Blog staropolski. Różności historyczne, facecje i refleksyje, spominki i przypowieści oraz czasem i komentarze rzeczywistości dzisiejszej...
19 lipca, 2012
Ze świąt pułkowych najmilsze...
Nie temuż szczególny, że jaki nad podziwienie dzielnością zacny, chocia jak dokażem, nie psu spod ogona wypadły...:), ani nie iżbym insze deprecyjonować w onych chwale umyślił, jeno temuż mi extraordynaryjnie bliski, że Dziada mego to pułk macierzysty...:))
Święto 25 Pułku Ułanów Wielkopolskich obchodzi się w rocznicę powstania tegoż pułku protoplasty, czyli 115 Pułku Ułanów Wielkopolskich w 1920 r. Jako sama nazwa ukazuje :)))...pułk stacyjonował wpierw w Nowogródku, zaczym na Polesie przeniesion już i po wojnę 1939 roku w Prużanach (nazwy za Dziadkiem podaję, choć wiedzieć mi, że mieściny i po niewieściemu Prużaną zwą). O dzielności pułku rozpowiadać nie będę nadto wiele, bo za wszytko rzec starczy, że się za Wrzesień pułk Srebrnego Krzyża Virtuti Militari doczekał, między inszemi za słynną szarżę pod Krasnobrodem o którejżem już i ongi spominał był. Jedna to z niewielu (mnie o jeszcze jednej jeno wiedzieć, ale to więcej potyczki patroli były) we Wrześniu potrzeba, w której po obu stronach kawalerzyści się starli... ech, żebyż to Bóg zawżdy tak był łaskaw równemu się z równym potykać... Choć nie wiem, czy się tak rzec godzi, za równych naszym chwatom uznając jeźdźców, co na koniach ciężkich, a jeszczeć i z góry szarżując, tychże przewag wyzyszczeć nie umieli, naszej zajadłości i sztuce szablą i lancą robienia nic naprzeciw postawić nie umiejąc...
Przewrotnie może poczniem nie o bojach, czy zasługach niekłamanych... a o radościach życiu pułkowemu towarzyszących, o balach i zabawach ułańskich...:))
W pułku tem bowiem ślubów oficyjerskich świętowano extraordynaryjnie, chocia może i swawolnie kapkę:)) Po części oficyjalnej i tanecznej w kasynie białego mazura tańczono, zaczem państwo młodzi kwapili się ku kwaterze swojej. W kasynie ostawali jeno kawalerowie, którzy cosi tam przekąsiwszy, a przepiwszy, pod przewodem najstarszego z nich się pod okno kwatery nowożeńców kwapili, gdzie śpiewali dość krotochwilnej i frywolnej piosneczki, bodajże sub titulo "A Panu Młodemu..." Ostatni raz żem onej słyszał lat temu ze trzydzieści jakoż ją chór "Unisono" (wszytkich nie pomnę, aliści czterech ich było w tem Kociniak i Stockinger starszy niechybnie:). We zwroteczkach kolejnych życzenia Pannie Młodej składane były, zasię w refrenie nieodmiennie Panu Młodemu życzono...wigoru i werwy:))). Obligiem dla Panny Młodej było się po zwrotce pierwszej w okienku ukazać w samej koszulce i pomachać druhom mężowskim:)) Zali by tegoż uczynić się wzbraniała, koncertu pewnego miała do świtu, a tak po jednokrotnem prześpiewaniu wykrzykiwano onym życzeń, śpiewano "Sto lat!" i... udawano się do ujeżdżalni, gdzie już kawalerów czekali żonaci koledzy... Godzi się rzec, że cały ów wieczór oficerowie bynajmniej nie w bryczesach i oficerkach z cholewami, a w spodniach wieczorowych (granatowe z lampasami w kolorach pułkowych), szaserami zwanemi i w lakierkach... I w temże to właśnie stroju teraz dosiadano na oklep doprowadzanych koni :))i za koleją, podług starszeństwa, przejeżdżano tor z kilku przeszkód złożony... Że nie czyniono nijakiego wymogu na czas niezbędny, by przebyć go "czysto", tedy na koniec wszytkim ex aequo najpirwszego mieśćca przyznawano, a jeno sempiterny i szasery utytłane świadczyć mogły wieleż to razy kto nawracać musiał:))
