19 stycznia, 2014

O wątpliwościach wpodle pewnej cholerycznej ofiary, a ściślej: dwóch...

 Roku Pańskiego 1831, z wiosną, rozbiegła się między rossyjskiemi wojskami, osobliwie temi, co z feldmarszałkiem Dybiczem przyszły insurgentów poskromić naszych, epidemija choleryczna, podobnoś z Bałkanów zawleczona. Dziś wiemy już o tem, coż jest cholery przyczyną i że to najgęściej jest za sprawą wód skażenia bakteriami, co ich z siebie insi chorzy wypróżnili, tandem epidemije owe, przy pożywaniu wody skażonej, nasilały się w gęstości niczem w błędnym kole, bo istotą tej choroby jest biegunka w stopniu tak straszliwem, że do natychmiastowego odwodnienia prowadzi i leczenie najgłówniejsze to onemu odwodnieniu przeciwdziałanie.
   Statystyki dzisiejsze podają, że pomiędzy leczonymi jeden zaledwie na stu pomiera, zasię pomiędzy nieleczonemi co drugi... Obaj bohaterowie noty naszej to persony znaczne, co ich na służby stać było niemało, i na doktorów, którzy zresztą winni się niemi z obowiązku najpilniejszego swego zajmować i nibyż się zajmowali, choć cokolwiek dziwacznie, przynajmniej jeśli o Dybicza idzie. Nic mi nie wiedzieć o tem, by na cholerę cokolwiek pijawki dopomóc mogły, chyba że to o to idzie, by krwie wyssawszy, chorego jeszczeć i więcej osłabiły i by może pomierał bez przytomności...
   O leczeniu wielkiego księcia Konstantego nic mi nie wiedzieć, ale zakładam, że i tam był medyk jaki i swego czynić próbował. Czemuż mię te dwie śmierci dziś tak zajmują, żem im umyślił całej noty poświęcić?
  Ano bo obie wielce rychle po sobie postąpiły (Dybicz 10 czerwca, wielki xiążę dwie z okładem niedziele później - 27 Iunii), obie w cyrkumstancyjach cokolwiek intrygujących i co najpryncypalniejsze wobec plotek szerzonych o tem, że to nie cholera a trutka przyczynami zgonów tych były, że jakom rzeczy przemyślił... tom i pomiarkował, że podług rzymskiej zasady cui prodest, byłby i winowajca, któremu to przyniosło korzyść, a przynajmniej mnóstwa oszczędziło turbacyj niepożądanych... Winowajca, co miał moc i możność, a kwestyja jedynie w tem, czy miał i wolę?
  O carze ja prawię, Mikołaju I... Zapyta kto: a czemuż by miał car czynić tego, osobliwie zwłaszcza wielkiemu xiążęciu, który był mu bratem? Ano odpowiem: może i właśnie dlatego!
  By pomiarkować rzeczy godziwie, zdałoby się byśmy cyrkumstancyje tamtocześne obejrzeli, jeno nie tak, jako to się po historyi lekcyjach wykłada, a takiemi, jakiemi mógł ich widzieć car oczami swemi, luboż i otoczenia najbliższego swego, co w tem przypadku na jedno wychodzi. Dodatkiem cyrkumstancyje, takiemi, jakiemi się one zdawać mogły do jakich dwóch miesięcy przed temiż skonami... Czemuż tak akurat zapytacie? Ano bo kolejną dziwaczną zbieżnością w śmierci obydwojga to jest, że się niewiele przed niemi tak jeden, jak drugi, z hrabią widział Orłowem, najzaufańszym Mikołaja adiutantem i totumfackim, w najsekretniejszych missyjach przezeń zażywanym. Rachując, że zwyczajnie się znad Newy nad Wisłę jakie sześć do ośmiu dni jechało, tu zaś powstańce i na Litwie przecie czynnemi byli, tandem szlak zwyczajny z Peterburka na Warszawę przez Kowno i Rygę byłoż trzeba porzucić, zatem jakie dwie niedziele na drogę tę przyjąć wypadnie. Orłow zamarudził jednak i więcej jeszcze, bo ku Dybiczowi jechał przez Berlin, gdzie z Prusakami konferował dni parę, zatem wyjdzie nam z onych obrachunków, że jeśli iście jechał z missyją zbrodniczą, to poruczona być mu ona w Peterburku musiała gdzie najpóźniej w maja początkach. Domniemując tu znowu, że nie