...jednakowoż nie o spółcześnych mi idzie, jeno o tych, co w orszaku Władysława IV się znajdywali, gdy ów się z Maryją Ludwiką z Gonzagów był żenił, a która tem najwięcej u nas zasłynęła, że po śmierci onegoż za brata jego poszła, Jana Kazimierza, będąc tem samym w dziejach naszych jedyną królową, co dwóch królów miała, nawiasem tak za jednego jak i wtórego miłości poddanych nie zyskując...
Owoż tak o tych panach pisze Tallemant w swoich "Historyjkach":
"Oddano im pałac Vendome, do którego ciągnęły nieprzejrzane tłumy, gdyż wszyscy pragnęli na własne oczy zobaczyć ucztujących gości. Jedli bardzo niechlujnie, tamtejszym obyczajem racząc się prostym mięsiwem; sami zresztą zażądali, by im wydano strawne*. Najbardziej barbarzyńskie wydały mi się następujące praktyki Polaków: po obiedzie zwykli zamykać drzwi, żeby nikt nie mógł wyjść, następnie sprawdzali, czy niczego nie brak ze srebrnej zastawy, Bogiem a prawdą, wcale skromnej. Słyszałem, że pewnego razu, gdy im się rachunek nie zgadzał, prawie wszyscy sięgnęli do kordów i przerazili ogromnie asystę, która z drżeniem w sercu czekała, aż odnaleziono zgubę.
W mieście pachołkowie ich byli dość bezczelni, często zabierali przekupkom owoce, nie płacąc ani grosza..."
Ano i tak się nad tem tekstem od lat zastanawiam, bo pomijając przyrodzoną Tallemantowi wobec wszystkich bliźnich złośliwość, opis ten mi w małej jeno cząstce do znanych mi obyczajów naszych przystaje, ergo możności są podług mnie dwie... Alboż król w tę drogę pobrał grono wyjątkowo mało obyczajne... abo też paryżanie się u nas musięli dorobić paskudnej opinii o swej konduicie i towarzystwo po prostu się na nich mściło za owe grzechy prawdziwe czy imaginowane...:)
_______________
*tzn. zamiast zapewnić wikt, wypłacić do ręki kwoty nań przeznaczone, iżby sami mogli dysponować, co i jak jedzą...
Słowem, albo oni narazili się nam, albo my im, i potem nie dziwota, skąd powstają stereotypy.
OdpowiedzUsuńChronologicznie, to chyba jednak oni nam, wejrzawszy na wyczyny dwa pokolenia wcześniej orszaku Walezego u nas...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Mam pytanie: czy ta 11:11 jest z jakiegoś powodu ważna, że kolejne posty o tej samej godzinie się pojawiają?
OdpowiedzUsuńNieprzesadnie ważna; z całą pewnością bym się bez niej obyć umiał, bom żadnym nie jest numerologiem, a i przesądy do mnie przystępu nie mają:)) W prapoczątkach blogowania mego zdarzyło się, com dopiero poniewczasie był dostrzegło, luboż i wytknął mi to kto może, że się not kolejnych kilka stricte o tej właśnie godzinie pojawiło. Ubawiło mię to, a potem uznałem, że może to tak ma być...:) Po latach od kogoś usłyszałem, że dla niego ta jedenasta jedenaście u Wachmistrza jest jednym z niewielu punktów stałych we wszechświecie, więc po czymś takim poczułem się podwójnie zobowiązanym rzecz utrzymać...
UsuńKłaniam nisko:)
Ja też - podobnie jak Notaria o to pytałam. A było to 2 i pół roku temu.
Usuń:-)
Czyżbym nie odpowiedział wówczas?:)
UsuńKłaniam nisko
Nawet z dokładną informacją jak ustawić zegar żeby akurat o tej godzinie ukazał się tekst - gdy Wachmistrz na Malediwach się opala.
