedawnem czasem z Czytelników jeden, z dawna na Wyspach osiadły, co się wdał w jakieś przekomarzanki z tambylcami, przekonanymi wciąż o tem, że to ichnie wojsko było, jest i będzie tem, czego najlepszego w tej mierze się ludzkość dopracowała, z czego dorozumiałem, że nie tylko u nas wybiórcza polityka historyczna hula w najlepsze, a Dunkierka i Singapur to pewnie jakieś zjawy z bajek o złym wilku, Gallipoli to klęska Australijczyków i Nowozelandczyków, a nie organizującego wyprawę Churchilla, a Stany Zjednoczone wywalczyły swoję niepodległość walcząc zapewne z kosmitami... O Isandhlwanie , Kut-al-Amara, klęsce armii Elphinstone'a w Kabulu w 1841 i jego zimowym odwrocie przez afgańskie góry (przy którym odwrót Napoleona spod Moskwy to wielki sukces i szczyt organizacji oraz wzorowej dyscypliny) pewnie większość brytyjskich kolegów mojego Czytelnika ani nawet nie słyszała...
   Ale, że rzecz tam najwięcej o jazdę poszła, to i najwięcej w tejże materyjej szukał u mnie pomocy i argumentów nasz Rodak, tandem żem mu najsampierw doradził, by kolegom ukazał dwie najsłynniejsze i dwie najbardziej wariackie szarże w dziejach jednego i drugiego narodu oraz ich skutki: naszą pod Somosierrą i ichnią... pod Bałakławą...

  Aliści jest w dziejach narodów naszych batalija, która najdowodniej roztrzyga o wyższości jednej jazdy nad drugą... Bitwa gdzie przyszło nam ze sobą wprost skrzyżować szable.. A ściślej może lancę z szablą:) Mówię o Waterloo...:)
 W jednem z kulminacyjnych tejże bitwy momentów, dla powstrzymania desperackiego francuskiego ataku pchnął Wellington swoje gwardyjskie atuty: elitarną brygadę "Household" (11 szwadronów - 1319 szabel) jenerała Somerseta oraz brygadę "Union" (9 szwadronów - 1332 szable) jenerała Posonby'ego. Somerset ze swemi rozbił francuskich kirasjerów, zaś Posonby powstrzymał marsz I francuskiego korpusu, rozpraszając kolejne trzy dywizje i biorąc jakieś trzy tysiące jeńców... I na to rzucił był Napoleon... starych sprawdzonych polskich weteranów, czyli naszych niedawno tu przypominanych szwoleżerów... Tak, tych z tejże samej formacji, co to się pod Somosierrą zasłużyła, choć akurat żaden z tych żołnierzy pod Somosierrą nie walczył...
  Oni swej wielkiej chwały dosłużyli się w odwrocie Wielkiej Armii spod Moskwy, gdy słynna ariergarda Neya poszła w rozsypkę i Napoleon powierzył zadanie obrony tyłów cofającej się armii... Pawłowi Jerzmanowskiemu, postaci stokroć bardziej od Kozietulskiego zasłużonej, a niemal przepomnianej. To on z czterystu zdolnych do walki jeszcze szwoleżerów... przepraszam: wtedy już szwoleżerów-lansjerów* ...:) wybrał 118 najsilniejszych i z niemi przez trzy miesiące, aż do wkroczenia resztek Wielkiej Armii do Berlina osłaniał jej tyły... A czynił to tak, że wzbudził najwyższy podziw i szacunek u swoich, a strach wręcz paniczny wśród kozaków...
Kukiel: "Jerzmanowski, wiedząc jako weteran, iż żaden żołnierz, zwłaszcza kawalerzysta, nie może pełnić służby, jeśli dowódcy nie dają mu możliwości utrzymania sił fizycznych, przypisywał klęski WA niedbalstwu starszyzny o los podkomendnych, oszczędzał ów drogocenny szczątek, powierzony jego komendzie. Pośród chmar kozactwa każdą noc obozował w jakiejś wsi porządnej, starając się o strawę dla wierzchowców**, oraz posiłek i wypoczynek dla podkomendnych. Zatarasowywano przystępy do wsi, zaopatrując je w straże z karabinkami ; po takim noclegu z rana, sformowawszy oddział swój na koniu, wypadał Jerzmanowski ze wsi natarczywie na straż nieprzyjacielską, a przebiwszy się przez nią, cofał się za piechotę ariergardy, uwijając się na jej bokach i harcując z konnicą wroga".
