13 marca, 2020

O zewnętrznych formach emigracji wewnętrznej, Panzerwaflach i humorze wisielczym

  Wachmistrz już czas niejaki temu wybrał się był na emigrację, z tym że dotychczas sądził, że wewnętrzną i w niejakim odosobnieniu od narodu, który przestał rozumieć i najpewniej też i z niem współczuć. Pokazało się jednak, że nie docenił chichoczącej Ironii Losu, która uznała, że pora tejże emigracyi nadać i znamiona zewnętrzne w postaci odizolowania się od inszych współplemieńców*, niejako na podobieństwo eremitów żyjących niepodlegle po samotniach swoich. Co ciekawe, za sprawą odgórnych ukazów, pozostali współplemieńcy też winni się odosobnić i nie stykać jedni z drugimi, zatem i oni zostali przymuszeni do emigracji... no i właśnie, tu mi się pojawia niejaki problem natury onomastycznej wielu z nich się tyczący, bo czy można mówić o emigracji wewnętrznej osobników owegoż wnętrza pozbawionych? A nawet, trywializując cokolwiek, żyjących dotychczas wyłącznie zewnętrznie, właśnie poprzez uzewnętrznianie swoich potrzeb i zaspokajanie ich, również możliwie najbardziej publicznie ?
   Analogia do eremitów również, po chwilowym przemyśleniu, nie wydała mi się trafną, ci bowiem przeważnie pościli długo i namiętnie, a nieraz i zwyczajnie głodowali, a tu jeśli wejrzeć na stosy wywożonych na wózkach sklepowych wiktuałów mających być tegoż samotniczego żywota podstawą, to imaginacyja mi bardziej podsuwa konterfekt pączka na maśle, niźli pustelnika z zapadniętymi bokami. Po prawdzie znów godzi się przyznać, żem i ja był tej uległ panice i podążyłem zapasów zgromadzić... I tu jednak okazałem się znów być odosobnionym, bo zawartość koszyków innym raczej szeleściła i chrzęściła, a moja się okazała być jakby więcej brzękającą. Osłupiałem kasjerce przetłomaczyłem, że przecie zalecenie było by się zaopatrzyć na dwa najmarniej tygodnie, co właśnie czynię. Nieco gorzej poszło mi z Panią_Wachmistrzowego_Serca, która wprawdzie pochwaliła skrupulatne pilnowanie się bariery 60%, acz już nie doszliśmy do zgody względem onegoż sposobu spożytkowania... :( No i też pokazało się, że zupełnie inaczej sobie te zapasy na dwa tygodnie wyobrażała...:(
  Cóż było czynić? Pokwapiłem się do owego przybytku szatana, marketem zwanego, ponownie, aliści, że półek pustych w domostwie dostatek, tom się nie zdecydował na to, by ich jeszcze z owego marketu do dom zwozić. Jednem z niewielu, co się pofortunniło nabyć były produkty chlebopodobne, które siła czasu strzymać poradzą bez krzywdy dla siebie**, a które przodkowie nasi sucharami zwali, zaś moi towarzysze broni z wojskowej mej młodości, wielekroć celniej: Panzerwaflami...
  Nic to, jak mawiał mały rycerz, zawszeć jeszcze ostaje górska moja sadyba, cokolwiek od świata odległa, przez co może i co więcej bezpieczna, a tam co zawszeć było lekcej pomiędzy sąsiady o jaje, kuraka, a jakby dobrze poszukał to i co większego. Towar na handel wymienny dzięki zakupom pierwszym już mam, to i kto wie, czy zaprzęgać nie pora?
  Są w historii przykłady, że i przymusowego odosobnienia mogą jakie arcydzieła się zrodzić, że Decamerona spomnieć sobie pozwolę, choć nie sądzę by nadchodzący czas zaowocował czymś takim, czy bodaj perełką w rodzaju "Miłości w czasach zarazy". Już raczej przyjdzie nam podziwiać panoptikum głupoty ludzkiej, a w najlepszym razie dzieła ulotnochwilne na discopolową nutę w rodzaju:
                     "O już mnie trzepią dreszcze, 
                       już cię, Hela, nie popieszczę..."
  Mam choć nadzieję, że ludzkość przechowa jednak i parę choć zachowań ludzi z klasą, którzy odchodząc pozwolili sobie nawet i na żarcik jaki, w rodzaju Tomasza Morusa, który prosząc kata o pomoc w wejściu na chyboczący się szafot, z uśmiechem zapewnił go, że z powrotem już go nie będzie fatygował. Luboż przepomnianego w memoryi mej miana Żydowin jeden, wychudzony okrutnie, a w czasie wojennym skrywany, pochwycony przez gestapo, co do struchlałych gospodarzy zażartował, by go nie winowali, jako się mydło z niego kiepsko mydlić będzie...

