22 września, 2017

Sprawa Teofila Kupki czyli o śląskości słów kilka...

Nim przecie do spraw dalszych, naszego, poniekąd i mimo wolej powstającego
cyklu o powstaniach śląskich przejdziemy, godzi się co godnego wypić za pamięć 
 5 Pułku Ułanów Zasławskich w przeddzień rocznicy ich niebywałej zgoła pod
 Zasławiem szarży, która słusznie do legend jazdy naszej już przeszła...:))

   Być to nie może, iżbyśmy się jeno naszemi wiktoryjami zachwycali dawnemi, luboż inszemi dokonaniami, w podziwieniu dla samych siebie trwając niekoniecznie zasadnym, a poniechali spraw, co się cieniem na obrazie naszym kładą, osobliwie, że co i rusz to chcemy, by to insi za swoje względem nas dawniejsze przewiny nas przepraszali i głów popiołem posypywali... Pewno, że są tacy, co to wierzą, że my Polacy, złote ptacy i że to wszyscy jeno zawsze nas gnębili i prześladowali, a my nigdy nikogo, a polski żołnierz nawet jeśli kogoś zamordował, zgwałcił czy ograbił, to po pierwsze niechcący, albo w stanie wyższej konieczności i z najwyższą niechęcią, a po wtóre temu komuś się to właściwie należało... Jeśli owi w dodatku z tych, co za nic sobie tejże wiary odebrać nie pozwolą, tandem niechaj ciągu dalszego poniechają, bo im tego kaducznie przykro czytać przyjdzie...
   Nim jednak do rzeczy właściwej przejdę, jednego, mniemam, powiedzieć będzie potrzeba koniecznie... Idzie o coś, co dawniejszej Rzeczypospolitej było i niejako sednem, a dzisiejsza bodaj z jednymi Ślązakami ma z tem problem niejaki. Owoż, podług mnie, w Rzeczpospolitej Obojga Narodów, co stała Polakami, Litwinami, Rusinami, Niemcami, Prusakami (rozumianymi jako mieszkańcy Prus tak Książęcych, jako i Królewskich), Żydowinami, Ormianami, Tatarami, że nacyje wyliczę najpryncypalniejsze, drobniejszych, osobliwie przyjezdnych Olędrów, Szkotów, Italczyków, Wołoszan et caetera, et caetera... niechając, byłoż wszytkim oczywiste, że to jednego króla poddani, ergo nawet jako nie rodacy i jednowiercy, przecie swoi... I tem to bogactwem różnorodności ta Rzeczpospolita stała, nawet jeśli się tam czasem jedni z drugimi poszturkali, a i może łeb spadł jaki, co i tak na tle tamtocześnej Europy oazą było tolerancji i spokoju, a psować się poczęło za jezuitów i państw ościennych sprawą... Nikt nikomu nie kazał się określać, że on nie Żyd, luboż nie Niemiec, jeno Polak, jeśli przeciw władzy króla nie wstawał i podatków płacił!  Z czasem za nacjonalizmów narodzinami, a u nas jeszczeć i za doświadczeniami smutnemi, gdzie owi "obcy" najczęściej, choć liczne przecie dowody zupełnie temu przeciwne, byli w pierwszych szeregach lojalności nowych za zaborców nastaniem, przyszło k'temu, że się na obcego baczyło nieufnie i z podejrzliwością, a najtrudniej z tem było na okrainach ziem naszych, osobliwie tych, które z dawną "polskością" jeno jaki krótszy lub dłuższy łączył przed wiekami epizod. 
    Jakoś tak się utarło rozumieć, że wszystkie te ziemie to nasze dawne polskie i piastowskie, a to, że w skład Korony nie wchodziły od dobrych siedmiu stuleci, to i tak podświadomie uważamy, że przechowanie przez tamecznych polskości było niejako ich powinnością, którą oczywiście cenimy i doceniamy, ale jeśli który tam jednak, nie daj Bóg, nie był z nami, to zaraz zdrajca i przeniewierca, folksdojcz i szubrawiec... I nie dociera, że takie myślenie jest z gruntu ahistoryczne, bo sądzić kogoś najwłaściwiej, to sądzić kryteriami moralnemi jego własnej epoki. I jeśli w tej epoce nie rozumowano kategoriami narodowości, tylko lojalności wobec tego, czy innego panującego, to trudno mówić o patriotyzmie takim, jakim dziś go chcemy pojmować. 