było jej Mikołajowi lekko podjąć, długo jej najpewniej w sobie ważył, tandem przyjąłbym, że się z tem od kwietnia gdzie najmarniej nosił i ten zatem okres niech nam się najważniejszym stanie. Ta droga nam tu jeszcze z jednej strony ważką, bo jeśli iście Mikołaj umyślił Dybicza za nieczynność onego usunąć sine scandalum, co się postarać wykażemy, to mogłaby niem ostrołęcka batalia (26 maja) wstrząsnąć krzynę i może do myśli o pochopności pobudzić... Jeno, że nawet jeśli i car z czerwca początkiem w odległem Peterburku o niej wiedział, a i może by nawet umyślnego jakiego słał Orłowowi z ordonansu odwołaniem, to ów już żadnej na to nie miał szansy, by zdążyć...
   Wiecie wszyscy o tem, jakże się insurekcyja nasza w Noc Listopadową wszczęła, jakoż potem rokowania wszelkie zawiodły, a gdy w responsie na kapitulacyi żądanie, Sejm w Warszawie uchwalił detronizacyją carską (25 stycznia), posłał nam Mikołaj korpusu 115-tysięcznego pod Dybiczem właśnie, by nas zgniótł, jako dwa lata przódzi postąpił z Turczynem, za coż mu tytuł Zabałkańskiego car nadał.
  I cóż się oto dzieje po wojsk tych wkroczeniu? A baczmyż na to oczami cara, o rzeczy uwiadamianego takoż przez Dybiczowe raporta oficjalne, jako i z pewnością przez jakich sekretnych w sztabie jego szpicli i zauszników... Wrychle po granic przekroczeniu, już 7 lutego najpierwszych starć mamy: pluton jeden jedyny naszego 1 Pułku Ułanów w Siedlcach całej moskiewskiej rozprasza straży przedniej, a z Węgrowa 3 Pułk Ułanów dwa pułki wypiera rosyjskie! Prognostyki zatem fatalne, aliści Dybicz niezrażony na Warszawę ciągnie, szturm pragnąc powtórzyć Suworowa sprzed lat. Zastępują mu nasi drogi pod Olszynką Grochowską (25 lutego), której to bitwy w polu za nierozstrzygniętą uznać będzie najućciwiej, przecie już sam wiktoryi brak, to Zabałkańskiemu policzek i porażka... Osobliwie, że nie spisywał się tam najroztropniej, a co najgorsze, z punktu widzenia donosicieli i cara samego, oszołomiony cokolwiek siłą polskiego oporu*, czeguś na animuszu przygasł i nie uderzył, radom własnego szefa sztabu wbrew, na szańce Pragi, co mogłoby nas ze szczętem pogrążyć, zważywszy, że niemal całe wojsko w polu i w odwrocie spod Grochowa, po jednem jedynem ciągnące moście, zwyczajnie mogło nie nadążyć tych szańców obsadzić... Odwrót znów i rozłożenie się armią na leża, musiały Mikołaja zeźlić, a prawdziwie zirytować nasze ofensywy wiosenne, gdzie pod Iganiami Prądzyński omalże nie rozbił ze szczętem Rozena, zasię ponownie mu przetrzepano skóry pod Wawrem i Dębem Wielkim. Dał temu car zresztą upust w korespondencyi do feldmarszałka, gdy ten mu raportował:"Nie mogę ukrywać, że uważam za stracone wszystkie wyniki naszej ciężkiej kampanii zimowej.. Jestem zrozpaczony zwrotem, który przybrała ta wojna, podjęta przy pomocy tak znacznych środków, od której - powiedzmy wyraźnie - zależy polityczne istnienie Rosji" i doczekał się kąśliwego responsu: "Niech mi wolno będzie wyrazić Panu moje zdziwienie i mój żal, że w tej nieszczęśliwej wojnie donosisz mi częściej o klęskach, niż o zwycięstwach, że w 189 000** nie możemy nic zrobić 80 tysiącom."