Kapitan Józef Załuski, Jerzmanowskiego podkomendny:"Gorliwość Jerzmanowskiego do tego dochodziła stopnia, że jeżeli się zdarzyło, iż w tych codziennych utarczkach tylnej straży, szwoleżer jaki przedmiot mundurowy utracił, np. że mu czapka spadła, formowano szwadron i robiono szarżę dla odzyskania straconego przedmiotu, żeby się nieprzyjaciel tym jakoby trofeem poszczycić nie mógł. Ten sposób jędrnej rejterady taki miał skutek, że kozacy przestali dokuczać mężnym, od których zawsze bywali gromieni [...]".
Łysiak:  "To, co jego oddział podczas apokaliptycznego odwrotu Wielkiej Armii spod Moskwy w roku 1812 wyczyniał, przechodziło wszelkie wyobrażenie o męstwie - kozacy wprost panicznie bali się tego diabła". W kampanii 1813 roku walczył m.in. pod Lűtzen, Budziszynem i Lipskiem, pod Dreznem przeprowadził fenomenalną szarżę zakończoną wzięciem przeszło 1000 niewolnika. W 1814 roku wojował w niemal wszystkich batalijach, co się już na francuskiej rozegrały ziemi, a na koniec pospołu z Wincentym Krasińskim imieniem szwoleżerów zapewniał Napoleona, że oni go nie odstąpią, choć odstąpili go już wszyscy marszałkowie...
  Nie dziwota, że to jego właśnie, wreszcie docenionego *** , Napoleon poprosił o towarzyszenie mu na wygnaniu na Elbie. W tzw. "szwadronie Elby" służyło 106 szwoleżerów-lansjerów oraz dołączeni do nich (nieznani w ilości) lansjerzy kapitana Jana Schulza. I owi właśnie onemu dopomagali w powrocie z Elby i we wszytkiem, co się w tych "stu dniach" rozegrało. Szwadron przecie, nawet uwiększony do 225 ludzi, był nadto szczupłym, by samodzielnie w odtwarzanej armii występować, tandem złączono go z "czerwonemi lansjerami" jenerała Colberta w 2 (holenderskim) Pułku Szwoleżerów-Lansjerów Gwardii Cesarskiej. I tenże właśnie pułk Napoleon pchnął przeciw owym dwóm brytyjskim brygadom jazdy... W filmiku, który wynalazłem i z braku lepszego dołączam z całą pewnością macie wielce wykrzywiony obraz naszych szwoleżerów-lansjerów, a i to nie tylko idzie o jakby mało rycerski wojowania sposób... Z całą pewnością jako się w szczupłej garstce kilkakroć silniejszego atakuje przeciwnika, to nie stać by nas tam było, by w kilku nawet za jakiem uciekającem oficyjerem, nawet jenerałem, gonić, bo z pewnością nasi tam mieli dość zatrudnienia w tej ciżbie wrażej... Natomiast z pewnością prawdziwie ukazana jest panika, która w Brytyjczyków wstąpiła, gdy obaczyli, że przeciw lansjerom i to polskim mają mieć sprawę...**** 



____________________________
* Pierwotny etat pułku nie przewidywał lanc dla chevau-legers, aliści w bitwie pod Wagram (1809) rzuceni do szarży przeciw austriackim ułanom księcia Schwarzenberga, zagrażającym pospiesznie zbudowanym mostom pontonowym na Dunaju, jedynemu ratunkowi dla wycofującej się armii napoleońskiej, nie tylko, że ten pułk rozbili, ale odebrawszy ułanom Schwarzenberga lance, poczyniali sobie z niemi tak gracko, jakby się do nich urodzili i Napoleon nakazał onym tych lanc zostawić, a pułk przemianować na: 1er régiment de chevau-légers lanciers polonais de la Garde impériale. Po prawdzie to nie wyobrażam ja sobie jak można zabrać żywemu ułanowi lancę, samemu jedynie szablę mając, aliści tłomaczę to sobie tem, że w pułku Schwarzenberga większość rekruta stanowili Polacy z Galicyi, co po prostu z rodakami wojować nie chcieli... Ale Francuzy tego wiedzieć nie musieli i w ich oczach staliśmy się specjalistami od zadań niewykonalnych...
