06 października, 2020

O pojedynku pewnego starca z pewnym imperium...

  Przyjdzie dziś nam rozważać rzecz w dziejach świata niemal bez precedensu, a przynajmniej jam takiego nie nalazł… Powiadali czasem o tem, że to niczem Dawida z Goliatem zmaganie, aliści mnie się rzecz zda nietrafną, bo primo, że Dawid był młodziankiem sił pełnym, nasz zaś starzec, gdy wyzwanie rzucił władcy, co niechybnie się liczył między tych, co o losach totus rozstrzygają mundi, miał lat naówczas z górą sześć dziesiątek… Ano i naszego władcy kamień jeden, nawet i by najcelniej ugodzony, z tronu by nie zwalił… Prawdziwie, jeśli na potencyje stron wejrzeć obu, to zdałoby się, że nasz starzec szaleńcem był, skoro się poważył porwać  na władztwo, co szóstej miało części świata podległej, armijej nieomal w miliony liczonej i skarbca pod powały pełnego! Cóż mógł mu nasz przeciwstawić starzec, którego z dóbr dawnych ogromnych wyzuto, na obczyźnie z łaski obcych siedzący, za potencyję całą swoją mając majątku dawnego ochłapy, przyjaciół garstkę i stronników więcej może setek parę niźli tysięcy? Ale w tem równaniu brak jeszcze czynników najpryncypalniejszych: rozumu i woli, a na tem naszemu starcowi nie zbywało…
  Pewno, że komar nie zabije bawołu, ale dokuczyć potrafi i takie też były naszego starca koncepta, by utrudzeniami tysięcznemi i przeszkód mnożeniem uwikłać władcę imperium i szyki jego pomięszać, a przy tem każdej pomyślnej się chwytać sposobności, by własnej swej ojczyźnie independencyi przynieść…
  Domyśliła się już Lectorów część jaka, że to rzecz o xiążęcia Adama Jerzego Czartoryskiego z caratem zmaganiach, inszym (osobliwie tym, co jeno z dawnych szkół pamiętają, że to na emigracyi przywódca stronnictwa wstecznego i szkodnego) przyjdzie go odkryć na nowo…
  Ongi Waldemar Łysiak w „Cesarskim pokerze” wystawił epokę napoleońską jako partyję karcianą, w której z Bonapartem grał car Aleksander, za figury karciane mając ministrów, marszałków, kokoty i królowe (co akurat w kilku przypadkach na jedno niemal wychodziło)… Nie mam ja ambicyj aż takich by się z piórem tak znamienitem mierzyć, a i materyja skromniejsza wielekroć… Frasunek mój inszej natury, bo bym ja miał tej rozgrywki do jakiej równać partyi, tom w kłopocie, bo w pokerze, jeśli nie szachraje grają, przeciwnicy szans choć na starcie mają równych i dalej rzecz już od kart (szczęścia) zawiśnie i od  talentu do gry(rozumu)… Nasza partia od początku nierówną, bo to jakby jednemu dać kart pięć, a wtóremu jedną i rzec „Graj, człecze!”. A przecie nie zbrakło tu blefów iście pokera godnych…
  Nie były to szachy, chyba że poczęte od jakiego bliskiej końca części, gdy białym jeno hetman i garść pionów ostała. Ale w szachach zasady są ścisłe, tu zaś rozgrywka żadnych niemal nie miała zasad, okrom tej jednej, by drugiego z graczy nie przywieść do furii, w której cały stolik kopnąć gotowy…