  Uważcież na te słowa Dybicza znamienne, bo nie bez kozery żem ich przytoczył... Tych o "politycznym istnieniu Rosji"... Mnie też się pierwotkiem zdały one przesadą niemałą, dopokąd żem nie uzmysłowił sobie, że Dybicz miał na myśli najpewniej nie rosyjską państwowość, ile władztwo samego Mikołaja... Któż wie, czy i sam temi słowy nie posiał jakich podejrzeń, które w paranoicznym umyśle z powodzeniem mogły w jedno złożyć ów ciąg zdarzań, co się od objęcia tronu przez Mikołaja przecie ciągnął... Przypomnę, że dekabryści, formaliter się o prawa do tronu upominali brata starszego, nic o rezygnacji Konstantego z praw swoich***, nie wiedząc... Starczyłoby jakiej znów pogłoski puszczonej, że wszystkie Rusi nieszczęścia obecne to kara boża za Konstantego ówcześne pominięcie i bunt idzie przez kraj, jak pożar przez stodołę po zbiorach... A może to jest i spisek jaki? Może Konstanty tylko pozornie ustąpił po to właśnie, by się Mikołaj zblamował? Jeśli tak nie jest, to czemuż wielki xiążę już 30 listopada insurekcyi nie zdusił, doprawdy zadosyć mając wojska i środków pod Warszawą po temu, zamiast się ku Rossyi wycofywać? Czemuż to żołnierze z jego władzy dawniej poruczonym korpusom przeciw Polakom walczą najgorzej, a Litewski Pułk Piechoty (złożony tak naprawdę nie z Litwinów, a z włościan prawosławnych Białorusi dzisiejszej) w całości się im poddał i ze sztandarami nawet, co w armijej rossyjskiej się od setek lat nie zdarzyło i co ukradkiem powtarzano sobie na dworze ze zgrozą... Przecie to się we łbie nie mieści, żeby po niemal kwartale wojowania być od granicy nadal ledwo 30 wiorst, bo tyle Siedlce leżą od granicy Królestwa Kongresowego! I żeby za te trzydzieści wiorst zapłacić z górą piętnastoma tysiącami żołnierza poległego, pochwyconego czy dobitego**** ... wychodzi po pół tysiąca za wiorstę, co jak drogę do Warszawy dalszą by rachować tą miarą, wychodzi, że nie będzie jej komu zdobywać... Do tego na Litwie insurgenci nastają na Kowno, co by im dało złączenie się z powstańcami w Królestwie, a jeszcze i na Połągę, co by drogi dostawom otwarło zamorskiej broni*****... Na Wołyniu Dwernicki prze naprzód, a Rydygier go powstrzymać nie umie, jeszcze nie daj Bóg, da się pogromić i nie pomogą wojska świeżo znad Dunaju spieszące, rozleje się insurekcyja po Podolu i ukrainnych ziemiach jak amen w pacierzu...
  A może ten Dybicz też jest w spisku i dlatego tylko udaje, że wojuje, a tak naprawdę wojsko wykrwawia i żąda wciąż nowych, by w chwili decydującej nie miał kto przy carze stanąć? Już przecie ogołocono z wojska Mołdawię i Wołoszczyznę, okupowane na mocy adrianopolskiego pokoju, czyli w efekcie tej wojny, gdzie Dybicz pokazał, że jak chce, to umie...
   Teraz tylko czekać, aż cesarzowi we Wiedniu przyjdą do łba jakie pomysły głupie, dajmyż na to takie, żeby pierścień rosyjski ( okupowana Mołdawia, Wołoszczyzna, gwarancja rosyjska dla autonomii Serbii, Wołyń, Podole i ziemie Kongresówki) wkoło ziem austryjackich przerwać, a od szpiegów już wiadomo, że tam koncypują o tem, by samemu Mołdawii i Wołoszczyźnie udzielić gwarancyj i wpływów stamtad rossyjskich wyżenąć... Jeno, że iżby się to udać mogło, to Rossyja by gdzie musiała być wielce usilnie i długo zatrudnioną siłami wszytkiemi, no ale czyż to nie dzieje się właśnie?
  Do tego Francyja i Belgia nieszczęśne, gdzie do interwencyj carskich naszem staraniem nie doszło, tandem prestiż carski niewątpliwie ucierpiał, przy tem Anglija, co się na Morzu Śródziemnem panosząc, rada by Moskala widzieć daleko za Bosforem, gdy ów przeciwnie, rad by tam siąść okrakiem i dalej jeszczeć na świat sięgać!******. A Prusacy? Tych jeno polska sprawa z carem wiąże, ale czy to wiadomo, czy onym się aby nie roi, by do traktatów nie powrócić w ich pierwotnem kształcie, gdy Warszawa pod pruskiem była zaborem? 
