13 stycznia, 2013

O sztuce przeżywania wieczorów tanecznych...II


 Ach, jakże się pyszniły czasy dawniejsze tańców rozlicznych mnogością i rozmaitością... Ano i nie dziwota, osobliwie gdy to rozrywka najpryncypalniejsza była, a przecie i nie jeno zabawie ordynaryjnej służąca. Wybornie to ujął autor nibyż anonimowy, przecie wiele zda się na Imci Żydowskiego wskazywać, sędziego w swojem czasie znanego, o którym pewnie mi tu jeszcze i z osobna pisać przyjdzie...
   Owoż pisał on w swem dziełku sub titulo"Gorzka Wolność młodzieńska albo Odpowiedź na Złote Jarzmo małżeńskie przez jedną damę dworską imieniem drugich wyrażona i na widok podana":)..." A mój miły bracie, wzdyć dosyć ma czasu i okazjej przypatrzeć się tym pannom. Na toć to biesiady, na to konwersacje, na to tańce różne, żebyście się im słusznie przypatrzyli. Na to świeczkowy; żeby jeśli który nie dojrzy, lepiej ją widział przy świecy. Na to mieniony, by z boku obaczył tym lepiej, jak chodzi. Na to goniony, żeby widział, jeśli nie kalika albo nie dychawiczna. Na to śpiewany kowal, żeby słyszał, jeśli nie niemota. Na to niemiec, żebyście jak w garce kołatali, czy dobra miedź i złość jeśli się w niej nie odezwie..." :))
   Ale nam pora z wieku siedemnastego iść w dziewiętnasty, gdzie prawdziwe królestwo karnawału, na polskich ziemiach zaś najpełniej w Galicyi, za wpływem zapewne bliskości Wiednia i walców tamecznych, których też i w karnawale tańczono najwięcej. Za niemi dopieroż wielce popularne, osobliwie śród młodzi, polki, które jak sama nazwa ukazuje... z Czech się wiodą:) Mielim zatem i polki zwykłe, polki warszawskie, polki-mazurki, polki-trotteuse czy nareście polkę tremblante, pospolicie zwaną "trzęsącą się febrą", którego to tańca matrony niektóre córkom swym wręcz wzbraniały tańcować. Ukłonem do tradycyi były ogniste mazury, znacznie rzadziej krakowiaki czy kujawiaki, których miano za nadto gminne, aleć już za takowego nie uchodził wielce lubiany drabant z tysiącznemi figurami w rodzaju "drabantowej", "anglezowej", "szuflady", "przeskakiwania chustki", "okręcania się przez ręce", "kotka i myszki" kończony często"piciem wina z trzewika" (ściślej z kieliszka w trzewik lubej wstawianego, a u większych galantów nawet i ze specjalnego jeno temu celowi służącego wyrobu szewskiego, będącego jeno trzewikopodobną miniaturową namiastką- Wachm.).
   Trudnoż mi się refleksyi bronić, że to signum temporis swoiste, że tych figur mnogość jeno naówczas możebna była, gdy sale taneczne spore, a taneczników w miarę... Jako się obyczaje karnawałowe zdemokratyzowały okrutnie i tancerzy przybyło, zaś miejsc do tańczenia ubyło... gdzie nadto miejca dziś czasem mało na jakie wymyślności, gdy tu jeno partnerki trza przy sobie pilnować, a nogami suwać jak najdrobniej, tak tedy owo upowszechnienie pozorne de facto te emocje z tańcem dawniejsze zabiło...
   Ad rem wracając: jak to w konflikcie jakiem między pokoleniami zwyczajnie, starsi co jeszcze usiłowali aranżować kadryla, a jeszczeć gorzej lansjera z jego figur mnogością wystawiali się na śmieszność, gdy jeno kilka par rzecz znających szło za porządkiem, zasię insi jeno na naśladowaniu polegając, nieuchronnie kończyli w galimatiasie okrutnem i gmatwaninie nie do opisania...
