Był Celt Petrus ongi pisał o Legionie Irlandzkim, co przeciw Brytyjczykom wojował pod napoleońskim sztandarem, nawiasem wielce dla żołnierzów swoich nieszczęśliwie. Notka Celta najwięcej prawi o obronie przed brytyjską flotą i wojskami lądowemi niderlandzkiego miasteczka, którego Ów zwie z angielska "Flushing", ja zaś go nazwę tak, jak go sami zwą mieszkańce po dziś dzień i pod którym to mianem jest owo w Europie znanem: Vlissingen.
Nic Celtowemu nie ujmując pisaniu, bym chciał dopowiedzieć tej rzeczy od wtórej niejako strony, czyli objaśnić czegóż to Royal Navy na wyspie Walcheren szukała latem i jesienią Roku Pańskiego 1809, jakież z tego przyszły skutki i na koniec titulum naszego objaśnić.
Owoż tem czego się Angielczyki lękały najbardziej, to tego iż ich Napolion przez kanał przeprawiony najedzie i na lądzie w try miga pokona, tandem wszelkie czasu wojennego (a i w rzadkich pokojowych antraktach takoż) staranie na to szło, by mu tego uniemożliwić i nie bez kozery tu cała była we flocie nadzieja. Do roku 1805 szły francuskie pod Boulogne pełną parą przygotowania dla inwazji na wyspy i dwieście tysięcy doborowego żołnierza, których nazwał był cesarz Armią Anglii jeno wypatrywało aury niezgorszej, barek desantowych po całym wybrzeżu sposobionych i jakiego fortunnego zdarzenia, co by dozwoliło gdzie indziej choć na czas niejaki brytyjskiej floty zatrudnić.
Brytowie znów prospekt mając na te pod samym nosem przygotowania czynione wyborny, lepszej nie potrzebowali zachęty, by się potrudzić nad tegoż z kolei francuskiego żołnierza inszym zatrudnieniem. Zmontowano na to III koalicji antyfrancuskiej, ze Szwedem, Moskalem i Austryjakami, co przymusiło Napoleona iście by te dwieście tysięcy forsownym marszem przez Francyję całą pogonił i by owi Austryjakom pokazali pod Ulm i Austerlitz* gdzie raki zimują... Tyle że na drugim końcu kontynentu Nelson Villeneuve'a pod Trafalgarem pogromił i tyleż było póki co marzeń o francuskiej flocie Kanał La Manche forsującej.
Niedoszła "Armia Anglii" stała się zaczynem przyszłej "Wielkiej Armii", co to z czasem i na Moskwę pociągnie, a pod Boulogne wszelkich zarzucono dalszych działań, co nie znaczy, że się Bonapart myśli o inwazji był wyrzekł... Jeno morskich ku temu przygotowań przeniósł w plątaninę holenderskich kanałów, rozlewisk i wysepek, tęgo fortalicjami nadbrzeżnemi opatrzonych, tandem primo z oczu brytyjskich daleko, secundo, że nie tak prosto na zniszczenie atakiem nagłym narażonych...
I taż jest owej wielkiej wyprawy brytyjskiej na Walcheren przyczyna, że się owi o tem jednak zwiedzieli, secundo, że na kontynencie znów do wojowania przyszło, tym razem z koalicyją V, a najwięcej w tem z Austryją, którą trudno tu inaczej widzieć, niż przez Londyn w maliny wpuszczoną...
Obiecały Angielczyki bowiem onym pomocy w grosiwie tęgim na armijej formowanie, aleć i wsparciem gdzie indziej uczynionem. Oważ na Walcheren eskapada być miała dwoma pieczeniami na jednem upieczononemi ogniu: poniszczeniem czego się tam da z bazy dla floty inwazyjnej sposobionej i manifestacyją pod opinię publiczną, że się oto Austryi prawdziwie pomaga. To wtóre po prawdzie od początku pachniało łgarstwem ponad potęgę wszelką, bo nim się Angielczyki wyzbierały, to w Austryi było już po Wagram** i sprawa ku finałowi zmierzała.
Pisał Celt, że Legion Irlandzki, przez Napoleona na Walcheren jako garnizon osadzony, przed brytyjskim atakiem, najwięcej wojował heroicznie z malarią, w czem bym chciał jakiegokolwiek odjąć ironicznego może rysu... Malaria natenczas była chorobą nierzadko śmiertelną, przy nieznajomości roli komarów ją roznoszących, dodatkiem grozą swoistej tajemnicy straszną i przetrzebiającą wszelkie nienawykłe klimatowi społeczności straszliwie. Dość rzec będzie, że ta wyprawa, którą Angielczyki przedsięwzięły, wysadziła na ląd siedemnaście tysięcy żołnierza i ci, nie bez niejakich turbacyj z obroną, wzięli przecie z marszu niemal miasteczka Veere i Middelburg, ale pod murami zamienionego we twierdzę Vlissingen utknęli, nie tylko dla tej przyczyny, że obrona była tęga, jeno temuż, że byli już na wyspie z tydzień i malaria poczęła i wśród nich swego zbierać żniwa... Wypadki przyszłe wyprzedzając tyleż rzeknę, że z 17 tysięcy przywiezionych zdrowych, z końcem września ewakuująca się już wyprawa wywoziła niemal dziesięć tysięcy chorych, z czego podług statystyk ówcześnych śmiało przyjąć możem, że co najmniej co dziesiąty nie przeżył...