   Wystawiwszy tych wszytkich obaw i powątpień, których mieć musiał Mikołaj na pewno, przychodzimy do pytania o remedium na te smutki wszytkie, bo i tego musiał sobie przecie Mikołaj zadawać... I musiał wrychło przyjść do konkluzyi, że jakoby brata starszego utrapionego nie stało, to wraz by i tych turbacyj było wielekroć mniej, osobliwie, że się szczęśliwie epidemija napatoczyła, co by wielce tu pomocną być mogła... Pytanie tylko, czy od tejże konstatacji przyszło i do ordonansu w tej sprawie jasnego, czyli też i przeceniam ja tu determinacyję carską...  Była ta śmierć wielkiego xięcia Mikołajowi zwyczajnie na rękę, i jeno pytanie, czy się zdobył iście na czyn, czy rzeczy pozostawił losowi... O skrupułach i sumieniu to i nie napomykam nawet; nie takie ta familija sprawy oglądała i ścierpiała... A Dybicza? No przecie, że go mus odwołać, bo jeśli nawet nie w spisku, to znaczy, że sobie zwyczajnie nie radzi... Jeno jak go odwołać, skoro wszytcy we świecie wiedzą, że w carskiej armii wodza się jeno wtedy odwołuje, gdy jakie arcytęgie wziął baty lub zdradził... Odwołać Dybicza znaczyłoby przyznać, że insurgenci wygrywają, a na to żadną miarą car sobie pozwolić nie mógł. Co innego gdyby przyszło nieszczęśliwym akurat przypadkiem zmarłego wodza kim pewniejszym i sprawniejszym zastąpić...
  Możem przyjąć, że to jeno rojenie jakie moje... Jeno nam wciąż okrom wątpliwości już tu podniesionych pozostaną i te, czemuż to wielki xiążę pomarł nam w Witebsku nader od ognisk zarazy odległym, czemuż to nikt jakoś nie myślał o pojeniu ich, by ratować, by i przymusem nawet, a za to jakieś zgoła idiotyczne przystawiano pijawki... Czemuż to Dybicz pomierający miał prosić, by przekazano carowi, że "śmiercią swą stwierdza wierność swemu monarsze"? Dziwaczne stwierdzeniu u kogoś dogorywającego we własnych odchodach, w następstwie dalekiego od wojennej chwały zakażenia... Chyba że... chyba że Dybicz zamysł cesarski przejrzał i chciał, by car tego wiedział i wiedział też, że się z tem godzi... być może w jakiej nadziei o łaskę dla familii, jeno że nic nie wiem o jakiej Dybiczowej progeniturze, a małżonka go już i na rok przódzi odumarła była... A jakeśmy już i przy połowicach: xiężna łowicka też małżonka dziwnie jeno o rok niespełna przeżyła...
__________________________
* a może i incydentem z 20 lutego, gdzie przy wstępnych o Grochów bojach niewiele doprawdy zbrakło, byśmy samego feldmarszałka w niewolę pochwycili...
** nie wiem skąd ta cyfra u cara, być i może rachował w tem wojska, co ich przyszło już jako uzupełnienie strat słać.
*** w 1823 roku, skutkiem ślubu morganatycznego z Joanną Grudzińską, przyszłą xiężną łowicką.
****zwyczajna tamtym czasem w armii rosyjskiej praktyka wobec najciężej rannych...
***** - po prawdzie to staraniem samego Konstantego, a i późniejszych kwatermistrzów i zbrojmistrzów, w tem i przywoływanego tu już na tem blogu Bontempsa , armija nasza wyekwipowana była nader bogato i jak nigdy bodaj w dziejach starć naszych, to myśmy tu i nieraz lepiej stali, niźli adwersarze nasi, jeśli ogólnej liczby artyleryi nie liczyć...
***** Jeszcze Katarzyna II snuła plany wskrzeszania dawnego cesarstwa bizantyjskiego, mając nawet upatrzonego kandydata na tron ten... właśnie "naszego" Konstantego, któremu jako chłopięciu nader skwapliwie przydano na towarzysza zabaw dziecięcych Demetriusa Kuruttę z rodu emigrantów greckich, by się akomodował co jako do przyszłych swych poddanych języka i obyczaju. Z rojeń tych po latach jeno znienawidzony nad Wisłą adiutant i totumfacki pozostanie, zruszczony Grek, jenerał Dymitr Kuruta, u boku wielkiego xiążęcia do końca pozostający...

