15 października, 2017

O tem, że czasem życzliwy neutralny sąsiad od niechętnego alianta jest lepszym...

...czyli ex libris Wachmistri kolejne: broszureńka niewielka, ledwo kart parę licząca o relacyjach z Madziarami nas łączących w czas bolszewickiej wojny dwudziestego roku... Thema mało znana, półgębkiem czasem wspominana i czeguś jakby niechętnie przez historyków i polityków stron obu... Nawet do napisania tejże broszureńki z początkiem lat trzydziestych potrzeba nam było... Francuza...
   By Lectorowie sobie własnej w tem względzie mogli wystawić opinii, umyśliłem onej dać tu in extenso, osobliwie, że rzecz jest naprawdę niewielka... A szczególnej Lectorów uwadze przedkładam myśli osobiste autora, w dwóch ostatnich akapitach zawarte...















51 komentarzy:

  1. Już od dawna mnie to nurtuje...
    ze spisywaniem historii to jest trudna sprawa - ile faktów, tyle interpretacji.
    Pisząc podręcznik do historii nie można pominąć tematu źródeł i źródeł historycznych. Ważne jest przez kogo są one pisane i w jakim celu, a także na ile wydarzenia czy zagadnienia dotyczyły samej osoby piszącej. Na ile też fakty zostały zniekształcone lub nawet zafałszowane.
    Dlatego też - moim zdaniem -żadna publikacja historyczna nie będzie nigdy doskonała.
    Zastanawiam się, czy jest możliwe obiektywne przedstawienie historii, a jeśli tak - to kto mógłby być tym neutralnym skrybą?
    Czy taki w ogóle istnieje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutna bezstronność i neutralność jest zapewne niemożnością, nawet przy najlepszej dobrej woli. Pomijając już to, że każdy z historyków jest przecie jakiejś narodowości, a koszula zawżdy ciału jest bliższą, to i sam dostęp do źródeł, osobliwie tych najdawniejszych, jest już jakąś determinantą opisów i ocen przyszłych... A jeśli opisujemy starcia królestw z epok biblijnych, gdzie po zwyciężonych nieraz nawet ślad nie pozostał, a jedyny zapis to ten, co go wytworzyli zwycięzcy? Siłą rzeczy przyjmujemy ich punkt widzenia, nawet będąc do niego najwięcej krytycznym, nie możemy go podważyć, bo nie znamy żadnego przeciwnego... Z drugiej znów strony odrzucanie wszystkiego, co nie zostało potwierdzonym to też droga donikąd... Odsądzono ongi od czci i wiary bajania Kadłubkowe, późniejsze Kroniki Prokosza i insze jako falsyfikaty i zmyślenia i w zasadzie wyrzuciliśmy na śmietnik wszystko, co przed Piastami się na ziemiach naszych działo, przyjmując, że niewiarygodne... A potem się okazuje, że badania DNA wykazują ciągłość osadnictwa na ziemiach naszych od czasów, grubo Chrystusa narodzenie poprzedzających, zatem jednak jakaś ciągłość, być może że i quasi państwowo-plemienna zapewne też była, tyle że nic o niej tak naprawdę pewnego nie mamy i historycy miotają się od ściany do ściany, powodowani tak naprawdę wiarą lub niewiarą i dysputy poczynaja przypominać starcia teologów doby Reformacji: zero szans na przekonanie jeden drugiego...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. ...i jeszcze: jakem laik i ignorant w dziedzinie historii, czy po tej lekturze powinnam inaczej postrzegać rok 1968 - Praską Wiosnę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno mi wyrokować, nie znając, jakże jej WMPani postrzegasz na dzisiaj:)) Dla mnie to jakaś, bardzo bojaźliwa próba(choć w swoich czasach postrzegana jako wielce odważna) zreformowania tego czy owego w ramach niereformowalnego systemu, ale tego ówcześni Czechosłowacy przecie jeszcze nie wiedzieli. Położyli w tym całe swoje nadzieje, a cofnęli się przed brutalną siłą, niechętni krwawej ofierze, podobnej tej złożonej dekadę wcześniej przez Węgrów... Można na to popatrywać w kategoriach braku tradycji w tem narodzie do buntu, które to skłonności po wojnach husyckich i wojnie trzydziestoletniej wygasło niemal ze szczętem, ale można i patrzeć przez pryzmat pewnego nawet i uznania dla pragmatyzmu małego narodu, który przetrwanie uczynił pryncypium ważniejszym od szaleństw wzniecanych przez poczucie honoru, powinności religijne czy insze... Natomiast związek zdarzeń z 1968 z 1920 w sensie ocen chyba nie powinien mieć miejsca. Trudno przecie obarczać wnuki odpowiedzialnością za grzechy dziadów...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Kuzynka małżonki wyszła za Słowaka i mieszka od lat w jego ojczyźnie. On jest miłym i porządnym człowiekiem, ale jeśli w rozmowie zejdzie się jakoś na temat Węgier, to dostaje z miejsca białej gorączki i sypie, jak z rękawa, przykładami bezczelnej madziaryzacji Słowaków i imperialistycznych ciągot Budapesztu. Tak go w szkole nauczono i, jak podejrzewam, mówi samą prawdę (albo niewiele przesadza). Tam nie ma specjalnej sympatii do południowego sąsiada.
    Dlatego nasza wspólna granica z Węgrami nie wydaje mi się ideą prawdopodobną. Było przez parę wieków, minęło.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będąc z Felczakiem w roku 1985 na węgiersko-czechosłowackiej granicy, z osłupieniem przyglądałem się zwalonemu w latach wojny mostowi, nie wiem czy i nie nawet na Dunaju, którego żadna ze stron podźwignąć nie chciała, a dogadać się-mimo nibyż wspólnego bytu w obozie bratnich państw- nie umieli... Brak sympatii jest obopólny i od strony Węgrów to trochę tak jak czasem i nasze na Litwinów, Ukraińców i Białorusinów wejrzenie z nutką wyższości nad tymi nierozumnymi warchołami, co się przeciw naszej światłej nad niemi opiece pobuntowały...:))