**  W jednej z relacyj rosyjskich jest opisana wielka radość kozaków, którzy znaleźli pierwszego trupa końskiego z Wielkiej Armii, a potem następne i skonstatowali, że te konie nie były podkute "na lód", tylko zwyczajnymi letnimi podkowami. Dla nich już wtedy było jasnem, że Francuzi są zgubieni. A w całej Wielkiej Armii jedynie Polacy byli przygotowani na zimowe kucie koni i też jako jedyni doprowadzili je (a dzięki nim też  i jako jedyni przywiedli ze sobą nazad swoje armaty) aż do Berezyny...
*** w "magnackim" pułku szwoleżerów Jerzmanowski nie był przesadnie rozpieszczany awansami i nagrodami. Bano się go i szanowano, podkomendni go zarazem uwielbiali, jak i nienawidzili dla pryncypialności w kwestii dyscypliny, ale trudno byłoby rzec, by go tak po prostu, po ludzku, lubiano...
****  O wyższości tej jazdy niechajże i jeszcze jedno zaświadczy: proporcja strat i skuteczność. Owe dwie brygady dragonów rozbiliśmy, zadając im potężnych strat i tracąc... pięciu zabitych! Rannych było kilkudziesięciu, w tem i sam Jerzmanowski...





27 komentarzy:

  1. Żeby to jeszcze polscy politycy tak potrafili działać, jak polscy żołnierze walczyć. Byłoby się czym chwalić.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że najpierw trzeba by zdefiniować co jest polityka czynnością i powołaniem... Bo jeśli łajdactwo i czynienie podłości, to uważam, że owi działają jak najbardziej kompetentnie...
      A na poważnie, to wojskowi akurat wielce zawsze mieli swój honor na względzie, czasem aż nawet przesadnie, czego o politykach powiedzieć nie umiem i nie mogę... No i też do wojska nie może iść byle kto...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Panie Wachmistrzu,
    Doprawdy, nie rozumiem, jak można takiemu mężowi stanu, jakim jawi się Churchill, zarzucać winę za Gallipoli. Toż nie kto inny, ale właśnie Churchill, jako uczeń Harrow School w 1889 roku przewidział konflikt między Wschodem a Zachodem. Napisał bowiem pracę, opatrzona mapami, na temat hipotetycznej wojny między Wielką Brytania a Rosją, która miała wybuchnąć 7 lipca 1914 roku. Powiem więcej, ten wypróbowany przyjaciel Polski, chcąc uchronić Polaków przed radzieckim panowaniem, wydał rozkaz opracowania planu operacji Unthinkable, czyli ataku sił sprzymierzonych na Armię Czerwoną. Miało to byc wyprzedzające uderzenie na ZSRR latem 1945, a przez to Polska miała odzyskać suwerenność. Montgomery otrzymał rozkaz Churchilla, by ten zachował przechwycone niemieckie uzbrojenie, celem zaopatrzenia w nie żołnierzy niemieckich, gdyby Sowieci nie zatrzymali pochodu swojej armii. Sprawa się " rypła " w 1954 r. na wiecu wyborczym Churchilla. Takie rewelacje opisuje Jonathan Walker, przedstawiany jako najbardziej poważany brytyjski historyk wojskowości. Jeśli o mnie idzie, z wywodów Walkera wynika jeden wniosek : palenie cygar jest bardzo szkodliwe.