Co się Vlissingen tyczy, de nomine bronionego przez siły francuskie, a prawdziwie właśnie przez Irlandczyków i Prusaków, to trzebaż było kilku ataków daremnych i wielogodzinnego*** bombardowania harmatami i z lądu i z morza, by garnizon się poddał. Miasto w więcej niźli jednej trzeciej było ze szczętem zburzonem, domu jednego bez trafienia nie uświadczyłeś, a mieszkańców i obrońców z górą cztery tysięcy pogrzebać przyszło, w tem i tych niemało, co się dla trwogi w kościele schroniło, a którego to kościoła im na łby zawalono... Prawdziwie jako się te relacyje czyta, to niemal nam dwudziestowieczne przychodzą na myśl obrazy jakiej Guerniki czy Warszawy spustoszonej i popalonej, a przecie ówcześna technika mordowania nieledwie w powijakach przecie była... I na cóż to całe wysilenie było okrutne i krzywda ludziom niemała, skoro wraz na kontynencie stanął z Austryją pokój, tandem i zdobytej wyspy Walcheren Angielczykom darmo oddać przyszło? Po dziś dzień się o to historyki spierają zali to było na co się porywać...
By przecie w tem smutku noty tej nie kończyć, pojaśnijmyż o coż z owemi homarami chodzi... Owoż jako się na tę eskapadę wojaki brytyjskie ładowały, żołnierze zabierali z sobą minimalnego zgoła moderunku i po jednem kocu, tandem spać im przyszło na gołych deskach w ładowniach i na pokładzie, aliści rankiem ich przykra czekała siurpryza: "Pokład był świeżo uszczelniony, a ciepło wydzielane przez tak wiele ciał roztopiło smołę - rano obudziliśmy się więc przyklejeni. Widok był iście groteskowy: niektórzy mieli unieruchomione głowy, inni ramiona; ci, co spali na wznak, w ogóle nie mogli się ruszyć. Najlepiej wyszli ci, którzy się owinęli w koce, ale one też się nie nadawały już do użytku. Niebieskie Kubraki [marynarze - Wachm.] mieli używanie, widząc wszystkie homary (jak nas zwali od naszych czerwonych mundurów) bezradnie przytwierdzone do desek pokładu."
_________
* - po prawdzie to pod Austerlitz najwięcej jednak w skórę wzięli Moskwicini Austryjakom tam aliantujący...
** - innym tejże samej wojny frontem był atak austriacki na młodziutkie Księstwo Warszawskie, początkiem nie nadto fortunnie pod Raszynem odpierany, aliści później, pomimo oddania Warszawy, w sumie Księstwu fortunny, bo zniesione w Galicyi austryjackie władanie już tam nie powróciło i Księstwo o te ziemie uwiększone zostało.
*** - oficer artylerii okrętowej Richardson twierdził w memuarach swoich, że ostrzeliwano Vlissingen przez 34 godziny z trzygodzinną ledwie przerwą na największe ciemności.
200.000 mężczyzn? Ależ tamtejsze burdele musiały mieć żniwa. Czy też może armia wymagała obsługi za darmo, co by wywracało całą myśl do góry nogami?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Armia napoleońska była w tej mierze niezgorzej sama zorganizowaną, choć cokolwiek spontanicznie i raczej przy bierności dowództwa, niźli za jego staraniem. Za korpusem każdem ciągnęły się bowiem całe kolumny murew, markietanek i przekupniów, co dostarczały żołnierstwu czego owo tylko zapragnęło i na co je było stać... Nie sądzę zatem, iżby pod Boulogne inaczej być miało, niźli w całej tej epoce. Insza, że za leda niepowodzeniem ten tłum się zazwyczaj pierwszą stawał przegranej ofiarą, ale dopóki Napoleon wygrywał, nie było z tem turbacyj... Za to szlak od Moskwy ku Berezynie był dla tego towarzystwa holokaustem prawdziwym...:(
UsuńKłaniam nisko:)
A wiesz, że nigdy mi do głowy nie przyszło, że odwrót spod Moskwy to był horror dla markietanek. Aż dziwne, że Mosfilm nie nakręcił żadnego filmu, w którym propagowałby humanitarne podejście rosyjskiego chłopa do tych towarzyszy najeźdźców.
UsuńPozdrawiam
Szczególnie kozactwa...