Z balów pułkowych dwa były najpryncypalniejsze: karnawałowego, i wtórego w dzień święta pułkowego. Zabawy przebiegały zgodnie z ustalonym zwyczajowo porządkiem. Przed balem jeszczeć i właściwem się w kasynie oficyjerowie zbierali od najmłodszych kawalerów poczynając, takoż i extraordynaryjnie przybyły aż z Łukowa, gdzie szwadron zapasowy stacyjonował, rotmistrz Andrzejewski, dowódca onegoż, arcytalent samorodny, wodzirej nad wodzireje:)). Okrom oficyjerów pułku spraszano elity miejscowej , takoż sąsiadów z 20 Pułku Artylerii Lekkiej. O naznaczonej na balu początek godzinie wkraczał na salę dowódca pułku z żoną, zaczem ów żony przy paniach ostawiał i wmaszerowywał na środek sali, gdzie stawał na baczność i salutował przybyłych, a orkiestra poczynała grać marsza pułkowego. Potem dopiero dowódca witał gości i gdy pierwsze lody stajały wkraczało fanfarzystów czterech. Dla tradycyi, której przyczyn żem nie dociekł, zawżdy byli w mundurach sukiennych (zimowych) z naramiennikami krytemi barwami pułkowemi.
Jakoż się fanfarzyści ustawili (na baczność, trąbki na udach, ustnikami w stronę sali) orkiestra poczynała grać marsza z"Aidy" Verdiego. Jakoż do refrenu przychodziło, fanfarzyści czynili niewielki wykrok prawymi nogami w przód i nieco w bok, unosili fanfary i poczynali grać ów motyw, a orkiestra cichła. Gdy pokończyli refrenu, orkiestra grała dalej, a fanfarzyści znów stawali na baczność, by po chwili na fanfarach znów samego refrenu grać.
Tańce właściwe się poczynały mazurem, za niem walc, a po nich polka. Po tych trzech tańcach wszytcy pospołu siadali za stoły i to był toastów najpryncypalniejszych czas. Zabawy nad ranem biały mazur kończył...
Inszy z obyczajem w temże pułku (aleć i w najmniej dziesięciu inszych, osobliwie tych z numeracyją wysoką:)) kultywowanem, byłoż oficyjera witać i do kompanijej przyjmować, podając onemu na klindze szabli tyluż okowity kieliszków, wieleż cyfra pułku liczyła... Dopieroż za spełnieniem onychże mógł się nowicyusz za pułku godnego mieć. W dwudziestym piątym cichem obyczajem było dozwolić słabszym na kondycyi luboż i na głowie, by po dniach kilku wytchnienia drugiej onemu dać szansy...:))). Rzec się godzi, że to niejako próba była podwójna, bo podawał na szabli ten, co przed nowoprzybyłym jako ostatni tejże próby przechodził, a komu się to proste widzi, niechaj na linijce choćby krótkiej i lekkiej sam poprobuje... zaczym się do szabli weźmie i kieliszków multum prawdziwych...:))