      W czasie tej wizyty żem dla facecji wzniósł w mieszkaniu jednego z Felczakowych przyjaciół madziarskich toast za wspólną granicę, ani myszląc że to takiego entuzjazmu po drugiej stronie obudzi:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Neutralność Czechosłowacji ? Na początku listopada 1918 r. lokalne władze polskie i czeskie dokonały prowizorycznego podziału spornego regionu na Śląsku Cieszyńskim, wedle reguły etnograficznej.Polsce miał przypaść powiat cieszyński i bielski oraz część frysztackiego. Ale czeski rząd ustalenia te zakwestionował, szermując argumentami historycznymi, a na ich poparcie sposobił się do siłowego rozwiązania. W końcu stycznia 1919 rozpoczęli atak na Bohumin i rejon górnej Wisły, zajmując Spisz i Orawę. Opór strony polskiej oraz naciski dyplomacji francuskiej spowodowały zaniechanie działań wojskowych. W Paryżu, 3 lutego 1919 podpisano porozumienie ( Dmowski i Benesz ), mocą którego Czechom przypadła część powiatu cieszyńskiego oraz polska część powiatu frysztackiego. Na konferencji w Spa ( lipiec 1920) doprowadzono do tego, że nie odbył się zapowiadany plebiscyt, w zamian za co Francja i Anglia miały udzielić Polsce pomocy w rokowaniach z Rosją. W konsekwencji po czeskiej stronie zostało ok. 100 tys. Polaków oraz cały region przemysłowy Śląska Cieszyńskiego. Rok później Czesi uzyskali korzystną decyzję Ententy w sprawie obszaru Spiszu oraz Orawy. Późniejsze problemy z Jaworzyną, która na mocy Stałego Trybunału Sprawiedliwości przypadła Czechom, popsuły na długie lata stosunki polsko-czechosłowackie. Innymi słowy, pod pozorem neutralności Czesi skutecznie torpedowali dostawy z Węgier.
    z wyrazami uszanowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W nocie o Rzeczpospolitej Zakopiańskiej (link po prawej miedzy inszemi polecanemi) żem był o sprawach tych pisał, osobliwie podkreślając, że to nie tyle Ententa temuż winna, co stronniczy względem Czechów szef jej misji budapesztańskiej, pułkownik Vix, co się nawet i samowolnie autorytetem Focha posłużył dla machlojek proczeskich swoich. Insza, że nasze działania, poniekąd przez Żeromskiego i Zaruskiego inicjowane i wcale pierwotkiem ku zgodzie ze Słowakami idące, storpedowała Warszawy obojętność, akuratnie na poły tamtym czasem sparaliżowanej poprzez zamach Januszajtisa i onego następstwa, zasię przez rząd nowy, już Paderewskiego, który rzecz zbagatelizował...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Boję się pisać cokolwiek, bo moja miłość do Węgier i niecierpienie Czechosłowacji jest w moim kręgu powszechnie znane. Ale o tych sprawach mało wiedziałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lękajcie się!:) Nic akurat o tych Twoich sympatiach nie wiedziałem, a nawet gdybym wiedział, to bym Ci z pewnością nie bronił ich głosić i bronić... Taki sam dobry punkt widzenia, jak i każdy inny...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Polska i tak miała szczęście z dostawami amunicji z Węgier. 21 marca 1919 wybuchła rewolucja w Budapeszcie, skutkiem której było utworzenie Węgierskiej Republiki Rad, która powielała sposób rządów Rosji, a przywódca rewolucji, Bela Kun, rozpętał krwawy terror. Republika upadła 1 sierpnia 1919 roku. Gdyby pozostała, o żadnych dostawach do Polski nie byłoby mowy.
    Nie można zapomnieć też o traktacie z Trianon ( 4 kwietnia 1920), kiedy to Węgry musiały oddać niemal 70 % swego terytorium, przy czym Czechosłowacji przypadła Słowacja ( Górne Węgry) oraz Ruś Zakarpacka. Taki stan trwał do Monachium, bo 29 września 1938 ustalono ( Chamberlain, Daladier, Mussolini, Hitler ), że żądania Węgier i Polski co do rewizji granic z Czechosłowacją, będą przedmiotem obrad, jeśli zainteresowani nie dojdą do porozumienia w tej sprawie. Dość powiedzieć, że 2 listopada 1938 w Wiedniu zapadł "wyrok" arbitrażu wiedeńskiego, mocą którego Niemcy i Włochy, jako sygnotariusze układu monachijskiego przyznały Węgrom ( kosztem Czechosłowacji) południową Słowację i Ruś Zakarpacką. Skorzystała Polska, bo dostała Śląsk Cieszyński. Nie dziwi zatem, że mają pretensje i do nas, i do bratanków. Wspomnieć też należy, iż w czerwcu 1945 r. Czesi zdecydowali zająć Kotlinę Kłodzką, posyłając do Kłodzka pociąg pancerny, wywieszając czeskie flagi, a przedstawiciele nowej administracji objęli władzę. Atak Polaków powstrzymali Rosjanie. O tych wstydliwych faktach z życia bratnich krajów niewiele się mówi. Dopiero 13 czerwca 1958 podpisano w Warszawie umowę o wytyczeniu granicy państwowej między Czechosłowacja a Polską wedle stanu na 1 stycznia 1938. Umowa umową, a kwasy i tak pozostały.
    z wyrazami uszanowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O sprawie Kłodzka wspominał ongi Torlin u siebie, opatrując je nawet, zdaje się, zdjęciem partyjnych naszych notabli na mszy katolickiej w intencji pomyślnego rozstrzygnięcia sporu odprawianej:)) Do czeskich "grzechów" bym dodał, że w czasie III powstania śląskiego przepuszczali przez swój teren oddziały, które następnie atakowały powstańcze pozycje w rejonie Raciborza od tyłu...Traktat w Trianon, a szczególnie onego rola w świadomości każdego Węgra, to thema wielce bolesna i może na osobną notę sprawa, choć w naszem cyklu o narodzinach Rzeczpospolitej żem się pokusił o analizy, czemuż to tak srogo alianty Madziarów potraktowały, a Czechów nie... Ale pozostaje faktem, że nasze wobec Jałty i Poczdamu żale są niczem przy węgierskich o Trianon rozgoryczeniach zapiekłych...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Bezczelnie się zareklamuję TU
      Całość mojej niechęci do Czechów przedstawiłem w tym oto wpisie,
      a ponieważ nie wszyscy chcą odwiedzać Kamienną Wioskę dodam jedynie, że w tym wpisie jest zdanie o faktach dotąd nieopisywanych: "Jeszcze ciekawiej było w 1945 roku, gdy razem z wojskami 60 Armii gen. lejtn. P. Kuroczkina szła na zachód 1 Czechosłowacka Samodzielna Brygada Czołgów, „zdobywając” dla Czechosłowacji nowe miasta, m.in. Rybnik, Żory i Racibórz. Usiłowali postawić Stalina przed faktem dokonanym, wywieszając m.in. czechosłowackie flagi, tak jak to zrobili na Ratuszu w Raciborzu".