UsuńKłaniam nisko:)
Prezentując kobiece podejście do wojny, pominę typowo męską bezsensowną i niezrozumiałą żądzę władzy, dominacji, walki i mordu. (W połączeniu z działalnością komarów, daje to dobry przykład selekcji naturalnej...) Skupię się jedynie na uroczym obrazku posklejanych "homarów". :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
W cyrkumstancyjach tamecznych owa "męska bezsensowana żądza walki i mordu" praźródło swoje miała między inszemi w typowo męskiej potrzebie, niewiastom przecie zupełnie obcej, wypicia kawy z cukrem, których obu potrzeba było za morzem szukać, a iżby po morzach płynąć, byłoż potrzeba przemóc tego, co te szlaki zagradzał...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Kawa z cukrem? Fe! Cukier niszczy aromat i smak tego pysznego napoju. :))
UsuńNo cóż, wiadomo o tym już od czasów baaaardzo dawnych, że zawsze trudniej się facetom dogadać. Łatwiej i szybciej było wziąć coś ciężkiego i przeciwnika zręcznie po łbie strzelić. Problem od razu się rozwiązywał. Skutecznie. I tym sposobem silniejszy przetrwał, swoje geny przekazał i mógł do woli raczyć się... kawą i innymi zdobyczami. :)
No i teraz pijąc kawę, będę miała przed oczami obraz tłukących się facetów... :)))
Pozdrawiam serdecznie :)
To przynajmniej wiemy, że preferencje przyrządzania kawy mamy podobne...:) Schemat przez WMPanią przedstawiony byłby wspaniały gdyby nie był tylko schematem...:) Problem by się może i rozwiązywał, gdyby ten "strzelony czymś ciężkim w łeb" był na świecie samotny jak palec. Z reguły każdy ma jakichś krewnych, ci krewni z reguły też nie lubią jak się im krewniaka w ten sposób traktuje i ta niby prosta decyzja o szybkim rozwiązaniu, na ogół niczego szybko nie rozwiązuje, tylko generuje jakąś, małą czy dużą, klanową, domową czy międzypaństwową wojnę i nawet najbardziej gorącogłowy facet zazwyczaj się jednak trochę nad jej rozpętaniem zastanawia...
UsuńNo i, last but not least: podstawową przyczyną konfliktów pomiędzy samcami pozostają samki, a te jakoś od czasów pradawnych niewiele wykazują chęci, by jakie pokojowe rozwiązanie narzucić, zadowalając się zazwyczaj rolą u boku zwycięzcy...:))
Kłaniam nisko:)
Nie bardzo wiem co by tu mądrego napisać, wiec może tylko wstawię parę nutek? Nie wiem czy to akurat tego okresu dotyczy, ale jest coś o Angolach i Francuzach, no i przede wszystkim o tym, że trzeba się napić! :D :D :D
OdpowiedzUsuńhttp://solmina.wrzuta.pl/audio/746W5vx5pCK/cztery_refy_-_bitwy_morskie_-_grand_coureur
Trudno tu co orzec pewnego, boć w tem pomięszanie z poplątaniem:) Nie ma portu L'Orient, choć nazwa wsławiona jest przez liniowiec pod Abukirem przez Nelsona zgładzony; jest w Bretanii port Lorient i jak rozumiem, skoro to bretońska szanta, to owi o szarpaniu brytyjskiej żeglugi na Kanale śpiewają, przecie cóż by tam robić mięli dwieście dni? Francuskie korsarstwo przybrzeżne tamtego czasu raczej na kolację do domu zawijało:)) ( w najgorszym razie na śniadanie lub na jutrzejszy obiad:)
UsuńKłaniam nisko:)
Po prawdzie, sytuacja z różnych względów arcytrudna ale będąc najbliższym prawdy, o czym wspomniałem, ja żem dopiero teraz pojął o co w tym wszystkim naprawdę chodziło :-)
OdpowiedzUsuńKłaniam z zaścianka
Jakem już Grażynie był responsował, to przecie oczywiste: o kawę z cukrem i może jeszcze z rumem, którą to, nie mieszkając, sprokurować wraz sobie idę, choć w mojem przypadku raczej bez cukru...:) I czasami się zdarza, że i bez kawy, a i rum czemś więcej miłym zastępuję:)
UsuńKłaniam nisko:)
Wynika z tego, że w porównaniu z ówczesnymi ludźmi, jesteś waszeć wzorem tolerancji i elastyczności...
UsuńAni chybi...:) Tolerancja imię moje wtóre przecie...:) ( A Skromność trzecie...:) Ja tam bym z pewnością wojny o dostęp do cukru i rumu nie rozpętał:)) Co do kawy, to cóż... tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono...
UsuńKłaniam nisko:)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńOczami wyobraźni widzę te homary przyklejone do pokładu i śmieję się od ucha do ucha.
Pozdrawiam serdecznie.
Powitać:)) Rad jestem, żem uciechy przyczyną, choć homarom z pewnością nie było do śmiechu...:)
UsuńKłaniam nisko:)