05 czerwca, 2016

O konfliktach pokoleń podług Wachmistrza...

  Pod notką ostatnią, niekoniecznie zresztą w związku z jej treścią, dlatego też i jej tu nie przywołuję linkiem odrębnym, zawiązała się może nie tyle dysputa, co jej zręby o odrębnościach pokoleniowych i o tem, czy można na tychże odrębnościach wywodzić o "odwiecznym" konflikcie pokoleniowym poglądu.
  Powtórzę raz jeszcze, co sam przy takich zawsze powtarzam dysputach; tak często, że to już pewnie w jaki banał tu weszło, że nie znam w dziejach świata momentu znanego z zapisanych źródeł, gdzie by nie sarkano na nowe obyczaje, na moralność ówczesnej młodzieży i nie pochwalano by tradycji i dawniejszych wzorców. Ponieważ za nastaniem pokolenia następnego (czyli tego, które było podobno zepsute do cna i nie szanowało niczego) powtarza się toto jak mantra jaka, zatem wypadnie przyjąć, że albo wszystko od tysięcy lat idzie ku gorszemu (w co zresztą starożytni wierzyli z pełnym przekonaniem, w przeciwieństwie do nas, wyglądających poprawy za każdym kolejnym zakrętem), tylko że w takim razie zasoby tej moralności jednak muszą być chyba niewyczerpane, skoro wciąż jeszcze nie jesteśmy na dnie... :), albo... Albo też, to piszący punkt widzenia swego zmieniają, co zdaje mi się wielekroć bardziej prawdziwe, i że to owi młodzi, dojrzawszy, poczynają postrzegać, że świat jednak nie jest tylko czarno-biały i młodzieńcza bezkompromisowość, wyłożywszy się raz i drugi mało elegancko na mordę, zaczyna się zastanawiać nad tejże bezkompromisowości kosztami, celami i sensem... Z czasem zaś dostrzegać owa ex-młodość zaczyna, że się pojawili kolejni młodzi, znów bezkompromisowi, którzy czegoś chcą i przy tem często w czambuł potępiają starszych dokonania, budząc u tych znów zrozumiałego odruchu oburzenia i chęci obrony wartości własnych i znów mamy okazję do poczytania paru wyrzekań o upadającej moralności i o nic nie wartej młodzieży... No i tak da capo al fine...:)
   Drugą rzecz, którą znów najczęściej przywołuję w dysputach takowych, to kwestia przypisywana Bismarckowi (choć też i Piłsudskiemu), że "Kto nie był socjalistą za młodu, na stare lata będzie skurwysynem..." Pocznijmy może od tego, że uznajmy ten "socjalizm" bardziej za symbol młodzieńczej buntowniczości, łatwego i prostego widzenia świata i wielkiej niezgody na niesprawiedliwość, głównie społeczną. W czasach Bismarcka to rzeczywiście znaczyło socjalizm, czasem anarchizm, ale myślę, że błędem jest rozumienie tych słów jako swoistej pochwały jednego tylko kierunku politycznego, bo nie o ten socjalizm tu idzie, ale o pewną wrażliwość społeczną, zwłaszcza młodzieży, na krzywdę ludzką. Przyjmując, że dziś za tego umownego "socjalistę" podłożyć w zasadzie można każdego, co swego żywota celem na początku życiowej drogi uczynił jakiekolwiek tegoż świata poprawienie, a choćby i tylko wyklepanie niektórych bardziej ostrych krawędzi, to owo Bismarckowskie hasło pozostanie (mam nadzieję) aktualne aż do naszego, jako ludzkości, kresu...
   W tym jednym bowiem zdaniu mamy kapitalnie skrótowo opisanej drogi życiowej, większości zapewne z nas, właśnie od tego, co znakomicie opisał w swej piosence Wojciech Młynarski:
  "A tym czasem człeka trawił,
     spać nie dawał mu taki mus:
   żeby sadłem się nie dławić,
              lecz choć trochę świat poprawić...
   nieraz w trakcie tej zabawy,
świeży na łbie zabolał guz
człowiek jadł z okien kit..."


do tego:        
         

"Te porywy te zapały!
                       jak świat światem się kończą tak:
          że się wrabia człek pomału
                  w ciepłą żonę stół z kryształem!
   I ze szczęścia ogłupiały,
                        nawet się nie obejrzy się nawet jak
          w becie już ktoś się drze... "