    z wyrazami uszanowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, wtrącę tylko to: "wypróbowany przyjaciel Polski" Faktycznie Polacy mogli na niego liczyć podczas konferencji jałtańskiej... :D
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    2. Wilmo Miła, Imć Bosman sobie dworuje i ironizuje...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Mości Bosmanie, ja sobie tak o mości Churchillu pozwalam napisać najwięcej dla przyczyny głębokiej niewiedzy własnej...:) Nie wiem bowiem komu mógłbym to przypisać innemu...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. Wachmistrzu, domyśliłam się przecie :D

      Usuń
    5. Toć się jeno droczę...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Osobiście nie byłbym aż tak przesadnie negatywnie nastawiony do pana Churchilla - na pewne rzeczy nie miał większego wpływu, aczkolwiek obiecywać mógł wiele - rzeczywistość go nie raz przerosła. Z drugiej strony był nieodrodnym synem swego narodu i imperialnego pragmatyzmu. Cóż, parę milionów tubylców mniej lub więcej, kilkaset kilometrów w jedna lub druga stronę... to wszystko tylko odległe terytoria do wykorzystania.
    Kiedyś już się wypowiadałem na temat "szarży lekkiej brygady". Oglądając film, odniosłem wrażenie, że problem był tylko taki, że tam wysłano na armaty elitarną angielska jednostkę. Gdyby wysłano Polaków, to by się specjalnie nie przejmowali. Nikt i nigdy by nie powiedział, "ja was bardzo panowie przepraszam".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem podstawowy w relacjach Polaków do Churchilla polega na tym, że jakoś większość z nas uważa, że powinien on być naszym obrońcą i przyjacielem, zapominając o tej prostej prawdzie, że w polityce nie ma przyjaźni, tylko sojusze i że on był, a nawet powinien być w pierwszym rzędzie zaprogramowanym na to, co uważał za interes Wielkiej Brytanii, a nie nasz... I tam, gdzie mu się te interesy rozjeżdżały, tam musiał dokonywać wyboru i trudno, żeby wybierał nasz kosztem brytyjskiego... To nasze chciejstwo wywindowało go na piedestał przyjaznego nam męża stanu i z tego piedestału strąciły go nasze zawiedzione nadzieje... A że te nadzieje były, jak często u nas, ponad wszelki rozum i miarę, to już insza historia... Podobnie jak to, czy jego wybory rzeczywiście były dla Brytanii zawsze najlepsze...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. P.S. Masz absolutną słuszność, że w sprawie Bałakławy skandalu żadnego by nie było, gdyby to była jakaś pomocnicza jednostka obca (niekoniecznie Polacy, wystarczyliby przecież jacyś Hindusi), ale też jeszcze był jeden aspekt tej wojny: dziennikarze... Bodaj po raz pierwszy w dziejach na taką skalę zaistnieli korespondenci wojenni i społeczeństwo poznało skalę niekompetencji, bezsensu i błędów dowództwa. Tam jeszcze szło o to, że pomylono doliny, w której jazda miała atakować i cele... No i klęska Lekkiej Brygady przyćmiła inne starcia tegoż dnia, w tem i takie, gdzie prawdziwie idzie o bohaterstwie mówić... To tam się narodziło pojęcie "cienkiej czerwonej linii", gdy 93 Highlander Regiment przyjął i wytrzymał szarżę 12 pułku huzarów ingermalandzkich, stojąc w linii, a nie w czworoboku... Że już nie wspomnę o bohaterskich Turkach broniących reduty nr 1, o których już w ogóle zapomniano...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Coś szwankowało w ówczesnej logistyce prowadzenia wojny, skoro Napoleon przez miesiąc w Moskwie nie zadbał ani o ciepłą odzież dla żołnierzy, ani, jak tu czytam, o zimowe podkowy dla kawalerii, choć Polacy je znali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwyczajnie wiedzy i wyobraźni zabrakło, zresztą nie pierwszy raz, bo w Egipcie przecież było podobnie. Słynne obrazki, gdzie nasze legiony na boso szły do bitwy przecież nie wzięły się z niczego. Większość przewag Napoleona wynikała z bardzo wysokiej motywacji jego żołnierzy, czego nie bardzo rozumiem. Żołnierz obdarty i głodny taką motywację szybko traci i staje się zwyczajnym rabusiem, za nic wodzów mając. A tu wódz traci kolejne armie, szafując życiem i zdrowiem podwładnych, a ci go uwielbiają!