   Jest w niemczyźnie znakomite rozróżnienie, którego polszczyźnie, podług mnie, brakuje: Ojczyzna, rozumiana jako ta wielka, ta za którą się idzie walczyć, gdy trzeba; ta z hymnem i flagą, to Vaterland, ale jest i ta mała, Heimat, ta sercu najbliższa, która przemawia do każdego, bo w niej są wszyscy ci bliscy, jest i dom rodzinny, i rzeczka, w której się człek kąpał, czy ryb łowił, jest i to drzewo, pod którem się poznało smak pocałunków... słowem coś rzeczywistego, istniejącego i naznaczonego własnymi śladami emocyj... Mam wrażenie, że Ślązakom nie dozwolono, by ich Heimat przerodził się w Vaterland i że zarówno Niemcy, jak i my, postawiliśmy ich niejako pod ścianą konieczności uznania, że ten Heimat to cząstka albo Ojczyzny, albo Vaterlandu... Tertium non datur?
   Otóż datur, choć owe pierwociny czegoś, co można by dziś interpretować jako próbę wykreowania śląskiej tożsamości narodowej, okrutnie były mizerne... Być może i temuż, że nie stały za nimi rządy, ani żadne potęgi, groszem sypnąć gotowe, a być może i temuż, że to chyba jednak było trochę uświadamianie sobie swej tożsamości przez przekorę: nie czuję się Niemcem, ale i Polakiem też nie, zatem cóż mi zostaje?
  Teofil Kupka urodził się w Marklowicach pod Wodzisławiem w 1885 roku, czyli w 1920, gdy Korfanty organizował Polskiego Komisariatu Plebiscytowego z siedzibą w bytomskim hotelu "Lomnitz", miał lat 35. Z pewnością zatem to już mężczyzna dojrzały, o skrystalizowanych poglądach... Korfantemu zapewne przedstawiano go jako znanego działacza Towarzystwa Polsko-Katolickiego, człowieka wykształconego i względnie sprawnego zarządcę pracy wielu podległych mu ludzi, przynajmniej tak to sobie wyobrażam, wnosząc z charakteru wcześniejszej pracy Kupki, jako urzędnika w kopalni. Kupka objął kierownictwo Wydziału Organizacyjnego, jednego z wielu wydziałów Komisariatu, ale mniemam, że bodaj czy i nie najważniejszego: to Kupce podlegały setki agitatorów działających w terenie...
   W ciągu kilku miesięcy jednak stosunki pomiędzy Kupką i Korfantym się mocno pogorszyły i to tak dalece, że Kupka wręcz postawił Korfantemu warunki dalszej współpracy. Miały nimi być: zmiana sposobów działania w kampanii plebiscytowej, w tym przede wszystkim zaniechanie terroru wobec górnośląskich Niemców, w samym Komisariacie coś, co dziś byśmy może nazwali śląskim parytetem, czyli równość Ślązaków i ludzi napływowych, głównie Wielkopolan. Trzeba przyznać, że Korfanty, sam Wielkopolanin, faktycznie otoczył się głównie swoimi krajanami, co zresztą żeśmy mogli na przykładzie Mielżyńskiego prześledzić. Kupce szło zresztą nie o ilość, ale i o rangę zajmowanych stanowisk... No i zażądał gwarancji, że w przyszłym województwie śląskim, które Polska ustami działaczy plebiscytowych obiecywała Ślązakom, to oni sami obejmą najważniejsze urzędy, a nie, jak dziś byśmy powiedzieli: "spadochroniarze" z Warszawy czy Poznania... 
   Znamienna jest reakcja Korfantego, który nie podjął żadnych z Kupką rozmów, czy pertraktacji, a wręcz nakazał go usunąć z Komisariatu i odebrał wszelkie pełnomocnictwa do działania. Rezultat był łatwy do przewidzenia: za Kupką odeszło kilkudziesięciu mniej lub bardziej znanych działaczy śląskich, którzy wrześniem 1920 roku założyli Górnośląskiego Komitetu Plebiscytowego. Nawiasem też w Bytomiu, o parę ulic od hotelu "Lomnitz", co pewnie dodatkowo wzburzyło Korfantego.