23 komentarze:

  1. Vulpian de Noulancourt19 stycznia 2014 16:07

    Wzrastanie w rodzinie monarszej może być dość nieprzyjemne, gdy jest się chłopcem. Bo albo młodszy brat musi kazać wykończyć starszego tuż po smierci ojca, by spokojnie rządzić, albo starszy, też przecież wiedząc, co i jak, musi młodszego ubiec, żeby ów jemu samemu przykrego kuku nie uczynił. Aż miło pomyśleć o tych sprawach, gdy jest się szarakiem, jak ja i można z całym spokojem do brata w odwiedziny jechać.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego też powodu każdy nowo obejmujący władzę sułtan turecki kazał wydusić całe swoje rodzeństwo - ekonomicznie i skutecznie umacniając swoja władzę - na plus im zaliczyć trzeba, że krwi rodzinnej nie przelewali.

      Usuń
    2. Nigdyś o braciach za widły łapiących w sporze o ojcowiznę nie słyszał? To tylko kwestia skali, czy rzecz w tronach i prowincjach, czy w miedzy i gumnie... Zjawisko pozostaje tem samem, choć prawda, że niżej i możności pokrzywdzenia mniejsze i nie tak bezkarne...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. W sposób oczywisty zgłaszam akces do Międzynarodowej Komisji Śledczej, a to za przyczyną tego, że mój znajomy jechał kiedyś pociągiem razem z lekarzem. Po prawdzie ginekologiem ale liczy się fakt. Zgłaszam też postulat do prac Komisji aby wszystkich bez wyjątku wykopać i dokonać ekspertyzy na okoliczność utonięcia, bo w sprawach spiskowych niczego wykluczyć nie można. A tak przy okazji ... proponuję jeszcze zakupić flaszkę albo dwie, aby jakieś obrady w owej sprawieb rozpocząć hehehehe :-)
    Pozdrawiam z zaścianka Loch Ness :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sposób oczywisty, z szacunku dla experiencyi Waścinej, widzę Cię i zarazem kandydatem najpoważniejszym, a bodaj i może jedynym do roli przewodniczącego tejże kommisyi... I byłbym za tem optował, pod tąż jednakowoż kondycyją, że to ja te flasze, do obrad niezbędne wybierał będę, bo tu moja experiencyja lepsza...:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Co tam za franca W.X. Konstantego wykończyła, nie dochodzę! Ważne, iż skutecznie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I rodzi się może poważne pytanie, czy nie mogła wcześniej...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Co by nie mówić o naszych wschodnich braciach to nie miewali specjalnych skrupułów, zarówno wobec poddanych jak i samych carów. Myślę, że wyjaśnienie tych śmierci w ten sposób, jest bardzo prawdopodobne.

    Natomiast czytając ten tekst skojarzyłem go z pewną pieśnią kozacką, na motywach zdaje się pruskiej pieśni o dwóch grenadierach. Historia opowiada o dwóch braciach powracających z tureckiej wojny (frontu), którzy okrutnie byli poranieni po przekroczeniu polskiej granicy. Strasznie ta opowieść dla mnie jest zagmatwana, ale do wydarzeń przez Ciebie przytaczanych by pasowała, mając na uwadze wieloletnią służbę w carskiej armii. Wynikałoby z niej, że w porównaniu z Turkami, Polacy jawili się rosyjskim sołdatom jako koszmar i sprawcy rodzinnych nieszczęść.
    Там шли два брата

