23 stycznia, 2014

Nie tylko rocznicowo...

do przemyśleń mych o styczniowem poruszeniu roku 1863, których żem raz pierwszy był spisał roku przeszłego ("O insurekcyi nielubianej"), dodać bym jeno pragnął cytaty niedużej u Stanisława Cata-Mackiewicza wyczytanej. Po prawdzie w eseiku Napolionowi poświęconemu w tomie "Był bal", ale zdającym mi się wielce akuratnym i dla themy powstańczej, jak i dla każdej niemal innej w narodzie naszem zamierzonej, osobliwie jeśli mieć to ma związek jakikolwiek z działaniami państw, rządów, instytucji czy narodów okcydentalnych, według nauk oświeceniowych ukształtowanych:
"Z nastawienia nauk filozofów wynikała zasada bardzo praktyczna, która ważyła na życiu ludzi przez wiek XVIII wychowanych. Oto dla wieku XVII czyn był o tyle dobry, o ile wypływał z poczciwych intencji, dla wieku XVIII czyn był o tyle dobry, o ile dał się zrealizować i był skuteczny."
 I tyle... Nibyż tylko słów parę, a poraziło jak gromem... Jeśli praw Cat-Mackiewicz i przy słuszności stoi, to źródło wszelkich naszych rozczarowań odwiecznych względem Zachodu mamy jak na dłoni... Skłonnym tu Mu dowierzać, bo primo, że to jeden z najtęższych i najbardziej przenikliwych historiozoficznych umysłów (choć we własnej swej sprawie dał się podejść ubekom jak dziecko zgoła), z jakiemi dane mi było choć w piśmie obcować, secundo, że brzmi to przekonywująco... Jeśli przyjąć w ślad za tem, że nas Oświecenie jeno liznęło po warstwie cieniutkiej z paru literatów i myślicieli tudzież króla ostatniego złożonej i świadomości nie przeorało narodu, to zrozumiała jest łatwość, z jaką na ów XVII-wieczny, jezuicki poniekąd, pogląd, nałożył się romantyzm ze swym szaleństwem mierzenia sił na zamiary, czyli w praktyce niemierzenia w ogóle... I czemu po dziś dzień w narodzie tem "poczciwe intencje" za wszelkie wystarczą wytłumaczenia, usprawiedliwienia... ba! za zasługę i nawet!
  I konkluzyja wtóra, bodaj czy nie przykrzejsza... Jeśli praw tu Mackiewicz, a poznał przecie ludzi i rządów okcydentalnych niemało i na własnej doświadczył skórze, jako się tam traktata spisane honoruje, to zdałoby się może, by tej wiedzy wbitej do łbów mięli zawżdy wszytcy kolejni włodarze nasi... Bo inaczej my po dawnemu będziem wszelkie do ostatka wypełniać traktaty, w imię swoiście rozumianego honoru, zasię onym będzie wolno podług tegoż XVIII-wiecznego ich rozumieć urządzenia... Co dość marnie wróży wszelkim obecnym i przyszłym aliansom z niemi naszym...

30 komentarzy:

  1. Komuna Paryska też była w XVIII wieku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że pokpiwasz ze mnie, bo o Cacie-Mackiewiczu napisałem wyraźnie, że to z eseju Bonapartemu poświęconemu, a temu chyba nie przeczysz, że go XVIII wiek ukształtował... To mnie myśl ta z punktu nasunęła naszych "kreatorów" powstania styczniowego czy warszawskiego i dlategom uznał, że warto myśli tej upowszechnić... Może i ona nieszczególnie głęboka, ale z pewnością stać Cię wobec niej na więcej, niźli tylko na podobne drwiny...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Jezu Wachmistrzu, kpiny, drwiny... Czy Ty Przyjacielu przypadkiem nie przesadzasz w reakcji? Zajęty jestem strasznie, to zrobiłem skrót myślowy po zdaniu: "Oto dla wieku XVII czyn był o tyle dobry, o ile wypływał z poczciwych intencji, dla wieku XVIII czyn był o tyle dobry, o ile dał się zrealizować i był skuteczny". Więc pokazałem, co jest zresztą prawdą, że nie można uogólniać, bo jest mnóstwo wyjątków. I to nie tylko dotyczy naszych "kreatorów", ale i francuskich. Przy omawianiu romantyków trzeba mówić o Fredrze.
      Wachmistrzu, właściwie powinienem Cię przeprosić, tylko dalibóg nie wiem za co.