  Kolejnem, co podrażnić mogło, to to, że się Kupka zbliżył do Związku Górnoślązaków(Bund der Oberschlesier), organizacji w podobnym duchu działającej i głoszącej potrzebę niepodległości Śląska już od roku 1919 co najmniej. Tęgo tę organizację wspierał, znany zapewne większości Lectorów z filmu Imci Bajona "Magnat", książę pszczyński Jan Henryk XV Hochberg von Pless, ale i ona sama była na scenie politycznej ewenementem prawdziwie na uwagę zasługującym. Już choćby dlatego, że była organizacją ponadpartyjną i skupiała poza niemieckimi komunistami i socjaldemokratami z niewielkiej, rozłamowej USPD oraz Polakami od Korfantego, WSZYSTKIE reprezentowane na Śląsku partie polityczne i ruchy, zarówno te, które uznawalibyśmy może i za polskie (katolicy Napieralskiego), jak i niemieckie... Kryterium porozumienia stanowiło przyjęcie stanowiska niewyobrażalnego dla nacjonalistów tak jednej, jak i drugiej strony: że istnieje naród górnośląski, posługujący się obydwoma językami i czerpiący z obydwu kultur, który nie chce być na siłę dzielony na Polaków i Niemców, oraz przekonanie, że największą dla Śląska tragedią będzie jego podział. Fakt, że ten związek, jako i poglądy ludzi w nim skupionych ewoluowały, czego najlepszym dowodem, że z trzech głównych przywódców do końca pozostanie na stanowisku swojem adwokat Ewald Latacz, a bracia Reginkowie (ksiądz Tomasz i doktor Jan) odejdą w końcu do Korfantego. Ale też faktem jest, że tą ideę popierały dziesiątki tysięcy ludzi, a z władzami Związku zupełnie poważnie pertraktowali zarówno alianci, jak i np. władze czechosłowackie, które uznały ten koncept za akceptowalny i zgłosiły (w razie jego realizacji) gotowość zrezygnowania z własnych roszczeń do południowych powiatów Śląska. Niemcy niemal do końca traktowali Związek dość neutralnie, za to Polacy przyjęli to jako sprytną dywersję niemiecką i od początku reagowali wrogo, rozbijając wiece Górnoślązaków i organizując pobicia ich działaczy.
   Teofil Kupka miał ambicję stać się ze swoim Górnośląskim Komitetem Plebiscytowym plebiscytowym reprezentantem Związku Górnoślązaków i pierwotkiem nawet przyjmował za swoje ich żądanie niepodległości dla Śląska, którą nazywał "wolnopaństwową autonomią". Zapewne myślał o tworze podobnym do Wolnego Miasta Gdańska, które się właśnie w tamtej jesieni 1920 roku wreszcie wykrystalizowało w twór, znany nam z lat Międzywojnia. Dość szybko jednak uznał to oczekiwanie za nierealne i nawiązał kontakty z niemieckim komisarzem plebiscytowym Kurtem Urbankiem. Jestem głęboko przekonany, że nie umknęło to uwagi polskim wywiadowcom, którzy z pewnością tak jednego, jak i drugiego śledzili. Zapewne powiązano to z początkiem wydawania własnego organu prasowego, dwujęzycznej „Woli Ludu – Der Wille des Volkes” i w otoczeniu Korfantego uznano, że to za niemieckie pieniądze, ergo że Kupka już "zdradził" definitywnie.
   W ogóle trzeba powiedzieć sobie, że ton ówczesnej prasy polskiej na Śląsku był niezwykle emocjonalny, by nie powiedzieć histerycznie egzaltowany (do czego jeszcze powrócę) i jeśli odzwierciedlał rzeczywiste nastroje i poglądy osób z polskiego kierownictwa, to przyznam, że nie jest mi lekko pisać te słowa, ale zdaje się, że tam wielokrotnie brały górę emocje nad rozsądkiem...
   Kupka został uznany za zdrajcę, tym niebezpieczniejszego, że znającego sekrety Polskiego Komisariatu Plebiscytowego i postanowiono go uciszyć. Tajemnicą nie dającą się rozstrzygnąć, pozostaje to, czy był w to zaangażowany Korfanty i co też przywódca obozu polskiego postanowił. Franciszek Lubos, szef personelu PKPleb relacjonował po latach, że od Korfantego osobiście dostał polecenie przekazania fotografii Kupki "pewnym mężczyznom". Tylko czy Korfanty naprawdę chciał Kupkę ubić, czy tylko urządzić mu, powszechnie praktykowane w tamtym czasie przez obie strony, kijobicie, tego się już pewnie nigdy nie dowiemy...
