04 marca, 2018

O tem jakeśmy własne okręty porywać musieli...

   O przedwojennej flocie naszej pisałem już tu po wielokroć, choć najwięcej w rozproszeniu niemałem, już to o prapoczątkach śródlądowej jej części, czyli przyszłej Flotylli Pińskiej, już to o inszych personach z marynarką związanych, ale i o pewnem hańbiącem epizodzie, którego osława miała dotknąć naszego najsłynniejszego podwodnego okrętu, czyli ORP"Orła". W nocie tamtej żem wspominał, żeśmy "Orła" u Holendrów budowali, a nawet żeśmy rozważali zasadności pogłosek o tem, że to tam miałaby Abwehra komandora Kłoczkowskiego dopaść w cyrkumstancyjach dwuznacznych, by nie rzec, że bez spodni, i przymusić onego do działań dla Niemców korzystnych. 
  Dziś się inszem przypadkiem niemieckiego podstępnego działania zajmiemy, jako i naszą retorsją, nim przecie do tego, dwóch słów powiedzieć się godzi, dla jakiej to przyczyny żeśmy dwóch naszych ostatnich przed wojną podwodnych okrętów, budowali u Holendrów. Ano po primo, bo oferta najkorzystniejszą była finansowo, po wtóre uprzednich trzech (ORP "Wilk", "Żbik" i "Ryś") zamawialiśmy u Francuza, co nibyż tradycji miał w budowaniu jednostek podwodnych wspaniałych, przecie dzieła ich, jakby niekoniecznie tegoż potwierdzały. Wprawdzie miały owe okręty wspaniałego systemu dozwalającego torpedy strzelać, bez zdradzieckich powietrza bąbli, co było ówcześnie nowością, przecie nie miały owe tak już ówcześnie podstawowego urządzenia, jak szumonamiernik, co poniekąd skazywało załogi na walkę cokolwiek w podobie do fechmistrza z zawiązanemi oczami walczącego. Cząstką tego rekompensowały niezwykłe możliwości szybkiego zanurzenia się, nawet w pięćdziesięciu sekundach się mieszczące*, aliści summa inszych niedoskonałości, w tem jak się zdaje, niejakiej delikatności onych okrętów i niemałej podatności na awarie i uszkodzenia, sprawiała, że podwodniakom naszym się może i jakie doskonalsze marzyły twory mistrzów szkutniczych.
   Styczniem 1936 roku podpisano ostatecznie z Holendrami umowy i owi poczęli swego czynić. Z "Orłem" bliźniaczym naszemu bohaterowi dzisiejszemu jeszcze jakoś poszło, aliści co się "Sępa" naszego tyczy, to onego mielim w zamiarze odbierać na przełomie 1938/39 i nawet już tam sierpniem 1938 roku pojechał komandor podporucznik Salamon, którego na dowódcę pierwotkiem wyznaczono, by ostatnich prób dopilnować i okrętu odebrać. 17 października "Sępa" uroczyście wodowano i zdałoby się, że już wszytko na najlepszej jest drodze, aliści tu właśnie wmieszał się bies, czyli niemieckie tajne służby, rozumiejące, że w coraz bardziej złych relacjach Berlina i Warszawy, lepiej może co tu piasku w tryby sypać zacząć, to może się i pofortunni, że jeśli przyjdzie ku wojnie, to ta "Sępa" jeszcze i może w stoczni zastanie... Miały Niemiaszki swoich stronników między Holendrami niemało, a i pewnie też grosza nie skąpiły, dość, że nagle wszystko zaczęło jak po grudzie naszym iść. A to się spsowało, a to znów tamto, tego zabrakło, owego nie dowieźli, a jak już, to zepsute...iście jakby komu zależało pokazać Rotterdamsche Drookdog Maatschappij jako najgorszą świata stocznię... 
   W Polszcze, gdzie wieści o tem dotarły (luty 1939) , kontradmirał Świrski ani się chwili nie wahał z decyzją, cóż czynić należy... Posłano Salamonowi do pomocy komandora porucznika Edwarda Szystowskiego z umocowaniem do działań szczególnych, zasię onemu przydano paru podoficerów-specjalistów, przecie w zamiary komandora wtajemniczonych i ku pomocy ochotnych, których z trudem niemałem wprowadzono do holenderskiej załogi stoczniowej, która też i nad wyraz niechętnie ścierpiała nad sobą komandora Salamona na czas prób zanurzeniowych, których miano w kwietniu rozpocząć. Nasi wyczekali, aż się owe próby pokończyły pomyślnie, aliści po ich zakończeniu, 16 kwietnia, komandor Salamon wydał rozkaz do Polski płynąć, czego, naturaliter, Holendry ani myślały czynić, jeno do bazy Horten wracać. Przyszło do wyciągnięcia broni i pokazania determinacyi naszych, bo Holendrzy skapitulowali i pozwolili się do łodzi pokwapić, by na brzeg wracać... 
