09 września, 2017

"Chi paga?" po śląsku...

  Pozwoliłem sobie w tytule nawiązać do włoskiej historii z młodości Mussoliniego, gdy ów pierwotkiem, znanem będąc socyjałem i jako to oni być winni teoretycznie, wojnie przeciwny, w tem i własnego kraju w niej uczestniczeniu, z nagła był dokumentnie tak frontu i poglądów odmienił i optować za tem począł, by się Italczyki jednak w to wciągnać dały i wzięły się za Austryjakami za łby, chocia to przeciwne było traktatom zawartym... Przez całą Italię się wtedy owo tytułowe "Kto płaci?" przetoczyło i nie bezzasadnie, bo rychło wyszło, że płacą Francuzy, a może i Belgowie, zasię grosz przez francuskich socjalistów idzie, za co po prawdzie Mussoliniego partyjni koledzy na mordę z partii wywalili, ale ów miał już tego w rzyci, bo go było stać na własną gazetę, a wrychle i na popleczników nowych...
   Pytanie "Kto płacił?" chciałbym dziś odnieść do III Powstania Śląskiego, bo stawiam kasztany przeciw orzechom, że Lectorów lwia część najpewniej żyje w ułudzie, że to się po prostu jakoś tak  tam spontanicznie zawiązało, wybuchło, a potem spraktykowanym narodowym sposobem ("ja z synowcem na czele i jakoś to będzie!") do względnie fortunnego było przyszło finału...
   No to się weźmy za tą księgowość, by pokazać, jak się prawdziwie rzeczy miały... Oficyjerów w powstaniu było siedem setek, przy czem rachujemy tu podług stopnia od podporucznika do podpułkownika (wyższych stopni w powstaniu nie było), a nie podług funkcyj, bo z kadrą było w powstaniu tak kaducznie podle, że niejednokrotnie kompaniami dowodzili sierżanci, a ponoć zdarzyło się, że i starszy szeregowiec... Cależ przeciwnie niźli u Niemców, gdzie oficyjerów był wręcz nadmiar i zazwyczaj mieli oni funkcji poniżej swego wojskowego stopnia... Owych siedmiuset oficyjerów pobierało średniej gaży jakich czterech tysiąców marek niemieckich miesięcznie, co łącznie czyni dwa miliony osiemset tych marek tysięcy. Szeregowych powstańców w zestawieniu, z którego czerpię*, obrachowano na pięćdziesiąt tysięcy, co też jako pewne uśrednienie rozumiem, a którego zaraz objaśnię... 
   Te pięćdziesiąt tysięcy płacone po 20 marek żołdu dziennie daje miesięcznie trzydzieści milionów marek i okazało się to wystarczającym powodem, dla którego w szeregi powstańcze, okrom tysięcy powstańców porwanych prawdziwie patriotycznym zapałem luboż do germańskiego władztwa nienawiścią**, także i takich niemało, co to ich na Śląsku zwali i zwą po dziś dzień "elwrami"*** , a którego to rodzaju ludzkiego i dziś możemy podziwiać w niemałej obfitości. To ci, co się uczciwą robotą nie hańbią, a żyją z tego, co użebrzą, ukradną, uzbierają i przedadzą jakiego złomu, szmat czy flaszek... I oto owym ludziom te dwadzieścia marek dziennie zdało się znakomitym sposobem na poprawę swego losu, osobliwie, że za tym szedł i jaki może wyższy status powstańca. Z drugiej znów strony pułki powstańcze rekrutowały się z ochotników z danej ziemi, zatem każdy tam niemal każdego znał i wiedział, kto zacz, a i samo postępowanie tych ludzi raczej psuło powstańcom reputację.
   Żołd wypłacano co dziesięć dni, choć z regularnością tych wypłat były problemy, to i "elwry" się zaciągały na te dziesięciodniowe okresy, z pełną świadomością, że mogą potem odejść i podejrzewam, że po pierwszym okresie względnie krwawych walk, gdy się linia frontu jako tako ustabilizowała, a pod naciskiem Ententy przez kolejne dwa tygodnie trwało coś w rodzaju zawieszenia broni, to że właśnie w tym okresie mieliśmy tych ludzi w szeregach powstańczych najwięcej. Nie zdziwiłbym się, gdyby owi nie wrócili do szeregów na te dziesięć dni maja ostatniej dekady, gdy Niemce ofensywy poczęli na Górze Świętej Anny i rozpoczęli kilka mniejszych operacyj, cel właściwy zapewne maskować mających.
  Koszta kolejne to mundury, które uznano, że się powstańcom należały, aliści dopóki ich nie poszyto, nie dostarczono i nie porozdzielano, powstańcy walczyli we własnych ubraniach, za których używanie wypłacano im rekompensaty. Kwotę ową złączono jednak w ogóle z kosztem utrzymania magazynów powstańczych i wyrachowano na 6 milionów 591 tysięcy marek miesięcznie, co przy przyjęciu owej liczby 50 tysięcy powstańców za obrachunku podstawę daje niebagatelną kwotę 130 marek miesięcznie na jednego powstańca przypadających. Koszt zakwaterowania oficerów, którym się należały kwatery pod dachem, płacone właścicielom domostw i mieszkań, podług stawek rynkowych, to już drobiazg niemal uwagi niegodny: "głupie" 90 marek na człeka, czyli 63 tysiące miesięcznie.