_______________________________

* - mam niejaki kłopot z nazywaniem ich en masse bliźnimi.
** - bo jeśli idzie o spożywających, osobliwie zaś o ich zęby, to to już całkiem insza historia.

                                                

7 komentarzy:

  1. Ja się spóźniłam, i ze specyfików w szklanych butelkach kupiłam ostatni !!! w całym markecie, ale że wysokoprocentowy, to da się rozcieńczyć troszkę. Zastanawiam się jak przetrwają zapasy po dziesięć bochenków chleba wywożonych w wóżkach sklepowych, co obserwowałam kilka dni temu. Toć w mieście nawet nie ma zwierząt jakich tym nakarmić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są, jednakowoż, zamrażarki wielkie jak szafy...

      Usuń
    2. Cóż, zapewne przyjdzie nabywcy przemielić to na tonę bułki tartej, co jest z pewnością jakimś zajęciem dla osoby bezczynnie w domu zamkniętej...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Moi niektórzy tak zwani bliźni poczuli się w ubiegły piątek osobiście znieważeni przez... ustrój gospodarczy. We czwartek bowiem dokładnie wyczyścili półki tych cudacznych super-hiper- extra marketów [nie bacząc na termin przydatności towarów spożywczych] w dziesięciotysięcznym miasteczku,a rankiem w piątek... półki były pełne... Bestie dorobkiewiczowskie nawiozły bowiem złośliwie nocą towarów z hurtowni i jeszcze ręce zaczęły zacierać z ukontentowania... Ani w kolejce postać, ani ponarzekać na braki...Tak pokazała się antyludzka twarz - czy raczej morda - kapitalizmu, merkantylizmu i innych - izmów też chyba...
    Na dodatek w "ośrodkach zdrowia" - wszyscy lekarze i zupełny brak kolejek...
    Dziś sąsiad "przydygał" chyba ze trzydzieści rolek wiadomego papieru i stwierdził, że takie życie jest do du**. [tu podał dość precyzyjnie emanujący cielesnością adres]. Na pytanie, po co tyle tego kupił, odparł; - Bo jest...
    Tylko comiesięczna sponsorka i codzienna słuchaczka [na cały regulator] pewnego Radia i Telewizji jest nieukontentowana, bo w kropielnicy kościelnej podobno woda wyschła. Jeśli to cud - to jakiś dziwny...
    Napojów uduchowionych od rodzimych "małpek" do półtoralitrowych whiskeyów" nie brak... Gromadki uczniów błąkają się zdegustowane po krótkich uliczkach w tęsknocie za szkołami, gdzie i ciepło, i zapalić można w "kibelku" zaciszym,a nie na wietrze i oczach "starych".
    Dzień jak co dzień na Mazowszu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To po prostu ludzie małej wiary lub sakiewki. Gdyby dzieło swe kontynuowali studnia by w końcu wyschła, choć nie wiem, czy wcześniej nie pozawalałyby się nadmiernie obciążone stropy w mieszkaniach...
      Kłaniam nisko

      Usuń
  3. Słuchałam nagrania lekarki pracującej we Włoszech. Brakuje wszystkiego, a pacjentom po 80 nie podaje się respiratora, które trzymane są dla młodszych. Przy naszej służbie niewydolnej, to już zapewne po 50 nie podadzą respiratora, a chorych będą umieszczać w szkołach, bo te są puste. Na onkologii i w wielu szpitalach już nie ma przyjęć. Mam pilną operację onkologiczną, więc muszę szukać prywatnej kliniki. Tak wygląda rzeczywistość, dlatego jeśli ktoś nie musi, niech z domu nie wychodzi.
    Serdeczności zasyłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego dopokąd się da, służby tej się wystrzegać należy, albowiem jak twierdzi mój zaprzyjaźniony konował, jeśli pacjent się uprze, by żyć, to i medycyna jest bezradna...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)