   Ma się rozumieć dwóch komandorów i paru podoficerów to jednak kapkę przyskąpo na obsadę takiego okrętu, ale Świrski pomyślał i o tem i dnia krytycznego o rzut kamieniem nieledwie czekał naszych niszczyciel, czy jak to ówcześnie mówiono: kontrtorpedowiec, ORP "Burza", na którego pokładzie czekała załogi reszta, wyposażenie i zapasy na podróż konieczne. Przeładowywano tego do nocy, aliści nareście po dziesiątej wieczornej godzinie, dwanaście godzin po podniesieniu polskiej bandery, "Sęp" począł rejsu do Gdyni, którego i nie bez przygód dokończył***. 
_________________________
* - przekazane nam w czasie wojny przez Anglików okręty ORP "Jastrząb", "Dzik"  z trudem poniżej dwóch minut schodziły.
** - dwa z tych okrętów: "Ryś" i "Żbik" we wrześniowej kampanii niewiele mogąc przeciw potencyi germańskiej wskórać, cięgiem od Niemiaszków tropione i kryjące się, przecie przy tych nierównych bojach ustawicznie tam na czemś szkodujące, niczego wielkiego nie osiągnęły, by nareście za sprawą tychże uszkodzeń rozlicznych, paliwa się kończącego, ale i pogarszającej się kondycji psychicznej znękanych załóg, zawinęły do szwedzkich portów, gdzie internowanemi zostały, podobnie jak i nasz dzisiejszy bohater: ORP "Sęp". Trzeci, ORP"Wilk" przedarł się był przez Sund do Anglii, nie bez dramatycznych tam cyrkumstancyj i być może byśmy tego dziś mięli za sukces niemały, gdyby trzy tygodnie później nie powtórzył tego wyczynu, zbiegły z Talinna i map pozbawiony. ORP "Orzeł". W Anglii służył nie nadto długo, nie odnosząc w zasadzie żadnych bojowych sukcesów, po czem go do rezerwy przesunięto, a po wojnie bez żalu polskim nowym władzom zwrócono, której to podróży by móc odbyć, trzebaż mu było jako krowie na postronku, za holownikiem na holu płynąć... :(( Stanu zaś był ogólnego takiego, że choć w peerelowskiej flocie nie dostawało wszystkiego i pływało wszystko, co nie tonęło od razu, to "Wilka" jednak zezłomować wolano...
*** - od Bornholmu na holu, przez "Burzę" ciągnięty, bo paliwa jednak było przymało. W samem porcie, gdzie przecie próbowali wejść sami z fasonem, przy manewrowaniu tak nieszczęśliwie pomylono "całą wstecz" z "całą naprzód", że się "Sęp" po dwóch zakotwiczonych trałowcach przejechał, niczem traktorzysta pijany po zaparkowanych przed sklepem rowerach... Napraw szczęśliwie już w lipcu pokończono, tandem "Sęp" na wojnę ruszył w pełni sprawnym, choć jego wojowanie wielce podobne losom "Rysia" i "Żbika" było. Po powrocie w 1945 roku ze Szwecji "Sępa" w służbie zatrzymano, co i rusz go przerabiając, by nowej sowieckiej dać mu armaty i torped, bo do starych wyrzutni i działa nie było już czego ładować. W peerelowskiej służbie okręt wyraźnie nie miał szczęścia, już to doświadczany prześladowaniami na ludziach, które po ucieczce ORP"Żuraw" dotknęły wielu marynarzy i oficerów, już to awariami jakiemi z największą tragedią, gdy wskutek niedbałości nieobeznanych ze specyfiką okrętu podwodnego, elektryków obcych (sprowadzonych dla braku wyszkolonych własnych), przyszło 3 grudnia 1964 do wybuchu w przedziale akumulatorowym, którego tragicznym pokłosiem była śmierć ośmiu członków załogi. Okręt niemal rok remontowano, ale nawet i po powrocie do służby, nigdy go już nie posłano pod wodę i w 1969 wycofano onego ze służby.
   