      Usuń
    3. Ja także nie wiem:)) Bo z pewnością nie za skróty myślowe, które źródłem się stały nieporozumienia... :)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Vulpian de Noulancourt23 stycznia 2014 13:25

    Jeżeli słowo "dobry" oznacza przeciwieństwo złego, to takie rozumowanie w polityce jest nie do przyjęcia, bo polityka niewiele ma wspólnego z moralnością. Jeśli zaś "dobry" ma oznaczać "najbardziej korzystny" (dla nas) w pewnej sytuacji, to będzie to obrzydliwe, ale skuteczne.
    Co prawda sankcjonuje to automatycznie wszelkie zbrodnie i niegodziwości silniejszego, jednak daje do myślenia o tyle, że warto choć raz w całej swojej historii tego silniejszego się póki co trzymać (skoro nas z łaski do konfidencji dopuścił), a nie hamletyzować, że nam wartości karleją, a gej, panie, ante portas.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bym miał tej pewności, że ten silniejszy nas kiedy za jaką ostatnią kroplę ropy na świecie czy co inszego dlań ważkiego nie przehandluje, to bym i może przyklasnął... A że nie mam, to rosyjskiego użyję : Dawieriaj, no prawieriaj... A "prawierianie" póki co, nie nastraja do konkluzyj przesadnie optymistycznych...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Vulpian de Noulancourt24 stycznia 2014 07:57

      Zgoda, że nic nie musi trwać wiecznie, a nasi sojusznicy pokazywali już brzydkie oblicze, swojego tylko patrząc. Dlatego daleki byłbym od zachwytu, że wszystko jest już na zawsze załatwione. Jednak "póki co" jesteśmy w sytuacji politycznej raczej lepszej niż gorszej - po raz pierwszy od nie wiadomo kiedy jesteśmy oficjalnie częścią tego stabilniejszego świata. Gdybyśmy byli poza nim, to pewnie teraz z Warszawie działoby się to samo, co w Kijowie.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Najpewniej masz słuszność, jeno ja bym tu sobą nie był gdybym w tem pławieniu się w bezpieczeństwie niniejszem kolejnych nie widział zagrożeń... Największego w usypiającej czujność i rozwagę właściwości wszelkiego na laurach spoczywania...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Pomimo tych rozczarowań uparcie kochamy zachód. Bo kocha się nie za coś a pomimo czegoś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Celne słowa... Choć ja się coraz i więcej nad tem zastanawiam, czy my naprawdę kochamy Zachód, czy tylko nasze wyobrażenie Zachodu...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Myśl arcyciekawa i do wielu spraw wytrych stanowić może, jednakowoż nie jest to klucz uniwersalny, bo zwykle złożoność okoliczności jest na tyle duża, że nawet tęgi ślusarz w tym wszystkim może się zagubić.
    Kłaniam z zaścianka Loch Ness :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobliwie jeśli z rana już się posłużył czemś, co mu nieznośny ciężar otaczającego świata lżejszym uczynić miało...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. A mnie się widzi, iże każda z tych postaw słuszną jest jedynie w połowie, a prawdziwą wtedy jedynie, gdy obie do spółki się zejdą.
    Ukłony WMści :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako wskazanie dla szarego człowieka zapewne... Ale jeśli idzie o zobowiązanie jakie względem nas poczynione, wielce rad byłbym wiedzieć, której z tych postaw hołduje ten, od kogo ewentualne tych zobowiązań wypełnienie zależeć będzie...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Pacta sunt servanda? Rzymianie nie wyszli na tym tak najgorzej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sensie cywilno-prawnym z pewnością... W sferze polityki to i oni mięli niemało za uszami, jeśli o przeniewierstwo idzie...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Jęzor Oświecenia... Pajęczyny mi ino omiatać, Panie Wachmistrzu, więcej nic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Desperujesz WMPani...:) Jam nawet nie omiatał, jeno jakie były przykurzone... wystawił...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Zasiadłem do czytania z intencją, żeby wykazać kto i dlaczego jest w mylnym błędzie, ale po namyśle uznałem, że czy chcący, czy niechcący, nic do powiedzenia nie mam. Po tej konstatacji zamyśliłem się głęboko i wyszło mi, że pisanie o tym że nie mam co napisać jest bez sensu. Tak więc lepiej by się było nie odzywać, ale jeszcze by ktoś sobie coś pomyślał? Jakby co, to intencje miałem dobre. :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem kto i co miałby myślić, bo ja w tem względzie przykład z fredrowskiej biorę Podstoliny ("Bo ja rzadko kiedy myślę, alem za to chyża w dziele!")... A jeśli z Lectorów kto inszych, to z pewnością też do tej lektury z najpoczciwszymi podchodził intencyjami, tandem możecie od zaraz pospołu począć piekła brukować...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. Poczciwe intencje to jednak cokolwiek za mało...Bez oszacowania dostępnych środków i metod działania skutek może być zgoła odmienny...Przesyłam ukłony:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano właśnie... Nibyż prosta prawda, a czeguś szczęścia nie ma, by się do rozumów przebić co szerzej i powszechniej...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. Poczciwe intencje to historia, przynajmniej wsrod politykow, a skutecznosc???? Ta powinna byc zawsze na wzgledzie, jezeli w slusznej sprawie, a ze slusznosc to pojecie wzgledne, zatem zalezy ono od punktu siedzenia. Poklony:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I temu trudno odmówić słuszności, choć zarazem i moją uboczną refleksyję budzi: przecie przynajmniej w teorii, wybieramy jakiegoś co już się poznać gdzie dał, oczywista rozumiem, że z jakiej dobrej strony, bo padalca i parszywca nikt by przecie wybierać nie chciał... Zatem jest ów, choćby w tej krótkiej chwili, człekiem, w którem zacność przeważać powinna... W której to zatem chwili ów się niegodziwcem staje, poczciwości wyzbytym?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  11. U podstaw wszelkich działań i decyzji leży jakaś ogólna zasada światopoglądowa. Niestety, dopiero po fakcie i po czasie okazuje się, czy dana zasada może służyć za obligatoryjną we wszelkich okolicznościach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najpewniej nie, bo tak jak się dwa razy do tej samej rzeki nie wchodzi, tak i człek ten sam, nigdy bodaj w identycznie takich samych cyrkumstancyjach nie stanie, tandem wszelkie wypracowane schematy na dzień wtóry już się mogą szkodnemi okazać...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. A to grozi już nadmiernym relatywizmem. Nie chodzi przecież o schematy, lecz przyjęte zasady. Te zaś nie powinny się zmieniać co i rusz, jeśli wynikają z najbardziej podstawowych przyjętych wartości.

