30 stycznia, 2013

O chlebie myśliwskim...


  Niepolska to potrawa, przecie za taką ją w Galicyjej mieli. Zapewne, że to najulubieńsza potrawa Najjaśniejszego Pana* była, a wiadomoż było powszechnie, że ów za bytnością w Galicyi każdą rad odmieniał przypisanego mu tradycyją do menu cesarskiego bulionu Marii Teresy** na polski barszcz, tedy i chciejstwo narodowe wolało rodowód rzekomy tejże potrawie przypisać, niźli przyjąć, że to dawne panów bawarskich danie. 
  Mięso ze szaraków dwóch, w ostatku sarniny ordynaryjnej duszone w rondlu pospołu z funtem słoniny, wtórym cielęciny i trzecim wieprzowej karkówki, obficie przyprawami jako to pieprzem, grzybami suszonemi, zielem angielskiem i gałką muszkatołową raczono , zaczym całość po przestygnięciu mielono na farsz, którego jeszczeć i truflami podprawiano, zaczym w pas kruchego ciasta zawinąwszy, piekło niczem chleba zwykłego. Upieczonego, krawano plastrami i serwowano z sosem tatarskiem:))
___________________
* cesarza Franciszka Józefa oczywista
**podawany do obiadu cesarskiego o 17.00, przed wienersznitzlem:)). Nawiasem godzi się dodać, że Franz Josef nabożeństwa do wymyślności kulinarnych nie miał i dzień poczynał o 5.00 chlebem (plotki krążyły, że wojskowym komiśniakiem:) z masłem i szynką, po czem w południe spożywał rosół i sztukę mięsa (czasem kiełbasę na gorąco) z warzywami. Ów o 17.00 godzinie posiłek był w zasadzie obiado-kolacyją, bo później już cesarz nic nie jadał, chyba że wypoczywał w Bad Ischl, gdzie sobie jeszczeć o 19.00 ordynował talerza głębokiego kwaśnego mleka z czarnem chlebem.

46 komentarzy:

  1. aż mnie korci, by zrobić nieco bardziej współczesny pasztet - też w kruchym cieście, ale z kurczaka.
    Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To życzyłbym by skorciło skutecznie:) Choć pasztet z samego kurczaka zda mi się nieco suchym i mdłym w smaku...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Już się lisie na takową potrawę , chociaż powinnam bardziej dietetycznie się posilać.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Klik dobry:)
    Przypomniało mi się, jak w czasach PRL za oknami wisiały szaraki i potem dodawało się do pasztetu. Raz nawet z sarniną był, bo wujek jadąc do nas na święta, sarnę potrącił. Zabitą biedaczkę przywiózł. Ale smaku dziczyzny nie pamiętam zupełnie... Wiem tylko, że ilekroć pasztet zrobię, to zdaje mi się nie tak dobry, jak ten dawniejszy z dziczyzną.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo może nie w ingrediencyjach i przyprawach rzecz leży, a w tem, że to smak dzieciństwa?:) A te są ex definitione niedościgłe...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Prosty żołnierski gust.
    Lubię tę postać. Podoba mi się chyba tak po krakowsku.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje uczucia względem Franza Josefa są cokolwiek mięszane, bo raz go w rzeczy samej i podobnie lubię, jako bodaj wszyscy cokolwiek sentymentalni Galicyjanie, z wtórej znów pomnę, że ów nie całe życie był nobliwym siwym panem z potężnymi bokobrodami, a i do politycznych wyborów miałbym zastrzeżeń sporo...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. A cóż się Najjaśniejszemu Panu dziwić - przeć czarny chleb, z grubo mielonego żyta, to najlepszy chleb pod słońcem!
    A potrawa brzmi smacznie! Coś jak paszteciki Koleżanki Małżonki, jeno większe ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie kosztowałem produkcyj KM, zatem porównywać nie mogę, ale wierzę na słowo:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Vulpian de Noulancourt30 stycznia 2013 15:07

    Szaraki (w ostateczności sarnina), cielęcina, a do tego trufle. Jedynie słonina i karkówka brzmią jakoś bardziej swojsko. Czy ten przepis także należy do niewyszukanej kuchni?
    Jeśli tak, to wiele się zmieniło od tamtych czasów.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiem cytatem z Tuwima i Słonimskiego("W oparach absurdu"), gdzie owi sami udzielają rady w kłopocie nazwanem"CO PODAĆ DO STOŁU, GDY PRZYJDĄ GOŚCIE, A W DOMU NIC NIE MA"... I odpowiadają:"Świeżo upieczoną indyczkę pokrajać w plasterki, wyłożyć na półmisek, ubrać kaparami i sałatą z pomidorów. Funt łososia, trzy pudełka sardynek, szczupaka na zimno, pasztet ze zwierzyny i kilka śledzi marynowanych, zimne mięsa — rozłożyć na półmiskach i rozstawić na stole. Kilka butelek wódki i wina, trochę owoców, czarna kawa i likiery — i ta zaimprowizowana naprędce kolacyjka zadowoli najwybredniejsze gusta.":))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Waść jeno apetytu narobiłeś, bo pasztet ot tak, na poczekaniu zrobić raczej trudno by było, zaś kupny jakoś podejrzanym mi się zawsze wydaje ale może to skrzywienie zawodowe :-)
    Kłaniam z zaścianka Loch Ness :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proponuję zatem taktyki Imci Fijewskiego z "Kapelusza Pana Anatola":)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Mości Wachmistrzu, chyba nie odbierasz chleba Jadze, która ma dwa blogi kulinarne?
    A propos margaryny, o której kiedyś dyskutowaliśmy, to znowu słyszałam, że konkurs na nią rozpisał Napoleon i nawet wyznaczył bardzo wysoką nagrodę. Podstawowym składnikiem tamtej margaryny był łój, a nie, jak teraz- olej. Poza tym było jeszcze wiele dodatków, których nie zapamiętałam.
    Gorąco pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, Anno, ale Sire tylu wtedy skórę ł o i ł, że o ten składnik było mu łatwo [póki go nie wyłoili]... Dziś najwyraźniej przybyło nam oleju...
      Ukłony...

