...ze "Skarbczyka" wielkiego staropolskich obyczajów znawcy, Zygmunta Glogera (było, nie było...autora "Encyklopedii Staropolskiej":) wypisanych:
K A R C Z M A
"Wszyscy siadają w koło i przybierają nazwy: karczmarz, karczmarka, owies, siano, wódka, piwo, miód, chleb, obwarzanek, kiełbasa... - słowem to wszystko, co w karczmie być powinno. Przybywa podróżny i wchodzi w rozmowę; a skoro wspomni karczmarza, karczmarkę, owies, wódkę i cokolwiek z rzeczy powyższych, osoba nosząca taką nazwę natychmiast wstać i wykręcić się powinna. Jeżeli przepomni, fant daje. Gdy podróżnemu rozmowa się sprzykrzy, zawoła wielkim głosem:
- Karczma gore !
Wtedy wszyscy zrywają się z miejsc swoich i siadają na inne, a kto zostanie bez miejsca, nowym jest podróżnym."
................
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńA ja taką zabawę zaproponuję przy najbliższym spotkaniu towarzysko-rodzinnym. Bardzo mi się podoba!
Pozdrawiam serdecznie.
Wielce mię to raduje, choć nie wiem, czy wszyscy familijanci ukontentowani będą...:)
UsuńKłaniam nisko:)
W kropeczkach kolejne propozycje na Watrowisko? Może jednak bez parowania skarpetek... ;-))
OdpowiedzUsuńByły propozycje rzutu gumofilcem, beretem z antenką i "wałeckiem do chłopecka"! Jak dotąd nic nie zostało zrealizowane! :D
UsuńW najgorszym razie: każdy swoje...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Jedynie rzut beretem kojarzę, pozostałe mi znowuż umknęły?
UsuńKłaniam nisko:)
Jeszcze prosiłbym o szczegóły: na czym "wykręcenie się" polegało? Trzeba się było dziwnie pochylić? Odwrócić tyłem? Powiedzieć: to nie ja jestem "dziewką karczemną" tylko tamten/tamta (wskazując fałszywie palcem)?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dobre pytanie:) Sam nad tym w głowę zachodzę, bo żadnego komentarza czy glossy do tegoż tekstu nie ma... Podejrzewam jednak, że ponieważ w dawniejszych czasach większą wagę przywiązywano do sztuki konwersacji, to że to o słowny wykręt chodziło, co by i ćwiczyło jaką umysłu przytomność...
UsuńKłaniam nisko:)
Czyli "w co się bawić, w co się bawić"...:)))
OdpowiedzUsuńTo z kapeluszami było fajne.:)
A tu takie marzenie: https://www.youtube.com/watch?v=I8NcELiIMHg
Pozdrawiam serdecznie:)
Ale dlaczego dopiero wtedy?:))
UsuńKłaniam nisko:)
Bo samolubni jesteśmy i chcemy się sami bawić...:)))
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
No żeby tak dzieciom napitków i zabawy żałować?:)))
UsuńKłaniam nisko:)
o rany!
OdpowiedzUsuń(po kropeczkach) ... Adam Słodowy wysiada!
Hm... to Wachmistrz miewa i takie ciągoty?!
Wachmistrz jest człowiekiem renesansu... Nic, co ludzkie, nie jest mu obce
UsuńKłaniam nisko:)
Małgoś, napisałaś "i takie". Jest jakaś lista?:)))
Usuń;) Sama widzisz: Człowiek renesansu.