i niedawny rewolucjonista zaczyna, czasem wbrew sobie ( i to są nieraz dopiero dramaty:), w swoich planach uwzględniać i to, że póki co te barykady, na które się chciało iść, stoją w kolizji z potrzebą wykarmienia rodziny. Ów młody człowiek jeszcze niedawno może by nazwał  to, ma się rozumieć nie u siebie, tylko u kogoś innego, zdradą ideałów młodości lub sprzeniewierzeniem się sobie, tyle, że w swych kalkulacjach młodzieńczych nie uwzględniał czegoś, czego nie znał, bo znać nie mógł: uczucia do własnych dzieci i poczucia odpowiedzialności za nie...
   Rodzą się zatem wszelkie kulawe kompromisy, gdzie człek by z jednej strony to, ale z drugiej wciąż tamto, a możliwości coraz mniej i mniej i na końcu zazwyczaj pozostaje jakiś kot bezdomny do przygarnięcia, jakaś złotówka wrzucona Owsiakowi do puszki i może jeszcze jakieś dobre słowo dla bliźnich, które owi i tak przyjmują za starcze pogderanki marudzenie i zrzędzenie... Ale pozostaje! Przez resztki szacunku do swych własnych młodzieńczych ideałów i teraz odwróćmy to Bismarckowe stwierdzenie: kimże będzie na starość ów człowiek, któremu już w młodości tylko kariera lub pieniądze w głowie? No właśnie... 
   A teraz najpryncypalniejsza kwestia: czy my rzeczywiście, nawet znając ową buntowniczą naturę młodości, możemy mówić o prawdziwych konfliktach pokoleń? O nieustającej walce młodych ze starymi? No i tu przyznam, że mam poważne wątpliwości... Nawet nie dlatego, że jedyne znane mi cyrkumstancyje, gdzie wyrzynano nie "jak leci", albo według wyznania, koloru skóry, narodowości czy poglądów, a podług wieku, to Herodowy ordonans o wybiciu nowo narodzonych dziatek, ale i to zdaje się być bzdurą nad bzdurami...
  Powiem więcej: do czasu pojawienia się niejakiego A.Mickiewicza i jego "Ody do Młodości" (którą nawiasem gorąco Czytelnikom zalecam sobie przeanalizować na zimno i bez emocji, to dopiero Wam się włos na głowie ze zgrozy podniesie), to ja w ogóle w dziejach totus mundi nie odnajduję żadnego wcześniej konfliktu "młodych" ze "starymi"! Owszem niektóre spory, konflikty czy wojny, zwłaszcza te przebiegające na osi względnie niedawno powstałych ideologij, będą miały przez pewien czas taki rys, że na przykład owi więcej skłonni do ryzyka i bardziej rewolucyjnie nastawieni młodzi poprą w większej części nowinki religijne XVI wieku, ale już w kolejnych pokoleniach ta rzecz się wyrówna i powróci w utarte koleiny... 
   Pewnie, że każdy i każda z Was może mi tysiączne opowiedzieć przykłady, jak to w młodości coś chciała usprawnić, poprawić, a na przeszkodzie stał jakiś tępy stary buc konserwatywnie do świata nastawiony przełożony i rzecz na panewce spaliła, a po dziesięciu takich próbach to się nawet i odechciewało próbować... Ale ten tępy stary buc konserwatywny przełożony też miał swoje racje, bo swoje przeżył... I może był nie tyle tępy i niereformowalny, co ostrożny, bo wiedział, że wielu jego mniej ostrożnych kolegów w swoim czasie zwiedzać musiało mało przyjazne miejsca? I może nawet, na swój sposób, nas też chciał przed takim losem ustrzec? Że co? Że jego doświadczeń życiowych nie można z naszymi porównywać, bo tamto se ne vrati? O Sancta Simplicitas...!  Historia, jeśli by miała czego prawdziwie nauczyć, to przede wszystkim tego, żebyście się wystrzegali słowa "nigdy", chyba że w stwierdzeniu "nigdy nie można być pewnym, że to czy tamto się nie stanie znów"...
   Jednakowoż, jakakolwiek by nie była summa Waszych indywidualnych spięć czy konfliktów ze starymi pierdołami stojącymi na Waszej drodze  z przedstawicielami starszego pokolenia, nie można przecie tego uogólniać do jakiejkolwiek walki pokoleń, podobnie jak nawet tysiąc konfliktów pracodawców z pracownikami nie oznacza tak prosto tłumaczącej świat "walki klas". 
   Psychologowie dziecięcy tłumaczą, że to, co nieraz bierzemy za krnąbrność u dziecka jest w gruncie rzeczy jego testowaniem obszaru jego możliwej wolności... No wiem, wiem... kosztem naszego zdrowia i cierpliwości, ale to wciąż nie jest walka pokoleń, nawet jeśli się zdarza w niemal każdej familii. No i co potem spotyka tego naszego pretendenta do dorosłości? Szkoła!!!
