28 stycznia, 2018

W kręgu skarbów kolejnych...

 której to themy żeśmy się dotknęli za sprawą grosza na przekupienie zaciężnych w Malborku (I, II) dotknęli, a by w klimacie pozostać, do Adama Sikorskiego się odwołam i analiz jego względem być może mitycznego skarbu zdobytego przez powstańczy oddział Zygmunta Chmieleńskiego w Janowie 6 lipca Anno Domini 1863:
http://nowahistoria.interia.pl/drogi-do-wolnosci/news-raport-numer-172-gdzie-ukryto-skarb-powstancow-z-1863-roku-1,nId,1408284

9 komentarzy:

  1. Tak się składa, że nieopodal Janowa znajdują się pozostałości ruin dawnego zamku Władysława Opolczyka.Jego kamraci urządzili sobie w nim bazę wypadową na kupców. Kres działaniom położył Jagiełło. Już wtedy krążyły legendy o bajecznych skarbach ukrytych w piwnicach. Legendy odżyły po bitwie powstańczej w lipcu 1863, bo ponoć powstańcy zdobyli transport złota. Potem wyszło, że to była tylko jedna skrzynia, którą zakopano, potem odkopano, gdzieś wywieziono, ukryto i tak dalej. Ponoć Zygmunt Chmieleński, dowódca oddziału powstańczego słał raporty do przełożonych, ale te nigdy nie trafiły do adresata. Jak to dlaczego? Bo były tajne. Ale wiadomo o jaką kwotę szło. Jakim cudem? Ano, posłaniec Chmieleńskiego ukrył te raporty ( z jakiego powodu, wyjaśnili ) i zostały znalezione po latach, stąd wiadomo co się dalej działo ze zdobyczą. Tak mówią, bo nikt tych raportów też nie widział. Powiadali miejscowi, że część ukryto w grocie, a część w piwnicach zamkowych. Tym, że do połowy XIX ruiny zamku rozebrano, bo miejscowi mieli tanie źródło kamienia, nikt się nie przejmował. Powiadają, że skarb znalazł chłop i już miał wyjść, gdy naraz drzwi przytrzasnęły mu nogę tak pechowo, że odcięły piętę. Jaki był dalszy los chłopa, legenda nie wyjaśnia. Inna wersja głosi, że nie żaden tak chłop, tylko powstaniec styczniowy, uczestnik potyczek z Moskalami, postanowił zrezygnować z wygodnego życia ( na jakim poziomie i gdzie je spędzał tego nie podają ), przywdziewając szatę zakonną. I pomagał tym, których wyrzucono poza nawias społeczeństwa. Na taki właśnie cel wykorzystał zdobyty powstańczy majątek. Dalej legenda poszła normalnym torem, bo ustalono tożsamość powstańca, który pod komendą Zygmunta Chmieleńskiego stracił nogę. Tak jest, powstańcem był Adam Chmielowski, znany jako Brat Albert. Jeśli wierzyć legendom, złota już nie ma, bo poszło na zbożny cel. Zapomniano dodać najważniejszego - kilka dni po potyczce pod Janowem rosyjskie wojsko spaliło całą wieś, mordując wszystkich mieszkańców.
    z wyrazami uszanowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bóg Zapłać za toż dopełnienie, jeno że w ten wątek ze skarbem przez Chmielowskiego zabranym, to ja nie dowierzam, znając że na czynność jego przyszłą niejedną kwestę uczyniono, a i gdyby ów miał co w zanadrzu więcej, nie borykałby się tak ustawicznie i grosza niedostatkiem...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Lubię program prowadzony przez Sikorskiego. A prowadzący jest sympatyczny.:)))
    Wiele jest chyba takich opowieści o zakopanych, ukrytych gdzieś skarbach. Ile w tym prawdy? Wielu nie da się odnaleźć, a z drugiej strony wciąż, na przykład, odkopywane są rozmaite skarby z poprzednich epok, mające tysiąc i więcej lat. Poplątane to wszystko...
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I prowadzący sympatyczny, a i zapaleniec, przy tem z poetycką przeszłością z czasów, gdy jeszcze teksty dla "Budki Suflera" pisał:) Tak czy siak, wiele dobrego po sobie pozostawi...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. A kto znajdzie będzie nowym hrabią Monte Christo? Czy trzeba będzie państwu oddać?