  Sami zatem widzicie trudność moją, tedy zręczniej nam pewnie będzie takich tu porównań poniechać, a rzecz począć ab ovo… czyli z rokiem 1832, gdy emigranty nasze po insurekcyi listopadowej klęsce się na paryskim bruku choć krzynę ogarniać poczęły. Aliści by intencyje stron obu wystawić zrozumiale przyjdzie się nam po moskiewskiej stronie cofnąć głębiej, ku dokumentowi, co go zwano testamentem Piotra Wielkiego, a który choć nim nie był i fałszem trąci na milę, przecie wybornie intencyje carskie wystawiał… a w każdem razie poczynania Mikołaja I takież były, jakoby ów się iście tem kierował był testamentem. Podług dokumentu tego każdy władca Rosji miał „uczynić wszystkie wysiłki dla zbliżenia się do Stambułu i do Indii, bo wiadomo, że kto trzyma w ręku Stambuł może być rzeczywistym zdobywcą świata […]” „Testament” nawet i wskazywał drogi ku temu: „Powinniśmy spowodować by uznali oni (prawosławni chrześcijanie – Wachm.) państwo rosyjskie za ucieczkę i dobroczyńcę[…] Tą drogą zdobędziemy wielu przyjaciół i oddanych pracowników w każdej prowincji naszych wrogów.”
  Ano i tenże dokument nam zarazem pole szachownicy naszej określił, bo nie o mniej lub bardziej nieudałych spiskach krajowych będziem tu pisać, ni o nieprzeszacowanych zasługach xiążęcia dla kultury naszej, jeno o pasjonującej rozgrywce, co się toczyła na przestrzeni od Rzymu po Kaukaz, ale niewątpliwym centrum zdarzeń był spominany Stambuł, gdzie xiążę Adam detaszował jednego z najzdolniejszych swoich agentów, Michała Czaykowskiego, którego po poturczeniu Turcy zwali Sadykiem Paszą…
  Aliści epizod, któregom na dziś sobie naznaczył ku opisaniu, toczył się jeszcze gdzie indziej, przy tem najwięcej zaś w Serbijej, której przeciętny dziś mieszkaniec najpewniej wielce byłby zdumiony tym faktem, że by nie Polaków koncepta i starania, nie byłoby najpewniej jeszcze przez lat wiele żadnej wolnej Serbii…
  Gotowało się w tej Serbii, oj gotowało… Po insurekcyjach wielu przystała koniec końców Porta na autonomię i tak wstało księstewko wasalne z Miłoszem Obrenovićem jako kneziem, który jaki był, taki był, a choć okrutnik i łupieżca, przecie cara wróg zaprzysięgły. Uciśnieni poddani nie zdzierżyli dłużej nad lat kilka i w 1839 roku bontu podniósłszy, kniazia przegnali a na tron syna onegoż, Michała, przyjęli… Ów, młodziankiem będąc, w cyrkumstancyjach polityki świata zielonym jako szczypiór niezerwany, z punktu poszedł na pasek moskiewski i na tem pasku prowadzony, przegnał opozycjonistów, w tem i najtęższe ówcześne serbskie głowy (m.in. Avram Petronijević czy Ilija Garaszanin-przyszli premier i minister rządu serbskiego). Z tymi wygnańcami, co na stambulskim bruku czynili nieledwie tegoż samego, co xiążę Adam na paryskim, spiknął się nasz Michał Czaykowski i począł im w uszy sączyć myśli czartoryskie…*
  Niechybnie onym tego było miło słuchać, że się wkoło Serbii winny wszytkie ludy Południa jednoczyć i jedną słowiańską sprawę popierać przeciw potencyjom tureckiej, wiedeńskiej i moskiewskiej, przy tem, że dwie ostatnie by Serbów najochotniej podebrały i same pożarły, tedy ze słabości póki co korzystając tureckiej, onej nibyż wasalności mieć za swą tarczę, a pod nią czynić swego… Naturaliter przy tem jeszcze co i pomóc bratniej Polsce w okowach jęczącej…