      notaria

      Usuń
    3. Zaraz nam najpewniej dysputa będzie grozić, cóż są owe "najbardziej podstawowe wartości"...:) I przyznam, że czem mi dłużej po świecie schodzi chodzić, to tem bym większy miał problem z uznaniem, że coś takiego w ogóle istnieje - jako universum dla wszytkich ludów, nacyj i religii - a jeśli nawet istnieje, to któreż to oto są składowe? A czy to relatywizmem zwać, czy też przed doktrynerstwem lękiem, to już rzecz insza... Może mi za młodu zbyt łacno sądy przychodziły bezkompromisowe?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. Na potrzeby tego postu można by się było ograniczyć do rozstrzygnięcia dylematu, czy cel uświęca środki ;-)
      Ale tak patrząc całkiem z prywatnej nawet perspektywy: łatwiej jest i z większym powodzeniem, czyli skutkiem (skuteczność!) wchodzić w jakiekolwiek dwustronne relacje z kimś, o kim wiem, czego się po nim spodziewać. Ma to zastosowanie nawet w tej prywatnej, indywidualnej sferze, np. w interesach. Przeciez jako klient zdecyduję się na skorzystanie z usług kogoś, kto trzyma sie zasad (uczciwości, terminowości, solidności), a przynajmniej spodziewam się, że je respektuje. Przepraszam bardzo, ale nie skorzystam z usług kogoś, kto wyznaje zasadę, że nie ma zasad. Waszmość chyba jako biznesmen też w układy z kimś takim by nie wchodził, prawda?
      Na arenie międzynarodowej chyab tez na przyjęciu pewnych zasad podstawowych opierają sie i układy, traktaty wszelakie, i możliwość sądzenia za ich niedotrzymanie.

      Chyba jednak odbiegłam za daleko od głównego wątku:-( No więc to dygresja była i proszę to tak traktować. Pozdrawiam niedzielnie i prawie spod śnieżnej zaspy ;-)

      Usuń
    5. To w rzeczy samej znakomicie temat rozważań zawęża, bo już nie o universum prawimy, a o kilku inszych kewstyjach. Co się pierwszej tyczy, to ja nie tak bym celu tej noty widział, bo tu zawsze odpowiem, żem tej zasadzie był i jest przeciwnym... Natomiast szło mi o zasadność wątpliwości odwrotnej: czy jeśli cel jest wątpliwy, a efekt niepewny, czy czyn w ogóle jest wartym ryzyka podjęcia... W kwestyjach biznesowych, jako i inszych, gdzie o cyrkumstancyje relacyj z bliźnimi też idzie, mam swego prywatnego Dekalogu, do jednego się przykazania skracającego, słowami Słonimskiego nadobitniej wyrażonego: że jak nie wiesz, jak się zachować, to na wszelki wypadek zachowaj się przyzwoicie... I przydałbym temu jeszcze za motto słów, com ich niedawno w "Pokłosiu" posłyszał... Dokładnie z pamięci nie przytoczę, ale o to szło, ze świat to jedno wielkie k...stwo i że go naprawić nie sposób. Ale że można do dalszego skur...syństwa ręki nie przyłożyć i to już jest dużo...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)