   Powiedzmy to sobie szczerze, że nie jest to instytucja kształtująca charaktery, a jeśli one się mimo wszystko kształtują, to raczej bardziej "mimo", niż "dzięki", a czasem to w ogóle "wbrew"...  Zazwyczaj też jest to instytucja, która ma szczery i ambitny zamiar wtłoczyć do niespecjalnie jeszcze wdrożonych do samodzielnego myślenia głów, cały dorobek ludzkości, co się chyba jeszcze nigdy i nigdzie nikomu nie udało, ale nauczyciele i wielkorządcy edukacyjni nie tracą nadziei. W rzeczywistości jesteśmy w tym procesie wielce nieodlegle od pruskich metod typu "słoma-siano" i jedyna realna wartość tych szkół czasem sprowadza się do tego, że jest gdzie dzieci przechować, gdy rodziciele pracują... I młodzi ludzi to przecież widzą, nie są durni. A nawet jak nie widzą, to wyczuwają, że mają do czynienia z systemem, który jest traktowany po macoszemu, wiecznie niedoinwestowany, nauczyciele zaś rzadko trafiają do tego zawodu z miłości do bliźnich i ulubionej dyscypliny, a częściej na zasadzie selekcji negatywnej, niemniej jednak starają się wymagać do siebie szacunku. 
   A młodość jest bezkompromisowa i nie uznaje szacunku zadekretowanego, co nie znaczy, że w ogóle nie zna takiego pojęcia... Zna, ale okazuje je tym, którzy sobie umieli na niego zasłużyć. Jest rzeczą bolesną, że to często jest szacunek okazywany dużym pieniądzom czy stanowiskom, rozumianym jako dowód zaradności życiowej, ale przecież nie tylko... I bunt młodych przeciw szkole jest dla mnie raczej dowodem na istnienie u młodzieży instynktu samozachowawczego, a nie znów buntu pokoleniowego.
  Wróćmy do naszych baranów (revenons à nos moutons) do naszego Mickiewicza, czy ogólniej romantyków. Podług mnie będzie to pierwsza grupa literacko-muzyczno-malarska, stająca w tak jawnej opozycji, czy wręcz karmiąca się byciem opozycyjnym (wszelkie analogie do sporów o TK itd zdają się być jak najbardziej zasadne, bo mechanizm ten sam), do uprzednio dominujących nurtów. Zastąpmy przez chwilę naszych mistrzów pióra i pędzla dwoma różnymi gatunkami kawy, albo markami automobilów, przy czem przyjmijmy, że jedna, wcale już dobrze zasiedziała na rynku, zasię wtóra do tegoż rynku dopiero aspiruje... Naturalnie, nie można wykluczyć, że druga kawa zdrowsza, a wehikuł prawdziwie bezpieczniejszy, ale ludzie i tak, przy braku wyraźnych różnic innych, wybiorą produkt tańszy. Nawet jeśli ten produkt prawdziwie tańszym nie jest, a jedynie wywołano u konsumenta takiego wrażenia. A można je wywołać i w taki sposób, że się wiąże owego produktu z ludźmi młodymi, ex definitione gołymi jak turecki święty...
   Uważcież, że tak naprawdę wszelkie znane szerzej wojny "starych" z "młodymi" mieć będziemy w sferze sztuki, czyli na rynku wybitnie ciasnym i wyjątkowo nasyconym, w dodatku dość zblazowanym... Tu trzeba bez przerwy nowości, rzeczy efektownych, nawet jeśli błyszczą tylko brokatem ozdóbek i polorem nowoczesności, dość zresztą krótkotrwałym. Zaraz się okaże, że nie wystarczy wyjechać na scenę teatralną motocyklem, bo za lat parę ktoś inny wymyśli coś jeszcze bardziej efektownego, choć równie pseudobuntowniczego. Nieuchronnie zapewne doczekamy się w końcu transmisji z publicznie czynionej lewatywy i będzie to jeszcze zapewne przedstawione jako "bunt nad buntami". Tyle, że znów te wszystkie "bunty" rozgrywają się we w miarę zamkniętym światku artystów i pseudoartystów oraz ich akolitów, kibiców i ludzi naprawdę nie znajdujących dla siebie sensowniejszego zajęcia i nie oznaczają żadnej "wojny pokoleń", choć bardzo za taką chciałyby uchodzić i czasem, przy dużej zręczności dzisiejszych speców od reklamy, marketingu etc.etc. potrafią nam to czasem na czas jakiś wmówić... Podobnie jak to, że czarne jest białe, a białe czarne, czy jakoś tak (a może odwrotnie?)... 
   Choć w dobie upowszechnienia się masowego gier komputerowych zawsze można się na to wszystko wypiąć i pójść sobie zagrać w to, co tam kto uważa... 