      Usuń
    3. Tak w nawiasie powiem, że są obrzydliwe narody, tak jak Bułgarzy. Bułgaria jako sojusznik Trzeciej Rzeszy zajęła Macedonię jugosłowiańska i Macedonię grecką. W tej drugiej byli gorszymi okupantami niż Niemcy, wymordowali 30 tysięcy osób, a 100 tysięcy wygnali w ramach czystek etnicznych. Dla nich Macedonia podstawowa (jugosłowiańska, dziś niezależne państwo) to część – ich zdaniem – bułgarskiego dziedzictwa, to jest tylko zbuntowana prowincja, jak Tajwan dla Chińczyków, Kosowo dla Serbów, Kuwejt dla Irakijczyków czy Mołdawia dla Rumunów.
      Po przewrocie komunistycznym Niemcy zajęli obydwie Macedonie i Bułgarzy znowu zaatakowali te same cele, tylko teraz w ramach 3 Frontu Ukraińskiego generała Tołbuchina (marszałkiem został trzy dni później). I znowu zaczęli mordować i wypędzać.

      Usuń
    4. Nie uważam, że bezczelnie, skoro sam tą Twoją notę przywołałem, a tyś jedynie doprecyzował zainteresowanym, gdzie jej znaleźć...:) Nie umiem tak jednoznacznie osądzać całych narodów; ja w tym, co piszesz o Bułgarach widzę wieki tureckiego panoszenia się nad niemi i, generalnie, nasiąknięcie raczej Orientem, niż Europą... A prawosławie z pewnością tu też nie pomaga w przyjmowaniu zachodnich standardów moralności...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Cóż, Czesi nas nie lubią, a my ich jak nawet, nawet. I może te wydarzenia miały również wpływ na tak nieliczną reprezentację pilotów Sił Powietrznych Czechosłowacji, kiedy w marcu 1939 Niemcy wkroczyli do nich, zdecydowało się na ucieczkę do Polski. Jedynie Josef Frantisek w czerwcu 1939 i kilku jego kolegów. Szkoda... A neutralność często psu na budę się zdaje :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktem jest, że Masaryk, czeski prezydent miał fobię antypolską i zaszczepił ją całemu swemu pokoleniu polityków z Beneszem na czele... Ale porównywać ucieczek naszych żołnierzy do armii Sikorskiego we Francji a potem w Anglii do exodusu Frantiska i innych jest nie bardzo fair. U nas była ciągłość prawna wciąż walczącego państwa, które nie skapitulowało, u nich zawarto oficjalny układ państwowy i wojsko dostało określone rozkazy do wykonania. A w wojsku rozkaz nie gazeta, służy nie tylko do czytania... Z formalno-prawnego punktu widzenia to właśnie Frantisek i inni jego koledzy, z czasem czeski dywizjon w RAF-ie tworzący, byli dezerterami i buntownikami przeciw prawowitej władzy...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. To prawda, że taką mieli prawowitą władzę i rozkaz to rozkaz i że porównywać nie sposób. Jest taki film, który bardzo lubię "Ciemnoniebieski świat", który pokazuje też przejmowanie władzy przez Niemców na lotniskach :(

      Moc serdeczności załączam :)
      BB

      Usuń
    3. Znam ja i ten obraz...:) W rzeczy samej akuratnie skręcony; aż by się prosił i podobny o naszym choćby trzysta trzecim dywizjonie...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. szczur z loch ness16 października 2017 19:05

    Nie bez kozery powiadają, że "zaginęła jak ciotka w Czechach". A to, że Europa zawsze miała nie po kolei w głowie to rzecz nie nowa :-(
    Serdeczności z zaścianka Loch Ness
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczurku!
      W życiu nie słyszałem powiedzenia: "zaginęła jak ciotka w Czechach". Postanowiłem znaleźć w Internecie, o co to chodziło, ale bez skutku. Raczej - patrząc na wyniki - popularniejsze jest "zgubić się jak ciotka w Czechach", ale nie wiesz przypadkiem, o co to chodziło?

      Usuń
    2. Przyznam, że też nie znam żadnej ciotki, co w Czechach miała zginąć, czy zaginąć:) Co się tyczy Europy, tom ongi cytował Kazimierza Bartoszewicza zdanie o niej, sprzed stu z górą lat i wciąż aktualne, choć mało budujące...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. Tłumaczenie niby nie tak dawne, a archaizmy - zwłaszcza odmiany a także traktowanie obcych nazwisk - biją po oczach ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, tu autor niewiele winien, za to więcej może wydawca i przedwojenne językowe normy, nam dziś myszką trącące...:)