  Ach, jakże wiele tu od aranżera zależało... Nawiasem: pospolicie dziś rozumiany za balu przywódcę wodzirej tak się miał do aranżera prawdziwego, jak taksówkarz dzisiejszy do kierowcy rajdowego... O najwybitniejszych, do których w Krakowie jeszczeć i do ostatniej wojny się liczył profesor Akademii Górniczej, Żabicki, staczano prawdziwe boje. z podchodami, intrygami, a i podkupywaniami, z któremi by się może i równać mogły jeno dzisiejsze kluby o futbolistów wojujące...:)  Od aranżera przecie zależało najwiecej, czy o balu danem będzie się długo z rozrzewnieniem mówiło, czyli też przeciwnie, przepomnieć o niem by organizatorzy pragnęli by jak najprędzej...
    Bywało i tak, że bal jaki do legendy, niekoniecznie przez organizatorów pożądanej, przechodził jako ten, bodaj przez resursę kupiecką uszykowany, gdzie ktosi z zarządu przed balem się wielce niepochlebnie o akademikach był wysłowił, temuż dwóch z nich pomstę wziąć umyśliło srogą i na balu maskowem zjawili się, jeden za piec żelazny przebrany, wtóry za drzewko cukierkami obwieszone... Tegoż pierwszego mi podziwiać szczerze, bo nie dość, że ciężar wziął na się niemały, to i na stroju niedomagał, bo kto z zabawionych się do piecowych drzwiczek pokwapił odemknąć, ten się nader chyżo i naocznie przekonać mógł, że piec niczem swych... hmmm... powiedzmy: bogactw wnętrza:) nie osłonił, temuż pisków (aleć i jeszczeć więcej panien obaczyć ochotnych:) było co niemiara... Drzewko tem czasem większość swych łakoci, przez rozochoconych tańcowników oberwanych i skonsumowanych, już straciło, tedy się poczęło ku wyjściu kwapić, osobliwie, że amatorzy cukierków wrychle poczuli się nieswojo i zrazu pojedyńczo, wrychle tłumem całym runęli ku wyjściu jedynemu, miejsc szukać ustronnych... Nieszczęściem prawdziwym piecyk tak jakoś nieszczęśliwie w tem przejściu utknął, że ni w tę go stronę, ni w ową, na koniec więc nosiciel owego pieca ulotnił się z wnętrza, zostawując cierpiącym i organizatorom do rozwiązania ów problem, jak tąż barykadę sforsować...
  Zazwyczaj jednak akademicy byli w wielkiej u bale sposobiących estymie, bo przy niedoborze ustawicznem danserów, owi nader ochotnie ową lukę zapełniali... W domu, gdzie jaka panna na wydaniu ( a nie daj Boże, kilka!) była, mus było w karnawale najmniej kilka balów poczynić prywatnych i przy tem, by panny pietruszki nie siały, kwestyja frekwencyi danserów stawała się pryncypalną, a nieraz i punktem honoru ojca familii! Dodajmyż przy tem, że konkurencja przecie nie zasypiała gruszek w popiele, więc i w tej dziedzinie mielim czasem i wojen prawdziwych, żadnem fortelem i przemyślnością nie gardzących...:)) Kto "Dom otwarty" Bałuckiego pomni, ten wie wieleż takie bale potem migren pani domu, a i katzenjammerów pana domu kosztowały...:)
   Najwięcej skutecznem sposobem na studentów wiecznie głodnych było kolacyjej dawać sutej, co choć ekspens niemały, przecie wielce skuteczny:) Studenteria mając czasem i wybór jaki, wywiadywać się potrafiła sekretnie, czasem i u jakiej panny służącej, a przychylnej, cóż podane być gdzie może, by po takiem rozpoznaniu dopiero właściwych podejmować decyzyj... Bywało, że i tatarskiem obyczajem jaki podjazd szedł pozycje przeciwnika obadać i ów straceniec wylosowany, jakich z okna luboż balkonu znaków dopiero dawał sekretnie, by się koledzy raczej do konkurencyi kwapili, bo tu dziś cieniutko, oj cieniutko...:((