                                        ................



44 komentarze:

  1. Nie pierwszy raz jesteśmy zgodni Wachmistrzu w poglądach, jedynie akcenty mamy nieco przesunięte. Ty na artystów, ja na pseudonaukowców i ściśle związane z nimi środowiska "socjopraktyków", ze szczególnym uwzględnieniem świata polityki i marketingu.
    Jako uzupełnienie kropek dodam jeszcze dwa utwory, dla mnie w pewien sposób ważne i ilustrujące temat:
    Kantyczka z lotu ptaka i
    Jan Kochanowski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i my zgodni, ale z Kneziem, Mospanie, który się może wreszcie i kiedy nauczy, by mi Dreptaka na dysputy nie przysyłać:) Co do grajek obu to nie za bardzo tekstu ze śpiewu miarkując, żem je sobie oba w oryginale przywołał pisanem, po czem za dwukrotną (zwłaszcza pierwszego) lekturą, pomiarkował na czem się ta ilustracja tematu zasadza... I posmutniałem, bo skorom ja takiej do tego długiej potrzebował drogi, tom głowy dać gotów, że lwia słuchających część nawet i do drobniejszych konkluzji nie dochodzi...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Lwia część w linki nie klika! :D :D :D
      A teksty można bardzo różnie odbierać. :)
      Co do Knezia, to co kneziowe.... itd.! :D

      Usuń
    3. Ty się lepiej Zenuś Kneziem nie zasłaniaj, bo jak wypłacę Dreptakowi, co Dreptakowe (z uszanowaniem, ma się rozumieć, tego co Kneziowe), to będzie źle, oj źle bardzo...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. "A tu była wojna i ja nic nie wiem?" - cytując klasyka z Kabaretu Dudek. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorzej...:)) Ja też nic o niej nie wiem :)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. I to jest prawda. A nawet te dwie pierwsze prawdy wg. ks. prof. Tischnera.:-))
    Pamiętam jak byłam młoda /chociaż to straszliwie dawno było/ jak nauczyciele narzekali na nasze pokolenie. W wyrośli z nas bardzo rózni ludzie - także najzwyczajniejsi głupole i przestępcy, ale także wybitni profesorowie i artyści. Z jedną wybitną teraz aktorką to siedziałam nawet w jednej ławce.
    A więc nie trzeba znęcać się nad młodymi /dziećmi, a jak kto ma to i wnukami/ i mówić, że oni nic nie warci. Bo są mądrzy, inteligentni i uzdolnieni. W końcu po kimś to odziedziczyli. A i swoją inteligencję sobie wypracowali...
    Pozdrawiam
    P.S. Dodam jeszcze że głupi i prymitywni politycy też zawsze byli. I to nie tylko w kraju nad Wisłą.
    A starzy z młodymi to dlatego się nie zgadzają bo już ich skleroza dopada i zapomnieli "jak wół cielęciem był". A młodzi nie chcą dopuścić do siebie myśli, że kiedyś tym cielęciem być przestaną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff...jak dobrze, że tylko dwie te prawdy, bez tej trzeciej:)) Też chodziłem do szkół z przeróżnymi ludźmi i powiem jeszcze więcej: niektórzy, którym ówcześnie prorokowano jakie wielkie przyszłości, skończyli marnie, a karier zrobiło za to znów parę osób, za które w szkolnych latach nikt nie był gotów pięciu groszy dać. Dla mnie to zresztą i jakaś pociecha z tego płynie, podobnie jak z Waćpani słów ostatnich, bo skoro ja pamiętam wybornie swoje cielęce lata, to znaczy, że albo się jeszcze do tych naprawdę starych nie zaliczam, albo przynajmniej moja skleroza jeszcze jakaś względna... Ale o czym to ja mówiłem? Aha... że kłaniam się nisko:))

      Usuń
  4. Mam po sąsiedzku na wsi wielopokoleniową rodzinę - dokładnie cztery pokolenia. Wszyscy pracują w jednym gospodarstwie, najmłodszy - lat cztery - nie dalej jak przedwczoraj niósł babci grabie do przewracania siana. Córka ze średniego pokolenia po wyjściu za mąż zamieszkała z mężem u teściów. Tam z kolei poza gospodarstwem funkcjonuje rodzinna firma przewozowa założona przez seniora rodu. Obecnie w firmie pracują także jego syn, córka i synowa. Wszyscy zrobili odpowiednie prawo jazdy i jeżdżą autokarami. Firma się rozwija. Więc ja zamiast teorii wolę praktyczne sytuacje analizować. Może cokolwiek nie na temat...

    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego nie na temat? Kneź już pod poprzednią notą wypunktowywał właśnie familijne więzi, jako te, nad pokoleniowymi solidarnościami silniejsze... Bo własnej progeniturze i familii zresztą też bym pewnie wnioskował podobnie...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Lubię Tewjego...:)))
    Poza tym to już siedzę cicho...
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nie posiedzisz tak za długo:)))
      A Tewje to ja chyba mam na drugie... A nie, na drugie to mam Modestia:)))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Jak świat światem młodzież zawsze łatwiej umiała dostosować się do panujących wokół warunków życia.
    Urodzili się w świecie, urządzonym przez dorosłych, nie mając na to żadnego wpływu ( ;D - i w kwestii narodzin i "urządzenia").
    Każde następne pokolenie osadzone było w innych realiach społeczno-politycznych.
    Ale ...
    nie oczekujmy (my, dorośli) szacunku i nie domagajmy się bycia autorytetem dla młodzieży li tylko z racji wieku. Młodzi również są surowymi obserwatorami.
    Jeśli uznają, że postawa "starych" i poglądy są przyzwoite, jeżeli zaimponujemy im wiedzą( choćby tą "życiową"), a zachowywać się będziemy racjonalnie i konsekwentnie - sami to docenią!
    I szacunek. Szacunek niech działa w obie strony.
    Od kołyski.

