05 sierpnia, 2020

Wiecie co? grajmy w karty? w welba-cwelba*? w wista?

   Temże zawołaniem majora Płuta z IX księgi "Pana Tadeusza" się posłużę, by przejść do rzeczy, czyli do zabaw dawniejszych we zbioreczku niedużem, który mi tu będzie wyręką. Idzie o wydany w latach dwudziestych XIX wieku leksykon gier i zabaw Imci Łukasza Gołębiewskiego, bibliotekarza i historyka Czartoryskich.
   Ówże poszukiwacz niestrudzony, nader niesłusznie przepomniany, bodaj całości rozrywki ówcześnej się tknął, wyliczywszy z górą dwustu pięćdziesięciu gier zręcznościowych, towarzyskich i umysłowych, a przy tem jeszcze odrębno opisał myślistwo i muzykowanie! Jako wejrzeć na to, że taki Kolberg jeno się pieśniczkami bawił, a pomniki onemu stawiają, wraz widać jako się niesprawiedliwie Klio z wyznawcami swemi obchodzi:(((…
  Gołębiowski był podzielił gry do kategoryj różnych, wyliczając: „zabawy dziecięce, studenckie, w tym studenckie nierozsądne, uczące cierpliwości i zręczności, nadające ruch ciału, oraz gry dziewczątek małych”. Następnie „gry dorosłych osób samotne i zbiorowe, gry hazardowe, gry w karty, gry dla zabawy oraz gry polskie hazardowe”. Okrom nich pomienił „gry kmiotów i inszych stanów, a także żydowskie i średnich i wyższych klas”, takoż „gry z bieganiem i biciem połączone oraz salonowe gry z opowiadaniem jakiem lub odgadywaniem, gry z naśladowania, gry o zakład, gry ze zręczności, fanty”. Podług Imci Gołębiowskiego najbardziej pożytecznemi były „gry umysłowe, podzielone na ustne i pisemne”. Czemże się zabawić?….O to już się rozstrzygało podług stanu osób się zabawić pragnących, jako że nader rzadko przed II połową XIX stulecia przychodziłoż się personom ze sfer różnych pospołu zabawiać, chyba że ich k’temu wyższa przymusiła konieczność, jako nużąca podróż pospólna, luboż gdzie na obczyźnie pobierane nauki. Przy tem oczywista szłoż i tego baczyć zali gra dana stosowną do pory roku, wieku czy płci grających się widzi…
  Najmarniej od XVI stolecia znano w Polszcze karcięta. Rodzimaż onych odmiana, zwana kartami polskimi, liczyła 36 sztuk w kolorach czterech (wino, czerwień, żołądź, dzwonek), z podwójnem asem, zwanym tamtym czasem tuzem, a zaraz po niem w starszeństwie postępowała kralka, czyli... dziesiątka :)) Zasię dopiero król i wyżnik będący wówczas podobnie jak niżnik**, rodzaju męskiego. Dopieroż "w wieku wykwintością francuską zarażonym", że słów xiędza Kitowicza użyję, jednemu się płeć odmieni i zostanie damą, a wtóry waletem, a za niemi resztę blotek od dziewiątki do dwójki.
  Okrom znanych też i kart flamandzkich, najpowszechniejsze były jednak karty francuskie, najbardziej k’temu co nam dziś znać podobne. Cależ przeciwnie potocznemu mniemaniu filmami i propagandą czasów bolszewickich zmylonemu, arystokracja gry w karty unikała, jako rozrywki nadto pospolitej, chocia trafiali się fanatycy, co całe klucze majątków swoich w karcięta przeputać umieli. Na salonach dziewiętnastowiecznych karty takoż były rzadkością. Jako pisał warszawski literat jeden, mianem Wójcicki, „co najwyżej osiwiali starcy i podżyłe matrony zasiadali do gier wówczas ulubionych, jak mariasz, rumel-pikieta, drużbart lub kiks”. Osławiony mariasz (król i dama pospołu najwyższej wartości dawały – stąd i nazwa) był uważany za grę typowo polską, a Gołębiowski nazwał ją nawet „grą narodową”.
  W XVIII i pierwszej połowie XIX wieku grywano we francuskiego faraona, kwindecza i znane nam do dziś makao oraz angielskiego wista, co się protoplastą brydża widział, w cztery lub czasem trzy osoby (z dziadkiem), a nawet amerykańskiego bostona. Insze takoż znane i lubiane to belotka i preferans, jeszczeć i w międzywojniu dwudziestowiecznem grywany. Imci Gołębiowski wielce roztropnie wywody swoje kończył napomnieniem, że w kartach: „pierwszym ich prawidłem, rzetelność w grze, łagodność, uprzejmość; to dobrze wychowanego człowieka, to delikatnego oznacza gracza, kto sobą nie włada, w grze się unosi, lepiej żeby nie grał”.

________________
* wydawcy naszej epopei onego welba-cwelba tłomaczą zniekształciałem niemieckiem halb-zwolf, pół tuzina znaczącym, czyli ilość punktów będących do zdobycia w grze, o której piszą że pospolitą była  śród warstw niższych, co nie wiem czy i nie jaką złośliwostką nie było poety, by postać nienawistną, a snobującą się wielce, tutaj nie ukazać z narowami zgoła gminnemi.
** - bywał i zwany dupkiem, z czego nam ślad pozostał w wyzwisku "dupek żołędny", w pradziejach swoich jedynie nienajwyższej rangi kartę znaczący, nie jak dziś, jakiego lamera, lamusa czy inszą lebiegę...

4 komentarze:

  1. Bardzo bogata ta lista gier, w tym szczególnie karcianych, nawet nie znam wielu z nazwy, a co mówić, w praktyce. A grę w wojnę tam opisano? Bo to z dzieciństwa pamiętam. Aaa, i jeszcze w durnia się grało. Może to dawniej inaczej się nazywało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wojen to akurat zadosyć było wkoło prawdziwych, to i czeguś się w kartach wystrzegano... Za to durniów zawżdy dostatek, choć tego znów, jako z Rossyi się wywodzącego (czemuż mię to nie dziwi?) w inszych zaborach nie znano...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Znalazłem stronę, na której opisano dokładnie różne gry karciane, które (przynajmniej dla mnie) są zwykle pustym dźwiękiem.
    link: http://pulk12.pl/epoka/artykuly/120-gry-karciane.html
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i teraz dopiero rzec można, że nota pełną się stała:) Jako to agnostykowi przystoi podziękować ateuszowi godnie: Bóg Zapłać:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)