      Ciekawość jak nas czytać za sto lat będą...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. Bardzo ciekawe, no i teraz wiem, dlaczego nie lubię Czechów ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... tegom nie miał w zamiarze, iżby jakie antyczeskie budzić emocje:) Poza tym to nie jeno czeskie było wówczas państwo a czesko-słowackie...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  11. Ja ich już z powodu Brzetysława nie lubiłam, a teraz sympatii nie przybyło...
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakim piwem grzecznym nie przebłagali dopotąd? Luboż świętego Wojciecha wspomnieniem?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Piwo czasem pijam, ale fanką nie jestem, gdyby chcieli iść tą drogą, to raczej wino mogłoby coś zdziałać.:))) Wojciech jest mi obojętny.:) Do tego kiedy z wycieczką jakąś przyszło mi przez Czechy przejeżdżać, to też nie generowało to miłych wspomnień... Słowem, jak dotąd, same minusy.:)))
      Tego czeskiego zespołu, o którym u siebie pisałam da się słuchać, ale reprezentuje raczej późniejsze średniowiecze, no i te stroje...:)))
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
    3. Cóż... Morawianie i w winie dobrzy...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  12. W tym towarzystwie to chyba ja jestem największym czechofilem? Uwielbiam Karela Kryla, Nohavicę, Czechomora, Radusę, Plihala... Przyznam jednak, że to już bardziej na fali kontaktów naszych opozycji w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych.
    Czeska racja stanu zawsze mi się wydawała nieco dziwaczna i niezrozumiała. Tak naprawdę, jedynym punktem zapalnym, o który obie strony mogą mieć pretensje, to sprawy graniczne i to poniekąd rozumiem, aczkolwiek twardo stoję po naszej stronie. A swoja drogą, gdyby Czesi nie byli az tak podli w swoim postępowaniu wobec Polaków i Polski, to być może II wojna wybuchłaby później i miała zupełnie inny przebieg, bo tak, to tylko nasycili Niemiecką armię bronią i zaopatrzeniem. Sensownie rozwiązane sprawy graniczne z Polską postawiłyby tez Czechy w zupełnie innej sytuacji negocjacyjnej w Monachium. Może i oba państwa razem nie stanowiły wielkiej potęgi, ale tez i nie byłyby aż tak słabe.
    Jednak ich partykularyzm i oportunizm kosztował znacznie mniej niż nasze bohaterstwo i heroizm.
    Całośc pozwole sobie podsumować fragmentem z A. Waligórskiego"
    "(...) Morał tu widać jasno jak na dłoni:
    Bohater zginie, świnia się uchroni!
    Czemże być lepiej: żyjącym prosięciem
    Czy martwym księciem?
    Ja żadnej rady dawać tu nie mogę;
    Musisz słuchaczu sam wybrać swą drogę,
    Najgorzej wszakoż, licz się z tą opinią,
    Być martwą świnią! (...)"
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również się uważam za coś w rodzaju czechofila, choć moje uwielbienie ogranicza się (poza niektórymi grajkami) do arcydzieł butelkowanych...:) Pytanie która z postaw lepsza zostawię bez odpowiedzi, a ściślej zamieniłbym je na kolejne pytanie: jaki jest tak naprawdę podstawowy cel istnienia danego narodu? A potem po znalezieniu odpowiedzi na tak postawione pytanie, można się zastanawiać który z narodów swoją postawą się bardziej do tegoż celu przybliżył...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Cel istnienia Narodu! Bój się bogów, Wachmistrzu, ja do tej pory dojść nie mogę jaki jest cel istnienia pojedynczego jestestwa własnego, a Ty tu o narodach całych?
      Do czechofilii wracając;
      a Hrabal?
      A Capek?
      A Hasek?
      A Krecik?
      A ci wszyscy kompletnie odjechani reżyserzy filmowi, których nazwisk kompletnie już zapomniałam?