    OdpowiedzUsuń
  5. Poszukać muszę jakiej wersji wyraźniejszej, bo tej w rzeczy samej ciężko wyrozumieć, a przynajmniej ja mam z tem kłopot niejaki. Jeszcze do XVII wieku nie mięli Moskale wojska, co by naszemu stanąć umiało i mogło. Zmienił tego Piotr Wielki, a i nasz XVIII-wieczny upadek... Napoleońskim czasom zawdzięczać przyjdzie odrodzenie wojska, co dumnem było ze swej umiejętności, wierzyło w siebie i w dowódców i zwyczajnie górowało nad przeciwnikiem... Na to przyszło jeszcze konstantynowskie chuchanie i dopieszczanie wojska, bo czego by nie wyrzekać na jego obyczaje, nam straszliwe, ale przecie skądś zaczerpnięte, czyli w rosyjskiej armii zwyczajne, to doprowadził on wojsko Królestwa Kongresowego na absolutne wyżyny wyposażenia i wyszkolenia... Bodaj już nigdy potem nie stawaliśmy przed Moskalem w tak wyraźnej przewadze siły moralnej, sprawności i wyszkolenia... I tylko wodzów zabrakło...:((
    A i to jeszcze dodam, że służba w carskiej armii lat trwała 20, w naszej 10, zatem przy starciach na bitewnem polu przeciętna wieku Moskali musiała gdzie wpodle 30-35 oscylować, gdy naszych około 25... Przy cokolwiek lepszem żywieniu i wyćwiczeniu w fechtunku na bagnety, co konikiem było Konstantego, nie było możności linii naszej przełamać jak armatami, czy przewagą liczebną niemałą... I przebieg starć w bitwach stoczonych nieraz tego potwierdzał...
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Там шли, шли два брата
      С турецкого фронта,
      С турецкого фронта домой.
      Лишь только перступили
      Мы польскую границу,
      Ударил поляк три раза,
      Ударил, ударил,
      Он в грудь меня поранил,
      Болят мои ранки, болят.
      Одна нарывает,
      Другая заживает,
      От третей я должен умереть.
      А дома детишки,
      Жена молодая,
      Всё ждут, поджидают меня.
      Сестрица родная, дай чистой мне бумаги,
      Родным я письмо напишу.
      Отец прочитает, а мать того не знает:
      У сына нет правой руки.
      Детишки возроснут, у матери спросят:
      А где же отец наш родной?
      А мать отвернётся, слезами зальётся -
      Убит на турецкой воне.
      А мать отвернётся, слезами зальётся -
      Убит на турецкой воне.
      Там шли, шли два брата
      С турецкого фронта,
      С турецкого фронта домой.
      Там шли, шли два брата
      С турецкого фронта,
      С турецкого фронта домой.

      Wykonanie jest całkiem dobre, tylko że język jak na rosyjski trochę dziwny, podejrzewam że w wersji nieco archaicznej, albo kozackiej - aż tak to się na ty nie znam - w każdym razie też za pierwszym razem nic nie zrozumiałem. W wersji do czytania jest już prostsze do zrozumienia.

      Usuń
    2. Wersja czytana w rzeczy samej nijakiej nie rodzi trudności, co śpiewana, z czem u mnie ta jeszcze i turbacyja (ze sprzętem najpewniej), ze mi onej piosnki co i rusz jakoby zacinała na sekundy ułamek... Aliści jakem o tem myślił, to zda mi się to jednak jaką ahistoryczną fantazyją; w rzeczy samej bowiem cyrkumstancyje takie były, że przeciw korpusowi Dwernickiego, co szedł podpalić Ukrainy przeciw carowi, pośpiesznie ściągano jednostki okupacyjne, pozostałe po "tureckiej wojnie" 1828-1829 w Mołdawii i Wołoszczyźnie i tu opis zdarzeń byłby w rzeczy samej niemal dokładny... tyle, że proszenie "siostry" o czystą kartkę by napisać list jest fantazją czystej wody:) Zwyczajnie nie wierzę w piśmienność kozaka trzeciej dekady XIX stulecia:), a "siostry" się w rosyjskiej armii pojawiły dopiero chyba przy japońskiej wojnie, wcześniej wszelkie funkcje sanitariuszy pełnili mężczyźni, a i w I wojnie "sióstr" był jakiś niewielki odsetek...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Tfu, przez te "hateemele" to błędy w tekście poszły - utwór napisany, a nie napisana przez Schumanna. :)