UsuńWachmistrz się nie opala... Nigdy i nigdzie! Za to czasem Słońcu się udaje za nim nadążyć i wówczas ów z lekka zmienia barwę...:))
UsuńKłaniam nisko:)
I tym sposobem dowiedzielismy się, że Słońce krąży wokół Wachmistrza :)
UsuńZaraz tam krąży... Z czasu do czasu udaje mu się za nim nadążyć...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Oto pytanie!!! Panuje opinia, ze Francuzi sa niezwykle złośliwi i z góry patrza na wielu, a na Polaków zwlaszcza. Osobiście nie zauwazyłam, ale też bywszy w Paryzu nie krzyczałam na całe gardło, ze przybyłam z Polski, tak na wszelki wypadek hi hi
OdpowiedzUsuńTrudno mi co orzec w tej mierze, bo jedyni Francuzi, jakich mi dane było poznać osobiście, to właściwie nasi dawniejsi emigranci, jeszcze sprzed trzydziestu lat i ich progenitura... I rzekłbym, że skupiło to towarzystwo w sobie najgorsze cechy obu narodów...:((
UsuńKłaniam nisko:)
Kolonializm wyciska na Francji zupełnie niespodziewane piętno. Oni myśleli, że Afryka podciągnie się do nich, a tu tymczasem Francja osuwa się do poziomu afrykańskiego. I wcale nie chodzi o to, że osiada u nich wiele osób z byłych kolonii (chociaż to także generuje olbrzymie zmiany), tylko o to, że południowy sposób myślenia hamuje ich rozwój. Zresztą nie tylko ich. Generalnie można już zacząć mówić, że Europa kończy się na Alpach, a wszystko, co na południe od nich to już Afryka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No proszę... Znaczy teoria Kopernika wiecznie żywa i nie tylko w odniesieniu do pieniędzy... Czyje, jak czyje, ale Twoje zdanie w tej mierze jest dla mnie rozstrzygające...
UsuńKłaniam nisko:)
Kiedyś zachwycała mnie Francja i jej mieszkańcy. Wszystko przez ich obecność w pochłanianych lekturach. :) Kiedyś miałam okazję i pojechałam na wycieczkę do Paryża.
OdpowiedzUsuńOd tamtego czasu zdecydowanie wolę literaturę... :)
Pozdrawiam serdecznie :)
No tak... Literatura rzadko traci przy bliższym poznaniu...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Psychologia opisuje tzw. "Syndrom paryski", który polega na tym, że turyści odkrywają po wizycie w tym mieście, że Paryż absolutnie nie spełnia ich oczekiwań, narosłych w związku z czytaną o nim literaturą albo filmami. Podobno Japończycy masowo na to cierpią, kiedy odkrywają np, że nie każdy Francuz nosi beret ;) Opisano to dopiero w 2004 roku, ale jak wnioskuję z tej notki, sklasyfikowano syndrom znany dzięki Polakom kilkaset lat wcześniej. Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńNo to teraz dopiero zrozumiałem, że jeździć powinni głównie tacy jak ja sceptycy, którzy nie oczekują niczego, a generalnie nie są najwyższego mniemania o rodzaju ludzkim i to bez podziału na narody...:) Tyle że mnie się już nie chce...:)
UsuńKłaniam nisko:)
na domysłach musimy chyba poprzestać, choć podejrzewam, że jak zawsze wina (przyczyna) leży po obu stronach...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)
Ba! Ale po czyjej większa...!?:)))
UsuńKłaniam nisko:)
Jako, że ja prawie zawsze nie na temat prawię więc i teraz nie inaczej będzie:
OdpowiedzUsuńPlac Vendome zachwycił mnie swoją elegancją. Potem dowiedziałam się, że jest on podręcznikowym wręcz przykładem francuskiego klasycyzmu z czasów Ludwika XIV. Ma właściwie 8 boków zabudowanych trzypiętrowymi pałacami o podobnych fasadach, które na parterze posiadają arkady i wysokie okna-drzwi, wyżej korynckie pilastry, ryzality z frontonam i półkolumnami, nad tym mansardowe dachy z ozdobnymi lukarnami. Takie dachy wymyśli projektant placu Vendome, Jules Hardouin-Mansart.
Na środku placu w latach 1699- 1792 stał pomnik Henryka IV, potem postawiono Kolumnę Napoleona, wzorowaną na rzymskiej kolumnie Trajana. Historia tej kolumny jest niezwykle bogata.
.....................................................................
Na Placu Vendome w słynnym Hotel Ritza /Hotel de Gramont/ można wynająć pokój w cenie 2500FF za dobę. Także ten pokój, w którym spędziła ostatnią noc życia księżna Diana. 31 sierpnia 1997 r. wyruszyła ona ze swoim przyjacielem, Dodim Al-Fayedem, synem właściciela hotelu w swoją ostatnia podróż zakończoną w tunelu niedaleko placu Alma.
----------------------------------------------------------------------
Czas jest pojęciem względnym, więc można powiedzieć, że było to wkrótce po przytaczanych z "Historyjek" wydarzeniach...