      Usuń
    3. W biologicznym sensie niechybnie o nadzieję przedłużenia i przez WMPanią gatunku szło...:) A jeśli w filozoficznym, to o tem od zarania dziejów dysputują wszelkie mędrki, filozofy i teologi, do zgody dojść nie umiejąc, to gdzież mnie tu, prostemu Wachmistrzowi responsu szukać...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  13. Po formalnym utworzeniu Generalnego Gubernatorstwa ( 12.10.1939) Niemcy wyłączyli z powiatu nowotarskiego 13 wsi na Orawie i 15 na Spiszu, przekazując je "nowej" Słowacji. Kamienne słupy graniczne miały z jednej strony wykute litery " Słowacja" z drugiej " GG" .Z kolei z gminy Szczawnica wyłączyli Niemcy miejscowości zamieszkałe przez Łemków, uznając ich za Ukraińców, a ludności tej przyznali specjalne uprawnienia. Stosunki międzyludzkie, tak już napięte do granic możliwości, zaogniły się po zakończeniu II wojny, bo mieszkańcy wsi, o których wyżej, wcale nie chcieli powrotu do Polski. Na dodatek aktywiści słowaccy uprawiali wszędzie, gdzie tylko mogli, antypolską propagandę. W szkołach nauczano języka słowackiego korzystając z dostarczanych za darmo podręczników. Mocniejsze argumenty to nie tylko wywieszanie słowackich flag ( na plebanii w Kacwinie wisiała do późnej jesieni 1945 ), ale i malowanie czarną farbą haseł ( my złodziei nie potrzebujemy, polska banda precz do Polski). Napaści na polskie posterunki MO były chlebem powszednim. Od zakończenia działań wojennych do lipca 1945 granica na tym obszarze była zmieniana kilka razy. 5 lipca 1945 jednostronną decyzją czeskich władz przywrócono stan granic sprzed 1 września 1945, ale było to podyktowane wyłącznie tym, by wytargować od rządu polskiego jak największe ustępstwa na Zaolziu, na czym naszym południowym sąsiadom szczególnie zależało. Bądźmy jednak szczerzy, wszak na Zaolziu, zajętym w 1938 roku, Polacy też pokazali swoje, usuwając z pracy i wydalając za granicę Czechów ( a chroniąc Niemców). Tak więc każda ze stron ma swoje za uszami.
    z wyrazami uszanowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nasi byli święci. Oto cytat z Wikipedii, notki poświęconej Kurasiowi, "Ogniowi", który najpierw współpracował z Armią Radziecką i AL, a później mu Lech Kaczyński stawia pomnik jako żołnierzowi wyklętemu w Zakopanem.
      Oto ten fragment: "Według Ludomira Molitorisa z Towarzystwa Słowaków w Polsce w czasie swej działalności na Spiszu i Orawie Kuraś przerażał mieszkających tam Słowaków oraz dopuszczał się zbrodni i grabieży.
      Stanisław Wałach, szef powiatowych UBP w Chrzanowie, Limanowej i Nowym Sączu, naczelnik Wydziału III WUBP w Krakowie, który również brał udział w akcjach przeciw „Ogniowi”, w 1965 wydał książkę Był w Polsce czas, a w 1976 – Świadectwo tamtym dniom – opisujące działania „Ognia”.
      Towarzystwo Słowaków w Polsce wezwało do przeprowadzenia przez IPN śledztwa w sprawie akcji przeciw ludności słowackiej dokonywanych przez Kurasia i podległe mu oddziały na Podhalu. W 2012 roku Ľubomír Ďurina, dyrektor słowackiego archiwum IPN, pokazał w Warszawie film poświęcony Kurasiowi Zakątki zapomniane przez Pana Boga. Stwierdził przy tym: Posiadamy wiele relacji osób, które w latach 1945-1947 uciekały ze Spisza i Orawy przed ludźmi Kurasia i chroniły się na terenie Czechosłowacji. Po przekroczeniu granicy osoby te były przesłuchiwane przez czechosłowacką służbę bezpieczeństwa i opowiadały o powodach ucieczki z Polski. To są wstrząsające relacje o terrorze, mordach, gwałtach, grabieżach.