   W każdym razie 20 listopada 1920 do mieszkania Kupki, pod pozorem starania się o pracę w kopalni, w której Kupka pracował, wtargnęło dwóch polskich bojówkarzy, Henryk Myrcik i niejaki Jendrzej, którzy następnie, na oczach jego pięciorga dzieci i ciężarnej żony, go zastrzelili, ośmiokrotnie strzelając w głowę i w pierś.
   Powiedzieć, że się Śląsk wzburzył, to mało powiedzieć... Niemiecki komisarz plebiscytowy Kurt Urbanek domagał się od aliantów wydalenia Korfantego z obszaru plebiscytowego. Prasa szalała, zarówno w oskarżeniach wobec Korfantego, jak i w jego obronie, posuwając się nawet do sugestii, że Kupkę zabili... Niemcy, by oskarżyć o to Polaków. Ujętego jednego z morderców, Henryka Myrcika, postawiono przed sądem, ale do procesu nie doszło, bo w dziwnych okolicznościach sąd z Opola (siedziba rejencji, zatem zwierzchność jeszcze niemiecka) skonfiskował akta, a samego Myrcika z więzienia uwolnili żołnierze... francuscy... po czym ów przepadł, jak kamień w wodę. 
   Korfanty przez całe życie się od tej zbrodni odcinał, a w apogeum waśni z sanacyjnym wojewodą Śląska, Michałem Grażyńskim (w listopadzie 1920 zastępcą szefa sztabu Centrali Wychowania Fizycznego, następczyni POW Górnego Śląska) napisał w wydawanej przez siebie Polonii znamienne zdanie:  "Bojówki organizacji [wojskowej, za którą odpowiadał m.in.Grażyński-przyp.Wachm.] nie utrzymane w należytej dyscyplinie i działające na własną rękę wyrządzały nie tylko polityczną szkodę, ale hańbiły imię Polski. Przypomnę sprawę Kupki."


18 komentarzy:

  1. 1. Postulaty Kupki w ówczesnej Europie nie miały szans realizacji, to były utopie, i to - niestety trzeba powiedzieć - szkodzące Polsce. Jego "Śląsk to dojna krowa", "Górny Śląsk dla Górnoślązaków", "Szwajcaria na Górnym Śląsku" nie miały szans zaistnieć. Wybuch nacjonalizmów w Europie był olbrzymi,
    2. Z twojego tekstu jedna rzecz nie wynika jasno, Korfanty miał olbrzymie poparcie na Górnym Śląsku, był ich autentycznym przywódcą, i nie szedł wcale na pasku Polski. Witos wyraźnie mu zabronił rozpoczynania III Powstania Śląskiego, tłumaczył Korfantemu, że i Piłsudski jest przeciwko. Ładnie ze strony Korfantego, że odciął formalnie Polskę od Powstania, złożył dymisję z urzędu autoryzowanego przez Warszawę - komisarza plebiscytowego.
    2. Te tendencje były po obu stronach, propozycje były ze strony polskiej, ale i Niemcy nie zasypiali gruszek w popiele, i też proponowali szeroko pojętą autonomię, sami Oberschlesieren pragnęli powołać Freistaat Schlesien, a sam rząd niemiecki zaproponował bardzo szeroką autonomię.
    3. bardzo ważne są "odpowiedzi" Polski na propozycje niemieckie autonomii, czyli zaproponowanie powołania Sejmu Śląskiego, stworzone zostały dwa zespoły, w formie ciekawostki można napisać, że jeden z nich prowadził był dziadek stryjeczny prof. Jerzego Buzka, prof. Józef Buzek. Ale to właśnie Korfanty miał olbrzymi wpływ na ustawę Sejmu Ustawodawczego 15 lipca 1920 r. czyli Statut Organiczny Województwa Śląskiego.