14 komentarzy:

  1. W ramach Lend and Lease Act (układ o pożyczce i dzierżawie) USA miały przekazać Anglikom dwa okręty podwodne, z których jeden obsadzała załoga angielska, drugi - polska. W tym celu 13.09.1941 udali się do Stanów. To, na czym mieli pływać Polacy, to był S-25, zbudowany po I wojnie światowej, wysłużony i zużyty okręt. Przekazanie miało nastąpić 4.11.1941 najpierw Anglikom, a od nich S-25 mieli dostać nasi marynarze. Okoniem stanął kapitan Romanowski. Oświadczył, że jak nie zostanie podniesiona bandera polska, to cała załoga wraca do Anglii. Polski ambasador w USA nie miał głowy do tego problemu, bo podejmował jakiegoś ministra rządu emigracyjnego w Londynie, stąd Romanowski na pomoc liczyć nie mógł. Koniec końców Anglicy musieli ustąpić i w takich okolicznościach weszliśmy w posiadanie ORP Jastrząb, oznaczonego jako P-511.Mimo generalnego remontu, był to po prostu gruchot. 2 maja 1942 sojusznicy obrzucili "Jastrzębia" bombami głębinowymi, ostrzelali ( 11 ciężko rannych, w tym 5 zabitych ), bo brytyjski trałowiec i norweski niszczyciel uznał, że zaatakowany okręt podwodny należy do sił niemieckich. Jastrząb poszedł na dno. Za niego dostaliśmy ORP Dzik, obsadzony ocalałą z pogromu załogą Jastrzębia, pod komendą kapitana Romanowskiego.
    z wyrazami uszanowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również i za to dziękuję, aliści przyznać się muszę, że z biegiem lat i poznawaniem nowych zdarzeń zmieniam cokolwiek zdanie o komandorze Romanowskim, którym młodzikiem będąc, byłem zauroczony...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. ORP Orzeł mieli wybudować nasi sprawdzeni i oddani sojusznicy, Francuzi. Przedstawili piękną ofertę, i na dodatek tanią, wysoko ocenioną przez wybitnego francuskiego specjalistę. inż. Jeana Simonot, którego podpis widniał na dokumencie francuskiej stoczni. Było to ewidentne łgarstwo, bo okręt nie spełniał podstawowych wymagań. Wykrył to kmdr. por, inż. Aleksander Rylke, ale za swój sprzeciw zapłacił wysoką cenę. Przeniesiono go w stan spoczynku. Co tam pieniądze, co tam załoga, co tam jakiś Rylke. Należało utrzymać dobre stosunki z wypróbowanym sojusznikiem. Jednak Francuzi zamówienia nie dostali, i dlatego Orła zbudowano w Holandii. Najdziwniejsze jest to, że o aferze z Projektem Simonot przez wiele lat milczeli polscy maryniści. Nawet twórcy Polskiego Słownika Biograficznego nie wspominają o tym także.
    z wyrazami uszanowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jam tego nie znał, tandem wielcem Waszej Miłości za toż dopełnienie obligowanym:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Bengalski, tygrys4 marca 2018 22:07

    No właśnie - krowę kto ujrzy, zaraz się i postronek spodziewa zobaczyć. A jej on akurat potrzebny!
    https://www.youtube.com/watch?v=LzrCTrsYLOo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż... wyjątek potwierdza regułę:)))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Klik dobry:)
    W rozmowie na temat udziału nie wezmę, bo nie potrafię, ale chociaż zostawię ślad swojej tu wizyty.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi ślad ten własnym potwierdzeniem uhonorować:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Tak się zsumowało przewrotne działanie ludzkie i zwykły pech.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęśliwie, że choć tym razem bezkrwawo:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Z przyjemnością przeczytałem ten tekst. Z przyjemnością - bo niewiele na ten temat wiem (jestem zakamieniałym cywilem), a z morzem czuję się silnie związany. No i przyznam, że trochę jestem zaskoczony. Zawsze wiedziałem, że Francuza poważnie brać nie można (chociaż jego kulturę lubię i szanuję), ale że Holender to takie bydlę było?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrachuj liczbę tych, co aktywnie w wojennym czasie służyli we wszystkich tych dywizjach SS "Viking", "Nederland", w Legionie Ochotniczym i w tych wszystkich formacjach i sonderkommandach pobocznych, przyjmij te kilkadziesiąt tysięcy aktywnych (ochotników!) za wierzchołek góry lodowej (ja bym uznał, że życiem zaryzykować to był gotów jeden, powiedzmy, na dwudziestu podobnie myślących i czujących), a otrzymasz rzeczywisty obraz tamecznych nastrojów przed i w czasie wojny... Prawdę mówiąc, nie wiem, czy jakbym na szali jakiej wagi położył tych niderlandzkich kolaborantów i faszystów, a na wtórej onych ruch oporu, to czy by się te szale choć zbliżyły do siebie...:(
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Ło matko, toż to gotowy scenariusz na film, niemal jak "Polowanie na Czerwony Października"! Dlaczego nasi reżyserzy za takie historie gotowe się nie biorą, tylko jakieś kurde, botoksy i inne bzdety tworzą? A swoją drogą, czy my posiadamy dzisiaj okręty podwodne? My, znaczy nasza marynarka wojenna, a w ogóle mamy takową? Bo nie wiem :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś zapewne dlatego, by sojusznika z NATO nie urazić wypominaniem mu niechlubnej przeszłości...:) A thema pewnie trudna i kosztowna; sam kojarzę jeden jedynie (oprócz słynnego o ORP"Orzeł", którego nawiasem "Sęp" "grał" właśnie) film o podwodniakach, którego nakręciła peerelowska kinematografia, a późniejsza to już w ogóle żadnego... Insza, że to prawda niezełgana: sam Wieniawy życiorys by za temat do filmów dwudziestu nastarczył...Zaruskiego do kolejnych...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)