    OdpowiedzUsuń
  4. Lud tępy (tfu, tfu - chciałem powiedzieć: Suweren) od zawsze o skarbach bajał. W "Konopielce" tatko Kaziuka opowiadał o czarodziejskich trudnościach, z jakimi poszukiwacze skarbów się spotykają, tymi oto słowy:
    "W Dugnielach kiedyś organista zakopał pod jełowcem wielkie złoto: całkiem płytko, na sztych, ale na wierzch nawalił kupe i przeklął: ten moje złoto weźmie, kto te gówno zje! A zakrystian słyszał: odkopał i co? Saganek, a w saganku błoto nie złoto. No i bratniewola, chce nie chce, musiał wziąść gowno w połe: przynios, wysuszył i rzucał po kryszce do zacierki. W miesiąc wszystkie zjad. Wtedy poszed, wykopał saganek, a w saganku prawdziwe złoto!"
    Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłem, cytując takie słownictwo. Ja tę książkę bardzo lubię.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością nie uraziłeś; jak można urazić klasyką?!:)) A bajania ludu to w pewnym sensie autoterapia i pożywka dla marzeń, co by to nie było, gdybyśmy tego skarbu znaleźli...:) I jakoś łatwiej żyć...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Nie bardzo wiadomo kiedy Zygmunt Chmieleński przyszedł na świat. Zgodnie utrzymuje się, że w grudniu, ale zdaniem jednych było to 1, drudzy utrzymują, że 23.Odnośnie roku są też dwie opcje - 1833 albo 1835. W 1860 roku wnosił o zwolnienie ze służby , ale nie uzyskał zgody, więc zdezerterował,przenosząc się do Paryża. Za to zaocznie skazano go na 10 lat katorgi. Pojawiła się wersja, iż od 1860 ( czyli przybycia jego jednostki do Warszawy ) uczył się czytać i pisać po polsku. Jeśli tak było w istocie, to miał do tego predyspozycje, bowiem zachowany meldunek wskazuje na piękne pismo. Nie wszyscy dają wiarę temu, iż był wykładowcą matematyki i artylerii w polskiej szkole we Włoszech.I chyba nie dowiemy się prawdy. W każdym razie ze wspomnień podwładnych wyłania się taki obraz : niewielkiego wzrostu, chudy, energiczny,odważny i bystry, ale też surowy wobec żołnierzy. Bali się go wszyscy, bo najmniejszą niesubordynację karał ciężko. Okładanie nahajką było na porządku dziennym, ale i szablą potrafił wymusić rygor, nawet za krnąbrną odpowiedź podoficerowi. Żołnierze woleli iść na niebezpieczny rekonesans, niż znaleźć się w zasięgu wzroku dowódcy. Doświadczył tego sam Adam Chmielowski. Po ciężkiej bitwie pod Cierniem ( 22 września) zamiast odpoczynku, miał rozstawić straże, po czym wracał na plac. Coś się w międzyczasie wydarzyło, bo Chmieleński dopadł do Chmielowskiego i w największym gniewie, nie przebierając w słowach zapytał, gdzie jego pluton. Podwładny nie zdołał nawet słowa wydusić z siebie, gdy zobaczył, że dowódca łapie za swój rewolwer. Na szczęście Chmielowskiego broń się jakoś zaplątała w kaburze i widząc, że pułkownik skupił się na rewolwerze, zdołał wyjaśnić, że miał rozkaz warty rozstawić a polecenia, by je na powrót ściągnąć, nie było. Mały włos, a nie byłoby Brata Alberta.
    z wyrazami uszanowania

    OdpowiedzUsuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)