    4. Ja oczywiście nie wiem, kto go zabił, ale przypuszczam, że był to odprysk emocji w społeczeństwie, a nie rozkaz Korfantego, to było dopiero za czasów Sanacji. Trochę przypomina mi to casus Niewiadomskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za zainaugurowanie dyskursu:)
      Ad.1 No i to jest właśnie znakomity przykład wyłącznie polskiego myślenia, za które Cię, Boże Broń, nie potępiam, bo i mnie przecie bliskie, ale to za sposobnością pokazuje dlaczego nam się tak ciężko ze Ślązakami zrozumieć... Żeby kogoś, w moim pojęciu oskarżyć o zdradę, czy o szkodzenie Polsce, trzeba najpierw milcząco przyjąć, że ten ktoś jest Polakiem i jednym z nas, a przynajmniej był i się wyrodził. To już jest samo w sobie odmówienie im niejako prawa do poszukiwania własnej drogi, niekoniecznie z naszą tożsamej... Kiedy mówisz, dajmy na to, o szkodliwej dla Polski polityce Roosevelta, która doprowadziła do Jałty, to przecież nie mówimy, że zdradził, tylko że jego i nasze interesy były kompletnie rozbieżne, a nasze on miał gdzieś... Poza tym określenie "Śląsk do dojna krowa" miało dotyczyć podejścia Polski do Śląska w razie jego przyłączenia... Nie wiem, czy nie miało szans zaistnieć: to Twoje, deterministyczne podejście, gdzie najlepszym argumentem za tym, że coś nie zaistniało, jest to, że nie zaistniało... A Wolne Miasto Gdańsk jakoś zaistniało, czyli podobne byty były możliwe...
      Ad.2 W części ludności opowiadającej się za Polską Korfanty w zasadzie nie miał alternatywy, dlatego był popierany, ale że bezkrytycznie to już bym polemizował. Ślązacy dzielą świat na swoich i "goroli" z zewnątrz. Z ich punktu widzenia był takim samym "gorolem" jak Ty, czy ja... W dodatku otoczył się Wielkopolanami i Ślązacy czuli się jak ubodzy krewni... Jego gesty i akty mające świadczyć o odcinaniu się rządu polskiego od powstania, są dla mnie formalnym tylko aktem na użytek ówcześnej Ententy, ale i niestety, dla dzisiejszych powierzchownych historyków. W nocie poprzedniej wykazaliśmy, że całe koszty finansowe powstania, niemałe przecież, zostały pokryte przez ten sam rząd, który rzekomo był powstaniu przeciwny... Te dwie rzeczy są dla mnie do pogodzenia niemożliwe i dlatego oficjalnie głoszone stanowisko rządu, Korfantego dymisje i deklaracje przyjmuję jedynie za zasłonę dymną.
      Ad.drugie 2:) I o tym właśnie jest ta notka: o poszukiwaniu trzeciej drogi przez samych Ślązaków i o tym, jak to przyjmowali Polacy, Niemcy i sami Ślązacy...
      Ad.3 Cieszę się, że to przypomniałeś... Bo obiektywnie wychodzi na to, że po II wojnie wszystkie dawniejsze obietnice Rzeczpospolitej wobec Ślązaków okazały się funta kłaków niewarte...
      Ad.4 Niewiadomski działał wprawdzie w atmosferze powszechnego rozjątrzenia i nienawiści, ale jednak sam. Nikt mu nie pomagał organizować zamachu, nie wykonał rozpoznania i nie wydał rozkazu... Dlatego właśnie Kupka to zupełnie inna bajka, bo tu nie sposób mówić o tym, że kogoś poniosło, tylko ktoś - dodatkiem wyznaczony na to stanowisko przez Rzeczpospolitą i pracujący na jej imię i reputację - dokonał jakiejś analizy sytuacji, uznał, że tak trzeba i wydał rozkaz... dlatego tak trudne jest nam się z tym pogodzić...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Czuję, że pójdzie na noże:
      1. Nie napisałem - co sugerujesz - "Żeby kogoś, w moim pojęciu oskarżyć o zdradę, czy o szkodzenie Polsce", a jedynie napisałem: "to były utopie (...) szkodzące Polsce". A to jest olbrzymia różnica. Nie oceniam Twojego bohatera, czy był zdrajcą czy nie, a jedynie oceniam z perspektywy lat jego idee.
      2. "Ślązacy dzielą świat na swoich i "goroli" z zewnątrz. Z ich punktu widzenia był takim samym "gorolem" jak Ty, czy ja...' - Wachmistrzu, co Ty opowiadasz? Korfanty był pełnej krwi Ślązakiem, urodzonym w Siemianowicach. Ksiądz zapisał go pod imieniem Alberta jako zdrobnienie od niemieckiego Adalbert, do szkoły w ogóle nie interesował się Polską, w domu mówiło się śląską gwarą.
      3. Stawiasz równość pomiędzy polskością, Piłsudskim i Powstaniem, że to wszystko było omówione, no "bo wiadomo, jak finansowali, to musieli żądać". Tymczasem rzeczywiście z wielkich antagonistów szły jedynie pieniądze, sama armia się nie ruszyła, ani polska, ani niemiecka, przyjeżdżały tylko bojówki.