   Wiedząc o tem wybornie, strona przeciwna czasem się i do ostatecznej posuwała desperacyi, jako familija kupiecka pewna, co nie dość, że wieści rozpuściła "dyskretnie", co powszechnem było obyczajem, ale i na balkon na dni kilka przódzi wywiesiła sarnę, by ta kruszejąc, pyszniła się rozbudzając nadzieje niemałe... Ano i jak to było do przewidzenia, kawalerka dopisała, panny nie pietruszkowały, wieczór nad podziwienie udany... aż do kolacyi, na którą sznycle siekane podano, bo sarna tem czasem cichcem do "Hawełki" wróciła, skąd ją za kaucyją niemałą jeno pożyczono na dni parę... Naturaliter, że nikczemność tak sroga stosownej się doczekała riposty i dom ten przez lat bodaj kilka następnych bojkotowano regularnie...
   Inszy z paterfamiliasów, w ostatniej bodaj uwiadomiony chwili, że okrom własnych dwóch córek na wydaniu, jeszczeć mu tam i jaka siostrzenica przybędzie z kuzynkami dwiema, w najostateczniejszej desperacyi suplikował korepetytora jednej z córek, by ów kolegów jakich sympatycznych kilku instancyjonował w materyi wiadomej... Ów zaś, przyrzekłszy rzeczy dopilnować solennie, był jednak o sprawie całej przepomniał, a memoryi odzyskawszy nadto późno, bo na zebraniu  stoarzyszenia Bratniej Pomocy, na bodaj godzin dwie przed balu początkiem, takoż brzytwy się chwycił i w wolnych na koniec zebrania wnioskach ogłosił pro publico wszytkim Bratniaka członkom, że u państwa M. na Sławkowskiej ulicy wieczór dziś taneczny, panny niebrzydkie, trunki niepodłe, kolacyja na ciepło, a do tańców pianista najęty i skrzypek i komu jeszcze nie nadto późno planów odmieniać, to on imieniem gospodarskiem prosi, a by rzeczy nie ze szczętem puścić na żywioł, wymógł jeno, że chętni przed domem mają nań czekać, on zaś ich po jednemu wprowadzać będzie...
   O porze naznaczonej iście na Sławkowskiej dzwonek i imć korepetytor panu domu prezentuje "zacnego kolegę" X, zasię znika i nim X paltot zdjąć zdołał, gospodarz się z już witać miał z kolegą Y i kolegą Z. Zasię dwóch inszych jeszcze, potem trzeci... Pan domu promienieje, bo pannom pietruszka, a jemu ciosanie kołków nie grozi, jeno że wraz mu rzednie mina, bo następnych czterech w drzwiach się tłoczy... Pani Matka w pamięci kotlety rachuje i uśmiecha się uspokajająco, że jeszcze nastarczy, aliści w tejże minucie trzech nowych "kolegów" wkracza, a pan domu ponad ramieniem ostatniego dostrzega, że na schodach sznurek się do parteru samego ciągnie, a pan korepetytor wzdłuż niego krążąc nową mu grupę do prezentacyi szykuje...
  Co sprawiedliwie trzeba oddać gospodarzowi dzielnemu, że serce w niem jeno na chwilę upadło... W chwili drugiej stawił czoła dzielnie trudnościom, a jaki umyślny migiem do Pollera posłany wraz się sprawił z banią bigosu i kilkunastoma flaszami reńskiego...:) I dodać się godzi, że się zabawa udała jak żadna, a kandydatki do stanu małżeńskiego bodaj wszystkie w balu tegoż konsekwencyjach przed ołtarze jeszcze tegoż roku samego dobrnęły...:)