 Póki co, dopomógł Czaykowski niektórym do powrotu i, zbrojnych w glejty tureckie, namówił, by do Belgradu wracali, a na drogę wyprawił z niemi człeka swego, którym był Ludwik Zwierkowski, dawniejszy członek sprzysiężenia Wysockiego, co w Stambule Francuza udawał nazwiskiem Lenoir. Nawiasem człek to na agenta sekretnego wielce sposobny, bo i niegłupi, a i postury niedźwiedziej, przy tem zręczny nad podziwienie. W Stambule się utrzymywał z lekcyj fechtunku i pływania, a reklamę tegoż ostatniego czyniąc, Bosforu przepłynął, o czem jeszcze w 1855 w nabożnem podziwie Mićkiewiczowi opowiadano…
  Ale wróćmyż za Garaszaninem i kompaniją do Belgradu, gdzie jak słusznie koncypował Czaykowski tak długo knuli, aż wrześniem 1842 roku kolejnej rebelii nie przywiedli do skutku, która Michała Obrenovića usunąwszy, na tron wyniosła Aleksandra Karadjodjevića** . Temu z punktu się przeciwiły i Petersburg, i Wiedeń, przy tem najwięcej Mikołaj I po dworach europejskich sobaczył, że tego uznać nie sposób, bo by to było legalizowaniem rewolucyj i rebelii, tedy rzecz trza zdusić w zarodku jako nieprawą (tak jakby lat trzy przódzi Miłosz Obrenović sam się obalił i z własnej woli na rzecz Michała abdykował:) Dla pozoru jednak car się nibyż jeno ograniczył k’temu, by żądać dokonania wyboru kniazia przez senat serbski, przy czem wszyscy wiedzieli, że tam część pryncypalna na pasku, a czasem i na sakiewce posła rosyjskiego chodzi…
  Porta się pod naciskiem potęg obu ugięła, osobliwie, że się Francyja zachowała niczem ten miłośnik higieny, Piłat, i byłaby rzecz przepadła, gdybyż nie Czaykowski i protektor onego, sam xiążę Adam. Trafem był akurat Czaykowski w Paryżu, gdy mu sekretnie doniesiono, że Porta ustąpi, tedy na narady z xięciem czasu tracić nie musieli nadto długo…
  Xiążę Adam się z punktu zapalił do przedłożonego konceptu wypłatania figla carowi i nie mieszkając, udał się z tem do francuskiego ministerium zagranicznych interessów, gdzie przekabacił ministra Guizota tak dalece, że ów expressem polecił wyrobić Czaykowskiemu francuskiego paszportu na nazwisko oficyjera jazdy de Canneaux, przy tem przydał mu jeszcze listów polecających do konsulów francuskich.
  Rzecz szła o godziny, tedy znając, że periculum in mora***, tejże samej jeszcze nocy pognał Czaykowski rozstawnemi końmi ku Wiedniowi, w którem też ni minuty nie mitrężył nadaremno. Nie wiadomo nawet czy się zdążył z żoną i dziatkami pożegnać w Paryżu i czy znał, że ich ostatni raz widzi, albowiem w Stambule przyszło mu się z niedoszłą muzą Słowackiego, Ludwiką Śniadecką, związać nader ściśle, aleć to już całkiem insza historia… W drodze tej mu jeno dragoman jego przyboczny, Jan Saih towarzyszył, a po drodze się nie obeszło i bez przygód.