Pokój tańcom i zabawom dawszy, zdałoby się w pułkowych dziejach cofnąć krzynę, ku skwarnemu latu Roku Pańskiego 1920, gdzieśmy to za nawały bolszewickiej postępem w okrutnie srogich się terminach znaleźli, gdy nam zaraza owa niemal do Warszawy nie wjechała... Cyrkumstancyje wojenne migiem dokazały, że aby myśleć o jakiem udanem piechoty odwrocie, by onej móc się przegrupować, wytchnienia dać chwilę, jaki moderunek spsowany na nowy pomieniać, nie masz inaczej jeno trza było mieć kawaleryi moc wielgą, co by odwroty piechoty osłaniać mogła i siedzących piechocińcom na karkach czerwonych kozaków zająć umiała... Temuż właśnie, com już parokroć tłomaczył, latem tegoż roku wysyp pułków ułańskich nagły, najwięcej ochotniczych , które na gwałt formowano i szczęśne te, co zdążyły całością w bój pójść, boć bywały i takie, co ledwo jakiego szwadronu bodaj sformowano, już przeciw Moskalom go pchano... Nie inaczej było i z przyszłym 25 Pułkiem, choć 19 lipca to dopiero były nadwyżki ochotników z 15 Pułku Ułanów Wielkopolskich, pułku już sławnego niemałemi dokonaniami w czasie niedawnej przecie insurekcyi we Wielgiej Polszcze, bodaj jedynej w dziejach naszych, co jej szczęśną i fortunną zwać można... Tymże ochotnikom przyszło w pułku nowem szwadron pierwszy złożyć, podobnie trzeciego składali wolontarze ze szwadronu zapasowego w bydgoskiem 16 Pułku Ułanów Wielkopolskich, zasię szwadron wtóry to wolentarze okoliczni, na wezwanie Ojczyzny w potrzebie przybyli, co często choć serca, jak to u Wielkopolan zwyczajnie mężnego i szczerego, zapału niemałego, przecie experiencyi żadnej, a bywało że i z koniem nieobyci... Szwadron czwarty, w Pińczowie odległym powstały, zbierał dawniejszych austro-węgierskich i rosyjskich podkomendnych.
Experiencyi małej ani bacząc, pułk nowem numerem 115 naznaczony i pod komendą nową*, choć krótkotrwałą, pod, a ściślej NAD Warszawę pchnięto. W arcana sztuki sztabowej nadto zawiłe nie wchodząc, tu dziś starczy że tyle rzeknę, że "cudu nad Wisłą" istota na tem się zasadzała, by Rossyjanom pozornie dozwolić manewru Paskiewicza z 1831 roku powtórzyć, czyli Wisłę na północ od Warszawy pod Płockiem przekroczyć dla uderzenia na stolicę od góry zamierzonego, zasię na nadto rozciągniętych w onym pochodzie od południa, znad Wieprza znienacka w bok uderzyć i pogromić, ku północy gnając, by onych nadto ku Wiśle zapędzonych, okrążyć i zniszczyć, co by się niemal udało, gdyby się owi osaczeni nie salwowali do niemieckich Prus Wschodnich rejteradą**...
By tegoż wszytkiego dokazać, trzech trza było rzeczy mieć pewnych: by się atak znad Wieprza do ostatka w sekrecie uchował, o czem jeszcze nam pisać przyjdzie, by południem ciągnący Moskale zatrudnieni tak długo zostali, by z pomocą swoim nie zdążyli, a o to, to już zadbały załogi Lwowa i Zamościa, takoż ambicyja niemała komisarza przy Budionnego Armijej Konnej***, co wodza swego podbechtywał, by rozkazom wbrew, na Madziarów iść, tamecznej rewolucyi wspierając i by oswobodzicielem Węgier zasłynąć... Trzecią sprawą arcyważką było, by tychże Rossyjan na Warszawę ciągnących, jednak przez Wisłę nie przepuścić, a przeciwnie uwiązać onych w bojach długich i krwawych, by się ani nie spodziali, co się im za plecami warzy... I toż była rola, wielce później niedoceniana, naszej 5 Armii, której jenerał Sikorski komenderował. Onemu między inszemi, po walkach uprzednich pod Nowogrodem i Ostrołęką, przydzielono 8 Brygady Jazdy, a w jej składzie świeżo pod Ostrołęką ochrzczony w boju, 115 Pułk Ułanów Wielkopolskich.