39 komentarzy:

  1. Klik dobry:)
    Tańce towarzyszą nam od wieków. Nie rozumiem, dlaczego są bardziej przez kobiety lubiane.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochanowski też nie rozumiał:
      "To moja najwiętsza wada,
      Że tańcuję bardzo rada,
      Powiedzcież rai, me sąsiady,
      Jest tu która bez tej wady?":))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Nie znałam tego.
      Ooooo...O!
      No, to mi Kochanowski podpadł,o!

      Usuń
    3. Biedaczek...:(( Nie wie z kim zadarł...:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Vulpian de Noulancourt13 stycznia 2013 14:05

    Przebaczą - to co się właściwie w "niemcu" z pannami robiło? Bo nie wyrozumiałem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nie to:
      http://www.youtube.com/watch?v=LoMtgkRbhD0
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Vulpian de Noulancourt13 stycznia 2013 18:48

      1. Skoro 'watschen' to tyle, co 'policzkować', więc to jakiś "taniec z praniem się po pyskach". Ich glaube dass es echte Deutsche wirklich ist. (Za mój niemiecki nie biorę odpowiedzialności; niewykluczone, że w tym jednym zdaniu błąd na błędzie).
      2. Czy wzrok mnie mylił, czy Knaben nie mieli Edelweisów na perpendyklach? Czy to aby byli autentyczni Bawarowie??
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. To żart był, oczywista, bo gdybyż to prawdą być miało, to zaprzeczalibyśmy zarazem, że Giermancy kulturnyj narod... Nie wyobrażam sobie, by w Polszcze, gdzie w tańcu przez szacunek dla płci niewieściej, by jej dłoni własnej dotknięciem nie skalać, jako tancerz rękawicy nie miał, to dłoń przez czapkę własną podawał, by do podobnych breweryj dojść mogło...:)
      Najpewniej jednak ów "niemiec" (piszę "najpewniej", bom przecie jednak dopotąd nijakiego opisu nie natrafił) jakiego delikatnego kuksańca zakładał, skoro sędzia Żydowski tako rzeczy opisywał był...
      Ad.1 Nie sprawdzę, bo mój jeszczeć gorszej natury:))
      Ad.2 No tak... to by zapewne tłomaczyło wiele, że to nie Bawaria, ani pewnie nawet Tyrol tylko jaka tania podróba...strach nawet myśleć skąd? Z Palatynatu? Z Meklemburgii?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. To ja juz rozumiem dlaczego teraz tak dużo tych "singielek" jest.Wszystko przez brak tej bani bigosu i kilkunastu flaszy reńskiego.
    A jeśli chodzi o ten bucik, z którego panowie wino pili, to tak samo chyba w X-leciu międzywojennym było - wszystkie wielkie Spiewające typu Hanka Ordonówna takiego zaszczytu dostępowały.
    A ta sarna wywieszona za okno i potem oddana do Hawełki to numer - debeściak po prostu.
    Oglądałam ten filmu przesłany panu Vulpianowi. Paskudny... cóż to za taniec był????I ci Niemcy - Bawarczycy zapewne jacy nieapetyczni....
    Pozdrawiam raz jeszcze :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miało być oczywiście XX-lecie międzywojenne...

      Usuń
    2. Reńskiego by może jeszcze nalazł (sam z tem nie mam kłopotu żadnego:), aliści bigosu przedniego, takiego jak Pani_Wachmistrzowego_Serca warzy, to wierę, że nie uświadczy... Aliści żeby to jeno tem bigosem starczyło opędzić, by te krocie uszczęśliwić, to byśmy może i tej kapusty dniami i nocami dla ludzkości dobra szatkowali:)) Sęk niestety tkwi chyba gdzie indziej i obie płcie tu nie bez winy... A uwag względem apetyczności Tyrolczyków zwyczajnie odmawiam przyjmować: nie moja to rzecz, nie moje to gusta, nie mój cyrk i nie moje małpy:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Widocznie ci krótkomajteczkowi blondyni nie mieli w szkole wychowania seksualnego i stąd ten imstruktażowy taniec, a że w rytm muzyki... Ordnung muss sein.
      Nic nowego w KOsmosie...

      Usuń
    4. Wychowanie w tej mierze poprzez taniec powiadasz Waść? A to nie powinny być przy tem obie płcie przytomne, hę?:)
      Kłaniam nisko, witając zarazem Waszmości w moich progach nikczemnie skromnych:)

      Usuń
    5. Po staroludzku - obie... ale... Czy To Waszmość Pan tendencji w tych sprawach panowania a pełnoprawności chcących dojść nie znasz? Gadali my niegdyś... - Nie da rady, oba samce... A dzisiaj? - Damy radę, bośmy samce! - Głupie s skali Kosmosu ale coraz popularniejsze... Tfu...