      Usuń
    2. Szwankowało. Po rosyjskiej stronie także. Rosjanie, przyzwyczajeni do surowego klimatu, lepiej odziani, także nie wytrzymali mrozów. Kutuzow po bitwie pod Borodino ( 5-7.09.1812) , uzupełnił braki w swojej armii do ok.100 tysięcy ludzi. W połowie grudnia przyprowadził pod Wilno zaledwie 30 tysięcy. Armia Napoleona, to byli w większości południowcy.

      Usuń
    3. Witaj, Krzysiu!:) Przede wszystkim Napoleon nie zakładał odwrotu, tylko raczej zimowanie w Moskwie i okolicach, no i wciąż liczył na zawarcie pokoju z Aleksandrem, do którego przykładał zachodnioeuropejskie kryteria i nie mógł zrozumieć, że przegrawszy walną bitwę i utraciwszy stolicę (a przynajmniej jedną ze stolic) można jeszcze myśleć o kontynuowaniu walk. Zimowanie uniemożliwił mu gubernator Rostopczyn wywołując w Moskwie pożary, którą ją strawiły w zasadzie do cna. Drugą, do dziś mało docenianą przyczyną klęski Wielkiej Armii była mało znana w powszechnej opinii bitwa pod Małojarosławcem, przez Napoleona przegrana, która oznaczała zamknięcie dla Wielkiej Armii szlaku południowego, przez Ukrainę. W efekcie wracano tą samą, ogołoconą już z żywności i pasz drogą na Smoleńsk i Wilno...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Panie Wachmistrzu,
    Od wydarzeń związanych z polskimi szwoleżerami ( innymi formacjami w armii napoleońskiej) upłynęło 200 lat. Mieliśmy Kozietulskich, Jerzmanowskich, Przebendowskich, Poniatowskich i wielu innych. Możemy się szczycić tym, że kozacy atamana Płatowa bali się Polaków jak ognia. Co z tego nam pozostało? Joachim Hempel, szwoleżer sławnego pułku lekkokonnych ( Somosierczyków ), wspominał na stare lata, widząc jak kozacy traktują powstańców styczniowych, że za jego czasów wystarczyło pięść kozakowi pokazać, a ten już uciekał. Wystarczyło 50 lat, by obraz uległ zmianie.
    z wyrazami szacunku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie do końca tak, że to równia pochyła... Raczej zapis wzlotów i upadków... Pamiętam, jak się zżymałem przy opisach walk konfederatów barskich u Kitowicza, który z pełnym zrozumieniem opisywał, jak nie sposób było zdobyć jakiejś wsi, w której się zabarykadowało z pół setki Moskali, a w koło której ganiało parę setek szlachty na koniach, "bo piechoty nie stało"... Piechoty, czyli chamskiego, chłopskiego wojska, które by poszło do ataku na tę wieś, ale żeby panowie bracia sami się za to wzięli, to to już było poza pojęciem... Podobnie jak inny przebieg starcia (Puławski chlubnym wyjątkiem) niż wytrzymanie paru pacierzy w ogniu i w zwarciu (albo nawet i bez niego) i rozproszenie się jazdy na wszystkie strony, która się gdzieś tam potem szukała i zbierała od nowa, i zwykle poddanie się porzuconej piechoty, zazwyczaj też werbowanej pod przymusem, która jak nie chciała ginąć, to szła w plen i w zależności od tego, czy przy Moskalach był Branicki czy nie i od humoru Drewicza, maszerowała albo do wojska królewskiego, albo na Sybir... A potem mamy piękną odbudowę ducha bojowego i umiejętności w epoce napoleońskiej, czego nastarczyło, powiedzmy, że do powstania listopadowego, potem znów w styczniowym wojowanie bardziej w stylu konfederatów barskich i znów wzlot w postawie bojowej Legionów i Armii Ochotniczej dwudziestego roku...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Ja tylko podpisuję listę obecności.:) Tekst przeczytałam.:)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pieknych, zdrowych, szczesliwych Swiat Bozego Narodzenia Tobie Wachmistrzu i Twoim bliskim zycze serdecznie! LIS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bóg Zapłać, Droga Lisie (ależ to cudacznie brzmi:) Świąt już nie pożyczę, bo po harapie, ale Roku Nowego by z największą pomyślnością i zdrowiem, owszem...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Wreszcie udało mi się wygospodarować czas na spokojne przeczytanie. Bo inaczej się nie da. A jako nieznająca się na rzeczy napiszę tylko,co mi przyszło do głowy a`propos klęski Napoleona i jego mylnych oczekiwań. Pomijając wszelkie kwestie wojskowe,zaopatrzeniowe, taktyczne,to on chyba nie bardzo wziął pod uwagę,jak wielkim krajem była Rosja. Dla takiego ogromnego obszaru geograficznego utrata jednej stolicy nie jest katastrofą, czego nie przewidział.