UsuńItaka, I take, it ake ... i inne.:)))
... brak mi słów na zabawę w parowanie skarpetek... naprawdę, jestem w szoku... zdegustowana... Przecież byłam kiedyś dzieckiem, ale żeby coś takiego mnie zajmowało??? Nasze dziecięce zabawy były dla rodziców tajemnicą, najlepiej poza domem, żeby nam nie przeszkadzali ;-) Nie, no nawet świat dziecięcych zabaw zszedł dzisiaj na psy :-(
OdpowiedzUsuńZapomniałam dodać w kwestii karczmy: stanęłabym obok i patrzyła jak pięknie się pali ;-) Oczywiście, żartuję, ale przypomniała mi się rodzinna historia sprzed lat, gdy na mojej wsi nieszczęściem zapaliła się od pioruna chałupa. Ludzie wylegli na drogę, niektórzy lamentowali, inni próbowali gasić. Najgłośniej rajcowały oczywiście kobiety, przewidując, pe ogień rozprzestrzeni się na całą wieś. Niektóre pobudziły w swoich domach wszystkich mężczyzn, każąc wynosić co cenniejsze sprzęty. Wyszła też moja mama zobaczyć, co się dzieje. Poszła zobaczyć, gdzie się pali. Popatrzyła, popatrzyła i zawróciła bez słowa. "Idziesz budzić męża?!" - zawołała jakaś sąsiadka. "A po co? - odpowiedziała - Przecież dopiero w połowie wsi się pali, niech jeszcze pośpi". Dodam, że wieś liczyła 80 chałup, a nasz dom miał numer 72. Obliczyła dobrze, rano ojciec wstając nawet nie wiedział, że coś się w nocy działo.
UsuńJa jakoś też nie pamiętam, żeby rodzice wymyślali nam zabawy. Mieli swoje zajęcia, my swoje.:) Zabawa zależała od naszej wyobraźni i kreatywności, zwłaszcza, że nie mieliśmy takich zabawek jak są teraz. Wiele rzeczy musieliśmy robić sami.:)
UsuńZ pewnością byliśmy w tem kreatywniejsi i byle co do zabawy nastarczało: byle jaki scyzoryk do gry w noża, kapsle od butelek i kreda do "kolarzy", włóczki przygarstek i ołowiu drobinka i już była "zośka"...
UsuńCo się skarpetek tyczy, to mam brzydkie podejrzenie, że owa jejmość pod zabawy pozorem sobie ująć chciała zatrudnień:)
Kłaniam nisko:)
Witam.
OdpowiedzUsuńU mnie jak zwykle odniesienia literackie. Tym razem o majowej grze w Zielone.
Pódźmyż o zakład: ja bez zielonego
Jeśli cię zdybię liścia majowego,
Dozwolisz, że cię w gębusię całuję,
Którą przed czasem już sobie smakuję.
Tak parafrazował "Zielone" W. Kochowskiego J. Twardowski :)
A że te igry nie zawsze tylko rozrywce służyć miały, pokazuje anonimowa fraszka pod znamiennym tytułem "Sposób iścia za mąż":
Chcąc niejedna wypaść za mąż ptakiem,
Już i w zielone gra o się z junakiem.
Będzie ze wszystkich sił się potrafiała,
By się przegrała.
I nie wiem, ale chyba tylko mi "gore" skojarzyło się z filmem J. Majewskiego z niezapomnianym J. Turkiem i nieodżałowanym Wł. Hańczą "Ja gorę" :)
Pozdrawiam :)
Pyszne te fraszki:) Z serca dziękuję... Skojarzenia z gorzeniem można i do gorzałki wywodzić...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Igrce szkolne, które zapamiętałam to:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=i07cKHsC_lo
http://www.gry.pl/gry/kolko-i-krzyzyk
Współcześnie bez klawisza nie ma życia:
teraz używasz klawiszy do mowy
gdyby ktoś ci to odebrał
wybuchła by w tobie agresja
kolejny level to dla ciebie presja
(autor: Gfk)
Serdecznie pozdrawiam.
No i znów z dzieciństwem skojarzenia, dzięki WMPani:) Choć kółko i krzyżyk to bardziej z nudnymi wykładami...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Panie Wachmistrzu!
OdpowiedzUsuńObecnie w karczmie arendowanej przez Herculesa Yaro , takie zabawy, jak opisane przez Zygmunta Glogera, nie uchodzą za poprawne politycznie. Zresztą wstęp do karczmy ma tylko pierwyj sort. I nie zajmuje się durnotami, lecz tworzeniem kółek samokształceniowych, zgłębiających genialne myśli ukochanego ideału, zawarte w Porozumieniu przeciw monowładzy. Ostatnio hitem stały się zagadnienia kulinarne wodza, stąd zasadą jest, iż każdy wyznawca jedynie słusznej linii sam przygotowuje pierwszy posiłek, zgodnie ze specjalnościami jedynego wodza. Wydawnictwa już się prześcigają w konkursie o to, komu przypadnie zaszczyt posłania na rynek najnowszej książki kucharskiej, pióra samego miszcza. Pierwszy zapiewajło pismaków, Jean Pierre Doulli go wołają, zapomniał był jednak o kwestii zasadniczej, a nawet dwóch. Po pierwsze, końcowy produkt jest zawsze taki sam. A po drugie, muchy nie mogą się mylić, spożywając to, co spożywają. Na marginesie wspomnieć nawet nie wypada, że popijanie fury kanapek dzbankami herbaty, przyspiesza procesy diurezy. Koniec końców wychodzi na to, że , jak nie patrząc, sprawę się oleje, najlepiej środkowm strumieniem. Dobra zmiana.