      W 1990 roku nowotarski oddział Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej wydał oświadczenie w którym czytamy : "Nie mamy nic wspólnego z "Ogniem" i jego pogrobowcami. Uważamy, że zamiast uczestniczyć w uroczystościach ku czci "Ognia" należałoby odprawić żałobne nabożeństwo w intencji jego ofiar, a jest ich 430".

      Usuń
    2. Przyznam, że o tych zdarzeniach, Mości Bosmanie, żem nie wiedział (o relacyje czasu wojny i powojnia mi idzie, nie o Niemiaszków czynności) i temuż żem Waszmości okrutnie za to dopełnienie obligowany...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Myślę, Torlinie, że ofiar może być nawet i więcej... To jest liczone to, co zgłoszone, albo znaleziono ciała, a jeśli dopadnięto wracających z obozu (wiem o takim zdarzeniu), których się nawet nie spodziewano w tej okolicy, a po "przesłuchaniu" zastrzelono jako potencjalnych szpiegów, kazawszy przódzi sobie groby kopać, to nie znaleziono wówczas ni ciał, ni tej zbrodni nikt nie zgłosił...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  14. Divide et impera. Gloria Tibi Centurione.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stare to, a wciąż żywe... Prawda niezełgana...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  15. Pukam się w czoło przy czytaniu wyznań typu "Nie lubię tych... tamtych...owych"... A potem zazwyczaj trafia się na dziwiących się wielce, że "ci... tamci... owi... mnie nie lubią. I za cóż, ach z cóż? Przecież ze mnie taki Wunderkind!"...
    A co do Czechów... W XVII-XVIII wieku byli niemal na narodowym, językowym, kulturowym wymarciu... Odrodzili się jednak. Jak Litwini... Jak znacznie później i w innych realiach Izrael... W tym czasie my...
    Czesi nie silili się nigdy na bycie "pawiem Narodów i papugą", nie rościli/nie roszczą sobie prawa do bycia "Mesjaszem Europy", sumieniem i sędzią świata, nie bredzą o powierzonym im przez Opaczność [pisownia celowa!!!] posłannictwie nawracania Europy i świata pod wiatr i pod prąd dziejów i cywilizacji... Praktyczni [aż do bólu niekiedy], zorganizowani, osiągający zazwyczaj swoje stawiane na miarę możliwości cele, przekuwający klęski i upadki w atuty, nie klekocący do us***ej śmierci o swoim cierpieniu i nie obnoszący swego cierpiętnictwa, nie żądający pochwał i nie żebrzący ciągle o uznanie [a po cichu o jałmużnę]... Nie są mi znane przypadki zaistnienia u nich świątobliwych dziewic przekazujących posłania, z których wynika, że jeżeli pozostaną wierni posłannictwu, to zostaną wywyższeni i dane im będzie panowanie nad innymi ludami, bo jak nie, to...popamiętają!!! To ludzie realistyczni, pogodni i trzeźwi... Nie będą nigdy Edenem. Nie zostaną jednak - jak sądzę i mam nadzieję - Bangladeszem, Czadem czy... San Escobarem.
    -Nie lubią nas?
    - A my lubimy ich ich???
    - Dbają przede wszystkim o własne interesy?
    - A o czyje mają i powinni dbać?
    Lubię się uczyć od tych, których nie lubię. Warto ich poopatrywać podczytywać i podpytywać...Mają zazwyczaj to, czego ja nie mam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto ich podpatrywać...etc...