Od 8 sierpnia począwszy, dwóch z górą niedziel pułk krwawił w ustawicznych bojach powstrzymujących, których zliczać nawet nie będę, by Czytaczów nie znudzić, dość że na koniec, jako się następujący Moskale spamiętali nareście, że im znad Wieprza na tyły zagłada postępuje, porzuciwszy z punktu zamiary pierwotne, na łeb, na szyję się całe to bractwo ku tyłowi cisnąć poczęło, by okrążenia uniknąć... I tu się dla 115 Pułku okazyja do chwały nadarzyła, by ten zwężający się przesmyk pomiędzy wojskami naszemi a granicą pruską domknąć i Moskalów pognębić! By tegoż dokazać, najsamprzód trza było na rzeczce Działdówce wpodle Mławy jakiej przeprawy dobyć, co się pofortunniło podwójnie, bo raz adiutant pułkowy, porucznik Dembiński tak długo po rzece brodził, nic sobie z ostrzału moskiewskiego nie robiąc, aż brodu wynalazł i czwarty szwadron niem na wroga zaszarżować mógł, zasię podchorąży Jerzy Kühn ze swemi ułanami ze szwadronu trzeciego poważył się mostem płonącym już, prosto pod kule bolszewickie szarżować, za czym nie dość, że Moskali pogromił, to i jeszczeć mostu ugasił!
Nie koniec na tem o przeprawę bojów, bo gdy za ułanami w ślad się przeprawiać artyleria poczęła, by walk na północnym brzegu ogniem z bliska wspierać, to na tenże moment kozacy do szarży ruszyli... I rzeczy niemal nie do uwierzenia, że na stronie jednej onych sotnię całą powstrzymał szarżujący przeciw nim podchorąży Mieczysław Żniński z trzema (!!!) ułanami, zasię drugich pobok następujących, dopokąd działa nie odprzodkowały, nie załadowały i ognia nie dały, strzymywał wachmistrz Józef Pawlak, co kulomiotami na taczankach komendował... Nawiasem: jako pułk w bój ruszał, jeno dwie miał takie machiny, wszytkich inszych maschinengewehrów na wrogu w ciągu tygodnia zdobywszy, mógł nareście szwadron karabinów maszynowych z prawdziwego zdarzenia sformować... I za okazyją dygresyja nieduża, bom dopotąd zda się o taczankach nie pisał... Najwięcej to nibyż z rosyjską kawalerią kojarzone urządzenie, by na podwodzie jakiej lekkiej karabinu maszynowego z obsługą posadzić, przecie zda mi się, że to nie Moskale, a nasi w tem do absolutnego przyszli pierwszeństwa...:)
Zdałoby się, że z taczanki jeno w tył, luboż na boki strzelać można, bo do przodu niemal niepodobieństwem, by własnego woźnicy czy koni nie ubić, przeciem czytywał, że naszym taczanek obsługom i takie się sztuki udawały... Zdałoby się tedy, że taczankom najbardziej odwrotu osłaniać rzecz stosowna, a przeciem słyszał, że nasi równo z szarżą pędząc (a i chyżej czasem nawet !:), szarżującym drogi ogniem z maschinengewehra czyścili! Zdałoby się, że niepodobieństwem o jakiem celnem myślić strzelaniu z taczanki pędzącej, a przecie nie po drodze asfaltem wylanej, a po błoniu jakiem, czy po stepie, gdzie pierwsza myśl samemu się dobrze trzymać, by nie wypaść, a przecie strzelce nasi moc krzyżów i medali za takież właśnie strzelanie dostawali!