 „Naprzeciw Nowego Miasta (Neustadt-Wachm.) wsiedli na statek dwaj ludzie, którzy mi byli dobrze znani ze Stambułu[…] Obaj gorący zwolennicy Obrenovića – udawali się do Semlina (zapewne dzisiejsze Zemun, przedmieście Belgradu – Wachm.), by działać na jego korzyść. Mimo moich okularów i peruki dragoman (Serbów -Wachm) poznał mnie i przyszedł do mnie przywitać się. Przyjąłem go nader chłodno, mówiąc iż ż pewnością bierze mnie za kogoś innego […] On mniemając, że Jan nie jest w mojej służbie – powiada, że pewny jest, że ja jestem Czaykowski wysłany do Belgradu od ks.Czartoryskiego, który najusilniej działa przeciw rodzinie Obrenovićów, że on mnie zdemaskuje do komendanta (austryjackiego – Wachm.) w Semlinie, a ten mnie nie puści do Belgradu, że o mnie doniesie konsulowi moskiewskiemu i ambasadorowi w Stambule.[…] Janowi kazałem, by tego dragomana zagadał, sam rzekłem że będę nocował na statku […] Dreszcze mnie przejmowały, że mogę wpaść w łapy policyjnych agentów Metternicha. Gdy statek przybił do przystani, przyjawszy najbardziej obojętną minę pojechałem prosto do komendanta Semliny.”
  Grając va banque poprosił Czaykowski austryjackiego jenerała, by go czem prędzej na drugi, serbski, brzeg wyprawił, albowiem pilno mu się z konsulem widzieć francuskiem, dla którego listy z Paryża wiezie. Jenerał, w uczynności swojej, nie dość że adjutanta posłał za najęciem łodzi własnego, to jeszczeć gdy ów wrócił z wieścią, że łodzie z nocy nastaniem już nie chodzą, własnej był agentowi xięcia użyczył „wziąwszy ode mnie słowo, że za powrotem będę jego gościem. Kiedy adjutant przeprowadzał mnie do łodzi, z daleka dostrzegłem obu Serbów, którzy spieszyli do generała”.
  Takimi to między inszemi fortelami zdążył był Czaykowski do Belgradu, gdzie Serbów znajomych w zupełnej zastał apatii i prostracji… Xiążę Aleksander właśnie był na żądanie ambasady moskiewskiej dymissyjonował Petronijevića i Vućića, co najwięcej przy obaleniu kniazia Michała byli czynnymi i oba właśnie się pakowali, by znów na obczyznę uchodzić. Czaykowski wszytkim przeperswadował, by tegoż nie czynili i przedłożył konceptu swego, w myśl którego iście Serbowie postąpili. Owoż zwołano na 15 Iuni skupsztiny, czyli ichniejszego zgromadzenia narodowego, a nie jeno senatu, jako car chciał i na ręce tejże skupsztiny xiążę Aleksander złożył swej władzy prosząc jej właśnie, by kniazia nowego obrała.
  „Na dolinie Topsidore zgromadziło się 6000 uzbrojonego ludu z rozmaitych okolic, a oprócz tego 2000 deputowanych ludu.” Kniaź przybył ze swemi i odczytawszy firman sułtański przedłożył skupsztinie władzę swoją, na co „największy powstał hałas, wołano zewsząd, że nie chcą innego księcia, jak Aleksander, że elekcja nowa nie jest potrzebna. Dodawano, że Rosja ma prawo protegować, ale nie tyranizować Serbów”.
   Czaykowski wieści o swem tryumfie dostał już w Stambule, bo w Belgradzie nadto mu już po piętach moskiewscy deptali agenci i znów uchodzić musiał. W każdem bądź razie ten prztyczek w nos carski długo był nad Newą bolesnem, bo nie dość, że się wpływy rosyjskie nad Dunajem spsowały, to i naszych podniesiono na wyżyny nigdy później już nie dosięgnięte… Dość rzec będzie, że delegowany przez Czaykowskiego na emissaryusza swego w Belgradzie, Franciszek Zach, porucznik z 1831, zostanie organizatorem i kwatermistrzem całej serbskiej armijej…