      Usuń
    2. Niby słusznie, ale... no właśnie... Pomijając jakieś tam animozje osobiste w rok 1918 wchodziliśmy, rzec by można, z czystą kartą tak jednej, jak i drugiej strony względem siebie (kontrowersji z kongresem panslawistycznym w Pradze w 1848 roku nie liczę, bo to dotknęło niewielkie grono osób). I to działania naszych sąsiadów względem granic, tudzież niechętna polityka Masaryka i Benesza sprawiły, że zajęcie Zaolzia w 1938 zostało w społeczeństwie przyjęte nad podziw dobrze, jako właśnie naprawienie dawniejszej krzywdy, ale i utarcie nosa już znielubianym sąsiadom... Akcja rodzi reakcję... A co do tego, czy ta postawa narodu jest lepsza, czy inna, to trudno to jednak tak prosto porównywać; jeśli jakiś naród liczy sobie trzydzieści, czy czterdzieści milionów to jego aspiracje do jakiegoś w Europie znaczenia są zrozumiałe, tem więcej jeśli za tem idzie jakaś historyczna tradycja. Jeśli przeciwstawiamy mu naród, który liczył w swych dziejach ledwo kilka milionów (teraz zdaje się przekroczyli dziesięć), to trudno się dziwić, że naczelną ideą tego narodu jest przetrwanie i z tego punktu widzenia należy patrzeć na skuteczność ich polityki...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Nie chcąc mącić, nie mogę się jednak powstrzymać; moim zdanie liczy się jakość, a nie ilość.

      Usuń
    4. Agniecho... Jeżeli megalomania narodowa zależeć ma od liczebności owej postawie poddawanych, w niej ćwiczonych przez władze duchowne, świeckie i... domowe, to MY mamy jej nie na 36 000 000 ale na 6 000 000 000 istnień i jesteśmy co najmniej poczwórnymi CHIŃCZYKAMI, pozostając przy tum podobno gorącymi wyznawcami religii nakazującej ćwiczyć w sobie pokorę i miłość bliźniego... Może tylko Żydzi [Naród Wybrany], Rosjanie [u nich wszystko...najlepsze] i Amerykanie [ci z USA, gdzie wszystko jest największe]nas wyprzedzają, a przede wszystkim Serbowie, nie wątpiący, że Bóg jest Serbem. Zastanawiające to...

      Usuń
    5. Odpowiem Ci, Agniecho Miła, w ten sposób: króla Spartan, Leonidasa, co Termopil bronił i z trzema setkami Spartan tam legł, po dziś dzień się za wzór herosa wystawia... Jeno, że to co ów uczynił, z punktu widzenia interesów ojczyzny jego własnej, Sparty, było polityczną głupotą najgorszego gatunku, nieledwie zdradziecką! Oto broniąc już tylko honoru, bo przejście przecie zostało Persom przez zdrajcę odkryte, wystawił na zagładę CAŁE ówczesne spartańskie wojsko! Przy drakońskich metodach eliminacji słabszych i przy spartańskim wychowaniu, oraz ustroju dopuszczającym do oręża jedynie spartańską elitę, to właśnie tych trzystu stanowiło w realiach tamtocześnej Grecji siłę, której lękały się insze miasta... Po Termopilach Sparta spadła z pozycji jednego z głównych rozgrywających do roli biernego i bezsilnego obserwatora zdarzeń i w zasadzie nigdy już do dawnego nie wróciła znaczenia, chociaż wysileniem niemałem armię w dwa, trzy pokolenia odbudowano... I jest tu i przykład tego, że jakość znaczy wiele, ale niemal zawsze przegrywa z ilością...:( A boli, gdy przez głupotę i błędy własne...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    6. Ojcze Najprostszy, toć już ksiądz Dembołęcki, lisowczyków kapelan, wywiódł był niezbicie o narzeczu, w którem Jadam z Panem Bogiem ugwarzał ("Nie może się wątpić, że pierwotny syryjski lubo z żydowska aramejski język najstarszy jest. Pierwotny mówię, bo dzisiejszy syryjski szczerochaldejski jest, dopiero tam za czasów Nabogdonozora wprowadzony. Gdzie się od miejsca tylko zowie syryjskiem, równie jako tatarski w Krymie scytyckiem i niemiecki w Prusiech pruskiem. Na który stopień oczywisty prawdy wstąpiwszy, łacno się znowu dorachować, iż pierwotny język syryjski, którem Jadam, Noe, Sem i Jafet gadali, nie inszy był, tylko słowieński. Ponieważ abowiem jedniż to byli różnemi względami Syrowie i Arameowie, a o tych Pliniusz (między inszemi) rzetelnie mówi lib. 6 cap. 17: aramaei ab antiquis vocabantur Scythae, qui et alio nomine Saccae appellantur, tedyć pierwotny aramejski lub syryjski język musiał być nie inszy, tylko scytycki. Czego niepomału potwierdza Scytharu civitas, o której mamy 2 Machab. 12, iż jeno 60 staj było od Jaruzalem. Jeżelić abowiem aż tak blisko były granice scytyckie, tedyć pogotowiu dalsze onego miejsca samarytańskie i syryjskie musiały być scytyckie.
      Własności zaś języka scytyckiego łacno się znowu dorachować, wspomniawszy na to, iż Królestwo Scytyckie wszystek świat cum fasciculo temporum w dzisiejszej Koronie Polskiej pokazuje. Bo jeżeli tu jest Królestwo Scytyckie, tedyć i tuteczny język, a nie który inszy, musi być prawdziwem scytyckiem. A iż w Koronie Polskiej nigdy od początku jej nie było inszego języka prócz dzisiejszego (jako się w tym wywodzie obaczy), tedyć tenże musiał być i w Syryjej przodków naszych, którzy tam Egipcyjany o starożytność rodzaju przedysputowali.
      Jawno tedy jest, że scytycki abo słowieński nasz język nic więcej nie jest różny od pierwotnego syryjskiego lubo aramejskiego, jeno jako łaciński od rzymskiego. Zaczym wątpić się nie może, iż ten jest najstarszy na świecie i on własny, o którym Genes. 2 mamy: Omne quod cocavit Adam animae viuentis, ipsum est nomen eius. Dla tegoż się słowieńskim, jakoby pierwotnem i jedynoprawdziwe słowa mającem, zowie. "), a skoro po naszemu to przecie to Boga być musiało postanowienie, nieprawdaż? A którego by tu chciał użyć Dobry Pambóg języka, jeśli nie sobie najbliżejszego, ergo własnego swego z czego jasno wynika quis originem musiał być Bóg Dobrodziej...:))) Tedy Serby pleść mogą, co im ślina na język przyniesie, aleć prawda przecie zwycięży...:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  16. A czyż jest inaczej? Proszę spytać
    Pierwszego Lepszego Polaka [najlepiej z tzw. Pierwszego Sortu - bez wiadomych genów we krwi].