By, nie zanudzić, o jednej tylko jeszcze opowiem batalii, co jej początkiem nawet za dzień święta przyjęto pułkowego i sub die 17 września obchodzono. Jako już za uchodzącymi bolszewikami, na Wołyniu 8 Brygada pościgi czyniła, wpodle Klewania, mieścinki niedużej nad rzeką Stubłą przyszło do takiegoż galimatiasu, że straciwszy uchodzących z oczu, strzymał Imć pułkownik Grzmot-Skotnicki**** brygady całej, by się w okolicy rozpatrzyć. Sąsiedzki 2 Pułk Ułanów stanął od miasteczka na północ, frontem ku stacyi kolejowej, zasię nasz 115 miasteczko samo zajął, za czym patrole w ślad za Moskalem rozesławszy, konie rozkulbaczył. Znowuż mi dygresyi czyniąc, prosić przebaczenia przyjdzie, ale o tem nie rzec nie sposób, boć to utrapieniem wielkopolan było okrutnem... Owoż dostali oni w moderunku swojem jakiego po Niemcach erzatsu, w postaci kocy pod siodła papierowych... Anim słyszał gdzie o tem, by jakabądź armia takich zażywała, temuż mi mniemać, że to jeno jakie experimentum było nieudaczne i zarzucone wrychle, aleć że naszym tu Fortuna nie dopomogła, spadłoż im to nieszczęście na głowy, a ściślej na grzbiety końskie... Ano i co człek się jakich spominków ułańskich tknie, to sarkania na odparzone końskie grzbiety najwięcej... temuż się nie dziwuj, Czytelniku Miły, że za leda chwilą możebną, koni rozkulbaczano, by im ulżyć...
Ano i na takich, do boju nie nadto gotowych znienacka nieprzyjaciel nastąpił... Na stacyję, niczem jaki deus ex machina, wjechał sowiecki pociąg pancerny i jak po 2 Pułku prać nie pocznie, tak onym się zdało, że się przed niemi piekło rozstąpiło, tedy przed tym ogniem i piechotą nacierającą poczęli odstępować ku tyłowi...
Ze wzgórz miasteczko ode wschodu okalających podobny się począł ostrzał, a patrol posłany galopem ku miasteczku nawrócił, na karkach mając całej niemal bolszewickiej brygady jazdy! Jakbyż i tego było mało, na równieńskiej szosie (od południa) się pojawił sowiecki automobil pancerny i ze swej strony ogniem z maschinengewehrów obłożył skraj miasteczka, a za niem następująca piechota najwyraźniej zamyślała ułanów w Klewaniu okrążyć i od zachodu i zdusić!
Ano i prawda to nieskłamana, że wartość żołnierza najwięcej w chwili nagłego poznać zagrożenia... Insi by i może głowy potraciwszy, biegać obłędnie poczęli, luboż się i na parol wroga zdawali, naszym zasię ułanom, choć rozproszonym i bez koni, co ich koniowodni po rynku z harmat ostrzeliwanem, póki co darmo łapać probowali, ani do głów przyszło, by ich tracić...:) Najsamprzód szwadron pierwszy pod porucznikiem Bednarskim, wrychle przez szwadron drugi podparty, PIESZO przeciw kozakom szarżującym postąpił i onych z miasteczka na powrót wyparł! Jako już się tu i bój spomiędzy opłotków na równinę przeniósł, w sukurs walczącym przyszły taczanki nasze, których kozacy najwidniej z bliska zapoznać nie nadto ciekawi, bo odstąpili wrychle... Oficyjerowie przy tem wszytcy nasi, jak nie padli, tak ranieni zostali, temuż przy końcu starcia tegoż komenda była przy prostym wachmistrzu, Marcinie Bekasiaku.
Od południa porucznikowi Milewskiemu z trzecim szwadronem także udało się piechurów z miasteczka wypchnąć, i na cmentarzu się okopawszy, nie dopuścić k'temu, by go już stamtąd wyparto. Adiutantowi pułkowemu, porucznikowi Dembińskiemu, com go już tu i spominał, laury kolejne należne, bo z jednem ledwo ułanem (starszy ułan Stanisław Niedziałek), karabin maszynowy obsadziwszy, nie dopuścił, by czerwoni i od zachodu Klewań podeszli! Na toż nareście szwadron czwarty, już na powrót konny, między pierwszym i trzecim uderzywszy, natarcie bolszewickie złamał i zwinął, a na karkach uciekających, do samego lasu pogonił... I rzecz znów niemal nie do uwierzenia: przyszło do boju niesłychanego taczanki z owym automobilem pancernem, gdzie kapral Jan Opaska z woźnicą swojem tak onego manewrowali, by ów się okręcać nie nadążał, sami zasię onemu pneumatyki i insze mechanizma tak zdziurawili, że załoga onego wolała rejterować, niźli dalej tej utarczki toczyć!:) I co się znów na cyrkumstancyje tak straszne ledwo do uwierzenia możebnem wyda... że w tem boju żeśmy po prawdzie kilkudziesięciu rannych mieli, ale poległych ledwo dwunastu!