z wyrazami uszanowania
Widzę, że się Waszmość pysznie bawisz słowami, choć mnie, nieśledzącemu bieg spraw bieżących, a już szczególnie politycznych, zapewne większość kontekstów i aluzji umyka...
UsuńKłaniam nisko:)
Panie Wachmistrzu!
OdpowiedzUsuńSkoro zabawa, to zabawa. Przypomniała mi się dykteryjka z czasów minionych. Ekspedycję naukową pochwyciło plemię ludożerców. Kacyk ogłosił, że jest cywilizowany i honorowy, stąd ten z naukowców, kto wypowie wyraz, którego kanibale nie znają, ocali życie. Bil Jankes wypalił ostro - kolt. Starsi plemienia odeszli na stronę, poszeptali, po czym ogłosili, że to prościzna. Ognisty gnat jest im znany. Bil trafił do kotła. Paszka Rublow pomyślał chwilę, po czym oświadczył, że jego zdaniem wyraz sputnik uratuje życie. Kanibale dyskutowali dłużej, w końcu szaman rzekł, że wiedzą co to jest. Lata toto, lata, i dopiera jak wyląduje, prasa poda prawdę, że sputnik ma wykonać misję pokojową. Z trudem przebiegała konsumpcja, bo medale były niezjadliwe. Biedny Kowalski, gdy jego kolej przyszła, palnął był w desperackim odruchu słowo - egzekutywa. Długo naradzali się starsi nad ogniskiem. Nie pomogły czary szamana, by ich oświecił. Zgodnie z danym słowem, kacyk darował Kowalskiemu żywot, ale poprosił o objaśnienie znaczenia tego słowa. Uratowany spokojnie oświecił członków plemienia, że to tak jak u nich w zwyczaju: szu,szu, szu, gdzieś na boku, w zaciszu, A potem to już prościzna - jednego nie ma.
z wyrazami uszanowania
Bóg Zapłać za tąż dykteryjkę, zrewanżuję podobną z czasów mej młodości: cyrkumstancyje też same, tylko wódz kanibali, syna pragnąc do władania wdrożyć, ogłosił, że to syn zadecyduje, którego z białych się piecze, którego gotuje w rosole itd. Po czem młodzian stanął przed trójką pochwyconych i wskazawszy na Amerykanina, stwierdził, że najlepsze na gulasz, Rosjanina zaś wysłał do kotła z zupą jako wkładkę mięsną. Potem stanął przed Polakiem, przypatrzył mu się i powiada: "Tego... zostawić i zaprosić na ucztę. To mój kolega z AGH!"
UsuńKłaniam nisko:)
Można to wzbogacić, że podróżny z flaszką wchodzi.
OdpowiedzUsuńPożytek jakiś z tej zabawy byłby.
Tylko jak z flaszką do karczmy?
Z drzewem do lasu?
Pozdrawiam
To raz, że iście z drzewem do lasu niepolitycznie, aliści secundo, że jakby tak każdy nowy podróżny z nową przychodził flaszką, to coś mi mówi, że zabawa by długo nie potrwała...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Ciekawa zabawa w historycznem klimacie i z korzeniami :) Podoba mi się!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku, Kompanionie Drogi, a humor i zdrowie jako tako dopisują :)
Rad jestem żeś, Kawalerze, chwilę w turbacyjach swoich i dla mnie znalazł:) Jeszczeć więcej, że - jak prawisz - spodobało Ci się:) A u mnie, cóż... po staremu...:)
UsuńKłaniam nisko:)