      Usuń
    6. A żebyś Waść wiedział, że tfu...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Hmmm... Taniec - ot, zawracanie głowy nogami, bigos najsmaczniejszy znaleźć - sztuka nie tak trudna u dobrych żon z lat cokolwiek powojennych, reńskie - no, to problem... A owo ziele cudowne to być może były nasiona pindyryndy. Przypominają w wyglądzie dobrze wyrośnięte nasiona dyni. Znany mi jest przypadek, gdy odtrącony konkurent na Gołdapszczyźnie w opół godziny "wykończył" przyjęcie weselne na ponad 100 osób i orkiestrę na dodatek, która w drabiniastym wozie eksmisję swą uskuteczniając szlak dobrze oznakowała.... Sypnął po prostu 4 dni wcześniej przygarstkę tego specjału do kotła z weselnym bigosem. Po powrocie młodej pary z kościoła podano bigos właśnie,który jak powiada pan poeta Adam M. posiada wielkie walory smakowe. Jakoż i posiadał...... Dostał ów krotochwilnik pół roku i to w zawieszeniu, bo któraś z gospodyń-kucharek nie wytrzymała...
    Miłego Karnawału...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamże tego szczęścia, że nawet i niedalekiego mam sklepu, w którem bodaj wszytkie produkta z winnic kilku, w tem i faworytnej Petera Mertesa, w cenach nawet i umiarkowanych, dostać mogę, tandem nie krzywduję sobie w tej mierze:) A z pindyryndą możesz mieć Asan słuszność, bom i ja o podobnem słyszał, choć zda się wołano cokolwiek inaczej, a na dostępność akademikom specyjałów aptecznych w c.k. Krakowie bym zanadto nie liczył...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Mój Boże, od lat nie byłam na żadnym balu. A z wodzirejem nigdy !!! Czas to zmienić ??? Kłaniam nisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najwyższy!:) I nie wierzyć upraszam tym, co prawią, że jak się film Falka obejrzało pięć razy, to tak jakby się samemu na tem balu było... Luboż jako się Połomskiego posłuchało ze sto razy...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. No proszę jaki to kłopot było mieć córkę.
    A swoją drogą jak to ochoczo, a to do Hawełki, a to do Pollera ganiano.
    Z tańców najbardziej do mnie przemawia to reńskie do bigosu podane.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale i radość jaka!... Znaczy: bywa... czasami... A Waść tańce więcej preferujesz wytrawne, czy słodkie?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. No i przyjdzie jednak z domu wyjść w tym karnawale, chociaż nie na bal, a żeby dostępność marki Peter M. sprawdzić w okolicy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze w tem względziu udanego zwiadu życzę:)! I jeńców jak najwięcej...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Witaj
    No cóż- na zabawy nie chodzę, ale i w domku można miło spędzać czas i wesolutko :) zależy przy czym :)
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pewnie, że zależy... I od towarzystwa...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. Oj, kosztowne dla rodziców było posiadanie córek;)
    Serdecznie pozdrawiam.
    P.S. Ciekawa jestem, na czym polegał taniec zwany niemcem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tegośmy dopotąd nie dociekli, mimo że od dawna jakiego opisu rztelnego wyglądam... Z pewnością być to jednak musiał być taniec kontaktowy, co już na warunki ówcześne polskie było osobliwością, przy tem jaki element poklepywania czy poszturkiwania zawierać musiał...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. Bardzo ciekawie opowiadasz Wachmistrzu, przeczytałem obie notki z dużym zaciekawieniem.
    Od siebie dołożę cytowany z pamięci fragment Boyowych wspominek, nie pamiętam przy jakiej okazji, ale może nie dużo przekręciłem:
    - Cóż to Panna nie tańcujesz?!
    - A bo mi się pryszczyk zrobił!
    - W rzeczy samej?!
    - Nie, tuż obok... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bóg Zapłać za dobre słowo:) Rewanżuję anegdotą o Wojciechu Dzieduszyckim, personie ciałem mizernej i dziwacznej (nawet podejrzewano hermafrodytyzm), przy tem niepospolitem kpiarzu, gdzie po dziś dzień niektórzy twierdzą, że Franc Fiszer to do pięt Dzieduszyckiemu nie dorósł. Na balu debiutantek, corocznie przez namiestnikową Potocką organizowanem, miała ona też i zwyczaj owych panienek z niejakiej wiedzy ogólnej egzaminować. Zapewne szło jej o to, by się pod jej auspicjami która potem nie wyszczególniała jako dzisiejszych konkursów piękności adeptki. Ano i kiedy jedna na pytanie "cóż to jest perpetuum mobile?", odrzekła, że to taka rzecz, która nigdy nie staje, przytomny temu Dzieduszycki błyskawicznie orzekł, że to w takim razie on to ze czterdzieści już lat w spodniach nosi, jeno nie wiedział, że to tak się nazywa... Skonfundowana Potocka, przy asyście chichoczących panienek (nawiasem to chyba nieciekawie o ich skromnym wychowaniu świadczy:), napomniała Dzieduszyckiego: "Panie hrabio, mógłbyś Pan choć tę rzecz jakoś w bawełnę owinąć...", na co jej Dzieduszycki natychmiast zripostował" "Próbowałem, Pani Alfredowo; nic nie pomaga!"...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  11. Sugerujesz Waszmość aby na bale zabierać ze sobą Stoperan?
    hehehehehehe :-)
    Kłaniam uniżenie z zaścianka Loch Ness