Ano i to już nie dziwne, że dla zasług tak znacznych, po wojny pokończeniu pułku, choć ochotniczy, umyślono nie rozformowywać, a na stałem wojskowem etacie ostawić. Jeno przy tem numeru odmieniono na 25 i takiem już po kres swój pozostał...
Na koniec jeno jeszcze dzisiejszych kontynuatorów tegoż pułku sławnego tradycji wskażę, co to po stronie jednej 16 Pomorska Dywizja Zmechanizowana , po drugiej zasię całkiem cywilna, przecie wielce zacna instytucja: Stowarzyszenie Roztoczańskiej Konnej Straży Ochrony Przyrody imienia 25 Pułku Ułanów Wielkopolskich, której za tąż pamięć nieprzemijająca cześć i chwała! A i szkole, takoż onych imienia, w miejscu szarży ostatniej wrześniowej, w Krasnobrodzie samem...
Imci Torlinowi zawdzięczać mi przyjdzie, że ów byłże tak wielgiej dobroci, iż uraczył mię ucztą prawdziwą dawniejszych fotografij z orkiestrami pułkowemi, w tem i z plutonami trębaczy jazdy naszej... Kto ciekawy, za Imci Torlinem upraszam, gdzie i naszego pułku orkiestry najdzie:
http://www.odkrywca.pl/orkiestry,378490.html
I tegoż to Pułku ku pamięci toast wznoszę na stojąco, zasię przed niem jeszczeć i inszego: za pamięć o człeku przezacnym, którego wnukiem mam honor się mienić, a który Pułkowi temu niemal dwadzieścia lat swego żywota poświęcił... za pamięć Wachmistrza Wawrzyńca Ślązaka...
_______________________
* rotmistrza Macieja Mielżyńskiego, której to persony zapamiętać upraszam, bo nawrócim do niej jeszcze
** o cyfrze onych, internowanych w Prusach Wschodnich, rozmaicie prawią, ale możnaż ich między 30 a 45 tysiąców rachować.
*** niejakiego Josifa Dżugaszwilego, więcej znanego jako Josif Wissarionowicz Stalin
**** spominałżem Go już ongi za okazyją o Belinie cyklu, boć Ów się do onej słynnej "siódemki" Beliny-Prażmowskiego liczył, onego najpierwszego naszego w Legionach pocztu "ułańskiego", co po prawdzie więcej bryczkami jeździł, a siodeł na sobie nosił...:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pozdrawiam tylko, a ciekawy z pewnością tekst poczekać musi na mnie do weekendu
OdpowiedzUsuńUpewniam Waszmości, że nie uciecze:)
UsuńKłaniam nisko:)
Panie Wachmistrzu,melduję wykonanie zadania.
UsuńOdmeldowuję się
Pozdrawiam
Wrrrrrróć!:) Jakże to tak, Wasza Miłość? Wsiadanego trąbić bez strzemiennego?:) A ku przyszłości może więcej ku cywilnym się formom nawróćmy, bo te akuratnie - z wykonaniem zadania - arcypaskudnie mi się kojarzą...
UsuńKłaniam nisko:)
Racja.
UsuńKiedyś już słyszałem ten meldunek.
Pozdrawiam
Refleksyja mię za tąż sposobnością naszła, że póki się tak jeno wojskowi swoim meldowali, szły jako tam rzeczy koleją swoją... Jako się tego zaś jęli cywile, wojskowych małpować usiłująć, wraz wszystko iść szło ku gorszemu, tandem iście może i nie od rzeczy było, jakoby się każdy dzierżył swego...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Pozwolę sobie również wznieść na stojąco toast za pułk i Waćpana protoplastę oraz jego kompanionów.