      Usuń
    2. I podobnie jak w tamtej dyspucie odpowiem odesłaniem do źródła, któregom był nalazł, z którego wynika niezbicie, że jest z tą margaryną napoleońską cokolwiek jak z pytaniami do Radia Erewań...:) Owszem, to był Napoleon, jeno Trzeci:)
      http://www.unilever.pl/nasze-produkty/odzywianie/gotowanie-i-jedzenie/wiecej-artykulow/jak_wynaleziono_margaryne.aspx
      Nie wiem odkąd Jaśnie Wielmożna Babcia Jaga dzieła swego prowadzi, ale u mnie kulinaria bywały już w 2006 roku i ja nie pytam, czy i kto tu komu chleba odbiera:) A Babci Jadze kibicuję serdecznie, a czasem i jakiego "pożyczę" przepisu:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Widzę, Mości Wachmistrzu, że gdy pisałeś odpowiedź, wyjątkowo byłeś nie w sosie, ale cóż, wszyscy miewamy lepsze i gorsze dni.
      Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
    4. Przyznaję, że nie wiem, do czego się ta wypowiedź odnosi: czy do margarynowego wątku, gdziem był do tej konstatacyi przyszedł, żeś WMPani najwidniej tamtego responsu nie czytała, bo też żem i wynalazł tych wieści jakich dni po dyspucie kilka i może nadto późno pomieścił. Jeśli zaś to się ma w czem do WMPani Jagi w czem odnosić, to prawdziwie już nie wiem, w czem żem gdzie komu uchybił...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    5. Myślałam, że Waszmość moje zdanie o blogu JaGi potraktujesz tak jak ja, czyli z przymrużeniem oka, a nie tak sierozno. Co do margaryny, to podałam tylko Napoleona bez żadnego numerku. Wydaje mi się, że Waćpan w odpowiedzi na moją informację o margarynie napisałeś, że wynaleziono ją dużo wcześniej. ale to nie jest ważne, bo jestem spokojnym człowiekiem i nie lubię żadnych zwad.
      Pozdrawiam Waćpana.

      Usuń
  9. Z potraw podobnie niewyszukanych proponuję mumry z mimrami w sosie z kaparami... Szaraków - zwłaszcza w sosie własnym - radzę nie tykać, na wysokich stanowiskach posiadywują i dokopać potrafią... Pozdrawiam podwieczorkowo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szaraki, powiadasz Waćpan? A byłżem dopotąd niemal pewnym, że to większej części osły, zasię i czasem świnie...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. No i pięknie, tylko skąd wziąć tego szaraka i sarninę na ostatku? Chyba się zasadzę na polowanie ;-)