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bynajmniej...:) Starczy się poczęstunków wystrzegać niewiadomej proweniencyi:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  12. Taniec - najpiękniejsze , najbardziej widowiskowe poruszanie ciałem i nogami. Dzisiaj to tylko fachowcy od tańca potrafią . Inni trzęsą się jak w psychodelicznym śnie. No może nie wszyscy. Pozdrawiam serdecznie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie baczyłbym rzeczy tak czarno... Zda mi się nawet, że niejaki nadchodzi renesans, prawda, że znów za sprawą mediów i mody przez nie kreowanej...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  13. Pamiętam zabawy z początku lat pięćdziesiątych, odbywały się przy lampach, bo na wsiach Grodzieńszczyzny elektryki nie było. Zaloty, jak przed laty podobne, kawalerom kurzyło się z głów, a panienki wachlowały się haftowanymi chusteczkami. Jeżeli który kawaler upatrzył sobie dziewczynę, starał się zabrać jej chusteczkę. Jeżeli sympatia była obopólna, panna oddawała chusteczkę bez ceregieli. Byłam niewielką dziewczynką, więc moja wiedza ogranicza się do podglądania dorosłych. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bóg Zapłać za to spomnienie... Takem i pomyślił, gdzież dziś jeszcze panny haftowanych chustek mają?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  14. A mnie się przypomina rodzinna legenda, jak któryś z moich przodków odpowiedzialny był za poncz. "Romualdzie, czy nie uważasz, że ten poncz jest za mocny" - pytała swojego męża moja antenatka. A to któryś ze studentów dolał wódki czy spirytusu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podług najlepszych wzorców Wieniawy, który też ongi panienkom debiutującym dolał do ponczu koniaku "by się śmielej poczuły". Pech Wieniawy polegał na tem, że patronką balu była pani Aleksandra, Komendanta połowica, która nie odpuściła, dopokąd Wieniawa do karnego nie stanął raportu...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  15. Znać stąd, iże skandale najróżniejszego kalibru nie są jeno dzisiejszem wymysłem "gwiazdek" różnych, lecz i swoją tradycyję posiadają...

    Zasię ostatni opisany przez Waćpana przypadek paterfamiliasa ukazuję, iże nic zaplanowanego tak dobrze nie wychodzi, jako rzecz zupełnie spontanicznie przygotowana...
    Śmiem tu twierdzić, iżby ów bal zaaranżowano jak trzeba, połowa z tych panien na zamążpójścia jeszcze długo czekać by musiała :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niewykluczone, że domysł Waszmości tutaj by mógł być aż nadto prawdziwym:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)