OdpowiedzUsuńOczywiście dla kobiet najciekawsze były ceremonie towarzyszące zabawom.
Serdecznie pozdrawiam.
Bóg Zapłać Waćpani za ten toast i dobre słowo:)
UsuńKłaniam nisko:)
I coż mam zrobic Wachmistrzu miły.... jak mi się słoiki na przetwory z owoców i jarzyn wszelakich pod rękę wpychają?
OdpowiedzUsuńA tu zaległości tyle z poprzednich not jeszcze. Klasówka mnie czeka z całości materiału, ale chyba się tym bolącym paluszkiem oraz główką wykpię. Bo "ogórce małosolne" uwielbiam nieprzytomnie wprost, a właśnie wiadereczko ich pełne i całkiem pokaźne w prezencie dostałam.
I coż mam począć Wachmistrzu z tym nadmiarem szczęścia w formie pisanej, jak ja tu mam taki nadmiar ogórców do kiszenia.......
A tak na poważnie to gratuluję Wnukowi takiego Wspaniałego Dziadka. Serdecznie pozdrawiam!
Jako się tam przecie ugodzim na jaki procent w tych ogórcach płacony:))) Takoż mi bowiem ze wszelkiej na świecie słodyczy najwięcej poważać małosolnych...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Pamiętam, jakeś swego czasu pisał już o Pułku tem i spominał Dziadka Swego... :) Pozwól, że i ja za okazyją Swojego wspomnę, bo też ma tytuł do chwały.
OdpowiedzUsuńMego Dziadka ze strony Ojca znać mi nie było dane...zginął, nim przyszedłem na świat. Wiem jednakże z opowieści, iż Dziadek służył w armijej Andersa i dzielnie pode Monte Cassino bił się :)
Kłaniam się nisko Waszej Miłości!
A czemuż bym nie pozwalać miał?:) Osobliwie, gdy mąż tak wielkiej zacności i sławy? Szkoda jeno, żeś Go, Kawalerze, poznać nie mógł i opowieści Jego nie mógł posłuchać... Z pewnością byłyby pasjonujące...
UsuńKłaniam nisko:)
Ja moich dziadków nie poznałem. Jeśli wierzyć opowieściom rodzinnym: jednego - niestety, drugiego - na szczęście.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wnukowie zwykle nic do powiedzenia w tejże materyjej nie mają, tandem jeśli jest jako Waszmość powiadasz, wychodzi, że się połowicznie tem jeno smucić należy...
UsuńKłaniam nisko:)
Witaj
OdpowiedzUsuńKochać, tak historię możesz tylko TY i moja koleżanka Monika :)
Pozdrawiam :)
Szczęśnie to zatem dla otoczenia... Jej i mojego, że się nie znamy:)
UsuńKłaniam nisko:)
Wyślij te historię do pułku! Ucieszą się. Każdy ma przecież swoja izbę pamięci i jakieś tradycje kontynuuje:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Pułk przecie już od z górą półwiecza nie istnieje...
UsuńKłaniam nisko:)
Pułk którego tradycje kontynuuje jednostka mojego męża też nie istnieje od bardzo dawna:)
UsuńTośmy się, widać, nie pojęli jako potrzeba...:) Prawda, aliści jako pomnę własną, to tam im tyle wiedzy trzeba, by na jednej tablicy koło wymalowanego szlaku bojowego w izbie zmieścić pamięci...:(
UsuńKłaniam nisko:)
przyłączam się do toastu! i pozdrowienia zostawiam :)
OdpowiedzUsuńBóg Zapłać:)
UsuńKłaniam nisko:)
Zajrzałam do Ciebie, ale skupić się trudno, pogania mnie oddech pracy na karku.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia serdeczne natomiast przesyłam już teraz! :)
To i podobnie jak mnie:)
UsuńKłaniam nisko:)