    Hm, no i wyszły mi tu same truizmy, ale od szerszych wywodów padłby pewnie serwer!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O serwery bym się tam znów przesadnie nie troskał: od tego są, by nawet najcięższych naszych przemyśleń udźwignąć:) A jeśli to, co czytam, to są truizmy, czyli zdawałoby się: oczywistości, to jakoś nie widzę po ogóle społeczeństwa (nie tylko zresztą naszego), żeby to dla wszystkich były oczywistości...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Wasze naprawdę uważasz, że owa "dobra zmiana" ma poprawić świat? Że to analogia do młodzieńczego buntu? Bo mnie się widzi, że to próba powrotu siłą do przaśnej, PRLowskiej rzeczywistości, w której wszyscy mieli równie mało, oprócz wierchuszki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz Wasza Miłość, ale nie pojmuję, co masz na myśli, bom przepatrzywszy tekstu całego nie nalazł tam nic o żadnej "dobrej zmianie", po wtóre jeśli to się ma tyczyć tego, co się domyślać mogę, to chyba mi Waść w usta wkładasz zdanie wręcz do mych poglądów przeciwne...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Raczyłeś, Wasze, wspomnieć: "(wszelkie analogie do sporów o TK itd zdają się być jak najbardziej zasadne, bo mechanizm ten sam)", tedy możem i lekkomyślnie na dalsze rozważania zdania tego pociągnął. A że rana bez przerwy drażniona, wrażliwą na każdy dotyk się staje, tedy przebacz Wasze, żem konfuzyą zareagował, nieprzystającą nijak do esencyi tekstu.

      Usuń
    3. A o to idzie! No toś w rzeczy samej daleko pobieżał Nitagerku od myśli mojej:)) Szło mi o to, że między dwiema grupami artystyczno-literackimi zaistniał konflikt wywołany niejako sztucznie po to, by poprzez podtrzymywanie tegoż konfliktu i doprowadzenie go do sytuacji nierozwiązywalnej, obie strony niejako wymuszały konsolidację własnych szeregów wkoło jakiejś idei (bez znaczenia czy słusznej) i ułatwiały polaryzację stanowisk, przy czym sama istota konfliktu była zupełnie drugorzędna i dla tzw. szerokiej publiczności właściwie niezrozumiała... co, jak dla mnie, jest właśnie analogią do cyrkumstancyj w tejże sprawie politycznej nader adekwatną.
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. 1. Czytałem gdzieś, że w średniowieczu zwykły człowiek przez całe swoje życie poznawał taką ilość danych, którą dzisiaj można znaleźć w jednym egzemplarzu kolorowego miesięcznika (co, oczywiście, nie znaczy, że czytelnik całą tę wiedzę posiądzie czytając, bo musiałby najpierw rozumieć, co czyta). Idąc tym tropem można założyć, że do całkiem niedawna przyrost wiedzy był na tyle niewielki, że starzec nad grobem bywał przydatny przez to, że potrafił (o ile go skleroza nie wyzerowała), podać rozwiązanie jakiegoś rzadkiego problemu, bo on jeden w całej wsi pamiętał podobny przypadek. Tyle, że z biegiem czasu takich spraw było coraz mniej. Niewykluczone, że w tych zamierzchłych czasach młodsi szanowali starszych i nieznany był im bunt pokoleniowy. Chociaż i w to wątpię, bo staruchy mają zazwyczaj skłonność do trzymania wszystkiego w stanie skostniałym i nie są skłonni do zmian, ani do pamiętania (skleroza), że kiedyś także byli młodzi i wcale nie byli tacy świeci. No i, pomimo tej pewności starców utrzymywanej od kilku tysięcy pokoleń, świat nie zawalił się w kilka dni po ich śmierci, co świadczy o tym, że wcale nie byli niezastąpieni. Dlatego czymś całkowicie normalnym wydaje mi się niechęć młodych do nadmiernie roszczeniowych starych.
    2. Dzisiaj przyrost wiedzy jest na tyle szybki, że przeciętny człowiek ze swoją zgromadzoną mądrością staje się pod koniec życia żywym anachronizmem, niezdolnym do przekazania czegokolwiek młodszym. Bo niby czego miałby ich nauczyć? Jak nie dopuścić do popękania fajerek? A toć oni nie mają pojęcia, co to za zwierz, ta cała fajerka. Z kolei on (= ten starzec) zazwyczaj już nie chwyta, o czym młodzi mówią (nawet jeśli włączy aparat słuchowy), bo już dawno przestał kojarzyć najnowsze osiągnięcia techniki wspomagającej codzienne życie.
    3. Tak więc starzec współczesny nie reprezentuje sobą dokładnie niczego, czym mógłby młodym zaimponować i uświadomić im, że jest przydatny, a może i niezbędny. A poza tym taki staruch żyje nieprzyzwoicie długo, bo medycyna (czego by o niej nie mówić) dodała ludziom jakieś marne 30 lat życia i, doprawdy, nie do końca wiadomo, po co.
    4. Dlatego uważam, że wchodzimy w wyjątkowo krytyczny etap rozwoju cywilizacji. Ta jakaś niechęć pomiędzy starymi (zazdrosnymi o uciechy łoża), a młodymi (zazdrosnymi o możliwość decydowania) istniała zawsze. Nigdy jednak do tej pory nie stawało się tak oczywistym, że starcy są jedynie bezproduktywnym obciążeniem i należałoby bardzo poważnie przedyskutować temat eutanazji, która, najprawdopodobniej, jest jedyną deską ratunku dla społeczeństw rozwiniętym. No bo w buszu problemu nie ma – wolniejszych starców coś w porę pożre i dzięki temu nie dochodzi do konfliktu pokoleń.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to w zasadzie czas na Vulpianie albo do buszu, albo na śmiertelny zastrzyk, bo wg kanonów nie tak wcale dawnych, dożyliśmy słusznych, ale nie całkiem produktywnych lat!!!
      Bo jak "kuśka nie staje", to do piachu z jej właścicielem???!!!
      To w cudzysłowie jest cytatem z piosenki Kaczmarskiego, powyżej. :)