Pozdrawiam.
I jeszcze:
OdpowiedzUsuńPlac Vendome nr 12 to ostatni adres Fryderyka Chopina na planecie Ziemia.
Dlaczego nie na temat? Dowiedzieliśmy się przy sposobności czegoś o placu Vendome:) Choć zapewne w kształcie naszym podróżnikom jeszcze nieznanym... A ostatni adres Chopina to nie jest aby cmentarz Pere-Lachaise?
UsuńKłaniam nisko:)
Oczywiście że tak. Ale o tym wie chyba każdy.
UsuńNie zakładałbym się o to...:) Ale dobrze, że jest jakikolwiek, gdzie Go odwiedzać można...
UsuńKłaniam nisko:)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńJak było, tak było...
Najbardziej u Francuzów podoba mi się to, że posiłki jedzą wspólnie i o stałych porach. Przy stole rodzina siedzi długo i rozmawia. Wyjątkiem jest lunch w pracy czy w szkole, jeśli są z dala od miejsca zamieszkania.
Pozdrawiam serdecznie.
Ba! Też bym chciał... ale cóż czynić, jak człek sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem, to czasem i śniadanie się je o północy, bo tak akurat robota pozwala, a obiad w niedzielę za trzy dni wstecz...:))
UsuńKłaniam nisko:)
Dziki kraj dzikie obyczaje - to chyba z Krzyżaków
OdpowiedzUsuń(Tak tak po numerze z chusteczką )
Jak widać niewiele ta opinia się zmieniła.
Pozdrawiam
Pogański :D
UsuńO dzikim kraju to nawet jeden z wysoko postawionych rodaków nie tak dawnem czasem perorował... O wieleż mię memoryja nie zwodzi: siedząc z drinkiem w garści na Florydzie...
UsuńKłaniam nisko:)
Niewiele mogę na ten temat powiedzieć, możliwe, że ten opis zachowania się Polaków jest tendencyjny.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy dobrze pamiętam, ale Maria Gonzaga zdradzała Jana Kazimierza z jakimś polskim arystokratą. Czytałam na ten temat jakąś powieść Kraszewskiego, gdzie szlachta pogardliwie nazywała naszego króla Kaźkojanem, ale nie przypomnę sobie tytułu.
Pozdrawiam.
Przyznam, że tego wątku nie pomnę, a Kraszewski pisał o niej w "Na królewskim dworze" i bodaj czy nie w "Wizerunkach królów i książąt polskich". Za młodu z pewnością romansowała we Francyi z kawalerem Cinq-Marsem, czego potem plotka głosiła, że owocem romansu być miała dziewuszka, którą do Polski jako czteroletnią srogą zimą wiozła, latami we fraucymerze trzymała, by za wojewodę Zamoyskiego wydać, zasię dziewuszka owa przejść do historii miała jako żona umiłowana Jana III.
UsuńKłaniam nisko:)
Którą to Gryzelda Wiśniowiecka po śmierci Jaśnie Oświeconego Jana Zamoyskiego przed bramą Zamościa trzymać kazała i nie wpuszczać pod żadnym pozorem, jako to się gziła z Jaśnie Wielmożnym panem hetmanem, Janem Sobieskim. Co tam sobie obie nagadały przez tę bramę czy z murów, to nie do końca wiadomo, ale się Marysieńka wróciła jak niepyszna. :D
UsuńPisze o tym Bazyli Rudomicz, rektor Akademii Zamojskiej w "Efemerosie".
Oj, Kneziu... :) Zwyczajne to między niektórymi szwagierkami są sprawy...:) A szwagierkę w dawnej polszczyźnie zwano jątrew, z czego po dziś dzień nam, nie bez kozery, pozostało słówko "jątrzyć"...:))
UsuńKłaniam nisko:)
Kiedyś pisałam pracę seminaryjną na temat powieści historycznych Kraszewskiego, ale nie dam głowy, czy o tej powieści napisałam. Musiałabym sprawdzić wśród sterty moich szpargałów, może coś znajdę i sobie przypomnę o tym romansie.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
Jeśli to nie jaka fatyga nbdmierna i czasu mitręga, to może warto?:) Nawet nie dla Wachmistrzowej ciekawości zaspokojenia, a dla przypomnienia pisarza dziś niemal ze szczętem (poza "Starą Baśnią" chyba jedną jedyną) przepomnianego...
UsuńKłaniam nisko:)