_____________________________

* „Načertanije” 
Garašanina, swoisty program i wizja Wielkiej Serbii, w całości rzec by można z inspiracyj Czartoryskiego powstało…

** syna legendarnego przywódcy pierwszego antytureckiego powstania z lat 1804-1813, Jerzego Czarnego (Karadjordje). W cyrkumstancyjach naszych by mieć kogo o takiem społecznem poparciu, by musiał Kościuszko mieć syna…

*** (łac.) niebezpieczeństwo w zwłoce 

17 komentarzy:

  1. Samo Sloga Srbina Spasava. Pisząc to cyrylicą otrzymuje się cztery wyrazy zaczynające się na "C". A pisząc owe "C" w czterech polach przy ramionach krzyża (te po prawej stronie pionowego ramienia muszą być odwrócone o 180 stopni w lewo) ma się proste odniesienie do czterech "B" na symbolach bizantyjskich. Na Bałkanach to było bardzo ważne.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać, pretendentów do bizantyjskiego dziedzictwa nigdy nie brakowało :) Bóg Zapłać, Vulpianie :)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Hotel Lambert głośno deklarował swoje wielkie przywiązanie do katolicyzmu, stąd umyślono sobie, że pozyskają przychylność kurii rzymskiej. Nie po to Metternich wepchnął na papieski tron Grzegorza XVI, by Polaczki cokolwiek zyskały. Ledwo Grzegorz zasiadł ( od 2 lutego 1831), już 18 lutego przesłał do do duchowieństwa pierwsze pismo papieskie, by powstrzymali się od wystąpień, które mogłyby narazić narazić na szwank urząd kapłański. Carat się wściekł, że nie taki ton i zakazał jego ogłoszenia. Naciski musiały być potężne, bo w czerwcu 1832, w encyklice "Cum primum "  papież  uznał powstanie listopadowe za dzieło wichrzycieli i zdradę prawowitego monarchy, znaczy się cara. Czartoryski starał się sytuację wykorzystać, ale jak historia dowiodła przed wiekami , zysk odniósł Watykan, wzmacniając swoją pozycję  wobec Petersburga. Ktoś wreszcie wykazał się odwagą i objaśnił papieża, że go Rosjanie robią w bambuko. Na takie dictum Grzegorz miał swoje zdanie - bezbożna dyplomacja carska okłamała świętą osobę, bo przecież  nie miał nigdy zamiaru potępiania narodu polskiego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mnie oceniać działalność Adama Czartoryskiego oraz osób skupionych wokół Hotelu Lambert. Pewne światło na działalność tej grupy rzuca artykuł Piotra Żurka zatytułowany "Akcja Hotelu Lambert na rzecz obalenia bana Chorwacji Josipa Jelacica w dobie Wiosny Ludów".

    Przeglad_Historyczny-r2005-t96-n3-s439-448.pdf

    Przeglad_Historyczny-r2005-t96-n3-s439-448.pdf
    bazhum.muzhp.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Franciszek Zach, o którym wspomniał w notce Pan Wachmistrz, musiał być faktycznie ważną osobistością. Podkreśla to Dragoslav Stranjakovic w artykule " Misja Franciszka Zacha w Zagrzebiu w 1848 roku"
    ,

    http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Przeglad_Historyczny/Przeglad_Historyczny-r1961-t52-n2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbiorczo, Drogi Bosmanie, za wszystkie dopełnienia dziękuję. Póki co udało mi się jeno owego articulum o naszych względem Jelacicia zamiarach przeczytać, którego znajduję wielce ciekawym i potwierdzającym szereg moich o xiążęciu Adamie przemyśleń. W czasach słusznie minionych cały obóz Hotelu Lambert był w czambuł potępianym jako coś z natury reakcyjnego i wstecznego. Czegokolwiek by o niem nie mówić i nie myśleć, nie ulega dla mnie kwestii, że Wielka Emigracja nie byłaby taką Wielką bez x.Czartoryskiego, jego wpływów i protekcyj , podobnie jak nie ulega dla mnie kwestii, że na dwa lat dziesiątki był to NAJSKUTECZNIEJSZA polska instytucja. Insza rzecz, że koncepta niektóre były niedowarzonemi, czasem i szwankowało wykonanie, a doktrynerstwo które kazało się x.Adamowi odstrychnąć od Czaykowskiego, Bema i inszych, gdy ci, wyboru w zasadzie nie mając, na islam przeszli, zaprzecza pragmatyzmowi, które każdego polityka cechować winno...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Dziękuję za zupełnie mi nieznany fragment historii Europy. Ciekawe niezmiernie i wygląda mi, że będzie cd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy będzie, to obaczym, bo to znowuż czasu-niecnoty by trzeba okrutnie długo... Tej noty, cokolwiek odgrzanej, jako pomnę, pisałem tygodniami całemi.
      Kłaniam nisko:0