   Utrzymanie internowanych i jeńców pochłonęło 3 miliony marek, 10 milionów to koszt zakupu każdego tysiąca koni, na których w zasadzie opierał się powstańczy transport i do tego te konie służyły najwięcej, choć były i próby czynienia powstańczej kawalerii, osobliwie po tem, jak się okazało, że Niemce taką mają i że owa im się niezgorzej w bojach wpodle Annabergu przysłużyła. Nigdy to nie była formacja znaczna, raczej pojedyńcze plutony i szwadrony, najwięcej do zwiadu zażywane, przy czem może nie od rzeczy dodać będzie, że część niemała tejże powstańczej kawalerii to... kozacy podpułkownika Filimonowa, dawniejsi czerwonoarmiści, którzy wrześniem 1920 roku przeszli na naszą stronę, aliści po podpisaniu pokoju ryskiego zostali internowani i akces do powstania był dla nich sposobem na wyrwanie się z obozu internowanych... A skorośmy przy cudzoziemcach to jest i ślad ukraiński, że podobną drogą trafiło do powstania Ukraińców od Petlury niemało...
  Tabor wyszczególniono jednak także w inszej rubryce i podsumowano wydatków z tem związanych na milion marek, koszt utrzymania samochodów na trzy miliony, kolejny milion to wydatki sanitarno-weterynaryjne (szpitale, leki, materiały opatrunkowe, narzędzia chirurgiczne, laboratoria etc.) Z górą milion kosztowało umundurowanie żandarmerii powstańczej, którą tworzyło 50 oficerów i dwa tysiące szeregowych. Nawiasem, upraszam tej liczby ostatniej zapamiętać, bo do liczebności żandarmerii jeszcze wrócimy... 
   Jest pewna dla mnie niezrozumiała nieścisłość wokół kwoty 4,5 miliona marek na zasiłki dla rodzin powstańców, którym się należało 15 procent żołdu walczącego żołnierza. Tyle, że podług mnie, ta kwota nie powinna być pozycją odrębną, a powinna summę wypłaconego żołdu umniejszać. Władze powstańcze, w ogromnej trosce, by się za chlebem im nie rozeszły oddziały, sformowane, co tu dużo gadać, trochę podług zasady pospolitego ruszenia, zdecydowały się wypłacać rekompensatę za utracone dniówki walczącym górnikom, hutnikom i robotnikom, jak rozumiem po to, iżby ich w szeregach zatrzymać. Rachowano tego po 30 marek za dniówkę i wyliczono miesięcznie ich 600 na człeka, z czego wniosek, że albo nie liczono miesiąca pełnego, albo jednak liczono, bo rachunek zamykający się kolejnemi 30 milionami oznaczałby, że wypłacano ich znów każdemu z "obrachunkowych" 50 tysięcy powstańców. A przecie wiemy, że jakie 10 tysięcy przyszło z Polski, po większej części ochotników i oddelegowanych z Wojska Polskiego, którym się z całą pewnością ów dodatek nie należał...
   Oprócz wojsk w linii i żandarmerii, władze powstańcze powołały jeszcze straż graniczną (25 oficerów i półtora tysiąca szeregowców), jak rozumiem do strzeżenia granicy z Czechami**** i zapewne z... Rzeczpospolitą... Koszt utrzymania tej straży to niemal dwa miliony marek miesięcznie, z czego znów wynika, że o ile oficerom płacono podobnie jak w wojsku frontowym, to szeregowcy dostawali po 40 marek dziennie, czyli dwakroć więcej, niźli ich koledzy na froncie. Summa summarum budżet miesięczny powstania od wojskowej jego strony zamknął się kwotę 96 milionów i 529 tysięcy marek niemieckich... Przyjąwszy umownie, że trwało ono dwa miesiące (od 2/3 maja do 5 lipca) mamy koszty rzędu blisko dwustu milionów marek niemieckich*****, które w całości pokryło ministerstwo spraw wojskowych rządu Rzeczypospolitej Polskiej, na czele którego to ministerium stał wtedy  generał Kazimierz Sosnkowski, jeszcze wtedy można rzec, że niemal prawa ręka Marszałka... Premierem zaś tego rządu był ten sam Wincenty Witos, któremu po dziś dzień wypominają, że jeszcze w przededniu wybuchu zakazywał Korfantemu jakiegokolwiek ruchu zbrojnego.
_____________________________________
* - za Józefem Kolarczykiem "Koszty trzeciego zrywu", który znów w swoim artykule powołuje się na S.Srokowskiego "Wspomnienia z III powstania śląskiego, 1921 r.", pozycji wydanej przez Związek Obrony Kresów Zachodnich, w 1926 roku w Poznaniu.
Z kolei intendentura Naczelnej Komendy Wojsk Powstańczych dla maja obliczyła średnią ilość żywionych (podług ilości porcji) na 63 tysiące, a dla czerwca na 62 tysiące ludzi...
** - Tak naprawdę motywów działania powstańców (jak i tych, którzy stanęli po przeciwnej stronie) była cała mnogość i bynajmniej to nie jest tak proste, by się dało czarno-biało wyłożyć. Ale nie chcę się nad tem w tej rozwodzić nocie i najpewniej poświęcimy tej themie kolejną...
*** - Przed pierwszą wojną zasiłki dla bezrobotnych były w Niemczech wypłacane właśnie 11-go każdego miesiąca i owi ludzie zawsze byli pierwsi w kolejkach po te zasiłki, stąd i owo miano, do dziś żywe.
**** - Jeśli taki był zamysł w istocie, to od razu stwierdzę, że nieskuteczny... W bitwie o mosty w rejonie Raciborza, toczonej równolegle z początkiem bitwy o Górę Św.Anny, jedna z pozycji powstańczych w rejonie wsi Olza została zaatakowana z dwóch stron, w tym przez spory oddział Selbschutzu, który przeszedł nie niepokojony przez nikogo do Czech i po przekroczeniu Olzy, zaatakował powstańców od tyłu.
***** - A najpewniej jeszcze i z pół, albo i raz tyle, bo przecież od 5 lipca to dopiero poczęto wycofywać oddziały poza obszar plebiscytowy, co nie znaczy, że je od razu rozformowano...