      Usuń
    2. (...)czas na Vulpianie (...) - winno być - (...)czas nam Vulpianie (...)
      Za pomyłkę przepraszam :)

      Usuń
    3. 1. Znając nasze państwo wiem, że za dojazd do tego buszu musielibyśmy jeszcze zapłacić. To ja już wolę zastrzyk.
      2. Zaraz tam do piachu. W zoo pełno jest zwierzątek mięsożernych. Dzięki takiemu rozwiązaniu może bilety wstępu byłyby trochę tańsze. No i proszę: wreszcie znalazłem coś, za co społeczeństwo młodych byłoby swoim starcom wdzięczne.
      Pozdrawiam

      Usuń
    4. Ad.1 Starcy przydawali się z wielu względów, daleko bardziej praktycznych, choćby takich, że to była chodząca (o ile jeszcze chodziła, bo jak nie to siedząca, lub leżąca) księga wieczysta, która pamiętała, że od wiek wieka za rzeczką było Walkowego ojca i dziada pola aż do brzózki, która już się zwaliła, ale ona stała akuratnie tam, gdzie najwęziej od gościńca do rzeczki, tedy Józwa winien Walkowi oddać to, co zaorał... A i także na swój sposób księgą metrykalną, bo pamiętał, kto po kim i czyim kuzynem, zatem może niekoniecznie będzie najzdrowiej, żeby się młody Filipek z młodą Gulbaską żenił, bo mogą być jednej krwi...
      Ad.2 W kwestii wiedzy się z Tobą jestem zgodzić gotów, ale w kwestii emocji już nie... A czasem młodym tu dobrej porady potrzeby, bo coś albo biorą zanadto w emocjach, albo też i dzielą włos nie tyle na czworo, co i na dwadzieścioro, zamiast sprawy widzieć prostymi, takiemi jakiemi one na ogół są...
      Ad.3 Co do mnie to ja tam tych dodatkowych trzydziestu wcale nie żałuję...:))
      Ad.4 To, że nas jako ludzkości jest zdecydowanie za dużo, to mnie przekonywać nie musisz... Gorzej, że ja w tem względzie na razie jedynego skutecznego na tę bolączkę ludzkości remedium w tem widzę, czego głosił nieboszczyk Malthus...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. Panie Wachmistrzu!
    Silni zawsze zrobią to, co im się podoba, przecież zwycięzców się nie sądzi. Słabi muszą wycierpieć to, co im los przyniesie, bo przegrani nie mają racji. Wszelkie uzgodnienia w kwestii warunków mogą być dyskutowane wyłącznie między równymi siłą. W tym przedmiocie konfliktu nie ma, wszak reguły takie obowiązują od dawien dawna.
    z wyrazami uszanowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle, żem nie pomiarkował, któż według Waszmości ten silny, a kto słaby? Młodzi tężyzną swoją młodą i energią, czy Starsi pozycją lub pieniędzmi może? A bez tejże wiedzy nijak mi się odnieść do słów pozostałych...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. To, co przedstawiłem, jest składową opartą na następujących wydarzeniach: w czasie wojny peloponeskiej Ateńczycy oblegali miasto sympatyzujące ze Spartanami. Kiedy obrońcy goniący resztkami sił zaczęli pertraktacje, apelując do litości wojsk ateńskich, usłyszeli, że warunki kapitulacji mogą być dyskutowane między równymi siła, silni zrobią to,co uznają, słabi muszą to przyjąć. Miłościwie panujący parlament jest także klasycznym przykładem, że ten, za którym stoi siła, decyduje o treści ustaw. Opozycja może się tylko przedstawiać swoje racje w mediach. I tyle jego. Ostatnie informacje o zwolnieniu nauczyciela za to, że w czasie, gdy przechodziła procesja, uczniowie nie przestali grać w piłkę na boisku. Sytuacja, w której delegacja międzynarodowa została zmuszona do wysłuchania modłów duszpasterza leśników, jest kolejnym przykładem. I na koniec też coś z tej półki. Na lekcji religii uczeń wyraził pogląd, że trzej królowie to ściema, a gdyby były trzy królowe, to byłoby tak: najpierw spytałyby o drogę, by przybyć na czas, potem pomogłyby przy porodzie, posprzątały stajenkę, no i przyniosły nie tylko użyteczne prezenty, ale i coś do jedzenia. A w drodze powrotnej zapewne byłaby interesująca wymiana zdań na temat