      4 Szczerze mówiąc dziwię się tonowi, w jaki piszesz o Korfantym. Tymczasem patrząc na jego nienawiść z Grażyńskim, na jego losy w czasie II Rzeczypospolitej, to tam miłości nie było. W skrócie raczej powiedziałbym, że Grażyński to był Piłsudski, a Korfanty Dmowskim, raczej skorym do rozmów.
      5. Najdziwniejszą sugestią może być, że dokonali tego pałkarze Grażyńskiego za poduszczeniem ... niemieckim. Korfanty - jak znam jego historię życia - raczej nie maczał w tym palców.
      Pozdrowienia
      Powierzchowny historyk

      Usuń
    3. Na noże? Na Miły Bóg, szalejuś się najadł?:))
      Ad.1 Faktycznie: nie napisałeś, a ja sobie pozwoliłem zarzut niejako za drzwiami Twej wypowiedzi antycypować. Z perspektywy lat to ja oceniam, że idee Kupki byłyby dziś dużo bardziej realne i bliższe np. takiej pozycji, jaką ma w Hiszpanii Katalonia...
      2.Masz rację co do pochodzenia, mea culpa: niefortunny skrót myślowy... Szło mi o to, że dla przeciętnego Ślązaka z czasów III Powstania Korfanty uosabiał polskość niejako dla Śląska "zewnętrzną": interesy Warszawy, ludzi z otoczenia miał na najważniejszych stanowiskach nie ze Śląska... Dlatego właśnie argumenty Kupki miały wzięcie...
      Ad.3 Żaden znak równości, Boże zachowaj... gdyby Piłsudski rzeczywiście miał aż taki wpływ, to powstanie nie tak by wyglądało... Miałem zamiar pisać jeszcze kolejną notę, głównie o dyscyplinie wśród powstańców, o ich rzeczywistych nastrojach i częstych później żalach z powodu dokonanych wyborów, ale chyba sobie daruję, bo jesteś niemal jedynym, kogo to zainteresowało. Piłsudski z pewnością by nie dopuścił do tego, by 65 tysięcy powstańców, mających dwukrotną przewagę w artylerii i pociągach pancernych miało aż taki problem z 40 tysiącami Niemców... Te, jak je nazywasz, bojówki, to z naszej strony było dziesięć tysięcy ochotników(szósta część powstańczej armii) i to przeważnie dobrze ostrzelanych fachowców od wojskowości, czego o powstańcach powiedzieć się nie da... To były tony broni, amunicji i wyposażenia, nie można mówić, że tylko pieniądze, choć bez nich nie byłoby niczego...
      Ad.4 Tego zarzutu nie rozumiem, bo nie wiem o jakim tonie mówisz... Że bez miłości? To się zgadza, bo staram się oceniać na zimno. Skrót, którego użyłeś, jest rzeczywiście bardzo duży... Ciekaw byłbym wielce, co by na niego powiedział Dmowski:) Jeśli przyjąć, że w latach Międzywojnia Korfanty już rzeczywiście reprezentował interesy raczej Śląska, niż prawicy, to trzeba też i powiedzieć, że podzielony Śląsk na przyłączeniu do Polski mocno stracił i nie idzie mi tylko o to, że mocno odczuł wojnę celną z Niemcami, ich "zemstę" za powstania...
      Ad.5 Nie tak to zrozumiałem, że ludzie Grażyńskiego (choć wtedy to raczej Zgrzebnioka) działali za niemieckim poduszczeniem, tylko że część polskiej prasy sugerowała niemieckie sprawstwo, a intencje mniej więcej takie same jak w sprawie napadu na radiostację w Gliwicach w przededniu wojny...
      Pisząc o powierzchownych historykach miałem na myśli tych, którzy opisują zdarzenia i sytuacje, nie próbując ich zrozumieć i wniknąć w istotę tego, co się naprawdę tam działo. Z całą pewnością takiego zarzutu Tobie postawić nie można, więc nie podstawiaj łapy, gdzie konia kują...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. Noże jak noże, sprawdzaliśmy, przewagi nie miałem, to ja bym wybrał jednakowoż topory, tu wybór i skala poważniejsza! :D :D :D
      Nie odzywam się, bo i nic sensownego do powiedzenia nie mam, co nie znaczy, że z zainteresowaniem nie czytam. Czytam i czekam na więcej, SZCZEGÓLNIE O DYSCYPLINIE WŚRÓD POWSTAŃCÓW!!!!