15 komentarzy:

  1. Hmm... Z reguły pisze się o bitwach, powstaniach, zrywach narodowo-wyzwoleńczych itp., ale jakoś nie pisze się, że to... kosztowało. Tak to czasem wygląda, jakby ci, co walczyli, ot tak po prostu poszli walczyć. I już. A w sumie to wszystko nie jest takie proste.
    Czasem mam wrażenie, że uczyli nas historii, na zasadzie opowiadania jakiś wybranych faktów, ale nieco oderwanych od rzeczywistości. Kazali wkuwać daty i tylko to. A przecież historia to było życie ludzi w tamtych czasach, ich codzienność. Trudno mi to wyrazić... Ale takie coś mi się nasunęło po przeczytaniu tego tekstu.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wojsko, jakie by nie było musi jeść, ubrać się w coś, buty założyć, wszy wybić, babę... znaczy miłość przeżyć. Wreszcie wziąć karabin i garść naboi, i dać się zabić, albo samemu zabijać. To kosztuje, a jak ojciec rodziny pójdzie w pole to rodzina głodna, a żyć trzeba. Kula jest tania, buty drogie. Patriotyzmem nikogo nie nakarmisz.

      Usuń
    2. Czasem rzeczywiście, jako się zajrzy w kulisy finansowe, to pewne rzeczy albo właśnie wtedy stają się doskonale zrozumiałe, albo przeciwnie... wtedy właśnie wkracza do akcji Niepojęte...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. O obronie Zamościa przez wojsko gen. Bezruczki to pierwszy raz słyszę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie moja to wina, bośmy tyle o bolszewickiej wojnie tu już pisali, żem pewny niemal był, żem o tem wspomniał...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. A w razie konieczności, za syna oddanego do wojska można było konia czy krowę dostać - nie pamiętam, co tam otrzymał stary Czereśniak za Tomusia ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba konia, bo krasule to Tomuś wlókł za sobą i czołgiem. Co do tego zamieniania to raczej tylko fikcja filmowa i literacka, bo wojsko raczej niczego nie daje, co najwyżej bierze. Tu sytuacja była dość wyjątkowa, że wypłacano rodzinie rekompensatę za chłopa w powstaniu?
      Z drugiej strony, kadra AK też podobno miewała się całkiem dobrze w czasie wojny? Przypuszczam, że jak zawsze najgorzej miały rodziny zwykłych żołnierzy i ochotników?