tego, że sandały kompletnie nie pasowały do tuniki, malec kompletnie niepodobny do ojca, jak ci ludzie mogą wytrzymać z tyloma zwierzakami, nie wiadomo kiedy, jeśli w ogóle, oddadzą garnek, w którym było koszerne jedzenie. O tym, że położnicę znają z czasów uczelni nie wypada podkreślać. Co się działo w szkole? Katechetkę ledwo docucono, ciało pedagogiczne zdecydowało o obniżeniu stopnia ze sprawowania, rodziców wezwano na dywanik, ojciec ucznia dziwnym trafem odnotował wzmożone kontrole w swoim przedsiębiorstwie wszelkich możliwych instytucji. Etat matki został zlikwidowany.
      zwyrazami uszanowania

      Usuń
    3. To pięknie, że to przedstawiasz, Mości Bosmanie, tylko chyba źle nazywasz, bo ja tu nijakiej przewagi silnego nad słabym nie widzę, jeno rozliczne dowody chrześcijańskiej miłości bliźniego...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. a któż tę młodzież rozpasaną wychował? :D sami na siebie narzekamy. Ja nie narzekam, uczę się od młodych panowania nad wszelkiego rodzaju urządzeniami, których w czasach naszej młodości po prostu nie było a jak się pojawiły to starsi skutecznie nas straszyli "nie rusz bo zepsujesz" i ta obawa o zepsucie urządzenia długo w nas siedziała. nie ma wyjścia, trzeba się uczyć od dzieci albo mieć naprawdę dużo pieniędzy aby ktoś za nas poruszał się we współczesnym świecie. Mam teraz taką pracę właśnie - pani (wcale nie stara) nie jest w stanie ogarnąć poczty elektronicznej, zakupów internetowych, drukowania, kserowania itd,
    i żeby się nigdy nie nauczyła ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro to ostatnie jest warunkiem sine qua non zatrudnienia Twego to i ja za to wypiję:)) Aliści pozwolę sobie uwagi zwrócić, że ja tu na nic nie narzekałem, nie narzekam i dopokąd we łbie będę miał jakie mózgu choć popłuczyny, a nie sieczkę, to i narzekać na młodzieź nie będę...:) Co najwyżej na to, że sam już dawno młody nie jestem...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  11. Zacnieś to Waszmość ujął, rzecz wymaga dyskusyi. Wedle mego rozeznania pokolenia muszą się różnić, kiedy żyją w inszych czasach i priorytety mają insze, ale konfliktu takoż nie widzę. Choćby bowiem i ten dawny kit okienny zjeść, a nie probować zrozumieć młodziana karmionego z okienek tv i radiowych papką, co w życiu się liczy i do czego trza zdążać, to kompromis choćby i kulawy, nie będzie możliwy. Młodzież nie żyje w próżni. To bystrzachy, którzy widzą, że logo buta, okulara jest obecnie ważne, liczy się zewnętrzność, lans i lokowanie produktu.To "starzy" i obecna rzeczywistość uczy takiej zaradności: masz mieć. No to starają się mieć, przecież są naszymi córkami, synami, wnukami. Świat produkuje coraz to nowe zabawki, wypada je mieć. Aleć na te ichnie gadżety potrzeba dutków sporo. Trza harować jak wół, by części choć sprostać.
    Pozdrowienia zasyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Ultro - okienko tv to rzecz coraz częściej w zaniku i niechciana. Dawniej okna świeciły na niebiesko, teraz trudno znaleźć działający i włączony telewizor! Jeszcze nasze pokolenie siłą przyzwyczajenia używa tego wynalazku, ale nasze dzieci w stopniu znikomym. Telewizja to dla nich bardzo prymitywne medium!!!
      Słyszymy narzekania, że młodzi nie czytają - nieprawda - bez biegłości czytania i przekazywania treści w formie tekstu, oni nie mogą się porozumiewać!!! To my musimy się podciągać do ich poziomu często!!!
      Krytykujemy młodych za "kulturę obrazkową", ale czy przyjmujemy do wiadomości, że oni posługują się swobodnie ideami i narzędziami sztuki? Nas tego usilnie uczono w szkole z miernym efektem, dla nich to oczywistości!
      I tak by można wyliczać długo.
      Nie jest z tym nowym pokoleniem źle! A i my nie całkiem tacy znów nieudani! Nadążamy! :)