      Odnośnie analogii i konsekwencji, wydawałoby sie niewczesnych i niewydarzonych koncepcji, to warto zajrzeć do ostatnich tekstów Celta na temat Powstania Wielkanocnego w Irlandii - ani był czas, ani sens tej "ruchawki", a konsekwencje były ogromne.
      Dla mnie Śląsk był daleko i egzotyka trącał. Dopiero teksty Piotra Opolskiego zaczęły mi oczy otwierać, że to nie całkiem takie znowu oczywiste wszystko było, a wybory niekoniecznie jasne i klarowne. Grzecznie czekam też i na jego opinię, bo jego rodziny i losów to dotyczyło bezpośrednio.

      Usuń
    5. Drogi Kneziu, ale jakie ja mam szanse z Wachmistrzem na topory? ;)

      Usuń
    6. Nie mnie pytasz, ale odpowiem, Torlinie... :) Większe, niż myślisz, bo pewnie umarłbym ze śmiechu, widząc Cię z toporem...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    7. Na wypowiedź (jakąkolwiek) Piotra, który mi to poniekąd na Kartoflisku obiecał, wciąż czekam... Tu akurat, Mości Dreptaku, nie idzie o to, czy kto uważa, że ma co z sensem do dodania, ale o głos choćby za (luboż i przeciwnie) temu, czy podobnie kontrowersyjne themy poruszać, bo jakże ja, jako autor mam myśleć o tem, jeśli co takiego piszę, po czem nieledwie się czuję, jakoby niemal wszytcy wkoło wody w usta nabrali... Idzie zwątpić o tem, zali ma sens ta robota...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Podpisuję listę obecności.:)))
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Poglądy Kupki brzmią sensownie: opowiadał się przeciw wszczynaniu śląskiego konfliktu, podziałom narodowościowym. Nie chciał wojny polsko-niemieckiej, która jak każda wojna zostawiłaby spaloną ziemię, zniszczenia, śmierć ludzi i brak rozwoju przemysłu. Zatem, dlaczego Korfanty oskarżył go o zdradę i dlaczego ten, kto zabił Kupkę, zrobił to, kiedy patrzyły dzieci i ciężarna żona. A to, że domniemany zabójca nie spędził ani godziny w więzieniu też wydaje się dziwne.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uważam, że choć i dziś pewnie byłoby oburzonych niemało, to Kupka ze swemi poglądami najpewniej stałby gdzie na czele obecnego Ruchu Autonomii Śląska i co najwyżej by się mógł lękać, że go gdzie na wiecu jajkami obrzucą... W tym sensie uważam, żeśmy jako społeczeństwo, czy i może naród nawet, sporego poczynili kroku do przodu od czasów, gdy akceptowano mord polityczny jako rozwiązanie jakiegoś problemu...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Żona i dzieci zabójcę widzieli, a tego, że zabójca nie przesiedział ani dnia w więzieniu, a potem "rozpłynął się" i włos mu z głowy nie spadł, trudno zrozumieć, jak i tego, że nie dociekano, na czyje polecenie.
    Wachmistrzu, gdzie moje komentarze mogą uciekać?
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pisałem, że ani godziny nie siedział, bo tak naprawdę nie wiem nawet, jak długo był za kratą. Ale parę lub paręnaście dni to pewnie było. Z całą pewnością na zatuszowaniu sprawy zależało wielu wpływowym politykom i myślę, że Korfanty nawet jeśli nie stał za zamachem, to zapewne działał na rzecz wyciszenia niewygodnej sytuacji. Inaczej sobie nie wyobrażam żeby się udało namówić do współdziałania Francuzów. Pytania o uciekanie komentarzy, przyznam, że nie rozumiem...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Wachmistrzu, wysyłam komentarze, a one się nie pojawiają, czyli muszą gdzieś wpadać. Na ten post też wysłałam również komentarz wcześniej, ponieważ cytaty jakieś znalazłam, między innymi o tym, że nie siedział zabójca, ale się rozpłynął, czyli uciekł, oby nie na chmurę.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeden (powyżej), z 25 września, znalazłem w spamie, gdzie, dalibóg, najmniejszej nie znajduję przyczyny, by go tam blogspot pomieścić potrzebował...:( Z mej strony nijakiego po temu nie było ani działania, ani woli czy chęci... Przepraszać jeno mogę, choć nie za swoje grzechy...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Mości Wachmistrzu !.