      Usuń
  6. Za panowanie sułtana Selima III ( 1789/1807) rozpoczęto wprowadzanie  reform, znanych jako "nizam-dżedid "( nowy system ) , co przyjmowano wrogo w samym Stambule, protestowali janczarzy w Belgradzie, feudałowie z Bośni, którzy uszli z Węgier przed chrześcijanami, bo obawiali się nowego chrześcijańskiego państwa zbyt blisko swoich siedzib. Protestował  Osman Pasvanoglu, pasza Widynia , zadeklarowany wróg sułtana, "przyjaciel" tyranów z garnizonu belgradzkiego. Paryż i Petersburg  podżegał  Grecję i Serbię do wojny o niepodległość, obiecując wszechstronną pomoc,  i na obietnicach się skończyło. Nacjonalizm serbski ,długo podsycany w milletach ( niemuzułmańskie wspólnoty religijne), czynił z buntowników patriotów.  W takim tyglu zaistniał  Dorde Petrović ( zwany też  Jerzy Czarny lub Karadorde ) stając na czele powstania ( 1804-1813).. Wódz  zraził sobie zwolenników, bo próbował zorganizować scentralizowany rząd, kładąc kres autonomii, a tę serbscy notable zapewnili sobie przez lata walk ( faktycznie Karadorde zabierał im "koryto"). Jak tylko  Mahmud II (1808-1839) , kolejny świetny reformator , wstąpił na sułtański tron ( Selima zamordowano), posłał do Serbii swoje wojska, a te, przy pomocy miejscowej ludności , wypędziły Karadorde. Księciem Serbii mianowano Milosa Obrenovića., bo przyrzekł uznanie zwierzchnictwa osmańskiego i zakończenie buntu. Jak tylko Jerzy Czarny wrócił  z wygnania w Austrii , Milos, jako jego wielki rywal , kazał go zamordować ( 1817).  Koniec końców Obrenović uzyskał niemal całkowitą autonomię Serbii, a dla siebie tytuł dziedzicznego księcia. Potem do spraw Serbii mieszali się wszyscy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ajaj, nazwiska trudne (serbskie) tutaj, że kilkakroć się cofałam w czytaniu, żeby załapać, kto z kim i przeciwko komu, ale historia nadaje się do przerobienia na powieść szpiegowsko-awanturniczą w stylu "Muszkieterów", że też nikt tego dotąd nie wykorzystał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może uda się wjechać mości Wachmistrzowi na ambicję, jak myślisz?

      Usuń
    2. O Jelaciciu jest jaki chorwacki chyba film, aliści nie wiem, czy go gdzie więcej upowszechnili. Nawiasem, wielce byłbym ciekaw dzisiejszej percepcji tej persony przez Chorwatów samych. Historia (ta przez duże H) takich historyj napisała pełno, gorzej że niewielu czegokolwiek nauczyła...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Tetryku, dość mam ambarasu z rodzimemi historiami, w którem się wplątał i których ani pokończyć, ani wydać nie potrafię...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Więcej takich historii, Mości Wachmistrzu, więcej!

    OdpowiedzUsuń
  9. Strasznie to pokomplikowane i zawiłe, ale do zrozumienia. Tylko nijak dorozumieć się nie da, jak to knezia znielubić mogli??? Że okrutny to oczywista, aleć tego tylko wielbić trza a chwały głosić i czołem bić!!! :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kneź kneziowi nie jednaki, człek człekowi nie dorówna, dusa dusy zajrzy w oczy, nie polezie orzeł w gówna...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)