    notaria

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja ostatnio uczę się i doskonalę w potrawie staropolskiej zwanej bigosem, ale nie aż tak tradycyjnie przyrządzanej :)
    Pozdrowienia Mości Wachmistrzu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Bigos! I kto tu komu smaku narobił, ja się pytam, hę?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  12. Kłaniam nisko za cytatę z ,,Oparów..''. Atencją bowiem ekstraordynaryjną darzę owo dzieło od lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To i ja podobnie:)Rzec by można, żem wzrastał na tych kpiarzach niedościgłych...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  13. Miałem kiedyś okazję peregrynować po Austrii, ze szczególnym uwzględnieniem Salzkammergut, to świadomie wybrałem się do Bad Ischl. Czegoś tak nudnego i nieciekawego nie spotkałem dotąd wśród swoich wędrówek. Nie można żyć ideami i odniesieniami, bo ściągnięcie na ziemię bywa bolesne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twojej, cokolwiek ruchliwej naturze, jak pojmuję do gustu nie przypadło. Pytanie zatem czegóż tam Franz Josef szukał, bo jeśli właśnie wynudzenia się aż do bólu, przed kolejnym nawrotem w wir wiedeński, to może i o to mu szło?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  14. Co do wartości i cenienia dziczyzny, to kiedyś przeglądając jakieś teksty pani Ćwierciakiewiczowej, natknąłem się na jej zdecydowaną opinię, że dzik niczym się specjalnie od świni nie różni poza tym, że do na stół daje się szynki i schab, przyrządzony jak z normalnego wieprza, a reszta nadaje się jedynie do kapusty albo grochu dla służby. Podobnie i z reszta dziczyzny, z której jedynie comber i udziec ma wartość a reszta nadaje się na pasztet, jako mięso gorszej jakości. Przyznam, że tym stwierdzeniem uspokoiła moje wątpliwości, bo nigdy nie mogłem dojść gdzie owe cudowne i niezwykłe wykwinty w dziczyźnie - okazuje się że od dawna nie byłem w tych sądach odosobniony :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ćwierciakiewiczowa, niewątpliwem guru będąc najmniej kilku pokoleń Polaków, nie pisywała przecie dla biedoty, czy jakich warstw niższych i skromniej żyjących... Choć urośnięcie tejże warstwy średniej największego ciosu zadało przepisom, gdzie się gracko kilkoma funtami masła i kopami jaj obracało:)Tem niemniej jest tu rys jeden jeszcze znamienny, że to kuchnia nie jest dla osób ciężko pracujących fizycznie, zatem tych najwięcej ciężkostrawnych potraw zdałoby się jako może zohydzić... Wprost pisywali o tym pisarze dawniejsi w odniesieniu do inszych mięsa rodzajów:
      http://wachmistrz.blog.onet.pl/2008/05/11/trojglos-sarmacki-o-kaczek-wartosci-mizernej/
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  15. Pasztet...pyszna potrawa. Parę razy też też próbowałam go zrobić, co prawda nie z szaraczków ale z mięsa króliczego i drobiu. Najważniejsze są przyprawy a szczególnie gałka muszkatołowa. Przyznaję, że narobiłeś mi apetytu swoim postem:))) Pozdrawiam zatem bardzo smacznie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zełgam, że tu przujemność po mojej jest stronie, bo będzie po tejże stronie, kto pierwszy sobie co podobnego zaordynować będzie w stanie...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  16. Trufle... Taaaak... Zające po drogach biegają, wystarczy ruch kierownicą... Żartowałam! Kiedyś mieliśmy znajomego myśliwego, to i zające na pasztet były. Ale w cieście nie robiłam. No toś mi Waćpan pracę domową zadał. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam się z flintą nie znoszę, to i po lasach za zwierzem nie ganiam. Alem miał ongi wujaszka, co był spod znaku Świętego Huberta, tośmy podobnie co czas jaki miewali już to szaraczka, już to bażanta czy kuropatewki, choć z tąż jedną stroną niemiłą, że wujaszka krótkiemi się ciesząc oczami, strzelał jeno do tego, co widział dobrze... A to zazwyczaj znaczyło, że mu zając nieledwie na drugim końcu lufy siedział, tandem ładunek dostawał niemal cały śrutowy i choć człek sprawiał i sprawiał, to i nieraz dopieroż kto w gębie, mało zęba nie wyłomiwszy, ostatniej znajdywał... Temuż mniemam do dziś, że pasztet jest przy dziczyźnie od pieczystego bezpieczniejszym:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Niestety nie jest bezpieczniejszy. :) Wyjmowanie śrutu zlecano mnie właśnie, jako że naiwnemu dziecku łatwiej wcisnąć niezbyt lubiane zajęcie. :) Nawybierałam się tego śrutu kiedyś. Pasztet został upieczony. Położyłam plasterek na chlebie, ugryzłam... Nie wiem, czym ten myśliwy strzelał, ale metalową kulkę w pasztecie znalazłam! Parokrotnie mielonym! Zęby ocalały, jako dziecko słów nieparlamentarnych nie używałam, ale rodzice bardzo długo się z tego śmiali. :)

      Usuń
    3. Są, zda mi się, różne tegoż śrutu wielkości i najpewniej opisane zdarzenie tej miało przyczyny, że śrucina mniejszą była od oczka w maszence do mielenia... Inaczej tego wytłomaczyć nie umiem, aliści na myśliwstwie to ja się nader kiepsko wyznaję. Insza, żę na zimno biorąc: lepiej by to dzieciak mleczaka na tem postradał, niźli kto starszy zęba już trwałego...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  17. Witaj
    Chleb, tak pospolity, a taki nadzwyczajny i święty.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano prawda... Nie od dziś, że Norwida przypomnę: "Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów Nieba..."
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  18. Oj Wachmistrzu! Jam ledwie obiad skończył, a tu znowuż ślinka leci jak się czyta o takich pysznościach :D

    Godzi się rzec, iż Miłościwie Nam Panujący Kajzer jak na osobę tak znaczną, gusta cależ miał proste i zda się, że nawet całkiem smaczne... Ten bulion, kiełbaska na gorąco i chlebuś... ;)))

    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Posłyszawszy niejakie o dzisiejszych celebrytów zachciankach relacje, zda mi się, że ów by tego nawet pojąć nie umiał... Choć będąc niemałej dyskrecji i kultury człowiekiem, najpewniej by zmilczał o tem...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  19. A to chleb dopiero...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chleb jak chleb, ale ten farsz...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)