    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaje się, że Napoleon w ogóle nie zakładał, że musiałby ten kraj na stałe podbijać i okupować, cara z tronu składając... Roił zapewne o przymuszeniu go jeno do współpracy we wspólnym, jak mniemał, dziele, Europy już wtedy zjednoczonej...:) Jak widać, dwieście lat później Rosja nadal jest poza tą Europą...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. Wybacz, Wasze, ale wiem na pewno, że koni przy narodzinach Dzieciątka nie było, zatem pozwolę je sobie pominąć. Wiesz zresztą, WMść, jako ja się na koniach znam - gdyby owemu ogon obcięto, nie poznałbym, gdzie łeb, gdzie zad. Tedy pozwolę sobie o innych koniach wspomnieć - mechanicznych. Otóż, gdy żołnierze polscy przedarli się już do Anglii po klęsce wrześniowej, po sformowaniu z nich oddziałów, zarządzono ćwiczenia. Po ćwiczeniach Anglicy, którzy srogie baty od naszych dostali, domagali się unieważnienia wyników manewrów, bowiem dowiedli, że czołg nie może przejechać przez dany most i dlatego właśnie od tamtej strony się nie zabezpieczyli. Pomierzyli ów most i stwierdzili, iże nie istnieje czołg na tyle wąski, aby się między kamiennymi murkami zmieścił. A Polacy czołg właśnie po owych murkach przepuścili i cały oddział do niewoli wzięli.
    Mimo wszystko, gdy prześledzę losy innej batalii - Bitwy o Anglię, mojego ulubionego rozdziału w historii świata - to od razu do Brytyjczyków nabieram szacunku.

    Mości Wachmistrzu, Wesołych Świąt WMści życzę i obyśmy na własnej skórze nie musieli nigdy przekonywać się, która armia lepsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bodajże wszędzie poza Niemcami i Sowietami, formującemi jednostki pancerne od nowa, wszędzie indziej to szło drogą "przesadzania" kawalerzystów z koni na czołgi, co zresztą stworzyło nazewniczego dziwoląga, czyli "kawalerii pancernej", wcale zresztą wdzięcznie w wielu krajach przyjętego. Możnaż domniemywać zatem, że i fantazja ułańska nie przepadła, a jedynie zmieniła sposób lokomocji:)
      Nawiasem: wiele zresztą z tych brytyjskich pułków czołgowych i dziś te same nosi miana, co lat temu dwieście prawdziwi dragoni, czy huzarzy, zatem jest i w tem coś stałego...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. A na czym dokładnie polegało zimowe podkuwanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na innych kapkę podkowach, tzw.gryfowanych lub zębcowych, gdzie owym zębcem zwano kawałek sztabki żelaznej, skierowanej ku górze, na przodzie podkowy, o który dodatkowo zapierało się kopyto końskie. Bardzo też często miały te podkowy na końcach swoich ramion wkręcane hacele, które pełniły rolę jaką dziś pełnią na oponach łańcuchy. Tyle, że dziś wiemy, że to dla kopyt i kończyn szkodliwe, bo strzałka nie amortyzuje wstrząsów, te się przez stawy przenoszą, ergo do deformacyj tak stawów, jak i kopyt prowadzą... Ale w 1812 roku to był standard w krajach, gdzie drogi bywały zalodzone czy zawalone zmarzłym śniegiem...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)