      Usuń
    2. O wiele ja dobrze rozumiałem intencyje autora, to stary Czereśniak nie chciał dać syna do wojska byle gdzie, "na zmarnowanie", a w ręce tych, z którymi sam był w boju i poniekąd ufał, że mu i syna chronić będą...:)) A koń to już zdaje się piórem autora miała być ludzkość odmalowana pułkownika sowieckiego przecież, co naszymi pancerniakami dowodził...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Kadrę traktowano jako stale będącą w takim samym zatrudnieniu jak zawodowi w wojsku przedwojennym. A że wypłacano im czasem nawet w dolarach (kurierzy Felczaka za każdym razem wracając do kraju targali ciężkie plecaki gotówki), których czarnorynkowy kurs był niezwykle wysoki, to i rzeczywiście mięli się niezgorzej... To samo dotyczyło też tych, którzy zdekonspirowani, musieli się ukrywać i nie mogli sami zarobkować. Państwo Podziemne wypłacało też zaliczki na poczet rent rodzinnych po poległych zawodowych we Wrześniu, z tym że tu szwankowała informacja i z pewnością wielu pominięto, albo nie było z rodziną kontaktu, jeśli tą losy wojenne rzuciły gdzie w insze miejsce (masowo dotyczyło to rodzin wyrzuconych z Poznańskiego i Pomorza).
      Natomiast nic nie wiem, żeby wypłacano jakikolwiek żołd żołnierzom AK, nawet tym będącym niejako w czynnej służbie (w lesie czy w powstaniu)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. A wkoło wojska to i cywile na wszelkie handlowe sposoby funkcjonowali. Bo czy nie na dostawach dla wojska Wokulski się dorobił? Ktoś musiał płacić, fakt. Matce Courage przez wiele lat się udawało zapełniać swój wózek. W sumie marny to los, ale gdy wkoło wojna, wszyscy sobie jakoś radzić muszą...

      Usuń
    5. Wojsko przecie nie żyje w próżni, a jeść musi i co na grzbiet mieć takoż, a samo przecie ani sieje, ani orze, ani też i nie szyje ni butów, ni kaftanów... Kwestia jeno w tem, by tego czynić za grosz uczciwy i iżby towaru za to wziąć uczciwego, z czem od stuleci największa jest zawżdy bieda...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Jeśli nazwa żyjących z zasiłków od 11-go dnia miesiąca się wywodzić miała, to raczej "elfki" brzmieć powinna, bo 11 to po niemiecku "elf"
    Ukłony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda na to, że Ślązacy są tutaj nieortodoksyjni, bo określenie "elwry" funkcjonuje z całą pewnością w tym właśnie brzmieniu. Nie dam też głowy, czy czasem także nie jako "jedenastka" w rozumieniu futbolowym... Miło znów widzieć Waszmości:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Ciekawe to faktycznie, od strony księgowości popatrzeć na czyn zbrojny, heroiczny, dramatyczny a patriotyczny.
    Grażyna powyżej ma rację, szkoda, że się w szkole nie uczy na historii i o tym z pozoru nieciekawym zapleczu.
    Czy w innych powstaniach też uczestnicy żołd otrzymywali?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całą pewnością w Listopadowym i w Kościuszkowskim... Wielkopolanie w swoim z pewnością wypłacali żołd, ale nie od początku i na pewno nie było tam rekompensat za odzież, czy za utracone dniówki. W styczniowym było rozmaicie i rzekłbym, że konspiracja warszawska, wkoło Rządu Narodowego istniejąca, partycypowała w jakimś podziale pieniędzy, które szły nie tylko na tajne lokale i fałszywe papiery, ale także miałt zapewnić utrzymanie tym, co nie mogli już czasu swego dzielić na zarobkowanie. Z "leśnymi" było gorzej, choć były oddziały, gdzie jeździła na specjalnym wozie i pod specjalną ochroną kasa powstańcza i z niej wypłacano może nie tyle żołd, co raczej strawne... Ruchy czasów Wiosny Ludów chyba umarły zbyt szybko, by zdążyć zorganizować odpowiednie służby...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)