      Usuń
    4. Kneziu, Rosjanie, osobliwie ci z korzeniami włościańskiemi, jeszcze dziś mają zwyczaj do każdego starszego się zwracać "ojczulku", a tytułowanie kogoś bratem, czy siostrą ma być dowodem otwartej i szczerej natury tudzież przyjacielskich intencji. Dodajmy, że tylko deklarowanych, bo nie znaczących, że się za chwilę "brata" nożem po gardle nie pociągnie i nie ograbi... Ja ostatni raz "bratem" byłem dla trzech meneli w Petersburgu, których ma się rozumieć nigdym przódzi na oczy nie widział i szło o to, bym im zasponsorował flaszę jaką... Wiem, że tam stoi "rodnaja" jak wół, ale byłbym tego skłonny widzieć jedynie jako stopnia wyższego w tej załganej tytulaturze...
      Kłaniam nisko i dzięki za trud szperania:)

      Usuń
    5. Jestem skłonny się zgodzić z taka interpretacją, też mnie te ich "batiuszki" nieco konfundują i zdarza mi się znajomego prawosławnego ofuknąć za to określenie. :D
      W każdym razie, ciekawie było znaleźć polski motyw w rosyjskiej tradycji, nie tylko "konarmiejską".
      Do posłuchania, dla zainteresowanych - Чёрный ворон

      Usuń
    6. Czy aż fukać, to nie wiem...:) Podług mnie pamiętać wystarczy, że to zgoła jest insze myślenie, wielce naszemu odmienne...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    7. Raczej nie ma związku miedzy kozacką a Schumanna/Heinego pieśnią - ta druga mówi o francuskich grenadierach z 1812 wracających z rosyjskiej niewoli. W Niemczech dowiadują się o klęsce Francji i niewoli cesarza; jeden z nich spieszy do domu, do żony i dzieci, drugi, umierający, koniecznie chce być pogrzebany w ojczystej ziemi. Gdy cesarz będzie przejeżdżał nad mym grobem, wstanę jeszcze, by go strzec, mówi....

      Usuń
    8. Bóg Zapłać, Krzysiu, za to dopełnienie... Jednak języków znajomomość to potęga...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Cholera to była dobra wymówka? I dlatego o Mickiewiczu też sugerowano, że został otruty? A teraz? Pod jaka chorobę mógłby się podszyć truciciel? I to tak, że miałby sukces murowany? Może sepsa? Nawet w dobrych szpitalach trudna do opanowania. Jak lekarze nie mają już czym i popomysłu jak ratować ludzkie życie, pojawia się słowo wytrych: sepsa!

    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz? Herbatka słodzona polonem?

      Usuń
    2. Cóż, Tetryku, jaki car, taki gest... Wielki xiążę się choć tych truskawek ze śmietaną najadł po raz ostatni...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Prawdę rzekłszy to bodaj o każdem z wielkich, Notario, kto pomarł cokolwiek niespodzianie, szeptano, że struty... A cholera przez swój czasem extraordynaryjnie chyży postęp się do tych spekulacyj jako pożywka nadawała wybornie, ot właśnie jak z Dybiczem, co przy obiedzie zamarudził cosi, że go w żołądku co pobolewa, zażył potem po lesie spaceru, a wieczorem leżał już niemal w agonii i rana nie dożył... Tandem ja bym tu może rzeczy odwróconej widział, że nie cholera wymówką, a właśnie nagłość cholerycznej śmierci pożywką dla wszelkich teoryj spiskowych, w tem i może mojej:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Co tam intryg na najwyższym szczeblu szukać! że Konstantego braciszek otruł, to możebne, ale pewnie też na obu rodacy nasi klęli "a niech go cholera...") - to i spełniło się ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele bym dał, iżby nasze modlitwy iście takiej mocy sprawczej miały...:) I może nie tylko w destrukcyjnym sensie...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)