      Usuń
    2. Trudno tu słuszności temu głosowi odmówić, aczkolwiek ja bym i tej obserwacji nie uogólniał przesadnie, bo albo mi uznać przyjdzie, że ja mam jednak do czynienia z jaką młodzią wyjątkową, alibo też przyjąć, że i oni różni są przecie i nie wszyscy na blichtr łakomi... I praw Kneź, że owi tejże telewizyi wcale nie łasi...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  12. Zauważyłam, że faktycznie emeryci przyklejeni są do okienka, w którym sensacja goni katastrofę, bo granie na niskich instynktach jest trendy. Uważam, że kiedyś - mimo braku suwerenności - media były na całkiem dobrym poziomie. Przynajmniej nie pokazywały młodym, że na skandalu mogą zrobić karierę. Zgadzam się z tym, że "nie jest z tym pokoleniem źle". Wielu z nich to rzeczowi, pragmatyczni ludzie. Znajdują swe miejsca na ziemi, często uczą się i pracują, dążą do spełnienia swoich marzeń. Mój wnuk już zapowiedział, że on studiował bezrobocia nie będzie. Ale czy to źle?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy :)
      Niestety nie ma żadnej recepty na to żeby wiedzieć wcześniej. Kiedyś to już pisałem - to jak z koniem i wodopojem - można zaprowadzić, ale zmusić do picia się nie da! :)

      Usuń
    2. Po prawdzie na to był w kawalerii sposób w postaci wiaderka skórzanego wieszanego koniowi na ogłowiu, z pyskiem w środek wsadzonym. Lało się doń wody niewiele, bo przecie nie o to szło, by konia utopić, jeszczeć w środku stepu, jeno krzynę wyżej nozdrzy... Zazwyczaj i koń też się parę razy zachłysnął, poparskał, ale szybko się uczył, że musi wypić choć część, by swobodnie oddychać...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Ja bym dodał, że właśnie u ludzi starszych obserwuję pewne pogubienie we współczesnym świecie, gdzie w telewizyjnym przekazie szukają oni drogowskazów nawet, czego młodym zarzucić niepodobna, bo oni z tego wybierają jedynie rozrywkę, na przeróżnym zresztą poziomie...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. ... i oby tylko ci starsi trafili pilotem na właściwy kanał, a tak trudno przecież ucelować, kiedy ręce drżą...

      Usuń
    5. To i młodym drżą, jak miarki przebrali, luboż przy prasie wibracyjnej pracują...:) A któryż jest kanał właściwy, że dopytać pozwolę?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    6. O wodopoju, powiadam (jako źródle), nie o podtapianiu!!! Różnica to diametralna!!! :D :D :D

      Usuń
    7. Ja tylko stwierdzam, że każdy Cyryl ma swoje Metody...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  13. Wciąż ta pogoń za buntowniczymi nowościami, a przecież jak pisał poeta:
    Wszystko już było - rzekł Ben Akiba
    A gdy nie było - śniło się chyba
    Trzeźwi, urżnięci i rak i ryba
    A świat się w kółko kręci, świat się w kółko kręci
    Hopaj siup
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zgodzę się, i nie zgodzę zarazem... Nie było, jeśli idzie o techniki poziom i konieczność posiadania coraz i więcej wyspecjalizowanej wiedzy, by tej techniki, nawet codziennej domowej, ogarnąć... Za to jeśli idzie o reakcje i postępowania ludzkie, to te rzeczywiście widzę od stuleci, jeśli nie tysiącleci, niezmiennemi niemal...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  14. Faktycznie, coraz mniej kanałów do przełączania. Kiedyś słuchałam radiowej Trójki, a teraz niewiele z niej zostało.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to polecam Radio Pogoda:) Gadania tam się za wiele nie posłucha, za to sporo piosenek z czasów naszej młodości:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)