    Każdy tekst o mojej małej ojczyźnie witam z właściwa atencją a z pełnym ukontentowaniem jeżeli mogę swoją wiedzę uzupełniać i w razie co wiem gdzie zajrzeć jak coś gdzieś tam w sieci publikuję.
    Jak już stwierdzałem, moja wiedza encyklopedyczna jest żadna bądź mikra a moje śląskie opowiadanka biorą się z bezpośrednich przekazów bądź prób rozsupłania pojedynczych zdarzeń.
    Mogę więc ustosunkować się i to z dużą przyjemnością do niektórych fragmentów. Fakt pozostaje faktem, że Górny Śląsk był wielonarodowościowym tyglem co miało także praktyczne znaczenie – znojdź tego tatara i niych on wongel przywiezie bo niy ocygani, kup śledzie u żyda bo Moczygęba mo cos ostatnia słabe itd., itd. czyli określenie narodowości było nie politycznym identyfikatorem.
    Trafiłeś w punkt wspominając o Wielkopolanach bo często za pracą szli z ziemi niemieckiej do Polski.
    Vaterland, heimat, mała ojczyzna. Moje podejrzenie jest inne. To politycy wymuszają na nas Vaterland co moim zdaniem kiedyś nie było takie proste bo nie było..... hahaha – internetu, szybkiej komunikacji a świat nie był globalna wiochą.
    W mojej pamięci nie pozostało nazwisko Kupki ale Korfanty, Maruszeczko, Napierski /??/, Grażyński, Mielęcki oraz Ziętek z racji osobistego spotkania z moja Babcią.
    Wszystko o czym piszesz Wachmistrzu jest dla mnie nauką historii bo jak wynika z przekazów mojej rodziny oważ historia przelatywała nad głowami takich chudopałków jak moja rodzina i nie stanowiła o ich życiu codziennym. Podejrzewam, że wszystkie sprawy plebiscytowe, przepychanki jak i sam plebiscyt były rodzajem walki tych na górze z których każdy obiecywał złote góry; krowy, zagrody, autonomię, pracę, wykształcenie itd.
    Nie podejrzewam abym mógł zaliczyć moją babcię z pochodzenia bamberkę do polskiej opcji ślązaczki ale do końca życie wspominała jak podszedł do niej Niemiec z okolic Bytomia i chciał coś kupić okazują pliki niemieckich pieniędzy /marek ?/. Babcia go pogoniła i kazała mu przywieźć artykuły wg wykazu wtedy dostanie w zamian sztrikowane zoki /robione na drutach skarpety/ i cos tam jeszcze.
    No i widzisz, zjechałem z wielkiej polityki do poziomu skarpet.
    Ogólnie nie interesowano się polityką a wielka polityka w szczególności.
    Podejrzewam, że duzy wpływ na całe wydarzenia miał wymiar gospodarczy jeszcze nie odkryty do dziś.
    Ówczesni Rockerfellerowie jak np. Donnersmarkowie, Winklerowie, Giesche i szereg innych mieli gdzieś politykę bo interesy mieli i po stronie niemieckiej śląska jak i polskiej i w zagłębiu.
    Kłaniam uniżenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotrze, przede wszystkim Ci z serca dziękuję za ten głos, który z racji Twego pochodzenia i familijnych powiązań jest dla mnie arcyważny:) Poniekąd też potwierdziłeś przytoczonymi przykładami tezę, że ludzie tameczni chcieli zwyczajnie ułożonego życia i w swej masie byli w zasadzie obojętni, w którym państwie będą to chcieli realizować. W jakimś sensie zatem plebiscyt, którego wyniki oznaczały, że Polska tam wygrała we wsiach, a w zasadzie przegrała w miastach, można by widzieć jako sukces polskich socjotechnik nastawionych na mniej wyrobionego i wykształconego odbiorcę. Historyjka z handlem skarpetami przednia i zapewne powiązana albo z okresem bezpośrednio po powstaniach i podziałem Śląska, kiedy to marka niemiecka wykonała zjazd w dół w sposób znacznie bardziej spektakularny niż nasza sprzed reformy Grabskiego, albo też idzie o czasy późniejsze, gdzie jednak po tych smutnych doświadczeniach, nieufność do papierowego pieniądza pozostała...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)