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że mogę nie mieć sposobności zapytać, bo się w tych kręgach nie obracam:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  17. Nawiązując do Termopil, choć się za biegłego w historii nie uważam, wspomnieć się ośmielam, że po wojnach perskich wybuchła w Helladzie Wojna Peloponeska, w której Sparta ostatecznie wzięła górę i hegemonię Aten zniszczyła... nie było więc tak źle ze spartańską armią. A w ilości wojsk, które przytacza Tukidydes, 300 wydaje się być liczbą skromną.
    sługa uniżony

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielcem Waszej Miłości za ten głos krytyczny obligowany, zarówno moją pochopność opisu wytykający, jak i głęboko merytoryczny, który pozwolę sobie wskazać inszym jako przykład krytyki głęboko konstruktywnej. co się meritum jednak tyczy, to nie jestem pewnym, czy można mówić o hegemonii Aten przed wojnami perskimi, może dopiero o aspiracjach do takowej i osobiście byłbym skłonnym uznać za takowe czasy Peryklesa dopiero, czyli okres pomiędzy wojnami peloponeskimi, bo przypomnę, że były dwie i to dopiero ta druga, tocząca się pięćdziesiąt lat później (to miałem na myśli o dwóch pokoleniach pisząc) Ateny złamała, choć zwycięska Sparta jednak do dawnej swej bezdyskusyjnej roli przywódczej nie powróciła już nigdy. Dominacja Sparty też zresztą by nie była możliwą bez jej sprzymierzeńców, zaś o słabości onej najlepiej świadczy sam fakt wybuchu pierwszej wojny peloponeskiej, w lat po Termopilach piętnaście, kiedy to podnieśli głowy ichni niewolni: heloci i periojkowie, co samo w sobie dowodzi słabości tamecznej władzy w tym czasie. Także i to, że w walce z niemi Sparta musiała o pomoc prosić, między inszemi i Ateńczyków, a do wojny przyszło, gdy taki posiłkowy korpus Kimona dotarł wspomóc Spartan oblegających Ithome w Messenii, a Spartanie jednak uznali, że wolą obrazić Ateny odsyłając pomoc do domu, niźli ryzykować, że ci by się może z powstańcami spiknęli...
      Pierwszej wojny peloponeskiej orzec ciężko, by ktoś ją wyraźnie wygrał, ale nawet uznając przegraną Aten, przyjąć trzeba, że zapewne nie przyszłoby do niej, gdyby się równocześnie owe tęgo przeciw Persom nie awantażowały (zmarnowana wyprawa do Egiptu, zakończona klęską).
      Faktycznie Tukidyd podaje liczby w tysiące idące (pod Tanagrą dwanaście tysiąców przeciw czternastu), aliści pomnić proszę, ze to summa wojsk wraz z aliantami w bitwie udział biorącemi. Masz przecie Wasza Miłość słuszną racyją wytyk mi czyniąc, bom nie powinien głosić, że całej armii spartańskiej Leonidas przetracił, gdy tak naprawdę szło o onej elitę, coś w rodzaju gwardii królewskiej... I z pewnością głosząc, com głosił, bez wyjaśnień szczegółowych, com miał na myśli, narażam osoby postronne, że gdyby ów mój sąd gdzie powtórzyły, mogłyby się ośmieszyć, nie mogąc go następnie obronić... I za to jestem Waszmości wielce wdzięcznym i dłużnikiem się kryślę...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)